Secrets of London
[13.02.1970] The 'L' in my luck has been replaced with an 'F' - Wersja do druku

+- Secrets of London (http://secretsoflondon.pl)
+-- Dział: Poza schematem (http://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=29)
+--- Dział: Retrospekcje i sny (http://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=25)
+--- Wątek: [13.02.1970] The 'L' in my luck has been replaced with an 'F' (/showthread.php?tid=3387)

Strony: 1 2


[13.02.1970] The 'L' in my luck has been replaced with an 'F' - Basilius Prewett - 06.06.2024

adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic V

Gliny potrafiły mieć jednak poczucie humoru. Na przykład od kilkunastu minut dwójka z nich próbowała mu opowiedzieć niezły żart zaczynający się od słów Panie Prewett, był pan na miejscu ataku. Rodzina, którą pan wizytował trafiła do Munga. Jest pan jedynym świadkiem, który w tym momencie może złożyć zeznania. Czy może pan nam powiedzieć co się stało?
Tylko, że jakoś zawsze zamiast puenty, czekali na jego odpowiedź, a on przecież nie miał pojęcia, jak kończył się ten żart, więc tylko śmiał się grzecznie.
A o tym, że to był żart, był wręcz przekonany, bo nie ważne ile by się nie rozglądał, nigdzie nie widział żadnego miejsca ataku, znajdowali się przecież w Ministerstwie Magii. A może był gdzieś wcześniej. Nieee chyba nie.
Ktoś wreszcie, jakiś uzdrowiciel który nie chciał przybić z nim piątki, chociaż przecież wykonywali ten sam zawód, stwierdził, że w tym całym zamieszaniu Basilius musiał dostać jakimiś środkami odurzającymi. Ktoś się spytał ile ten efekt będzie się utrzymywał. Uzdrowiciel powiedział, że nie jest pewny. Ktoś się spytał, czy nie da się tego jakoś przyspieszyć. Uzdrowiciel westchnął i obejrzał Basiliusa, a następnie zapytał, czy ma jakieś choroby, które mogłyby mu nie pozwolić przyjmować niektórych środków. Basilius powiedział, że tak. Uzdrowiciel spytał się co. Basilius powiedział, że mogą zagrać o nazwę w wisielca. Uzdrowiciel powiedział, że nie. Basilius powiedział, że n i i nie występują w tej nazwie, ale e już tak. Uzdrowiciel ciężko westchnął po raz drugi. Basilius zaproponował, że mu podpowie, jeśli wygra z nim w karty. Uzdrowiciel westchnął ciężko po raz trzeci. Basilius zlitował się nad nim i powiedział, że chodzi o smoczą ospę. Uzdrowiciel pobladł i spytał się, czy naprawdę. Basilius powiedział, że nie co on, zwariował? Uzdrowiciel westchnął ciężko po raz czwarty. Po chwili takiej rozmowy, uzdrowiciel, z siedmioma ciężkimi westchnieniami na koncie, wreszcie się poddał i uznał, że lepiej nie ryzykować i nic mu nie podawać, ale że warto byłoby jednak wysłać kogoś, kto będzie przy nim siedział i zadawał pytania, bo to szybciej odświeży mu pamięć. I oczywiście nikt mu nie dał, ani tych środków o których tyle mówili, ani nie zagrał z nim w wisielca, ani nie dokończył tamtego żartu. Skandal.
I tak właśnie, kiedy tak sobie siedział w jakimś pomieszczeniu na krześle spotkał się ponownie w Brenną Longbottom.
Brenna! – wykrzyknął wesoło na widok czarownicy i poderwał się z krzesła, by zamknąć czarownice w uścisku.. Włosy miał w nieładzie. Płaszcz zsunął mu się z jednego ramienia. Uśmiechał się nieco zbyt wesoło, jak na siebie. – Jak dobrze cię znowu widzieć! Wiesz nie mów tego Millie, ale jestem moją ulubioną panią z Bumu.


RE: [13.02.1970] The 'L' in my luck has been replaced with an 'F' - Brenna Longbottom - 06.06.2024

Tym razem Brenna doskonale pamiętała, że jest piątek trzynastego i nawet uważała trochę bardziej niż zwykle. To że nic nie działo się przez większość dnia o niczym nie świadczyło. To że z wezwania do domowej awantury wyszła bez szwanku również. (Zdziwiło ją to zresztą okropnie, bo chociaż nie tak dawno zapewniała Basiliusa, że żadnej klątwy nie ma, to jednak gdy teleportowała się na miejsce zdarzenia, oczekiwała podświadomie, że ktoś rzuci na nią jakieś paskudne zaklęcie i jednak trafi do Munga. Tymczasem nie trafiła do szpitala, a jedynie transportowała tam rannych.)
Kiedy jednak wróciła do Ministerstwa Magii i usłyszała, że ma przypilnować świadka tejże awantury, ściągniętego do Ministerstwa (który podobno chciał grać w wisielca o nazwę swojej choroby, Brenna była pewna, że wysłano ją, bo uznano, że tylko ona zniesie tę grę bez żadnych westchnień), już uwierzyła, że może ogłosić: miała rację, wszystko było przypadkiem, żadna klątwa nie ciąży na niej, na Basiliusie Prewettcie, ani na nich oboju…
A potem otworzyła drzwi pomieszczenia, w którym go zamknięto i zobaczyła Basiliusa Prewetta.
Cholera jasna.
Miał rację.
Jednak byli przeklęci.
Przynajmniej nie będzie musiała grać w wisielca – wiedziała, że ta choroba to włochatość serca i absolutnie nie można było Basilowi podawać eliksiru, który chciał mu chyba zaaplikować uzdrowiciel.
– Cześć, Basilius – przywitała się, zaskakująco pogodnie jak kogoś, kto zrozumiał, że na jego życiem wisi nieuchronne, złowieszcze fatum. Może dlatego, że różne dziwne rzeczy przytrafiały się jej od czasu do czasu, więc tutaj wszystko różniło się tylko tym, że już będzie się ich spodziewać – i że nagle zaczęła szczerze Prewettowi współczuć, skoro miał być w to wszystko zamieszany. Co za szczęście, że piątek trzynastego zdarzał się raz, dwa, maksymalnie trzy razy w roku… chyba że… właściwie to te szóstki… Mimo zrzedła jej nieco, kiedy zaczęła się zastanawiać, czy to wszystko to jednak jej wina. Może miał rację. Może była klątwą.
– To bardzo miło, chyba mogę powiedzieć, że jesteś moim ulubionym uzdrowicielem, ale nie mów o tym Cedrickowi – poprosiła, siadając naprzeciwko niego. Nie wyrzucała z siebie tym razem całego morza słów, bo jednak była w pracy, a on był naćpany i istniała duża szansa, że niewiele z tego, co ona powie, zrozumie. – Pamiętasz, co dziś robiłeś? – zaczęła tak ostrożnie, na rozgrzewkę. Pamiętał ją, przynajmniej więcej tak ogólnie pamięć pracowała.


RE: [13.02.1970] The 'L' in my luck has been replaced with an 'F' - Basilius Prewett - 06.06.2024

Gdy już skończył obejmować Brennę, uśmiechnięty usiadł na przeciwko niej na krześle, wesoło podrygując nogą w rytm jakiejś mugolskiej piosenki, która strasznie chodziła mu po głowie, ale nie mógł sobie za nic przypomnieć jej nazwy. Szła jakoś tak: coś tam coś tam coś tam coś tam na na na.
Oczywiście. Nic mu nie powiem. – Pokiwał głową z taką powagą, jakby właśnie przysięgał coś na swoje życie, nie do końca pamiętając kim był w ogóle Cedrick. Na wszelki wypadek nie będzie po prostu mówił o tym nikomu, kto wyglądał na Cedricka. Zaczynając od tych rozradowanych Brygadzistów na plakacie, który tutaj wisiał. Każdy z nich wyglądał, jakby mieli na imię Cedrick, ale nie chcieli się do tego przyznać. Basilius obrzucił więc plakat podejrzliwym spojrzeniem i wykonał palcami uniwersalny gest pod tytułem obserwuję was. Obserwuję was wszystkich. Hm... Brenna chyba coś do niego mówiła.
Co? A. Tak. Oczywiście – powiedział dumny z siebie, a potem zorientował się, że jego ulubiona Brygadzistka chyba oczekiwała od niego pełniejszej odpowiedzi. – Siedziałem tutaj i rozmawiałem z tym nudnym uzdrowicielem. Wiesz, że nie chciał grać ze mną w wisielca? Właśnie chcesz grać ze mną w wisielca o... A nie. Przecież ty już to wiesz. Nie ważne. To może karty? – Nie czekając na jej odpowiedź, Prewett wyciągnął swoją ładniejsza talię kart, tę z wymarłymi już gatunkami zwierząt, nie zwracając przy tym uwagim, że ta "brzydsza" wypadła my z kieszeni i zaczął je tasować. Hm... Miał dziwne wrażenie, że dzisiaj rano też to robił dla uspokojenie. Tylko dlaczego? Czym mógł się tak denerwować? Przecież życie było takie piękne! Spojrzenie Prewetta nagle padło na kalandarz, a jemu wszystkie karty posypały się z dłoni. Zerwał się z miejsca. – Brenno! Dzisiaj jest piątek trzynastego! Co się stało? Jesteś ranna, prawda? Gdzie jest ta rana? Nie widzę jej. We włosach? Oddychaj, zaraz ci pomogę. Pomocy! Ranna! Pomocy!


RE: [13.02.1970] The 'L' in my luck has been replaced with an 'F' - Brenna Longbottom - 06.06.2024

Na całe szczęście Brennie zupełnie nie przeszkadzało, że ktoś ją obejmował – nawet jeżeli ta osoba była naćpana, przynajmniej dopóki to był znajomy, a nie jakiś przypadkowy ćpun, którego aresztowała. Wiecznie obejmowała ludzi albo ciągała ich gdzieś za ręce. I również na szczęście Basilius usiadł, kiedy i ona usiadła, bo trochę się bała, czy nie zacznie na przykład biegać po tej sali albo nie powie czegoś w rodzaju „patrz, jaką znam sztuczkę”, nie spróbuje zrobić salta i się nie zabije.
– Mógłby być zazdrosny o stanowisko ulubionego uzdrowiciela – zapewniła z powagą (chociaż tak naprawdę szczerze w to wątpiła, a poza tym to nie tak, że nie lubiła Cedrica Lupina, który uzdrowicielem dopiero właściwie został). – Hasło to włochatość serca – odparła, powstrzymując uśmiech, bo jednak choroba nie była powodem do żartów. Nawet jeżeli chorujący chciał grać o tę nazwę w wisielca.
A kiedy wyciągnął talię kart, Brenna zaczęła się zastanawiać, czy magomedyk BUMu miał rację i specyfik zamieszał Prewettowi w głowie, czy tylko wyciągnął z niego samą kwintesencję basilusowatości: tę na dnie, którą Basilius przykrywał na co dzień, bo pewne rzeczy nie uchodziły poważnemu uzdrowicielowi i w ogóle członkowie społeczeństwa.
– A pamiętasz, co robiłeś, zanim rozmawiałeś z tym nudnym uzdro… – zaczęła pytanie, nie zdążyła jednak dokończyć, bo może Basilius nie pamiętał, że był świadkiem zbrodni, za to najwyraźniej doskonale pamiętał, kto jest jego klątwą. – Nie, nie, spokojnie, nie jestem ranna – powiedziała pośpiesznie, też się podrywając i chwytając go za przedramiona, a potem spróbowała lekko pociągnąć go ku krzesłu, tak by z powrotem usiadł. – Wszystko w porządku! – zawołała nieco głośniej, już słysząc, że ktoś zbliża się do drzwi, najwyraźniej w reakcji na te wszystkie nawoływania. Jak miała mu wyjaśnić, że tym razem miała wszystkie kości, i wcale się nie wykrwawiała, i nie ciążyła na niej żadna starożytna klątwa, a piątek trzynastego objawił się… no nim? Bo oczywiście, po prostu zagrali w te karty, a on wszystko by sobie przypomniał, pewnie byłoby zbyt normalnie jak na ten piątek trzynastego, prawda? Musiało ich po drodze spróbować zabić przynajmniej jedno łóżko, zmaterializować się jakiś wielki stawonóg, a jeżeli nie to, to chociaż Prewett musiał spanikować, że Brenna oszalała. – Oddycham, serce też bije, przysięgam, żadnych ran, słowo honoru.


RE: [13.02.1970] The 'L' in my luck has been replaced with an 'F' - Basilius Prewett - 06.06.2024

Uśmiechnął się bardzo przebiegle.
Nie! Chciałem dać oddech mojry dla zmylenia przeciwnika! – powiedział niesamowicie z siebie zadowolony, beztrosko nieświadomy faktu, że gdyby jakkolwiek kontaktował, to w tym momencie miałby ochotę siebie zamordować. Oczywiście Basilius był odpowiedzialny i zamierzał krzyknąć tylko żartowałem, to włochatość serca tuż przed podaniem mu specyfiku. Przecież słyszał nazwę tego co chciał mu podać uzdrowiciel i wiedział csły czas, że absolutnie nie mógł tego przyjąć. Spochmurniał. – Wiesz, co jest niesprawiedliwe w życiu Brenno? Ciągle mówili o jakiś substancjach odurzających i w końcu mi ich nie dali. Potem mówili coś o jakimś eliksirze i też mi go nie dali, ale to chyba dobrze. A jeszcze wcześniej nie chcieli skończyć tego żartu o miejscu ataku. Bezsensu to wszystko.
Dał się usadowić z powrotem na krześle, wciąż jednak bacznie się jej przyglądając.
No nie wiem. Nie wyglądasz na ranną, ale wyglądasz na Brennę, więc chyba musisz być ranna – mruknął, zawieszając nieco dłużej spojrzenie na jej włosach.  – I skąd mam wiedzieć, że oddychasz skoro nie widzę twoich płuc, hm? Poza tym, musi ci coś dolegać. Jest trzynastek piątego Brenno. Trzynastek piątego. – Zmarszczył brwi. Coś mu mocno tu nie pasowało, ale nie miał pojęcia co. To chyba te wredne Cedrici na ścianie go dekoncentrowały. Na wszelki wypadek pokazał im język, a potem wyciągnął palce przed siebie i zaczął wyliczać. – A skoro jest trzynastek piątego to musisz być albo ranna, albo ranna, albo ranna, albo ranna, albo ranna! – Albo ranna oczywiście.
Nie, nie dał się przekonać Brennie, że nic jej nie było. W końcu spotkali się razem w taką datę. A to oznaczało, że coś musiało jej być. Trzeba tylko było jakoś jej udowodnić, że była ranna, co było o tyle skomplikowane, że nie miała na sobie żadnej rany. Nieco rozbieganym spojrzeniem latał po całej sali, szukając czegoś, co dałoby nu jakiś pomysł, aż wreszcie jego wzrok napotkał kolejny plakat, tym razem z roześmianą brygadzistką robiącą gwiazdę. O!
Ponownie wstał ze swojego miejsca.
No dobrze Brenno. Jeśli twierdzisz, że nie masz żadnych ran, to zrób gwiazdkę, a wtedy ci uwierzę. O tak.
I spróbował zrobić gwiazdę.

Robię gwiazdę (ostatnie słowa gracza)
[roll=T]

[inny avek]https://64.media.tumblr.com/e683fdec10208f7c4b7eb40c932c46ec/256f85b93342ed32-0c/s500x750/c4536f4f00864acd3be45af4f8a6bd4c3f749195.pnj[/inny avek]


RE: [13.02.1970] The 'L' in my luck has been replaced with an 'F' - Brenna Longbottom - 07.06.2024

– Bardzo sprytne z twojej strony – zapewniła Brenna, uznając, że ten specyfik chyba nie tyle wyciągał to, co tkwiło już w człowieku, a ile zupełnie i absolutnie wyłączał wszelki zdrowy rozsądek.
Jeśli Basilius Prewett będzie to wszystko pamiętał, prawdopodobnie umrze z zażenowania, kiedy mu już przejdzie.
Właściwie Brenna była trochę zdziwiona. Bo gdyby miała się zakładać, kto z nich wpadnie w taką sytuację, to byłaby pewna, że będzie to ona. Dobrze, że to Prewett częściej niż Brenna zabawiał się grami hazardowymi, inaczej pewnie już dawno przegrałaby cały swój pokaźny majątek…
– To bardzo niesmaczny eliksir, jestem pewna, że nie chciałbyś go wypijać – dodała, starając się nie mówić do niego takim tonem, jakiego zwykle używała wobec dzieci, gdy z jakichś powodów były zamieszane w sprawę. Naprawdę, naprawdę się starała, ale momentami niechcący i tak w niego wpadała. Znów usiadła na krześle, gdy on wrócił na swoje: jeszcze nieświadoma, jak wielki błąd popełnia. – Miejsce zbrodni tak. Właściwie to nie był żart, tylko pewna… opowieść. Miejscem zbrodni jest dom państwa Tatcherów. Może kojarzysz to nazwisko? – podsunęła delikatnie, bo jeżeli nawet nie pamiętał ostatnich godzin i samej walki, do jakiej doszło nad łóżkiem ciężko chorego pana Tatchera między jego krewnymi i przyjaciółmi, to może przynajmniej pamiętał samych Tatcherów. I to pobudzi jakoś jego wyobraźnię.
Logika dotycząca niewidzenia płuc przygniotła ją na moment, bo nie za bardzo wiedziała, jakich w ogóle użyć tutaj argumentów. Nie dałaby rady mówić, gdyby nie nabierała powietrza w płuca? Już byłaby martwa? Nie była pewna, czy którykolwiek z tych argumentów trafi do Basiliusa…
– Dlaczego miałabym kłamać, że oddycham, gdybym nie oddychała? Nieładnie z twojej strony podejrzewać mnie o coś takiego – powiedziała w końcu urażonym tonem.
Już – już miała zacząć zapewniać, że nie jest wcale ranna, i że dobrze, zrobi ten cholerny przewrót w bok, jeśli to miało go przekonać, że absolutnie nic jej nie dolega, gdy Prewett sam postanowił zademonstrować tę figurę akrobatyczną. Z ust Brenny wyrwał się zdławiony okrzyk, gdy podrywała się z miejsca, przed oczami mając już wizję przewożenia ich świadka do szpitala z kręgosłupem złamanym w kilku miejscach. Ale o dziwo, Basilius, który nie wyglądał na sportowca, chorował i w dodatku był teraz naćpany, wykonał iście popisową gwiazdę.
Brenna opadła z powrotem na krzesło, tak nagle trochę pobladła.
Przynajmniej nie było to salto, pomyślała.
I natychmiast spróbowała nie myśleć o żadnych saltach, bo najwyraźniej ta cholerna klątwa czytała jej w myślach!!!
– Wcale nie muszę być ranna w piątek trzynastego. Mogę też ci przynieść kogoś zamienionego w robaka – stwierdziła w końcu. - Może... może usiądziesz? Ładnie proszę.


RE: [13.02.1970] The 'L' in my luck has been replaced with an 'F' - Basilius Prewett - 07.06.2024

Gdyby Basilius był świadomy tego co robił, to już teraz zacząłby się modlić o to, by nic z tego pobytu w Departamencie Sprawiedliwości nie pamiętał. Na całe szczęście dla obecnego niego, i na nieszczęście dla normalnego Basiliusa, nawet mu to przez myśl nie przeszło. Czemu miałoby, gdy dzień był taki piękny, a jemu przyszło go spędzać z jego nowa najlepsza przyjaciółką z BUMu, która nie dość, że pochwaliła jego plan na przechytrzenie uzdrowiciela, to jeszcze pocieszyła go, że eliksir był nie smaczny, więc i tak nie chciałby go wypić. Longbottomowie to jednak był ich skarb narodowy.
Gdy padło nazwisko rodziny, coś musiało ewidentnie się przebić przez gęstą mgłę, otaczającą mózg Prewetta, bo uzdrowiciel nagle zmarszczył brwi i spoważniał. Czy ty olaszałeś? Zostaw te różdżkę, albo przysięgam, że... – Jakiś kobiecy głos krzyczał mu w głowie, ale Basilius nie mógł za cholerę zrozumieć do kogo należał, ani czemu w ogóle coś krzyczał.
Tatcher – wymamrotał pod nosem, patrząc na Brennę nieco zaniepokojony. – Tak. Oczywiście.
Zaraz... Czemu przez chwilę czuł się taki zmartwiony, jakby stało się coś złego. Już nie pamiętał.
Przepraszam. Nie chciałem – wymamrotał spuszczając głowę, słysząc, że podobno oskarżał ją o kłamstwo. Schylił się ku podłodze i wręczył jej jedną z leżących kart, była to królowa z wizerunkiem ptaka dodo. – Proszę dla ciebie. Na przeprosiny. To kakadu.
Basilius nigdy wcześniej, ani później, w swoim życiu nie przypuszczałby, że byłby w stanie zrobić gwiazdę, która może nie wyszła mu idealnie, ale była całkiem niezła. Czuł się teraz panem akrobatyki, mistrzem sztuki cyrkowej, który powinien rzucić uzdrowicielstwo, na rzecz uleczania ludzkich emocji swoimi widowiskowymi gwiazdami. Z tego wszystkiego nawet nie zauważył, że z kieszeni płaszcza wypadło mu kilka żetonów do pokera, sam nie wiedział skąd je miał, musiał kiedyś niechcący zabrać z jakiegoś kasyna, jak i trzecia talia kart, jeszcze nieodpakowana, bo dzisiaj ją kupił i tylko dlatego miał przy sobie, aż trzy talie. Nie był przecież nienormalny.
Niestety zamiast bić brawo Brenna jakoś tak dziwnie pobladła i opadła na krzesło. Może jednak szkoda, że nie było tu Millie. Był pewny, że Millie by doceniła.
Wszystko w porządku? – spytał zmartwiony, siadając obok niej, bo po pierwsze go o to prosiła, a po drugie i on poczuł się jakoś nagle nieco bardziej zmęczony. – Widzisz? Mówiłem ci, że coś ci jest, a ty nie chciałaś się mnie słuchać. Pobladałaś, tak jak ten niebieski facet w domu Fletcherów. To ta klątwa Brenno. Głupio nie? Być tak przeklętym. W sumie to szkoda, że Millie nie postawiła mi wtedy tego tarota dla nas, ale bałem się, że spyta się o coś głupiego, bo wiesz jaka jest Millie.

[inny avek]https://64.media.tumblr.com/e683fdec10208f7c4b7eb40c932c46ec/256f85b93342ed32-0c/s500x750/c4536f4f00864acd3be45af4f8a6bd4c3f749195.pnj[/inny avek]


RE: [13.02.1970] The 'L' in my luck has been replaced with an 'F' - Brenna Longbottom - 07.06.2024

Z kieszeni Basiliusa posypały się żetony oraz nowiutka talia kart, i chociaż Brenna została pouczona, że ten nie jest hazardzistą tylko dlatego, że pochodzi z rodziny Prewettów, to nie była tym wszystkim ani trochę zaskoczona, właśnie dlatego, że cóż, pochodził z rodziny Prewettów. Obróciła między palcami wręczoną jej kartę, z tej pierwszej talii, a potem zerknęła na rzeczy rozsypane po podłodze i przez chwilę miała ochotę się śmiać, chociaż sytuacja nie była przecież ani trochę wesoła.
– Dużo masz jeszcze przy sobie tych talii? I dziękuję, to wspaniały prezent - zapewniła, zamierzając mu oczywiście tę kartę oddać, kiedy już otrzeźwieje i przypomni sobie, że aby talia nadawała się do gry, powinna być pełna. – Tak, wszystko w porządku, to tak z wrażenia, to była bardzo udana gwiazda - zapewniła szybko.
Tylko proszę, błagam, nie rób kolejnej, jak się uprzesz, to zrobię cholerne salto, ale ty po prostu SIEDŹ.
Czy uzdrowiciele tak się czuli przy niej, kiedy zapewniała, że absolutnie nic jej nie dolega…?
– Trochę dziwnie być tak przeklętym – zgodziła się z nim, z pewną rezygnacją w głosie, bo nie mogła już nawet kłócić się, że to był przypadek. To był już szósty piątek trzynastego, podczas którego powtarzała się ta sama historia, a dochodziły te dwie „dziwne daty”, w tym złowieszcze 6.6.66. – Tarota? – zdumiała się, ale zaraz doszła do wniosku, że może jednak lepiej nie znać tej historii, a poza tym powinna skupić się na czymś innym. Trochę rozproszyły ją te wszystkie wyczyny akrobatyczne oraz klątwy piątku trzynastego, a przecież zanim Basilius postanowił, że jego życiowym powołaniem jest bycie cyrkowcem, zdawał się kojarzyć Tatcherów. Zamyślił się na dźwięk tego nazwiska i wspominał coś o byciu niebieskim…
– Może wrócimy do rozmowy o Tatcherach? – podsunęła więc, obserwując go bardzo, bardzo uważnie, gotowa interweniować, gdyby znowu postanowił zrobić coś szalonego, bo przecież to oczywiste, że z nich dwojga tylko ona powinna robić szalone, głupie i nieodpowiedzialne rzeczy. I to raczej nie w Ministerstwie Magii. – Wiesz, ta opowieść, której nie dokończyli Brygadziści. Dzisiaj w domu Tatcherów pojawiło się pięć osób i wszyscy spotkali się w sypialni pana domu, na którego też rzucono klątwę… chociaż hm, chyba nie taką, jak na nas… Prawdopodobnie to była klątwa czarnomagiczna.
Brenna mówiła teraz powoli, niemal nietypowo dla siebie: w ten sposób wyrażała się właśnie głównie w pracy, kiedy kogoś przesłuchiwała lub rozmawiała ze świadkami. Przypatrywała się twarzy Basiliusa, sprawdzając, czy może znowu pojawią się jakieś oznaki świadczące o tym, że coś kojarzył…


RE: [13.02.1970] The 'L' in my luck has been replaced with an 'F' - Basilius Prewett - 08.06.2024

Eeee. – Zmarszczył brwi. – Nie. Tylko trzy. Czemu miałbym mieć więcej? Myślisz, że powinienem mieć ich więcej? Jak chcesz to mozemy pójść razem do sklepu kartowego.
Uśmiechnął się bardzo szeroko, na jej komplement.
Ty też tak kiedyś będziesz potrafiła – zapewnił ją pocieszająco, jakby to on z ich dwójki był tym bardziej sprawnym i wysportowanym, a gwiazdy i inne przewroty robił codziennie dla zabawy.
Tak. Dziwnie – mruknął potakująco. – Zwłaszcza, że ty znowu jesteś ranna, a nawet nie wiemy co ci dolega.
Tłumaczenia, ze przecież to nie ona zawsze była ranna, a co więcej że czasem nikomu z ich dwójki nic nie dolegało, jakoś nie docierało do Prewetta w tym stanie.
Tak, tarota. No wiesz, te takie, hm, inne, niepokerowe, karty nie do pokera, co nie możesz grać w nimi w pokera, nawet jakbyś bardzo chciała. Mają głupie obrazki i mowią ci różne beznadziejne rzeczy o twoim życiu, na przykład jak bardzo masz w nim przejebane. Na przykład pytasz się takiego tarocisty jak ci minie popołudnie, a on, lub ona, ci mówi wpadnie na ciebie Brenna i że jesteś chyba moim chichotem losu, więc myślisz, że w sumie to się nie zgadza, bo jasne jak tylko widzisz Brennę to myślisz Na matkę i wszystkich bogów, jak ta szalona kobieta wpada w tyle kłopotów, wychodzi z nich cało i jeszcze bezczelnie twierdzi, że nie jest żadną główną bohaterką historii?, ale jednak ją lubisz i dobrze gra się z nią w karty i nie masz nic przeciwko wpadaniu na nią, gdyby nie to, że zawsze coś się wtedy dzieje. I wtedy Millie mówi coś o cnotkach-niewydymkach, ale w jakimś innym kontekście, którego nie pamiętam. No ale w każdym razie to jest właśnie tarot, a co? – wyjaśnił krótko na czym to wszystko polegało.
Proszę wszystkich o spokój i wyjście z pomieszczenia. – Tym razem to jego własny głos, zdecydowanie bardziej poważny i zirytowany, niż teraz, rozległ się w głowie Prewetta. Czemu był taki zirytowany?
Słuchając historii Brenny, dziwnie znajomej, aż zamarł w miejscu.
I co dalej?– spytał z przejęciem, nie mogąc się doczekać, aż usłyszy jej dalszy ciąg. – Czekaj. – Skrzywił się. – Nie Brenno. Przepraszan, ale opowiadasz ją źle. Przecież było sześć osób. Nie masz może jakiś ciastek? Wyglądasz na zmęczoną. Przydałby ci się cukier.

[inny avek]https://64.media.tumblr.com/e683fdec10208f7c4b7eb40c932c46ec/256f85b93342ed32-0c/s500x750/c4536f4f00864acd3be45af4f8a6bd4c3f749195.pnj[/inny avek]


RE: [13.02.1970] The 'L' in my luck has been replaced with an 'F' - Brenna Longbottom - 08.06.2024

- To są takie sklepy? - zdziwiła się Brenna, przez moment mając przed oczyma wizję sklepu, w którym sprzedają tylko karty. I może kości. Albo jeszcze koszulki dla hazardzistów? Tylko czy ktoś chwaliłby się, że jest hazardzistów? Może takie z kartami i śmiesznymi napisami? Jak the L in my luck has been replaced with an f i rysunkiem slabego układu pokerowego u góry? - Dziękuję, będę pilnie ćwiczyła - obiecała, jakby kilka lat temu nie przeszla przez cały sad Longbottomów, wykonując jedną gwiazdę za drugą.
- Chichot losu? - zapytała i tym razem to już w jej głosie pobrzmiewał ślad rozbawienia. - W sumie to różnie mnie nazywano, czasem niecenzuralnie, a wujek kiedyś wspomniał, że jestem kołem fortuny, cokolwiek to miałoby znaczyć, ale nigdy nie byłam niczyim chichotem losem.
Ani czyjąś klątwą.
A potem z jej ust wydobył się zduszony śmiech, którego nie zdołała powstrzymać, i nie była już pewna, czy ma go przepytywać dalej na okoliczność zbrodni, zapewniać, że też właściwie całkiem lubi na niego wpadać, bo fajnie gra się z nim w karty, ale byłoby miło mieć wtedy wszystkie kości, czy może komentować tę lekcję na temat tarota i słowa Millie. Czuła się prawie tak, jakby to naćpanie się udzielało, przenosząc droga kropelkową, bo przecież przesłuchując świadków zwykle naprawdę, naprawdę próbowała być profesjonalna... z drugiej strony Basilius też próbował być w pracy profesjonalnym, poważnym uzdrowicielem, a kiedy Brenna się pojawiała, to mu za bardzo nie wychodziło.
- Znając Millie to mogę sobie wyobrazić, ale nie będę się zapędzała z fantazją, ona na pewno zrobi to za mnie - stwierdziła, ale zaraz spoważniała odrobinę, bo jednak nieważne, jak zabawnie absurdalna stawała się ta sytuacja, miała kilka osób w Mungu. - Nie mam ciasteczka, mam żabę, wystarczy? - zapytała I przez chwilę grzebała w kieszeniach marynarki. Miała ich kilka, także wewnętrzne, specjalnie doszyte, bo chociaż zwykle nosiła ze sobą plecak, to bardzo się przydawały. - O, proszę - powiedziała, wręczając mu żabę w fioletowym zielonym opakowaniu. - Edycja limitowana, znani czarodzieje z poszczególnych Domów w Hogwarcie, niestety nie mam przy sobie wydania Ravenclawu... I hm, wiesz co, jeśli chodzi o to, co mi dolega, to wiesz, nie jestem ranna, ale mam taki inny problem, że właśnie ciężko mi sobie przypomnieć całą historię Tatcherów, a ona jest bardzo tajemnicza, i może nadawałaby się na książkę, a jak nie na książkę, to przynajmniej na opowiadanie... - powiedziała. - Może jak pogadamy, to mi się przypomni? Bo masz chyba rację, powinno być sześć osób. A ta szósta osoba to ktoś z zewnątrz, klątwołamacz, ściągnięty do przeklętego pana domu...
Tylko jasna cholera.
Kim była naprawdę szósta osoba?
Bo w domu jej nie było. Pan domu i pięć innych osób, w tym Basilius. Czy wliczył przeklętego, czy ktoś uciekł?