• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 7 8 9 10 11 … 14 Dalej »
[Czerwiec 1971] Non obliviscar de Borgins || Menodora & Stanley

[Czerwiec 1971] Non obliviscar de Borgins || Menodora & Stanley
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#1
05.04.2023, 16:37  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.12.2024, 10:42 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Stanley Borgin - osiągnięcie Badacz tajemnic I

- końcówka czerwca 1971 -
Szpital św. Munga


Lojalność. To była idea, którą wpajano Stanleyowi odkąd się urodził. Zresztą nie tylko jemu. Wszystkim Borginom tłumaczono jakie zasady panują w ich rodzinie i czego należy się spodziewać, a czego wystrzegać. Można śmiało stwierdzić, że mieli pewien kodeks rodzinny, który większość zaakceptowała i przestrzegała.

Znalazło się jednak kilku śmiałków, którzy mieli czelność podnieść rękę na ogólnie przyjęte normy i zdradziły swój ród. Takie osoby nie mogły liczyć na nic innego niż kara. Tym bardziej jeżeli za wszelką cenę próbowały jej uniknąć. Dla nich nie było mowy o żadnym przebaczeniu. Każdy odnaleziony zdrajca musiały przypłacić najwyższą cenę za swoją niesubordynację - własne życie.

Stanley pomimo swojego wyjścia na prostą, po utracie matki, nadal borykał się z problemami ze snem. Bez odpowiednich leków lub specyfików, nie potrafił przespać w spokoju prawie żadnej nocy. Cały czas nękały go koszmary lub tragiczne wizje, które sukcesywnie uniemożliwiały mu zmrużenie oka. Nie mógł tego już dłużej wytrzymać.

W takiej sytuacji nie miał innej możliwości jak udanie do szpitala św. Munga, gdzie otrzymałby fachową poradę dotyczącą swojego stanu. Prawdę mówiąc, nie zależało mu na żadnej terapii, a jedynie na jakimś środku, który złagodzi jego stan. Na kurację pod okiem specjalisty nie miał ani czasu, ani pieniędzy.

Młody brygadzista umówił się na konsultację u jednego z lekarzy, którzy przyjmowali w tej placówce. Nie zapamiętał jednak nazwiska osoby do której miał się zgłosić. Jedyną rzeczą jaką kojarzył ze swojej zaplanowanej wizyty to numer pokoju. Zaczął krążyć po piętrze na którym powinien znajdować się gabinet numer 204.

Stanley mimo swoich najszczerszych starań nie potrafił odnaleźć docelowego pokoju. Nie wiedział czy to przez swoje zmęczenie czy fakt, że mógł poszukiwać go w złym miejscu. Miał świadomość, że bez pomocy kogoś kto tutaj pracuje, nie będzie wstanie dotrzeć na swoją wizytę. Na całe szczęście zauważył jakąś młodą dziewczynę w jednym z bocznych korytarzy. To była jego jedyna szansa ratunku.

Nie potrzebował specjalnego zaproszenia. Sprawnym krokiem ruszył w jej kierunku - Ekhhem… Przepraszam… - odchrząknął, aby zwrócić jej uwagę, a następnie zbliżył się na odległość kilku kroków. Na pierwszy rzut oka wydawało mu się, że skądś ją kojarzył. Może nie na tyle, że była dla niego kimś bliskim, członkiem najbliższej rodziny lub znajomym. Bardziej jakby gdzieś usłyszał czyjś opis do którego idealnie wpasowywała się stojąca przed nim lekarka - Szukam… - rozpoczął ale nie dokończył. Zjeżył brwi, ponieważ jego uwagę przykuła jej plakietka - Menodora Crawley - stażystka.

Uważnie to przeczytał, aby mieć pewność, że się nie pomylił. Nie było tutaj mowy o żadnej pomyłce lub zwidach. To musiała być ona. Szukam w zasadzie Ciebie… Kiedy tylko połączył wszystkie fakty, jego twarz się rozpromieniła, a kąciki jego ust poszybowały do góry. Uśmiechnął się zawadiacko - A więc tutaj się ukryła nasza zguba - stwierdził pocierając ręce o siebie - W życiu bym się nie spodziewał, że tutaj można Cię spotkać. Tyle lat poszukiwań na marne, a wy po prostu chowaliście się w Mungu? No ładnie, ładnie - wyciągnął w jej stronę palec, którym następnie zaczął lekko poruszać - Całkiem sprytnie to sobie wymyśliliście. W końcu najciemniej pod latarnią - takiego obrotu spraw nie był w stanie przewidzieć nawet w swoich najskrytszych snach. Najchętniej wymierzył by jej sprawiedliwość w tym momencie. Niestety byli w szpitalu. Stanley wiedział, że nie będzie mógł tego dokonać teraz. Nie zamierzał się tym jednak przejmować. Powiadomi odpowiednie osoby ze swojej rodziny, które zaopiekują się ich zgubą...



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#2
07.04.2023, 03:38  ✶  
Ojciec często wyrażał zmartwienie jej decyzją. Uważał, że aktywne odbywanie stażu w św. Mungu było zwyczajną głupotą. Powtarzał jej to często zanim jeszcze w ogóle złożyła dokumenty do szpitala i jeszcze częściej, kiedy zostały pozytywnie rozpatrzone. Podkreślał jej brak rozsądku tym bardziej, że posługiwała się swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem. Reszta z resztą robiła to samo - ci, którzy wiedzieli z jakimi... problemami boryka się jej rodzina. Ale nikt nie mógł jej tak naprawdę zmusić do tego, żeby postąpiła inaczej. Może była to duma, a może naiwność, która w jakiś pokrętny sposób kazała jej myśleć, że akurat w szpitalu nie powinno nic się stać. Że akurat tutaj była bezpieczna, jeśli chodziło o świat poza Doliną Godryka.
Cóż... myliła się.
Dla niej był to dzień jak każdy inny - pracowity. Dora nie tylko chciała wykonać jak najlepszą robotę, ale sama prosiła i podejmowała się nadprogramowych zadań. Chciała nauczyć się jak najwięcej w jak najkrótszym czasie. Właśnie też, skryta w jednym z bocznych korytarzy segregowała fiolki z eliksirami i uzupełniała wózek z nimi, żeby móc przetransportować je na odpowiednie piętro. Pochłonięta całkowicie swoją pracą, w ogóle nie zwróciła uwagi na skrzypiącą za nią pod wpływem kroków podłogę. Już prawie kończyła i ostatnim machnięciem różdżki ustawiła fiolki na swoich miejscach, kiedy usłyszała za sobą głos.
Schowała różdżkę, odwracając się w kierunku mężczyzny, który chyba musiał się zgubić. Nie należał do personelu, a Crawley wcale też nie dziwiła się tym, których korytarze szpitala i ich rozplanowanie nieco przerastały. Sama jeszcze czasem gubiła się w nich.
- Tak, w czym mogę pomóc? - uśmiechnęła się do niego zachęcająco, słysząc urwane pytanie. Zapomniał? Musiał sprawdzić? Nie szkodzi, do tego też był przyzwyczajona i zamierzała dać mu dokładnie tyle czasu, ile tylko potrzebował. Im dłużej jednak na niego patrzyła, tym bardziej jej coś nie pasowało. Może były to te najeżone brwi, może zbyt długie wpatrywanie się w plakietkę z jej imieniem (którą nerwowo poprawiła. Może była krzywo?), a może sam fakt że nic nie mówił przez dłuższą chwilę. Oh, nie podobał jej się ten uśmiech, które nagle pojawił się na jego wargach, ale w pierwszym odruchu odpowiedziała na niego tym samym, może nieco niepewnie, jakby obawiała się gdzie może ich on zaprowadzić.
Kiedy wreszcie przerwał milczenie, zamrugała skołowana, zwyczajnie nie rozumiejąc. Mimowolnie jednak cofnęła się o pół kroku. Tak samo jak i wielu zagubionych pacjentów można było spotkać w Mungu, tak samo sporo było w nim dziwaków i to nie takich, którzy kwalifikowali się na oddział zamknięty. Po prawdzie, tych u Thickeya Dora czasem bała się o wiele mniej jak tych drugich.
- Przepraszam, ale chyba się nie znamy - powiedziała, wzdrygając się, bo kolejne pół kroku w tył zaowocowało oparciem się o wózek z eliksirami i szczęk fiolek. - Przepraszam, ale nie rozumiem. Musiał mnie Pan z kimś pomylić - powiedziała jeszcze i mimo że jej głos drżał od pewnego rodzaju desperacji, to próbowała w tym wszystkim brzmieć pewnie. Jak jej to wyszło, ciężko jej było ocenić, ale wiedziała że na pewno w całej tej niewzruszonej postawie nie pomagał jej fakt, że właśnie znajdowali się w pustym korytarzu z magazynkiem, który był odwiedzany rzadziej, jak częściej, głównie przez to na jakim uboczu się znajdował.


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#3
08.04.2023, 21:17  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.04.2023, 22:55 przez Stanley Andrew Borgin.)  

Z momentem odnalezienia Menodory, cel wizyty Stanleya zmienił się diametralnie. Konsultacja na którą był dzisiaj umówiony odeszła na plan dalszy - nie była w ogóle ważna w tym momencie. Teraz liczyła się tylko ona - dziewczyna, która chyba nie do końca była pewna tego co właśnie się dzieje. Nie to, żeby sam Borgin był całkowicie świadomy tego, wszak nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Nikt nie był w stanie się tego spodziewać.

- Pomylić? - zapytał lekko zdziwiony. Zbiło go to lekko z tropu. Przez ułamek sekundy nawet przebrnęła mu ta myśl przez głowę. Porzucił ją jednak wystarczająco szybko, ponieważ plakietka tej stażystki nie kłamała - Menodora Crawley, córka zdrajczyni. Wszystko się przecież zgadzało - Nie, nie. Nie tym razem - odparł, a na jego twarzy ponownie zagościł uśmiech - Pomyłką było to, że pozwolono Wam uciec, a następnie odwlekano tyle czasu aby wszystko wyjaśnić - próbował naprowadzić ją na właściwy trop.

Bez większego trudu można było zauważyć, że cała sytuacja rozbudziła Stanleya i sprawiała mu po prostu satysfakcję. Wcześniej był lekko przymulony i jakby w innym świecie, nie do końca zdawał się kontaktować z tym co było wokół. Teraz zaś powróciła do niego cała energia jakby zażył jakiś eliksir lub inny specyfik nieznanego pochodzenia.

- Spokojnie - odpowiedział, a następnie zrobił kilka kroków w jej stronę. Pech - w jej przypadku - sprawił, że była niczym owad zaplątany w pajęczą sieć, a drapieżnik właśnie nadciągał w jej kierunku - Zaraz Ci wszystko wytłumaczę - zapewnił. Chwilę później pochylił się w kierunku Dory, aby coś jej szepnąć do ucha - Może to Ci pomoże zrozumieć Twoją patową sytuację… - zaczął powoli, a jego ciężkie wydechy stały się słyszalne. Ściszył też swój głos, aby mieć pewność, że tylko ona będzie w stanie to usłyszeć pomimo faktu, że wokół nie było żadnej innej żywej duszy - Susanne Crawley… A może powinienem powiedzieć… - wziął głęboki oddech - Susanne Borgin. ZDRAJCZYNI - wycedził z gniewem przez zęby.

Odsunął się na odległość dwóch, może trzech kroków. Z jego twarzy zniknął uśmiech, a zawitała nienawiść. Stanley od razu przyłożył swój palec do ust, aby podpowiedzieć jej co powinna zrobić w tym momencie - Nawet nie próbuj krzyczeć ani wołać o pomoc kochaniutka… - ostrzegł ją. Wyciągnął dwa złączone palce w kierunku jej twarzy jakby chciał po niej przejechać  - Byłaby wielka szkoda gdyby takiej pięknej buźce coś się stało - pochylił lekko głowę i zrobił minę zbitego psa jakby rzeczywiście było mu szkoda ją krzywdzić - Znalazłaś się w złym miejscu o złej porze. A ja wręcz przeciwnie - uniósł kącik ust. Borgin czerpał radość z zaistniałej sytuacji, wszak to nie on był osobą, której coś mogło się stać.

Andrew pokręcił kilka razy prawą dłonią jakby właśnie wąchał jakieś danie i chciał poczuć więcej aromatu z tej właśnie potrawy - Czujesz to? - zapytał ale nie oczekiwał odpowiedzi, ponieważ ta już nadciągała - Dwie rzeczy… Ah… - zmrużył na moment oczy po tym jak się zaciągnął zapachem - Strach… Wyczuwam dużo strachu… Ahh… - przejechał językiem po swoich ustach, ponieważ rozkoszował się stanem swojej rozmówczyni. Nawet jeżeli nie odczuwała ona tego, starał się jej tak przedstawić narrację jakby tak właśnie było.

Wpatrywał się w ciszy przez dłuższą chwilę w jej oczy - A to drugie to… - zaczął znowu cedzić przez zęby. Ponownie w jego głosie pojawiła się nienawiść i złość - Splugawiona czysta krew… Mugolskim ścierwem… Nic nie wartym syfem… - zagotował się. Podniósł pięść, którą zgniótł w gniewie. Na całe szczęście wózek z fiolkami stał za Dorą, ponieważ w innym przypadku najpewniej już wylądowałby na końcu korytarza. Nie wyprowadził też jednak ciosu w stronę swojej rozmówczyni.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#4
08.04.2023, 23:43  ✶  
Bardzo, ale to bardzo chciała, żeby to była tylko pomyłka. Może i głupi żart, ale im dłużej Stanley stał przed nią, im dłużej mówił, tym bardziej Dora wierzyła w to, w co wierzył on. Że znalazł się we właściwym miejscu o właściwym czasie. Ona jednak, na całe swoje nieszczęście, znalazła się w najgorszym możliwym. Strach oplatał ją i powoli paraliżował i była niczym zwierzyna zaskoczona nagle, której instynkt nakazywał zupełne bezruch, jakby miało to oszczędzić jej bólu i zapewnić przetrwanie. Dłonie, wcześniej szukające oparcia, kiedy jeszcze chciała wyminąć znajdujący się za nią wózek, zastygły na metalowej prowadnicy, kiedy Borgin zrobił parę kroków w jej kierunku.
Jakaś część niej krzyczała, by próbowała kłamać. Wyłgać się w jakiś sposób, a przez to i wywinąć napastnikowi. W końcu nie jeden Crawley chodził po tym świecie i na pewno też nie jedna Menodora. Pajęcza nić, w jaką zdawała się wpaść, oplotła ją jednak ciasno i uniemożliwiła mówienie, bo gardło ścisnęło się nagle. Mogła tylko stać i patrzeć na niego tymi swoimi błękitnymi oczami, rozwartymi teraz szeroko w trwożnym oczekiwaniu na to, co zamierzał zrobić.
Zadrżała, kiedy pochylił się nad nią. Nieznacznie, ledwo zauważalnie odwracając od niego głowę, tak by przypadkiem jej nie dotknął. Wciąż jednak czuła na skórze policzka jego oddech. Ciepły i wilgotny, który tylko pogarszał całą sytuację, bo poczuła jak oczy wreszcie szklą się jej i pieką. Słysząc imię swojej matki, zacisnęła powieki, wypychając pojedynczą łzę, która stoczyła się po policzku. Stojąc przed nim w tym małym, ciasnym korytarzu poczuła się, jakby naprawdę była winna jakiejś niewypowiedzianej zbrodni o którą właśnie próbował ją oskarżyć. Przez moment wierzyła w jego nienawiść.
Zdrajczyni. To słowo słyszała zbyt wiele razy, by faktycznie wywarło na niej wrażenie. Kiedyś z nim walczyła, a potem jednak stało się kolejnym, na którym można było otworzyć stronę słownika. Chyba tylko dlatego w tym momencie mu się nie sprzeciwiała, bo w połączeniu ze wszechobecnym lękiem, brzmiało niemal pusto.
Spojrzała na jego sugestywny gest, by pozostała cicho. Prawdę powiedziawszy, to nawet nie musiał tego rozbić, bo w tym momencie brakowało jej słów. Nawet jeśli chciałaby krzyknąć, to część niej, ta bardziej pierwotna i podporządkowana instynktom buntowała się przed tym, bojąc się że nawet jeśli wezwie pomoc, to zanim ta pojawi się, Stanley i tak wymierzy swoją sprawiedliwość, nie mając już nic do stracenia.
A ona nie chciała umierać, bo śmierć właśnie wydawała jej się pisana w ostatecznym rozrachunku tego spotkania. Rozpaczliwie więc próbowała nie tyle uniknąć tego, co wydawało się nieuniknione, co zwyczajnie odpowiednio długo odwlec to w czasie. Przez całe swoje dotychczasowe życie, nawet jeśli w większości spokojne, wciąż zdążyła nauczyć się do czego właściwie Borginowie byli zdolni. A ten stojący przed nią, nie wydawał się wcale inny.
Pokręciła głową rozpaczliwie, jakby chciała zaprzeczyć jego słowa. Strach? Jaki strach. Ale nie mogła w ten sposób go oszukać, bo jej twarz mówiła sama za siebie. Była przerażona.
- Proszę, zostaw mnie. Ja nic... - nie zrobiłam, chciała powiedzieć, ale skuliła się kiedy podniósł zaciśniętą pięść. Cios jednak nie padł, zawisając w powietrzu, a ona cała spięła się, wciąż czekając aż uniesiona dłoń wreszcie na nią opadnie. - Mam pacjentów. Muszę uzupełnić im eliksiry. Ktoś w końcu zacznie mnie szukać... - rzuciła jeszcze, patrząc gdzieś w bok.


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#5
09.04.2023, 15:06  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.04.2023, 15:08 przez Stanley Andrew Borgin.)  

Zastanawiał się czy powinien z nią skończyć tu i teraz czy jednak odpuścić i pozwolić jej żyć z myślą, że jej życie jest na celowniku. Że Borginowie nie zapomnieli i co ważniejsze, nie mają zamiaru zapomnieć, dopóki nie wytną w pień całego dziedzictwa Susanne. A takim bez dwóch zdania była jej córka.

Pomimo swojego gniewu, który w nim narastał z każdym kolejnym zdaniem, cios nie nadszedł. Nie oznaczało to jednak, że gotowa do ataku pięść, która była przed momentem w górze, miała zniknąć. Tym bardziej, że przynosiła zamierzone efekty i w razie czego mogła służyć jako szybkie wymierzenie - długo wyczekiwanej - sprawiedliwości. Sprawiedliwości według rodziny Borginów.

Jako, że nie odnalazł żadnego celu na którym mógłby wyładować swoją frustrację, uderzył pięścią w wewnętrzną część swojej drugiej wyprostowanej dłoni, wydając charakterystyczny dźwięk plaśnięcia. Stanley przyglądał się jak stojąca przed nim, jeszcze chwilę temu pewna siebie, dziewczyna kuli się. Zaczął jeździć dłonią po swoich kostkach jakby rozgrzewał ją przed walką.

- Pacjenci mogą poczekać. Tak jak my czekaliśmy - przyznał - Zapewniam, że Twoi podopieczni nie będą musieli czekać, aż tak długo… - nie mieli przecież całego dnia dla siebie. Trochę tego żałował. Wtedy miałby wystarczająco dużo czasu, aby rozważyć wszystkie możliwości. A może i nawet wezwać kogoś ze starszyzny, aby byli świadkami tego majestatycznego momentu.

- Każdego zaczyna się szukać prędzej czy później jak znika. Kwestią jest tylko to, kiedy się taką osobę odnajdzie. Czasem po krótkiej chwili, a czasem po… - zamilkł na chwilę, aby jej się przyjrzeć w celu wydedukowania ile Menodora może mieć lat - 20 latach? - przekręcił głową z lekkim zainteresowaniem. Uniósł też swoją brew. Nie oczekiwał odpowiedzi, ponieważ ta i tak by raczej nie nadeszła. Liczył raczej na jakikolwiek gest, który mógłby potwierdzić jego teorię. W końcu Crawley nie wyglądała jakby była starsza niż te 20, a może 22 lata.

- Pytanie jest tylko jedno. W jakim stanie się odnajdzie taką osobę - zrobił pół kroku w jej kierunku, nie zaprzestając jednak swojego treningu. Teraz jednak zaczął kręcić kółka pięścią po dłoni - Żywą i zdrową… Czy martwą i pocięta? - zaczął się powoli uspokajać. Dostrzegł też tę jedną łzę, która spłynęła po jej policzku. Może to ona miała na niego taki wpływ? Może tak naprawdę nie chciał robić jej krzywdy, a tylko ją solidnie przestraszyć? - To w jakim stanie Cię znajdą zależy tylko i wyłącznie od Ciebie. Jeżeli będziesz grzeczna i nie będziesz sprawiać problemów to nic Ci się nie powinno stać - i tutaj należałoby by podkreślić nie powinno, ponieważ Stanley nie miał jeszcze pojęcia co z nią zrobi.

- Odważna jesteś, że zdecydowałaś się na staż w Mungu. Że też nikt tu na Ciebie wcześniej nie wpadł. A nas… Trochę się tutaj kręci - przyznał. W końcu to tutaj przybywali czarodzieje po pomoc medyczną - Długo tu już praktykujesz? - zapytał. Ciekawiło go ile Borginów do tej pory ją minęło. Najgorsze w tym wszystkim był fakt, że zapewne przechodzili obok niej lub nawet siedzieli tuż obok, a jej po prostu nie rozpoznali - Moi kuzyni muszą być naprawdę ślepi, że do tej pory pozwolili Ci tutaj przebywać… A starsi mówili tyle razy, aby przetrzepać ten szpital od stóp do głów. Od piwnicy po strych… - ciężko westchnął. Na rodzinnych spotkaniach zapewniano, że żaden z “uciekinierów” nie skrył się w św. Mungu. A jak widać, prawda okazała się całkowicie inna.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#6
19.04.2023, 02:46  ✶  
Wzdrygnęła się znowu, słysząc uderzenie, ale część niej zdziwiła się, jakby zaskoczona tym, że zaraz za dźwiękiem nie nadszedł ból. Nie uderzył w nią, zdała sobie sprawę, biorąc płytki, drżący oddech i spoglądając na niego kątem oka. Ale nie na jego twarz, na jego dłonie. Na to, jak jego palce przesuwały się po kostkach drugiej ręki. Nie samego bólu bała się Dora, a tego zawieszenia i napięcia, które otaczało ich i zdawało się wypełniać cały zakamarek korytarza, w którym się znajdowali. Nie słów się bała, a tych momentów kiedy na chwilę milknął.
W pewien sposób dziwiła się, że nie był pewien ile właściwie miała lat. Część niej chyba miała do tej pory przeświadczenie, że jej istnienie przyjmowane jest z tak nienawistną pasją, że wyliczane nie tyle co do lat, ale nawet miesięcy czy tygodni. Może miała w tym temacie rację, ale tylko częściową? Może Stanley akurat nie należał do tych, którzy nosili w sobie bezpośredni gniew wiążący się z Susanne. Pewnie był tylko synem jej kuzyna, albo innego pociotka.
Spojrzała jednak na niego, na jego twarz, dokładnie w tym momencie, kiedy szacował jej wiek. Był blisko, bo do dwudziestych urodzin zostało jej zaledwie parę miesięcy. Zadrżała też zaraz, kiedy przeszedł w swoich rozważaniach dalej, w o wiele bardziej brutalne rejony. Nie odwróciła jednak wzroku, nawet jeśli jej oczy zaszkliły się bardziej. Bo jego słowa przyniosły ze sobą wspomnienia. Wspomnienia zbrodni, jaką popełniono na jej matce.
- Przestań - zażądała, ale był to tylko szept, jakby gardło zdradziło ją, nie pozwalając rzucić tego słowa z mocą jakiej sobie życzyła. Pamiętała, jak wstrząśnięty był jej ojciec, nawet jeśli próbował to ukryć. Jak rozpadł się, niby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Pamiętała też, jak bestialsko potraktowano jej matkę, jakby samo zamordowanie jej nie wchodziło w rachubę. Czy tak właśnie było z Susanne? Sprawiała problemy, więc potraktowano ją gorzej?
Dłonie, które oparte były na rączce wózka, zaczęły błądzić za przyciskiem zwalniającym blokadę kółek, który zabezpieczał całą konstrukcję przed niekontrolowanym odjechaniem, kiedy nie było to pożądane. W końcu też natrafiła na wystający element i nacisnęły go, a wózek odjechał, ze szczękiem buteleczek i fiolek poddając się jej naporowi. Przesunął się, przestając jej zawadzać i uderzając o ścianę. Sama Crawley, wreszcie wolna, cofnęła się o parę kroków w tył, na moment gubiąc się sama w sobie i odwracając, by znaleźć drogę ucieczki. Ale zapomniała, że byli w zaułku do składziku, do wejścia do którego wystarczyłoby mu pewnie zwykłe zaklęcie.
Odwróciła się szybko, a kiedy to zrobiła, trzymała już w dłoni różdżkę.
- Nie podchodź bliżej - ostrzegła go, wyciągając w jego kierunku rękę, jakby ten gest miał go upewnić w jej żądaniu. Tyle że to nie dłoń z różdżką podniosła, a tę wolną, jakby licząc na to, że samo ostrzeżenie wystarczy. Mimo wszystko nie była w stanie zmusić się do tego, by tak po prostu w niego wycelować. Dłoń z różdżką mimo wszystko była lekko uniesiona. W gotowości, by znaleźć się w odpowiednim miejscu.
- Minęło tyle czasu, a wam wciąż mało? Zabraliście już jedno życie, czemu nie możecie pozwolić nam żyć w spokoju? - zapytała, czując jak łzy spływają jej po policzkach. Nie spuściła jednak z niego wzroku, czujnie obserwując każdy jego ruch, gotowa nie tyle rzucić zaklęcie, co w pierwszym odruchu cofnąć się, gdyby znowu spróbował się zbliżyć.


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#7
20.04.2023, 20:37  ✶  

Takiego obrotu spraw się nie spodziewał. W życiu nie przypuszczałby, że stojąca przed nim stażystka odważy się na taki ruch. Że też miała czelność wyjąć swoją różdżkę na niewinnego człowieka! Kto to widział! Przecież to rozbój w biały dzień.

- Aahh! - udał przerażenie na to gdy odwróciła się z różdżką w dłoni. Chwilę później uniósł swoje ręce do góry jakby chciał się poddać - Tylko mi krzywdy nie rób... Błagam... - zaczął brać ją na litość. Spróbował nawet uronić jakąś łzę, jednak nie udało mu się to. Był taki młody, miał tyle do stracenia. Nie mógł zakończyć swojego żywota w świętym Mungu. A już na pewno nie od zdrajczyni ich rodu.

- Atak na pacjenta przez stażystkę? No, no... Nie wygląda to na za dobry wpis do akt z odbytych praktyk... - przyznał opuszczając ręce, a na jego twarzy znowu pojawił się uśmiech. Nie było już śladu po udawanym smutku - Schowaj tę różdżkę i się nie wygłupiaj - zaproponował, robiąc krok w jej stronę. Stanley jej się w ogóle nie obawiał. Ona była zbyt niewinna aby móc mu zrobić krzywdę. Niezdolna do krzywdzenia drugiego człowieka. Zbyt krucha - zupełnie jak jej matka.

- My się po prostu martwiliśmy o Ciebie, kochanie... - stwierdził, przyglądając się jak kolejne łzy spływają po jej polikach. Gdyby nie było mu to całkowicie obojętne to zapewne mógłby tym się przejąć, bo prawdę mówiąc to był przykry widok - Nie dawałaś żadnego znaku życia. Dlatego ciągle Cię szukaliśmy. Ale teraz się odnalazłaś... - wyjaśnił jej. Ten dzień był już udany mimo faktu, że jeszcze się nie zakończył.

Przez głowę Borgina przebiegła szybka myśl - zabij ją. Tu i teraz Taki obrót spraw załatwiłby problem Menodory raz na dobre. I przede wszystkim na zawsze. Wszystkim żyłoby się łatwiej z myślą, że jedna osoba mniej pozostała do odnalezienia i ukarania.

Szpital św. Munga nie nadawał się jednak do przeprowadzenia tej operacji pomimo faktu, że znaleźli się w dogodnym miejscu. Nie szło wynieść stąd ciała bez alarmowania niepotrzebnych gapiów czy pracowników tejże placówki. Gdyby miał tylko dostęp do jakiegoś tylnego wyjścia albo wózek do przewożenia ciał z narzutą. Wtedy nie zastanawiałby się nawet dwa razy.

- Tatuś by sobie pewnie nie wybaczył jakby Ci się coś stało, nie? - spojrzał na nią pytająco. Spodziewał się raczej odpowiedzi na pytanie, ponieważ ona była po prostu jasna. Nie trzeba było być geniuszem aby wiedzieć, że rodzice przeważnie chcieli dla swojego dziecka najlepiej. A, że jej matka naraziła całą swoją nową rodzinę, właśnie przez jej ojca, temu na pewno musiało zależeć na dobru córki. Jednak czy tak naprawdę było, skoro pozwolił jej na praktykę w Mungu? To przecież duże ryzyko, które jak widać zadziałało na korzyść Borginów.

Podwinął rękaw swojego płaszcza aby zerknąć na zegarek - Jest 13:42... Już 13:43... Wiesz co to oznacza? - zapytał jej. To było raczej pytanie na które nie mogła znać odpowiedzi. Stanley wręcz przeciwnie. Godzina, która właśnie wybiła mówiła tylko jedno - jeżeli teraz pójdzie dać znać swoim kuzynom, zjawią się tutaj jeszcze zanim wybije 15 i osaczą ich zagubioną stażystkę Crawley, dokonując rodowej zemsty.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#8
29.05.2023, 02:39  ✶  
Najgorsze w tym wszystkim było to, ze dla niego była to jedna wielka rozrywka. Jakaś część Dory była absolutnie przerażona nie tym, co mógł jej zrobić, ale właśnie tym jego uśmiechem. Jego reakcją, która szydziła z jej próby wywarcia na nim jakiegokolwiek wrażenia i zniechęcenia do dalszego ciągnięcia tej całej farsy.
Ilekroć miała do czynienia z takimi ludźmi, zastanawiała się dlaczego. To było proste pytanie, a jednak odpowiedź na nie wydawała się tak zawiła, że Crawley nie była w stanie objąć jej rozumem. Co sprawiało, że niektórzy stawali się tak brutalni. Że bawiło ich upokorzenie innych, aa prawdziwą radość przynosiło umniejszanie najprostszym ludzkim odruchom, jak chociażby błaganie o dłuższe życie. Jakaś część niej, ta zwykle cicha i tłamszona, z przekąsem marzyła  o tym, by Borgin kiedyś sam musiał faktycznie  błagać o życie.
Stanley miał jednak rację - nie mogła mu nic zrobić. Zwyczajnie nie była w stanie przełamać się by wykonać pierwszy ruch, wciąż kurczowo trzymając się nadziei, że to tylko taka gra, która w końcu skończy się, bo przecież byli w św. Mungu. W miejscu publicznym, gdzie ktoś ich w końcu znajdzie. A jeśli ten ją skrzywdzi, wtedy na pewno spotka się z konsekwencjami. Nie zmieniało to jednak faktu, że różdżki nie opuściła. I nawet, jeśli dłoń lekko jej drżała, uniosła delikatnie podbródek nieco  wyżej, patrząc Borginowi prosto w oczy.
- Nie waż się  o nim mówić - powiedziała na wspomnienie o swoim ojcu. I w tych słowach, na tę krótką chwilę, oprócz strachu dało się wyczuć gniew. Stanley mógł ugrać wiele, próbując zastraszyć ją samą, ale kiedy w grę wchodziła jej rodzina, Dora stawała się o wiele bardziej... agresywna, nawet jeśli tak abstrakcyjnie brzmiało to w jej przypadku. Może była to zasługa tego, że zawsze stawiała innych ponad sobą, chcąc pomagać i dbać o ich samopoczucie. A może była to wina samych Borginów, którzy odbierając jej matkę uczulili ją na wszelkie tego typu groźby i zagrożenia. Bo Crawley w jakimś stopniu czuła się odpowiedzialna za to, jak skończyła Susanne. W końcu była owocem jej miłości. Czymś, co świadczyło dobitnie w oczach Borginów o popełnionej przez  krewną  zbrodni.
- Czas na ciebie? - zaryzykowała, spoglądając na niego nieco bardziej czujnie, jakby niespodzianka miała być z rodzaju tych najgorszych. W duchu jednak modliła się żarliwie, by ta głupia odpowiedź to była prawda. By wreszcie sobie poszedł.


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#9
30.06.2023, 23:54  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.06.2023, 23:56 przez Stanley Andrew Borgin.)  

- Proszę, zrób to - wycedził z buzi bez większych emocji w głosie jakby to była dla niego co najmniej zwykła sprawa - Ale gwarantuję Ci, że nie skończy to się dla Ciebie za dobrze... - ostrzegł zanim zapadła jej decyzja odnośnie ewentualnej próby wyrządzenia mu krzywdy. Co by nie mówić, dla Borgina nie miało to większego znaczenia czy Menodora skieruje swoją różdżkę przeciwko niemu czy jednak nie. W ten sposób mogłaby mu tylko oszczędzić wszelkich czy nieprzyjemnej terapii.

- Wiesz... - uśmiechnął się mimo wszystko do młodej stażystki - Mogę pójść w tym momencie i nigdy więcej nie wrócić... - przedstawił swoją propozycję, wycofując się o dwa kroki do tyłu tym samym - Ale nie mogę obiecać, że moi kuzyni zrobią to samo... Wiesz jacy oni są... - wzruszył ramionami, sugerując, że nie bardzo ma cokolwiek z tym wspólnego - chociaż należało wspomnieć, że wszelakie próby poinformowania rodziny o jej miejscu zatrudnienia należały do Stanleya, który oczywiście nie omieszkał ich poinformować - A co jakby zamierzali nagle odwiedzać Munga codziennie? - złapał się za bródkę jakby co najmniej starał się wymyślić ewentualną możliwość wyjścia z tej sytuacji - Ale to ktoś musiałby ich poinformować o takim miejscu... - przetarł ręce w zadowoleniu - Na przykład ja... - wskazał na siebie palce, unosząc na nią wzrok spod byka z szyderczym uśmiechem - Wiesz, że jeżeli ja teraz opuszczę ten budynek to oni będą w stanie zjawić się tutaj w 15 minut? Może pół godziny? - przyjrzał się byłej Borginowej jakby z pewnym zainteresowaniem, a następnie cofnął się jeszcze o krok aby tym samym zachować pewien bufor bezpieczeństwa między ich dwójką.

- Powiedzmy, że nie mam zamiaru Cię bardziej krzywdzić niż do tej pory zrobił to los, a moje słowa możesz uznać za przestrogę lub swego rodzaju ostrzeżenie... - stwierdził z równie obojętną miną, która gościła na jego twarzy jeszcze kilkanaście sekund temu - Pamiętaj tylko, że ja mam pewne daleko idące zobowiązania wobec naszej rodziny - wypowiadając te słowa, specjalnie się uśmiechnął. Zwłaszcza kiedy wymawiał słowa związane z ich "wspólną" rodziną, do której jednak Menodora już nie należała z woli ich babki - Powinnaś być wdzięczna, że natrafiłaś tutaj na mnie i daje Ci taką szansę na przeżycie... Czy to nie czyni ze mnie dobrodusznej osoby? I pomyśleć, że tyle dobrego zrobiłem zamiast pójść na wizytę do swojego lekarza... Aż nie do uwierzenia... - pokręcił głową na własne zachowanie jako, że uważał je za złe lub nawet nieposłuszne względem własnej rodziny - Miej na uwadze tylko jedno... Reszta rodziny będzie z wielką chęcią odwiedzać świętego Munga aby Cię odnaleźć... Gdyby tylko łączyły nas jakieś większe więzi to mógłbym być bardziej zaangażowany w całą sprawę ale tak to żyj sobie dalej... Może się jeszcze kiedyś spotkamy w innych okolicznościach albo i nie. Może będę mógł kiedyś spojrzeć na Twój nagrobek i pomyśleć, że reszta Borginów wykonała swoją robotę poprawnie, kiedy ja nie byłem w stanie tego zrobić? - rzucił z obojętnością w głosie. Sama Crawley nic mu przecież nie zrobiła ani nie zawiniła. Ale zobowiązania wobec swoich bliskich to była jednak rzecz święta.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#10
06.09.2023, 17:19  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.09.2023, 17:20 przez Dora Crawford.)  

Dora nachmurzyła się na jego słowa, ale tak naprawdę nie miała się co oszukiwać, Borgin miał rację - nie skończyłoby się to dla niej dobrze. Nie chodziło tutaj o jakąkolwiek karę, która zostałaby jej wymierzona z ręki któregokolwiek z jego krewnych, a bardziej o to, że zrobienie mu krzywdy stałoby w opozycji wszystkiego w co wierzyła. Może gdyby faktycznie walczyli nie miałaby z tym oporów, a przynajmniej nie takich jak teraz, jednak kiedy tak stał przed nią, tylko jej grożąc, pojawiała się ta niewidzialna, nieznośna blokada.

Zagryzła wargę, słysząc jego kolejne słowa. Znowu, miał rację. I ta jego racja doprowadzała ją niemal na skraj rozpaczy, która skłaniała ją do zwinięcia się w kłębek tu i teraz i oddaniu wszystkiemu, co mogło ją czekać. Jeśli nie on, to przyjdą następni, a po nich jeszcze kolejni. Polowali na jej matkę przez tyle długich lat i wreszcie dopięli swego - zabili ją, pozostawiając osierocone dzieci i owdowiałego męża.

- Dlaczego? - zapytała drżąc, nie będąc pewną, czy w ogóle chciała usłyszeć odpowiedź na to pytanie. Czy ta odpowiedź w ogóle miała znaczenie, bo cokolwiek popychało Stanleya do przodu, ku niej teraz, najwyraźniej nie byłaby w stanie objąć rozumem, nawet jeśli bardzo, ale to bardzo by próbowała.

- Puszczasz mnie? - zapytała nagle wyraźnie zdziwiona. Nie spodziewała się tego, nawet jeśli usilnie pragnęła, żeby właśnie tak skończyło się to ich dzisiejsze spotkanie. Żeby dał sobie spokój i zwyczajnie pozwolił jej odejść w swoją stronę. Zawahała się też wyraźnie, nerwowo odrywając od niego spojrzenie i zerkając na jego plecy, na wyjście ze szpitalnego zaułka, prosto na korytarz, gdzie nie byłaby taka zagubiona i osaczona. Gdzie zwyczajnie mogłaby się wycofać. Uciec...

Jego słowa uderzyły w dziwny, niespodziewany punkt. Poruszyły strunę, która zabrzmiała odrobiną... wdzięczności, a kiedy tylko uświadomiła sobie co właściwie czuje, zrobiło jej się tylko niedobrze. Nie dlatego, że była wdzięczna komuś, kogo rodzina zabiła jego matkę, bo przecież Stanley nie miał z tym aktem nic wspólnego. Dlatego, że razem z tą rewelacją przyszła fala ulgi wręcz otępiającej.

Poruszyła się jednak wreszcie, ostrożnie i wciąż z podniesioną różdżką próbując go wyminąć w tym ślepym zaułku korytarza i wymsknąć się na korytarz. Cofała się bezpiecznie, spoglądając na niego uważnie, wciąż obawiając się że jednak zmieni zdanie, a mimo jakaś część niej ufała mu w tej kwestii. W pewnym momencie nawet zatrzymała się na moment, w pół kroku praktycznie.

- Dziękuję - powiedziała cicho, głosem wyraźnie zmęczonym i nagle wyzutym z emocji, a potem puściła się biegiem do najbliższego kominka. To w co akurat wierzyła bezgranicznie, to to że mężczyzna powiadomi resztę Borginów, a wtedy nie mogło jej już być w szpitalu.


Postać opuszcza sesję


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Stanley Andrew Borgin (3043), Dora Crawford (2433)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa