Secrets of London
[Wiosna 1972, 14 kwietnia] Elegancka restauracja - Wersja do druku

+- Secrets of London (http://secretsoflondon.pl)
+-- Dział: Scena główna (http://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=5)
+--- Dział: Aleja horyzontalna (http://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=20)
+--- Wątek: [Wiosna 1972, 14 kwietnia] Elegancka restauracja (/showthread.php?tid=838)



[Wiosna 1972, 14 kwietnia] Elegancka restauracja - Alastor Moody - 22.01.2023

14 kwietnia, późny wieczór
suma przypadków norki figg

Alastor siedział przy jednym ze stolików obok ściany. Blisko wyjścia, żeby móc zatrzymać delikwenta, na którego czekał, zanim ten wybiegnie z lokalu. Z daleka od okien, żeby nie dało się łatwo dostrzec go z zewnątrz. Mimo zamówienia najtańszego dania z tutejszej karty, jego portfel mocno na tym ucierpiał. Tak, Aurorzy zarabiali sporo, ale Moody'emu ciągle brakowało pieniędzy - pożyczał je wszystkim potrzebującym znajomym i nieznajomym, rzadko też domagał się spłaty długu. A jeżeli ktoś tych pieniędzy nie potrafił przyjąć jednocześnie będąc w potrzebie - chętnie obdarowywał go rzeczowo. Doprowadziło to do tego, że już teraz wiedział - nawet tak skromne zamówienie dopisze do koniecznych wydatków w pracy i zmusi Ministerstwo do zapłacenia za nietkniętą kolację.

O wiele bardziej upierdliwym od niepotrzebnego wydatku był fakt, że siedział tu już naprawdę długo i po osobie, której szukał, nie było tu śladu. Kelner spoglądał na niego naprawdę dziwnie, kiedy wziął piątego gryza garstki pierogów. Najwyraźniej nie dowierzał, że tak krępej postury mężczyzna nie zjadł tych wszystkich pierogów w pół minuty, zamiast tego delektował się ich smakiem z prędkością jednego kęsa na godzinę.

- Przepraszam, będzie pan tu jeszcze długo siedział...? Sporo osób czeka na stoliki i...

...ale Alastor kompletnie go nie słuchał. Jego oczy i uszy skierowane były w stronę Nory Figg, która czerwona jak burak próbowała wytłumaczyć innemu pracownikowi restauracji, że wcale nie jest złodziejką i po prostu zapomniała portfela. Od dawna nie miał w pracy tak skutecznego rozpraszacza. Na dźwięk słów „dość tego, wzywam Brygadę Uderzeniową, niechaj się ona z panią rozprawi, bo mi brak już sił na cokolwiek”, Moody podniósł się z miejsca i podszedł do ich dwójki pewnym krokiem. Wspomniany wcześniej kelner, którego minął, omal nie upadł z wrażenia.

- Dobry wieczór - przerwał im, rzucając porozumiewawcze spojrzenie osobie, która karciła właśnie Norę za mazgajstwo - podkomisarz Moody, Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Proszę pana na chwilkę - to powiedziawszy, skinął głową, zapraszając go do porozmawiania na uboczu. Mężczyzna zgodził się na to, ale w międzyczasie pogroził Norze palcem i wskazał krzesło, na którym wcześniej siedziała. Najwyraźniej miała czekać w ciszy na rozwój sytuacji, pozostawiona sama sobie, zupełnie jakby Nory ona nie dotyczyła.


RE: [Wiosna 1972, 14 kwietnia] Elegancka restauracja - Nora Figg - 22.01.2023

Norka dostała dzisiaj propozycję nie do odrzucenia. Nico i Salem zachęcili ją, aby wyszła gdzieś, jak najdalej od klubokawiarni, odetchnęła i przestała przejmować się pracą. Przez krótką chwilę zastanawiała się, czy powinna, czy nie rozniosą jej dobytku, jednak była to krótka chwila zawahania, nie musieli jej namawiać, postanowiła skorzystać z okazji, gdyż takie możliwości nie zdarzały się zbyt często.

Nie udało jej się jednak znaleźć w tak krótkim czasie dla siebie towarzystwa, Erik i Brenna byli w pracy, Fergus też wspominał, że musi pomóc ojcu z jakimś nowym gatunkiem drewna, w którym mieli rzeźbić. Nie zniechęciło jej to jednak, postanowiła bowiem tak, czy siak wyjść gdziekolwiek.

Nogi zaprowadziły ją na Aleję Horyzontalną, wpadła jej w oko pewna elegancka restauracja. Postanowiła zajrzeć do środka, spróbować ich wypieków. Była ciekawa, czy są w stanie dorównać tym jej, nie żeby spodziewała się zbyt wiele, w końcu niewielu było cukierników, którzy byli w stanie stworzyć takie słodkości, jak ona.

Panna Figg zajęła stolik obok okna. Lubiła przyglądać się ludziom, którzy przemierzali ulice, pędząc gdzieś przed siebie, aby załatwiać swoje codzienne sprawy. Zamówiła kilka deserów z karty, może nie było to typowe zamówienie, kelner nawet przez chwilę się jej przyglądał, jakby z pytaniem, gdzie zamierza to wszystko zmieścić, jednak nie odezwał się ani słowem. Jako pierwsza na jej stolik trafiła herbata, przyjemnie rozgrzewała jej ciało, kiedy oczekiwała na resztę zamówienia. Wcale nie musiała długo czekać na desery, kelner przyniósł jej wszystkie o które poprosiła. Mogła zacząć próbować wypieków. Zaczęła od tortu bezowego, wydawał się jej być zbyt słodki, upiła więc spory łyk gorzkiej herbaty, aby jakoś poradzić sobie z tym smakiem. Następna była tarta cytrynowa - tutaj zdecydowanie dużo bardziej odpowiadał jej smak, mogłaby wprowadzić coś podobnego do swojej cukierni. Kolejny do spróbowania stał przed nią sernik, tyle, że miał w sobie rodzynki, co było pomysłem przynajmniej dla panny Figg nie do pomyślenia. Chciała się upewnić, że to połączenie będzie katastrofą. Wzięła do ust kęs - tyle wystarczyło, żeby przekonała się, że miała rację. Dopiła jeszcze herbatę do końca, w głowie miała już wizję nowych przepisów, które powinna spróbować stworzyć. Poprosiła kelnera o rachunek, pojawił się przed nią i wtedy...

Wtedy Nora zaczęła szukać swojego portfela. Zajrzała do kieszeni płaszcza - niestety tam go nie było. Jako, że była ubrana w krótką, niebieską sukienkę, w drobne gwiazdki, bez miejsc, w których mogłaby ukryć portfel stwierdziła, że go już chyba nie znajdzie. Na jej twarzy pojawiły się różowe rumieńce, jak właściwie mogło do tego dojść? Kelner spoglądał na nią z politowaniem, kiedy próbowała mu wytłumaczyć, że wcale nie jest złodziejką, tylko życiową pierdołą. Jej słowa chyba jednak do niego nie docierały, Norka na nerwowe sytuacje reagowała łzami, oczy jej się zaszkliły, bo mężczyzna nie był skłonny uwierzyć w jej wersję. Jeszcze tego brakowało, żeby uznał ją za złodziejkę. - Naprawdę, wrócę do Pana za chwilę z zapłatą. - Jej słowa jednak go nie przekonywały.

Kiedy wspomniał o tym, że wezwie Brygadę Uderzeniową zrobiło jej się gorąco. Jeszcze tego brakowało, żeby Erik, albo Brenna zastali ją tutaj próbującą się tłumaczyć ze swojego gapiostwa. Była taka zaaferowana rozmową z pracownikiem restauracji, że nie zauważyła, że ktoś zmierza w ich kierunku. Zdziwienie pojawiło się na jej twarzy, kiedy dostrzegła znajomą twarz, no tak, w końcu zawsze mogło być gorzej, powinna o tym pamiętać. - Alastor... - Powiedziała do siebie pod nosem. Najwyraźniej zamierzał się wtrącić do tej rozmowy z kelnerem, do którego wydawały się nie docierać jej słowa.

Nie widziała go od pamiętnego balu u Longbottomów, wtedy jednak nie miała szansy przyjrzeć mu się jakoś dokładniej, zbyt wiele się działo. Dzisiaj jednak nie spanikowała, jak ostatnio, kiedy go zobaczyła, to pierwsze spotkanie po latach było najtrudniejsze. Spoglądała na niego swoimi zielonymi oczami, zdecydowanie budził respekt, szczególnie wtedy kiedy przedstawił się pracownikowi restauracji. Zmienił się od momentu w którym go poznała, wydawał się jej teraz poważniejszy, choć może to ta sytuacja tego od niego wymagała? Nie umiała do końca stwierdzić, w końcu nie rozmawiali od lat. Może i nawet była trochę ciekawa, jak się potoczyło jego życie, czy znalazł szczęście, ale to chyba nie był odpowiedni moment na takie dyskusje.

Pracownik restauracji najwyraźniej nie miał problemy z tym, aby porozmawiać z Alkiem, oczywiście nie umknęło jej uwadze to, że zasugerował jej pozostanie w tym miejscu. Westchnęła więc jedynie i usiadła na krześle, nie miała innego wyjścia, była w tym momencie zależna od Moody'ego.

- To złodziejka, myśli, że nabierze mnie na to, że zapomniała portfela. - Mężczyzna wydawał się być pewny swych słów. - nie ona pierwsza w ten sposób próbuje mnie oszukać.- Spoglądał na Alastora krzyżując ręce na piersi. - Powinien Pan się tym zająć, wyprowadzić ją stąd i zamknąć! - Był coraz bardziej rozgniewany.




RE: [Wiosna 1972, 14 kwietnia] Elegancka restauracja - Alastor Moody - 12.02.2023

Tak, to było komiczne, dwójka mężczyzn dyskutująca o jej sprawie w taki sposób, jakby ta wcale Nory nie dotyczyła. Oboje przesądzili już nad jej losem, a teraz oddaleni od niej na kilka długich kroków próbowali dojść do konsensusu, który usatysfakcjonuje ich oboje. Ona natomiast, siedząca grzecznie na krześle, miała się do tego wyroku dostosować. Moody tego do końca nie przemyślał, a że Nora nieszczególnie opierała się temu, aby w ciszy spoczywać na krześle, to nie było już żadnej iskry nadziei na to, że się cokolwiek w tej materii zmieni.

- Zbadam tę sprawę. Pozwoli pan jednak, że najpierw - to powiedziawszy sięgnął do swojego portfela - ureguluję jej rachunek, żeby restauracja nie była stratna...?

Czy miał te pieniądze? Nie. Alastor nie miał żadnych pieniędzy. Od dłuższego czasu żywił się słoikami, które otrzymywał od jednej z ciotek, bo całą wypłatę przekazał kobiecie, której utrzymujący ją do tej pory jedyny syn, a zarazem jedyna rodzina, padł ofiarą swojej własnej klątwy. Suma nie była mała, ale wiedział przecież, że pokryje z tego koszty pogrzebu, a na życie pozostanie jej niewiele. Galeony znajdujące się w jego portfelu nie należały do niego - należały do Ministerstwa. I będzie się musiał z nich rozliczyć, ale nie było to teraz ani trochę istotne. Kiedy miał kupić coś sobie, każda komórka jego ciała opierała się z całej siły. Kiedy miał te pieniądze bezmyślnie oddać komuś... Cóż... Prawdopodobnie, gdyby nie to, że jego rodzina posiadała sporą sieć mieszkań, Moody pomieszkiwałby u znajomych.

Właściciel restauracji mamrotał coś pod nosem. Ostatecznie jednak tę zapłatę przyjął. Alastor uśmiechnął się do niego, ale nie był to uśmiech szczególnie ciepły - taki, którym obdarowywał osoby w jego odczuciu wartościowe - nie chciał jednak aby ktokolwiek zapamiętał go tutaj jako gbura. W głębi duszy krzyczał. Bo ten rachunek zdecydowanie nie należał do niskich. Za ten kawałek mięsa przepłacił tyle, że wracając do stolika Nory rozważał prośbę, żeby spakowali mu to czego nie zjadł na wynos. Był człowiekiem wielkim. Tak wielkim, że omal nie zahaczył głową o zdobiony, złoty żyrandol. Dzisiaj jednak, licząc ile będzie musiał wpisać w okienko „wydatki” w dokumentacji tego śledztwa, czuł się naprawdę mały.

Stanąwszy obok niej, obejrzał się za swoje plecy żeby sprawdzić, czy nikt ich nie podsłuchuje.

- Cześć, Nora - zaczął, spokojnym głosem, zdecydowanie innym od tego, który mogła pamiętać z przeszłości. Bo chociaż łatwo było go rozpoznać po twarzy (okej, nie był szczególnie charakterystyczny, ale wpatrywali się w swoje oczy wystsrczająco długo), Moody zmienił się. Nie chodziło tu tylko w wzrost, ale i o szorstkość, której nabrał. - Udawaj chociaż trochę skruszoną, kiedy będziemy wychodzili, to się do ciebie nie przyczepi.


RE: [Wiosna 1972, 14 kwietnia] Elegancka restauracja - Nora Figg - 13.02.2023

Nora raczej nie miała w zwyczaju angażować postronnych osób w rozwiązywanie swoich problemów. Radziła sobie ze wszystkim sama, od wielu lat, wcale nie najgorzej jej to wychodziło. Tym razem jednak sytuacja była trochę inna. Kelner nie rozumiał, albo nie chciał zrozumieć jej tłumaczenia. Zdecydowanie traktował ją tak, jakby to wszystko zaplanowała, nie docierały do niego jej słowa. Zupełnie znienacka pojawił się Alastor, który widział jej nieporadność, postanowił zareagować. Nie odważyła się odezwać słowem, choć najchętniej zademonstrowała by swoje niezadowolenie, czuła jednak, że sama już nic więcej nie wskóra i jest na straconej pozycji, a nie chciała stąd zostać wyprowadzona w kajdankach. Dlatego też właśnie siedziała teraz sama przy tym stole - zależna od dwóch mężczyzn, którzy dyskutowali na jej temat gdzieś dalej. Odeszli na tyle daleko, że nawet nie mogła posłuchać ich rozmowy.

Pozostało jej się pogodzić z tym, że wyjątkowo nie udało jej się załatwić sprawy samej. Nie przywykła do tego, jednak postanowiła przyjąć do doświadczenie z pokorą. Najwyraźniej nie na wszystkich działał jej urok osobisty, o czym byłaby w stanie jeszcze chwilę wcześniej dyskutować, w końcu wiele razy udało jej się uniknąć nieprzyjemności tylko ze względu na aparycję. Jak widać nie zawsze to wystarczało i w końcu przyszedł moment, w którym mogłaby ponieść konsekwencje. W tym przypadku powodem był pośpiech - miała ostatnio naprawdę wiele spraw na głowie, brakowało jej czasu dla siebie, nie ma się więc co dziwić, że w tym całym pędzie zapomniała portfela. Na pewno będzie uważniejsza i nie pozwoli, aby sytuacja jak ta się powtórzyła. Panna Figg uczyła się na swoich błędach.

Najwyraźniej problem został rozwiązany całkiem gładko, bo po chwili pojawił się przed nią Alastor. Spoglądała na niego uważnie - trochę czekała jak na ścięcie, choć przeczuwała, że nie jest źle. W innym wypadku zapewne nie pojawił by się tu przed nią sam - mimo wszystko czuła jakiś dziwny niepokój. Pierwszy raz znalazła się w takiej sytuacji. Gdyby tylko wiedziała, że zapłata za ten jej obiad go tak wiele kosztowała, zapewne nie pozwoliłaby mu się w to angażować, ale nie wiedziała, więc skoro zechciał jej pomóc, to mu na to pozwoliła.

- Cześć Alek. - Głos jej nieco zadrżał, była zdenerwowana tą całą sytuacją, zresztą to, że był jej świadkiem było dla niej dodatkowym upokorzeniem. Nie znosiła kiedy ktoś był świadkiem jej nieporadności, a to, że był on jej byłym wcale nie ułatwiało tego wszystkiego. Wstała więc, bo chyba czas najwyższy opuścić to miejsce. Zapewne nigdy więcej się nie pojawi w tej eleganckiej restauracji, bo dawno nie czuła takiego wstydu jak dzisiaj. - Oczywiście, nie muszę nawet udawać, chociaż jak coś to nie trzeba było... Jakoś bym sobie poradziła. - Tutaj chodziło jej o pomoc Alastora. Chciała dać mu do zrozumienia, że panowała nad sytuacją, choć jej oczy nadal były czerwone od łez, które pojawiły się na jej policzkach po tym, jak kelner nie chciał słuchać jej tłumaczenia.

Dopiero kiedy stanęła tuż obok niego przypomniała sobie o tym, jakim postawnym był mężczyzną. Zatarło się to w jej wspomnieniach, minęło w końcu kilka lat od czasu, kiedy się spotykali. Na balu tak ją poruszyło to, że go zobaczyła, że zupełnie nie zwróciła na to uwagi. Teraz jednak było inaczej, nie było tu tego całego tłumu osób. Przyglądała mu się uważnie, jakby chciała zobaczyć, jak bardzo się różnił od tego z jej wspomnień. Teraz uświadomiła sobie, jak bardzo Mabel była do niego podobna, przynajmniej zewnętrznie, aż zimny dreszcz przeszedł jej po plecach. Podobieństwa nie dałoby się ukryć. - Jestem Ci winna przysługę, ale może najpierw chodźmy stąd szybko. - W końcu, czy tego chciała, czy nie, to uratował ją dzisiaj przed rozgniewanym właścicielem restauracji, wypadałoby mu się jakoś za to odwdzięczyć, jednak wolałaby o tym dyskutować na zewnątrz, bo to miejsce nie wzbudzało w niej szczególnie dobrych emocji.




RE: [Wiosna 1972, 14 kwietnia] Elegancka restauracja - Alastor Moody - 07.04.2023

Drżący głos Nory odrobinę go zakłopotał. Myśl o tym, że trwała pomiędzy nimi jakaś nierozwiązana sprawa nie dawała mu spokoju od balu Longbottomów, ale… wszystko sobie przecież wyjaśnili. Pamiętał ją wyraźnie – zestarzeli się oboje przez tych kilka lat, oboje zrobili się dojrzalsi, pewnie nie tylko z wyglądu, ale wciąż – te wspomnienia w nim żyły. Nie byli dla siebie kimś na długo, ale byli dla siebie kimś, kogoś się zapisuje w sercu i (przynajmniej w jego przypadku) kojarzy ze słońcem. Figg rozbudziła w nim emocje, jakich z kimś innym nie zaznał – ciężko było nie zauważyć, że miał ciągoty do osób o charakterze pochmurnym jak dzisiejsze niebo, bo i sam był trochę pochmurny – oddany wiecznej misji walki ze złem, powoli w tym kruszejący, ale… był coraz smutniejszy i coraz pełniejszy lęków, więc właśnie w takich ludziach – ludziach, w których kiedyś, zanim jego i Ashling ugryzł wilkołak, widział słońce, próbował teraz szukać powodów do podnoszenia się z łóżka.

Chociaż chodziło mu to po głowie od marca, kiedy mówił o niej z tak silnymi emocjami i zdał sobie sprawę z tego, że wciąż o niej myśli – zrezygnował z prób naprowadzenia jej na te tory. Nie czuła się przy nim dobrze, a przynajmniej tak to odczuwał. I miał w sobie tę zadziorność, która mu mówiła, że Figg zmieniłaby zdanie, gdyby ją tylko złapał za rękę i pociągnął w nieznane tak jak kiedyś, wrzucając bezbronną osobę w wir tego wszystkiego, czego bała się zaznać sama. Widział to oczyma wyobraźni – ich dwójkę na miotle, tak jak za tego dawnego lata, pędzących tak szybko, że wirowało jej w głowie i trzymała się go z całych sił krzycząc na całe gardło – uśmiechnął się nawet do tej myśli. Ale chyba się wreszcie nauczył: nie miał prawa wiecznie żądać od innych, że będą zaspokajać głód bliskości i karmić jego ego, kiedy on spokojnie odpoczywał i ładował się przed kolejną misją, z której mógł już nie wrócić. Nie miał prawa wybierać sobie tych, które mu się w taki sposób oddawały. To one musiały wybrać jego, z całym bagażem wad i nieścisłości. Świadomie.

- Eh – westchnął, przechodząc z nią przez bramę. – Wystarczy powiedzieć „dziękuję”. Nie oczekuję niczego w zamian – mrugnął do niej, a później wyszli na ciemną już Aleję Horyzontalną. Nie kłamał. Nie wyolbrzymiał też tego. Pomaganie innym, nawet jeżeli nie przynosiło mu to nic, stanowiło podstawę jego egzystencji. – Mieszkasz przy Pokątnej, nie? – Zapytał, chociaż już znał odpowiedź. I nie czekając na jej reakcję, ruszył w tym właśnie kierunku, w kierunku tej piekarni, którą otworzyła niedawno, z której zjadł o wiele więcej pączków, niż wypadało przyznać, skoro jej jeszcze ani razu nie odwiedził. Częstował się jednak wszystkimi gratisami oferowanymi przez Longbottomów bez choćby cienia wstydu. – To trochę tajemnica, ale też mieszkam w okolicy, więc możemy iść stąd szybko w tym samym kierunku.

Stawiając pewne kroki, starał się nie narzucać jej zbyt szybkiego tempa. Sam odpalił też kolejnego już dzisiaj papierosa. Poczęstował ją nawet, chociaż wątpił, aby się skusiła – palił jedne z tych fajek, które kobiety zwykły określać „ohydnymi” – grube i mocne, pozostawiały w ustach posmak tak nieprzyjemny, że aż ciężko było uwierzyć w to, że ktokolwiek czerpał przyjemność z ich palenia.
Stawiane przez niego kroki były głośne. Nosił niemal identyczne co w młodości, ciężkie buty, które sprawiały wrażenie, jakby ścigani przez niego czarnoksiężnicy mieli słyszeć jego nadejście już dwie przecznice dalej. Był już stary – czas odbił się w jego aparycji i wypowiedziach, ale był jednocześnie młody – wciąż jeszcze młody i głupi. Był tym samym Moodym, który potrafił pogodzić w sobie dwie sprzeczności – bycie kimś do bólu prostym i niezrozumiałym jednocześnie.

- Dobrze widzieć cię w Londynie – rzucił, zostawiając ją pod wejściem do Nory. – Mam nadzieję, że moje sekrety są z tobą bezpieczne, Landryna, bo przy tej ulicy wszyscy mają mnie za poważnego nudziarza. Muszę dbać o reputację.

A później wrócił do siebie. Drogą podejrzanie okrężną jak na to, że mieszkał dosłownie naprzeciwko. Moody czuł jednak potrzebę przejścia się pod tę restaurację raz jeszcze. Na wypadek, gdyby się przy pierwszych oględzinach zwyczajnie pomylił.


RE: [Wiosna 1972, 14 kwietnia] Elegancka restauracja - Nora Figg - 07.04.2023

Udało jej się go skutecznie unikać przez kilka lat. Starała się nie dać po sobie poznać, jak bardzo kłopotliwe było dla niej to spotkanie, chociaż miała z tym problem. Z Figg można było czytać niczym z otwartej księgi. Nie należała do specjalnie skomplikowanych osób, nie potrafiła grać, manipulować. Była niewinna niczym nieobsrana łąka. Miała świadomość, że jej walka ze sobą nic nie wskóra. Musiała pogodzić się z tym, że Alastor zauważy jej onieśmielenie spowodowane tą sytuacją. Zresztą po raz kolejny natknęła się na niego w dosyć żenującym dla siebie momencie. Najpierw przemiana w bobra podczas balu Longbottomów, teraz to... Musiał mieć ją za bardzo rozgarniętą. Dlaczego w ogóle przejmowała się jego opinią? Uczucie, które ich łączyło w końcu dawno odeszło w zapomnienie, było intensywne, aczkolwiek krótkie, a przy okazji jedyne, wyjątkowe - przynajmniej dla Nory.

Nie zdarzyło jej się później przeżyć czegoś takiego, może też ze swojej winy. Zaczęła budować mur wokół swojej osoby, nie chciała dopuścić do tego, żeby to wszystko się powtórzyło. Zresztą Alastor zawsze będzie dla niej kimś ważnym, może ona dla niego nie, ale to on był ojcem jej jedynego dziecka. Podjęła wtedy dosyć istotną decyzję, z której konsekwencjami mierzyła się do dzisiaj. Często zastanawiała się, czy odpowiednio postąpiła. Wtedy wydawało jej się to właściwie, teraz, kiedy stała przed nim nie do końca. Atakowały ją wyrzuty sumienia, łapała się czasem na tym, że myślała o tym, jakim właściwie byłby ojcem. Czy chciałby utrzymywać kontakt z Mabel. Nie będzie jej dane się tego dowiedzieć, nie dała mu okazji na to, żeby mógł w ogóle zadecydować. Wydawało jej się, że niewiedza będzie najlepszym wyjściem, chociaż podczas wojny, która zaczęła coraz silniej odbijać się na życiu czarodziejów powątpiewała w słuszność swojego dotychczasowego postępowania. Mogła umrzeć, on też mógł umrzeć - tym bardziej, że należał do tej uprzywilejowanej grupy czarodziejów, która zawodowo walczyła z czarnoksiężnikami. Jeśli Mabel pozna kiedyś prawdę, może mieć do niej wyrzuty sumienia. Jednak wcale nie tak łatwo byłoby jej teraz to wszystko odplątać. Jak miałaby podejść do niego po tylu latach i oznajmić, że ma dla niego niespodziankę. Nie potrafiła sobie wyobrazić,  w jaki sposób by na to zareagował.

Z rozmyślań wyrwały ją jego słowa. Przeniosła wzrok na mężczyznę, wpatrywała się w niego dłuższą chwilę. Zmienił się nieco od momentu pamiętnych wakacji. Czas płynął, w swoim wyobrażeniu ciągle widziała go jako tego chłopaka, który potrafił wydobyć z niej więcej emocji, niż ktokolwiek inny. - Nie dla mnie, ale póki co "dziękuję". - Nie była jedną z tych osób, które pozostawały dłużne za wyciągnięcie z opresji. Znajdzie sposób, aby mu się odpłacić, prędzej, czy później.

- Tak, przy Pokątnej. - Odpowiedziała krótko. Jednak nie była anonimowa, aż tak bardzo jak się jej wydawało, skoro już zdążył się dowiedzieć, gdzie mieszka. Zapewne nie było to wcale takie trudne, zważając na to, że Brenna przyprowadzała do jej cukierni tłumy aurorów i brygadzistów. - Wspaniale. - Z tego akurat nie zdawała sobie sprawy. Poczuła dziwny ciężar na żołądku. Skoro mieszkał w okolicy, to mógł w każdej chwili wpaść na Mabel, albo na nią i Mabel, mogłoby to spowodować, że połączy fakty. Będzie musiała uważać. Dobrze, że jej o tym powiedział, choć teraz powinna nieco bardziej zwracać uwagę na to, żeby nie dopuścić do przypadkowego spotkania. To mogło być bardzo bolesne. Norka nie chciała nikogo skrzywdzić przez tę tajemnicę na którą się zdecydowała, miała jednak wrażenie, że konsekwencje wyjścia prawdy na światło dzienne będą dla niej dotkliwe.

Od zawsze miała problem, aby za nim nadążyć. Jej krótkie nogi miewały problem, żeby dotrzymać mu tempa, zauważyła jednak, że stara się iść w taki sposób, aby nie zostawała w tyle. Całkiem miłe to było. Podziękowała za papierosa, sięgała po nie wyjątkowo rzadko, praktycznie w ogóle nie paliła, chyba ostatni raz na tych wakacjach, gdy go poznała. Wiele rzeczy wtedy robiła po raz pierwszy.

Dotarli pod Norę szybko, bez żadnych komplikacji. Na całe szczęście, brakowało tylko jeszcze tego, żeby się po raz trzeci przed nim skompromitowała. - Dziękuję, Ciebie też Alek. - Miała mu wiele do powiedzenia, gdyby tylko wiedział. Nie czuła jednak, że jest to odpowiedni moment, jakby jakikolwiek kiedyś miał być odpowiednim. Wpatrywała się w niego tymi swoimi błękitnymi oczami. - Ciebie, za nudziarza? Jak to właściwie możliwe. - Sama Figg nigdy nie określiłaby go tymi słowami. - Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, możesz być pewien, że Twoje sekrety są ze mną bezpieczne. - Dodała jeszcze, chciała, żeby o tym wiedział, tak po prostu.

- Dziękuję, za tamto i za odprowadzenie. Do zobaczenia. - Rzekła jeszcze wpatrując się w niego po raz kolejny dłużej niż powinna, jakby chciała zapamiętać idealnie wygląd jego twarzy. Po chwili jednak odwróciła się na pięcie i zniknęła za drzwiami cukierni. Kiedy weszła do środka odetchnęła głęboko opierając się plecami o ścianę. Nie spodziewała się, że tak silne emocje pojawią się, kiedy go spotka.



Koniec sesji