Secrets of London
[17/04/1972] Most Overtoun, Wyspy Brytyjskie || Erik & Brenna - Wersja do druku

+- Secrets of London (http://secretsoflondon.pl)
+-- Dział: Poza schematem (http://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=29)
+--- Dział: Wyspy Brytyjskie (http://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=30)
+--- Wątek: [17/04/1972] Most Overtoun, Wyspy Brytyjskie || Erik & Brenna (/showthread.php?tid=1365)



[17/04/1972] Most Overtoun, Wyspy Brytyjskie || Erik & Brenna - Erik Longbottom - 03.05.2023

adnotacja moderatora
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic

—17/04/1972—
Most Overtoun, Wyspy Brytyjskie - Szkocja
Erik & Brenna Longbottom



Erik zaczynał mocno podawać w wątpliwość to, czy faktycznie jest tak odpowiedzialny, jak się wszystkim wydaje. Wprawdzie udało mu się doprowadzić do końca kwestię swojego leczenia związanego z klątwą kuchenną, jednak przez ostatnie kilka dni mieli w domu problem. Kolejny. Po tym, jak jego siostra naraziła się na niebezpieczeństwo w walce ze straszydłem z jeziora, mimowolnie zwracał na nią większą uwagę. Czy jadła? Czy sypiała o regularnych porach? Czy się nie przemęczała w pracy? Pomimo swoich obaw względem niej, starał się zachowywać normalnie... Do czasu aż zobaczył, że znowu wertuje książki, starając się zidentyfikować tę dziwną istotę.

Podjął decyzję pod wpływem chwili. „Heej... Bren? Mam ochotę na mały spacer, nie chcesz się wybrać do Szkocji na parę godzin? Możemy nawet wpaść na jakieś gofry w którejś z wiosek na trasie!”. Ich przystankiem na słodką przekąskę okazała się budka niedaleko drogi do atrakcji turystycznej w formie dworku. Zbliżało się powoli lato, więc idealnie trafili! W końcu lokalni sprzedawcy i przedsiębiorcy musieli przygotować się na napływ turystów! Longbottom naciągnął na głowę kaptur od kurtki przeciwdeszczowej, którą sobie zarzucił na wszelki wypadek. Wprawdzie nie zbierało się jeszcze na intensywne opady, ale wokół nich unosiła się gęsta mgła. Było to nieco... niepokojące.

Powiem ci, że są nawet lepsze od tych, które mieliśmy ostatnio. Nawet rodzice byli zadowoleni. Chociaż może to dlatego, że nie wspomniałem, że kupiliśmy to w przydrożnej budzie, a nie w eleganckiej cukierni w centrum Londynu — mruknął, nabijając na widelec krzywo pokrojony w kostkę kawałek gruszki. Owoc szybko zniknął w jego ustach. — A ty, co sobie wzięłaś?

Zerknął kontrolnie na młodszą siostrę, lustrując przy okazji linię lasu. Przez wszechogarniającą mgłę nie zdołał jednak nic zobaczyć, aż w końcu skierował wzrok przed siebie w kierunku mostu, do którego się zbliżali i... Zamarł. Na Merlina, jaki uroczy!, zachwycił się, widząc psa. Chyba był to terrier, jednak ciężko było określić rasę, biorąc pod uwagę słabą widoczność. Był majestatyczny. Nawet bardziej niż Ponurak. Ten tutaj po prostu się gapił przed siebie, w rozciągającą się pod mostem pustkę. Erik z Brenną zbliżyli się o kilka kroków.

Zobacz, jaki piękny! — zwrócił uwagę, celując plastikowym widelczykiem w zwierzaka. — I taki spokojny. Ciekawe, gdzie jego właściciel, chyba nikt nas nie mijał, jak szliśmy w tę stro...

W tym momencie na jego oczach, pies wycofał się mniej więcej na środek mostu, wziął rozbieg, a następnie skoczył za murek, a zarazem jedyną barierę, która oddzielała go od dna kilkunastometrowej przepaści. Longbottom momentalnie podniósł alarm, krzycząc „Święty Merlinie!”.




RE: [17/04/1972] Most Overtoun, Wyspy Brytyjskie || Erik & Brenna - Brenna Longbottom - 03.05.2023

Erik, obserwując siostrę w ostatnich dniach, mógł dostrzec, że Brenna jadła sporo i całkiem chętnie, choć dość często w biegu. Acz jeśli tylko mogła, przysiadała do obiadu z domownikami. Poza tym… cóż, była zajęta. Wieczór trzynastego spędziła nad księgami. Kolejnego dnia pracowała, i to dłużej niż zwykle, bo wpadła do biblioteki na Horyzontalnej z Heather – uczyły się o nekromancji, a potem jeszcze poszukała informacji o istotach. Następnego dnia wyszła do pracy dwie godziny wcześniej niż zwykle, by poćwiczyć z Heather patronusy, jeszcze kolejnego wróciła później, bo eskortowała do domu ranną Effie Trelawney, a kolejnego miała wolne, uszkodziła sobie nogę skacząc z przeklętej miotły i gdy musiała parę godzin przeleżeć wieczorem w łóżku, na zmianę wertowała książki o przekleństwach i te o magicznych stworzeniach…
Była więc odrobinę zajęta, ale ani myślała odmawiać gofrów.
- E tam, tata by nie narzekał. To Brygadzista z krwi i kości. Mógłby jeść gruz i pić kwas, póki ten pierwszy uformuje się w kształt pączka, a ten drugi zmiesza z kawą. Mama… mama to co innego, ona faktycznie nie kręci na taką Norę Nory nosem tylko dlatego, że to no… Nory – odparła na pytanie Erika. Wyjątkowo nie z prędkością światła, bo z entuzjazmem zjadała ogromnego gofra. – Nie mogłam się zdecydować, więc wzięłam takiego z bitą śmietaną, z polewą czekoladową, z owocami i z posypką. Powinnam była w ogóle być mądrzejsza i wziąć dwa, przecież mam dwie ręce – oświadczyła, podsuwając mu niemal pod nos smakołyk, a potem ugryzła jeszcze kawałek. Przy okazji brudząc sobie nos bitą śmietaną. Przeżuwając spojrzała w stronę psa, na którego spojrzał Erik.
- Pewnie miejscowi pozwalają mu biegać wolno – powiedziała, trochę potępiająco. To było niestety częste i zdaniem Brenny absolutnie nieodpowiedzialne. Patrząc na psa we mgle, miała wrażenie, że prawdopodobnie jedno z rodziców było terierem, ale drugie kundlem i może dlatego właściciele niedostatecznie o niego dbali? – O ile w ogóle jakichś ma, może ktoś go tutaj porzucił? Mugole podobno czasem tak robią, znudzą się i porzucają takiego…
Wzięła kolejny kęs. I omal się nie zakrztusiła, akurat w momencie, gdy Erik mówił, że chyba nikt ich nie mijał, a pies, znajdujący się parę metrów przed nimi, postanowił… skoczyć. Wydała z siebie nieartykułowany okrzyk, po czym jej gofer, jej wspaniały gofer z bitą śmietaną, z owocami, z polewą czekoladową i podwójną posypką orzechową, wylądował na ziemi. A Brenna już gnała przed siebie, z wyciągniętą różdżką, nie przejmując się tym, czy zobaczy ich jakiś mugol. (Najwyżej rzuci się na niego oblivate. Sama siebie przecież za naruszenie kodeksu tajności nie aresztuje, prawda?)
- Leviosa! Accio! Impedimenta! – wykrzyczała jedno za drugim zaklęcie, machając przy tym różdżką, jakby się bała, że jedno nie wystarczy. I właściwie mogło nie wystarczyć, bo rzucała je przecież w biegu, mistrzem translokacji nigdy nie była, a w dodatku w ustach wciąż miała kawałek utraconego gofra…
[roll=N]
[roll=N]
[roll=N]


RE: [17/04/1972] Most Overtoun, Wyspy Brytyjskie || Erik & Brenna - Erik Longbottom - 04.05.2023

Z dwojga złego wolę podejście mamy. Na gruzie i kwasie nie jest łatwo przeżyć — rzucił z wyczuwalną dozą niepewności.

Na szczęście nie zdarzyło mu się do tej pory testować tej teorii. I naprawdę liczył, że nie będzie musiał. Szkolenie na brygadzistę i detektywa nie obejmowało tego typu eksperymentów. Lepiej, żeby tak pozostało. Wolał już eksplorować tajne restauracje, jak ta, do której zaprowadził go jakiś czas temu Perseusz Black. Wprawdzie niezbyt pasował do tamtejszej klienteli, ale wolał to, niż formowanie fałszywych pączków z błota i liści.

Parsknął cichym śmiechem na komentarz siostry. Faktycznie, wielka strata, że nie nie zaopatrzyli się w większe zapasy. Uradowałoby to zarówno Brennę, jak i sprzedawcę, który zażyczyłby sobie wysokiej ceny za takie fanaberie rodzeństwa. Ehh... Rzadko kiedy można było mieć czegoś duże ilości, a jednocześnie mało za to zapłacić. W takim to właśnie świecie żyli.

To nawet my jesteśmy bardziej odpowiedzialni, a adoptowaliśmy nadprogramową liczbę zwierząt pod wpływem chwili — skomentował, spoglądając kwaśno na teriera. Ktoś zdecydowanie nie zajmował się nim dostatecznie dobrze. Może decyzja o przyjęciu pod swój dach trójki mugolskich psów nie była szczególnie mądra, ale na razie nie doszło też u nich do żadnej katastrofy. Nikt nie umarł, meble były w całkiem dobrym stanie. Udało im się wybronić.

W innych okolicznościach może by się nawet zaśmiał, widząc Brennę z jedzeniem buzi, ciskającą zaklęciami z równie dużą intensywnością, z którą na co dzień wypluwała z siebie ciekawostki na temat mugolskiej popkultury. Teraz jednak ani trochę nie było mu do śmiechu, gdyż był autentycznie przerażony tym, czego był świadkiem. Jak to dobrze, że dziewczyna miała taki dobry refleks. Gdyby nie ona, byłoby po nim, pomyślał, dopiero teraz zauważając, że jego gofr również wylądował na ziemi. Cóż, to nie było teraz ważne. Tę stratę będą opłakiwać później.

Sprowadzę go — zakomunikował nerwowo, podbiegając do zawieszonego w powietrzu psa. Zwierzak wydawał się skonfundowany i nieco przestraszony. Pytanie tylko, czy tym, że na jakimś poziomie świadomości zdał sobie sprawę z tego, co próbował zrobić, czy też to magia czarodziejów wywarła na nim takie wrażenie. — Chodź tu kochany. Chodź, nic ci nie zrobimy. — Wyciągnął ręce ku psiakowi, kierując do niego słowa wypowiadane z niepodważalną wręcz czułością. Dzięki sporemu wzrostowi nie musiał nawet prosić siostry, aby obniżyła pułap „lotu” ich niedoszłego samobójcy.

Na Merlina, co za trauma, pomyślał, biorąc psa na ręce. Trzymał go na tyle mocno, aby ten nie mógł się po prostu wyrwać przy pierwszym lepszym wierzgnięciu. Podszedł do Brenny, jednak nie zatrzymał się przy niej, a zamiast tego ruszył w stronę, z której przyszli, aby odejść z mostu i przenieść się bliżej linii drzew. Z dala od wścibskich oczu i z dala od przepaści. Erik pokręcił głową, klepiąc psa po boku.

Dobrze, że tu byliśmy — mruknął, nie do końca jeszcze kontaktując. — Nie przewidziałem, że trafimy na coś takiego, ale dobrze, że tu przyszliśmy. To był jakiś... odruch? Spontaniczna decyzja? Nie wiem, magia? Zwierzęta się chyba tak normalnie nie zachowują, co nie?




RE: [17/04/1972] Most Overtoun, Wyspy Brytyjskie || Erik & Brenna - Brenna Longbottom - 04.05.2023

