• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 10 11 12 13 14
[lipiec, 1969, Dolina Godryka, Menodora&Brenna] Duchy Lasu

[lipiec, 1969, Dolina Godryka, Menodora&Brenna] Duchy Lasu
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
26.10.2022, 20:26  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.03.2023, 17:39 przez Morgana le Fay.)  
Lipiec, 1969
Większość młodych dziewczyn mogłoby mieć coś przeciwko temu, by w ich domu zamieszkała cała gromadka obcych osób. Zwłaszcza gromadka, której istnienie trzeba było ukrywać i która przez jakiś czas rzadko wychodziła z domu.
Brenna Longbottom była pod tym względem wyjątkiem. Zapewne w dużej mierze dlatego, że posiadłość rodowa była na tyle duża, aby nie odczuła tego jakoś szczególnie. Swoje robiło jednak także wychowanie oraz charakter, pogody z natury. Czasem można było odnieść wrażenie, że Brenna upiła się jakimś eliksirem, wywołującym zbytnią gadatliwość oraz dodającym energii. Praca w BUM oraz coraz więcej problemów, piętrzących się za rządów Nobby’ego Leacha, może i trochę przytępiły jej naiwność, ale nie mogły cudownie odmienić charakteru. A przynajmniej robiła wszystko, aby nie pokazać po sobie, jak to na nią wpływało. Nie na co dzień.
Dlatego jedyny jej problem, gdy pod ich dachem pojawili się Crawleyowie, to było, w jaki sposób im pomóc – bo obdarowywanie czekoladą zdawało się trochę niewystarczające. I tak, jak lubiła Dorę, wtedy jeszcze dzieciaka, tak lubiła ją i teraz, nawet jeżeli widywały się głównie w wakacje.
- …podobno są duchy. To znaczy nie tak do końca duchy. Właściwie nie wiem, jak to działa, ale słyszałam, że to przodkowie Greengrassów, chociaż mam ogromną nadzieję, że to nieprawda. Wydaje mi się to trochę straszne, zamienienie się po śmierci w drzewo i tak rośnięcie, aż zeżrą cię korniki. Może to po prostu magiczne drzewa, zasadzone na grobach i stąd te wszystkie opowieści? – paplała Brenna radośnie, jakby miała nie dwadzieścia cztery lata, a czternaście. Korzystając z tego, że Menodora była akurat na letnich wakacjach, a ona miała dzień wolny w pracy, wybrały się na długi spacer, aż zostawiły za sobą wszystkie zabudowania i zagłębiły w las, otaczający Dolinę Godryka. Brenna przystanęła na wzgórzu, osłaniając oczy dłonią przed słońcem, patrząc w stronę, gdzie zaczynała się Knieja Godryka.
Wiatr szarpał ciemne, niezbyt długie włosy. Brenna ubrała się tego dnia jak mugol, wszak przechodziły przez „mieszaną” część miejscowości, w jeansy o szerokich nogawkach i kolorową koszulkę.
- Gdy byłam mała, często tutaj chodziłam. To znaczy wtedy, kiedy udało mi się wymknąć mamie, bo twierdziła, że w lesie jest niebezpiecznie. Chociaż pewnie przesadzała, nic mi się nie stało. Próbowałam gadać do drzew, ale jakoś nigdy żadne nie odpowiedziało.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#2
26.10.2022, 22:00  ✶  
Była w stanie wyobrazić sobie, jak abstrakcyjna musiała być to dla Brenny sytuacja; kiedy nie jedna, ale parę osób nagle pojawiło się w jej życiu, w jej domu, nie wspominając już o tym, że były to osoby kompletnie obce. Dora była wtedy jeszcze dzieckiem, które nawet nie dostało listu z hogwartu, a mimo to pamiętałą do dzisiaj, jak ciepło zostali przyjęci w domu Longbottomów. Nawet jeśli zamieszkanie w Dolinie Godryka wiązało sie z tak nieprzyjemnymi i ciężkimi wspomnieniami, jak utrata matki, to część niej była wdzięczna za to, że mogła dzięki temu odnaleźć w swoim życiu tak ciepłych i dobrych ludzi.
Z chęcią więc podejmowała wszelkie interakcje z mieszkańcami posiadłości, ciesząc się tym bardziej, gdy to oni proponowali wspólne spędzanie czasu. Na zaproszenie na wspólną przechadzkę przyjęła więc z uśmiechem i wesoło podrygiwała obok Bren, kiedy szły przez dolinę, z uwagą słuchając tego, co kobieta miała jej do powiedzenia. Rośliny Greengrassów nie były dla niej czymś zupełnie abstrakcyjnym - ich wyjątkowość było czymś, co z chęcią poruszane było przez nauczycieli zielarstwa, co absolutnie nie wpływało na to, z jakim zaangażowaniem o tym słuchała.
- Myślisz, że rozumieją co się do nich mówi? - zapytała z ożywieniem, podchodząc do jednego z drzew, które znajdowało się przy drodze którą szły i które znajdowało się najbliżej. Parę razy puknęła w jego pień, by w końcu przyłożyć do niego ucho, jakby chcąc sprawdzić, czy zaraz nie odezwą się do niej przodkowie Greengrasów. Jak na złość, drzewo zdawało się milczeć, zachowując dla siebie wszelkie posiadane sekrety. Westchnęła smutno.
Lato skutecznie górowało nad kapryśną angielską pogodą, pozwalając słońcu świecić jasno i przyjemnie, dzięki czemu nie pozostawało nic, jak cieszyć się ciepłem i skąpanym w jego promieniach krajobrazem. Podobnie jak Brenn, Dora ubrana była na mugolską modę, chociaż ta była dla niej raczej typowym sposobem ubioru. Błękitna spódnica za kolana, odcięta w talii od białej bluzki skórzanym paskiem, daleka była od podbijającej mugolski Londyn mody. Niemniej jednak, zapewniała odpowiedni poziom komfortu.
- Może masz rację - pokiwała głową, podchwytując wątek drzew sadzanych na grobach. Nie mogła zaprzeczyć, że ta teorie wydawała się najbardziej prawdopodobną. - Aczkolwiek najchętniej zapytałabym kogoś z Greengrassów. Ah, gdybym tylko jakiegoś znała... - kopnęła jakiś najbliższy kamyk, posyłając go w przydrożne krzaki - A jaka w takim razie jest najstraszniejsza rzecz, jaka przydarzyła ci się w tym lesie?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
26.10.2022, 22:31  ✶  
- Nie wiem. Podobno tak. Ale może rozumieją tylko, gdy rozmawiają z nimi Greengrassowie? Na pewno tylko im odpowiadają, bo ze mną gadać nie miały ochoty.
Brenna zatrzymała się przy jednym z drzew. Sama nie była pewna, czy to już część Kniei Godryka, czy jeszcze jakiś zupełnie zwyczajny dąb. Potrząsnęła głową, kiedy kropla deszczu spadła jej prosto na czoło. Całkiem niedawno padało, trawa i liście wciąż były więc jeszcze wilgotne, a powietrzu pachniało mokrą ziemią.
Była właściwie pewna, że żadne z tych drzew nie porozmawia z nikim poza Greengrassami. Spędzała całe godziny mówiąc do nich, mówiąc i mówiąc, i miała sto procent pewności, że gdyby te potrafiły mówić do każdego, to prędzej czy później któreś z nich przemówiłoby choćby po to, aby kazać się jej zamknąć.
- Mieszkają całkiem w pobliżu, może się uda - stwierdziła zaledwie po momencie wahania. Problem z Crawleyami był taki, że nikt nie powinien dowiedzieć się, gdzie mieszkają. Dom Longbottomów wprawdzie można było uznać za bezpieczne miejsce, ale dziadek Dory prawdopodobnie poznając lokalizację wnuczki, zacząłby krążyć w okolicy, tylko czekając, aby rzucić avadę.
W efekcie Brenna trochę się bała prowadzić ją do sąsiadów, przynajmniej póki ta nie ukończy Hogwartu. I najlepiej nie zmieni trochę wyglądu. Oraz nazwiska.
- Wlazłam na drzewo. Gałąź się złamała. Ja złamałam nogę - powiedziała, obracając się do Dory z uśmiechem na ustach. Oparła się przy tym o jedno z drzew, szczególnie duże, o grubym pniu, w którym znajdowała się całkiem spora jama. Brenna nie zwróciła jednak na nią uwagi. - Bardzo prozaiczne, wybitnie mało mugolskie i bardzo w moim stylu... Poza...
