Secrets of London
[03.03.1972] Dom Victorii | Victoria & Sauriel - Wersja do druku

+- Secrets of London (http://secretsoflondon.pl)
+-- Dział: Scena poboczna (http://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=6)
+--- Dział: Dolina Godryka (http://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=23)
+--- Wątek: [03.03.1972] Dom Victorii | Victoria & Sauriel (/showthread.php?tid=774)

Strony: 1 2 3 4 5 6


RE: [03.03.1972] Dom Victorii | Victoria & Sauriel - Victoria Lestrange - 14.01.2023

– Pff. No chyba nie. Nie będę ich robić sama, bo co to za zabawa – po co miałaby dla siebie układać domek z kart? Co jeszcze miałaby robić i kto by to niby skontrolował? O nie, to w ogóle nie wchodziło w grę. No i tak, powiedziała to: dla niej to też była zabawa, chociaż przegrała zakład i liczyła się z tym właściwie od początku. Więc jeśli Sauriel choć przez chwilę myślał, że to dla niej jakąś kara… no to nie. To nie była żadna kara. Było ok – do czasu. Jedyne dobre co z tego wyszło to to, że Victoria sądziła, że już nie będzie straszył dla żartu jej biednej skrzatki.
Chyba nie sądził, że ona żadnych oczekiwań nie ma? Miała. Tak jak uważała, że on miał jakieś wobec niej, tylko to trzeba było zakomunikować. Po prostu to jeszcze nie był ten etap, żeby o tym rozmawiać, ale zakładać, że oczekiwań nie ma czy że ich nie będzie było całkiem głupio. Mógł więc tego nie lubić, ale niestety życie już takie było, że nie zawsze wszystko było tak, jak się lubi. A w tym akurat wypadku oboje musieli coś poświęcić, dlatego Victoria nie zamierzała tego tak odpuścić. Kiedyś może tak, kiedy uzna, że to wszystko po prostu nie ma sensu – ale to byłaby ostateczność i początek końca, a oni byli w takim punkcie że ledwo widzieli początek…
– Mam rozumieć, że jak ci się w ciągu dnia raz popsuje nastrój, to już tak ciągniesz naburmuszony do końca i reset następuje kolejnego poranka, tak? – no popsuły się nastroje, ale wszystko było do naprawy. Ona chciała coś z tym zrobić dopóki nie natrafiła na ścianę, za którą krył się ktoś, kto ewidentnie nie miał nawet w planach się postarać. I tak to się właśnie kręciło: że Victoria uważała, że albo Sauriel utrudnia, albo mu nie zależy. – Co? Po co – mruknęła, ale odwróciła się i wyciągnęła z szuflady to co chciał. Pergamin, pióro i kałamarz.


RE: [03.03.1972] Dom Victorii | Victoria & Sauriel - Sauriel Rookwood - 14.01.2023

- Jak przebywam w towarzystwie osoby, która też ma popsuty humor, to tak. - Odbierał od niej sprzeczne sygnały, ale koniec końców, kiedy teraz ją zlustrował spojrzeniem, zanim dobrze zarzucił gitarę na ramię, nie szkodziło zapytać. - Nie rozumiem twoich sygnałów. To w końcu mam iść, czy nie mam iść? - Bo ta atmosfera mówiła mu, żeby się pakował i szkoda w ogóle nerwów, a jak tak teraz na nią patrzył to miał wrażenie, że jednak próbowała mu okrężną drogą powiedzieć, że może jednak zostanie i mooże jednak coś z tego wyjdzie miłego. Całe to rozlazłe kombinowanie, które tylko kobiety potrafiły i wykorzystywało jego cierpliwość. Ale dzisiaj jakoś wyjątkowo był tym niestrudzony. Tylko rzeczywiście - po prostu nie rozumiał. To był fakt, że nie zamierzał się nadmiernie starać, bo mu się zwyczajnie nie chciało. Albo inaczej - postarał się, jak na siebie, naprawdę mocno na ten wieczór. Ale porażki go bardzo mocno zrażały i wtedy jak spłoszony kocur uciekał tak szybko do swoich ciemnych kątów, że boksował przez moment pazurami na zakręcie, nie mogąc wyrobić. Chwilowo zignorował ten kałamarz. Znaczy się - odebrał go i położył na stoliku, tylko nic z nimi nie zrobił.


RE: [03.03.1972] Dom Victorii | Victoria & Sauriel - Victoria Lestrange - 15.01.2023

– Przejdzie mi – zawsze przechodziło, o ile druga strona nie próbowała ją utrzymać w paskudnym nastroju i o ile silne emocje nie trzymały tego nastroju w sidłach. Tu jednak nie było tak silnych emocji, by aż telepało człowiekiem, dlatego sądziła, że to po prostu kwestia czasu. – Ale to ty stwierdziłeś, że idziesz, nie ja powiedziałam, że masz sobie iść – przekrzywia głowę na ramię. Czyli co, nagle to była jak wina? Jej sygnały? Bo nie powiedziała mu na to, że nie nie nie, nie może, bo musi tu z nią zostać? – Przecież to twoja wola, jeśli chcesz iść to idź. Jeśli chcesz zostać to zostań. Gdybym cię tu nie chciała, to byłbyś pierwsza osobą, którą bym o tym poinformowała – stwierdziła po prostu i zapatrzyła się na niego z konsternacją. Czego on się po niej spodziewał? Że będzie mu mówić co ma myśleć, robić, mówić? Że będzie ten kaganiec na niego jednak pomalutku zakładać, żeby w odpowiednim momencie pociągnąć za smycz? Victoria zmarszczyła brwi i wyprostowała głowę, mierząc go tak spojrzeniem, próbując ewidentnie zrozumieć. On uważał, że ona nie komunikuje się wyraźnie, że wysyła sprzeczne sygnały. Ona coś takiego uważała o nim. Czy była tutaj jakaś porażka? Ledwie nieporozumienie, które popsuło mu humor. Nieporozumienie, które Victoria była gotowa mu wyjaśnić żeby przestało nim być, tyle że on go wyjaśniać nie chciał. I od tego się właściwie zaczęło, bo Lestrange też na to zareagowała po swojemu i…
I byli w tym punkcie. Ona wcale nie chciała żeby poszedł, a on nie wiedział czego ta naprawdę chce.


RE: [03.03.1972] Dom Victorii | Victoria & Sauriel - Sauriel Rookwood - 15.01.2023

Victoria była… dziwna. Naprawdę dziwna. Albo może to nie ona była dziwna, tylko dziwna była ta przestrzeń między nimi, kiedy istniała świadomość, ile czasu przyjdzie im ze sobą spędzić, że nie ma sensu robić sobie wrogów i tak dalej, i tak dalej, jak już zresztą omawiali. Czy to sytuacja była dziwna? Czy może, o zgrozo! To on był dziwny! Tak. Sauriel był dziwakiem jeśli chodzi o kontakty międzyludzkie, a już po tym jak został wampirem to podniosło to swój próg. Nie miał problemu w kontaktach z ludźmi po prostu. Ale kontakty… bliskie? Jakieś poważne rozmowy? O UCZUCIACH? Olaboga. Jak się zachować? Normalnie zrobiłby po swojemu. Tylko czym była norma i w jakich występowała przypadkach? I też nie wiedział, od czego to zależało i skąd w ogóle była w nim ta czujność i zwątpienie we własne akcje i reakcje. Czemu poddawał je wątpliwościom.
Znowu stali i patrzyli na siebie, a on znowu był skonsternowany.
Gdyby go nie chciała tu to by poinformowała. To tak nie działa. Ludzie często cię nie chcą, ale mówią żebyś został, bo im głupio. Albo z litości, czy jeszcze innego dziwnego powodu. Poza tym jak ktoś ci popsuje humor to chyba nie chcesz z nim spędzać czasu. Przecież to nie trzymało się kupy. Nie rozumiał. Chciał zrozumieć i nie chciał, bo za bardzo go to frustrowało.
- Myślałem, że lepiej będzie iść, bo tobie ewidentnie w jedną chwilę humor popsułem, jestem pesymistą. - Czyli że - wierzył, że ten humor raczej będzie popsuty dalej, a nie naprawiony. No ale dobra. Usiadł z powrotem. - No dobraaa. Możemy spróbować. To poobracamy kolejność, żeby zająć się czymś wymagającym - szachy. Dawaj szachy, jestem pewien, że masz szachy.


RE: [03.03.1972] Dom Victorii | Victoria & Sauriel - Victoria Lestrange - 15.01.2023

Może dla kogoś była dziwna. Może dla kogoś i on był dziwny. Jeśli o Victorie chodziło, to po prostu dziwna była ta sytuacja między nimi, to zawieszenie. Kiedy poznajesz kogoś i nie zaczynacie od zwykłej prostej znajomości, tylko od razu wiesz, że za jakiś czas zostaniecie rodziną. I nikogo nie obchodzi, czy w ogóle do siebie pasujecie, czy nie. Czy się polubicie czy nie. Czy dobrze wam ze sobą będzie w łóżku, czy kompletnie się ze swoimi potrzebami i fascynacjami miniecie. Dlatego było tak dziwnie – bo była ta presja, że od tych spotkań wiele zależy pomiędzy nimi, jeśli nie chcieli być dla siebie w przyszłości jakimś takim ciężarem. Kulą u nogi, której najlepiej jak najszybciej się pozbyć. Nie byli jedyni – w sensie to przydarzało się w świecie czarodziejów czystej krwi na porządku dziennym, mało które małżeństwo zostało zawarte z miłości i faktycznej chęci małżonków, a nie z przymusu ze strony rodziców. Ale to nie oznaczało, że mieli się wobec siebie zachowywać niecywilizowanie… Dziwnie więc i trudno było się odnaleźć w wymuszonej znajomości, w której żadne z nich by się w normalnych warunkach raczej nie znalazło, bo kroczyli zupełnie innymi ścieżkami. Ścieżkami, które chcąc nie chcąc, musiały się teraz jakoś zbiec.
Ludzie często mówią, żebyś został, bo im głupio, ale przybierali wtedy taki specyficzny ton. Jakby nieco wyższy, przeciągane "nieeeeeee". "Nieeeeeee, no co tyyy", brakowało jeszcze tylko nerwowego śmiechu. Victoria jednak niczego takiego nie powiedziała. Momentami można było odnieść wrażenie, że zachowuje się jak jakiś konstrukt, a to po prostu… najczęściej były nawyki, których nie kontrolowała, jak próba oczyszczenia umysłu z emocji. Oklumencja niekontrolowana. I to nie tak, że była zimna, po prostu sama czuła się w tym wszystkim zagubiona.
- Nie obraziłeś mnie ani nic z tych rzeczy. Nic się nie stało… – tak, w jednej chwili popsuł jej humor, ale to było coś zupełnie innego niż na przykład na tej nieszczęsnej kolacji noworocznej. Uraził ją, bo chciała dobrze, ale to nie zostało docenione. Ale to tyle, tylko tyle.
Albo aż tyle?
Nie na tyle jednak, by go stąd wyrzucać.
- Na szczęście ja nie jestem pesymistką – mruknęła. - Szachy? Lubię szachy – a i więcej – dość regularnie grała w szachy z Lycoris. Ale tak jak chciał, otworzyła tę samą szafkę gdzie trzymała karty i wyciągnęła szachy czarodziejów, na których często grała.


RE: [03.03.1972] Dom Victorii | Victoria & Sauriel - Sauriel Rookwood - 15.01.2023

```Ludzie mieli słabości do różnych dziwnych słów. Zdań. Tekstów i zachowań. Sauriel miał słabość do “nic się nie stało”. Przemawiało to do niego i kiedy wybrzmiewało w takim tonie, jak tu i teraz to go uspokajało. Trochę jak jakiś czas. Wypowiadasz “nic się nie stało” i Sauriel miał w głowie od razu “no… nic się nie stało”. No i dobra, to lecim dalej. Z tym, że to zdanie mogło brzmieć w różnych sytuacjach i mieć różne intencje, jak to przeklęte “nie, nie, zostań”. Ale u Victorii się tego dopatrywał i chociaż miał takie podejrzenie, to kiedy już usiadł i patrzył na nią ciągle czujnie, intensywnie, mając podejrzenie, że zaraz coś się tutaj zmieni, to się dopatrzyć nie umiał. Badał, czy to jej “nic się nie stało” było właśnie szczere. Ale tak zabrzmiało. Zadźwięczało w jego uszach jak dzwony kościelne, przez które gołębie wzbijały się do lotu. I człowiek czuł się tak, jakby sam wzleciał. Został rozgrzeszony.
- Spodziewałem się tego. - Odpowiedział na to. Cała reszta była niewiadomą, ale to to wręcz miał w głowie, że nie no MUSI być w tym dobra! Dlatego się na to przygotował. I też dlatego, że podejrzewał, że jest w tym dobra i to lubi to chciał z nią zagrać. - To musisz mi pomóc, żebym wygrał. Grałaś kiedyś sama przeciwko sobie samej? To teraz będziesz miała prawie okazję. Tylko będę ci przeszkadzał i utrudniał, bo ja jestem w tym chujowy.```


RE: [03.03.1972] Dom Victorii | Victoria & Sauriel - Victoria Lestrange - 15.01.2023

Pewnie wyglądała na taką, która lubiła szachy i te wszystkie umysłowe łamigłówki – sztywniara z koszulą zapiętą pod samą szyję i wsadzoną schludnie w spodnie. Bo tak zazwyczaj wyglądała w pracy, w tym całym mundurze, marynarce, spodniach. Włosy do pracy też spinała. I prezentowała się tam zupełnie inaczej niż teraz, choć nadal musiała z daleka krzyczeć: schludna sztywniara, w tej swojej nienagannej sukience. W tym wypadku pozory nie myliły, bo rzeczywiście lubiła te sztywniarskie zajęcia, ale to głównie dlatego, że lubiła gimnastykę umysłową. Lubiła się sprawdzać. Na tym polegała ambicja, która prowadziła ją przez całe życie.
- Sama na siebie? Nie, nie grałam – uniosła wyżej jedną brew. - A może chciałbyś, żebym cię nauczyła? – to tak… przy okazji. Nie dlatego, żeby wymigać się od zachcianek tego wieczoru. Westchnęła niemalże ciężko. - Przy stole jak ludzie czy na podłodze jak… nie wiem – jak nie wiem. Zazwyczaj grała przy stole. Ale dzisiaj już pokazała mu, że wcale nie musi przy stole siedzieć – mogła się wyłożyć wygodnie na podłodze, tam było na to zdecydowanie więcej miejsca. A przynajmniej w tym saloniku, w którym się właśnie znajdowali, odcięci od reszty domowników. Cokolwiek Sauriel wybrał, Victoria rozłożyła szachy, a właściwie figury szachowe same ustawiły się na miejsce. Po chwili zastanowienia ustawiła szachownicę tak, żeby czarne były po stronie Sauriela. Nie dlatego, że mu żałowała zaczynania, a dlatego, że pewnie będzie piszczał, że to on to będzie grać czarnymi! No, tak więc… mogli zacząć grę. Co zdecydowanie nie mogło być dla Victorii proste bo będzie musiała go poprawiać. Sugerować gdzie ma się ruszyć, żeby JĄ SAMĄ ZAŁATWIĆ. Na brodę Merlina. Naprawdę długo musiał obmyślać tę swoją listę rzeczy na dzisiaj.
- Skoczek na H3, Sauriel. Skoczek na H3 – byli już przy końcu tej partii i Victoria była bliska masowania sobie skroni. - Musisz ruszyć skoczka. Wtedy moja królowa go sprzątnie, a to ci zrobi miejsce na zamatowanie mojego króla, rozumiesz?


RE: [03.03.1972] Dom Victorii | Victoria & Sauriel - Sauriel Rookwood - 15.01.2023

Gimnastyka jest zdrowa dla umysłu! Tak mówili mądrzy. Trzeba się uczyć, edukować! Wykorzystywać mózg! Rozwiązywać zagadki, krzyżówki, grać w szachy, czytać gazety i palić drogie cygara. Jakby: this is the way. Takie miał bardzo ogólne wyobrażenie o rodach czystej krwi. Nie wzięło się ono znikąd. Tak jak i nie wzięły się znikąd jego podejrzenia, że akurat ona lubi szachy. Stawiał, że lubiłaby też jazdę konną, albo cos podobnego, gdyby miała z tym do czynienia, ale to była krótka myśl. Potem pomyślał, że ma już bzika na punkcie kwiatów, no to ile można mieć tych hobby, pasji i zajęć?
- Przy stole, come on. - Chociaż no dobra, to wcale nie byłoby dziwne, jakby zażyczył sobie gry na podłodze. Najlepiej na tych rozłożonych i nieułożonych w wyczekiwany zamek kartach. Ale nie, stół. - Umiem grać. Tylko jestem cholernie leniwy. - Za leniwy na myślenie, się znaczy. A że dzisiaj mógł mieć, co chciał, to mógł z nią wygrać, ha! - Czy w Hogwarcie był klub szachowy? Jak był to pewnie doprowadzałaś w nim do łez wszystkie dzieci. - Ogrywając je raz za razem.
I zaczęli grę. Na początku nie było problemu. Pierwsze pół godziny rozgrywki stanowiło rozrywkę dla Victorii, bo Sauriel się skupiał, a kiedy się skupiał - rzeczywiście potrafił grać. Grał bardzo zachowawczo i wręcz defensywnie, jeśli Victoria potrafiła to ocenić. Pod górkę zaczęło być mniej więcej po tym pół godziny, kiedy jego koncentracja już uciekała i zaczynały się ruchy zdecydowanie nieprzemyślane. A pod koniec to już w ogóle był prawie jak dziecko, które może drugi raz w życiu dotyka szachów.
- Skoczek… - Powtórzył za nią automatycznie, szukając wzrokiem tego skoczka. - What theee… ale ja jestem emocjonalnie przywiązany do mojego skoczka. - Powiedział to takim tonem, jakby miał co najmniej poświęcić swojego pieska w zamian za coś, za co pieska nie warto było poświęcić. Bo przecież piesków za nic nie warto poświęcać. Ale tak zrobił. Wykonał ten ruch. - No pa jaki jestem dobry. - Pokazał planszę z zadowoleniem, uśmiechając się od ucha do ucha.


RE: [03.03.1972] Dom Victorii | Victoria & Sauriel - Victoria Lestrange - 15.01.2023

Nie musiał mieć żadnego wyobrażenia, bo sam należał do rodziny czystej krwi i siedział w tym od dziecka. Widział więc dokładnie na czym to polega. Jakie tu mają zainteresowania i z czym to wszystko się je. Tak, lubiła, ba! kochała kwiaty. Ale lubiła też inne rzeczy, na przykład warzyć eliksiry. Lubiła tę precyzję, lubiła sam proces. Ojciec zawsze ją do tego zachęcał kiedy zauważył, że mała Victoria lubiła się przyglądać jak on pracuje. TO robiły rodziny czystokrwistych, tak oprócz tego co tam sobie w głowie widział na ten temat Sauriel.
- To już zauważyłam. Zdolny ale leniwy. Mógłbyś osiągnąć co tylko zechcesz, gdyby tylko ci się zachciało – i gdyby mu pozwolono, rzecz jasna. A pewnie był leniwy, bo chciał nie tego, co mógł mieć, tylko tego, czego nie mógł. I tak, to był komplement – że nie uważała go za kompletnego tłuka, którego najchętniej by udusiła i zakopała pod rabatkami. Mimo wszystko posłała Saurielowi lekki uśmiech, nim skupiła się na grze. Bo faktycznie nie był tragiczny. To teraz wychodziło – był naprawdę bystry… tylko był tak leniwy, że łatwiej było mu udawać skończonego debila, bo wtedy nikt nic od niego nie chciał i nikt nie zawracał mu gitary. - Nie było. Przecież są ciekawsze rzeczy niż gra w szachy – zwykle się ludziom nudzi prędko. ALbo i nie, ale to nie ten wiek po prostu.
Była bliska wywrócenia oczami, na szczęście Sauriel usłuchał. Jego skoczek ustawił się na właściwe miejsce i wtedy ona wydała komendę swojej królowej. Ta przesunęła się, siedząca na swoim tronie na miejsce, wstała z niego, złapała za krzesełko i przyłożyła skoczowi Sauriela, wywracając go. Zostawiła krzesełko na polu, po czym złapała za koński lejec i zaciągnęła go za szachownicę, po czym wróciła. I teraz Victoria spojrzała wyczekująco na Sauriela. Wystarczyło, że da komendę swojemu gońcowi i to był koniec gry, szach mat.
- Kto by pomyślał, Kocie, kto by pomyślał – mruknęła i faktycznie przyłożyła dłonie do skroni by je rozmasować. Bo nie dość, że musiała myśleć o swoich ruchach, to jeszcze o jego, bogowie. - Strzałka! – zawołała w końcu i skrzatka zaraz pojawiła się z trzaskiem, patrząc, że w zasadzie to tutaj nikt nikogo rzeczywiście nie jadł, i że państwo to grali sobie grzecznie w szachy. - Przyniesiesz mi lampkę miodu pitnego? – poprosiła Strzałkę i spojrzała na Sauriela. - A ty coś chcesz? – ona sama czuła, że musi się napić i zrelaksować po tej grze, która była tak naprawdę dwoma grami dla niej.


RE: [03.03.1972] Dom Victorii | Victoria & Sauriel - Sauriel Rookwood - 15.01.2023

- Co tylko chcę? - Dobrze się jednak stało, że został. Szachy były pochłaniające, oboje byli wymęczeni, ale właściwie to było całkiem śmiesznie. I rzeczywiście - jakoś przeszło tamto poprzednie uczucie. Nic się nie stało. Poklepał się po brzuszku, wygrywając krótką melodyjkę do jednego ze znanych utworów czarodziejskiej kapeli rockowej. - Nie dam przecież ojcu tej satysfakcji, żeby mógł się chwalić synem. Jaki pech, że ma tylko jednego. - Wyklepał rytm szybciej i znowu pochylił się nad planszą szachową. - Żartuję, oczywiście. - Żeby nie odebrała tego, że mówił całkiem poważnie. Chociaż to trochę taki pół-żart. Bo faktycznie chciał mu robić na złość w Hogwarcie. Pokazać, że może robić sobie po swojemu. I robił. Czy na dobre mu to wyszło to, no cóż… jego własne żniwo. - Ale dziękować, dziękować, jak już powiedziałaś jestem pełen niespodzianek. - Tak, akurat nie uważał samego siebie za tłuka, wiedział, że jest w porównaniu do większości może nie ponadprzeciętnie inteligentny, ale zdecydowanie mądrzejszy. Ale tak, kobieta miała rację. I ta odpowiedź, że niczego z tego, czego pragnie, mieć nie może, zakręciła się swoim brzmieniem na krańcu jego języka, kiedy powtórzył to pytanie “co tylko chcę?”. Ledwo zauważalnie drgnął mu kącik ust w górę.
- Ouch, ale brutalna ta gra. - Aż przymrużył jedno oko widząc, jak królowa sprawnie radzi sobie z wywleczeniem martwego konia poza planszę. Komenda gońcowi została wydana. Tadaaa! Gra została zakończona. - Regeneruj się, regeneruj. Bo zaraz lecimy dalej. - Jego też ta gra zmęczyła mimo wszystko, bo wysilał swój mózg i zmuszał go do pracowania. Dlatego teraz wyłożył się na kanapie z głową w różowej podusi. Brak konieczności oddychania sprawiał, że mógł mieć w nią bezkarnie wtulony nochal - a miał. Ułożył się bowiem na brzuchu. - Niee chcę, dzięki.