Zdaniem Brenny nieodłączną częścią szkolenia na Brygadzistę było zrozumienie, że kawę da się pić pod każdą postacią i że stężenie kofeiny w żyłach powinno być wyższe niż krwi. Równie istotne było odkrycie, gdzie są najlepsze pączki w okolicy, przy jednoczesnej nauce, że te twarde jak kamień przy odrobinie uporu też da się pogryźć.
Nie zdążyła jednak podzielić się z bratem tymi przemyśleniami, a wszystko przez nieprzewidzianą akcję ratowniczą, którą musieli przeprowadzić. Miała wrażenie, że serce wyrwie się jej z piersi, kiedy leviosa zadziałała i poderwała psiaka z powrotem w górę, nawet jeżeli kolejne dwa czary nie przyniosły założonych rezultatów. Nie poruszyła różdżką, utrzymując zwierzaka – chyba faktycznie, mamusia terier, a tatuś jakiś kundel, ale i tak prześliczny – w powietrzu, póki brat go nie pochwycił.
Dopiero potem się rozejrzała. Na całe szczęście, wszystko tonęło we mgle, więc z daleka żaden mugol nie mógł ich dostrzec, a w pobliżu nikogo nie zauważyła, ani nie usłyszała. Kiedy upewniła się, że nie złamali właśnie kodeksu tajności, ruszyła pośpiesznie za bratem.
- Nie mam pojęcia, może coś albo ktoś jest pod mostem? Tylko kurde, czy wtedy nie zbiegłby schodami? Ktoś zauroczył psa, czy jak? – powiedziała, spoglądając na psiaka. Wyrywał się trochę, ale był dość spokojny i przede wszystkim nie gryzł, najwyraźniej więc nie był szczególnie agresywny ani niebezpieczny. Wyciągnęła ostrożnie rękę, dając mu ją powąchać, a potem sięgnęła ku szyi. – Brak obroży. Sierść trochę zmierzwiona i wilgotna. Nie tragicznie wychudzony, ale trochę za chudy, jakby jadał za mało… i ma kleszcza – zrelacjonowała, przesuwając dłonią po jego boku. Zmarszczyła brwi. Wyglądało na to, że faktycznie albo ktoś go porzucił, albo nieszczególnie o niego dbał, skoro nie był dostatecznie odkarmiony i miał sporego pasożyta.
Zmarszczyła brwi jeszcze bardziej.
- Mama nas zabije, a Dani ozłoci, odkąd sprowadziliśmy te trzy i siedzą ciągle u Mav, ciebie i u mnie, chciała mieć własnego – westchnęła w końcu, spoglądając na brata, bo przecież było jasne, że nie zostawią zwierzaka po prostu na poboczu drogi. Było coś o braku odpowiedzialności i adopcji trzech psów… Cóż. Brenna widać była bardzo, bardzo mało odpowiedzialna. Mama też na pewno coś takiego wspomni. I wprowadzi zakaz kolejnych zwierząt. Potem powie coś do taty o tym, że źle wychował dzieci. Tata ją skarci, a za dwa dni Brenna przyłapie go na dokarmianiu nowego lokatora szynką, dokładnie tak, jak było z Łatkiem. – Oby psy się z nim dogadały. I zanim do nich trafi, potrzebuje kąpieli, jak nic ma pchły.
Wyciągnęła ponownie różdżkę, wyczarowując obrożę oraz smycz. Miały zniknąć za jakiś czas, ale cóż, teraz potrzebowali tego tylko do tego, by przetransportować psa. Błędnym Rycerzem zapewne, nie chciała robić mu traumy podróżą teleportacyjną…
- Zeszłabym jeszcze pod most i się tam rozejrzała – zaproponowała, ostrożnie zapinając psu obrożę. Nie miała zamiaru ryzykować, że jeśli go puszczą, ten znowu postanowi popełnić samobójstwo. Ani że ten skoczył, bo na przykład jego właściciel chwilę temu zrobił to samo, a oni zostawią go leżącego na ziemi kilkanaście metrów niżej z połamanymi nogami. – I można popatrzyć w pobliskiej wiosce za ogłoszeniami, czy ktoś go nie zgubił…
Istniała mała szansa, że był zaniedbany i sam, bo uciekł z podwórka. Chociaż Brenna nie przypominała sobie, aby dostrzegła jakiekolwiek ogłoszenia tego typu, gdy kupowali gofry.


RE: [17/04/1972] Most Overtoun, Wyspy Brytyjskie || Erik & Brenna - Erik Longbottom - 06.05.2023

Wyjątkowo Brenna nie mijała się z prawdą w kwestii słodyczy. Ba, te skamieliny, które sprzedawano w ministerialnym bufecie, mogły służyć nie tylko za posiłek, nad którym można spędzić długie godziny, starając się nie stracić zębów, ale także za broń. Tak, dokładnie! Bardzo twardy pączek mógł mieć szereg zastosować jako broń dalekiego zasięgu. Można było go wykorzystać do ćwiczeń na celność, sprawdzając, czy na pewno wyląduje w śmietniku na drugim końcu biura lub jako środka, którym doprowadzi się współpracownika do początku, uderzając pączkiem w jego potylicę. Może bufet powinni przemianować na zbrojownię?

Może to coś w powietrzu? Albo pomiędzy poziomem mostu a przepaścią, więc... ugh... wybrał najkrótszą drogę? — Skrzywił się na to określenie. Nie należało do najbardziej trafionych.

Na wspomnienie o matce, zerknął z niezrozumieniem na siostrę. Czemu miałaby mieć coś przeciwko temu, że pomagają osamotnionemu, a przy tym wyraźnie nieco zaniedbanemu, zwierzakowi? Dopiero po chwili na jego twarzy pojawiły się oznaki zrozumienia. Ach, no tak. To byłby już czwarty w tym roku. No, ale przecież nie mogli go zostawić! Mierzył się z Brenną wzrokiem, tocząc z nią w ten sposób niewerbalny dialog, aż koniec końców doszli do wspólnej konkluzji: od teraz w rezydencja Longbottomów miała aż cztery psy. Huh. Inne rodziny czystej krwi raczej zajmowały się „kolekcjonowaniem” obrazów, błyskotek lub cennych waz. Najwidoczniej oni musieli mieć coś żywego. Każdy ród był jakoś skrzywiony w tej społeczności.

Kąpiel, to na pewno. I duża miska smakołyków — pokiwał głową, krzywiąc się z lekka na wspomnienie o pchłach. — Trzeba będzie też znaleźć jakiegoś weterynarza. Czy to schronisko, w którym byliśmy, jakiegoś nie polecało? — Zerknął kontrolnie na psa. Z drugiej strony, nie wiedzieli jeszcze, czy był to, aby na pewno zwykły pies. Bądź co bądź, przed chwilą próbował się rzucić w przepaść. Jeśli faktycznie była to kwestia tego, że w okolicy królowały efekty jakiejś magii, to kto wie, czy i psiak nie miał z nią jakichś konszachtów? — I jakiś magizoolog. I łamacz klątw? Wiesz, tak, żebyśmy razem z Dani mieli pełną diagnozę.

Kiedy Bren wyczarowała obrożę i kaganiec dla ich nowego podopiecznego, Erik odstawił go na ziemię, wycierając dłonie o spodnie. Na wszelki wypadek też weźmie potem kąpiel. A może nawet dwie. I prysznic, tak żeby na pewno nic na niego nie przeszło z psa. Bądź co bądź, w posiadłości będą jeszcze trzy psy, a te zazwyczaj kręciły się wokół nich przez większość dnia. Lepiej było mieć jednego zarażonego psa niż trzy. Ugh, pełnia z pchłami, wzdrygnął się na samą myśl, że to tałatajstwo mogłoby się do niego przyplątać w formie wilka.

Śmiało. Tylko uważaj, żebyśmy nie mieli powtórki sprzed kilku dni — rzucił niemrawo, po czym odebrał smycz od siostry i obwiązał ją sobie dwukrotnie wokół dłoni, żeby mieć lepszy zacisk. Jeśli pies nagle wierzgnie, to prędzej powstrzyma go przy użyciu własnej siły niż zaklęcia. — Za mostem jest podobno jakaś atrakcja turystyczna. Na początku szlaku była jakaś tablica... Jakaś wieża, czy dworek przerobiony na pensjonat? Tam możemy popytać, a potem spróbujemy go doprowadzić do porządku w domu.

Raczej nie będą teraz krążyć po szlaku z wystraszonym zwierzęciem. Już wystarczająco dużo przeżył jak na jeden dzień, a gdy już trafi do rezydencji, też może przeżyć mały szok. Pełno ludzi, dużo zwierząt, skrzat, sowy... Erik westchnął cicho i uśmiechnął się pocieszająco do psa.




RE: [17/04/1972] Most Overtoun, Wyspy Brytyjskie || Erik & Brenna - Brenna Longbottom - 11.05.2023

- Nie mam pojęcia. Może psy też czasem chcą popełnić samobójstwo – stwierdziła Brenna i nawet nie był to żart z jej strony, bo zwyczajnie na normalnych zwierzętach średnio się znała. Jej stosunkowo niewielkie doświadczenia dotyczyły trzech psów, które przebywały w ich domu od jakiegoś czasu i do tej pory żaden nie przejawiał chęci skakania z dużej wysokości.
- Najpierw mała miska – mruknęła Brenna, spoglądając na lekko zapadnięte boki. Miała wrażenie, że zbyt wiele jedzenia na raz mogłoby mu zaszkodzić. – I eee, te, no, tabletki na odrobaczenie? – Spróbowała sobie przypomnieć, co dokładnie zaordynowano psiakom, które sprowadzili do rezydencji… Chyba jeszcze nawet kilka zostało. – Kąpiel obowiązkowo, zanim przedstawimy tego psa mamie, inaczej pewnie wywali nas z domu razem z nim. Albo nad nim się zlituje, ale nad nami już nie bardzo. I wątpię, żeby ktoś obłożył go klątwą, ale Dani może to sprawdzić sama. Od jakiegoś czasu przecież kształci się w tym kierunku. Ale chyba nie jesteśmy… aż tak pechowi… żeby natykać się na przeklęte zwierzęta…
A przynajmniej Brenna miała wielką nadzieję, że tak właśnie jest.
Brenna kiwnęła głową, a potem pobiegła ku schodkom, wiodącym w dół. Dopiero gdy zagłębiła się we mgle, która dotąd skrywała to, co znajdowało się na dole, uświadomiła sobie w pełni, jak wysoko tutaj było. Pies albo zginąłby na miejscu, albo umierał powoli, czy to z powodu obrażeń wewnętrznych, czy też dlatego, że miałby połamane łapy. Choć wiedziała, że jest to nieco ryzykowne, wyciągnęła nawet różdżkę, szepcąc lumos pod nosem – ostatecznie mugole mieli jakieś tam latarki czy inne cuda, nawet jeśli ktoś zobaczy to światło, pewnie w ten sposób wytłumaczy sobie jego istnienie. Brenna ostrożnie przeszła się przez zabłocony brzeg. Ubabrała sobie przy tym buty – a dopiero co jedne zniszczyła podczas przygody nad drewnianym molo… - nogawki spodni, kilka gałązek przyczepiło się jej do ubrań, ale niczego nie znalazła. Żadnych szczeniaków, żadnego człowieka, rannego, martwego czy po prostu spacerującego.
Pies najwyraźniej był tutaj sam i ot tak, nagle, ni z tego, ni z owego, przyszło mu do głowy, by skoczyć w dół.
Zgasiła zaklęcie i wdrapała się pośpiesznie z powrotem w górę, by wrócić do brata.
– Nic, zero, null, nada. Jedno, co przychodzi mi do głowy, to że może w pobliżu była jakaś norka albo lis, jakimś cudem ją zobaczył i za nim skoczył…? Słyszałam, że koty potrafią wyskoczyć z balkonów na wysokich piętrach za muchą albo ptakiem, więc może pies, który zobaczy coś takiego, też? Eee, nie znam się na tym, ale jak to po części terier, to one nie są hodowane do polowań, czy coś takiego? – zastanowiła się, spoglądając na psa. Ten spróbował zaskomleć, chyba niezbyt zadowolony ani z tego, że jest trzymany na smyczy, ani z kagańca. Brenna jednak w tym przypadku pozostała absolutnie nieugięta: nie mogli puścić go znowu.
– To chodźmy dalej… Tylko… Może jeśli mamy go przeprowadzić przez ten most znowu, to albo mocno go trzymaj, albo wezmę go na ręce… – wymruczała. Ot tak na wszelki wypadek, bo wolała uniknąć kolejnych „przygód”. Po czym jej wzrok powędrował ku resztce gofra, leżącej wciąż na moście.
Brenna wydała z siebie przeciągłe westchnienie.
– Świat chyba sugeruje mi przejście na dietę.


RE: [17/04/1972] Most Overtoun, Wyspy Brytyjskie || Erik & Brenna - Erik Longbottom - 24.05.2023

Spojrzał na siostrę z niesmakiem, gdy wspomniała o tym, że zwierzak mógł faktycznie chcieć popełnić samobójstwo. Nie był na tyle nieczuły i mało-empatyczny, aby twierdzić, że zwierzęta nie mają uczuć. Bądź co bądź, spora część czarodziejów od maleńkości wychowywała się, chociażby z sowami czy kotami. Ciężko było nie zaangażować się emocjonalnie w taką relację, nie mówiąc już o bliższym poznaniu zachowań swoich podopiecznych. Mieli swoje przyzwyczajenia, humorki i fanaberie, ale też charakter. Wprawdzie nie wykluczał, że z tęsknoty za właścicielem pewne zwierzaki mogły podjąć dosyć drastyczne kroki kierowane własnym instynktem, jednak w tym przypadku jakoś mu to nie pasowało do tej sytuacji.

Nie lepiej eliksir? Może szybciej zacznie działać. Zmiesza się z wodą, czy coś w tym rodzaju. — Podrapał się za uchem, aby po chwili pokiwać intensywnie głową. — Tak, trzeba będzie go przeszmuglować przez kuchnię na piętro i tam go doprowadzić do porządku. Jeśli jednak obłożono go jakimiś zaklęciami, to może się nie aktywują od kąpieli w ciepłej wodzie. — Westchnął cicho. — Tak myślisz? Trafił ci się już przeklęty brat i mamy w domu psa nazwanego po omenie śmierci, powiedziałbym, że sami kusimy los. Cholera, niedługo będziemy na ustach wszystkich. Tworzymy naprawdę piękny przykład tradycyjnej rodziny czystej krwi.

Nie zdołał dodać już nic więcej, gdyż Brenna ruszyła już w dół przepaści, co by zbadać sytuację. Nie zmniejszał nacisku na smycz, obawiając się, że jeśli faktycznie coś tam było, to ingerencja ze strony osoby trzeciej może sprawić, że pies ponownie zechce się rzucić z mostu. Odetchnął z ulgą, gdy po kilku minutach jego towarzyszka wróciła i na szczęście nie niosła zbyt dramatycznych wieści.

Czyli co? Instynkt kazał mu skoczyć? — spojrzał na psiaka, po czym westchnął ciężko. — Powiedziałbym, że jest szczęściarzem, ale z drugiej strony skoro wpadło mu coś takiego do głowy, to musi być roztargniony. Coś czuję, że będziemy mieli ciekawe kilka najbliższych nocy. — Myślał pozytywnie. Jeśli zwierzak zacznie szaleć w posiadłości, to raczej trochę mu zajmie, aby przyzwyczaić się do nowego środowiska. Oby tylko nie zaprosił do tych harców reszty „watahy”. Cztery psy biegające w stadzie z jednego końca posiadłości na drugi mogłyby posłać dziadka do szpitala. A matkę na długie zakupy w perfumerii Potterów, aby zapomnieć o tym „horrorze”. — Tak, wydaje mi się, że tak. Chociaż nie wiem, czy obecnie z nich u nas korzysta. Musiałbym podpytać Geraldine, czego używają podczas ekhm rodzinnych wypadów.

Przystał na propozycję Bren, pozwalając jej wsiąść psa na ręce. W sumie tak chyba było najbezpieczniej. Wyrwanie się z objęć dziewczyny raczej nie będzie takie znowuż łatwe. Przygotowanie się do dalszej drogi nie zajęło im dużo czasu, a Erik mimowolnie parsknął cichym śmiechem na słowa siostry.

A to nie równałoby się śmierci głodowej z braku słodkich przekąsek? — Twarz Erika nieco się rozjaśniła. Komentarz sprawił, że na moment zapomniał o dramatycznych okolicznościach, w jakich jeszcze chwilę temu uczestniczyli.

Po przejściu przez most i kilku minutach niezbyt szybkiego spaceru dotarli do rozwidlenia, gdzie jedna droga skręcała ponownie w stronę lasu, a druga wskazywała drogę do pensjonatu. Jak ustalili już wcześniej, musieli się dowiedzieć, czy to stamtąd przypadkiem nie uciekł psotnik, toteż skierowali się w tym kierunku. Pierwszym co rzuciło się Longbottomowi w oczy, był parking, na którym gościło kilka samochodów. Gdy mijali auta w drodze do wejścia do odrestaurowanej wieży, Erik co rusz rzucał zaciekawione spojrzenie w kierunku maszyn. Wprawdzie widywał je już w przeszłości, jednak te były wyjątkowe ładne. Poza tym była znacząca różnica między zaczarowanymi motorami, jak chociażby ten, którym jeździła Mavelle, a mugolskimi i najwyraźniej drogimi automobilami.

Może to faktycznie ktoś stąd. Wygląda na to, że zabłąkało się tu paru gości — skomentował, gdy znaleźli się pod wejściem. Zajrzał nieśmiało do środka przez uchylone drzwi, które podparte były kilkoma cegiełkami. — Ja wchodzę, a ty go popilnujesz?




RE: [17/04/1972] Most Overtoun, Wyspy Brytyjskie || Erik & Brenna - Brenna Longbottom - 24.05.2023

- A istnieje jakiś eliksir dla psów przeciwko robakom? – spytała Brenna trochę sceptycznie. Jej nauka eliksirów zakończyła się na poziomie Hogwartu i posiadała wiedzę akurat przeciętnego absolwenta. W szkole zdecydowanie nie uczono ich żadnych mikstur, które można by podać mugolskim zwierzakom. O ile to faktycznie nie był jakiś magiczny, przeklęty pies.
Ale nie mogli mieć takiego pecha.
Prawda?
– O tak, jesteśmy najbardziej tradycyjną rodziną czystej krwi w Anglii. Wszyscy na pewno stawiają nas za wzór tego, jak powinni zachowywać się czystokrwiści czarodzieje, zawsze w służbie utrzymania tego, co w naszym świecie działało od wieków – powiedziała Brenna, a kąciki ust drgnęły jej od powstrzymywanego śmiechu. Właściwie to nie tak, że Longbottomowie nie mieli żadnych tradycji. Mieli ich mnóstwo, ale były to ich własne tradycje. I Brenna wielokrotnie myślała, że jest szczęściarą – bo chyba każdy inny ród czystej krwi bezlitośnie by ją stłamsił albo, w najlepszym wypadku, doszłoby do wydziedziczenia, ledwo ukończyłaby siedemnaście lat i mogła sama o sobie decydować.
Zbiegła po tych słowach na dół, a kiedy wróciła i Erik zaczął się zastanawiać, czy to instynkt kazał psu skoczyć, rozłożyła tylko bezradnie ręce.
- Nie, zanim umrę śmiercią głodową, też z rozpaczy rzucę się z jakiegoś mostu – odparła bez mrugnięcia okiem, po czym ścisnęła zwierzaka i trzymała go, póki nie minęli mostu. Postawiła go dopiero, kiedy znaleźli się dalej, ale wciąż przez resztę drogi co rusz zerkała na psa podejrzliwie, jakby spodziewała się, że ten zrobi coś dziwnego albo nagle zamieni w człowieka i okaże animagiem. Zachowywał się jednak całkiem normalnie, może co najwyżej odrobinę niepewnie – ale sądząc po tym, jak był zaniedbany, pewna nieśmiałość była chyba naturalna. Łatek też zachowywał się podobnie.
– Jeśli to ktoś stąd i mu nie uciekł tydzień temu, to chyba mu go nie oddam – mruknęła Brenna, znów spoglądając na psa. – On ewidentnie nie dojada, a te kleszcze… – powiedziała z pewnym niesmakiem, wywołanym samą myślą, że ktoś mógłby tak zaniedbać psiaka.
Kiwnęła głową na propozycję Erika, Longbottom jednak nawet nie musiał wchodzić do środka. Nim to zrobił, na progu stanął bowiem jakiś krępy mugol i spojrzał na nich, marszcząc brwi.
– Dzień dobry, panu – przywitała się szybko Brenna. – Szukamy właściciela tego psiaka…
– Ktoś go wyrzucił na parkingu parę dni temu – uciął krótko mężczyzna nim zdążyła wyjaśnić, gdzie go znaleźli. – Pewnie niedługo rzuci się z mostu.
– Co? – zdumiała się Brygadzistka, spoglądając to na niego, to na brata, jakby liczyła, że on nada tej wypowiedzi więcej sensu. Mugol tymczasem wzruszył ramionami.
– Nazywają go mostem psich samobójców. Zwierzaki na nim głupieją. Wchodzicie, czy blokujecie drogę?
Brenna, z nieco ogłupiałą miną, cofnęła się, a potem westchnęła.
– To przesądza sprawę. Nie zostawię psa przy moście psich samobójców. No to… pora do punktu Fiuu – mruknęła, po czym ruszyła dalej ścieżką. Z bratem u boku i z nowym psem rodziny Longbottomów na smyczy.
Koniec sesji