Secrets of London
Kwiecień 1972 | Nie lubię Cię ale jesteśmy rodziną | Sophie & Castiel - Wersja do druku

+- Secrets of London (http://secretsoflondon.pl)
+-- Dział: Scena główna (http://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=5)
+--- Dział: Ulica Pokątna (http://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=19)
+---- Dział: Dziurawy Kocioł (http://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=44)
+---- Wątek: Kwiecień 1972 | Nie lubię Cię ale jesteśmy rodziną | Sophie & Castiel (/showthread.php?tid=762)



Kwiecień 1972 | Nie lubię Cię ale jesteśmy rodziną | Sophie & Castiel - Castiel Flint - 11.01.2023

Kawałek drogi został odprowadzony przez Brennę. Podziękował jej i zapewnił, że dalej sam sobie poradzi. Nie wyglądał ani trochę na takiego, co byłby w stanie utrzymać się na nogach dłużej niż kilka minut, a i gdyby nie panujący półmrok to zwracałby na siebie zbyt dużo uwagi wszak był pokryty zakrzepłą krwią. Co prawda założył jakąś bluzę przed wyjściem z gabinetu jednak twarz też była tym umazana, gdy wcześniej nachylał się nad Fergusem. Szedł powoli, każdy krok stawiał ostrożnie bowiem ani trochę nie ufał swojemu błędnikowi. Wbrew pozorom nie miał w organizmie nawet kropelki alkoholu; był niezwyczajnie wykończony i załamany. Szedł uliczką spacerem do domu. To był solidny kawałek drogi ale uznał, że zimne powietrze dobrze mu zrobi. Nie mógł się deportować bowiem w tylnej kieszeni spodni trzymał połamaną różdżkę. To był paskudny dzień. To był okropny dzień a miało być jeszcze gorzej. Stanowczo odmówił Danielle wizyty w szpitalu. Niech zajmie się Fergusem, on jest najważniejszy, a Cas… zabunkruje się do czasu aż przyjdą do niego aurorzy i przełożony z nakazem nałożenia na niego tysiąca kar za dzisiejszy dzień. Wiedział, że będzie miał przechlapane. Ta świadomość spowalniała jego kroki i osiadała ciężkością w żołądku. Fergus… ilekroć zamykał oczy to widział jego bladą twarz. Utrzymywał otwarte powieki z trudem ale na szczęście na nic nie wpadł i szedł względnie prosto. Przecenił jednak swoje możliwości i w zaledwie połowie drogi ledwie zdążył usiąść na pobliską, zimną i słabo oświetloną ławkę nieopodal Dziurawego Kotła. Gdyby nie ten zryw to mógłby wylądować na chodniku a nie miał ochoty na bliskie zapoznanie z zimnym brukiem. Oparł łokcie o kolana i ukrył twarz w brudnych od zaschniętej krwi dłoniach. Po prostu się załamał. Wyglądał jakby zbiegł z miejsca mordu i cóż, prawie kogoś zabił… nie byle kogo, bliską osobę. Na całe szczęście była już w dobrych rękach i przeżyje ale co zrobić z tym lodowatym przerażeniem jutra? Nie zwracał uwagi na mijających go ludzi. Zbierał w sobie resztki sił aby wstać i jednak wynająć tu pokój bowiem wiedział, że nie doczołga się do domu położonego zbyt wiele kilometrów stąd.


RE: Kwiecień 1972 | Nie lubię Cię ale jesteśmy rodziną | Sophie & Castiel - Sophie Flint - 11.01.2023

Miała wiele spraw do załatwienia tego wieczoru w Londynie. W związku z faktem, że w końcu podjęła pracę, która była choć w minimalnym stopniu zbliżona do tego, co robiła w USA, rozpierała ja radość. W końcu zaczynała widzieć coś więcej niż wyłącznie bezsens sytuacji, w której się znalazła, a która była spowodowana podjętymi przez nią, irracjonalnymi działaniami. Jej świat powoli ponownie nabierał kolorów i miała nadzieję, że z czasem będzie wyłącznie lepiej.
Szła przed siebie, pogwizdując cicho pod nosem i uśmiechając się. Co niedługo przerywała gwizdaną melodię, aby zaciągnąć się jeszcze raz tlącym się między palcami papierosem. Ktoś mógłby nawet uznać ją za wariatkę, patrząc na jej zachowanie. W czasach, gdy ludzie byli coraz bardziej zestresowani wszystkim wokół ona wydawała się irracjonalnie beztroska, co prawdopodobnie mogłoby budzić irytację. Tyle że Sophie nieszczególnie się tym faktem przejmowała.
Zmierzała w stronę dziurawego kotła. Cel był prosty; Sophie zamierzała napić się szklaneczkę czegoś mocniejszego, w ramach uczczenia swojego małego sukcesu, a potem zamierzała udać się na górę, aby odpocząć przed zbliżającym się pierwszym dniem pracy.
Właśnie dochodziła do budynku widocznego tylko dla czarodziejów, kiedy dostrzegła mężczyznę, który wyglądał jak stos nieszczęścia. Prawdopodobnie nawet nie zwróciła by na niego uwagi, gdyby nie kilka, charakterystycznych cech wyglądu, które odznaczały się na nim nawet w jego obecnym stanie. Cały wesoły nastrój opuścił ją, jakby właśnie na ulicy pojawili się dementorzy, kiedy zrozumiała, z kim ma do czynienia. Odrzuciła wciąż tlącego się papierosa i podbiegła do Castiela.
- Merlinie, co ci się kurwa stało?! - Sophie nie była osobą, która bawiła by się w półśrodki; często waliła z grubej rury. Od razu odsunęła brudne ręce od twarzy chłopaka, usiadła obok niego na ławce. Serce stanęło jej na moment, gdy zobaczyła jego zbolałe oczy. - Cas... Co... co się stało? - Zapytała o wiele delikatniej niż jeszcze kilka sekund temu.


RE: Kwiecień 1972 | Nie lubię Cię ale jesteśmy rodziną | Sophie & Castiel - Castiel Flint - 11.01.2023

Podskoczył, niemal poderwał się do pionu słysząc krzykliwe słowa, najwyraźniej kierowane w jego stronę. Rozejrzał się lekko skołowany i zobaczył zbliżającą się Sophie. Nie podejrzewał, że kiedykolwiek ucieszy się na jej widok. Przecież doprowadzała go do szału po dwóch minutach spotkania. Nie miał sił teraz znosić jej docinek, nie chciał żeby mu dogryzała bo naprawdę miał powody do załamania. Otwierał usta aby jakimś słownym dźwiękiem zakomunikować niechęć do interakcji lecz ugryzł się w język w ostatniej chwili. Przybliżyła się i na jej twarzy zauważył autentyczne zmartwienie. Czyżby była teraz szczera? Nie umiał rozpoznać, wewnątrz coś w nim umierało. Bądź co bądź poczuł ulgę na jej widok. O Merlinie, nie musiał już tak intensywnie myśleć jak dostać się do domu, ona mu pomoże, prawda? Będzie dziś podstępną szują czy zostanie przy roli krewnej? Patrzył na jej twarz i zwlekał z odpowiedzią. Co miał powiedzieć? Istniały słowa aby to opisać?
- Wszystko spieprzyłem.- wydusił z siebie. Dopiero siedząc i widząc kogoś z rodziny tak naprawdę zaczynała docierać do niego świadomość beznadziejności tego dnia. Fergus leży w szpitalu, nieprzytomny, przez niego. Czuł się jakby to on zamknął ten artefakt na jego ręku choć prawda była zupełnie inna - to odkrycie przyjdzie wraz ze świeżym umysłem. Teraz był zbyt przesiąknięty emocjami aby jasno myśleć. Popatrzył na swoje ręce. W każdej najmniejszej linii papilarnej tkwiła zaschnięta ciemna krew. Ręce, choć wielokrotnie wycierane w spodnie, pokryte były rozmazaną cieczą. Oderwał wzrok patrząc w oczy Sophie.
- Artefakt… - przełknął z trudem ślinę, gardło miał wysuszone. - Artefakt zaatakował mojego… - zmarszczył brwi, szukał słowa. Nie może nazwać Fergusa aspirującym epicentrum całego życia. No nie wypada.
- … przyjaciela. Czarnomagiczny artefakt. Przeżył ale ledwo, umierał. - zgiął palce w pięści przypominając sobie wszystkie te sceny jakby cały czas tkwił nad ciałem Fergusa, nieudolnie próbując z Brenną zatamować strumień krwi. Wyglądał słabo, zbyt słabo jak na osobę która miała kogoś ratować. Dzisiaj nie był ani Castielem z wody, ani z lądu, ani z pracy, ani przyjacielskim. Powoli wpadał w ten bezkresny dół zwany wyrzutami sumienia.


RE: Kwiecień 1972 | Nie lubię Cię ale jesteśmy rodziną | Sophie & Castiel - Sophie Flint - 13.01.2023

Nieczęsto zdarzały się sytuacje, gdzie Sophie nie wiedziała, co powiedzieć, czy jak się zachować. Zazwyczaj była naprawdę pewną siebie osobą. Była przekonana co do swoich racji i tego, że jej postępowanie jest słuszne. Próbowała znaleźć sposób na poradzenie sobie w każdej sytuacji, bez względu na to, jak bardzo zaskakująca by ona nie była. Widząc swojego kuzyna w takim stanie, czuła się kompletnie bezradna.
Nie często tego typu uczucia jej towarzyszyły, ale jeśli już, to nienawidziła ich. Bezradność była dla niej czymś najgorszym, czego za wszelką cenę starała się unikać. Ból promieniujący z każdej komórki ciała jej kuzyna była obezwładniający również dla niej. Walczyły w niej kompletnie sprzeczne uczucia. Z jednej strony miała ochotę odpowiedzieć mu w taki sam sposób, w jaki on potraktował ją, gdy potrzebowała Castiela po raz pierwszy od lat. Uraza wciąż gdzieś tam gnieździ się w jej sercu i nie mogła jej całkowicie odeprzeć. Z drugiej strony, po prostu nie mogła tak postąpić. Nie mogła go tutaj zostawić na pastwę pustki i cierpienia, które niechybnie miały zaatakować go w najbliższym czasie. I niestety (?) dla niej, chęć uchronienia go przed tym, pomocy, zwyciężyła, przez co usiadła obok na ławce, gotowa go wysłuchać.
Nie przerywała mu, kiedy mówił. Nie miało to najmniejszego sensu. Nikomu by nie pomogło a w chwili obecnej były ważniejsze rzeczy do zrobienia. Kiedy usłyszała o tym, jak blisko śmierci znajdował się jego przyjaciel, zrobiło jej się zimno. Nikt nie powinien mieć nic wspólnego z takimi rzeczami. A już szczególnie jej kuzyn. Mimo wszystkich nieprzyjemności, które spotkały ją z jego strony, to wciąż była jej najbliższa rodzina. Jedyna, do której mogła się zwrócić w tym kraju. I Merlin jej świadkiem że nikomu spośród nich nie życzyła źle.
Podniosła się z ławki, kiedy uznała, że temat który poruszała z Castielem nie należał do tematów bezpiecznych i nie można go było podejmować ot tak na ulicy, gdzie każdy mógł go usłyszeć.
- Dobra, wstawaj. Nie będziemy tutaj o tym rozmawiać - zadecydowała. Wyciągnęła w jego kierunku dłoń, gotowa go podeprzeć, jeśli by tego potrzebował. - Obok jest Dziurawy Kocioł. Mam tam pokój. Porozmawiamy tam na spokojnie i przede wszystkim sprawdzę, czy i Tobie nic się nie stało. - Nie przyjmowała do wiadomości, że mógłby jej odmówić. W ogóle nie brała tego pod uwagę. Czasami, kiedy ktoś nie był w stanie podejmować zdecydowanych kroków, ktoś inny musiał je podjąć za niego. I właśnie ta rola przypadła dzisiaj Sophie. Kto by się spodziewał...


RE: Kwiecień 1972 | Nie lubię Cię ale jesteśmy rodziną | Sophie & Castiel - Castiel Flint - 14.01.2023

Nie podejrzewał jej o empatię. Od ich pierwszego (po tylu latach) spotkania odnosił wrażenie, że była zbyt chłodna i wyniosła aby zniżać się do poziomu nadgorliwej troski. Cóż, nie znał jej zbyt dobrze. Nie rozpoznał jej kiedy na niego spadła po kiepskiej teleportacji. Mimo, że ogólnie nie przepadał za jej osobą to jednak byli spokrewnieni a ta więź była nierozerwalna. Czy tego chcieli czy nie, jedno jest w obowiązku pomóc drugiemu kiedy sytuacja jest kiepska. W trakcie sporadycznych spotkań o nią mimowolnie pytał ją o to czy ma gdzie spać, co jeść, czy podstawowe minimum sobie zapewniła. Gotów był jej pomóc nawet jeśli wiedział, że nie otrzyma po tym podziękowań.
Aktualnie świat w jego oczach był szary, bury, nijaki a na horyzoncie jawił się mrok, zniechęcenie i dławiona w gardle rozpacz. Wszystko się sypało i był temu winien. Dlaczego mu się to przytrafiło? Czy to kara za żywienie uczuć względem "nieodpowiedniej osoby"? Czy to los zsyła mu sygnały, że powinien być ułożonym i grzecznym dziedzicem (takim jakim go pragnie widzieć Cynthia) zamiast być sobą? Chyba zaczynał rozumieć Sophie. Uciekła przed życiem dyktowanym przez swego ojca bo chciała żyć na własny rachunek. Jednak jej nie przytrafiały się takie tragedie choć okazała bunt wobec władzy rodzicielskiej. Być może była bardziej ogarnięta życiowo niż on i potrafiła obronić się przed nieszczęściem. A on? Doprowadził Fergusa do szpitala! Niemal mu umarł na rękach. Jęknął, opuszczając głowę nisko, niemal do kolan. Brudne i potargane włosy opadły po bokach jego skroni i policzków. Cała jego postawa mówiła głośno, że jest załamany. Przełknął ostrość goryczy w gardle i z uprzejmości (!) skorzystał z oferowanej dłoni aby podnieść się do pionu. Dostał zawrotów głowy, które zignorował. Powinien za to wszystko cierpieć i to jeszcze bardziej niż teraz się czuje. Podświadomie miał nadzieję, że niedomaganie organizmu stłumi ból poturbowanego serca. Niestety, ale nie był w tak tragicznym stanie aby wymagać nadzoru uzdrowiciela. Ba, nie skorzystałby z tej oferty choć na lewym przedramieniu wciąż prześwitywały lekko poczerniałe żyły od których rozpoczął zaklęcie czarnomagiczne. Nie oponował w jej planowaniu, ruszył powoli obok jej ramienia, nie korzystając już z podparcia. Mimo wszystko był dorosłym mężczyzną, nie chciał tu robić scen jaki to jest zmęczony i osłabiony. To jest nic w porównaniu do tego co zrobił Fergusowi.
Nie pamiętał drogi od ławki do pokoju Sophie. Ocknął się z marazmu dopiero kiedy kazała mu usiąść.
- Dzięki. - wymamrotał, obiecując sobie tu i teraz, że się z nią zjedna. Teraz ją już rozumiał, tę jej potrzebę bycia wolną, bycia sobą. Nie będzie robił jej pod górkę. Wyciągała do niego pomocną dłoń choć nie zachęcał jej do sympatii.
Zdjął z siebie bluzę i odsłonił zesztywniałą od krwi koszulkę. Nie było na niej nawet jednego miejsca pozbawionego od zaschniętej krwi. Popatrzył na siebie, na swoje ręce i ramiona.
- Strasznie dużo krwi. - szepnął. - On umierał, do jasnej avady. On umierał, czemu go nie przypilnowałem... - tymi słowami wymierzał w swoje serce kolejne ciosy aby czuć ten ból odpowiedzialności za to nieszczęście. Danielle wspominała, że coś Fergusa zżerało od środka, jakaś trucizna. Na tę myśl pobladł do takiego stopnia, że gdyby stanął przy najbliższej ścianie to jego twarz mogłaby się zlać z otoczeniem. Zastygł, gapiąc się na swoje ręce bo nie miał jeszcze w sobie sił aby zdjąć z siebie ubranie i wyszorować się z krwi.
- Jestem skończony. Prawie go straciłem. Stracę pracę. Dobre imię. - nie zdawał sobie sprawy z tego co powiedział i jak bardzo zdradza to jego uczucia względem Fergusa. Równie dobrze mógł traktować go jako bliskiego przyjaciela, co osobiście było sporym niedomówieniem.


RE: Kwiecień 1972 | Nie lubię Cię ale jesteśmy rodziną | Sophie & Castiel - Sophie Flint - 17.01.2023

Sophie miała świadomość, jak może być postrzegana przez świat. Pozornie wydawała się nie posiadać w sobie żadnej empatii a wręcz można by było podejrzewać ją o niesamowicie egoistyczne nastawienie. Tymczasem ona naprawdę potrafiła przejmować się drugim człowiekiem. A szczególnie wtedy, gdy druga osoba była dla niej szczególnie bliska. Tak jak chociażby Castiel. Nie byli rodzeństwem. Nie mieli kontaktu od lat. Ich pierwsze spotkanie po naprawdę długim czasie było wręcz fatalnym. Tyle że nigdy nie życzyła mężczyźnie źle. I dlatego, kiedy zobaczyła go w takim stanie na ulicy, wiedziała, że musi mu pomóc.
Gdy tylko weszli do Dziurawego Kotła, Sophie od razu udała się do barmana, który zarządzał tym całym przybytkiem. Poinformowała go o tym, że ten mężczyzna (barman spojrzał na Castiela jakby był wyrwany wprost z Nokturna) zostanie w jej pokoju na noc i jeśli istnieje taka konieczność, Sophie zapłaci za jego pobyt tutaj. Nie była pewna, czy barman chciał się pozbyć ewentualnego problemu, czy Sophie samej w sobie, jednak machnął tylko zdawkowo ręką, powiedział coś w stylu "nie trzeba" i udał się na drugi koniec kontuaru, byle dalej od nich. Kobieta wzruszyła ramionami od razu wróciła do swojego kuzyna. W końcu dotarli do jej pokoju. Flintówna bezróżdżkowo otworzyła drzwi, poczekała aż Castiel wejdzie do środka, po czym zamknęła je i dodatkowo rzuciła odpowiednie zaklęcia. Nie zamierzała pozwolić, aby ktokolwiek im przeszkadzał, a coś jej podpowiadało, że mieli wiele do omówienia w tym momencie.
- Wyglądasz fatalnie i śmierdzisz - skomentowała, marszcząc nos, kiedy zdjął z siebie bluzę ozdobioną zakrzepłą krwią.
Podeszła do komody, na której stała niedokończona butelka ognistej Whisky. Machnęła dłonią i wyczarowała dwie szklaneczki. Nalała do nich szczodrze trunku i wróciła do kuzyna.
- Masz, pij - oznajmiła, podając mu szknalnę. Wpatrywała się w niego, póki nie upił choć trochę, po czym sama zdrowo pociągnęła.
Krew wezbrała w jej żyłach, kiedy Cas wspomniał o dobrym imieniu, które mógłby utracić. Paliczki zaciśnięte na szkle pobielały.
- Kurwa, Castiel! Czy ty się do jasnej avady słyszysz?! - Nic nie mogła poradzić na to, że mężczyzna naprawdę ją zdenerwował. - Twój... przyjaciel umierał przy Tobie, a ty się martwisz tym, co ludzie o Tobie pomyślą? Do cholery, to powinno być Twoim ostatnim zmartwieniem w tym momencie! - Nie była dyplomatką. Nigdy nie należała do tego typu ludzi. Mówiła wprost to, co uważała za słuszne. A w tym momencie uważała za słuszne przypomnieć swojemu kuzynowi, że są ważniejsze rzeczy, niż dobra opinia. Ludzie zawsze będą gadać, nie ważne co się w życiu zrobi. Dla niej ważniejszym było nie tracić tych, którzy mieli dla niej największe znaczenie.


RE: Kwiecień 1972 | Nie lubię Cię ale jesteśmy rodziną | Sophie & Castiel - Castiel Flint - 20.01.2023

Nie przejął się zarzutem, że śmierdzi i wygląda strasznie. Akurat dzisiaj miał to głęboko w poważaniu. Ten dzień był tak słaby jak tylko to możliwe. Brakowało jeszcze tylko rozszczepienia się i ugrzania sąsiedniego łóżka w szpitalu. Był tam zmęczony, że ledwo widział na oczy. Dopiero gdy usiadł to uzmysłowił sobie, że to kołysanie się świata nie jest winą jego koślawego chodu ale zawrotów głowy. Nic dziwnego, wyciągnął z siebie całą życiową energię i władował ją w Fergusa. Nie wiedział na ile mu to pomogło ale przynajmniej tyle mógł zrobić... śmiesznie mało w porównaniu do tego, czego się dopuścił. Ponownie czarne myśli ucisnęły jego głowę. Miał się zatracić w tym przygnębieniu i być może zasnąć na siedząco gdyby nie wcisnęła mu do ręki zimnej butelki alkoholu. A nie, to szklanka. Przez chwilę patrzył na bursztynowy płyn i zastanawiał się czy tego potrzebuje. Ponaglenie ze strony Sophie skłoniło go do wlania do gardła dwóch łyków i rozkasłania się chwilę po. Oddał jej szklankę i zasłonił przedramieniem usta, pokasłując parę razy. Bardzo mało jadł i pił, miał stresujący dzień, jest roztrzęsiony i przy okazji wlewa w siebie alkohol. To nie może skończyć się dobrze. Gotów był zaproponować, że on pójdzie sobie pod prysznic, usiądzie tam i pójdzie spać bo inaczej się nie podniesie. Nie chciał Sophie zabierać za dużo miejsca. wystarczy mu kawałek podłogi. Zmiękczyła go tym zainteresowaniem się jego stanem, chęcią pomocy, odholowaniem tam, gdzie nikt na niego nie patrzy. Był w dobrych rękach... a myślał tak do momentu aż się na niego nie wydarła. Podskoczył na krześle, wyrwany brutalnie z tego przysypiania. Popatrzył na nią zszokowany i zastanawiał się co właśnie powiedział skoro zaczęła na niego znienacka wrzeszczeć. Kiedy dotarło do niego, że postanowiła wyładować na niego swoje nerwy... kiedy zaczęła mu tłumaczyć czym ma się przejmować a o czym nie ma prawa myśleć... zaciskał coraz mocniej szczękę. Wpijał palce w pięści a jego źrenice się zmniejszyły. Żuchwa wyraźnie się zarysowała, odstawiona szklanka zaczęła chybotać. Jak śmiała na niego wrzeszczeć... nie wiedziała, że katował się myślami odkąd stamtąd wyszedł? Śmie podnosić głos kiedy on tak bardzo nie ma sił, kiedy myśli czy nie lepiej się utopić aby zrównoważyć wyrządzone szkody... Śmiała niszczyć resztki jego opanowania... kopać leżącego... szklanka pękła z chwilą kiedy poderwał się gwałtownie do pionu. Krzesło spadło z hukiem na podłogę a on zacisnął z całej siły palce na jej ramieniu.
- Zamknij się. - warknął do niej tak jak nigdy w życiu do nikogo się nie odezwał. W oczach spozierało psychiczne wycieńczenie zmieszane z czystym wkurwieniem.
- Nie masz najmniejszego prawa mówić co mam myśleć i co czuć. Jeśli postanowię martwić się o dobre imię to moja sprawa. Jeśli uznam, że warto iść się utopić, TO TEŻ MOJA SPRAWA. PRAWIE GO ZABIŁEM, GŁUPIA! - krzyknął i odsunął ją ze swojej drogi, dosyć silnie - ale nie zamszyście, odsuwając sprzed siebie. Niezbyt stabilnym krokiem ruszył do najbliższych drzwi, które miały go zaprowadzić do źródła wody.
- Wrzaśnij na mnie jeszcze raz... - ręce mu się trzęsły a wzrok miał bardzo niestabilny. Powoli odwrócił w jej stronę głowę a jego wzrok mroził.
- A ja miałem cię za rodzinę... jestem głupi. - wydusił z siebie z rozczarowaniem i ledwie trzymając się na nogach zniknął za drzwiami łazienki. Odkręcił wodę pod prysznicem i w ubraniach wszedł w strumień wody. Oparł czoło o brudne i zimne kafelki ściany. Trząsł się, po prostu trząsł się z zimna i z emocji. Wmawiał sobie, że po jego twarzy spływa tylko woda. Fergus prawie umarł. Zamykał oczy i widział jego białą twarz. Bolało. Otwierał oczy i wracał do rzeczywistości gdzie Sophie gotowa jest najpierw wmawiać mu, że chce pomóc a potem go rani do żywego. Uciekał i zamykał oczy. Powracała twarz umierającego Fergusa. Otwierał oczy - wściekła Sophie. I tak w kółko. Woda nabrała temperatury, być może od jego niestabilności emocjonalnej, związanej tak mocno teraz z magią. Para unosiła się coraz gęściej, a on zamierzał zostać tu do rana. Był beznadziejny w relacjach międzyludzkich. Odkąd przyznał sam przed sobą, że woli mężczyzn świat i los konsekwentnie go za to karał, traktując jako wynaturzenie, które nie ma prawa stąpać po ziemi.


RE: Kwiecień 1972 | Nie lubię Cię ale jesteśmy rodziną | Sophie & Castiel - Sophie Flint - 23.01.2023

Nie podejrzewała, że jej słowa, mogą spotkać się z taką reakcją. Sophie naprawdę chciała dobrze. Miała szczere intencje zbierając swojego kuzyna z tamtej ulicy i zapraszając do swojego pokoju. Kompletnie nie przypuszczała, że może się to odbić w tak negatywny sposób na niej samej. Mogła z ręką na sercu powiedzieć, że przyświecał jej szczytny cel jakim było wsparcie kuzyna w tak chujowej sytuacji, w jakiej się znalazł. Naprawdę nie szczędziła pomocy tym, którzy jej potrzebowali. Tylko zazwyczaj nie spotykała się z tak paskudną odpowiedzią na to, co robiła.
W pierwszej chwili przeraził ją i musiała to powiedzieć szczerze. W jej oczach mógł znaleźć strach, tak prawdziwy i szczery jak to tylko możliwe. Wiele w życiu przeszła, jeszcze więcej przyjdzie jej znieść. Tylko nigdy nie spotkała się z tak czystą nienawiścią... w zasadzie nie wiedziała za co? Za szczere słowa? Za to, że chciała zwrócić jego uwagę na to, że są ważniejsze w życiu rzeczy niż dobre imię? Kiedy ta świadomość do niej dotarła, rozgorzała w jej ciele, zmieniając strach w czystą, niczym nieskrępowaną wściekłość.
Jego palce wbijały się boleśnie w jej przedramię, ale nie zamierzała pozwolić aby tak prymitywne odruchy mogły ją powstrzymać.
- Bo co? Bo mnie uderzysz? Spróbuj szczęścia - szczuła go na siebie. Gdzieś tam głęboko jej instynkt samozachowawczy podpowiadał, aby faktycznie posłuchała jego słów, ale duma nie pozwalała na to.
- Nie jestem pierwszą lepszą dziewczyną, którą możesz podporządkować pod swojego buta. I nie zamierzam się kajać przed wielkim panem Flintem tylko dlatego, że co, że jest ode mnie starszy o rok a ja jestem kobietą. - z jej oczu spozierała furia, gdy wyrwała swoje przedramię z jego uścisku. Jakiś czas temu postanowiła sobie, że nikt nie będzie jje mówił, co ma robić, a czego robić nie powinna. Bez względu na to, kto to będzie, zawsze pozostanie wierna swoim zasadom. I nie, nie zamierzała tego zmienić tylko dlatego, że jakiś kuzyn, który nawet nie wiedział, jakiego koloru są jej oczy, tak jej kazał. Wielu osobom nie w smak było jej zachowanie. Przywykła do takiego stanu rzeczy. Tyle że nie przypuszczała, że tutaj też będzie musiała się z tego tłumaczyć.
- Dla mnie rodzina to ktoś, kto pomoże mi się podnieść z bruku, a nie poklepie po plecach i powie, że wszystko będzie dobrze, gdy tak nie jest - wysyczała jeszcze za nim, gdy uciekał w kierunku łazienki. Gdy tylko trzasnął drzwiami, wrzasnęła głośno z bezsilności. Czuła, jak zdziera własne gardło, ale miała to głęboko w dupie. Od razu niewerbalnie przywołała do siebie szklankę z trunkiem przy okazji rozlewając go po podłodze. Pociągnęła zdrowo ze szkła, choć nie było to łatwym zadaniem, gdy jej dłoń trzęsła się tak bardzo. Wyciągnęła z kieszeni kurtki papierosa i odpaliła go. Dopiero przy trzecim czy czwartym zaciągnięciu się poczuła jak nerwy nieco opuszczają jej ciało. Pierdolić Castiela powiedziała sama do siebie w myślach. I resztę pojebanych Flintów też...


RE: Kwiecień 1972 | Nie lubię Cię ale jesteśmy rodziną | Sophie & Castiel - Castiel Flint - 24.01.2023

Patrzył na nią i słyszał jej słowa. Nie był pewien tylko czy ich słuchał, czy docierały do niego przez tą złość i bezsilność, która dławiła w gardle. Miał już dość tego dnia, tego odczuwania, tego poczucia winy, żalu i niezrozumienia ze strony Sophie. Nie była jednak winna. Nikt wokół nie ponosił winy a on nie potrafił pogodzić się sam ze sobą. Obrywali wszyscy wokół a on zamiast im opowiedzieć co mu dolega to odpowiadał ogólnikami a potem miał pretensje do wszystkich, że nie rozumieją podstawowych rzeczy. Uwaga Sophie wyzwoliła w nim największą złość bowiem powiedziała to w najgorszym momencie. "Dobre imię" nie miało związku tylko z wypadkiem w gabinecie. "Dobre imię" miało związek również z uczuciem do niego żywionym i skandalem jaki się wytworzy jeśli popełni kolejny błąd. Czuł, że tonie a Sophie nie wiedziała czy on unosi się na wodzie bo pływa czy naprawdę zapada się do dna.
Nie odpowiedział jej nawet słowem bo ledwie na nią nawrzeszczał to poczuł się po stokroć gorzej. Miał się z nią pogodzić bo zaczynał ją rozumieć. Zaczynał od najgorszej strony. Był wykończony na każdej płaszczyźnie i nie dawał już rady. Tchórzył, uciekał do wody. Spędził tam dużo czasu do momentu pełnego uspokojenia się. Zaczynał w końcu normalnie oddychać i odczuwać zmęczenie. Zakręcił wodę i nagła cisza jaka zapadła była szokująca. Zdjął z siebie ubranie i nałożył w pasie ręcznik, a na to znaleziony jakiś szlafrok, który na szczęście nie był tak tragicznie krótki. Wyżął z włosów wodę i przeczesał je do tyłu. Wściekał się w duchu na brak różdżki, bez której czuł się jak bez ręki. Ferugs prawie ją stracił. Popatrzył w swoje odbicie i ujrzał żałosny widok. Dość tego przeżywania tragedii bo czasu już nie cofnie. Powinien skupić się na tym aby do reszty nie rozpierdzielić sobie życia. Nabrał tchu i wyszedł z łazienki w akompaniamencie bardzo gorącego powietrza. Zdziwił się na widok Sophie bo był przekonany, że go tu zostawiła i postanowiła wymazać sobie go z pamięci. Zacisnął mięśnie wokół ust na wspomnienie słów jakie między sobą wymienili. Dziewczyna myliła się w tak wielu sprawach jeśli chodzi o jego osobę i to nie była jego wina bo nie pozwolił jej siebie poznać.
- Przepraszam. Niepotrzebnie się wydarłem. - usłyszał swój wysuszony głos, pozbawiony już wszelkich emocji.
- Nadepnęłaś na czuły punkt i wybuchłem. To do mnie niepodobne. - dodał i podszedł do odłamków szkła stłuczonej szklanki. Kucnął i zaczął je ostrożnie zbierać na dłoń.
- Nie uważam, że jesteś w czymkolwiek gorsza. To był najgorszy dzień w moim życiu. Nie chciałem się na tobie wyładować. Nie będę też ci przeszkadzać. Zaraz zorganizuję sobie transport i będziesz miała spokój. - co było kłamstwem bo nie miał ani różdżki ani suchych ubrań ani na tyle przytomności by o tak późnej godzinie zorientować się w terenie. Duma jednak nie pozwalała znów prosić o pomoc. Choćby miał przypłacić to zapaleniem płuc to nie zamierzał więcej się narażać. Wystarczająco paskudnie się czuł a jeśli jeszcze raz dojdzie do kłótni to jego serce pęknie i nic z niego nie zostanie. Zbierał szkło jak najdłużej, każdą błyszczącą drobinę i widział w tych odłamkach swoje pokruszone opanowanie.


RE: Kwiecień 1972 | Nie lubię Cię ale jesteśmy rodziną | Sophie & Castiel - Sophie Flint - 30.01.2023

W głowie raz po raz odtwarzała dopiero co odbytą rozmowę. Wściekłość odbijała się na jej wyglądzie, barwiąc końcówki jej włosów na burgundowy kolor. Sophie nie mogła się uspokoić, choć usilnie próbowała do tego doprowadzić. Papieros tlił się wciąż między jej palcami, choć miała poczucie, że ten spala się zdecydowanie zbyt szybko. Gdy doszła do filtra, transmutowała niedopałek w guzik i wyrzuciła do kosza. Po chwili od razu wyjęła kolejnego papierosa z paczki i również bezróżdżkowo go odpaliła. Dłonie wciąż się jej delikatnie trzęsły. Choć usilnie próbowała, to nie mogła się uspokoić, co tylko jeszcze bardziej ją rozwścieczyło. Nie wiedziała co robić. Nie wiedziała, jak powinna się teraz zachować. Wiedziała, że nie będzie w stanie udawać przed kuzynem, że nic się nie stało. Była w kropce. Wyjść też nie mogła, bo niby gdzie miałaby pójść? Tutaj (tymczasowo, ale jednak) mieszkała.
Problem rozwiązał się sam, kiedy Castiel wyszedł z łazienki. Sophie obserwowała go, wciąż dzierżąc między palcami tlącego się papierosa. Spodziewała się wszystkiego, ale z pewnością nie przeprosin z jego strony. Kompletnie ją zaskoczył.
Westchnęła głośno i zaciągnęła się ponownie papierosem, po czym bez słowa zmieniła go w guzik i pstryknęła nim przez pokój. Patrzyła na Castiela, gdy ten wygłaszał swoje przeprosiny. Podrapała się po głowie, mierzwiąc wciąż lekko zabarwione na burgundowy kolor włosy. Ciężko jej było obserwować go w takim stanie. Zaczęła odczuwać wyrzuty sumienia ze względu na fakt, jak go potraktowała. Z drugiej storny, Nie mogła wiedzieć, jak to wszystko wygląda. Przez co Castiel przechodzi.
- Nie przepraszaj mnie, nie masz za co. Też nie popisałam się kulturą. - Sophie wstała z krzesła, które dotychczas zajmowała i machnęła krótko dłonią. Tym samym usuneła resztkę szkła, którą Castiel próbował pozbierać z ziemi. Szkło magicznie zniknęło. - Daj spokój, zostań tutaj. Nie powinieneś być sam. Wiem, że moje towarzystwo to nie jest zapewne spełnienie marzeń, ale obiecuję, że tamta sytuacja się już nie powtórzy. - Zaproponowała mu, aby został, bo co miała innego zrobić? Bądź co bądź był jej rodziną. Sophie naprawdę nie chciała mieć w nim wroga, a dotychczas cała ich relacja się do tego sprowadzała.
Usiadła z powrotem na pobliskim krześle i przywołała do siebie jego ubrania zaklęciem accio. Zaczęła je czyścić z plam po krwi, a potem suszyć.
- Chyba, że chcesz, żebym je transmutowała w coś innego? - zapytała, podnosząc na niego wzrok. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że może niekoniecznie chciał chodzić w czymś, co mogło przywoływać traumatyczne wspomnienia.