Nie zdążyła powiedzieć, co poza tym. Zdławiony okrzyk wyrwał się z jej ust, gdy nagle poleciała na ziemię, dłońmi odruchowo osłaniając twarz.
Coś - co wyglądało jak pnącze - oplotło niepostrzeżenie jej kostkę i pociągnęło tak, że Longbottom straciła równowagę.
Być może jako dziecko miała sporo szczęścia...


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#4
27.10.2022, 19:36  ✶  
Nie raz, nie dwa zastanawiała się o czym właściwie można by rozmawiać z drzewami. Czy poruszanie tematu stanu ich liści było na miejscu? Albo czy komplementowanie ich silnych korzeni było mile widziane w towarzystwie? A jeśli nie rozmawiać o nich samych per se, to w którym kierunku się skierować? Może na stan omszenia całego lasu, albo rzucić żart o wiewiórkach, które zapominają gdzie właściwie zakopały połowę swoich zapasów. Te i inne pytania dręczyły ją przez długi czas, kiedy dowiedziała się roślinach posiadających taki lub inny koncept jaźni, jednak z biegiem czasu można było powiedzieć, że z tego wyrosła. Teraz optowała raczej za dzieleniem się wydarzeniami dnia codziennego lub czytaniem książek w cieniu rozłożystych gałęzi.
Dora była zdania, że nawet pozbawione modyfikacji Greengrassów, rośliny reagowały na to, jak ktoś się z nimi obchodził. Nie chodziło tutaj tylko regularne nawożenie czy podlewanie, a raczej miłe słowa, które podczas całego tego procesu padały. Często kiedy była w ogrodzie, można było zauważyć lub usłyszeć, jak mruczy coś pod nosem, ale prawdę powiedziawszy, miała wrażenie że robi to niejedna osoba, która związana była z zielarstwem. Tak samo jak opiekunowie magicznych stworzeń nawiązywali słowami więź ze swoimi podopiecznymi, tak samo zielarze czy ogrodnicy szukali jej u swoich.
- Tak, proszę. Chodźmy do nich kiedyś - uśmiechnęła się wesoło do Brenny, z wyraźną nadzieją czającą się w kącikach oczu. Obietnica poznania zaklinaczy drzew wydawała się nad wyraz ciekawa i obiecująca. Na tyle, by w pewien sposób jawić się w jej głowie jako wiążąca.
- Moim zdaniem spadnięcie z drzewa brzmi bardzo mugolsko - zachichotała - Tata opowiadał mi nie raz, jak za dzieciaka spadał z drzew w sadzie dziadków co i rusz. Ja też parę razy wylądowałam na ziemi. Patrz, nawet mam ślad! - zakomunikowała radośnie i podniosła rękę, pokazując niewielką bliznę ciągnącą się przez lewy łokieć, jakby była to jej największa chluba.
Zaraz jednak beztroski nastrój i poczucie dumy rozpłynęły się, bo Brenna urwała nagle, lecąc na ziemię. Jej towarzyszka w pierwszej chwili nie zrozumiała co się właściwie dzieje. Widząc jednak, że nie są to zwykłe wygłupy, Crawley rzuciła się w jej kierunku, krzycząc jej imię z niepokojem i szukając źródła całego tego problemu. Wyciągnęła też ręce, chwytając Longbottom za nadgarstki, by zapobiec ewentualnemu ciągnięciu. Okazało się to całkiem dobrym posunięciem, bo pnącze które oplotło się dookoła kostki starszej kobiety, wyraźnie wywierało presję by wciągnąć ją między listowie.
- Różdżka. Masz różdżkę? - zapytała szybko, stopami szukając odpowiedniego miejsca, żeby się zaprzeć, zamiast ślizgać się po jeszcze mokrej od deszczu ziemi. Słowa ułożyły się w dziwne zdanie, niekoniecznie oddając to, co właściwie miała na myśli. Nie wątpiła w to, że czarownica od urodzenia, z krwi i kości i starej jak świat rodziny, zawsze miała przy sobie różdżkę. Pytanie tylko, czy była w stanie ją w tych warunkach wyciągnąć.


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
27.10.2022, 21:28  ✶  
Brenna nigdy nie była asem, jeśli szło o zielarstwo. Eliksirów uczyła się w mękach, bólach i nawet czasem przy przekleństwach, wiedząc, że potrzebuje zaliczyć SUMy, a potem OWUTEMy, aby bez problemów dostać prace w BUM i awansować wyżej w hierarchii. Nie miała w sobie "zielonej magii".
Ale nie przeszkadzało jej to mówić do drzew. Gadać do roślin. Często głupot.
- Jeśli moja znajoma pojawi się w Dolinie Godryka, gdy będziemy tu obie, to pewnie da się to zorganizować - powiedziała tylko Dorze. I faktycznie, traktowała to wiążąco, chociaż też pozostawała kwestia "zgrania trzech kalendarzy". - Może spróbuję wprosić nas do sadów Abbottów? - zastanowiła się jeszcze głośno. Skoro Dorę interesowały takie rzeczy, ta rodzina wydawała się lepszym nawet wyborem niż Greengrassowie. - Hodują magiczne owoce, są półkrwi, a Leonore to najmilsza kobieta pod słońcem, myślę, że nie miałaby nic przeciwko...
Nie zdążyła jednak kontynuować tematu. Ani odpowiedzieć niczego na słowa panny Crawley dotyczące spadania z drzew ani śladu, który miała na rękach.
Pnącze próbowało wciągnąć ją - prawdopodobnie - do dziury w pniu. Brenna syknęła, starając się chwycić czegoś rękami i nie pozwolić pociągnąć w tył, w czym wydatnie pomogło to, że Menodora złapała ją za nadgarstki. Dzięki temu zdołała nogą zaprzeć się o pień, ale druga wciąż pozostawała w morderczym iście uścisku pnącza.
I na tyle silnym, że Crawley także straciła równowagę i obie zaszurały po ziemi. Gałęzie szumiały nad ich głowami, rzucając głęboki cień. Wilgotna trawa przyczepiała się do ubrań i ciał.
- Mam! Ale musisz puścić jedną rękę - jęknęła. Była członkiem Brygady Uderzeniowej, pewnie prędzej zapomniałaby się ubrać niż zabrać ze sobą różdżkę. Sięgnięcie po nią było jednak iście problematyczne, bo Menodora trzymała ją za ręce... ale ich puszczenie z kolei, czy nawet puszczenie jednej oznaczało ryzyko, że roślina po prostu wciągnie ją tam, gdzie zechce. Zwłaszcza, że pięło się coraz wyżej i oplatało już nie tylko kostkę, ale także łydkę. Brenna szarpnęła gwałtownie nogą i chociaż zdołała chyba uderzyć stopą w pnącze, to zemściło się, zaciskając uścisk bardziej, aż z ust Longbottom wydobył się cichy krzyk.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#6
03.11.2022, 01:56  ✶  
Wszystko zdawało się w pełni przemawiać do Dory, przynajmniej jeśli chodziło o rzeczy związane z zielarstwem czy szeroko pojętymi roślinami. Oferta poznania Abottów wydawała się więc równie czarująca co odwiedziny u jakichś Greengrassów. Prawdę powiedziawszy, to Brenna z powodzeniem mogłaby ją zabrać nawet do najciemniejszej nory na Nokturnie, gdyby tylko powiedziała, że będą tam ładne kwiatki.
Sytuacja jednak, w jakiej teraz się znajdowały, nie pozwalała zbytnio na dalsze rozważania dotyczące przyszłych i dalszych wycieczek, obserwowania natury czy poznawania nowych ludzi. Crawley zdawała sobie doskonale sprawę z tego co powinna zrobić w następnej chwili, ale póki Longbottom nie udzieliła odpowiedzi na zadane jej pytanie, chwyt szczupłych dłoni młodszej dziewczyny pozostawał tak samo silny. Ostatnim bowiem czego chciała, to by Brenna zniknęła w otaczającym dolinę lesie.
Obute w trzewiki stopy znalazły wreszcie oparcie na samym pniu, dzięki czemu przestała się ślizgać na wilgotnej glebie. To też ułatwiło cały proces umożliwienia kobiecie sięgnięcie po różdżkę - Dora złapała spojrzeniem jej własne i kiwnęła głową, dając znać, że jest gotowa i miała najszczerszą nadzieję, że Brenna też była. Puściła więc jej prawą rękę i szybko przeniosła swoją własną w kierunku jej lewej, zaciskając dłoń dookoła nadgarstka i tym samym upewniając nieco uchwyt. Miała nadzieje, że w jakiś magiczny sposób roślina nie zacznie dalej z nimi walczyć, tym bardziej o wiele zacieklej, bo mogłoby to spowodować utratę dobrego chwytu. Teraz też nie pozostało nic innego, jak pozwolić Brennie działać i rzucić zaklęcie, które zniechęciłoby natrętne pnącze.


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
03.11.2022, 03:11  ✶  
Ciotka często powtarzała Brennie, że ta źle skończy. I Brenna byłaby nawet w stanie uwierzyć, że są to słowa prorocze, ale nigdy, nawet w najśmielszych snach nie sądziła, że ten "zły koniec" może się stać "końcem poprzez porwanie przez opętane pnącza".
Czy była gotowa? Pewnie nie. Ciężko być gotowym, kiedy masz okazję przekonać się, jak czuły się wiedźmy łamane na kole. Albo przynajmniej los serwuje ci podobne doświadczenia, z miażdżeniem łydki w bonusie. Ale też nie miały większego wyjścia, a Brenna przynajmniej pracując tam, gdzie pracuje, i od lat lubiąc magiczne pojedynki, musiała się nauczyć wyciągać różdżkę zza pazuchy bardzo szybko.
Obcasy trzewików Crawley ryły ziemię, spodnie Brenny na kolanach właśnie zyskiwały dziury - iście pionierska moda... - noga całą kolekcję siniaków. Pnącza zaczęły osiągać swój cel i stopy kobiety zaczęły zagłębiać się we wnęce w pniu. Brenna zaś stawiwszy czoła ogromnemu wyzwaniu, jakim było chwycenie za różdżkę, musiała jeszcze ogarnąć zadanie pod tytułem "obróć ją we właściwą stronę" i wreszcie wisience na torcie: "walnij czarem tak, żeby to coś dało, ale nie urwało ci nogi".
- Lacarnum Inflamari! - jęknęła bardziej niż krzyknęła, nie bawiąc nawet w magię niewerbalną, bo w tych okolicznościach ułatwienie w postaci wypowiedzenia inkantacji mogło być przydatne.
Kilka białych płomyków wydobyło się z różdżki. Jeden padł na trawę, wilgotną na szczęście, więc podpalił ją, ale wywołał nie tyleż pożar, co jego drobne zarzewie. Drugi na spodnie Brenny, które jeszcze nie zajęły się ogniem, ale zaczęły leciutko się nadpalać. Trzeci zaś prosto na pęd oplatający nogę...
...i o dziwo, to wystarczyło: jakby ta odrobina ognia nie tylko parzyła, ale też w jakiś sposób przeraziła pnącze, to nagle puściło nogę Brenny, wycofując się z powrotem do dziury w drzewie. Longbottom zaś podjęła próbę jednoczesnego odczołgania się i ugaszania płonącej odzieży.
- Cholera, cholera, cholera - wyrwało się jej, a zasadniczo klęła zdecydowanie rzadziej niż ciężej. - Dzięki. Za nie pozwolenie mnie porwać przez jakieś nawiedzone rośliny. Jestem twoją dłużniczką. Zabiorę cię do Abottów, choćbym miała któregoś z nich porwać i szantażować, żeby pokazali nam swój sad. Co to w ogóle było?
Nie znała się na zielarstwie na tyle, aby rozpoznać, z czym miały do czynienia. Choć wnioskując po zachowaniu, tym, że atakowało w cieniu, przy wilgotnej pogodzie, ciągnęło do ciemnej dziupli i umknęło na sam widok ognia... mogła to być jakaś odmiana diabelskich sideł.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#8
09.11.2022, 02:26  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.11.2022, 02:26 przez Dora Crawford.)  
Brenna sięgnęła po różdżkę z wyraźną wprawą i szybkością osoby, która korzystała z niej nad wyraz często w pracy, a następnie rzuciła zaklęcie, które chyba było pierwszym lepszym, które przyszło jej do głowy. Dora nie kwestionowała tychże wyborów, bo po pierwsze, wciąż jej główną aspiracją w tym momencie było nie puścić Longbottom i to właśnie to w większości zajmowało jej myśli, a po drugie - pewnie sama w podobnej sytuacji nie dałaby razy odpowiednio zebrać myśli. Zaklęcie jednak, jakby nie patrzeć, było po prostu ryzykowne. Ryzykowało zaprószeniem okna lub podpaleniem nogawki. Co do pierwszego przypadku, to na szczęście panowały niesprzyjające ku temu warunki - wilgoć wciąż otulała roślinność, chociaż nieco ograniczając zagrożenie pożarowe. Odzież też, jak można było się spodziewać, zajęła się od zaklęcia i Menodora mogła mieć tylko nadzieję, że nie na tyle, by dotkliwie Brennę poparzyć.
Na szczęście jednak, pnącze chyba wystraszyło się pokazu siły. O ile w ogóle mogło odczuwać coś takiego jak strach, rzecz jasna. Puściło, a obie dziewczyny upadły na ziemię. To jak Dora walczyła o zatrzymanie Brenny spowodowało, że pozbawiona przeciwstawnej siły, poleciała do tyłu, lądując na tyłku i obijając go sobie porządnie. Jęknęła, czując jak obija sobie kość ogonową i szczęka zębami. Ból i zaskoczenie zatrzymało ją na chwilę, ale kiedy się otrząsnęła i usłyszała Brenn, poderwała się i doskoczyła do niej, dołączając również do wzywania wszelkich choler.
Złapała za skrawek spódnicy, próbując nią zdusić płomień, który radośnie podskakiwał na nogawce jej towarzyszki, znajdując swoje odzienie jako jedyną rzecz chociaż odrobinę nadającą się do zgaszenia ognia. Próba okazała się sukcesem, bo po chwili płomień zgasł wreszcie, a Dora mogła pomóc Brennie odsunąć się od miejsca gdzie chciała ją wciągnąć nawiedzone ziele.
- Nie wiem. Nie wiem i nie chcę wiedzieć - kłamała. Chciała wiedzieć, jak najbardziej, ale teraz co innego zaprzątało jej głowę. - Nic ci nie jest? Jak twoja noga? Nie poparzyłaś się?? - zapytała z troską, małymi kroczkami chcąc odciągnąć Longbottom jak najdalej od miejsca zdarzenia, a jednocześnie przyjrzeć się osmalonej nogawce, żeby upewnić się, czy wszystko jest okej. Oczywiście, wyglądało to co najmniej dziwacznie, ale wyjątkowo chciała zrobić te dwie rzeczy jednocześnie. - Myślałam, że one miały atakować zagrożenie? Myślisz, że to przez to, że zapukała w to drzewo? - zmarszczyła brwi, wyraźnie zmartwiona, czym mogły się naradzić diabelskim sidłom.


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
10.11.2022, 11:43  ✶  
Być może, gdyby miała więcej czasu, wymyśliłaby jakieś lepsze zaklęcie. To niekoniecznie było najlepszym wyborem, podyktowanym pośpiechem, zdenerwowaniem i świadomością, że pędy miażdżą jej łydkę. Padło na nie głównie dlatego, że inne, które przychodziły jej do głowy, mogłyby nie zadziałaś na roślinę, istniała spora ryzyka pudła... a następnego niewykluczone, że nie zdołałaby już rzucić.
Płomyki zostały ugaszone, pozostawiając po sobie ślady wypalenia na spodniach. Brenna miała szczęście, że tego dnia nie poszła w ślady Dory i zdecydowała się na spodnie, w dodatku z jeansu.
- Co jest mordercze, ruchome i boi się ognia? To kurestwo, które omal mnie nie porwało - zażartowała, podciągając ostrożnie nogawkę. Na skórze nie było śladów poparzeń, za to roślina odcisnęła się na niej czerwienią tam, gdzie oplotła nogę. Brenna miała gwarantowane, że jeżeli nie użyje odpowiedniej maści, wkrótce łydka zaprezentuje światu wszystkie kolory tęczy, a ją samą będzie to cholernie bolało.
- Podobno tak, ale właściwie tylko dla tych, którzy są zagrożeniem dla Greengrassów - wydyszała, wstając powoli i sprawdzając, czy zdoła utrzymać ciężar ciała na nodze. Palce wciąż zaciskała na różdżce, a wzrok utkwiła w potężnym pniu, a raczej w jego dziurze. - Nie każde jest magiczne... chyba magicznie drzewo, nie pozwoliłoby, żeby zagnieździło się w nim... coś?
Zerknęła tu na Dorę, dość krótko. To ona z nich dwóch lepiej znała się na roślinach. I tych morderczych, i tych mniej zabójczych.
– Gadałam do tych drzew, uderzałam w korę, przytulałam je i właziłam na nie – przyznała Brenna, Poważna Pani Brygadzistka. W gruncie rzeczy potrafiła to wszystko robić nadal. Chociaż teraz zwykle mówiła do drzew albo się na nie wpisała, kiedy była pewna, że za wiele osób je nie zobaczy. Tak czy inaczej, nigdy żadne jej nie zaatakowało. Albo nie były dostatecznie blisko Kniei Godryka, a drzewa były tylko drzewami, albo nigdy nie uznały Brenny za zagrożenie. – Jakiś pomysł, jak to coś… stąd usunąć? – spytała z wahaniem. Stała teraz w oddaleniu od drzewa i starała się mieć oczy dookoła głowy, ale… – Bawią się tu czasem dzieci, i mugolskie, i nasze…
Jeżeli roślina omal nie porwała dorosłej czarodziejki, to dzieciak nie miał z nią szans.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#10
11.11.2022, 04:06  ✶  
Może i Dora zaśmiałaby się na żart Brenny, gdyby wciąż nie targały nią emocje, a adrenalina nie krążyłaby żywo w po jej ciele. Uśmiechnęła się tylko nerwowo, rzucając szybkie spojrzenie w kierunku dziury, gdzie zniknęła roślinna macka, na moment zawieszając się i jakby upewniając, ze ta zaraz nie wróci, by dokończyć dzieła.
- Czy to znaczy, że... rozgniewałyśmy czymś Greengrassów? - zapytała, zasłaniając usta dłonią i ściszając głos do szeptu, jakby ktoś miał je tutaj podsłuchiwać i wyciągnąć konsekwencje wobec wrogów nadmienionego rodu. Po chwili zastanowienia jednak, znalazła swoje pytanie jako absolutnie niedorzeczne i zaśmiała się krótko, nerwowo drapiąc się po policzku i kręcąc głową. Dla pewności odciągnęła Brennę jeszcze parę kroków dalej, zwiększając dystans na taki, który wydawał jej się bezpieczny.
- Cóż... - zaczęła, wygładzając materiał spódnicy i jednocześnie wycierając w niego ubrudzone ręce. W tym momencie było jej tak na prawdę wszystko jedno, jak się prezentowała, a robiła to raczej tragicznie. Do połowy umazana była błotem, szczególnie z tyłu, na którym na końcu wylądowała. - Jeśli są to diabelskie sidła, a mam wrażenie, że tak jest, to najlepiej byłoby je spalić. Lubią wilgotne i ciemne miejsca, gdzie wciągają i duszą swoje ofiary. Boją się jednak światła i ognia. O ile to pierwsze po prostu pozwala uciec, to to drugie powinno wypalić roślinę z korzeniami i pozbyć się problemu - z początku mówiła szybko, wyraźnie wciąż niespokojna, jednak im dłużej dobierała kolejne słowa, zastanawiając się nad tym jak najlepiej odpowiedzieć Brennie, tym większy wracał do niej spokój. Całą wypowiedź zakończyła nawet lekkim, zmęczonym uśmiechem.
- Ale myślę, że lepiej by zajął się ktoś, kto się na tym zna. Znaczy, bez obrazy - zawahała się, nie chcąc by przyjaciółka odebrała jej słowa jako obraźliwe. - Chodzi mi o to, że to roślina. Zachowuje się inaczej jak taki czarodziej z różdżką. Przydałby się do tego jakiś eliksir, na przykład od ziania ogniem i pewnie jakiś ekwipunek. Nigdy nie musiałam karczować czegoś takiego. Nie jestem pewna.


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2379), Dora Crawford (2343)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa