Secrets of London
12/04/1972 - Big klamoty, Big kłopoty - Wersja do druku

+- Secrets of London (http://secretsoflondon.pl)
+-- Dział: Scena główna (http://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=5)
+--- Dział: Aleja horyzontalna (http://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=20)
+--- Wątek: 12/04/1972 - Big klamoty, Big kłopoty (/showthread.php?tid=1064)



12/04/1972 - Big klamoty, Big kłopoty - Elliott Malfoy - 05.03.2023

Domowe wizyty nie leżały w zakresie jego obowiązków, tym bardziej naloty z nakazem. Raczej sprawdzał dokumenty i zlecał tego typu 'happeningi', lawirował pomiędzy biurami departamentu skarbu, aby spiąć wszystko w jedną teczkę i skreślić kolejne imię, czy tez nazwę własną ze skrzętnie spisanej listy. Niestety, ostatni miesiąc, zajmujący się odwiedzinami dłużników czy innych delikwentów, komornik Ministerstwa spędził w szpitalu i wciąż dochodził do siebie. Elliott zwinne udawał, że jest mu mężczyzny bardzo szkoda, nawet wysłał mu kwiaty do Munga z karteczką, w której zebrał podpisy sporej ilości osób z departamentu, gdzie życzyli mężczyźnie szybkiego powrotu do zdrowia. Obowiązki nieobecnego pracownika rozdzielił pomiędzy siebie, a zaufaną osobę - Henriettę.
Bradley był dobry w swojej pracy, wręcz za dobry i dlatego należało wziąć sprawy w swoje ręce. Elliott Malfoy rzadko parał się uczciwą pracą, chyba że akurat skrupulatnie wypełniał tabelki i stawiał podpisy, a to zajmowało mu najcześciej przysłowiowe piętnaście minut pomiędzy godziną jedenastą czterdzieści pięć, a lunchem. Zdarzało mu się też rozstawiać wszystkich po kątach - to potrafił najlepiej, w końcu jako dziecko odbył przyspieszony kurs w bufoństwie i uprzywilejowaniu, które ukrywał z chirurgiczną wprawą w codziennych interakcjach prywatnych. Poza tym, miał na głowie o wiele ważniejsze sprawunki, jak chociażby spoglądanie przez niewielką lornetkę, z loży, czy jego koń faktycznie wygra kolejny wyścig i czy kuzyn, który zajmował się zakładami kiwa mu w odpowiedni sposób głową z drugiego końca korytarza, aby właśnie teraz, dokładnie w tym momencie udawał zaskoczonego i uradowanego. Przez lata współpracy wyrobili sobie przeróżne sygnały, nie bez początkowych problemów, gdzie wyglądali bardziej jak wysyłający sobie znaki dymne rycerze na barykadach, którzy bardzo chcąc bronić miasta zapomnieli ubrać zbroję, osiodłać konie i potrzebowali idącego za nimi giermka uderzającego w kokosy, aby imitować stukot kopyt. Levi, na całe szczęście, wyglądał na mniej bystrego niż był w rzeczywistości, to rownież dawało naszym chłopcom conajmniej dziesięć punktów do kamuflażu i machlojek; przynajmniej w odczuciu Elliotta, który znał go całe życie, widział każdy jego upadek twarzą w błoto, potknięcie o psa na schodach czy zderzenie się z Perseusem czołami, jak próbowali latać na miotłach w Hogwarcie.
Zapukał do dopiero co wstawianych, pachnących nowością drzwi prowadzących do aktualnego lokum Leviathana, przy okazji unosząc dłoń i powstrzymując jednego z trzech pracowników stojących za jego plecami przed zrobieniem tego w bardziej agresywny sposób.
- Nie tak szybko - mruknął jedynie - entuzjazm zostawmy na przeszukiwanie szafek i kredensów - uśmiechnął się do dobrze zbudowanego, młodego chłopaka, którego widział może po raz drugi w całym swoim życiu. Zanim wybrał się na tę 'misje', skrzętnie sprawdził résumé odpowiednich kandydatów. Nie mógł zawsze zabierać tych samych ludzi, w te same miejsca, to byłoby zbyt podejrzane. Dawał szanse nowo zatrudnionym pracownikom, zwłaszcza kiedy wiedział, że w miejscu, do którego idą nie znajdą absolutnie nic poświadczającego o winie delikwenta, którego imię figurowało na szczycie pliku dzierżonym przez Malfoya.
Zapukał po raz drugi, tym razem mocniej i westchnął głośno, zupełnie jakby miał przed sobą talerz owoców morza i odkryłby, że krewetki nie są świeże, a przechowywane któryś dzień w chłodnym miejscu.
- Teraz możesz, Jenkins - odsunął się, pozwalając 'obstawie' wykonać swoją prace i otworzyć drzwi za druga próbą użycia mocniejszego zaklęcia. Te nie zostały wcale pokiereszowane, choć uderzyły o stojącą za nie komodę, przez co po holu poniosł się głośny huk. Elliott skrzywił się delikatnie i wyminął wcześniej wspominanego po nazwisku pracownika. Zapukał raz jeszcze w  drewnianą powierzchnię.
- Panie Prewett, diabeł przyszedł po pańską duszę - odezwał się donośniej, tak aby jego głos poniósł się na pierwsze piętro, acz nie krzyczał. Chciał dać Leviemu jeszcze jedną szansę, aby zjawił się w drzwiach. Wolał nie znajdować go w sypialni bądź gabinecie, gdy wykonywał jakiekolwiek nielegalne, bądź legalne ale wciąż dość osobliwe, czynności.
Słysząc kroki nadchodzące z piętra rozejrzał się po holu nowego lokum kuzyna. Wyglądało jakby przeszedł przez nie huragan. Na szafkach stały butelki i do połowy puste szklanki, co kompletnie go nie zdziwiło. W końcu sam przyszedł wczoraj na parapetówkę Prewetta, ale ulotnił się zanim impreza się rozkręciła. Bardzo chciał zostać, ale w momencie, gdy chodziło o faktyczny sposób zarobku ich obydwu, czyli dzisiejszą wizytę, wolał pozostać ostrozniejszy i profesjonalniejszy niż zazwyczaj. Nie wszedł całkowicie do mieszkania, pozostając w połowie na jego progu, a trójka pracowników Departamentu Skarbu stała za jego plecami. Uniosł spojrzenie, gdy osoba schodząca z piętra stanęła przed nim w pełnej krasie i musiał przyznać, że strąciło go to z pantałyku. Nie pamiętał, aby Leviathan był tak sowicie obdarowany przez naturę w okolicach dekoltu, uniósł jedną brew bezpardonowo gapiąc się na piersi stojącej przed nim kobiety, te zazwyczaj w ogóle go nie interesowały, ale rozmiar tej szczególnej pary wprawił go w taką konsternację, że zastanowił sie czy nie zapytać jednego z pracowników o przeszukanie koszulki tejze osoby, tak na wszelki wypadek, bo mogło tam sie chować o wiele wiecej sekretów niż w niejednej szufladzie.
Podniósł oczy na twarz rozmówczyni, która była do tego stopnia rozeźlona, że jej młoda buzie zdobiła ogromna zmarszczka zirytowania.
- Zabierzcie mu każdy jeden knut, ten człowiek to szachraj i bazyliszek, nigdy nie przeżyłam takiego poniżenia... A mam ich na koncie sporo! - wyrzuciła z siebie i przeprawiła się przez ekipę z Ministerstwa bez najmniejszych problemów, bo nawet największy z nich, wcześniej wspomniany Jenkins, odsunął się w przestrachu.
Elliott nie mógł się przez chwilę otrząsnąć, tak samo zresztą jak jego towarzysze. Zamrugał, patrząc po nich i po butelkach stojących u podnóża schodów. Nawet nie zauważył, że po schodach zeszła kolejna osoba i tym razem był to wspomniany wcześniej pan Prewett.
Malfoy wyglądał trochę tak, jakby zobaczył w holu swojego ojca przebranego za primabalerinę, a nie kobietę o sporych walorach.
- Miejmy nadzieję, że jej big klamoty... - odchrząknął, bo przy kuzynie mógł tak mówić, ale przy pracownikach już niekoniecznie - to znaczy, kłopoty, były jedynymi na jakie tutaj trafimy - podsumował i, szczerze powiedziawszy, czekał na wyjaśnienie.
Wyglądało to jak niemały ambaras, zwłaszcza, że zdawał sobie sprawę, iż kuzyn nie gustuje... w kimkolwiek, właściwie. Jego miłością była szelma sama w sobie.


RE: 12/04/1972 - Big klamoty, Big kłopoty - Perseus Black - 05.03.2023

Perseus uwielbiał dramaty. Perseus żył dla dramatów; stanowiły wszakże jeden z powodów, dla których wybrał swój zawód (magispychiatra brzmiał bardziej dostojnie niż aktor według słów ojca).  Niestety, ostatnimi czasy te najczęściej dotyczyły także i jego, a wtedy przestawało być zabawnie. Kiedy więc w środowy poranek ujrzał niemałą delegację z Ministerstwa Magii przed domem Leviathana, nie mógł się powtrzymać od podejrzenia, co właściwie się dzieje. Oczywiście nie ulega wątpliwości, że kierowała nim męska solidarność i koleżeńska troska, a nie to, że w towarzystwie zaufanych mu ludzi rozlewał herbatę częściej niż jego matka. A że zdarzyło się tak, że przyjaciel mieszkał po drugiej stronie ulicy, miał niemalże idealny widok na (nie)małe zamieszanie u Prewetta z okien swojego gabinetu na parterze.
Popijał właśnie chłodną kapuczinę z filiżanki od Eden (jedynej, jakiej udało mu się zachować, gdy była małżonka się od niego wyprowadzała i to tylko dlatego, że akurat z niej pił, gdy skrzat pakował wszystkie jej rzeczy) z uroczym napisem PIERDOL SIĘ na dnie,  gdy zdał sobie sprawę, że wśród urzędników znajduje się nie kto inny, a Elliott. Ich Elliott! Pomachał mu nawet rozentuzjazmowany, ale nie był pewien, czy mężczyzna zauważył - nawet jeśli, to chyba nie wypadało mu odmachiwać, był przecież w pracy. Poza tym, jeśli Malfoy był przy wizycie smutnych panów, to mógł być niemalże pewien, że Leviemu włos z głowy nie spadnie. Ale jakże władczo i pociągająco wyglądał dawny kochanek w tym garniturze, kiedy wydawał polecenia innym czarodziejom! Serce Perseusa aż zabiło mocniej - zapragnął wybiec z domu i paść przed nim na kolana na ulicy, wykrzykując "ELLIOTT, PROSZĘ WRÓĆ DO MNIE, ZMIENIŁEM SIĘ". Nie zdążył jednak wcielić swego plano w życie; oto z mieszkania wyszła... KOBIETA. Nie miał pojęcia, że Prewett interesował się kobietami. Ba, w ogóle nie miał pojęcia, że interesował się kimkolwiek!
Zwyrodnienie kręgosłupa na starość, jak nic.... — mruknął do siebie, nie spuszczając wzroku z walorów młodej damy, opuszczającej w stanie wzburzenia dom Leviego. Na Merlina, jakie duże miała... pokłady pewności siebie, kiedy przeciskała się pomiędzy pracownikami Ministerstwa! Perseus nigdy nie widział tak ogromnych... to znaczy, tak ogromnego przypływu gniewu, a widział wiele - był wszakże synem swej matki. Zastanawiał się, gdzie Leviathan poznał tę niewiastę i czy byłaby szansa, aby mógł przestawić ją Perseusowi? W celach naukowych, oczywiście.
Chwilę zajęło mu otrząśnięcie się z szoku (to znaczy, dopóki kobieta nie zniknęła z jego pola widzenia). Kiedy wreszcie uspokoił myśli, złapał pośpiesznie za kartkę, a następnie napisał na niej "ZAMRUGAJ DWA RAZY JEŚLI MAM WZYWAĆ PRAWNIKÓW" i przyłożył ją do szyby.
Nie pomyślał jednak, że z tej odległości nie zobaczy nawet, jak Levi mruga. Ba, po drugiej stronie ulicy wiadomość Perseusa musiała wyglądać jak zwykłe bohomazy. Równie dobrze mógł narysować tam to, co rysować umiał najlepiej - domek.

wiadomość pozafabularna
Osiedlowy monitoring przez cały czas stoi w oknie, ale ja już nie mam nic do dodania. Bawcie się grzecznie :*