• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 9 10 11 12 13 14 Dalej »
[kwiecień 71, Dolina Godryka] Nastał czas ciemności

[kwiecień 71, Dolina Godryka] Nastał czas ciemności
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
21.03.2023, 22:56  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.06.2023, 20:05 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic

Po manifeście Voldemorta życie toczyło się dalej.
Ludzie pracowali, spotykali się ze znajomymi, gotowali, robili te wszystkie, zwykłe rzeczy… Tylko trochę częściej na pierwszych stronach gazet wspominano o pożarach, mordach i zaginięciach. Brygada Uderzeniowa miała trochę więcej spraw. Brenna rzadziej siadała w kręgu widmowidza, by szukać sprawy włamania, a częściej, by zanurzyć się w wizjach pełnych śmierci. Longbottomowie dostawali trochę więcej listów, więcej ich wysyłali i czasem bez słowa po takiej wiadomości znikali z domu.
Może to właśnie jedno z takich zniknięć sprawiło, że Brenna postanowiła porozmawiać z Dorą. Nie chciała jej w to wciągać. Bogini jej świadkiem, ta dziewczyna przeżyła dostatecznie wiele w życiu. Ale wspomnienie bladej twarzy Thomasa i zdemolowanego mieszkania sprawiło, że po tygodniu bicia się z myślami, Brenna podjęła decyzję. Potrzebowali więcej ludzi. Była gotowa zaufać Dorze. Paranoja dopiero rodziła się w głowie Brenny, a Crawleyównę, po pierwsze, znała od lat, po drugie – śmierciożercy przecież i tak na nią polowali, jeszcze zanim przyjęli tę nazwę, nie było więc mowy, aby dziewczyna sprzedała jakiekolwiek informacje. A Brenna przecież nie zamierzała prosić, aby Dora poszła z różdżką na Voldemorta, ale aby pomogła przy zaopatrzeniu. Dziewczyna umiała hodować zioła, przyrządzać eliksiry, tworzyć kadzidła i świece. To wszystko mogło się przydać. Nie mogli wygrać tej wojny (słowa „wojna” Brenna zaczęła używać od niedawna, i na razie tylko w myślach – do niedawna jeszcze liczyła, że to nie wojna, bo wojny miały to przy sobie, że trwały długo i niosły wiele ofiar), tylko walką.
- Cześć, Dora – przywitała się, zaglądając do kuchni. Wybrała moment, gdy większość domowników była albo poza domem, albo w salonie, by móc z nią pogadać spokojnie. – Może pomogę?
Rodzice Brenny mieli wprawdzie skrzata, ale Brenna też czasem gotowała. Choć najlepsza w całym domu w tym była bez wątpienia Dora – jej posiłki były dosłownie magiczne.
Nie czekając nawet na odpowiedź, zamknęła za sobą drzwi. Pomyślała, że w przypadku Mavelle było jej łatwiej. Wpadła do mieszkania kuzynki, od progu mówiąc, że chce zaproponować jej coś kompletnie szalonego. Ale w tamtym przypadku… nie pierwszy raz wciągała w coś Bones, poza tym ta była z natury żołnierzem.
Tym razem ciężej było jej znaleźć właściwe słowa. I jednocześnie, na duszy też było jej... trochę ciężko.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#2
22.03.2023, 04:25  ✶  
Życie toczyło się dalej. Musiało. Po prawdzie Dorze zdawało się, że manifest sam w sobie niewiele zmieniał. Ci, którzy podążyli za jego głosem, w większości już od dawna zaliczali się do grupy, która z takich czy innych powodów gardziła czy to mugolakami czy to samymi mugolami. Powiedzieć, że Menodorę dziwiło tego typu zachowanie, czy też przekonania, to lekkie niedopowiedzenie. Brzydziła się nimi. Z całego serca. Prosto mówiąc, wynikało to z samej prozy życia. Rodzina matki i jej zachowanie, dobitnie uświadomiło jej, że nie ma co liczyć na litość tylko dlatego, że jej ojciec był mugolem. Potem jednak dołączały do tego przekonania, które tylko wzmacniały tę postawę i sprawiały, że stawały się one nienaruszalne. Dorę mogło doświadczyć życie, ale w całym tym nieszczęściu i bólu wciąż pozostawała delikatna do życia i wszelkich istot, które je w sobie zawierały. Dlatego nie wiedziała, dlaczego inni musieli uciekać się okrucieństwa.
Czuła że coś jest nie tak. Właściwie to widziała, jak to określała w swojej głowie, pewne nieścisłości, jeśli chodziło o zachowanie niektórych domowników. Zawsze domyślała się, że praca aurorów i brygady uderzeniowej była wymagająca, ale czasami to, co działo się w posiadłości Longbottomów, zakrawało o absurd. Przychodzące i wychodzące listy niepokoiły, nawet jeśli nigdy do nich nie zaglądała. Nagłe wyjścia i zniknięcia natomiast, dodatkowo podsycały wątpliwości i ściskały jej serce. Nie pytała jednak. Głównie dlatego, jak wiele ufności pokładała w rodzeństwo Longbottomów. Jak bardzo wierzyła im, że jeśli coś by się działo, nie trzymaliby jej niepotrzebnie w ciemności. Nie przestawała być jednak uważna. Nie zaniechała uważności, zwyczajnie martwiąc się w ciszy.
- Brenna! - uśmiechnęła się do niej wesoło, odwracając się w jej stronę. W zlewie garnki szorowały się wesoło pod wpływem zaklęcia, a ona sama, ze szmatką w dłoni, myła kuchenny stół. - Jeśli chcesz - odparła po chwili zawahania i rozejrzeniu się po pomieszczeniu. Musiała oszacować, ile jeszcze miała do posprzątania, ale nawet jeśli nie było tego niewiele, a sama kuchnia i tak wyglądała w miarę dobrze, z pomocą mogło iść tylko szybciej. - Jeśli byś mogła, kuchenka wymaga chłoszczyśnienia - zaproponowała jeszcze. Mimo, że sama w pierwszym odruchu sięgała po mugolskie sposoby uporania się z obowiązkami, o czym świadczyło ręczne szorowanie stołu chociażby, zdawała się nie zapominać że inni inaczej się do rzeczy zabierali.
- Jak ci mija dzień? Mam nadzieję, że spałaś dobrze. No i że jadłaś śniadanie. Bo jadłaś, prawda? A może chcesz, żebym ci coś zrobiła?


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
22.03.2023, 11:08  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.03.2023, 15:39 przez Brenna Longbottom.)  
Nie wszystko było tak proste, jak mogłoby się wydawać.
Jeszcze jakieś dwa lata temu, Brennę łączyły nici przyjaźni podszytej uczuciem i zaufaniem z wieloma osobami – z różnych rodzin, różnego pochodzenia, różnego statusu majątkowego. Nie wahałaby się ostrzec żadnego z nich przed niebezpieczeństwem i nie chciałaby uwierzyć, że któreś z nich może zrobić coś złego. Każdy kolejny miesiąc, najpierw roku siedemdziesiątego, gdy ciemność gromadziła się na horyzoncie, powoli przez nich przeczuwana, i potem tego roku, kiedy ta już zasnuła niebo… to zmieniał.
Powoli uświadamiała sobie, że źle ulokowane zaufanie może kosztować nie tylko jej życie.
Że jeśli powie zbyt wiele, narazi siebie i innych. Ba, że nawet jeśli ta osoba jest godna zaufania, to nic nie zmienia: narazi też ją, a ktoś może wyciągnąć z niej informację, siłą albo podstępem, bo ona też ma ludzi, którym ufa, a nie każdy jest godny zaufania…
Nici zaczynały pękać.
Dlatego Brenna gryzła się długo z myślą, co i ile powiedzieć Dorze.
- Oczywiście, że jadłam śniadanie – odparła jednak wesoło, jakby wcale nie przyszła tu rozmawiać o śmierci i zniszczeniu. – Za kogo ty mnie masz? Jak strasznym trzeba być człowiekiem, żeby nie jeść! Jadłam właściwie dwa śniadania, bo też drugie śniadanie. Albo trzy śniadania, jeśli liczyć to standardami takich wiesz, normalnych ludzi, to pierwsze to w końcu był tost, i jajka, i drugi tost, i jeszcze potem ukradłam Erikowi pół jego kanapki – paplała, wędrując do kuchenki. Wyciągnęła różdżkę i zabrała się za usuwanie z niej śladów po niedawnym gotowaniu. – Co takiego przyrządzałaś? – spytała jeszcze, z pewnym zamyśleniem. Nie odrywała wzroku od szorowanej powierzchni. Myślała, jak ubrać myśli w słowa. Te prawdziwe myśli.
Do czego to dochodziło, że w tym nowym świecie, Brennie Longbottom zaczynało brakować słów.
- Dora? – spytała w końcu, uznając, że może „prosto z mostu” jest niezłą drogą. – Pewnie zauważyłaś, co się święci? – podjęła, i natychmiast sama sobie odpowiedziała. – Pewnie, że tak, przecież nie mieszkasz pod kamieniem.
Prawie mieszkała. Musiała się w końcu ukrywać. Ale nie była tu w końcu więźniem, a domowników kręciło się po posiadłości mnóstwo. Rozmawiali. Dostawali gazety. W pewnym zdenerwowaniu zadała raczej idiotyczne pytanie.
- Samo Ministerstwo nie pokona Voldemorta. Na pewno je infiltruje – mruknęła, nie zdradzając żadnej tajemnicy. Tajemnica... tak, tajemnicą było dopiero to, o czym wspomniała potem. – Pewne… akcje są więc przeprowadzane nieoficjalnie. I możemy potrzebować materiałów. Może byłabyś gotowa je dla nas robić?
Brenna mogłaby niby prosić o nie, nie uświadamiając Dory. Ale ta prędzej czy później i tak zaczęłaby zadawać pytania. Poza tym... może i nie mogła podać jej pełnej listy członków i operacji (sama przecież dla bezpieczeństwa jej nie znała), ale Crawleyówna zasługiwała, aby wiedzieć, w czym uczestniczy.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#4
24.03.2023, 02:32  ✶  
Dora zmrużyła oczy, podejrzliwie, dopatrując się gdzieś w tych słowach podstępu. Nawet przy swojej ufnej naturze, która mogła wybaczyć i przeoczyć wiele, coś takiego jak jedzenie śniadania, albo raczej jego nie jedzenie, nie uchodziło na sucho. Zbyt często w tym domu zostawały niedojedzone kanapki, na wpół wypite kubki kawy, czy zwyczajnie ani nie ruszone śniadania, które zostawały w tyle, kiedy oni w pośpiechu wychodzili do pracy. W końcu jednak odpuściła, a jej spojrzenie rozjaśniło się nieco, kiedy stwierdziła że prawda, czy może półprawda (?), Brenny są satysfakcjonuje. Ważne, że nie było to wierutne kłamstwo.
- Myślałam, że śniadania kradną co najwyżej łobuzy w ciemnych korytarzach w Hogwarcie - zażartowała, przenosząc spojrzenie na blat stołu i przyglądając się jakiejś zaschniętej plamie, którą próbowała zdrapać paznokciem.
- Ah, nic takiego. Bardziej sprzątałam, jeśli mam być szczera. Wzięło mnie na wiosenne porządki, jeśli tak to można ująć - uśmiechnęła się do niej lekko. Prawdę powiedziawszy jednak, nie potrzebowała by w kalendarzu pojawiła się wiosna, żeby próbować utrzymać wszystko we w miarę rozsądnym porządku. No, przynajmniej kuchnię, w której spędzała nieco więcej czasu niż reszta. I wciąż nie tak dużo jak by chciała, biorąc pod uwagę staż w św. Mungu.
- Święci? - powtórzyła za nią, odrywając spojrzenie od stołu i obejrzała się na Longbottom, obdarzając ją pytającym spojrzeniem. Święcić, to można było jajka na wielkanos, chociaż wątpiła że to o ten konkretny rodzaj święcenia czegokolwiek. Uśmiechnęła się najpierw do swojego głupiego skojarzenia w sobie, a potem na odpowiedź Brenny, która w sumie była dość trafna. Ciężko bowiem było, mieszkając z nimi w jednym domu i nie chowając się po kątach, zwyczajnie nie zauważyć bałaganu, który ostatnio zdawał się zaglądać do ich rutyny. Pokiwała więc głową delikatnie, w ten sam sposób udzielając jej odpowiedzi i z uwagą słuchając tego, co miała jej dalej do powiedzenia.
- Masz na myśli... zaopatrywanie po cichu na przykład Brygady Uderzeniowej? - zapytała, lekko unosząc ku górze brwi. Próbowała się nieco przy tym nagimnastykować. Mentalnie w sensie. Usilnie powiedzieć coś, co miałoby sens i co pasowałoby do tego, co właśnie powiedziała Brenna. - Znaczy... też nie mam nic przeciwko, ale o jak dużej grupie mówimy?


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
24.03.2023, 10:41  ✶  
Brenna dopiero uczyła się kłamać. Miała z czasem stać się w tym mistrzynią, ale na razie robiła to bardzo rzadko i zwykle było to nie tyleż kłamstwo, co jakieś dzikie wymysły, o których od razu dało się powiedzieć – to kolejne opowieści Brenny. Poza tym naprawdę lubiła jeść, i faktycznie, zrobiła rano tosty, a potem jeszcze porwała niedojedzoną kanapkę brata.
- Och, wydał się mój sekret. Tak, to byłam ja. Tylko nie kradłam śniadań. Desery. Warte kradzieży są tylko desery – powiedziała, snując właśnie tę kolejną, nieprawdziwą historię i doszorowując jednocześnie kuchenkę. Nie dostrzegła uśmiechu Dory, zbyt skupiona na swojej pracy.
A może tylko łatwiej było jej na nią nie patrzeć.
- Taaaak – powiedziała. Co się świeci. W kraju, a także w ich domu, kiedy wybiegają z niego nagle w piżamach. To znaczy, właściwie tylko ona wybiegła w piżamie. Chyba mniej więcej tego dnia Brenna ostatecznie pogodziła się z myślą, że nie będzie miała normalnego życia. Że może zapomnieć nie tylko o takich rzeczach, jak małżeństwo czy dzieci, ale też nawet spotykanie się z kimś czy jakiekolwiek plany na starość.
- Nie, właściwie to nie – stwierdziła w pewnym zamyśleniu. Byłaby to wygodna wymówka, ale Dora nie zasługiwała na to, by ją okłamywać. Zresztą i tak w końcu się domyśli. W końcu do Zakonu należeli Brenna, Erik, ich ojciec, ich wuj, ich kuzynka i jeszcze jedna kuzynka. Wprawdzie Lucy upierała się, że by nie mówić Danielle, ale aurowidzka pewnie też się zorientuje. – Wiesz, Dora, Ministerstwo ma to do siebie, że majętni czarodzieje mają w nim duże wpływy. A majętni czarodzieje to często osoby czystej krwi. Na dziesięć osób czystej krwi przynajmniej pięć bardziej albo mniej jawnie popiera postulaty Voldemorta, a jedna pozwoliła sobie wypalić mało gustowny tatuaż na ramieniu.
I ta statystyka, Brenna była niemal pewna, z czasem zmieni się na ich niekorzyść. Może już przedstawiała się gorzej i Longbottom była zbytnią optymistką?
Znów przejechała ścierką po kuchence, choć smuga, którą szorowała, znikła chwilę temu.
- Proszę cię, żebyś zaopatrywała osoby, które starają się przeciwdziałać temu, co robi Voldemort, na różne sposoby. Często niejawne.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#6
02.04.2023, 02:25  ✶  
- W sumie taki dobry deser... to chyba nawet ja bym ukradła - powiedziała jakoś tak nieco ciszej, nieco mniej pewnie i chyba z nieco bardziej zaczerwienionymi uszami. Jakby w tym momencie zwierzała się z jego z najgłębszych swoich sekretów. Oczywiście, Dora uważała za podkradanie deserów (szczególnie tych, które należały do niej), za jedno z największych wykroczeń czarodziejskiego i nieczarodziejskiego świata. Postanowiła jednak nie rozliczać z tego Brenny, tym bardziej że wychodziło na to, że jeśli już to były... partnerkami w zbrodni.
Brzmiało to dziwnie. Nienaturalnie wręcz, w jej odczuciu. Do tego stopnia, że kiedy pochyliła się na moment nad stołem, a Brenna mogła zobaczyć tylko i wyłącznie jej plecy, wargi Crawley poruszyły się bezgłośnie, jakby smakując to słowo. O dziwo, perspektywa bycia czyjąś partnerką, i to w zbrodni, nawet jeśli tak niewinnej i śmiesznej, brzmiała całkiem ekscytująco.
Dora przekręciła lekko głowę, kiedy Longbottom zaprzeczyła. Ale jak to nie? Kiedy najprostsza i najbardziej oczywista odpowiedź, jaką zaproponowała, została utrącona, dziewczyna strapiła się lekko.
Sama łapała się czasem na tym, że zdawała się żyć w dziwacznej bańce. Bańce, w której wszystko co było większe od niej, było zbyt odległe by powinna się tym martwić tu i teraz. Tak było trochę z Ministerstwem - wielki gmach umieszczony w Londynie był tak oddalony, że znikał za horyzontem myśli. Dziejące się w nim rzeczy miały znaczenie, owszem, ale to nie było tak że miała na nie bezpośredni wpływ. Longbottomowie znikali w tym gmachu codziennie i wracali równie często. Z jakiegoś jednak dziwnego powodu w mniemaniu Crawley w ich departamencie, i ogólnie miejscu pracy, zatrudnionych było więcej jak mniej osób ich pokroju. Słowa Brenny przypomniały jej, że przecież świat nie był tylko tak spokojny jak sama Dolina.
- Czasem zapominam - uśmiechnęła się słabo, jakby przepraszająco. - Jak nieprzystępna jest nasza rzeczywistość. - dopowiedziała, chociaż i niekoniecznie to miała na myśli. Zapominała, bo i wygodniej było zapomnieć, żeby zwyczajnie nie bać się i nie pozwolić się temu lękowi pożreć w całości. Zapominała, bo nie wiedziała jak ten lęk złapać za rogi, uspokoić i przekuć w coś innego, o wiele bardziej produktywnego i pożytecznego. Brenna jednak w tym konkretnym momencie, zdawała się podsuwać jej pod nos rozwiązanie, a przynajmniej tego cień dostrzegła w tym wszystkim Menodora.
- Mogę. - kiwnęła głową, odwracając się przodem do Brenny i ściskając swoją ścierkę mocno w dłoniach. - Znaczy tak, zrobię to. Nawet chętnie, ale... - zawahała się wyraźnie, mając wrażenie że to co chodzi jej po głowie to zbyt wiele. Niekoniecznie dla niej samej, a dla innych. Dla tych, którzy mogliby się o nią martwić. - Ale Brenna, skoro mam zaopatrywać osoby, które chcą przeciwdziałać Voldemortowi, też bym chciała mieć ku temu szansę. - spojrzała na swoje dłonie, skubiąc materiał. - Nie mogę cię zmusić, ale chciałabym sama pomóc jakoś bardziej, jeśli tylko bym mogła. To dla mnie ważne. - podniosła spojrzenie, zaglądając kobiecie w oczy.


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
02.04.2023, 16:51  ✶  
- Czasem lepiej jest nie pamiętać – przyznała Brenna. Ta niepamięć często ją kusiła. Ich dom był przecież bezpiecznym miejscem, otoczonym chmarą zaklęć ochronnych. Mieszkający w nim ludzie w większości potrafili się bronić, a ci, którzy nie byli zaprawieni w pojedynkach, znali się na innych rzeczach. Dolina Godryka leżała w pewnej odległości od Londynu, więc w teorii można by tu żyć spokojnie. Rzucić pracę w Brygadzie, zajmować się domem i długimi spacerami po Kniei.
Może, w sprzyjających warunkach, mieliby jakieś pięć lat spokoju, zanim znalazłaby ich tu wojna. Może nawet pozwolono by im żyć dalej, skoro nigdy się w nią nie angażowali. I może Brenna nawet by to potrafiła, gdyby urodziła się w innej rodzinie – gdyby od małego nie przebywała pośród Longbottomów, co ukształtowało ją na kogoś, niekoniecznie posiadającego instynkt samozachowawczy i na kogoś, kto bardzo nie lubił zginać karku.
- Dziękuję – stwierdziła. Zamarła przy tej kuchence, gdy Dora powiedziała, że chce mieć szansę na działania przeciwko Voldemortowi, a potem – po długiej chwili, gdy była już pewna, że zapanuje nad mięśniami twarzy – zwróciła ku Crawleyównie spojrzenie. Ku Dorze, która miała ledwo dziewiętnaście lat, dopiero niedawno skończyła Hogwart, ku łagodnej Dorze o miłym uśmiechu, o niewysokim wzroście. Którą Brenna widywała częściej z ziołami w rękach niż z różdżką.
Czy umiała wyobrazić ją sobie stojącą przed śmierciożercami?
Umiała – i ta wizja tylko Brennę przerażała. Mamy posyłać na wojnę dzieci? – pomyślała, ale zaraz za tą myślą poszła kolejna, że właściwie Dora nie była już dzieckiem i że ta wojna prędzej czy później przyjdzie i po nieletnich, i nikogo nie oszczędzi. A mimo to… jak miała się zgodzić? Przekonać Idę albo Patricka, by posłali tę dziewczynę gdzieś, gdzie będzie mogła utonąć w powodzi zielonego światła?
– Jesteś tego pewna, Dora? Rzadko… naprawdę walczymy, bo raczej działamy po cichu, próbując ochraniać ludzi albo zdobywać informacje… Ale kiedy przyjdzie co do czego, to nie są szkolne pojedynki, kończące się odebraniem różdżki. Spróbują cię zabić. I jeżeli nie dasz rady… nie mówię o samym rzuceniu zaklęcia, ale o skrzywdzeniu kogoś… ktoś może zginąć w twojej obronie.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#8
05.04.2023, 22:35  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.04.2023, 22:36 przez Dora Crawford.)  
Niepamięć była wygodna i Dora nie dziwiła się odpowiedzi Brenny. Sama lubiła te stany nieważkości, kiedy jej umysł mógł skoncentrować swoją uwagę na czymś zupełnie innym i o wiele bardziej jej potrzebnym, zamiast roztrząsać to, co było bolesne. W pewnych sytuacjach była to przydatna umiejętność, w innych natomiast wprawiała ją zwyczajnie w zakłopotanie i sprawiała, że czuła się po prostu głupio. Niemądrze.
Nie miała nic przeciwko by dalej być tylko Dorą. Zbierać zioła, odbierać potrzebne do eliksirów składniki, zaszywać się w pokoju z kociołkiem i przyrządzać mikstury, które potem sprzedawała mieszkańcom doliny. Tak samo jak i nie przeszkadzało jej obejmowanie we władanie kuchni, co przecież wcale nie traktowała jako obowiązku, a jako raczej przyjemne zajęcie.
Crawley zwyczajnie lubiła to ciche życie. Nawet jeśli było ono wynikiem pogwałcenia jej wcześniejszych pragnień, z biegiem czasu uświadomiła sobie, że wcale nie potrzebowała pracować w Mungu, żeby czuć się spełnioną. Czasem tylko czuła się samotnie, co wydawało jej się nad wyraz dziwacznie, bo przecież miała dookoła siebie tyle ludzi.
W tym wszystkim jednak była świadoma tego, że nawet jeśli Dolina była spokojna, pozostająca pod protekcją Longbottomów, to stan ten nie mógł trwać wiecznie. Nadchodzące zmiany wzbierały niczym fale i dziewczyna była pewna, że w końcu zaleje ich wszystkich, jeśli będą tkwić w miejscu,
Brenna już działała. pracowała nad tym, by bezczynność nie przyczyniła się do ich bolesnego upadku. By bańka bezpieczeństwa utrzymywała się jak najdłużej, o ile nie wiecznie. Jej słowa jednak w pewien sposób zabolały Dorę. Zdawała sobie sprawę z tego, że w oczach Longbottom mogła być wciąż dzieckiem, jednak w całym swoim beztroskim, niewinnym jestestwie wciąż była córką swojej matki.
- Brenna... - powiedziała cicho, z uwagą patrząc  nie na rozmówczynię, a na kuchenne kafelki, chcąc w ten sposób lepiej skrystalizować swoje myśli. - Próbują nie od dzisiaj. Próbują zabić mnie, moje rodzeństwo i mojego ojca. Zabili moją matkę. - spojrzała jej w oczy, dziwnie nagle poważnych i skoncentrowanych na celu. Samej Brennie, tym co chciała jej uzmysłowić i wszystkim tym, co się z tym wiązało. - Mogę próbować nadrobić stracone chwile, ale nie zmieni to tego jak potoczyło się moje życie. Zdaję sobie sprawę z tego, że Borginowie to tylko ułamek problemu. Ale myślę, że daje mi to odpowiednią wiedze na ten temat.
Odepchnęła się od stołu, zostawiając na niej szmatkę i podeszła do Brenny, zatrzymując się przed nią i ujmując ją za dłonie.
- Ktoś może zginąc w mojej obronie, ale jestem gotowa zrobić to samo. Za swoją rodzinę oddałabym wszystko. Wiem, jak to jest się bać. I nie chcę, żeby inni się bali. Nikt nie zasługuje na to, żeby żyć w strachu. Żeby żyć w ukryciu. Żeby wyrzekać się samego siebie tylko dlatego, że komuś innemu się to nie podoba - uśmiechnęła się do niej delikatnie.


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
05.04.2023, 22:57  ✶  
Brenna odłożyła wreszcie bezużyteczną już ścierkę, spoglądając na Dorę, w jej nagle poważne oczy. Wiedziała, oczywiście, że wiedziała, że zabili jej matkę, że chcą zabić jej rodzeństwo i chcą zabić jej ojca. Ale wiedziała też, że to było coś innego – świadomość ciągłego zagrożenia, a moment, kiedy śmierciożercy stoją już przed tobą.
I rozpaczliwie chciała tego oszczędzić Dorze i wszystkim Crawleyom. Może nawet łudziła się kiedyś, że to będzie możliwe. Zanim zaczęła się wojna, zanim Voldemort ogłosił, że rozpoczyna walkę o „czystość”, zanim okazało się, że tak wielu jest gotowym pójść za nim – by zatrzymać zmiany, utrzymać wpływy, z czystej nienawiści albo z samej chęci patrzenia, jak świat płonie. Teraz wszystko zaszło tak daleko. A przecież zgadzała się ze wszystkim, co mówiła Menodora, i była gotowa nadstawiać karku właśnie z myślą o tym. Żeby Crawleyowie nie musieli już ukrywać się w ich domu, a mogli chodzić po Londynie i podawać każdemu prawdziwe nazwisko. Żeby Mabel dorastała w świecie, w którym nikt nie pośle w nią zaklęcia tylko dlatego, że uśmiechnęła się do mugolaka. Żeby Thomas nie patrzył na nich z niezrozumieniem, stojąc w ruinach własnego mieszkania, nie mogąc pojąć, nie chcąc pojąć, dlaczego ktoś robił mu to wyłącznie ze względu na krew, jaka płynęła w jego żyłach.
Tak naprawdę nikt z nich nie był na to wszystko gotowi.
- Tak mi przykro, Dora – westchnęła tylko i ścisnęła jej dłonie, a potem, pod wpływem impulsu, przygarnęła ją do siebie i objęła, tę dorosłą już dziewczynę, którą poznała jako dziecko i przywykła uważać za członka rodziny. Równie kochanego jak kuzynki, przecież będące prawie jak siostry. – W porządku. Jeśli tego chcesz.
Puściła ją po chwili, spoglądając na nią z powagą. Tym razem nie gadała stu słów na minutę, nie wygłaszała zwykłych żartów, bo mogła iść do Mavelle i powiedzieć, że ma dla niej absolutnie niebezpieczną i szaloną propozycję, ale to było coś zupełnie innego. Bo Dora straciła w tej wojnie najwięcej z nich, jeszcze zanim ta nawet wybuchła. Okradziono ją z matki, domu, poczucia bezpieczeństwa i nawet, w pewnym sensie, wreszcie z tożsamości.
- Ale nie od razu – ostrzegła Brenna. Sama była uczona pojedynków najpierw przez dziadka, a później na szkoleniu w BUM. Dora uczyła się na uzdrowicielkę i z tego, co wiedziała Brenna, dotąd nie miała wielu okazji do walki. Posłanie jej ot tak na jakieś zadanie, gdzie mogła wpaść na naśladowców w tej chwili, w oczach kobiety nie wchodziło w grę. – W tej chwili zgłoszę cię jako wytwórcę. Od jutra zaczniemy ćwiczyć pojedynki. Przejdziesz szkolenie, jakie dostają dzieciaki w naszej rodzinie… a nawet gorsze, bo bądź pewna, że ja użyję wszystkich najpaskudniejszych chwytów, jakie znam, niegodnych Longbottomów. I jeśli dalej będziesz tego chciała… to w porządku. Umowa stoi?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#10
11.04.2023, 22:43  ✶  
Objęła Brennę mocno, nie wahając się nawet przez moment pod wpływem tego niespodziewanego gestu. Longbottom była dla niej jak rodzina, nawet jeśli nie wiązały ich ze sobą więzy krwi. To z nią czuła się bezpiecznie, a ich relacja w pewien sposób utwierdzała Dorę w przekonaniu, że czasem od relacji, które otrzymywało się wraz z przyjściem na świat, ważniejsze były te, które zdobywało się samemu. Crawley kochała Brennę niczym siostrę i prawda była taka, że w tym momencie nie prosiła jej tylko o to, by pozwoliła jej walczyć za ojca, czy jej faktyczne rodzeństwo, a także o nią. Nie chciała, by Longbottom tak po prostu, bezinteresownie poświęcała się dla niej, kiedy ona siedziała w czterech ścianach jej posiadłości. Chciała być użyteczna, ale chciała też własnoręcznie wywrzeć jakąkolwiek różnicę.
Uśmiechnęła się do niej lekko, kiedy wreszcie rozplątały się z uścisku, kontrastując w ten sposób z jej powagą. Rozumiała jej obawy i pokiwała na nie głową z pokorą, bo i czemu miała mieć coś przeciwko temu, by stać się lepszą. A może gorszą, skoro Brenna obiecała jej, że szkolenie będzie właśnie gorsze?
- Stoi - kiwnęła zamaszyście głową, uśmiechając się do niej znowu, ale już nie delikatnie, a o wiele szerzej i jakby w nieco rozbawiony sposób. Prawda jednak była taka, że była zwyczajnie podekscytowana nowymi perspektywami, jakie właśnie się przed nią malowały. Może nigdy nie określiłaby siebie jako wojowniczki, a przynajmniej nie tej uciekającej się do siły fizycznej lub niszczycielskiej, ale nie zmieniało to faktu, że była to ścieżka, którą zwyczajnie musiała w tym momencie podążyć.
Odsunęła się nieco od Brenny, mimowolnie oglądając się przez ramię, w kierunku drzwi, jakby sprawdzając czy wciąż są same i czy ta rozmowa faktycznie należy tylko do nich. To nie tak, że chciała trzymać przed kimś tajemnice, ale raczej chciała im odjąć nieco z barków.
- Mam tylko prośbę, czy... czy mogłabyś na razie nie mówić mojemu tacie? - zapytała, spoglądając na nią nieco nieśmiało. - A przynajmniej nie o tej części, że chcę walczyć nieco... aktywniej. Nie chcę, żeby się niepotrzebnie martwił. Nie bardziej niż i tak to robi... Nie może zapomnieć co stało się z moją mamą. - nie mógł zapomnieć bólu. - Rozumiesz? - splotła palce, nieco niezręcznie. Kiedyś mu powie, ale nie teraz. Nie, kiedy i dla niej była to rewelacja. Jako też, że swoje obowiązki w kuchni uważała za tymczasowo zakończone, zaproponowała Brennie herbatę. W końcu herbata zawsze polepszała każdą sytuację, a po tak poważnej rozmowie wydawała się wręcz wymagana.

Koniec sesji


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (1967), Dora Crawford (2099)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa