Rozliczono - Geraldine Yaxley - osiągnięcie Badacz Tajemnic IV
Po porannych odwiedzinach Jonathana stwierdziła, że nie może siedzieć biernie w domu. Nie, kiedy na polanie doszło do takiego pogromu. Kto to wiedział ile osób nie zostało jeszcze odnalezionych, na pewno na miejscu była potrzebna pomoc. Jonathan bardzo dobrze zwizualizował jej ogrom zniszczeń. Dlatego też nie zamierzała zwlekać - siadła na swoją miotłę i ruszyła w stronę Kniei, gdzie jeszcze dzień wcześniej wyśmienicie się bawiła w towarzystwie swojego najlepszego przyjaciela. Ileż to może się zmienić przez jeden dzień... Zdawała sobie z tego sprawę nawet trochę bardziej niż chciała, bo zaczęło jej w nocy towarzyszyć również dziwne uczucie związane z Jonathanem. Zdecydowanie lepiej dla niej, żeby zajęła myśli czymś innym.
Wylądowała na polanie, a następnie ruszyła dalej, aby zorientować się, w czym może pomóc. Była w końcu łowczynią, nadawała się do eksploracji lasu, bez względu na to, co mogło się w nim znaleźć. Miała przy sobie poza różdżką, przy pasku od skórzanych spodni nóż myśliwski - który pomagał jej w ewentualnej obronie.
Trafiła do namiotu, w którym przydzielali zajęcia. Czekała na swoją kolei, aby wpisać się na listę. Była gotowa przejść ten las wzdłuż i wszerz, aby znaleźć tych wszystkich, którzy potrzebowali pomocy.
Liczyła też na to, że uda się jej ustalić, co działo się z jej bratem bliźniakiem. Może i relacja, która ich łączyła należała do tych burzliwych, jednak pozostawał jej bratem nadal był ważną częścią jej życia. Miała świadomość, że angażował się w sprawy związane z konfliktem czarodziejów, zresztą nawet ją straszył, że jeśli nie zmieni swojego nastawienia to przyjdzie moment, że zjawią się również po nią. Nie dostała od niego żadnego listu, a widziała, że wiele się musiało tutaj wydarzyć patrząc na skalę zniszczeń. Zastanawiała się, czy przeżył.
Udało jej się dotrzeć do kobiety, która rozdzielała zadania. Skierowała do jej pary, okazał się nią być Vincent O'Dwyer. Miała dzisiaj trochę szczęścia, gdyż znała go jeszcze z czasów Hogwartu, dobrze było zobaczyć znajomą twarzy. - Vince, kopę lat. - Powiedziała na powitanie. - Szkoda, że spotykamy się w takich okolicznościach, jednak dobrze widzieć cię całego i zdrowego. - Niby to nic wielkiego, zważając jednak na to, co działo się teraz na świecie było to naprawdę spore osiągnięcie. Szczególnie, że Vinnie był mugolakiem, dobrze wiedzieć, że nikt go jeszcze nie upolował. - Gotowy do drogi? - Zapytała jeszcze.