• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
« Wstecz 1 2
[28.04.1972] Cisza przed burzą - Beltane. Fernah & Amanda

[28.04.1972] Cisza przed burzą - Beltane. Fernah & Amanda
Widmo
You never know how strong you are, until being strong is your only choice
Amanda ma około 172 centymetry wzrostu. Włosy sięgają jej do łopatek i nie są zbyt gęste. Paznokcie są słabe i łamliwe. Dziewczyna wysławia się niezbyt szybko, ale bardzo wyraźnie. Lubi przemyśleć swoje odpowiedzi.

Amanda Lestrange
#1
19.01.2023, 20:36  ✶  
Beltane zbliżało się wielkimi krokami, a wraz z nim zaczęto przygotowania. Nie byłam wcześniej świadoma, że klinika, w której zostałam niedawno zatrudniona, również oferuje swoją pomoc w całym przedsięwzięciu. Co za tym idzie ja, wraz z kilkoma innymi uzdrowicielami i stażystami, zostaliśmy przydzieleni do pilnowania czarodziei przy wycince drzew. Była to moja pierwsza praca w terenie. W Paryżu praktykowałam wyłącznie w instytucie i szpitalach, dlatego było to dla mnie czymś zupełnie nowym. Został nam przydzielony jeden namiot, zaraz obok miejsca wycinki na polanie, w którym znajdowały się wszystkie potrzebne rzeczy pierwszej pomocy oraz dwie prycze dla ewentualnych poszkodowanych.
- Panowie, proszę was, uważajcie i bez brawury. Jakby coś się działo, wzywajcie nas od razu - Powiedziałam na odchodne koordynatorowi drwali i kilku innym pracownikom, którzy akurat byli przy nim obecny, a następnie skierowałam się w stronę namiotu. Została mi dzisiaj przydzielona pod opiekę pewna stażystka - Fernah, którą poznałam nie tak dawno na oddziale. Dziwnie było mi kogoś uczyć, bo byłam już przyzwyczajona, że to ja jestem uczona, a do tego byłam dopiero na okresie próbnym, jednak nie protestowałam przeciwko decyzji ordynatora. Z tego, co wiem, dziewczyna jest jedną z bardziej wzorowych stażystek na naszym oddziale i nieraz była nieocenioną pomocą dla Florence. Mam nadzieję, że dzisiejszego dnia również będzie miała szansę popisać się swoimi umiejętnościami i może nauczyć się czegoś nowego.
- Mam nadzieję, że nikt dziś nie straci ręki... - Westchnęłam ciężko, gdy zbliżyłam się do dziewczyny. Nie miałyśmy nigdy czasu, żeby dłużej porozmawiać, ale poniekąd fascynowały mnie nietypowe tęczówki stażystki. Prawdopodobnie chorowała na harpie pióro, ale nie śmiałabym się o to spytać przy tak krótkim stażu w naszej znajomości. Chwilę po tym różdżki poszły w ruch, a wraz z nimi świst zaklęć i odgłos łamanych drzew. Luźny humor pracowników nie napawał mnie nadzieją, że będzie to luźna zmiana.
- Zawsze lubiłam to miejsce. Mam nadzieję, że po Beltane zajmą się ponownym zalesieniem - Przerwałam chwilę ciszy, dając do zrozumienia dziewczynie, że wychowywałam się w Dolinie Godryka. Często chodziłam tutaj na spacery, szczególnie na wakacjach za czasów Hogwartu. W zurbanizowanym Paryżu bardzo brakowało mi tego rustykalnego klimatu, dlatego z bólem w sercu patrzyłam, jak drzewa zaczynają upadać. - Sprawdziłaś może, czy w namiocie wszystko zgadza się z listą inwentarzu? Niczego nie brakuje? - Dodałam jeszcze, żeby upewnić się w sytuacji, póki nic się nie dzieje. Brak jakiegokolwiek z nich wciąż musiałabym zgłosić wyżej. Na okresie próbnym muszę szczególnie uważać na takie rzeczy. Jeden głupi błąd może pozbawić mnie szansy na przedłużenie umowy, więc muszę być teraz wyjątkowo ostrożna w swoich działaniach.
Paprotka
Pierwsze, co rzuca się w oczy to nierówna pionowa blizna po lewej stronie ust. Zniekształca nieco delikatny uśmiech, który zawsze pełga na jej wargach, chociaż ciemne oczy wcale wesoło nie świecą. Spogląda na świat nieco smutno, trochę nieobecnie, jakby myślami zawsze wędrowała gdzieś indziej. Mierzy nieco ponad 170 centymetrów, a kilka centymetrów dodaje jej bujna i zawsze rozwiana czupryna ciemnobrązowych włosów. Jedyny czas, kiedy ogarnia chaos na swojej głowie, to kiedy pracuje w św. Mungu. Równie nieodłącznym aspektem jej wyglądu jest charakterystyczna zielona szata uzdrowiciela. Poza godzinami pracy w szpitalu zwykle nosi szare wełniane spodnie, swetry w zieleniach lub brązach oraz marynarki, lub (swoją ulubioną) brązową mugolską pilotkę.

Fernah Slughorn
#2
22.01.2023, 21:17  ✶  
W ubiegłym roku Fernah nie załapała się na dyżury związane z Beltane. Nie, żeby bardzo tego chciała, ale rok temu nie miała wymówki, by nie jechać akurat do Szkocji, do rodziny. W tym roku zadbała, żeby kilka razy wyrazić chęć na dyżurowanie przy przygotowaniach i tym samym zostać w Londynie, w zaciszu mieszkania.

Po cichu liczyła, że przydzielą ją do grupy z Cameronem, ale ten w ogóle nie zgłosił się na dyżurowanie w Beltane. Później miała nadzieję, że trafi pod czujne oko Bulstrode i znowu będzie miała okazję się wykazać, ale los chciał inaczej.

— Ja również. — odpowiedziała kobiecie, kiedy ta zatrzymała się obok.

Amanda Lestrange dopiero niedawno zaczęła pracować w Mungu, ale kilku stażystów już zdążyło się o niej dowiedzieć paru rzeczy. Fernah miała to do siebie, że zwykle wszyscy ją ignorowali, toteż często słyszała jakieś plotki, bo nikt nie przejmował się małomówną i wycofaną Slughornówną.

W ten sposób dowiedziała się, że Lestrange wcześniej uczyła się i pracowała w Paryżu. Nikt nie wiedział, dlaczego wróciła do Londynu, ale oddziałowe plotkary snuły najróżniejsze teorie o nieudanym związku, ucieczce od narzeczonego lub jeszcze czymś, co mogły opowiadać z zapartym tchem, niczym w czytanych romansidłach.

Fernah miała głęboko w poważaniu, czemu Amanda zjawiła się w Londynie i podjęła pracę w świętym Mungu. Skupiała się bardziej na tym, jaką wiedzę ta przywiozła ze sobą z Paryża i zawsze chętnie słuchała jakichś instrukcji czy uwag na temat konkretnych przypadków.

— Wychowała się tutaj pani? — spytała, by się upewnić i zaraz odpowiedziała na wcześniejsze pytanie. — Na pewno, co roku Ministerstwo zatrudnia Greengrassów, by zajęli się drzewami i zasadzeniem nowych. Zresztą bez ich zgody nikt by się do drzew nie zbliżył.

Słysząc kolejne pytanie, skinęła głową i wyciągnęła z kieszeni szaty notatnik. Przewertowała kartki i odpowiedziała:

— Brakuje jednej butelki Szkiele-Wzro, ale paczka była zalakowana, więc musieli pomylić się w magazynie.



„Rękopisy nie płoną.”
Widmo
You never know how strong you are, until being strong is your only choice
Amanda ma około 172 centymetry wzrostu. Włosy sięgają jej do łopatek i nie są zbyt gęste. Paznokcie są słabe i łamliwe. Dziewczyna wysławia się niezbyt szybko, ale bardzo wyraźnie. Lubi przemyśleć swoje odpowiedzi.

Amanda Lestrange
#3
24.01.2023, 01:22  ✶  
Zawsze podziwiałam mojego ojca, że ciężką pracą udało mu się rozkręcić domowy biznes. Domowa lecznicza zwierząt powstała nie z rodowych galeonów, a z jego zarobionych pieniędzy. Odciął się od skarbców rodziny Lestrange jeszcze przed moimi narodzinami, gdy uczył się, jak ja w Paryżu, więc nie wychowałam się w bogactwie, jak reszta moich kuzynów, choć pieniędzy nigdy nam nie brakowało. Nazwiska nie zmienił, przez co posiadał na starcie większe zaufanie od klientów, ale swoimi umiejętnościami i pasją udowodnił, że wszystkie stworzenia znajdą u niego pomoc. Wyspecjalizował się też w smokach, przez co zdarzało się, że wyjeżdżał na 2-3 dni do Paryża lub do smoczych rezerwatów. Władza w klinice lądowała wtedy w rękach jego asystentów, żeby mogli oni zająć się nagłymi przypadkami. Niektóre zwierzęta, magiczne lub niemagiczne, mają to do siebie, że często maskują oznaki choroby, nie dając znać w odpowiednim momencie, że coś się dzieje, dlatego mój ojciec nie odważyłby się zostawić swoją lecznice bez żadnej obstawy. Nigdy nie wiadomo, czy ktoś nie potrzebowałby udzielenia nagłej pomocy w hodowli lub swojemu pupilowi.
- Tak... Spędziłam tutaj większość dzieciństwa. Mój ojciec jest tutejszym magiweterynarzem. - Odpowiedziałam z nostalgicznym uśmiechem. Wracając wyobraźnią piętnaście lat wstecz, wszystko wydawało się o wiele żywsze i bardziej kolorowe. Nie wiem, czy podświadome przeczucie, że Czarny Pan gdzieś się tam kryje i planuje swoje następne ruchy, sprawia, że codzienne życie wydaje się nadto szare i stresujące, ale chciałabym wrócić do funkcjonowania w kolorze. W Paryżu nie martwiłam się o naśladowców czarnoksiężnika, ale doskwierały mi inne problemy. Samotność na obcym terenie też nie była łatwa, szczególnie przez taki kawał czasu.  - I mów mi Amanda, żadna ze mnie Pani - Nie uważałam, że dzieli nas taka duża różnica wieku, żebyśmy zwracały się do siebie w tak formalny sposób, nawet pomimo różnicy w posadzie, a takie rozwiązanie może poprawić nasze relacje.
- Wiedziałam, że coś nie będzie się zgadzać... Dobra, zgłoszę to po naszym powrocie do Londynu - Westchnęłam ciężko i pokiwałam zrezygnowana głową. - A ty..? Skąd przybyłaś do stolicy? - Wróciłam do tematu, chcąc poznać lepiej młodszą koleżankę z pracy. Muszę zacząć oswajać się ponownie z Anglią i zdobywać jakieś nowe kontakty. Poleganie na rodzinie nie może trwać wiecznie, a kilka nowych znajomości zawsze się przyda.
Zwróciłam ponownie uwagę na drwali i zauważyłam, że zasady bezpieczeństwa przestały już tam panować i łatwo było wyczuć, że niedługo coś nieprzyjemnego się wydarzy.
Paprotka
Pierwsze, co rzuca się w oczy to nierówna pionowa blizna po lewej stronie ust. Zniekształca nieco delikatny uśmiech, który zawsze pełga na jej wargach, chociaż ciemne oczy wcale wesoło nie świecą. Spogląda na świat nieco smutno, trochę nieobecnie, jakby myślami zawsze wędrowała gdzieś indziej. Mierzy nieco ponad 170 centymetrów, a kilka centymetrów dodaje jej bujna i zawsze rozwiana czupryna ciemnobrązowych włosów. Jedyny czas, kiedy ogarnia chaos na swojej głowie, to kiedy pracuje w św. Mungu. Równie nieodłącznym aspektem jej wyglądu jest charakterystyczna zielona szata uzdrowiciela. Poza godzinami pracy w szpitalu zwykle nosi szare wełniane spodnie, swetry w zieleniach lub brązach oraz marynarki, lub (swoją ulubioną) brązową mugolską pilotkę.

Fernah Slughorn
#4
27.01.2023, 14:24  ✶  

Magiweterynarz? Może stąd zamiłowanie i chęć pójścia ścieżką uzdrowiciela, lecz nie dla stworzeń, a dla ludzi.

— Dobrze, w takim razie będę się do ciebie zwracała po imieniu.

Odparła nieco speszona, bo w Mungu raczej większość lekarzy starszych stażem wolała nie być ze studentami na „ty”. Umknęła spojrzeniem gdzieś w bok, by nadto nie wpatrywać się w Amandę i jednocześnie schowała notatnik. Teraz nic nie poradzą na brak jednego eliksiru. Zresztą to nie tak, że zostały całkowicie bez odpowiednich specyfików.

Jej wzrok padł na polanę, gdzie na ziemi lądowały kolejne drzewa. Druga grupa drwali była odpowiedzialna za oczyszczenie pnia z bocznych gałęzi i odpowiednio zabezpieczyć. Wróciła szarymi oczami do panny Lestrange po jej pytaniu.

— Ze Szkocji. Moja matka pochodzi z Doliny Godryka, jest Longbottomem. Przeprowadzili się z ojcem do Edynburgu tuż po ślubie, za pracą ojca. — zamilkła na moment i zaraz dodała. — Aaron Slughorn, zajmuje się badaniem właściwości różnych roślin i razem z matką opracowują…

Amanda nie dowiedziała się, nad czym dokładnie pracują rodzice Ferny, ponieważ od strony wycinki dobiegł dziwny trzask a później krótki krzyk i zaraz kolejny, przeciągły.

— UZDROWICIELA! — wydarł się ktoś z polany i Paprotka już wiedziała, że to nie będzie spokojny dyżur.

Złapała torbę z podstawowymi medykamentami i pobiegła w ślad za Amandą, próbując w trakcie wyciągnąć różdżkę z kieszeni.

Jakieś sto metrów od nich jedno ze świeżo obciętych drzew przygniotło czarodzieja. Zapewne zaklęcie mające przenieść pień dalej, do oczyszczenia, zostało nieprawnie rzucone lub coś rozproszyło rzucających czar. Niezależnie mężczyzna miał obie nogi przygniecione i darł się tak, że tylko co trzecie lub czwarte słowo dało się zrozumieć.



„Rękopisy nie płoną.”
Widmo
You never know how strong you are, until being strong is your only choice
Amanda ma około 172 centymetry wzrostu. Włosy sięgają jej do łopatek i nie są zbyt gęste. Paznokcie są słabe i łamliwe. Dziewczyna wysławia się niezbyt szybko, ale bardzo wyraźnie. Lubi przemyśleć swoje odpowiedzi.

Amanda Lestrange
#5
28.01.2023, 15:41  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.05.2023, 23:57 przez Amanda Lestrange.)  
Nie spodziewałam się, że stażystka jest spokrewniona z Longbottomami, których posiadłość była położona nie tak daleko od mojego rodzinnego domu. Byli jednym ze starszych rodów zamieszkałych w Dolinie i ich obecność w magicznym świecie była wyczuwalna nie tylko po sąsiedzku.
Zaintrygował mnie temat pracy badawczej jej rodziców w szczególności, że również interesowałam się zielarstwem, dlatego lubiłam śledzić różne trwające projekty i ich proces.
Rozmowę nagle przerwał krzyk jednego z pracowników. Obie zareagowałyśmy szybko i pomknęłyśmy do miejsca wypadku. Okazało się, że na obie nogi jednego z drwali spadło drzewo, przygniatając je. Mężczyźni podnieśli magią ostrożnie drzewo, dzięki czemu mogłam przyjrzeć się ranom. Wysłałam ich koordynatorowi zabójcze spojrzenie. Dosłownie prosiłam go około dziesięć minut temu o ostrożność, ale zbliżające się święto było chyba jedyną rzeczą, która ich teraz obchodziła oraz to, żeby skończyć szybko zlecenie. Usiadłam kolanami na ściółce leśnej i rozpoczęłam diagnozę:
Widok był makabryczny, ale zachowałam zimną krew. Kości piszczelowe i możliwe, że też strzałkowe, choć nie byłam pewna, były połamane i roztrzaskane, powodując otwarte, przebijające skórę złamania. Krew tryskała rytmicznie pod dużym ciśnieniem, co wskazywało na to, że któraś z tętnic piszczelowych prawdopodobnie była uszkodzona. Nie wyglądało to dobrze. Trudno było mi się skupić przez agonalne wrzaski i stresowała mnie ta sytuacja, bo tym razem to ja byłam w dowodzeniu i musiałam sama zaplanować całą akcję, a sytuacja była bardzo poważna i musiałam działać szybko.
- Zmiażdżenie spowodowało duży rozprysk kości. Ich kawałki prawdopodobnie utknęły w mięśniach.. nie złożymy ich magią. Któraś z tętnic też jest uszkodzona - Zwróciłam się do dziewczyny, gdy udało mi się zebrać myśli i zdecydować się na jedną z możliwych opcji działania. - Usuniemy obie kości, co pozwoli nam zregenerować tkanki, a gdy pacjent będzie stabilny przetransportuje się go na terapię Szkiele-wzro do Munga... Fernah, potrzebuję stężonego wywaru z dyptamu i coś do odkażania ran... - Wyjaśniłam stażystce, co wymyśliłam, ale byłam otwarta na jej ewentualne uwagi i poprosiłam ją o przyniesienie potrzebnych mi wywarów. Nie ja sprawdzałam inwentarz namiotu, tylko ona, więc zapewne pamięta, gdzie co się znajduje. Wyjęłam różdżkę, próbując zebrać myśli i jak najbardziej się skupić, mimo krzyków.
Machnęłam różdżką, celując w nogi zaklęciem, które miało pozbyć się złamanych kości, a raczej tego, co z nich zostało.
Paprotka
Pierwsze, co rzuca się w oczy to nierówna pionowa blizna po lewej stronie ust. Zniekształca nieco delikatny uśmiech, który zawsze pełga na jej wargach, chociaż ciemne oczy wcale wesoło nie świecą. Spogląda na świat nieco smutno, trochę nieobecnie, jakby myślami zawsze wędrowała gdzieś indziej. Mierzy nieco ponad 170 centymetrów, a kilka centymetrów dodaje jej bujna i zawsze rozwiana czupryna ciemnobrązowych włosów. Jedyny czas, kiedy ogarnia chaos na swojej głowie, to kiedy pracuje w św. Mungu. Równie nieodłącznym aspektem jej wyglądu jest charakterystyczna zielona szata uzdrowiciela. Poza godzinami pracy w szpitalu zwykle nosi szare wełniane spodnie, swetry w zieleniach lub brązach oraz marynarki, lub (swoją ulubioną) brązową mugolską pilotkę.

Fernah Slughorn
#6
03.02.2023, 00:27  ✶  

Zatrzymała się tuż za Amandą, która jako pierwsza dobiegła do rannego czarodzieja. Na brodę Merlina, zdążyła tylko pomyśleć i na widok roztrzaskanych kości, tryskającej krwi i słysząc te wrzaski, żołądek podszedł jej do gardła.

— Fernah potrzebuję…

Dopiero te słowa sprawiły, że opanowała się na tyle, by zapamiętać, czego żądała uzdrowicielka. Krótkie skinienie, torba uderzająca o ściółkę i Paprotka z powrotem biegła do namiotu po wspomniane eliksiry. Przy okazji wzięła też eliksir znieczulający, chociaż jak znowu wybiegła z namiotu to krzyki z jakichś powodów ustały. Miała szczerą nadzieję, że czarodziej po prostu stracił przytomność z bólu, a nie przez ubywającą z ciała krew lub – co gorsza – śmierć.

— Musimy zatamować krwawienie… — powiedziała, podając Amandzie dwie fiolki, w jednej była esencja z dyptamu, a w drugiej zwykły środek do odkażania ran. — Mam jeszcze eliksir uspokajający.
[a]Uklęknęła po drugiej stronie nieszczęśliwca i z torby zaczęła kolejno wyjmować jałowe g

azy, opaski uciskowe i inne utensylia. Serce waliło jej jak szalone i czuła, że nie tylko krew czarodzieja ucieka z miejsc, z których nie powinna. Czuła, że niezdrowo pobladła, co było skrajnie nieprofesjonalne.[/a]

— Mam założyć opaski na kończyny? — spytała lekko drżącym głosem, chwytając wspomniany przedmiot.



„Rękopisy nie płoną.”
Widmo
You never know how strong you are, until being strong is your only choice
Amanda ma około 172 centymetry wzrostu. Włosy sięgają jej do łopatek i nie są zbyt gęste. Paznokcie są słabe i łamliwe. Dziewczyna wysławia się niezbyt szybko, ale bardzo wyraźnie. Lubi przemyśleć swoje odpowiedzi.

Amanda Lestrange
#7
18.02.2023, 00:43  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.05.2023, 23:57 przez Amanda Lestrange.)  
Zaklęcie spełzło na niczym. Prawdopodobnie przez ten rozległy rozprysk nie potrafiło się skupić. Jeżeli to nie zadziałało, trzeba było szukać innego rozwiązania. Przeklęłam w myślach, żeby nie zestresować stażystki, która już teraz wydawała się blada jak duch. Nie dziwiłam się jej zbytnio, ponieważ tak makabrycznego widoku również jeszcze nie zastałam. Nie spodziewałam się, że aż do tak dużego wypadku może dzisiaj dojść. Brałam pod uwagę złamania, rozcięcia, ale to nie przyszłoby mi do głowy.
- Tak, załóż je i zaciśnij mocno. - W tym czasie podałam nieszczęśnikowi eliksir spokoju, który go zamroczył. - Spokojnie, nie umrze tutaj. Spróbuj wziąć się w garść - Położyłam swoją dłoń, na jej ramieniu. Jak dziewczyna by tutaj dostała jeszcze większego ataku paniki, zostałabym sama, na co nie mogę pozwolić. - W jego stanie nie będzie mógł bezpiecznie użyć świstoklika. Teleportacja też nie wchodzi w grę - musimy go ustabilizować tutaj. - Poinformowałam ją jeszcze, ale zdawałam sobie sprawę, że Fernah mogła się tego domyślić sama. Przy jego obrażeniach mogło dojść do rozszczepienia, co pogorszyłoby na miejscu sprawę jeszcze bardziej. W najgorszym wypadku wezwę ordynatora, ale nie chciałabym do tego dopuścić. Jestem na okresie próbnym i muszę pokazać się z jak najlepszej strony. Źle by to o mnie świadczyło, gdybym przy pierwszym poważnym wypadku, przekazała pałeczkę dalej.
Stężony wywar z dyptamu też jeszcze nie wchodził w grę, tkanki by źle się zregenerowały przez utkwione w mięśniach kawałki kości.
- Spróbuję jeszcze raz je usunąć. Nieważne od efektu, użyj od razu dyptamu, na moją odpowiedzialność. - Zdecydowałam, nie widząc lepszego rozwiązania. Może jak się zregenerują nawet niepoprawnie, to można byłoby go przetransportować do Munga. W Londynie byłoby więcej możliwości ratunku.
Zamachnęłam się znowu różdżką, rzucając to samo zaklęcie co wcześniej. Starałam się teraz jeszcze bardziej skupić, ale powoli traciłam nadzieję na wzorowe wykazanie się dzisiejszego dnia.
Widmo
Wit Beyond Measure Is Man's Greatest Treasure.
Czarownica czystej krwi; jedna z czworga legendarnych założycieli Hogwartu. Posiadaczka słynnego diademu, obdarzającego niezwykłą mądrością.

Rowena Ravenclaw
#8
01.04.2023, 20:37  ✶  
Silna, niesamowicie spracowana dłoń niespodziewanie zacisnęła się na ramieniu Fernah. Był to mężczyzna o twarzy przeoranej zmarszczkami i oczach lękliwie wyglądających zza wysłużonego kaszkietu, jeden z drwali pracujących tego dnia na polanie.
— Przepraszam, że paniom przerywam, ale tam jest jeszcze jeden ranny — zwrócił się do czarownicy, kiwając głową w stronę jasnowłosego chłopaka, którego ręka zaklinowała się pod upadającym konarze. Chociaż kompani uwolnili ją spod ciężaru drewna, to wciąż potrzebował pomocy - zielona flanelowa koszula, jaką miał tego dnia na sobie, zabarwiła się na ciemny rdzawy odcień. Chłopak z pomocą swojego rówieśnika siedział na pniu i dzielnie zaciskał zęby, lecz po jego kredowobiałej twarzy widać było, że trzyma się ostatkiem sił. — Proszę, to mój wnuk... — błagalnie zwrócił się do Fernah, po czym rozpaczliwie pociągnął ją w stronę blondyna, uprzednio dając jej chwilę na oporządzenie rannego, którym właśnie się zajmowała.
Nie byli jedyną parą krewnych na polanie, o czym uzdrowicielki miały przekonać się wkrótce.
— Hamish! — donośny baryton przeciął przestrzeń, zmuszając zebranych do rozstąpienia się. Przed Amandą i rannym mężczyzną stanął czarodziej niezwykle podobny do tego z roztrzaskaną nogą. On również tego dnia pracował przy wycince drzew, tyle, że po drugiej stronie polany. Na widok krwi wypuścił gwałtownie powietrze z płuc. — Hamish, na Merlina.... — jęknął zbolały, a zaraz potem uklęknął obok Amandy. — Czy mogę jakoś pomóc? Przynieść coś? Przenieść go?
Widmo
You never know how strong you are, until being strong is your only choice
Amanda ma około 172 centymetry wzrostu. Włosy sięgają jej do łopatek i nie są zbyt gęste. Paznokcie są słabe i łamliwe. Dziewczyna wysławia się niezbyt szybko, ale bardzo wyraźnie. Lubi przemyśleć swoje odpowiedzi.

Amanda Lestrange
#9
08.05.2023, 23:41  ✶  
Udało mi się usunąć odpryski z kości, przy czym odetchnęłam z ulgą. To był najważniejszy krok mojego planu. Kiedy Fernah miała już polewać rany mężczyzny stężonym dyptamem, nagle przyszedł kolejny mężczyzna. Okazało się, że jeszcze jeden mężczyzna potrzebuje pomocy.
- Spróbuj mu pomoc... Przetransportuję go do Munga, a następnie do ciebie wrócę - Powiedziałam szybko do Fernah, odbierając od niej leczniczy specyfik. Bałam się zostawić ją samą. Bardzo zestresowała się makabrycznym widokiem, więc łatwo mogłam stwierdzić, że jeszcze nie umie zachować zimnej krwi w takich sytuacjach. Liczyłam jednak, że da sobie radę udzielić pierwszej pomocy wnukowi tamtemu mężczyzny, a ja nie dostanę nagany za zostawienie jej samej. Polałam ostrożnie jego rany wywarem, a te zaczęły się powoli goić. - Akurat przydałaby mi się pomoc. Moglibyście przynieść nosze z namiotu? Trzeba będzie go przetransportować do namiotu, żebyśmy mogli go świstoklikiem przenieść do Munga. Tam zaczniemy kuracje z Szkiele-Wzro - Zdecydowałam się podzielić swoim planem z mężczyznami tutaj obecnymi. Jeden z nich wyglądał jak brat tego nieprzytomnego. Gdy jeden z nich poszedł po nosze, ja zbadałam puls pacjentowi i jego oddech. Może nie było wszystko w normie, ale wytrzyma do przeniesienia go do szpitala, gdzie będzie można udzielić mu profesjonalnej pomocy.
Gdy nosze już zostały przyniesione z namiotu, mężczyźni delikatnie położyli na nich rannego i dwójka z nich biorąc za dwa różne końca, przenieśli go do namiotu. Szłam za nimi, starając się dorównać im tempu.
- Proszę się teraz odsunąć. - Mężczyźni zareagowali na moją prośbę, a ja przed dotknięciem świstoklika, złapałam pacjenta za ramię. Sekundę później znaleźliśmy się na parterze, czyli na oddziale wypadków przedmiotowych. Sekundę później zaczęła zbierać się wokół nas pomoc. Przekazałam rannego tutejszym uzdrowicielom, przekazując im słownie wcześniejszą diagnozę oraz wyjaśniłam im, jakich środków wcześniej użyłam, żeby pomóc mężczyźnie. Starałam się śpieszyć, mając na uwadzę, że Fernah została sama z innym rannym. Miałam nadzieję, że udało jej się opanować i poradziła sobie z innym poszkodowanym.
Było mi już trochę niedobrze, gdy skorzystałam ze świstoklika drugi raz, ale starałam się wytrzymać i wolnym truchtem skierowałam się w stronę Ferny. O dziwo dobrze udzieliła pomocy rannemu, a ja tylko poprawiłam jego bandaż. Rana w rzeczywistości była tylko powierzchniowa, choć z daleka wydawała się wtedy paskudnie. Podałam mu jeszcze odpowiednie specyfiki na wzmocnienie i regenerację, po czym wypisałam mu zwolnienie z dalszej wycinki.
Reszta zmiany przebiegła o dziwo spokojnie. Inni drwale widząc widmo wcześniejszych błędów, zachowywali się już bardzo spokojnie i z uwagą kończyli ścinanie drzew. Wypisałam w tym czasie jeszcze sprawozdanie, wymieniając zużyty dzisiaj inwentarz i razem z Fernah i innymi pracownikami szpitala uprzątnęliśmy namiot, po czym wróciliśmy do Londynu.
Miałam nadzieję, że wypadłam dobrze i ordynator zdecyduje się zatrudnić mnie na stale na oddziale. Nie chciałam się powoływać na swoją babkę, ponieważ większą satysfakcję dałoby mi zdobyć tę posadę na stałe własnymi umiejętnościami, a nie rodzinnymi kontaktami.
Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Fernah Slughorn (774), Rowena Ravenclaw (226), Amanda Lestrange (1952)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa