W latach młodzieńczych, jak co roku młodzież uczęszczająca do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, zbierała się na peronie dziewięć i trzy czwarte. Również uczyniło to rodzeństwo Yaxley, gdzie najstarszy syn Geralda i Jennifer przywitał się już ze swoimi kolegami z rocznika. Tego roku dołączyć do szkoły mieli bliźniacy. Wszyscy mieli nadzieję, że znajdą się w jednym domu, utrzymując tradycję rodzinną. Walizki były pakowane do odpowiedniego wagonu. Przy sobie każdy mógł mieć podręczny bagaż. Pani Yaxley tradycyjnie musiała chłopcom poprawiać szaty i nie ukrywała wzruszenia, że jej młodsze dzieci też już dojrzewają, a córka rozpocznie nowy etap życia. Była z nich wszystkich dumna. Najmłodsze dziecko z corocznym zaciekawieniem obserwowało otoczenie.
Peron był bardzo tłoczny. Niektórzy pędzili do swoich wagonów, inni wołali swoje najmłodsze pociechy, bowiem gdzieś sobie zaczęły biegać między nogami obcych im osób. Powitania i pożegnania. Kolejny raz z rodzinami zobaczą się na święta, bądź pod koniec roku szkolnego. Było gwarno i hałaśliwie. Czas do odjazdu pociągu zbliżał się nieubłagalnie. Pani Yaxley nie byłaby sobą, gdyby nie prosiła najstarszego syna o opiekę nad swoim rodzeństwem i żeby wciąż godnie ich reprezentowali. Przede wszystkim chodziło jej o młodsze dzieci. Bliźniaków. Z charakteru bywali różni. Nicholas jako najstarszy, potrafił dostrzec więcej i szczególną uwagą darzył siostrę. Była jak promyczek w rodzinie, która powinna mieć braterską obstawę. Ich mała księżniczka. Niestety nie widywał jej częściej, jak tylko w okresach wakacyjnych i świątecznych. Lecz wiedział, że już dorastając, nie ze wszystkim zgadzała się co przekazywała jej rodzina. Niczym nie powinien się przejmować, ale coś wewnątrz mu mówiło, że jest inna. Co jednak mogłoby się wydarzyć, skoro należała do ich rodziny? Jest dzieckiem.
Gdy wszyscy wsiedli do pociągu, rozległ się gwizdek i lokomotywa ruszyła. Starszy Yaxley musiał pierw znaleźć wolny przedział dla młodszego rodzeństwa. Byłoby może dobrze, gdyby jeden z nimi został. Ale skoro znalazł dla nich miejsce wśród równie młodszych uczniów, mógł udać się do swoich kolegów, którzy domagali się tego, aby im towarzyszył w podróży. Droga była długa, lecz w końcu dojechali na miejsce. Każdy rocznik, poza pierwszym, dojechał pod bramy szkoły powozem. Wszyscy musieli być przebrani w szkolne szaty. Nicholas miał na sobie czarne z zielonymi elementami domu Slytherina. Jako jeden z niewielu uczniów, wyróżniał się wzrostem. Zasiadł w wielkiej Sali przy stole uczniów z Domu Slytherina, przy swoich kolegach i koleżankach. Dla Nicholasa był to przed ostatni rok. Czekali wszyscy na rozpoczęcie ceremonii i wprowadzenie uczniów pierwszej klasy.