Secrets of London
[15.08.1972] The sea is a cruel mistress || Laurent & Philip - Wersja do druku

+- Secrets of London (http://secretsoflondon.pl)
+-- Dział: Poza schematem (http://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=29)
+--- Dział: Reszta świata i wszechświata (http://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=26)
+--- Wątek: [15.08.1972] The sea is a cruel mistress || Laurent & Philip (/showthread.php?tid=2760)

Strony: 1 2 3 4


[15.08.1972] The sea is a cruel mistress || Laurent & Philip - Philip Nott - 25.02.2024

Dwa dni temu Laurent złożył mu niezwykle ciekawą propozycję, którą rozpatrywał jako propozycję nie do odrzucenia. Została złożona mu w dogodnym dla niego momencie, gdyż przez odniesioną kontuzję jedynie mógł odpoczywać do całkowitego wyleczenia się. Drugim, nie mniej ważnym powodem była chęć spędzenia trochę czasu z Laurentem i rozerwanie się trochę. Ostatni rejs, w którym brali udział, pozostawiał wiele do życzenia pod wieloma względami. On też wpłynął na nich samych i na łączącą ich relację. Decydując się na ten towarzyszenie mu podczas tego właśnie rejsu chciał spędzić z Laurentem i choć na moment pozostawić za sobą wszystkie swoje problemy oraz choć przez te dwa dni nie myśleć o tym, co robi ze swoim życiem, co jest właściwe a co nie.

Philipowi nie podobało się to, że Laurent poszukuje miejsca na swoją nową posiadłość tak daleko od Wielkiej Brytanii. Nie miał jednak takiej mocy sprawczej, aby go od tego odwieść. Dla czarodziejów odległość nie stanowiła większego problemu, ale jednak wymagało to przenoszenia się z miejsca na miejsce. Ponoć Islandia to bardzo ładne miejsce i jeśli mu się spodoba to kiedyś wybierze się tam spędzić więcej czasu. Na korzyść Islandii przemawiał fakt istnienia tam gorących źródeł.

Po przyjęciu zaproszenia na ten rejs został postawiony przed dwoma wyzwaniami: pierwszym z nich było spakowanie się, za co w dużej mierze odpowiadał jego nieoceniony skrzat domowy. Drugie wyzwanie okazało się znacznie trudniejsze - tym razem zamierzał zorganizować swoim psidwakom należytą opiekę i w pierwszej kolejności pomyślał o swojej siostrze. Jeszcze tego samego dnia, w którym Laurent go zaprosił na ten rejs, napisał do swojej młodszej siostry list w tej sprawie.

Ktokolwiek zaprosił cię na ten rejs miał gest. — Spoglądając z uśmiechem na Laurenta skomentował w ten sposób fakt, że posiadane przez nich bilety należały do tych droższych, niż tańszych. Już sam statek, na którego pokładzie mieli odbyć ten rejs, prezentował się imponująco i sam jego widok zapierał dech w piersi. Nie doszukiwał się w tym zaproszeniu drugiego dna i nie drążył tego, kto dokładnie zaprosił na taki rejs Laurenta. Nie zastanawiał się nawet, czy poznają zapraszającego. Wszystko okaże się podczas tego rejsu. Odpowiadały mu jednak takie standardy. Do takich właśnie przywykł. Ich zaokrętowanie przebiegło bez najmniejszych problemów i po okazaniu dokumentów wskazano przeznaczone dla nich kajuty na pokładzie pierwszej klasy. Dwie osobne, choć jedna z nich w zasadzie może być nieużywana.

Parę godzin temu pozostawili za sobą bezpieczną przystań w postaci angielskiego portu i płynęli na spotkanie islandzkich fiordów. Philip w swojej walizce poza odpowiednią do czasu podróży ilością ubrań miał ze sobą swój aparat fotograficzny. Podczas przebywania na górnym pokładzie chciał spróbować zrobić kilka zdjęć na pamiątkę, tak aby móc pokazać je swojej siostrze jak tylko wróci. Otworzył leżącą na łóżku walizkę z zamiarem jego wyciągnięcia go spośród starannie zapakowanych przez skrzata ubrań, kiedy jego dłonie natrafiły na podłużne drewniane pudełko. W pierwszej kolejności myślał że to szachy czarodziejów, które to kazał zapakować Błyskowi.

Nie przypominam sobie abym miał zamiar zabierać ze sobą komplet farb akwarelowych. Dostałem je w prezencie w duchu, że nigdy nie jest za późno na poszerzenie swoich zainteresowań. Nie mam jednak talentu plastycznego swojej matki, która całkiem dobrze hobbystycznie maluje. Wolę robić zdjęcia. Mam też szachy czarodziejów i karty do eksplodującego durnia. — Zwrócił się do Laurenta, stojąc przed nim ze swoim aparatem w jednej dłoni. Prawdopodobnie ten zestaw farb spoczywał w jego walizce od powrotu z domu rodzinnego, o którym szybko zapomniał i w natłoku zdarzeń o nim zapomniał. Możliwe, że podczas rozpakowywania go i ponownego pakowania machnął ręką na to, bo z pewnością Błysk pytał go o o całkowite opróżnienie walizki po ostatniej podróży oraz przed obecnie trwającą.




RE: [10.08.1972] The sea is a cruel mistress || Laurent & Philip - Laurent Prewett - 29.02.2024

Niby dla czarodziei przenoszenie się nie stanowiło problemu, a jednak to nie było takie pstryknięcie palców, jeśli wybierałeś teren poza Wielką Brytanią i jurysdykcją twojego własnego Ministerstwa Magii. To mogło sprawić problemy, kłopoty. Komunikacyjne chociażby, skoro tak intensywnie myślał o Włoszech, ale z różnych powodów, głównie właśnie tych czysto organizacyjnych, idea trochę oklapła. Ucichła w jego własnej głowie. Nie zamierzał podejmować decyzji od pstryknięcia palców. Nie brał pod uwagi stałego przeprowadzenia się za granicę, ale o tym Philip akurat nie wiedział. Nawet jeśli miał pieniądze to stałe załatwianie świstoklika, żeby dostać się do New Forest było więcej niż męczące, wymagało organizacji i poświęcenia na to czasu. I pieniędzy. Jak zaś wiadomo - Laurent niekoniecznie lubił wydawać swoje zgromadzone pieniądze. Nie lubił ich też oddawać w cudze ręce.

- Mam znajomego, jest artystą... - Zaczął powoli, alee w sumie czy to było ważne? Czy to było jakiekolwiek zagajenie przez Philipa, czy może tylko stwierdzenie, bo nie chciał w gruncie rzeczy wiedzieć? Odgonił tę myśl jak natrętną muchę. Mógł sobie na to pozwolić, chciał sobie na to pozwolić - więc pozwolił. Niekoniecznie "przypadkiem" miał dwa bilety. Nie to, że prosił wcześniej, czy że dwa dostał. To nie była podróż, przy której statek byłby obłożony gośćmi po brzegi, skądże znowu, ale nie był pusty. Podzielony na dwie części - dla gości średniej kasty i tych wyższej półki tworzył mieszankę, która mogła przeplatać się ze sobą w pewnym rozdziale statku, by zupełnie sobie zniknąć z oczu w następnym. To miała być wspaniała, relaksująca podróż! Zapomnisz o problemach! Ćwierkał poprzez listy. Tymczasem jego głowa ćwierkała: uważaj, z kim teraz się zadajesz. - Dziękuję, tak, proszę zabrać bagaż do pokoju. - Zamyślenie i tak zostało mu przerwane przez mężczyznę, który upewnił się, że ich bilety są aktualne, że ich nazwiska widnieją na spisie gości specjalnych i zapytał, czy chcą, żeby teraz ich bagaże odnieść, wręczył im kluczyki - standardowa procedura, nawet się nad tym nie zastanawiał, tak i jego odpowiedź była automatyczna. - Będziesz miał okazję go poznać, właściwie gdybyś nie miał nic przeciwko wypadałoby mi, żebym cię przedstawił głównemu organizatorowi tej wycieczki. Avery William, bardzo utalentowany jegomość... słyszałeś może o nim? Czy nie jesteś zainteresowany tymi dziedzinami sztuki? - Artyści potrafili być bardzo... specyficzni, nawet jak na sławy, których życie często obracało się wokół skandali. William... Laurent by go chyba nie wrzucił do grona ekscentryków, ale z drugiej strony - wcale nie był szalenie sławny. Był bardziej spadkobiercą fortuny niż sławny za swoje dzieła sztuki. Mimo to Laurent lubił myśleć, że ktoś kiedyś powie: tak, znam go! Jest fantastyczny w tym, co robi! Wiedział, że William bardzo chciałby te słowa usłyszeć. Jego łagodna natura na to zasługiwała. Przynajmniej łagodna wobec niego.

Oddał więc swoją walizkę mężczyźnie, powierzając swój dobytek jego opiece i skierował swoje kroki na burtę statku, chcąc pooglądać port, z którego wypływali, domy, które wyrastały z wybrzeża, poczuć chłodny wiatr, który przyjemnie studził po tym felernym, upalnym lecie. Statek. Kochał kiedyś statki. Ale żegluga przestała być równoznaczna z czymś przyjemnym, kiedy przeżyło się tragedię Perły Morza. Dreszcz sam przeszył jego kark i przesunął się wzdłuż kręgosłupa, doszukując się sprawiedliwości w niesprawiedliwym. Ocean, który tak bardzo kochał, morze, które uwielbił - te zlewające się ze sobą siły zawsze były czymś, czego ignorować nie można było. Krótka krzątanina po statku poprowadziła go jednak również do swojego pokoju, żeby tam wyciągnąć swoje ubrania, by się nie pogniotły i uporządkować podręczne przedmioty kilkoma ruchami różdżki. I zapukał później do samego Philipa, żeby sprawdzić, jak on sobie poradził... a poradził sobie... tka, że na twarzy Laurenta ugościło zdumienie. Usiadł na fotelu, spoglądając na aparat i na te farbki, które zostały odłożone, czy też - przełożone.

- Nosisz ze sobą farby, których nie potrzebujesz? - Trochę go to... nie potrzebuje, nie używa, przypadkiem je zostawił? Musiał być naprawdę bardzo przejęty zarówno po powrocie, jak i teraz nawet się pakując. A może nawet się sam nie spakował? Czy Philip w ogóle potrafił się spakować? Prawdę mówiąc Laurent by w to chyba nie uwierzył... raczej że ma od tego pokojówkę, albo właśnie swojego skrzata domowego, który zadba o to, żeby jego panu niczego nie zabrakło. - Za to z aparatu bardzo się cieszę. - Uśmiechnął się, zakładając nogę na nogę, jakby już miał pozować do idealnych ujęć w idealnych dłoniach. - Możemy zrobić użytek z obu. Aparatu i farb. Jeśli to jakieś dobre farby to może będą przypadkowo idealnym prezentem dla naszego gospodarza?




RE: [10.08.1972] The sea is a cruel mistress || Laurent & Philip - Philip Nott - 02.03.2024

Mam znajomego, jest artystą. Obracający się w kręgach sławnych i bogatych osobistości świata czarodziejów również posiadał w gronie swoich znajomych artystów różnej maści. Słowa, które padły z ust Laurenta, wzbudziły w nim uzasadnione zainteresowanie. Podczas tego rejsu nie zamierzał dociekać wielu rzeczy, w tym tych dotyczących znajomości Laurenta. Teraz im mniej będzie wiedzieć, tym lepiej. Naprawdę chciał aby to był bardzo miły rejs, znacznie bardziej udany od poprzedniego, w którym obaj uczestniczyli. Podczas tego rejsu chciał się cieszyć towarzystwem Laurenta, możliwością ujrzenia i sfotografowania islandzkich fiordów oraz chwilą zapomnienia, oderwania się od wszystkich swoich problemów.

Zdanie bagażu w ręce przedstawiciela załogi tego mężczyzny było tym, co zrobił bardzo chętnie. Pozostawało mu liczyć na to, że ten bagaż nie zostanie zgubiony albo nie trafi do innej kajuty. Miał już taki przypadek, który trochę popsuł mu jedną z zagranicznych podróży. Jako gość specjalny liczył na specjalne względy, a jeśli nie to na najwyższy standard obsługi. Do tego w końcu przywykł i pomimo, że pod pewnymi względami się zmienił to nie znaczy, że we wszystkich aspektach. Nie odrzucił swojego przyzwyczajenia do wszelakich wygód i wystawnego życia.

Jeśli będę mieć ku temu okazję to bardzo chętnie go poznam. Nie mam nic przeciwko temu. Słyszałem o nim. Matka próbowała go zaprosić na bankiet, jednak w tym czasie miał inne zobowiązania. W jakimś stopniu jestem. Czasem wybiorę się obejrzeć jakąś wystawę. Regularnie chodzę do teatru Selwynów. — Zapewnił młodszego mężczyznę z delikatnym uśmiechem. Jego matka, będąca już emerytowaną aktorką, zdawała się znać praktycznie wszystkich z artystycznego półświatka magicznego Londynu. Tego rodzaju dziedziny sztuki nie były mu obce. Wszelkie wystawy i spektakle to wydarzenia, na których warto się pokazać. Potrafił docenić dane dzieło czy daną sztukę, ale wyłącznie jako widz. Nie potrafił przewidzieć tego, jak Laurent zareaguje na jego słowa o regularnych wizytach w teatrze Selwynów, w którym jego rodzina posiadała lożę honorową. Jak większość zamożnych rodzin czarodziejów czystej krwi.

Zarys angielskiego portu stanowił dla niego powszechny widok. Odbywany przez nich rejs miał trwać całe dni. Postanowił dać Laurentowi chwilę swobody, gdyż będą mieć wystarczająco dużo okazji do spędzania czasu w swoim towarzystwie. Nie powinien żałować swojej decyzji, o ile sam Laurent nie zamierza rzucić się w objęcia spienionych morskich fal i to zaraz po tym jak spuścił go z oka na zaledwie parę chwil. Ku jego zadowoleniu, nic takiego nie miało miejsca i Laurent odnalazł drogę do jego kajuty.

Prawdę mówiąc... tak i nie. Przeszedłem praktycznie z jednej podróży w drugą, bo jak tylko przekroczyłem próg kominka w swoim domu w magicznym Londynie to miałem ważniejsze sprawy na głowie, niż rozpakowywanie się. Chciałem się zobaczyć z tobą i co było coś, co powinienem był zrobić w pierwszej kolejności. Po spotkaniu z tobą w głowie był mi tylko ten rejs i kilka spraw, którymi musiałem się zająć. Odpisałem na parę listów i napisałem do siostry, o to czy na czas mojej nieobecności nie zajęłaby się moimi psami. Bratu własnej miotły bym nie powierzył, a co dopiero psów. Widocznie nie do końca słuchałem Błyska, który przygotowywał mój bagaż na kolejną podróż. — Zmieszany Philip starał się najlepiej jak potrafił wytłumaczyć Laurentowi jak to doszło do tego, że zupełnie zbędny przedmiot znalazł się w należącej do niego walizce, co pokrywało się z przypuszczeniami samego Laurenta. Przejmował się tak wieloma rzeczami i potrzebował od tego chwili wytchnienia. Miał co najmniej kilka powodów do tego, aby czuć się przejętym i większość z nich sprowadzała się do osoby Laurenta. W tym momencie liczyło się tu i teraz. Podczas tego rejsu nie zamierzał domagać się jakiegoś rozwiązania kwestii ich relacji, dając na to Laurentowi więcej czasu. Sporym zaskoczeniem okazał się dla niego list od Giovanniego. Dla samego Laurenta mogło się okazać zaskakujące wyznanie, że Philip posiada oprócz brata siostrę, o której dotąd mu nie wspominał. Z Ludovicą miał świetne relacje i słowem by się na nią nie skarżył.

Mam zamiar zrobić sporo zdjęć. — Zapewnił Laurenta z uśmiechem. Zaraz ukrył twarz za aparatem, którego lampa błyskowa rozbłysła na kilka sekund gdy robił zdjęcie samemu Laurentowi. — A to pierwsze z nich. Zrobimy. Wyglądają na takie, choć myślałem, że będziesz chciał zobaczyć jaki ze mnie wspaniały artysta. Jemu mogą się bardziej przysłużyć. — Stwierdził z rozbawieniem, kiedy tylko odsunął od twarzy aparat. Nie stanowiło to dla niego problemu, aby ten komplet farb zmienił właściciela i komuś bardziej się przysłużył, niż jemu. Philip tylko by je zmarnował.




RE: [10.08.1972] The sea is a cruel mistress || Laurent & Philip - Laurent Prewett - 03.03.2024

Niekoniecznie był nastawiony na sztukę per se. Kochał ją - kochał poezję, śpiew, balet, operę i teatr. Każdą formę sztuki, która oddawała duszę i pokazywała światu, że człowiek potrafi stworzyć coś wspaniałego. Nie uważał się jednak za znawcę, niemalże wręcz nazwałby siebie samego ignoranta. Może troszkę więcej wiedział o operze, czy raczej - o śpiewie samym w sobie. Coś łapał, kiedy rozmawiał z niesamowitymi osobistościami, które tworzyły i reowały, ale nadal - gdzie temu było do jakiejkolwiek wiedzy! Za daleko. Kiedy spotykasz się w gronie ludzi warto jednak mieć w głowie jakieś podstawy, żeby... zagaić temat. Tak jak Kayden poszedł kiedyś na wyścigi abraksanów, które zupełnie go nie interesowały. Poszedł tam, żeby mieć o czym porozmawiać. Wiedza była potęgą nie tylko wtedy, kiedy wykorzystywałeś ją praktycznie. Była też walutą w twoich dłoniach, żeby kogoś kupić. Czyjąś uwagę, atencję, sympatię, żeby zabłysnąć w towarzystwie i pokazać się jako ta "wyedukowana persona". Wśród czarodziei czystej krwi było to wręcz wymagane. Nacisk pojawiał się ze wszelkich stron, żeby prezentować się najlepiej, jak tylko jesteś w stanie, a nawet i lepiej, niż po prostu możesz. Masz być kimś więcej. Czymś więcej. Wykroczyć poza człowieczeństwo i stać się nadistotą. Jak Aydaya Prewett.

Uśmiechnął się ze zrozumieniem i skinął głową na hasło, że to wszystko w pośpiechu, że przelotem, że w sumie to czasu nie było, a jak był to trzeba było go przeznaczyć na wszystko, tylko nie na to. Rozumiał, nie ma problemu - to tylko farbki, natomiast było zaskakujące, że po prostu je miał... i teraz było jasne. Choć czemu zostały mu wciśnięte i na co jego matka liczyła - tego wcale pewien nie był. Wspomnienie o siostrze było bardzo abstrakcyjnym elementem. Najbardziej z tego wszystkiego, wbrew pozorom. Ponieważ z jakiegoś powodu Philip mówił niemal o wszystkim - ale o siostrze nie wspomniał nigdy ani słówkiem. I Laurent w zasadzie nie wiedział nawet, jak się do tego ustosunkować, czy w ogóle pytać, czy to po prostu jakiś kink ze strony Philipa i tak mówił do jakiejś panienki, z którą sypiał, a która chciał, żeby dom przypilnował. Więc nie powiedział nic, tylko skinął tą głową, tylko się uśmiechnął. Ciężko mówić, żeby znał jego brata, wydawał się bardzo rozsądną osobą... rozsądniejszą od samego Philipa, prawdę mówiąc. Ale ewidentnie nie byli w najlepszych stosunkach ze sobą, co było widoczne na tamtym przyjęciu. A jego siostra? Musiała być jakimś odludkiem, albo chowali ją pod kloszem, że nigdy o niej nie usłyszał. Może to był delikatny temat, może była bardzo chora, albo... coś z nią było nie tak? Wprawiło go to w lekki dyskomfort.

- Czujesz się artystycznie? - Poruszył stopą w górę i w dół, odlepił skroń od pięści, na której się podpierał i usiadł prosto. - Nigdy nie widziałem, żeby ciągnęło cię do czegoś więcej poza fotografią. - Dobry nastrój... Laurent niekoniecznie był w świetnym nastroju. Nie był jednak też w złym. Utrzymywał się on na pułapie neutralności, gdzie niewiele cię denerwowało czy smuciło. Niewiele jednak miało szansę cię też rozbawić. Coś za coś. Dawno już przecież dotarliśmy do odkrycia, że nie da się wyrwać tylko jednej emocji, a zostawić całą resztę. - Nie chcę cię ograbiać z takiego majątku, panie malarzu. - Zażartował i podniósł się. Nie wybrał się w końcu w ten rejs, żeby siedzieć w czyjejś kajucie, a już na pewno nie po to, żeby siedzieć w kajucie Philipa. - Może razem z Williamem będziecie malować kry na oceanie? Kto wie?




RE: [10.08.1972] The sea is a cruel mistress || Laurent & Philip - Philip Nott - 03.03.2024

Philip traktował wyjścia do teatru, do muzeum, na jakiś koncert przede wszystkim rozrywkowo. Pojawianie się w takich miejscach wzbogacało jego i tak bogatą pulę tematów do rozmowy z ludźmi z wyższych sfer, których to najczęściej spotykał podczas rozmaitych bankietów. On jak nikt innych uwielbiał brylować w zgromadzonym na salonach towarzystwie, pławić się w blasku swojej sławy oraz w luksusach. Dotychczas to stanowiło dla niego jedną z najważniejszych wartości w jego życiu, którą było znacznie łatwiej zdobyć i utrzymać w swoich dłoniach, niż wszystko inne. To, czego mu brakowało mu w jego życiu, wydawało się wciąż nieosiągalne.

Po zakończeniu swojego monologu dostrzegł pewną zmianę w postawie Laurenta, wywołaną za sprawą odczuwanego przez niego dyskomfortu. Philip potrafił mówić wszystko, co mu ślina na język przyniosła, bardzo często nie patrząc na konsekwencje swoich czynów i to w ich przypadku bardzo często prowadziło do awantur z ich udziałem.

Laurie, o co chodzi? — Zdecydował się o to zapytać po chwili milczenia poprzedzonej krótko trwającym rozważaniem tego, jaki będzie właściwy sposób zwracania do Laurenta. W swoim mniemaniu wybrał ten najbardziej wyważony. Przez wzgląd na moment, w którym się znajdowali jeśli chodziło o ich relację.

W jakimś stopniu tak. — Na pewno był w nastroju aby narobić sporo zdjęć. Okoliczności tego rejsu temu zdecydowanie sprzyjały. — Wszystkiego trzeba w życiu spróbować, nie uważasz? Czasem nie warto zapierać się przed tym rękami i nogami. — Może i samego Philipa nie ciągnęło do tego rodzaju aktywności artystycznej i nie miał takich umiejętności, ale przynajmniej będzie mógł spróbować czegoś nowego. W razie czego będzie mógł wrzucić te farby w morską toń.

Jeśli chodzi o jego samopoczucie to na przestrzeni tych ostatnich miesięcy przeżyło one swoje wzloty i upadki, podobnie jak on sam. Potrzebował stabilności w swoim życiu, którą jak dotąd bardzo trudno było mu znaleźć.

Wywołam to zdjęcie i pozostałe po powrocie do domu. Dostaniesz odbitki. — Zapewnił Laurenta, sądząc że on również będzie chciał mieć pamiątkę z tego rejsu.

Nie ograbisz mnie, jeśli sam będę chciał się nim podzielić. — Odpowiedział z rozbawieniem w głosie. — Chodźmy na pokład. — Philip nie znalazł się w swojej kabinie po to aby spędzić tam cały ten rejs. Zamierzał przebywać przez większość czasu na pokładzie, najlepiej w towarzystwie Laurenta. Potrafił znaleźć sobie inne zajęcie bez towarzystwa innych osób. Miał zamiar wracać do kajuty po to aby się przebrać albo spędzić tam noc.

Malowanie kry na oceanie nie powinno być trudne. W końcu to pływające po wodzie kawałki lodu.




RE: [10.08.1972] The sea is a cruel mistress || Laurent & Philip - Laurent Prewett - 05.03.2024

Właśnie - o co chodzi? Czy to nie było oczywiste? Jego oczy przesunęły się z tego aparatu do niebieskich tęczówek rozmówcy, gdzie była potrzeba zrozumienia reakcji, którą dojrzał. Całkiem celnie, zupełnie jakby był wręcz przewrażliwiony na temat tego, co mogą wywołać jego słowa. W zasadzie słusznie. Tak samo jak słuszne było to pytanie. Nie byłeś wcale zobowiązany odpowiadać, tylko że zasłanianie się, że nie - nic, byłoby o kant dupy obił. Nie działo się nic wielkiego, nie było się też więc co zastanawiać nad odpowiedzią, a jednak ta nie padła od razu, a Laurent też odbił wzrokiem trochę w bok, żeby przesunąć nim po obramowaniu łóżka i skierować oczy na okno.

- Zdziwiła mnie wzmianka o siostrze. - Dyplomacja - mógłby być dyplomatą, albo politykiem! Gdyby tylko nie był taki wrażliwy i gdyby potrafił się o wiele mocniej trzymać pionu, żeby nie pozwalać się rozchwiać przy byle pierdole, która nie powinna mieć żadnego znaczenia. - Czy trzeba? Nie, nie uważam. Jest wiele złych rzeczy, których nie powinno się nawet próbować, nawet jeśli kuszą. - A czasami skuszą i się już od nich nie uwolnisz - to była zbyt częsta bajka ich rzeczywistości, szczególnie wśród dzieci czystych krwi, które szukały ucieczki od swojej ciasnej, zamkniętej rzeczywistości. - Natomiast sądzę, że należy mieć otwarty umysł - tylko należy korzystać z niego mądrze. - Uzupełnił swoją wypowiedź, bo przecież nie zgadzał się z tym, że skoro próbować nie należy - to lepiej trzymać się tego, co znane. Szanował to, że nie każdy chciał próbować, nie każdy chciał się otwierać, ale warto było chociaż próbować. Starać się. Aż w końcu odkrywało się coś zupełnie nowego, co może okazywało się strzałem nawet nie w 10, a w 50. Bulls eye. Więc tak, zgadzał się z Philipem, że czasami nie warto się było zapierać, jak najbardziej. A czasami znowu należało się zapierać nawet więcej niż nogami i rękami. Gdyby miał dzieci pewnie taką naukę by im przekazywał. Tylko wątpił w to, że jakiekolwiek będzie mieć.

- Żaden z ciebie romantyk, co? - Nie powiedział tego z przyganą, wręcz rozjaśniła się jego twarz od łagodności, która prawie zawsze go cechowała i rozbawienia na ten komentarz co do tego, że malowanie kry nie mogło być trudne. Gdyby było takie proste to czy William chciałby ją popłynąć zobaczyć? Nie sądził. - To możemy się przepłynąć z nimi w kierunku oceanu i lodowców. Ciekawie będzie je zobaczyć na żywo... - Wolno puszczona myśl w przestrzeń, którą tworzył otwarty statek. Wyruszyli z portu - linia brzegu coraz bardziej się od nich oddalała i teraz to na niej skupiała się uwaga selkie. Przynajmniej te wizualna uwaga.

Statek, na którym się znajdowali nie stanowił może najwyższej klasy, jaka mogła być - to nie był najbardziej nowoczesny jachtowiec, ale miał swoją klasę i swoją prezencję na tyle wysoką, żeby zadowalać i żeby było na czym zawiesić oko. Wart drogich biletów, które Laurent na to wyłożył, bo przecież jego skąpstwo nie pozwoliłoby mu na zaniżenie klasy. - Tylko nie wiem, czy nie zamarznę. - Kąciki ust mu drgnęły. - Lód nie może być prosty do malowania. Jak w końcu malujesz coś, co jest przejrzyste?




RE: [10.08.1972] The sea is a cruel mistress || Laurent & Philip - Philip Nott - 06.03.2024

Do niedawno bardzo rzadko zwracał uwagę na uczucia innych ludzi i nie zawracał sobie głowy tym, jaką reakcję u innych mogły wywołać jego słowa. Między nim a Laurentem było sporo nieporozumień o różnym stopniu natężenia, a teraz chciał uniknąć ich tak długo jak to możliwe. Szczerość również wydawała mu się bardzo ważna, choć nie zawsze popłacała. Jednak lepsza była niewygodna prawda, niż piękne kłamstwa. Nie uszło jego uwadze to, że Laurent spojrzał nieco w bok, jakby ta rama łóżka i okno wydały mu się nagle bardzo interesujące.

Mam młodszą siostrę, Ludovicę. Jest twoją rówieśnicą. W przeciwieństwie do mnie i do naszego brata, ona nie została zawodniczką Quidditcha ani nie ma powiązań ze sportem świata czarodziejów, tylko pracuje jako sekretarka w Biurze Aurorów. Z tego względu nie można uznać ją za prawdziwą celebrytkę, ale jest jednak sławna... Mam z nią znacznie lepsze relacje, niż z naszym bratem i możemy na siebie wzajemnie liczyć. Jest też moją przyjaciółką i wskoczylibyśmy za sobą w ogień. Po powrocie mogę was poznać, jeśli chcesz. O ile się nie znacie, bo została przydzielona do Slytherinu. — W tym momencie przybliżył Laurentowi postać swojej siostry, która miała lat tyle co on i była Ślizgonką na tym samym roczniku. Pomimo typowych dla rodzeństwa małych zgrzytów pomiędzy nimi (jak to rodzeństwem!) starają się wspierać wzajemnie i dzielić się swoimi sekretami. Ludovica była osobą, której opowiedziałby o swojej relacji z Laurentem.

Oczywiście, bez imion. Na wiele to by się nie zdało, gdyby okazało się, że oni się znają. Jego siostra nie była celebrytką, ale była sławna... jest również znana ze swoich flirtów i romansów z osobami o wysokim statusie społecznym oraz ze skandalu ze swoim udziałem, jakoby rzekomo wdała się w romans z szefem Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów i zdobyła posadę sekretarki przez łóżko. To nie była prawda, ale plotka obiegła świat czarodziejów i wpłynęła na ich opinię. Udziela się też w wydarzeniach świata czarodziejów. Do tego dochodzi bycie siostrą znanego sportowca.

W przypadku tych wszystkich złych rzeczy to wydaje się oczywiste i do nich mnie akurat nie ciągnie. Nikogo nie powinno ciągnąć. — Będący bogaczem Philip doskonale wiedział o tym, że czarodzieje o podobnym statusie materialnym mieli skłonności do wydawania swoich pieniędzy na rzeczy wyjątkowo szkodliwe, jak narkotyki. Nie zamierzał po nie sięgać - niszczyły one życie uzależnionemu od nich człowiekowi, ale także jego bliskim. Uzależnienia to nie tylko kwestia pieniędzy, ale przede wszystkim - problemów życiowych i niemożność właściwego ich rozwiązania. Coś, co nie było mu obce, jednak nie uciekał w tego rodzaju używki. Alkohol pił jak większość osób, zachowując w tym stosowny umiar. — Słuszna uwaga, Laurie. Wnioskuję, że mówisz z własnego doświadczenia. — Philip miał podstawy aby uważać Laurenta za człowieka o otwartym umyśle, co też mogło wynikać z różnicy wieku pomiędzy nimi. Nie twierdził, że sam zamyka się na wszystko, jednak jest już ukształtowany. Jednocześnie pod pewnymi względami zdołał się zmienić albo otworzyć się na nowe rzeczy..

Najwyraźniej jeszcze nie odkryłem się od tej strony. — Zanim odpowiedział na to pytanie to uśmiechnął się subtelnie, w sposób zdradzający lekkie zmieszanie. Starał się w ten sposób zamaskować to, że jak dotąd romantyczne gesty nie były mu do niczego potrzebne. Do niedawna bycie zakochanym było dla niego obcym stanem. Sam romantyzm na razie pozostawał czysto teoretycznym pojęciem i to się nie zmieni dopóki nie spróbuje przełożyć go na praktykę. Do tego też potrzeba odpowiednich okoliczności. Laurent miał do niego niezgłębione jak samo morze pokłady wyrozumiałości - bo po tym wszystkim byli tu i teraz oraz go nie ganił oraz wydawał się być rozbawiony.

Z pewnością to byłoby niezapomniane doświadczenie, jednak nie wydaje mi się to rozsądne. Sam mówiłeś, że trzeba mieć otwarty umysł... tylko w granicach rozsądku. Nie zamierzam pozwolić na to abyś pływał w lodowatej wodzie, jeszcze byś się rozchorował i spędził resztę tego rejsu w kabinie. — Philip postanowił rozważyć luźną propozycję Laurenta odnośnie przepłynięcia się w kierunku oceanu i lodowców, którą jednak musiał stanowczo i zarazem uprzejmie odrzucić. To nie było rozsądne. Laurent nie cieszył się najlepszym zdrowiem, a po długiej kąpieli w lodowatej wodzie ono niechybnie uległoby znacznemu pogorszeniu. Przemawiała przez niego troska. Nie byłby jednak sobą, gdyby nie uśmiechnął się znacząco po zakończeniu swojej wypowiedzi. — Dotrzymałbym ci towarzystwa, gdybyś chciał. — Nie miał na myśli samej kajuty, ale przede wszystkim to samo łóżko.

Nie zastanawiałbym się nad tym, w moim wykonaniu najpewniej kry wyglądałyby jak białe plamy na wodzie. — Niebędący artystą Philip naprawdę nie miał pojęcia o malowaniu, więc gdyby się za to zabrał to efekt jego starań dorównywałby pięcioletniemu malarzowi. Nie byłoby to wybitne dzieło, którego jedyną wartość stanowiłoby to, że widnieją na nim jego personalia i z tego względu mogłoby zostać wystawione na aukcji charytatywnej.




RE: [10.08.1972] The sea is a cruel mistress || Laurent & Philip - Laurent Prewett - 09.03.2024

Ach, tak, niewygodna prawda, piękne kłamstwa... przerabiał ten temat miliony razy w swojej głowie. Ciągle błąkał się obok niego, albo i nawet w nim, przybierał różne formy, różne kształty, ale koniec końców dążył do tego samego - zabicia rzeczywistości, w której stoisz, żeby rozebrać ją z szat, albo ubrać w te najbardziej przekonujące. Bez znaczenia, w którą stronę się obróciłeś, tam zawsze czekała na ciebie zmiana. oczekiwana mniej czy bardziej, wypatrywana intensywniej, albo odwracasz wzrok, bo zmiany nie tolerujesz wcale. Liczy się sam fakt, że podejmujesz walkę, która była najcenniejsza, kiedy robiłeś to świadomie. Nie naznaczone przemyśleniem działanie tonęło w meandrach samopoznania, w którym przecież Philip nie był najlepszy. Starał się, otwierał swój umysł, pracował nad tym bardzo ciężko - Laurent mógł tylko podejrzewać, jakie to było dla niego trudne, dlatego go podziwiał, dlatego tak mu się przypatrywał i zastanawiał, co się działo pod kopułą tych złotych loczków. Z prawdą jednak było tak, że należało na nią uważać. Nie było wiele osób, przed którymi możesz się otworzyć, zaufać im, zawierzyć w pełni. To była nawet nie garstka - zazwyczaj jedna, dwie osoby. Bardzo dużo odwagi wymagało powiedzenie do Victorii pewnej niewygodnej prawdy, jaką było to, że Laurent... w gruncie rzeczy wolał mężczyzn. Zakochiwał się w niektórych kobietach, ale to nie z nimi chciał brnąć przez życie. To nie ich rąk pragnął na swoich biodrach na stałe.

Nott, Nott... Ach, tak, rzeczywiście, tak jak o tym pomyśleć, to jednak może nie była aż taka nieznajoma? Na pewno by ją rozpoznał, gdyby przyszło mu ją zobaczyć - był zbyt częstym bywalcem tego biura i nawet nie chodzi o kłopoty, w jakie się potrafił pakować i ostatnie częstsze wizyty tam. Miał trochę za dużo znajomości w tym biurze. I trochę za dużo krewnych. Z początku nie potrafił skojarzyć tego nazwiska z żadną konkretną postacią, a i był daleki do posądzania o to, że każdy z tym nazwiskiem jest rodzeństwem Philipa. Szczególnie, kiedy było mówione tylko o tym, że ma braci. Sławna. Ach tak, rzeeczywiście! Kiedy jego umysł przetworzył pewne fakty i nazwisko z imieniem jeszcze raz to jej obraz stał się nieco jaśniejszy. Nie zmieniało to jednak tego, że był nieco zażenowany i to samym sobą w tym wszystkim. Skandale ciągnęły się za rodziną Philipa, ale Laurent nie pamiętał wszystkich i niekoniecznie za każdym skandalem biegał, nawet jeśli przemykały mu czasami w gazetach.

- Owszem. Ludzie są różni i dla niektórych wychodzenie ze strefy komfortu, żeby poznać coś nowego, równa się niemal fizycznemu bólowi. Nie każdy przeżywa swoje życie szukając nowych doznań i chcąc poznawać świat. Niektórzy chcą żyć w spokoju w poznanych czterech ścianach. - Czy to było złe? Laurentowi było żal tych ludzi, bo nawet nie mieli szansy się przekonać, że coś lepszego może czekać ich ledwo dwa kroki za tymi ścianami. Nie chcieli jednak próbować. Te dwa kroki były przynajmniej o trzy kroki za dużo, za wiele. Znana tapeta, obrazy w ramach, szafka z zasuszonymi kwiatami - to było to, co znali i to, co dawało im poczucie bezpieczeństwa. Philip... nie był ani po jednej stronie ani drugiej, chociaż zdaniem Laurenta bliżej mu było tej osoby, która chce odkrywać i poznawać. W końcu jego eskapady wakacyjne były jednymi z ulubionych bajeczek Laurenta, których słuchał w łóżku.

- Nie przejmuj się. Jesteś osobą kierującą się pragmatyzmem, praktycznością, logiką. Podarowanie komuś bukietu kwiatów wydaje się romantyczne, ale jeśli spojrzysz na to swoimi oczami to przecież te kwiaty zajmują ręce, są niewygodne i zwiędną, zanim doniesiesz je do domu, prawda? - Rozumiał, jak działały umysły osób takich jak Philip - i nie mówił o tym w negatywnym wydźwięku, jego ton pozostał lekki. Owszem, miał całe pokłady wyrozumiałości, bo były pewne rzeczy, których nie oczekiwał i nawet nie chciał, żeby Philip na siłę starał się zmienić tylko po to, żeby mu podpasować. Po prostu... nie był takim człowiekiem. I to nie z takim człowiekiem się zaprzyjaźnił. Zaśmiał się na jego kolejne słowa.

- Ktoś kiedyś powiedział mi, że życie to dar. Nie chce go zmarnować. Nigdy nie wiesz jaka jutro przyjdzie karta, trzeba brać życie takim jakie jest. Sprawić by liczył się każdy dzień. - Zatrzymał się przy stolikach i spojrzał w kierunku baru, gdzie oferowano napitki różnej maści. - Jestem ostatnią osobą, która mogłaby się przeziębić pływając. - Futro doskonale chroniło przed wszelakimi warunkami panującymi w wodzie, a i bez niego Laurent zazwyczaj mniej marzł w wodzie niż poza nią. - Dotrzymałbyś mi towarzystwa przy chorobie, z gorączką? - Wiedział, że nie o to Nottowi chodziło, ale i tak spojrzał na niego z chochlikami w oczach, zaczepnie.




RE: [10.08.1972] The sea is a cruel mistress || Laurent & Philip - Philip Nott - 09.03.2024

Miał wrażenie, że przestał już sabotować zapoczątkowane przez Beltane zachodzące w nim samym zmiany i po prostu starał się im poddać. Nie stało się to łatwiejsze. Otworzył się przed Laurentem, którego darzył pełnią swojego zaufania. Będzie to miało swoją cenę.  Nie wszystko dało się schować za cechującą go butnością. Po powrocie z tego rejsu będzie starał się to wszystko powtórzyć względem swojej siostry. Pomimo łączącej ich zażyłości to wcale nie będzie łatwiejsze. Paradoksalnie to może okazać się jeszcze trudniejsze, niż w przypadku Laurenta. Nie pozostawiało złudzeń, że ma wyraźne nadzieje co do do reakcji swojej siostry na tego typu wyznania. Sam wiedział, że na to nie dało się przygotować.

Teraz mogę powiedzieć, że ich rozumiem. Istniały rzeczy, których przez tyle lat nie chciałem poznawać i przez to wiele mnie ominęło w życiu. Z perspektywy czasu to był błąd, z którego za późno zdałem sobie sprawę. Oni mogą również tego doświadczyć w pewnym momencie swojego życia. — Zdaniem Laurenta Philip nie stał po jednej albo drugiej stronie, ale on dostrzegał, że jego czterema ścianami było jego dotychczasowe życie i jego własne przyzwyczajenia do hedonistycznego trybu życia, pełnego pustych przyjemności i przygodnych kochanków. To było coś, co znał. Tak samo jak w jego życiu nie brakowało sposobności do zwiedzania świata, na co pozwalały mu zgromadzone przez te wszystkie pieniądze. Poza tymi odbytymi wycieczkami z rodziną, przyjaciółmi i nielicznymi kochankami to w większości odbywał je samotnie. Z Laurentem chętnie dzielił się tymi wszystkimi opowieściami, ale najchętniej pokazałby mu to wszystko na żywo. Opowieści o wszystkich tych podróżach nie oddadzą tego wszystkiego. To trzeba było zobaczyć i przeżyć.

Wciąż jestem pełen zdumienia odnośnie tego jak bardzo mnie znasz. Dlatego wolę dawać trwalsze prezenty, które posłużą obdarowanemu znacznie dłużej albo sprawią mu więcej radości. — Doskonale wiedział, że Laurent zawdzięcza to swoim zdolnością do obserwacji drugiego człowieka i odpowiedniemu podejściu oraz umiejętności słuchania i rozumienia. Zwracał też uwagę na ton wypowiedzi tego mężczyzny. Nie miał podstaw aby mieć mu to za złe. Doceniał również to, że tego od niego nie wymagał. Nie przestanie być pragmatykiem, odkrywając w sobie romantyka. Pomimo tego wszystko, co zaszło między nimi, to chciał myśleć, że Regalo (wcześniej Spritz) nadal cieszy tak samo Laurenta jak w dniu, kiedy go otrzymał. Bo to też nie tak, że sprezentował mu samczyka sówki kaktusowej tylko dlatego, żeby nie przetrzymywał należącej do niego Stłuczki.

Jak chciałbyś sprawić, żeby się liczył ten dzień? — Odniesienie się do wypowiedzianych przez Laurenta słów wymagało od niego przemyślenia tego, co chce powiedzieć. W kontekście ich rozmowy można było odebrać te słowa jako przemyślenia mądrego człowieka, którego Laurent spotkał na jakimś etapie swojego życia i pod tym względem się z nimi zgadzał. Zwłaszcza, że pod wieloma względami doskonale sobie radził z marnowaniem tego daru i chociaż starał się brać życie takim, jakim jest, nie miał w dłoni dobrych kart i najwyraźniej zabrakło mu asów w rękawie. To, że dotrzymywał towarzystwa Laurentowi podczas tego rejsu, było dla niego istotne. Odpowiedź Laurenta na to pytanie, o ile w ogóle padnie, może mu nie przypaść do gustu. Zależało mu jednak na jego szczerości. Bo ile jako tako znał plany Laurenta na ten rejs, tak sam chciał czegoś więcej - zostać uwzględnionym w prywatnych planach tego czarodzieja. O ile to było osiągalne. Samemu stając przy stolikach również spojrzał w stronę tego baru. — Chcesz tam iść? — Dopytał. Sam będzie ograniczać alkohol i jeśli zdecydowałby się coś zamówić to byłoby kremowe piwo. Przez wzgląd na swoją kontuzję, ale też przez odczuwaną przez niego potrzebę unikania sytuacji generujących niepotrzebne im konflikty pomiędzy nimi. Ostatnio za dużo ich powstało.

Z tym nawet nie będę starał się polemizować. Będę jednak spokojniejszy, jeśli będziesz trzymać się z daleka od tej wody. Następnym razem może popływamy w jednym z włoskich kurortów. — Starał się obstawać przy swoim, nie widząc sensu w podejmowaniu tego rodzaju ryzyka. Wstępnie zaproponował mu wycieczkę do Włoch, skoro Laurentowi bardzo podobał się ten kraj. Jemu również, zwłaszcza jeśli chodzi o plaże i zabytki. To były jednak dalekosiężne plany. Najpewniej będzie chciał na jakiś czas uciec do słonecznych Włoch przed zimą. Jak to często miał w zwyczaju.

Jeszcze nie widziałem jak przez kilka godzin dymi ci się z uszu po wypiciu eliksiru pieprzowego i nie mógłbym tego przegapić. — Zażartował ze stosownym rozbawieniem, odpowiedzialnym za powstanie wesołego błysku w oku oraz wywołanie u niego szelmowskiego uśmiechu. To również byłby w stanie zrobić, miał wprawę w opiekowaniu się dziećmi - w końcu jego siostra jest rówieśnicą Laurenta i między nimi było dziesięć lat różnicy. Tak odchodząc już od pierwotnego wydźwięku jego słów.




RE: [10.08.1972] The sea is a cruel mistress || Laurent & Philip - Laurent Prewett - 12.03.2024

Wycena tego, czy decyzje Philipa miały sens, czy były warte swoich poświęceń, poddawania się zmianom, a może wręcz przeciwnie - trzeba mu było stanąć tyłem do zmiany siebie samego i zająć się... czymkolwiek innym. Czymkolwiek byle nie odczuwaniem. Takie zajęcie było aż za bardzo nęcące z perspektywy czasu. Odcinasz się, nie odczuwasz, nie pozwalasz się pochłonąć empatii ani żadnemu innemu odczuciu. Egzystujesz, a nie żyjesz, ale przynajmniej nie jesteś narażony na ból. Nie ma niepewności, nie ma smutku, jesteś tylko ty i twoja obojętność, a czasami człowiek, który wciągnie cię na wyżyny lepszego samopoczucia, kiedy otworzy przed tobą nogi. Brzmiało bajecznie? Brzmiało jak koszmar. Znał przynajmniej jedną osobę, która uważała, że kiedy przestanie czuć to przestanie istnieć. Że kiedy przestanie być kłębkiem gwałtownych emocji i zmiennych z tym związanych to przestanie równocześnie mieć sens istnienia. Tak jakby ostatnie co go trzymało na tym świecie to jego własna tragedia spisana łzami i alkoholem, w którym można się było utopić. Philip wykazywał siłę, której brakowało wielu osobom, ale on zawsze był diablo uparty. Poddać się? To nie jego styl. Mógł co najwyżej poddać się nurtowi rzeki, żeby popłynąć razem z nią, a nie walczyć z prądem, ale nie mógł poddać się falom, żeby ściągnęły go w dół.

- Błąd. - Słowo, które wskazywało żal. Za grzechy, za lata, które minęły, za podjęte decyzję. "To był błąd". Obrócił się na burcie i poszukał oczami Williama, którego jednak teraz nie potrafił jeszcze dostrzec. Może brylował gdzieś w towarzystwie, może właśnie malował, a może spał... nie, to ostatnie raczej nie. Jeszcze było za wcześnie na to, żeby urządzać sobie regenerujące drzemki, szczególnie, że podróż się zaczęła, a wtedy najbardziej trzymała jeszcze ludzi ekscytacja, która zamieniała się czasem w monotonię po kilkunastu godzinach podróży. - Tak długo, jak długo wyciągnięte zostały wnioski to czy na pewno to wszystko było takim błędem? Byłeś szczęśliwy. Przecież to jest najważniejsze. - Szczęśliwy - ale jakim kosztem? Czyim kosztem? Jak wiele ludzi zostało po drodze zniszczonych i ich własne szczęście zostali rozdeptane dla górnolotnego powodu szczęścia pana Notta? Pewnie dla swojej siostry był kochany. Brzmiał tu i teraz, jakby naprawdę oddawał jej bardzo dużą część swojego dobrego serca. Z tym znaniem w obliczu osoby takiej jak jego siostra... ciągle Philip to powtarzał, ale gdzie leżała prawda? Znać kogoś. Rozumieć. Akceptować. Philip po prostu nie był skomplikowanym człowiekiem. Jeśli ktokolwiek poświęcił mu uwagę to przecież mógł to zobaczyć, prawda? Wystarczyło go posłuchać, poświęcić mu ten czas i pewne rzeczy same się układały. Z tą trwałością prezentów to nie było jednak takie oczywiste. Laurent za bardzo kochał ulotność, żeby uważać stały prezent za coś cenniejszego od pięknych kwiatów, które przecież uwielbiał właśnie przez to - kwitły, by potem obumrzeć. Cieszysz się ich pięknem przez tydzień, parę dni. Niektóre kwitły tylko jednej jedynej nocy.

- To już się nie liczy?- Zaczepił go kolejny raz z psotnym uśmiechem. - Gdybym miał nam wymyślać teraz zajęcie, to nie wiem, czy wykrzesałbym z siebie jakąś kreatywność. - To już powiedział poważnie. Czuł się bardzo miałki, wyjałowiony z sił. Skinął głową i skierował się w kierunku baru. Ale wcale nie zamierzał teraz sięgać po alkohol - wtedy dzień naprawdę nie miałby znaczenia. Zostałoby mu spanie na kolanach Philipa. Albo w swojej kajucie. - Jeszcze nie skończyliśmy jednej wycieczki, a już planujesz następną? - Rozmawiali na temat Włoch i że wybranie się tam jest jak najbardziej możliwe. Tylko kiedy to było..? Wydawało mu się, że jakieś epoki, eony temu. A to przecież wcale nie było tak dawno. Tym nie mniej jego uśmiech się zmienił, złagodniał. Bo to w końcu miłe, że ktoś wiąże z tobą swoje nadzieje na przyszłość, prawda? - Najpierw wylecz kontuzję, bo w wodzie nie dotrzymasz mi tempa. - Zaśmiał się i pokręcił lekko głową na następne słowa Philipa. Dzięki Gai, że nawet z jego słabowitym ciałem to nie bardzo trzymała się go problematyka przeziębień. Być może to kwestia zahartowania ostrym, morskim powietrzem?