• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 10 11 12 13 14
[Jesień 1959] Łazienka Jęczącej Marty, Hogwart || Erik & Geraldine

[Jesień 1959] Łazienka Jęczącej Marty, Hogwart || Erik & Geraldine
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#1
01.11.2022, 01:46  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.12.2023, 20:16 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Erik Longbottom - Badacz Tajemnic
Rozliczono - Geraldine Yaxley - Piszę, więc jestem

—Jesień 1959—
Łazienka Jęczącej Marty, Hogwart
Erik A. Longbottom & Geraldine Yaxley


Szósty z kolei powrót na rozpoczęcie roku w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie nie był dla Erika najlepszym doświadczeniem na świecie. W gruncie rzeczy powinien się cieszyć. SUMy były już za nim i uzyskał całkiem dobre wyniki, a owutemy miał zdawać dopiero w przyszłym roku. Czego chcieć więcej? Przedostatni rok spędzony w szkolnych murach powinien spędzić, pogłębiając zdobyte już przyjaźnie, tak jak robiła to większość jego rówieśników.

Tyle że większość ludzi z jego rocznika nie została pogryziona przez niezidentyfikowanego wilkołaka w środku letniego bankietu. Większość jego znajomych nie spędziła też ostatnich tygodni wakacji w szpitalu św. Munga, starając się dojść do siebie po tym traumatycznym wydarzeniu. Po powrocie do szkolnej rutyny Erik postanowił więc zrobić to, co robił najlepiej, czyli na dobre zanurzyć się we wszystkich możliwych zajęciach pozalekcyjnych.

Dzieciaka z pierwszych roczników potrzebowały pomocy w lekcjach? Nie ma problemu, bardzo chętnie pomoże! Trzeba było asystować jednemu z nauczycieli przy jednym z kółek zainteresowań? A jakże, proszę tylko podać datę! Trening Quidditcha przed oficjalnym meczem? Gdzie jest moja miotła, zastanawiał się wtedy tylko Erik.

Nie inaczej było tym razem. Po kolejnym treningu młody czarodziej maszerował wraz z Geraldine Yaxley przez szkolne korytarze, aby jak najszybciej wrócić do Pokoju Wspólnego Gryffindoru na małą imprezę zresztą członków drużyny. Niestety, gdy maszerowali przez jedno z pięter Hogwartu, żołądek młodego Longbottoma postanowił się zbuntować. W sumie nic dziwnego.

Latał z jednej klasy do drugiej, do Wielkiej Sali wpadał tylko na obiad, a chwilę później wypadał z niej jak burza, byleby tylko zdążyć na kolejne spotkanie. Wszystko, aby uniknąć niepotrzebnych spojrzeń i pytań. Teraz to nadzwyczaj szybkie tempo życia, w które władował się w ostatnich tygodniach, postanowiło dać o sobie znać.

— Niedobrze mi — oznajmił nagle, odwracając ku pannie Yaxley nieco zzieleniałą twarz. — Potrzymaj mi miotłę, ja tylko...

Skrzywił się i niemalże wepchnął swoją miotłę dziewczynie, po czym pognał do najbliższej łazienki, którą okazała się łazienka Jęczącej Marty. Skąd o tym wiedział? Cóż, gdy tylko otworzył z impetem drzwi do pomieszczenia, z jednej z toalet wyleciał na niego duch dziewczyny, łkając wniebogłosy. A to zdawało się tylko pogorszyć stan Erika, gdyż ten, gdy tylko wpadł do najbliższej toalety i od razy zwrócił cały lunch do muszli. Dobrze, że przynajmniej nie miał długich włosów, bo musiałby prosić o pomoc Geraldine, Norę lub Brennę, żeby trzymały ku za te jego głupie kudły w takich momentach.

— Na Merlina... To mi nie służy — wyjąkał Erik, klęcząc na starych kafelkach.

Chwilę mu zajęło, żeby się podnieść z podłogi, ale koniec końców stanął w miarę pewnie na obu nogach. Odetchnął ciężko. Cóż, na mnie poczuł się nieco lepiej. Eh, gdyby ktoś teraz jeszcze przyniósł mu szklankę przegotowanej wody, to już w ogóle byłoby idealnie. Idąc powoli krok po kroku w kierunku umywalek, Erik zastanawiał się, co też musiała pomyśleć o nim znajoma z drużyny. Na co dzień raczej nie miał takich problemów.

— Oh, jak dobrze — mruknął, oblewając sobie twarz chłodną wodą.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#2
02.11.2022, 11:38  ✶  
Gerry cieszyła się z powrotu do szkoły. Może trochę jej brakowało polowania z ojcem i bratem, jednak lubiła tu być. Mogła poszerzać swoją wiedzę. Już nawet przestała się przejmować docinkami związanymi ze swoim wzrostem. Przez te kilka lat nauczyła się bronić, przestała też się wahać w przypadku użycia siły. Gdy trzeba było korzystała ze swoich umiejętności i potrafiła uderzyć swoich prześladowców. Może i często kończyło się to szlabanem, nie przeszkadzało jej to jednak wcale. Grunt, że wiedzieli, że nie pozostawia tego wszystkiego bez reakcji.
Zauważyła u Erika pewną zmianę tuż po wakacjach, nie dyskutowała z nim jeszcze na ten temat. Nie wszyscy wiedzieli o ich rodzinnej umiejętności. Miała nadzieję, że Theon tego nie wykorzysta. Zamierzała pilnować chłopaka, nie da zrobić mu krzywdy, może powinna spoglądać na to inaczej, wszak jej rodzina zajmowała się polowaniem na różne magiczne stwory, jednak przez to, że trafiła do Gryffindoru stała się nieco bardziej empatyczna.
Ona raczej nie należała do specjalnie zabieganych osób, nie wykazywała zainteresowania młodszymi uczniami, niech sobie radzą, jeśli widziałaby jednak, że ktoś ich gnębi, zareagowałaby. Tak to wolała trzymać się z boku, nie wychylać. Ambitnie podchodziła jedynie do meczy quidditcha, szczególnie, że jej brat grał w przeciwnej drużynie. Każdą wolną chwilę spędzała na szlifowaniu umiejętności, podchodziła do tego aż trochę zanadto poważnie. Dostawało się również innym zawodnikom, bo zmuszała ich niemalże do codziennych treningów. No, ale czego się nie robi dla utarcia nosa bratu bliźniakowi? Była gotowa do poświęceń.
Wracała właśnie z Erikiem do dormitorium po jakże owocnym treningu, mijali łazienkę, kiedy ten wcisnął jej swoją miotłę i udał się do łazienki. Nie zamierzała stać z boku, wlazła do środka tuż za nim dzierżąc dwie miotły w rękach, oparła je o ścianę i zaczęła szukać go wzrokiem. - Co się dzieje? Rzygasz?- rzuciła bezpośrednio, kiedy tylko weszła do łazienki.
Nie dostrzegła go jeszcze, za to zauważyła ducha, który wyłonił się z jednej z kabin. Zapomniała o tym, że tu mieszka. - Widziałaś go?- powiedziała do ducha. Marta jedynie wskazała jej ręką na toaletę gdzieś głębiej pomieszczenia. Yaxley nie zamierzała marnować czasu, poszła dalej, aby znaleźć chłopaka. Musiała mu przecież pomóc!
- Erik, co się dzieje, musisz przystopować!- powiedziała z pretensją w głosie, widziała, że ostatnio bierze na siebie za dużo obowiązków, każdy przestałby dawać radę.
Zauważyła też, że duch się im przygląda. Odwróciła się w stronę Marty. - Coś Ci się nie podoba? Co się gapisz.- trochę się zdenerwowała tą sytuacją.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#3
02.11.2022, 23:56  ✶  

Nie, wróżę z muszli klozetowej, pomyślał, pozostawiając pierwsze pytanie Yaxley bez jasnej odpowiedzi.

— Uprzedzę tylko twoje następne pytanie. Nie jestem w ciąży, Geraldine — wystękał Erik, wyraźnie akcentując imię gryfonki. — Przeżarłem się przed wyjściem z zamku.

Przetarł dłonią załzawione oczy z dezaprobatą, zauważając przy okazji w odbiciu, że ma lekko zaczerwienione oczy. Ugh, musiał się jakoś doprowadzić do porządku. Może uda mu się wcisnąć paręnaście minut dla siebie pomiędzy tym wypracowaniem na trzy zwoje pergaminu z Zielarstwa, a opracowaniem ostatniego tematu z Eliksirów?

— To przez ten trening — mruknął bez przekonania, ponownie obmywając sobie twarz wodą. Nie chciał dopuszczać do siebie myśli, że jego ciało mogło po prostu słabo znosić tempo życia, które sobie ostatnio narzucił. To nie był jego problem. Musiało jakoś przetrwać. — Rano nie zdążyłem na śniadanie, więc przy obiedzie się obżarłem, a potem lataliśmy te kółka na stadionie, to w jedną to w drugą stronę... I jeszcze te przerzutki w locie.

Przez chwilę żywo gestykulował, jakby chciał w ten sposób pokazać trasę, jaka pokonała jego miotła. Szybko jednak opuścił dłoń, aby zacisnąć ją na krawędzi umywalki. Na samo wspomnienie tych powietrznych figur akrobatycznych zrobiło mu się słabo.

Dzięki Merlinowi, że jestem za wysoki na szukającego, pomyślał słabo, szczerze wątpiąc w to, aby udało mu się utrzymać zawartość żołądka, gdyby na treningu musiał ganiać za złotym zniczem. Ugh, zdecydowanie nie zazdrościł graczowi grającemu na tej pozycji.

— Wszystko jest w porządku — rzucił, starając się wykrzesać z siebie trochę entuzjazmu i pozytywnego podejścia. — Po prostu mam gorsze dni i trochę za dużo na głowie. Jak każdy.

Gdyby te słowa padły z ust kogokolwiek innego, zapewne zabrzmiałyby dosyć przekonywająco. Wymawiał je jednak Erik, więc powinno to od razu wzbudzić podejrzenia. Mowa była w końcu o osobie, która w towarzystwie uchodziła za idealną, nieznoszącą bylejakości i wymagającej od innych, aby starali się dotrzymywać mu kroku w drodze ku perfekcji. Obniżenie własnych standardów i to na głos nie było w jego stylu. Longbottom podniósł wzrok na Martę.

— Wybacz wtargnięcie — wymamrotał, odgarniając włosy na bok.— Sytuacja awaryjna.

Duch nastolatki nawet na niego nie spojrzał, zamiast tego wbijając świdrujący wzrok w pannę Yaxley. Najwidoczniej nie spodobało jej się, że inna dziewczyna weszła do jej łazienki i jeszcze rzuca w jej stronę obcesowymi komentarzami.

— Oooooczywiście! — zaczęła zawodzić Marta. Erik skrzywił się na dźwięk jej głosu. — Głupia, brzydka Marta! Umarła w łazience, a teraz nawet nie może popatrzeć na swoich gości! Może powinna od razu schować się w rurze odpływowej, co?

Zjawa zaczerpnęła tchu i ponownie wydała z siebie donośny jęk. Mogłaby konkurować z Grubą Damą, pomyślał Longbottom, masując swoje skronie. Miał takie ponure wrażenie, że gdyby ta dwójka postanowiła kiedyś zetrzeć się ze sobą i porównać swoje "niebiańskie" głosy, to mogłoby pęknąć coś więcej niż tylko szklanka na jednym z obrazów w okolicy siódmego piętra.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#4
04.11.2022, 15:22  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.11.2022, 15:23 przez Geraldine Yaxley.)  
- Po co tyle żresz przed treningiem?- oparła sobie ręce na biodrach i spojrzała na niego z dezaprobatą. Przecież wiedział, że będzie szedł na trening! Cholera jasna nie mógł jeść później? Jeszcze brakowało, żeby zarzygał im boisko. Na samą myśl zrobiło się jej niedobrze.
- Wyglądasz jak gówno Longbottom.- Gerry nigdy nie należała do tych specjalnie delikatnych, warto podkreślić, że to co mówiła było naprawdę szczere, co najgorsze zaczynało ją to martwić. Jeśli nie będzie o siebie dbał, to kto pomoże jej pokonać Ślizgonów?!
- Czy kiedy tak zapełniałeś swój żołądek nie wpadłeś na to, że za chwilę będziesz latać? Akurat Ciebie miałam za jednego z rozsądniejszych...- jak widać już zmieniła zdanie. Zawiodła się na nim, sądziła, że Erik akurat jest bardziej ogarnięty. - Mam nadzieję, że to ostatni raz.- powiedziała karcąco. Nie, żeby była kapitanem, ale bardzo poważnie podchodziła do spraw związanych z drużyną, chyba nic jej bardziej nie obchodziło w tej szkole.
Skoro przeszli już do kolejnego tematu, ona doskonale wiedziała, że nie są to wyłącznie gorsze dni. Była Yaxleyem na Merlina. Wyczuwała takich jak on, wiedziała też, że przed wakacjami nie miał tego w sobie. - Erik, ja wiem.- odetchnęła głęboko, wolała mu powiedzieć. - Ja wiem, co się zmieniło.- nie zamierzała mówić wprost o co jej chodzi, miała nadzieję, że się domyśli - a jeśli ja wiem, to wie też Theon- i to było w tym najgorsze. - Nie dowiedział się ode mnie, jakby coś.- wolała to sprostować. Nie doniosłaby na swojego szkolnego kolegę, na pewno nie do brata bliźniaka.
Dlaczego musiała z nim rozmawiać o tym właśnie tutaj? Nie miała pojęcia, jakoś tak się zdarzyło. Idealne miejsce, kibel w którym śmierdziało rzygami, a w tle latała jeszcze ta nienormalna... Geraldine wybuchnęła śmiechem, rozbawiła ją to sytuacja, nie mogła się powstrzymać. Śmiech ten brzmiał dość histerycznie.
- Nie dramatyzuj.- odparła do Marty przez śmiech, a na jej policzkach pojawiły się łzy, rozpłakała się ze śmiechu. Gerry zdecydowanie nie była specjalnie stabilna emocjonalnie.
- Martoooo, a może opowiesz nam coś, skoro już zaczęłaś...- Yaxley powoli zaczęła się uspokajać. Wydawało się jej to dobrą okazją do podpytania ducha, co właściwie tutaj robi. - Jak to się właściwie stało, że umarłaś w tej łazience...- gdy wypowiedziała te słowa na głos... cóż znowu pojawił się problem, rozbawiły ją one okropnie, starała się nie roześmiać, ale szło jej ciężko.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#5
04.11.2022, 21:55  ✶  

— Byłem głodny. — Spojrzał na nią takim wzrokiem, jakby nie mógł uwierzyć, że zadała takie pytanie. Co ona myślała? Że połykał na szybko kolejne porcje tostów i jajecznicy dostarczonej ze szkolnej kuchni na przekór innym, żeby oni nie mogli zjeść? Chyba logiczne było to, że chciał naładować baterię i zyskać trochę energii przed wysiłkiem fizycznym. Fakt, że przerwa pomiędzy jedną a drugą aktywnością nie była jakaś szalenie długa, ale to już był szczegół.

Otworzył zszokowany usta, gdy wytknęła mu jego aparycję. Pogroził jej palcem wskazującym, nie bardzo wiedząc jak to skomentować. Spojrzał na Jęczącą Martę, jakby szukał u niej pomocy, oczekując jednocześnie, że zaprzeczy słowom gryfonki. Może nie był w tej chwili supermodelem z okładki Czarownicy, ale wątpił, aby parę zalatanych dni przemieniło go w jakiegoś brzydala.

— W moim przypadku to i tak lepiej, niż większość uczniów tej szkoły — żachnął się w końcu z sarkazmem.

Nie miał zamiaru dać się strącić z pantałyku przez jeden błąd. A przynajmniej jedyny, który objawił się publicznie i był odkryty na wzrok postronnych. I tak mógł trafić gorzej. Mógł okazać słabość w obecności, któregoś z nauczycieli lub jakiegoś idioty, któremu „podpadł”, bo nie pozwolił mu znęcać się nad pierwszakami lub słabszymi uczniami. W ogólnym rozrachunku wolał znosić Geraldine. Przynajmniej w jej kwestii miał minimalną pewność, że nie robiła mu niczego na przekór.

Tak jak próbował do tej pory zachować względny spokój, tak na dźwięk słów, że powinien być bardziej rozsądny, na jego twarzy pojawił się nietęgi grymas. Wbił wzrok w podłogę, wsuwając czubek buta sportowego w szczelinę między płytkami łazienki. Może trochę przesadzał i powinien, jak to powtarzali zwykli ludzie, zwolnić?

— Wiesz, oficjalnie nie ma żadnego zakazu spożywania posiłków przed wskoczeniem na miotłę — mruknął, bo ciężko mu było w tych okolicznościach wymyślić bardziej sensowną wymówkę. — To jest po prostu "niewskazane". I tak to był ostatni raz. Więcej mnie nie zobaczysz w takim stanie ani na treningu, ani na żadnym meczu.

Zagryzł dolną wargę, czując nagłą suchość w płucach.

— Co się zmieniło? — spytał ostrożnie, robiąc w głowie szybki rachunek sumienia. Nie, żeby w ostatnim czasie miewał jakoś wiele tajemnic, ale... Nagle w jego oczach zagościł blask zrozumienia, gdy w głowie zapaliła mu się przysłowiowa lampka. — Ah. Masz na myśli jego prawda?

Wilka. Gdyby mógł, to zapewne cofnąłby się o parę kroków, aby nabrać nieco dystansu, jednak umywalka, o którą dalej się opierał, skutecznie uniemożliwiała mu ten manewr. Cóż, mógł się spodziewać, że wieść się prędzej czy później rozejdzie. Gazety wprawdzie bębniły o incydencie, do jakiego doszło podczas letniego bankietu, jednak sądził, że przejdzie to wszystko bokiem. Nie przeczytał ani jednego artykułu dotyczących tego wydarzenia, toteż nie wiedział nawet, ile szczegółów mogło wypłynąć.
Jeśli media faktycznie miały wrócić do tej katastrofy, to miał wrażenie, że będą musieli przejść nie lada batalię z jego rodzicami. Nie zazdrościł nikomu takiego starcia.

— Cóż, liczę, że nikt z tego powodu nie spróbuje mnie nafaszerować srebrem — mruknął, pocierając nasadę swojego nosa. Zdecydowanie nie spodziewał się, że będzie musiał przejść taką rozmowę akurat dzisiaj i to w łazience Jęczącej Marty, którą ciężko było uznać za najbardziej godną zaufania duszę w tym zamku. Podniósł wzrok na Ger. — Czy to będzie problemem? Wciąż jestem sobą, jeśli o to chodzi. Nie planuję rozerwać nikomu gardła. Wciąż jestem Erikiem.

Na Merlina, jak to sztampowo zabrzmiało, pomyślał, krzywiąc się z niesmakiem. Jego wyraz twarzy uległ drastycznej zmianie, gdy dziewczyna po prostu... wybuchła śmiechem. Longbottom wyprostował się, jak struna od gitary, obserwując reakcję koleżanki na Jęczącą Martę. Cóż, dobrze było wiedzieć, jakie miała priorytety. Kwestia lykantropii najwyraźniej nie miała szansy wygrać z rurą odpływową.

— Żadna drama, sama prawda! — wyjęczała nastolatka, podlatując do Geraldine, patrząc na nią zza okrągłych szkieł okularów. Na pytanie o dokonanie swojego żywota, wskazała agresywnym ruchem ręki jedną z kabin. — Och, to było straszne! To się stało właśnie tam! Umarłam w tej kabinie! Pamiętam to bardzo dokładnie. Schowałam się, bo ta ta... — Widać było, że Marta powstrzymuje się przed sięgnięciem po bardziej dosadne słowa. — TA Olivia Hornby wyśmiała mnie z powodu moich okularów. Płakałam, płakałam i płakałam, a potem, potem.... Te straszne oczy!

Duch wydał z siebie pełen żałości pisk.

Cóż, niewiele pamięta, jak na tak dokładne wspomnienia, pomyślał. O Marcie słyszało wielu, ale mało kto posiadał tak na dobrą sprawę konkretne informacje na temat tego, co jej się takiego przytrafiło w tej łazience. Jakoś wątpił, aby to jemu i Geraldine przypadło w udziale wyjaśnienie tej tajemnicy sprzed lat. Bądź co bądź trafili tu całkowitym przypadkiem.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#6
08.11.2022, 23:39  ✶  
- Gadanie... Byłem głodny, taka ze mnie miękka faja, że nie wytrzymam chwili bez żarcia.- Yaxley zaczęła przedrzeźniać Longbottoma. Powinien myśleć GŁOWĄ, a nie żołądkiem, na Merlina. Szczególnie przed treningami, później będzie dochodziło do sytuacji jak ta. Miała nadzieję, że to doświadczenie się na coś przyda i nauczy go co nieco.
Zauważyła zdziwienie malujące się na jego twarzy, w momencie w którym skomentowała jego aparycję. Ślepy by zobaczył tą rozdziawioną gębę. - Nie machaj mi tym palcem, bo Ci go złamie!- No przecież mówiła całą prawdę. Erik ostatnio wyglądał naprawdę źle, przynajmniej jak na siebie, trochę nawet jak swój cień. - Oczywiście, w to nie można wątpić, wszyscy wiemy, że z Ciebie mister, większość chłopaków nie umywa Ci się do pięt, ba nawet się myjesz czasami i nie śmierdzisz jak ta cała banda dzbanów, ale nie o to mi chodzi.- Zaakcentowała szczególnie końcówkę zdania. - Zadbaj o siebie, o swoje zdrowie.- Rzekła tym razem nieco ciszej.
Zaklaskała z aprobatą słysząc kolejne słowa Erika, zbliżyła się nawet do niego. - Cieszy mnie to, co usłyszałam. Ty to jednak jesteś całkiem rozsądny, wiesz?- podobało jej się to, że przyznał jej rację i stwierdził, że więcej tego nie zrobi. Gdyby każdy uczył się na błędach tak szybko jak on, to świat byłby piękniejszym miejscem.
Trochę niezręcznie jej było mówić o tym, że znała jego tajemnicę. Gdzieś tam jednak, w głębi chciała, żeby wiedział, że ona wie. Zawsze mógł przyjść z nią na ten temat porozmawiać, a i ona nie zamierzała nikomu nic o tym wspominać. Zdawała sobie sprawę, że i tak musi mu być ciężko, przecież całe jego życie się zmieniło. Musiał przywyknąć do bestii, która w nim żyła. - Dla mnie, nie jest to żaden problem. Jeśli będziesz miał gorszy dzień, czy potrzebował czegokolwiek - to jestem.- Powiedziała może nieco zbyt ckliwie, jednak chciała, aby poczuł jej wsparcie. - Na mojego brata musisz uważać, kto wie, co mu strzeli do tego durnego łba. Spróbuję z nim porozmawiać, jakoś nakłonić go do dochowania tajemnicy.- Czy na to pójdzie? To się dopiero okaże.
- Czy Ty umarłaś przez to, że przyszłaś ryczeć do łazienki?- Gerry wróciła do ducha, skoro już zaczęli tę konwersację. Nie mogła się nadal nadziwić, jakie to było żałosne stworzenie. - Po śmierci nadal tak jęczysz? - nie mogła się powstrzymać od komentarza. - Jesteś przecież duchem, powinnaś straszyć, a nie się nad sobą użalać...- Może zasugeruje się jej opinią.
Wtedy zwróciła uwagę, że Marta wspominała coś o oczach. Spoważniała. - Jakie to były oczy, jakieś stworzenie? Istota magiczna?- jej zmysł łowcy zaczynał przetwarzać informacje. - Czy ktoś poza Tobą zginął tutaj w ten sposób?
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#7
10.11.2022, 13:53  ✶  

Może i Erik uchodził za jedną z najbardziej odpowiedzialnych osób w swoim roczniku, jednak należało pamiętać o kilku kwestiach. Jedną z nich, na przykład, było to, że dalej był nastolatkiem, więc siłą rzeczy potrzebował więcej energii. Nikogo nie powinno dziwić, że po ciężkim poranku był gotowy wręcz pochłonąć obiad, który czekał na niego w wielkiej sali! Dopiero wtedy, gdy był już syty, mógł zadbać o to, aby mózg odpowiednio działał. A przynajmniej tak sobie wmawiał.

— Dla wszystkich jesteś taka miła, czy to takie specjalne traktowanie? — spytał, bo poczuł się nad wyraz urażony tym, że zaczęła go przedrzeźniać.

Spojrzał tęskno w stronę drzwi, jak gdyby marzył, aby w tej chwili ktoś wybawił go z opresji. W końcu kto wie, jak daleko posunie się młoda Yaxley? Nora by mi czegoś takiego nie zrobiła, pomyślał z przekąsem. Akurat tego był pewien w stu procentach. Ona najpierw pozwoliłaby mu powiedzieć wszystko, co miał do powiedzenia, a dopiero potem się na niego wydarła, żądając zmiany zachowania. Geraldine... Była bardziej chaotyczna, na co wskazywało między innymi to, że potrafiła prowadzić dialog na dwóch różnych poziomach zaangażowania emocjonalnego zarówno z nim, jak i z Jęczącą Martą i to w tym samym czasie.

— Dobrze, zrozumiałem! — potwierdził, odrobinę podirytowany. Nie miał pojęcia, jak to było możliwe, że Ger właśnie wkroczyła na pierwszy poziom jego zniecierpliwienia. Nie sądził, że jest on aż tak ogólnodostępny. — Po prostu... Sobie trochę nie radzę, okej? To kompletnie nowa sytuacja, ale ogarnę to. Jakoś. Szybko.

Na moment się otworzył, dzieląc się swoimi wątpliwościami, jednak tak szybko, jak uchylił te drzwi, tak równie szybko i je zamknął, jak gdyby otworzenie ich na oścież mogłoby w jakiś sposób uwolnić również i inne problemy i wątpliwości, którym przewodziłby ten cholerny wilkołak. Erik wziął głęboki oddech, chcąc odzyskać panowanie nad sobą, co akurat zbiegło się z czasem z komplementem ze strony dziewczyny.

Cóż, lepsze to niż nic. Spojrzał jej prosto w oczy, jak gdyby mógł przeniknąć do jej głowy i faktycznie się przekonać, czy mówiła szczerze. Wierzył w to, że miała dobre intencje. Chciał wierzyć, że życzyła mu dobrze. Tak jak i wielu innych z jego bliskiego otoczenia. Chyba tego właśnie teraz potrzebował. Zapewnienia, że będzie miał w pobliżu kogoś, do kogo w razie potrzeby będzie mógł się zwrócić o pomoc.

— Dziękuję — odparł krótko, pocierając jedną dłoń o drugą, jakby nie wiedział, co ma z nimi zrobić. — W razie czego, jeśli będę czegoś potrzebował... To zawołam.

Uśmiechnął się zdawkowo, a za nim zdążył cokolwiek dodać, do akcji wkroczyła najstarsza nastolatka w Hogwarcie, czyli Jęcząca Marta.

— I straszyłam! Straszyłam, ile tylko mogłam! — odparła Marta, a na jej półprzezroczystej twarzy zagościło coś na kształt uśmiechu. Nieco... niepokojącego uśmiechu. — Nawiedzałam Oliwię Hornby, a ona miała czelność zgłosić to do Ministerstwa Magii! Mam zakaz opuszczania Hogwartu przez tą dręczycielkę!

Gryfon podrapał się po policzku, zastanawiając się jak bardzo wiarygodna była w ogóle historia ducha. Bądź co bądź właśnie się im przyznała, że przez dłuższy czas nękała inną dziewczynę. Wprawdzie łatwo było pojąć, czemu to zrobiła, bo winiła ją za swoją śmierć, ale mimo wszystko... Skoro Ministerstwo interweniowało w tej sprawie, to musiało się zrobić nieciekawie. Nie był w stanie przypomnieć sobie innej podobnej sprawy.

— Nie mam pojęcia! Widziałam tylko oczy. Wielkie, błyszczące, czerwone oczy!

Spojrzał ze zwątpieniem na zjawę. Kadrze nauczycielskiej Hogwartu można było wiele zarzucić, gdyby naprawdę się uparło, ale jeśli jakieś dzikie zwierzę zamordowało uczennicę szkoły i to w toalecie, to raczej nie zdołaliby tego zamieść pod dywan. Wcześniej czy później prawda by wyszła na jaw.

A ta myśl, z uwagi na upływ lat, skłaniało go ku temu, że Marta po prostu wytworzyła sobie jakieś nowe wspomnienia. Może w ramach obrony resztek swojego umysłu, które przekształciły się w ducha? Próba ochrony szczątków swojego jestestwa przed traumę spowodowaną przedwczesną śmiercią? Westchnął cicho. Brzmiało to dla niego dosyć logicznie, chociaż i w tej wizji było parę dziur.

— Może coś jej się przywidziało. Może kiedyś w oknach były tu witraże, przez które wpadało kolorowe światło. Mogła się poślizgnąć przy wyjściu z toalety i ostatnie, co zobaczyła to odprysk czerwieni — mruknął cicho do Geraldine.

Nie była to najlepsza teoria pod słońcem, jednak w porównaniu z opowieścią o czerwonych oczach obcego stworzenia, wydawała się niemal prawdopodobna.

— To nie był żaden witraż!— zaprzeczyła kategorycznie Marta, rozpoczynając nową litanię pojękiwań.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#8
14.11.2022, 23:34  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.11.2022, 23:35 przez Geraldine Yaxley.)  

- Longbottom, czyżbyś poczuł się urażony, coś Ty taki delikatny?- Prychnęła. Bez przesady, ileż można się było nad sobą rozczulać. Gdyby tylko jej ojciec zobaczył z jakimi osobami przyszło jej egzystować w Hogwarcie... Na pewno doprowadziłby ich do porządku. Jedzenie - zawsze mogło poczekać, szczególnie, kiedy w grę wchodził inne obowiązki. przynajmniej ona była wychowana w ten sposób, podczas polowań zdarzało jej się biegać pół dnia z pustym żołądkiem. Nie potrafiła zrozumieć, że Erik jest taki delikatny. No gorzej niż baba.

Zauważyła jego spojrzenie w stronę drzwi, przeniosła następnie na niego wzrok, żeby się skonfrontować. - Nawet o tym nie myśl.- Rzuciła chłopakowi, żeby wiedział, że ona już wie, co chciał zrobić. Jeszcze tylko brakowało, żeby zostawił ją tutaj z tą stękającą Martą. Zamordowałaby go wtedy, a jego duch byłby towarzyszem tej o to Marty. W sumie pomysł nie był taki zły, wolała się nim jednak z Erikiem nie dzielić. Po co ujawniać swoje plany... Jeszcze by to wykorzystał, czy coś.

- Już się tak nie złość, złość piękności szkodzi.- Wyczuła jego podirytowany ton, nie chciała go na Merlina denerwować, po prostu zależało jej na tym, żeby wiedział, że może mu pomóc. W jakikolwiek sposób, kiedykolwiek i z czymkolwiek. W końcu znali się od kiedy tylko przekroczyli mury tego zamku, chciała, żeby wiedział, że może na nią liczyć tak po ludzku. - Pamiętaj tylko, że nie jesteś z tym sam, ok?- Wolała się upewnić, że do Erika dotarło to, że jakby coś, to jest zawsze gdzieś obok. Może nie byli jakimiś bardzo bliskimi przyjaciółmi, jednak go lubiła, trochę meczy razem wygrali przez te kilka lat.

Jak widać to ględzenie miało jakiś sens. Widziała, że Longbottom trochę się uspokoił, czyli nie była dla niego, aż tak złośliwa. Na całe szczęście, bo jeszcze znowu by dotarły do niej rewelacje, że dużo bardziej pasuje do Slytherinu, z czym się zdecydowanie nie zgadzała. - Mam nadzieję, że mówisz szczerze.- Postanowiła jeszcze skomentować jego odpowiedź. Może chciał ją już spławić? Była trochę męcząca w tym swoim gadani, zdawała sobie z tego sprawę, ale naprawdę chciała dobrze!

Wtedy ponownie odezwała się Marta, Geraldine przeniosła na nią swoje spojrzenie, postanowiła również się zbliżyć do dziewczyny. - Jak to tak Najpierw Cię tu gnębiła, a później zgłosiła, co to za okropne dziewczę!- Odparła z zaangażowaniem. Chciała, żeby Marta podzieliła się z nimi wszystkim co wiedziała, a najłatwiej było z ludzi, w tym przypadku ducha wyciągać informacje poprzez zainteresowanie - tak przynajmniej wydawało się pannie Yaxley. - Czerwone oczy i wtedy koniec? Umarłaś?- Próbowała w głowie wyszukać obrazy ze znajomych książek z magicznymi stworzeniami, które z nich miały czerwone oczy? Na pewno dużo szybciej by poszło, gdyby napisała do ojca. - Czy było to duże, Marto?- Widać było jej ciekawość, Gerry chciała poznać odpowiedź na to pytanie. Skąd wiadomo, że to stworzenie już zniknęło z zamku? Może czaiło się gdzieś, żeby ponownie zaatakować znienacka niczego nieświadomych uczniów?

- Myślisz, że zabiła się, bo zaświeciło światło, przez co pizdła głową w kafelki?- Parsknęła pod nosem. - To dopiero byłaby żałosna śmierć.- - Szepnęła do Erika. - Powiedzmy, że Ci wierzymy Marto.- Chodźmy więc dalej. - Dlaczego to właśnie Ty zginęłaś, dlaczego Ciebie zaatakowało to niesamowite stworzenie?- Spoglądała na ducha czekając na odpowiedź. Jeśli poznają motyw będą mogli jakoś dopasować sprawcę? Tak się jej przynajmniej wydawało.

viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#9
16.11.2022, 22:34  ✶  

— Skoro już musisz wiedzieć, to tak, poczułem się urażony — potwierdził bez zastanowienia.

Że też nie ugryzł się w język. Wystarczająco mocno dał się już jej dzisiaj we znaki, a teraz jeszcze się z nią wykłócał. Ah, o ile prościej by było po prostu zachować ciszę i pozwolić, aby ta burza pod postacią panny Yaxley przeminęła. Z drugiej strony to zdecydowanie nie był dzień Erika, toteż trudno było mu się dziwić, że zaczynał pyskować i jojczyć nad swoim okropnym losem.

— Nie masz pojęcia, o czym myślałem. Może usłyszałem jakiś szmer i uznałem, że nauczyciel przyszedł sprawdzić, co to za głosy stąd dobiegają? — rzucił od niechcenia, zerkając na towarzyszkę, a potem na wejście do łazienki. Wbił na dłużej wzrok w drzwi, jak gdyby faktycznie oczekiwał, że za chwilę wpadnie tutaj jeden z belfrów.

Wykrzesał z siebie grymas, który w zamyśle miał przypominać uśmiech. Nie przywykł do proszenia o pomoc innych, bo zazwyczaj to on był stroną, która jej udzielała. Miał jednak tę świadomość, że w kwestii lykantropii bez wsparcia rodziny, przyjaciół, a przede wszystkim ekspertów od tej dziedziny, długo nie pociągnie. A przynajmniej nie w dobrej kondycji. Jako kompletna noga z eliksirów nie miał możliwości wytworzenia żadnego specyfiku będącego w stanie chociaż trochę pomóc mu przeżyć pełnię.

— Nie kłamię — dodał tylko, jakby to wszystko wyjaśniało.

Nie miał w zwyczaju mówić nieprawdy, toteż nie było powodów wierzyć, aby nie zrobił czegoś, do czego już się zobowiązał. Poza tym mieli ducha na świadka. A co jak co, gdyby chciał kłamać, to robiłby to z dala od tak wścibskich uszu.

— Najpierw zrobiła ze mnie pośmiewisko w szkole, a potem w Ministerstwie Magii! Nawet nie przejęła tym, że mi się coś stało! — Marta zaczęła fruwać nad głowami wychowanków Gryffindoru. Jeśli w ten sposób rozładowywała stres, to może i dobrze, bo Erik by chyba nie zniósł kolejnej salwy jęków. Jak to możliwe, że grono nauczycielskie nie pomyślało o tym, aby ją gdzieś przenieść? Czyżby jej własna rodzina nie chciała jej w domu, pomyślał, starając się nie dostać zawrotów głowy od śledzenia ruchów tego ducha.

Skrzywił się. Miał w tej chwili dosyć mieszane uczucia względem tej martwej dziewczyny. W każdy inny dzień nie miałby nic przeciwko wysłuchaniu jej historii, jednak akurat teraz, chwilę po tym, jak właśnie zaczął przedyskutowywać z Geraldine kwestię swojej lykantropii... Ta plątanina zdarzeń, w jaką wpadł, wydawała mu się wręcz irracjonalna. Jedyne, za co mógł być w tej chwili wdzięczny, to fakt, że Marta odwróciła uwagę gryfonki od jego incydentu żołądkowego. Longbottom postanowił więc siedzieć cicho i pozwolił, aby akcja toczyła się dalej.

— Tak, wielkie krwistoczerwony oczy, jak u diabła jakiegoś! — odrzekła dziewczyna wysokim głosem, co znacząco wpłynęło na zwiększenie jego piskliwości. Erik skrzywił się, jednak nie skomentował tego nawet słowem. Słysząc pytanie odnoszące się do rozmiaru potencjalnego napastnika, poprawiła swoje okulary, wsuwając je wyżej na nos. — Oczy miał duże.

A więc cielsko też nie mogło być małe lub wątłe, pomyślał młody chłopak, wysnuwając jedyny logiczny wniosek, jaki przyszedł mu na myśl. Pochylił się w kierunku panny Yaxley, gdy ta zaczęła do niego szeptać. Na pierwsze pytanie pokiwał z powagą głową. Nie rozumiał, czemu doszukiwała się błędów w tym scenariuszu. Jakby sobie rozbiła głowę na Wielkich Schodach, to też byłoby to takie dziwne? Łazienka to była jednak łazienka. Umywalki, płytki... Mogła uderzyć o coś niefortunnie głową.

— Nie zastanawiam się nad tym zbyt często. Może to przez to, że byłam tu sama, gdy reszta dziewczyn była na lekcjach lub w Wielkiej Sali — Duch wzruszył ramionami. Pytanie Geraldine ewidentnie nie było takie łatwe, jak mogłoby się z początku wydawać.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#10
21.11.2022, 11:34  ✶  

- Merlinie...- Przewróciła ze zniesmaczeniem oczami. Tego to się nie spodziewała. Od kiedy to wszyscy wokół niej byli tacy wrażliwi? A może to ona była tak mało delikatna? Jej zdaniem problem oczywiście leżał we wszystkich wokół. To, że Yaxley byli wychowywani w dosyć szorstki sposób było faktem, nie ma się więc co dziwić, że Geraldine była dosyć bezpośrednia i nie do końca potrafiła zrozumieć reakcje, jak ta Erika.

- Już ja bardzo dobrze wiem, o czym myślałeś. Masz mnie za głupią?- Gerry nie odpuszczała, jak zawsze zresztą. Nie umiała przestać. Była uparta jak osioł i Erik znając ją tyle lat powinien o tym pamiętać. - Nawet jakby przyszedł, to co z tego? - Nie do końca widziała w tym problem. Jakoś by się wytłumaczyli, jak zawsze zresztą. Wystarczyło wszystko ładnie ubrać w słowa, a nauczyciele udawali, że pewne rzeczy nie mają miejsca.

Dostrzegła ten słaby uśmiech na jego twarzy. Może to wcale nie był uśmiech? Wiedziała, że nie było to najodpowiedniejsze miejsce do poruszania tematu jego drugiego oblicza, no ale jakoś tak wyszło. Przynajmniej mieli to za sobą, nie chciała udawać, że nie wie, że coś jest na rzeczy. W końcu była łowcą, a tak się składało, że nie była jedynym Yaxleyem w Hogwarcie, który posiadał takie umiejętności. Wolała, żeby Erik zdawał sobie sprawę z tego, jakie ryzyko może na niego czekać. W końcu jej brat był nieobliczalny i mógł skorzystać z tej informacji w najmniej oczekiwanym momencie. Zamierzała jednak reagować, gdyby tylko miał zamiar zaszkodzić tym Longbottomowi. - Dobrze, wierzę Ci.- W sumie pewnie sama skorzystałaby z pomocy będąc na miejscu Erika. Było to dla niego coś zupełnie nowego, musiał nauczyć się z tym żyć. Nie każdy jednak patrzył na to tak wyrozumiale jak Geraldine. Zresztą ona sama była uczona tego, że powinna polować na magiczne stworzenia.

- Na pewno się przejęli!- Powiedziała nie do końca to co myślała do ducha, który zaczął krążyć nad ich głowami. W końcu śmierć uczennicy w szkole była czymś, czym powinni się przejąć, prawda? Nie pamiętała za bardzo informacji na temat śledztwa, które tu przeprowadzono, bo chyba jakieś było? Musiało być. Przecież Hogwart powinien być bezpiecznym miejscem dla uczniów, tyle dzieciaków tutaj przebywało.

-Czyli to nie był człowiek, to co Cię skrzywdziło.- Stwierdziła fakt, który padł już na początku rozmowy. - Ciekawe jak to stworzenie poruszało się po szkole, skoro nie zostało zauważone.- Głośno wypowiadała wszystkie myśli, które przychodziły jej na myśl. - Może to jakiś smok, czy coś innego, podpytam ojca. Oczy jak u diabła...- Była to rzecz, którą najbardziej zapamiętała z jej opisu. Pewnie jeszcze dzisiaj napisze do ojca, on powinien pomóc.

- Przykro mi, że na Ciebie padło.- Powiedziała jeszcze, bo właściwie to tak było. Marta najwyraźniej zupełnie przypadkiem padła ofiarą potwora, każdy mógłby być na jej miejscu. Miała przed sobą jeszcze całe życie. - Chętnie podzielę się z Tobą informacjami, o ile jakieś uzyskam.- Rzekła jeszcze, bo pewnie sama zainteresowana była ciekawa, co ją zabiło. - Na nas już chyba czas.- Sięgnęła po swoją miotłę i ruszyła do wyjścia, spojrzała za siebie, aby zobaczyć, czy Erik idzie za nią.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Erik Longbottom (3051), Geraldine Yaxley (2281)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa