• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 9 10 11 12 13 14 Dalej »
[Marzec 1971] Nastał czas ciemności | Stanley & Ezechiel

[Marzec 1971] Nastał czas ciemności | Stanley & Ezechiel
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#1
25.04.2023, 22:25  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.12.2024, 10:34 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Stanley Borgin - osiągnięcie Badacz tajemnic I


- Marzec 1971 -
- Nastał czas ciemności -
- Stanley & Ezechiel -



To co zostało ogłoszone w listopadzie 1970 roku było nie do uniknięcia. Nieporadne rządy Nobby'ego Leach'a, który miał chyba więcej afer niż sukcesów przez całą swoją kadencję. Później ten cały Marsz Praw Charłaków - manifestacja, która zamiast przynieść oczekiwane skutki, podzieliła jeszcze bardziej i tak już zwaśnione grupy czarodziei. Brakowało tylko osoby, która zebrałaby pod swoją egidą, tych wszystkich, którym idea czystości była bliska sercu. I tak oto na główną scenę wyszedł nie kto inny jak sam Tom Marvolo Riddle zwany również w niektórych kręgach jako Czarny Pan - ten którego imienia nie wolno wymawiać. Ale przede wszystkim ten, który miał zamiar zaprowadzić porządek na tym świecie.

Z biegiem czasu, Stanley zaczął się przekonywać, a nawet utożsamiać z tymi ideami. Postanowił stać się częścią grupy, która walczyła o lepsze jutro. Jutro, które było wolne od tego plugastwa zwanego mugolakami. W końcu kto to widział aby ci gorsi ludzie mieli w ogóle prawo odzywać się do czarodziei czystej krwi?

Za namową bliskich mu osób - członków rodziny Borgin - wziął sprawę w swoje ręce. Dzięki ich pomocy miał zostać jednym z nich - tych, którzy mieli szerzyć nowy ład na świecie. I za to był im wdzięczny, ponieważ nadal był lekko zagubiony po śmierci swojej matki i bez ich wsparcia zapewne nigdy by się nie przemógł aby to zrobić.

Młody brygadzista musiał się czymś wykazać, aby dostąpić "wyniesienia" w szeregach tej organizacji. Korzystając z faktu, że nadal był na zwolnieniu lekarskim ze swojej pracy, wymyślił plan, który udowodniłby jego pożyteczność i tym samym zapewnił mu wstęp w szeregi Czarnego Pana. Stanley zamierzał napaść na pewnego lekarza, który dokonuje wizyt domowych wśród mugolaków. To był idealny cel jako, że przy sobie zazwyczaj nosił pełną torbę wszelakich dokumentów i kart dotyczących swoich pacjentów - czyli bardzo cennych informacji o osobach na które można by przeprowadzić w przyszłości atak. Za odniesiony sukces w tejże misji miał otrzymać to na czym mu tak bardzo zależało - mroczny znak i tym samym stać się jednym z nich. Borgin zdawał sobie sprawę, że po tym nie będzie już odwrotu, a podjęta właśnie decyzja na zawsze wpłynie na jego życie.

Jeden z kuzynów skontaktował go z człowiekiem, który wywodził się z tego całego medycznego środowiska. Jego "wspólnik" - bo tak należałoby go w tym momencie nazwać - miał robić za swego rodzaju wtykę lub czujkę. Jego zadanie było bardzie proste - musiał po prostu wskazać Borginowi ich dzisiejszą ofiarę oraz dostarczyć truciznę, która pozbawiłaby tego medyka życia.

Został umówiony na spotkanie o godzinie 18 pod starą gruszą przy zniszczonej fabryce - miejscu, którego nie szło pominąć, ponieważ było widoczne z kilometra. Dodatkowo przekazano mu, że osoba, której poszukują będzie już w tym czasie odbywać wizyty w okolicy domków jednorodzinnych pośrodku większego ośrodka leśnego. Złapanie go w ciemnym lesie byłoby dla nich idealnym momentem na uzyskanie tych jakże cennych papierów. Tym samym mogliby się w całkiem prosty sposób pozbyć ciała, które zostałoby zapewne odnalezione dopiero jakimś czasie, jeżeli w ogóle.

Na miejsce przybył około dziesięciu minut przed czasem. Oparł się o drzewo, a następnie wyciągnął papierosa ze świeżo rozpieczętowanej paczki. Włożył sobie nikotynowego przyjaciela do ust i odpalił go. Mimo, że na co dzień nie sięgał po tego typu używki, teraz tego potrzebował - czuł, że potrzebuje się odstresować w zaistniałej sytuacji.

Nie musiał za długo czekać na swojego kompana, który pojawił się idealnie o czasie na miejscu. Na to wskazywał również zegarek Stanleya - na tarczce wybiła szósta, a stojąca przed nim osoba pasowała do opisu jaki został mu przedstawiony - A więc to Ty musisz być moim dzisiejszym kompanem - odezwał się do niego pierwszy - Jestem Vult. Lepiej abyśmy nie znali swoich imion jakby coś poszło nie tak - uprzedził go, a następnie skierował otwartą paczkę w jego stronę - Zapalisz przed akcją? - zaciągnął się by po chwili wypuścić dym z ust - Mam nadzieję, że masz to co miałeś zabrać. Bo ja swoje wziąłem - odsunął kawałek płaszcza, aby ukazać mu swoją różdżkę. Podział był prosty. Stanley miał mieć różdżkę, aby w razie czego obezwładnić medyka, a jego kompan, truciznę, która pozbawi go życia.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Lekarz śmieciojadów
Patrzysz na mnie? Na pewno? Nie wyróżniam się z tłumu, taki o czarodziej o wiecznie zgubionym i strachliwym spojrzeniu.

Ezechiel von Jundegingen
#2
25.04.2023, 23:18  ✶  

Traumy przechodziły z pokolenia na pokolenie. Horror zaznany przez rodzinę Silverstein podczas drugiej wojny światowej odcisnął piętno na Ezechielu, który urodził się pod jej koniec. Nazizm przegrał, ale pogrzebanie czarnych swastyk w ziemi nie sprawiło, że cokolwiek z tych wydarzeń odeszło w zapomnienie. Mężczyzna wychowany był w dużej nieufności do wszystkich osób spoza środowiska żydowskiego. Dopiero na uniwersytecie otworzył się na innych, odkrył, że na świecie istnieje wiele życzliwych i dobrych ludzi. Postanowił nawet nauczyć się magii oraz udać się do Londynu, by poznawać świat.

Nigdy nie spodziewał się trafić na powtórkę z lat 40.

Sytuacja była o tyle dziwniejsza, że już pierwszego dnia trafił pod skrzydła wroga, a stamtąd nie było ucieczki.

Miał na sobie nie rzucające się w oczy, ciemne ubrania. Burzę czarnych włosów przysłaniał płaski kapelusz rzucający cień na podkrążone oczy. Przerażone spojrzenie zlokalizowało Śmierciożercę, któremu miał dzisiaj usługiwać... To znaczy, z którym miał "współpracować".

Skinął głową w odpowiedzi. Żadnego powitania, nic. Nauczył się, że milczenie było złotem. Przedstawienie się pseudonimem również nie było nowością. Szybko załapał system nazewnictwa i chociaż nie był Śmierciożercą, czasem również musiał przywdziać szatę anonimowości. Początkowo chciał być Jaskółką dymówką, co było pierwsze, co przyszło mu na myśl, ale pani Rookwood szybko wybiła mu z głowy zarówno "Rauchschwalbe", jak i wszystko inne co niemieckie. Używanie łaciny mogłoby sugerować, że jest jednym ze Śmierciożerców, a więc pozostał przy angielskim John, od standardowego imienia nadawanego niezidentyfikowanym zwłokom. Co absurdalnie nie pasowało do niego, począwszy od wyglądu, aż po ewidentnie obcy akcent.

— John — odpowiedział więc krótko. — Dziękuję.

Poczęstował się papierosem. Nie cierpiał ich, ale na ogół przyłączenie się do tego obrządku łagodziło relacje.

Ezechiel również odsłonił ukryty pod pazuchą flakonik z trucizną.


Początkowo Ezechiel chciał się nauczyć tworzenia Wywaru Żywej Śmierci. Zdecydowanie nie chciał posyłać biednych mugolaków i mugoli na inny świat, a tylko wkręcić Śmierciożerców, że zadanie z głowy. Stworzenie tej mikstury okazało się jednak zbyt trudne, zaś samo dopieszczanie planu ratowania potencjalnych ofiar i co by było, gdyby Śmierciożercy odkryli jego zamiary, powodowało zawroty głowy. Pozostał więc przy szybkiej, skutecznej i łatwej truciźnie.

Najchętniej użyłby mugolskich odpowiedników, ale niestety czarodzieje byli odporni na wiele substancji śmiertelnych dla mugoli. Pozostało więc warzenie eliksirów. Nauczył się jednego wystarczająco skutecznego, którego przygotował również na tę okazję.

Zmieszał wszystkie składniki po odpowiednim ich przygotowaniu, zamieszał w zapisane w przepisie stronie, machnął różdżką i gotowe. Dla absolutnej pewności przygotował drugą porcję, po czym obie przetestował na szczurach i zabrał ze sobą tą lepszą wersję.


[Rzut na Wiedzę Przyrodniczą na skuteczność obu eliksirów, bo czemu by nie hehe — Ez na misję zabrał ten lepszy]
Rzut PO 1d100 - 33
Slaby sukces...

Rzut PO 1d100 - 22
Akcja nieudana
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#3
26.04.2023, 19:12  ✶  

John, bo tak przedstawił się dzisiejszy kompan Vulturisa był postaciom dosyć... ekscentryczną? Całkowicie nie pasował do wyglądu typowego, przeciętnego anglika, które można było spotkać na każdym rogu. Z drugiej strony czy powinien się tym w ogóle przejmować, jeżeli był przygotowany na tę akcję? A przynajmniej na to wskazywał flakonik, który miał przy sobie.

- Plan przewiduję prosty - zaczął mu tłumaczyć, rozkoszując się nikotyną - Ten cały doktorek powinien za niedługo pokonywać drogę z lewej części osiedla na prawą - wskazał mu wolną dłonią najpierw jeden kierunek, a później drugi - Będzie zmuszony przejść przez ten znajdujący się przed nami kawałek parku, który jak sam widzisz jest dużo bardziej porośnięty od całej reszty okolicy - pomachał wskazującym palcem w kierunku znajdującego się przed nimi laskiem - bardzo dobrze widoczny z miejsca w którym aktualnie się znajdowali - Jeżeli nam się poszczęści to nie będzie żadnych gapiów. Twoje zadanie jest proste i je pewnie znasz ale na wszelki wypadek powtórzę - oznajmił Johnowi - Staniesz na rozdrożu głównej drogi i będziesz wypatrywać tego jegomościa. Pamiętaj tylko aby zachowywać się naturalnie - zwrócił uwagę na dość uważny szczegół. Jakikolwiek zły ruch mógł spowodować, że ich ofiara się przestraszy i ucieknie stąd. A tego by bardzo nie chcieli - Kiedy tylko go zauważysz, dasz mi znać. Ja będę stał za rogiem w oczekiwaniu na jakiś gest, cokolwiek - wymyśl sobie ale mnie uprzedź abym wiedział, jasne? - zapytał ale nie przestawał tłumaczenia planu - Gościu podejdzie między nas, a rzucę na niego zaklęcie spętania, co by nam przypadkiem nie uciekł. Zabierzemy mu torbę, a potem podasz mu truciznę. Wszystko jasne? - było to raczej pytanie retoryczne, ponieważ według Stanleya to był plan niemal idealny. Bez żadnych wad. Nie akceptował zresztą też odmowy ze strony Johna - jako, że plan był Borgina to wymagał od niego dostosowania się do jego planu.


Rzut Z 1d100 - 5
Akcja nieudana

Rzut na charyzmę, aby dla pewności przekonać Ezechiela do planu.

Dopalił papierosa, wyrzucił go pod siebie, a następnie dogasił go butem - Idziemy - zadecydował i sprawnym krokiem ruszył aby zając strategiczną pozycję. Sam miał zamiar usiąść na ławce z gazetą w oczekiwaniu na znak do działania.

Kiedy znaleźli się, mniej więcej po środku drogi łączącej oba osiedla, Vulturis wskazał ręką jedną z ławek pomiędzy dwoma dosyć masywnymi drzewami - Ja będę tutaj. Stąd mam dobrą widoczność na Ciebie, a mnie na pierwszy rzut oka nie widać, co działa na naszą korzyść - poinformował go, a następnie wręczył mu paczkę papierosów - Masz. Jakby Cię trema zjadła to sobie zapalisz i od razu będziesz wyglądał normalniej. Pamiętaj tylko abyś tego nie spierdolił bo zrobi się całkiem nie miło... A no i mogę wtedy trochę nie ręczyć za siebie... - poklepał go po plecach w ramach "przyjacielskiego" ostrzeżenia - Idź już. Za niedługo powinien gdzieś się tutaj kręcić - dodał, a następnie wykonał ruch ręką jakby chciał go pośpieszyć. W zasadzie to miał taki zamiar - tylko tego by brakowało w tej sytuacji, aby tamten doktor zdążył przejść między nimi podczas ich rozmowy.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Lekarz śmieciojadów
Patrzysz na mnie? Na pewno? Nie wyróżniam się z tłumu, taki o czarodziej o wiecznie zgubionym i strachliwym spojrzeniu.

Ezechiel von Jundegingen
#4
26.04.2023, 20:15  ✶  

Ezechiel dobył różdżki, do szybkiego odpalenia papierosa. Zaciągnął się powoli i połowicznie, dusząc w sobie wszelkie odruchy kaszlu. Jak on tego nie cierpiał. Trochę mu też zajęło przerzucenie skupienia na wypowiedź Śmierciożercy. Podążył wzrokiem za jego ręką. Że ten doktor będzie tam przechodził? Stanąć na rozdrożu i wyglądać naturalnie? Rzeczywiście świetny i łatwy do wykonania pomysł.

Kiwał głową po co drugim zdaniu. Vult przerażał go. Jego wypowiedź była całkowicie obrana z jakiejkolwiek charyzmy, w ogóle nie brzmiał przekonująco. A to nie był dobry znak. Bo zazwyczaj jeśli ktoś nie jest dobry w gębie, jest dobry w różdżce lub pięści.

— Znakiem będzie dotknięcie... ucha — rzucił potulnie. Początkowo chciał sprecyzować, które dokładnie, ale za bardzo się bał, że zapomni. Teraz może się natomiast stresować, że nagle jedno z uszu zacznie go swędzić i nie będzie się mógł podrapać. Cóż za życie.

Czarodzieje ruszyli do parku. Ez dostał kolejne informacje. Przyjął paczkę papierosów. Nie śmiał odmówić. Wcisnął ją luźno do kieszeni i spacerowym krokiem skierował się do wyznaczonego miejsca, to znaczy na rozdroże dróg. Przy okazji udawał, że cały czas pali, przez co ze stresu zajął się kaszlem.

Postukał się w klatkę piersiową, jakby to miało jakkolwiek pomóc. Tragedia. Rzucił peta na ziemię i przydepnął go. Łapiąc oddech dotarł na rozdroże. Otarł załzawione oczy. Przeklinał w myślach dzień, w którym zdecydował się ruszyć do Wielkiej Brytanii.

Niespiesznie zaczął wyjmować kolejnego papierosa. Potem w tym samym tempie postanowił go rozpalić, uprzednio udając, że nie może znaleźć różdżki i klepiąc się po kieszeniach. Grał na czas. Niech ten doktorek się pojawi. Tej nocy ktoś w tym parku straci życie i Ez bardzo nie chciał być tym kimś.

W końcu ucho zaczęło swędzieć. Ręka była w połowie drogi, gdy Ez zdał sobie sprawę, co robi. Na szczęście sygnał nie został nadany. Ulga. Wyjął różdżkę. Podpalił papierosa. Zakasłał. Niech to się skończy.

I wtedy wchodzi on. Cały na biało. Ewidentnie lekarz. Ezechiel zrobił to, co każdy na ten widok — zaczął kaszleć. Dopiero w ostatniej chwili się opamiętał i złapał za jedno ucho. A potem drugą ręką za drugie. A doktor, jak to doktor, już zauważył potencjalnego pacjenta i zmierzał w jego kierunku.

Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#5
27.04.2023, 18:35  ✶  

Dotknięcie ucha? Może być, chociaż nie należało to do najbardziej oryginalnych opcji dawania znaku. Już udawanie jaskółki czy innego dzika było bardziej oryginalne od tego. John nawet nie sprecyzował o które ucho mu dokładniej chodziło. Co jeżeli zaswędzi go któreś w trakcie ich operacji, a akurat będzie przechodziła niewłaściwa osoba?

Stanley zajął wcześniej ustaloną pozycje - usiadł na ławce pomiędzy dwoma większymi drzewami i bacznie przyglądał się swojemu przedziwnemu kompanowi w oczekiwaniu na gest. Im dłużej obserwował go ze swojej kryjówki, tym bardziej zdawał się przekonywać do tego, że John albo bardzo się stresuje ich dzisiejszą robótką albo w ogóle nie nadaje się do tej organizacji. Vulturis w życiu by nie zgadł, że ktoś jego pokroju może się chcieć bratać z Czarnym Panem lub jego poplecznikami. Ale może to stanowiło właśnie jego tajny talent? Swego rodzaju ukrytą cechę, która pozwalała mu grać na dwa fronty kiedy zachodziła tego potrzeba? Nie wiedział - nie znał odpowiedzi na to pytanie ale z biegiem czasu może będzie mu dane dowiedzieć się czegoś więcej o tym jegomościu.

John musiał być bardzo uważny. Każdy ruch jego ręki był bacznie obserwowany przez Borgina, który niemal nie zerwał się z ławki do biegu kiedy ujrzał jak ten podniósł lekko rękę w kierunku głowy. Już chciał sięgać po różdżkę do swojej kieszeni aby rzucić zaklęcie mające spleść nogi doktorka ale się powstrzymał. Fałszywy alarm... Psia jego mać...

Stanley żałował, że oddał swoje papierosy czujce. Teraz sam by z wielką chęcią zapalił takiego papierosa. A tak, to nie pozostało mu nic innego jak obserwacja alchemika kiedy ten odpalał nikotynowego przyjaciela.

Nie musieli na szczęście długo czekać na lekarza. Wszystko wskazywało na to, że właśnie nadciąga - tak się przynajmniej zdawało Borginowi jako, że zobaczył znak na który się umówili. Zdziwił się jednak co nie miara kiedy dojrzał, że truciciel łapie się też za drugie ucho. Co to miało oznaczać? Mają anulować operację i się wycofać? Ktoś ich wydał i ten medyk szedł właśnie z jakimś wsparciem? A może w okolicy było za dużo osób mimo, że doktor nadciągał? Te, jak i wiele innych pytań zaczęło teraz błądzić po jego głowie.

Vulturis nie ruszył się jednak z miejsca jako, że 'cynk' był nie jasny. Za wszelką cenę starał się teraz zrozumieć co powinien zrobić. Wpatrywał się w towarzyszą aby wyczytać z niego jego intencje.

- Co jest? - odezwał się w kierunku Johna, wyjmując w międzyczasie swoją różdżkę, która następnie schował za swoimi plecami - Idzie czy o chuj teraz chodzi? - zapytał nie kryjąc zdziwienia. Nie tak się przecież umawiali. Lada moment, a cała operacja pójdzie na marne.

Stanley był w bojowej gotowości. Potrzebował tylko jasnego znaku, że powinien się teraz ujawnić i przejść do dalszego wykonywania ich planu.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Lekarz śmieciojadów
Patrzysz na mnie? Na pewno? Nie wyróżniam się z tłumu, taki o czarodziej o wiecznie zgubionym i strachliwym spojrzeniu.

Ezechiel von Jundegingen
#6
27.04.2023, 19:25  ✶  

Ezechiel wolał coś standardowego, co nie wzbudziłoby uwagi. Jednocześnie coś tak prostego, co cudownie dało się zepsuć i tak też się stało. Śmierciożerca rozważał tajemnicę związku tego dziwaka z Czarnym Panem i nic dziwnego, bo to nie było tak oczywiste. Ezechiel był niesamowicie ślamazarny jak na lekarza. Mało kto uwierzyłby w jego zdolności, szczególnie te związane z życiem na ulicy. Jak niby przeżył wiek dziecięcy i nastoletni? Odpowiedź jest prosta: cudem.

Ez pociągnął za oba uszy, by być pewnym, że towarzysz na pewno to dostrzeże. Nie pomyślał o innych alternatywach możliwego odbioru. I w ten sposób stała się tragedia. Cel zbliżał się do zawirowanego czarodzieja, a jednocześnie Śmierciożerca odezwał się do niego. Co teraz zrobić! Jak działać!

Krew odpłynęła Ezowi z twarzy w reakcji na tą sytuację. Śmierciożerca na pewno zmiażdży mu stopy lub inne kończyny za tą akcję. To byłby dobry scenariusz, pod warunkiem, że misja zakończy się sukcesem.

— Khe khe... Proszę pana... Czy mógłby mi pan pomóc dotrzeć do ławki... Chyba muszę usiąść... — zakasłał do lekarza, który już chciał coś powiedzieć.

— Och, tak, jak najbardziej — zareagował więc tylko na prośbę Ezechiela, a ten złapał go za ramię odwracając się w stronę Śmierciożercy. Czy widział? Czy dostrzegł, że doktor był już na celowniku?

Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#7
30.04.2023, 16:57  ✶  

Nie dostał odpowiedzi na swoje pytanie. Nie dostał nawet żadnego dodatkowego znaku, który mógłby upewnić go, że operacja idzie w pożądanym przez nich kierunku. Stanley miał jednak podstawy twierdzić, że zachowanie Johna sugerowało tylko jedno - nadciągała ich ofiara. Na potwierdzenie swoich słów nie musiał na całe szczęście zbyt długo czekać, ponieważ osoba, która podeszła do jego towarzysza wyglądała dokładnie tak samo jak została mu opisana. A co ważniejsze, wyglądała w dużo większym stopniu na lekarza, niż John. Czy mogło to świadczyć o tym, że przedstawiony mu kompan tak naprawdę nie był tym za kogo się podawał?

Vulturis wstał zaaferowany nadejściem medyka, a następnie dobył pewnie swojej różdżki. Mimo swojej wstępnej niedyspozycji i braku zrozumienia dla powagi sytuacji w jakiej się znaleźli, John zaczął się ogarniać i wychodzić na prostą, w dobry sposób przykuwając uwagę głównego aktora dzisiejszego przedstawienia. Ah... Ta przysięga Sokratesa będzie Twoją zgubą... Uśmiechnął się na to co usłyszał i zobaczył. Wspólnik Stanleya był specyficzny i co najmniej dziwny (wręcz należałoby stwierdzić, że bardzo dziwny) ale ofiarę lub pokrzywdzonego udawał idealnie, co najmniej jakby był jedną przez większość swojego życia. To jednak nie miało w tym momencie najmniejszego znaczenia nawet jeżeli było prawdą. Liczyło się to, że widzący "ciężki stan" Johna, lekarz, podszedł do niego aby udzielić mu potrzebnej pomocy. Nie wiedział jednak, że będzie to jego ostatnia próba ratunku czyjegoś życia.

Pomimo buzujących w nich emocji, Borgin powstrzymał się jeszcze na moment, na chwilę, przed rzucaniem czarów w ich kierunku. Wolał mieć pewność, że nieudana próba nie spłoszy doktora i tym samym nie zmusi go do ucieczki. Ich jak najbliższe podejście do ławki, dawało większe pole do popisu - nawet w sytuacji pierwszej nieudanej próby, zawsze pozostawała okazja na drugą. Andrew zakładał też, że w możliwie najgorszym przypadku to właśnie John będzie musiał wykonać całą "brudną" robotę, wszak znajdował się tuż obok ofiary i wystarczyło aby ją ogłuszył albo zrobił cokolwiek innego, byle tylko powstrzymać go przed ucieczką.

Powolnym, lecz sprawnym krokiem zmierzali w kierunku ławki. Z każdym krokiem jaki wykonali, Vulturis odejmował po 1 od dziesięciu. Kiedy zakończył liczenie, wymawiając w myślach "zero", skierował różdżkę w ich kierunku, a następnie rozpoczął inkantację. Skierował ją w doktora, a następnie wykonał sprawny ruch ręką aby ukształtować korzenie potrzebne im w tym momencie do złapania ofiary. Po krótkiej chwili powtórzył to samo, aby mieć pewność, że na pewno uda mu się pochwycić go. Niech to tylko nie złapie przypadkiem Johna...


Dwie próby na utworzenie korzeni z ziemii, które miałyby spętać doktora. Wykorzystuję kształtowanie.
Rzut N 1d100 - 48
Slaby sukces...

Rzut N 1d100 - 3
Akcja nieudana


"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Lekarz śmieciojadów
Patrzysz na mnie? Na pewno? Nie wyróżniam się z tłumu, taki o czarodziej o wiecznie zgubionym i strachliwym spojrzeniu.

Ezechiel von Jundegingen
#8
30.04.2023, 17:23  ✶  

Ezechiel czuł się bardziej martwy, niż ten doktorek kiedykolwiek będzie. Biedy mężczyzna. Tylko chciał mu pomóc... Jak dobrze, że było ciemno, bo prawie na pewno kojarzyli się z jakichś medycznych konferencji.

W momentach takich jak ten, von Jundegingen szczerze się nienawidził. Bolesny krzyk rozrywał jego wnętrzności, ale na zewnątrz kamienna maska zabraniała mu na nawet jeden niepoprawny wydech. Jego rodzina umierała za pochodzenie kilkadziesiąt lat temu w Austrii, teraz robił to samo tylko w Wielkiej Brytanii. Jego życie było żartem.

Ezechiel odskoczył od lekarza, gdy z ziemiiwyrosły korzenie oplatające go. Czy Śmierciożerca nie miał czasem użyć jakieś zaklęcia petryfikującego? Czy jakiegokolwiek... mniej ostentacyjnego? Zrobił kilka kroków do tyłu. Doktor widział jego przerażone spojrzenie, najpewniej nie sądził jeszcze, że podejrzany czarodziej był również zamieszany w ten atak. Niestety Ez musiał się włączyć również różdżką, gdyż ofiara zaczęła robić się głośna.

— Confundus — szepnął, celując w doktorka. W stanie głębokiego zmieszania nie pojmie co się wokół niego dzieje. Chociaż tak mógł uśmierzyć jego ból. Rzucił też znane mu zaklęcie, jakie używane było do tymczasowego paraliżu podczas zabiegów medycznych. Działało miejscowo, ale zawsze jakaś pomoc.


[Rzut na Zauroczenie - wywołanie dużego zmieszania w głowie doktora i jednocześnie powstrzymanie go od wydawania dźwięków]
Rzut O 1d100 - 14
Akcja nieudana


[Rzut na Nekromancję - chwilowy brak czucia w części ciała]
Rzut N 1d100 - 43
Slaby sukces...
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#9
30.04.2023, 18:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.04.2023, 18:51 przez Stanley Andrew Borgin.)  

Wszystko co mogło się spierdolić tego dnia - właśnie się spierdoliło. Próba unieruchomienia doktorka nie przyniosła zamierzonego skutku głównie dlatego, że pierwsza próba spętania, mimo że udana to zatrzymała ofiarę tylko na chwilę, jednak utworzone korzenie były na tyle słabe, że ucieczka z nich nie stanowiła za dużego problemu. Druga - bez żadnego efektu z powodu nieudanej inkantacji. Najgorsze w tym wszystkim nie był fakt niezatrzymania lekarza, lecz fakt, że ten zaczął podnosić raban. I każda kolejna sekunda bez uciszenia go powodowała, że ktoś mógł się zainteresować krzykami.

Na całe szczęście, John miał ze sobą swoją różdżkę i wykonał swoje zadanie poprawnie, a raczej spróbował je wykonać tak samo jak Vulturis. Jednak co gorsza dla dwójki zwolenników Czarnego Pana, poszło mu tak samo średnio jak jego poprzednikowi. Panowie musieli wziąć się szybko do działania aby ta cała operacja nie skończyła się kategoryczną klęską.

Czar drugiego z napastników, który trafił lekarza zdał swoje zadanie chociaż na chwilę - spowodował jego przewrócenie, co kupiło im trochę czasu. Borgin wiedział, że będzie to idealna okazja na drugą szansę spętania go lub pozbawienia życia. Mając na uwadze to jak poszło im pierwsze podejście, Stanley postanowił przejść do bardziej drastycznych środków skoro te "pokojowe" się za bardzo nie sprawdzały.

Szybkim ruchem różdżki spróbował ukształtować porażenie, które powstrzymałoby medyka przed próbą podniesienia się i kontynuowania swojej próby ucieczki z miejsca zdarzenia. Nie mogli pozwolić aby im teraz zwiał - w końcu nadal miał przerzuconą przez ramię swoją torbę z bardzo cenną zawartością.

Krótką chwilę zajęło Vulturisowi przypomnienie sobie o jednym czarze, który mógł przechylić szalę zwycięstwa na ich korzyść - oczywiście chodziło mu o cruciatusa. Nie czekając na specjalne zaproszenie, ani nawet na żadne słowa otuchy od Johna, skierował po raz kolejny różdzkę w stronę biedaka - Crucio! - wycedził przez zęby z widocznym gniewem na twarzy. Stanleyowi nie podobało się jaki obrót na razie przybierała ich misja.


Próba na utworzenie porażenia, które zatrzymałoby doktora na jego miejscu. Korzystam z kształtowania.
Rzut N 1d100 - 76
Sukces!


Próba rzucenia Cruciatusa w tę samą osobę aby utrzymać go w konwulsji na ziemi. Korzystam w tym celu z nekromancji.
Rzut PO 1d100 - 33
Slaby sukces...


"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Lekarz śmieciojadów
Patrzysz na mnie? Na pewno? Nie wyróżniam się z tłumu, taki o czarodziej o wiecznie zgubionym i strachliwym spojrzeniu.

Ezechiel von Jundegingen
#10
30.04.2023, 19:06  ✶  

Ez złapał się za głowę. Jedno zaklęcie nie wyszło, drugie być może tak, bo doktorek się przewrócił. Niestety korzenie wyczarowane przez Śmierciożercę były za słabe. Cudownie! Chociaż może jeśli spartolą robotę, to ten drugi dostanie lańsko od Voldemorta a o Ezie nikt się nie dowie.

I wtedy poleciał Cruciatus. Von Jundegingen prawie włosy sobie wyrwał wraz z szarpnięciem będącym reakcją na to. Cruciatus!? Chciał już krzyknąć na Śmierciożercę, czy ten oszalał, ale oczywiście się powstrzymał. Na co było zadawanie większego bólu temu człowiekowi? Przecież mieli go tylko zabić, prawda?

Ale teraz jego kolej. Rzucił Melofors, chcąc zamienić głowę lekarza w dynię. Powinno zadziałać jak Confundus. A jeśli przy okazji zabije go... to trudno. Rzucił dwa razy, w razie gdyby trafił w inną kończynę doktorka, podczas gdy ten się wierzgał.

Jeśli mu się udało, postanowił zaaplikować truciznę dożylnie. Tak, zawsze miał przy sobie strzykawki i był zaskakująco zręczny w ich używaniu. Borgin mógł dostrzec, że Ez jednak ma jakieś wykształcenie medyczne.


[Dwa rzuty na Transmutację głowy w dynię]
Rzut Z 1d100 - 63
Sukces!

Rzut Z 1d100 - 8
Akcja nieudana
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Stanley Andrew Borgin (3190), Ezechiel von Jundegingen (1791)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa