• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10 Dalej »
[26.05.1972] Chance with you

[26.05.1972] Chance with you
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#1
16.08.2023, 13:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.09.2023, 12:46 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Laurent Prewett - osiągnięcie Piszę, więc jestem

I still can't figure you out
You're the kind that drives me mad
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?



Przychodziło mu pracować z różnymi ludźmi z różnych okazji. Nie zajmował się fizyczną pracą, co to to nie. Natomiast czasami potrzebne było ustalenie różnych rzeczy związanych czy to z roślinami czy też ze zwierzętami. Że zaś Laurent znał się na obydwu to, za odpowiednią opłatą, wyświadczał ludziom przysługi, bez których wszystkie prace rozwlekałyby się niemiłosiernie. Najpierw czekając na sprawdzenie Ministerstwa, przydzielenie tam pracownika, załatwianie dokumentów, a zanim on by to zrobił, a zanim by złożył... Bardzo dużo akcentów składało się na to, że Laurent co prawda brał spore pieniądze za swoje usługi, ale całość zamiast wstrzymywać prace takie jak ta na najbliższe dwa lata przy odrobinie szczęścia przeradzała się w kwestia załatwienia sprawy w miesiąc. On, w przeciwieństwie do osób z Ministerstwa, pracował w końcu dla siebie, a nie robił dla jakiegoś... większego dobra. O tym już mówił, prawda? Materializm. Laurent lubił pieniądze i niekoniecznie też lubił je przetracać. Więc tak się stało też, że 24 maja Laurent zjawił się w bajecznym miasteczku Newquay kawałek drogi od swojego domu. Z własną ekipą, z własnymi papierami i wprowadził swoje własne zamieszanie w ład, jaki mieli tutaj archeologowie i wszystkie osoby za ten projekt odpowiedzialne. Żeby zrobić to tak, by nie stopować prac, choć oczywiście - część terenu została zablokowana. Najpierw trzeba było się upewnić, co to za stworzenia sobie tutaj gniazdko uwiły,  czy to może tylko jakieś przechodem, czy to na pewno zagrożony gatunek i tak dalej, i tak dalej. I jak niestety się okazało - zagrożony. Więc pozostała kwestia dopatrzenia formalności. Czy naprawdę muszą tutaj kopać, jeśli muszą, to na pewno nie uda się tego załatwić szybko, że przesiedlenia to problemy, bla, bla, bla... i że w ogóle uzyskanie zgody na przesiedlenie może nie pyknąć, bo czasem nawet budowy trzeba było inaczej rozplanować, jak akurat jakiś nawiedzeniec się uwziął. Tak, nawiedzeniem. Laurent rozmawiał z ludźmi rzeczowo i był ostatnią osobą, o jakiej by się powiedziało, że ma "pasje". Że mu bardzo zależy na tych istotach i że naprawdę jest w stanie zrobić wiele, żeby im pomóc. Ano bo chociaż żal mu było tych stworzeń, to nie wyznawał czegoś takiego, jak niektóre świry - że trzeba przerwać budowę szpitala albo w ogóle go nie budować, bo tam akurat żabki sobie skaczą i im dobrze. To było wariactwo. Natomiast rzeczywiście próbował przekonać osobę odpowiedzialną za te prace, żeby pozostawić teren tych płazów w stanie nienaruszonym na tyle, na ile to możliwe. Że jeśli będą współpracowali to usta się oddzielić za pomocą transmutację to, czego oni szukają od tego, jak te stworzenia żyją. I to był właśnie powód, dla którego już od dwóch dni tutaj siedział.

Codziennie towarzyszył osobom zajmującym się tym miejscem, sam dbał o część zaklęć, codziennie tkwił po kilka godzin w tym słońcu, które naprawdę się rozchulało przy lecie. A nie miał najlepszego zdrowia. Czy musiał tutaj tkwić? Nie. Każdy wiedział, co miał robić, mógł to zostawić i zająć się papierami, które wypełniał i przyjmował swoją śliczną, białą sowę to wysyłał ją z powrotem z listami czy dokumentami w rozstawionym namiocie. Ale wolał mieć na to oko. Bo akurat nie było dla niego odkryciem, że kiedy ludzi spuszczałeś z oczu to potrafili odpierdalać manianę. Zrobić, ale się nie narobić. To go nie satysfakcjonowało.

Z ogromną ulgą przyjmował każdy wieczór. I ten przyjął z taką samą. Siedząc na plaży przy zachodzie słońca, z wyciągniętymi przed siebie nogami tak, że muskały je ledwo morskie fale. Morze było spokojne. Powietrze odprężające. Romantyk, co? Laurent był przegranym romantykiem. Uwielbiał wszystkie te drobne gesty, nawet jeśli w logicznym rozumowaniu były niewygodne. Jak przyniesienie kwiatów na spacer przed kolacją. No przemiłe! Tylko co potem z kwiatami zrobić, skoro zaraz zwiędną niesione w rękach? To była jego klątwa. Dusza romantyka zamknięta w ciele z logicznym mózgiem. Aż przechodziły go dreszcze od przyjemnie chłodzącego po całym dniu powietrza. Kilka chwil spokoju, zanim dotarga się do łóżka i zaśnie jak dziecko.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Gentleman
✦Oh, these violent delights...✦
Kayden jest wysoki i szczupły, z lekkim zarysem mięśni i wyraźną linią szczęki. Czarne jak noc włosy ma rozwichrzone przez wiatr, zadziornie opadające na czoło. Oczy barwy gwiazd, srebrne i przenikliwe. Cera blada, niesamowicie ciężko ją opalić. Ubiera się elegancko, zwykle w biel i czerń, czasem kroplę czerwieni. W chłodne dni na barki narzuca czarny płaszcz. Woń cynamonu i wiśni jest zawsze obecna, dryfując wokół niego w zmysłowym tańcu.

Kayden Delacour
#2
16.08.2023, 15:45  ✶  

Łagodny szum fal, uderzających o brzeg, zapach wody i wiatru, błękit, biel, porośnięte zielenią skały i bladozłocisty piasek. Nie mógł trafić na przyjemniejszy teren do pracy... Naprawdę nie mógł. Ostatnimi czasy zajmował się głównie katalogowaniem znalezisk i porządkowaniem papierów, większość swojej zmiany siedząc w archiwach. Minęło już trochę czasu, odkąd wyruszył w teren, a jak już usłyszał o możliwym powiązaniu ze starożytnymi runami, to nawet go sekretarka zatrzymać nie mogła, tak się za nim kurzyło.

Nie zajmował się sprawami organizacyjnymi, nie obchodziły go. To nie był ani zakres jego obowiązków, ani nic, czym chciał się zajmować. Byli od tego ludzie o wiele bardziej ogarnięci w tych sprawach. A on? On tu przyszedł, żeby zajrzeć pod namiot, gdzie był rozstawiony stół i spędzić większość czasu na analizie odkopanych przedmiotów. Odłamki musiały zostać posortowane, uważnie zbadane, opisane i tak dalej i tak dalej... Zatracił się w tym, zapomniał o bożym świecie i dopiero Isaac poinformował go, że nastąpiły pewne komplikacje. Teren wykopalisk poszerzył się aż za brzeg rzeki. Sama woda nie była problemem, po to mieli różdżki. Problemem okazało się legowisko stworzeń, które stało im na drodze. Napomknął o New Forest znad swoich papierów i wrócił do pracy jak gdyby nigdy nic. Nie jego problem... Miał na głowie wypełnisko bliżej skał, tam, gdzie żadne zwierzęta się nie pałętały.

Spodziewał się, że tu przybędzie razem ze swoimi ludźmi, ale raczej nie sądził, żeby długo tu zabawił. Laurent. A jednak... Miał oko na wszystko. Teraz siedział na tej plaży, wpatrzony w zachód słońca... Kay został do wieczora z kilkoma pracownikami, którzy jeszcze zajmowali się kategoryzowaniem znalezisk, w tym wypadku odłamków ceramiki. Skrobał piórem po pergaminie, zerkając co jakiś czas w kierunku Laurenta, z ciekawością, by w końcu przetrzeć zmęczone oczy i odłożyć notatnik na bok. Mruknął coś do Isaaca, żeby zbierali się już do domu, a sam ruszył w stronę plaży powolnym krokiem, zakopując bose stopy w ciepłym piachu. Nogawki szarych spodni miał podwinięte, biała koszula rozpięta pod kołnierzem, a srebrne oczy utkwione w hodowcy abraksanów, podchodząc bliżej.

- Podziwiasz widoki, czy po prostu ci się nie chce wstawać? - Zapytał cicho, stając niedaleko na piachu i obserwując fale. To był widok idealny dla artysty, by mógł uwiecznić tę ulotną chwilę na płótnie. Idealny też dla tych, którzy lubili się w niej zanurzyć jak w chłodnym morzu. Zwolnić gnający po torach pociąg i nacieszyć się tymi kilkoma minutami spokoju. Takie chwile były potrzebne, żeby nabrać powietrza w płuca i płynąć dalej. Usiadł obok z cichym westchnięciem, zginając kolano i opierając na nim rękę. Nie za bardzo chciał zmuszać go do prowadzenia jakiejkolwiek rozmowy, sam nie miał ochoty na myślenie. Wsłuchiwał się w cichy szum wody ze spokojem w srebrnych oczach.



[Obrazek: qEyGuHF.gif]

✧ The bear loved the deer, it was obvious.
It ripped the deer's throat out, and then licked the dying deer
with the most passionate affection ✧
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#3
16.08.2023, 16:07  ✶  

Anglia była o wiele mniejsza niż się wydawało, kiedy mówiono o czarodziejach czystej krwi. Jeszcze mniejsza, kiedy mówiło się o specjalistach w swojej dziedzinie. Tam, gdzie pieniądz nie grał roli i chodziło tylko o to, żeby załatwić coś szybko i sprawnie. Jakoś tak uradowało to blondyna, że znów miał okazję zobaczyć Kaydena. Bardzo ulotnie, ledwo na "dzień dobry" co najwyżej. Ale po prostu zobaczyć. Był piękny. Pewnie zdawał sobie z tego doskonale z tego sprawę i nie było potrzeby nawet o tym wspominać. Zachód słońca mógł być równie urokliwy i skradać duszę, ale gdyby Laurent miał namalować obraz to nie wybrałby zachodu. Albo przynajmniej nie zachodu osamotnionego. Byłaby to sylwetka przechadzająca się po piasku, dokładnie tak, jak teraz - lekko rozpięta koszula, delikatny wiatr przeczesujący leniwie włosy, nogi tonące w pomarańczowym piasku. Intensywne barwy nieba, mocno połyskujące słońce w ostatnich mrugnięciach i ta stal. Kontrastująca z całym ciepłem tego wydarzenia stal jego uważnego, ostrego spojrzenia. Może to dlatego, że naoglądał się zachodów słońca w swoim życiu? A może dlatego, że każda piękna chwila była smutniejsza, kiedy nie było jej z kim dzielić.

Ta nie była jednak smutna. Nie była też samotna. Laurent był zmęczony tymi dwoma intensywnymi dniami i naprawdę potrzebował chwili odpoczynku, zanim jutrzejszego dnia znowu będzie musiał rozdwoić skupienie swojej uwagi. Należał do tych ludzi, którzy się zapominali, że praca nie jest wszystkim. Pracoholik? Tak by go nazwano? Ale praca wszystkim dla niego nie była. Po prostu... rzeczy musiały zostać zrobione dobrze, skoro robione już były. Kayden by się z nim pewnie zgodził.

Najpierw był dźwięk kroków, który spowodował, że blondyn otworzył przymrużone i przymykane co jakiś czas oczy, tak w doznaniach ulgi, a potem dopiero wizualizacja. Laurent uniósł na sylwetkę wzrok, uśmiechając się na widok osoby, która go nawiedziła. Czy to nie bywało dziwne w takich spotkaniach? Wybierasz się na przechadzkę, dostrzegasz kogoś i możesz go minąć. To twój znajomy, mógłbyś usiąść, pogadać, ale nie chcesz. Nie chcesz, tylko głupio ci go minąć bez słowa... a jak się odezwiesz to co, jak zaprosi? Więc wybierasz inną drogę. Albo zmuszasz się do rozmowy. Znów mógłby Kaydena zapytać, czy to grzeczność kazała mu przystanąć, a w końcu się przysiąść. Nie zadzierał do jego oczu głowy, kiedy stanął obok, znów spojrzał w kierunku morza.

- Nie śpieszy mi się do wstawania, bo podziwiam piękne widoki. - Odparł spokojnym, ciepłym głosem. Oba. To czasami mogła być odpowiedź, że oba. Jakoś nie wydawało mu się, że potrzeba było tutaj więcej słów. Ponoć prawdziwym skarbem są ci, przy których możesz milczeć. Tak, kolejna dziwna sprawa. Milczenie. Jakby trzeba było ją czymś wypełnić, bo inaczej nie wiadomo, co ta druga osoba sobie pomyśli. Ale tu zapadła cisza i było tak... tak przyjemnie. Szum fal. Te promienie słońca. Ten spokój. Spokój dzielony z kimś, z kim możesz pomilczeć...

Laurent odwrócił wzrok od morza, by oprzeć morskie oczy na sylwetce Kaydena. Na jego znużonej dniem twarzy. Teraz widok jest jeszcze lepszy. Smutny człowiek. Człowiek typu, od którego Laurent wolałby normalnie trzymać się z daleka. Bo tacy jak on za bardzo poruszali jego duszę, a prawda była taka, że nie miał siły ich dźwigać. Sam przecież ledwo trzymał siebie. Wygaszony, poszukujący przeżyć mężczyzna. Jego opromieniona twarz wydawała się teraz tak samotna, tak... smutna. Wszelkie dźwięki obecności jakichkolwiek ludzi wokół zamilkły całkowicie. Ile czasu w tej ciszy minęło? Czy to była minuta czy może już tych minut trzydzieści?

- Kayden. - Wypowiedział jego imię śpiewnym głosem, jak westchnięcie, jak zaklęcie. Wszystko po to, żeby ten na niego spojrzał.

I pochylił się, by złożyć pocałunek na jego ustach, oprzeć palce na jego policzku. Fantomowy dotyk. Całkowicie realny dotyk.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Gentleman
✦Oh, these violent delights...✦
Kayden jest wysoki i szczupły, z lekkim zarysem mięśni i wyraźną linią szczęki. Czarne jak noc włosy ma rozwichrzone przez wiatr, zadziornie opadające na czoło. Oczy barwy gwiazd, srebrne i przenikliwe. Cera blada, niesamowicie ciężko ją opalić. Ubiera się elegancko, zwykle w biel i czerń, czasem kroplę czerwieni. W chłodne dni na barki narzuca czarny płaszcz. Woń cynamonu i wiśni jest zawsze obecna, dryfując wokół niego w zmysłowym tańcu.

Kayden Delacour
#4
16.08.2023, 20:28  ✶  
↻ ◁ ♫ ▷ ↺

Słodycz chwili, kiedy wszystko układało się w poezję. Milczenie wpływało jak szumiąca fala w nostalgię, spokój stawał się błogi, a zmysły wydawały się wyczulone na zaledwie cichy oddech, czy sól w morskiej bryzie. Wieczorne słońce pieściło niebo ognistym blaskiem, odbijając się w tafli wody, która zdawała się zgarniać odbicie lustrzane złota i muskać nim plażę. Ciche nie-słowa między nimi zapadły, tak kojące po ciężkim dniu pracy. Rzadko kiedy trafiał się ktoś, z kim mogłeś sobie swobodnie pomilczeć. Nacieszyć się jedynie subtelną obecnością. Był wdzięczny za to, że mógł to zrobić właśnie teraz, w tej chwili. Była wyjątkowa.

Nosił w sobie tę nostalgię, napędzaną pięknymi widokami i milczeniem. Nic dziwnego, że Laurent to zauważył. Niespecjalnie się z tym krył. Napawał się tą ciszą przez dłuższą chwilę, jak można napawać się aromatem ogrodowych kwiatów, dopóki nie usłyszał swojego imienia. Wtedy wybudził się ze słodkiego letargu i spojrzał na Laurenta, mrugnąwszy z raz czy dwa, jakby go czymś odurzono... Pierwszy raz słyszał, jak je wypowiada. Jego imię.

Nie zdążył zareagować. Nawet nie wiedziałby jak. Mógł tylko słyszeć głuchy pisk w uszach i bicie serca, które zagłuszyło nawet cudowny śpiew wody. Nie, ta melodia była ładniejsza... Żywa. Prawdziwa. Obca. Rzeczywista.

Po zaskoczeniu, które go na chwilę omamiło, przyszła łagodna akceptacja. Zmrużył długie rzęsy i zbliżył delikatnie, powoli, rozkopując piach. Usta muskały usta... Nie żarliwie, jak płomień, który stapiał skórę. Miękko, jakby całował jedwab. A nie całował? Śnił... Czuł, jakby dryfował między chmurami, nie bojąc się, że spadnie. Cisza eksplodowała i ani jedna myśl nie pojawiła się w jego głowie. Ani jedna wątpliwość. Ah, pewnie zasnął na tej plaży... Jeżeli to sen, to wcale nie chciał się wybudzać. Uwielbiał takie sny... zdarzały się za rzadko, by mogły go nasycić. Wcale nie chciał wracać do tej szarości, nie, kiedy dostrzegł tak piękne barwy. Morski kolor tęczówek, które hipnotyzowały na tle złocistych strąków. Jak oaza na środku oceanu, albo właśnie w drugą stronę. Zatoka, otoczona piachem. Kayden przymknął oczy i wplótł palce w anielskie włosy. Czy całował właśnie jednego z niebiańskich stworzeń? Tak właśnie się czuł... To było zbyt intensywne, żeby było prawdziwe. Jego smak, jego zapach... to wszystko był tylko sen, prawda...?

Musiał być... Inaczej już by go odciągnął. Już by się denerwował. Już stal przebijałaby na wylot, a usta miast całować Laurentego, całowałyby okrutne słowa. Uciekłby, zamiast się zbliżać. Jego dłoń wcale nie zjechałaby w dół, na kark, lekko ciągnąc do siebie tą urokliwą marę nocną. Nie zrobiłby tego, będąc w swoim ciele... prawda? Krótka chwila szczęścia i miodu na ustach. To był tylko sen. Chwila słabości.

- Powiedz to jeszcze raz... - Wyszeptał w jego usta, choć wargi wciąż skradały motyle pocałunki. - Moje imię... - Dodał słabo, uciekając w fantazję. Chciał je usłyszeć. Ten jedwabny głos, wplątany w jego imię.



[Obrazek: qEyGuHF.gif]

✧ The bear loved the deer, it was obvious.
It ripped the deer's throat out, and then licked the dying deer
with the most passionate affection ✧
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#5
16.08.2023, 20:46  ✶  

Nigdy nie pomyślałby, że spotka tego człowieka tak szybko po bezpośrednim zapoznaniu na przeklętej polanie, którą dotknęło tyle śmierci. Zła i gniewu. Na pewno nie pomyślałby, że spotkają się tam, gdzie kwitła radość i rozpusta. Gdzie rozkoszne usta dam i panów tworzyły taniec słów i słodkich pocałunków. Ale fantazjował o tym, by pocałować jego usta. Chciał być żelazem przyciąganym przez magnes jego oczu, jedwabną pościelą na jego skórze, wodą spływającą na jego ciało. Fantazje jednak były fantazjami. Zamiast słodkiego snu była ponura rzeczywistość. I tamta chwila w klubie jazzowy, ta dziwna rozmowa później i te pytanie - wydawało mi się? Co było prawdą, a co tylko grzesznym życzeniem? Życie czasem splatało chwile dokładnie tak, jak splatano wianki. Delikatne łodygi stokrotek zwijała w idealne okręgi, wplatało w to gałązki i kilka kaczeńców. To było bardzo grzeszne i w zasadzie bardzo niepoważne. Przecież powiedział "nie". Nawet dwa razy. Pod tamtym klubem, kiedy swoją dłonią szukał jego dłoni. Magnes. Opiłki żelaza. Nie mogło mu się wydawać, siła przyciągania była przecież zbyt silna.

Dzisiaj na pewno.

Dotknął ust, które był dokładnie tak miękkie jak sobie to wyobraził. Nie jak spragniony wody, a jak koneser dobrego wina, który ledwo moczy wargi w pysznym trunku, by go zasmakować. Nie było odsunięcia się, kolejnego zaprzeczenia, wyparcia, krzyku, że co on wyrabia, żeby więcej się nie zbliżał! Nie. Było przysunięcie się bliżej. Akceptacja. Laurent patrzył na te oczy, te długie rzęsy, teraz tak bliskie niego samego i aż oczy mu zalśniły, kiedy mógł wypuścić oddech z klatki piersiowej. Kiedy motyle rozpłynęły się po brzuchu i przyniosły takie słodkie, takie lekkie uniesienie. Wart grzechu. Nie było w tym żadnej świętości, ale to zabawne. Bo czuł się bardziej uświęcony niż gdy podczas świąt odwiedzał kościół.

Zgiął nogi i lekko się na nich uniósł, kiedy poczuł przyciąganie. Dokładnie to, którego chciał, którego potrzebował. Na które warto było czekać. Zbliżył się. Obrócił do niego tak, by nic nie przeszkadzało pieszczocie ust.

- Kayden... - Wyszeptał zgodnie z życzeniem, uśmiechając się delikatnie przy rozkosznych dreszczach własnego ciała.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Gentleman
✦Oh, these violent delights...✦
Kayden jest wysoki i szczupły, z lekkim zarysem mięśni i wyraźną linią szczęki. Czarne jak noc włosy ma rozwichrzone przez wiatr, zadziornie opadające na czoło. Oczy barwy gwiazd, srebrne i przenikliwe. Cera blada, niesamowicie ciężko ją opalić. Ubiera się elegancko, zwykle w biel i czerń, czasem kroplę czerwieni. W chłodne dni na barki narzuca czarny płaszcz. Woń cynamonu i wiśni jest zawsze obecna, dryfując wokół niego w zmysłowym tańcu.

Kayden Delacour
#6
16.08.2023, 21:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.08.2023, 21:54 przez Kayden Delacour.)  

To było strasznie lekkomyślne. Okropnie. Wszystkie anioły w niebie zapewne zaglądały z tych barwnych chmur, nakrapianych różem i patrzyły na to z pogardą. Ale cóż mu po tych aniołach, skoro jednego miał tutaj...? Na co mu błogosławieństwo, skoro jego dusza była lekka jak pióro z ich skrzydeł? Biel puchu zapewne sczezła do czerni. Czy tak miał wyglądać grzech? Nie czuł wcale, żeby grzeszył. Sumienie siedziało cicho. Czy dostanie naganę, dopiero gdy powróci świadomość? Kiedy się obudzi? W porządku... więc będzie śnił jeszcze długo, żeby nasycić się tą niemoralnością.

"Cnota, sama w sobie, jest nieciekawa i z góry wiadoma, cnota jest załatwieniem sprawy, to jest śmiercią; grzech jest życiem." Kiedyś te słowa czytał i nie był w stanie zrozumieć. Poetyka i światopogląd wyklęty, choć wciąż dający do myślenia. Nadal tego nie rozumiał, ale przebłysk pojawił się tam, gdzie rozsądek tlił się słabym światłem. Dlaczego tam? Nic z tego nie było rozsądne. Powoli budził się z tej upajającej mgły i wcale nie chciał się wycofywać. Skoro już i tak splamił duszę, a niebiosa go wyklęły, to z ochotą rozgości się w piekle.

A piekło smakowało jak kawa, pachniało jak morze i brzmiało jak syreni szept. Zza rzęs błyskało srebro, jakby zaraz miało się wylać wodospadem gwiazd. Nie wyglądało wcale na zasnute senną niewiedzą, wręcz przeciwnie, stawało się coraz to wyraźniejsze. Jakby całował go z pełną premedytacją, skubiąc delikatnie wargi i pogłębiając pocałunek. Niech niebiosa odwrócą wzrok. Ta modlitwa nie woła o aprobatę...

- Laurent... - Zamruczał z zadowoleniem, skradając pocałunek za pocałunkiem. Jego palce muskały ciepłą skórę, malowaną złoto-pomarańczowym światłem zachodzącego słońca i przytrzymały podbródek. Tego się właśnie obawiał... nie potrafił przerwać.

Grzech był życiem. Czuł to życie, czuł w bijącym szybko sercu, które łomotało w piersi spokojnym, acz mocnym rytmem, obijając się o klatkę z kości. Wbił palce drugiej dłoni w piach, jakby miała go trzymać przy stabilnym gruncie. Nie dać mu odlecieć za daleko. Jakby chwycił rzeczywistość, tak na wszelki wypadek... gdyby czasem się zagalopował, jak dzikie stworzenie. Na pewno nie stworzonej z boskiej ręki... nie w tym momencie.



[Obrazek: qEyGuHF.gif]

✧ The bear loved the deer, it was obvious.
It ripped the deer's throat out, and then licked the dying deer
with the most passionate affection ✧
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#7
16.08.2023, 22:06  ✶  

Chciał poczekać. Liczył na to, że Kayden zrobi ruch. Człowiek, którego ciągle nie potrafił zrozumieć. Bo chociaż widział, to te sprzeczności tam istniały. Dojrzał człowieka zagubionego, zatraconego w szarudze codzienności, który choć nie błagał nikogo o wyniesienie go do świata barw to bardzo tego potrzebował. Nie byłby w stanie błagać. Był na to zbyt dumny. Czego się Kayden Delacour oczekiwał? Wybawienia? Tych aniołów, które zagrają na lirach i podadzą mu dłoń, żeby mógł pofrunąć razem z nimi? Och nie, nie. Na pewno nie tego. Przecież bał się latać. Czy nie została więc ziemia? Mógł go ktoś poprowadzić, tylko na kogo czekał? Albo nie czekał w ogóle. Kayden Delacour wyglądał na człowieka, który zgubił kolory i już nawet nie miał nadziei, że kiedykolwiek je odnajdzie. Więc może tego potrzebował..? Wyzwolenia? Odrobiny czegoś brudnego, żeby zabarwić ten swój szary świat? Tak na dobry początek... bo decydując się na ten pocałunek Laurent był pewny, że zabarwi świat Kaydena miodem. Przyjemny, słodkim i lepkim. Takim, od którego nie można się oderwać, pachnącym ciągle świeżymi kwiatami muśniętymi morskim podmuchem wiatru. Chciał mieć u niego szansę. Nie na zawsze, nie na miłość. Przecież to nie ją mu wyznawał. Chciał mieć szansę na wspólne pomalowanie
farbami ich światów i uniesienie się w rozkoszy. Dokładnie takiej, jak ta.

Oderwał drugą rękę od piasku i oparł ją na nodze mężczyzny. Tak trochę odruchowo, żeby wygodniej mu się było ułożyć. Albo to tylko wymówka. Zatapiał się w pocałunkach, tych coraz śmielszych, zachwycony, że może oddać dotykiem własnych warg ten zachwyt pięknem. Pasję. Że mógł przekazać pasję, jaką poczuł, kiedy go zobaczył. I że jest oddany, a oddanie się pasji... Już o tym przecież rozmawiali. I skoro już jego dłoń była na jego udzie przesunął nią lekko, zostawił na piasku materiał, przeniósł ją na jego klatkę piersiową, by musnąć lekko palcami rozpięty materiał. Ale nie musnąć jeszcze skóry. Aach, to właśnie to... Te oczy, roztopione, jak gwiazdy, które mógł teraz łapać. Tego chciał tamtego wieczoru. I nie pomylił się - Srebrny Książę chciał dokładnie tego samego. I znów nie spodziewał się tego, co dostał. Smaku czekolady, która wydawała się tak do niego nie pasować i pasować jednocześnie, tej delikatności, jakby dotykał ustami kawałki czekolady, którą chciał ledwo muskać, żeby nacieszyć się jej smakiem. Żeby nie zjeść jej za szybko. Przeszedł go dreszcz od wypowiedzenia tego magicznego słowa. Tak, to zdecydowanie działało jak zaklęcie. Wypowiedziane z takim... oddaniem. Z takim uwielbieniem. Jakby był tym aniołem, na którego jednak czekał. Tym, który nie musiał zabierać go na wysokości, żeby pozwolić mu się unieść.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Gentleman
✦Oh, these violent delights...✦
Kayden jest wysoki i szczupły, z lekkim zarysem mięśni i wyraźną linią szczęki. Czarne jak noc włosy ma rozwichrzone przez wiatr, zadziornie opadające na czoło. Oczy barwy gwiazd, srebrne i przenikliwe. Cera blada, niesamowicie ciężko ją opalić. Ubiera się elegancko, zwykle w biel i czerń, czasem kroplę czerwieni. W chłodne dni na barki narzuca czarny płaszcz. Woń cynamonu i wiśni jest zawsze obecna, dryfując wokół niego w zmysłowym tańcu.

Kayden Delacour
#8
16.08.2023, 23:05  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.08.2023, 23:07 przez Kayden Delacour.)  

Myśl absurdalna... Co, jeśli to właśnie niebiosa popchnęły go we właściwą stronę, żeby pozwolić mu zasmakować w odcieniach namiętności? Absurd miał zwykle dwie strony monety. Co, jeśli to płomienie za tym stały? Przecież tak się przed tym wzbraniał, z tak kategorycznym "nie", a jednak teraz się poddał... Chyba za długo w tych szarościach się nużył. Kropla tego złocistego miodu, a już lepił się cały od słodyczy. W myślach pojawiła się refleksja... co, jeśli świat Laurenta też nie miał kolorów? Tego szukał, kiedy szeptał do niego w cieniach klubu Noir? Cóż za ironia... Tak czarno-białe miejsce, a w ich oczach buchały barwy. Teraz też je widział i zupełnie nieegoistycznie chciał się nimi podzielić. Zacząć malować, choć nie miał przekonania do swoich pędzli, a płótno było zupełnie białe. Obraz nabierał życia, gdy nie myślało się wcale o efekcie końcowym, dając się ponieść inspiracji. Tak właśnie robił. Nie myślał, co się stanie dalej, cieszył się chwilą.

Oddawał nieśpieszne pocałunki, jakby mieli na nie cały czas świata. Albo nie... jakby czas w ogóle nie istniał. Uśmiechnął się lekko, czując dotyk na tkaninie koszuli, w oczach zamigotało rozbawienie. Przymknął je więc, żeby nie wydostało się na wieczorną plażę i nie zepsuło chwili. Oh, jakże go korciło, żeby ugryźć tą czekoladę... jak dużo wysiłku kosztowało go powstrzymanie się, aż zacisnął palce, zatapiając je głębiej w piachu. Wystarczy. Za dużo kleksów na płótnie uczyni obraz chaotycznym i bez gustu. Przerwał delikatnie pocałunek, odsuwając się powoli i otworzył ślepia, żeby nacieszyć tymi barwami oczy. Jeszcze przez chwilę... jedną chwilę milczenia, w której mógł zatopić się w oazie. Musnął kciukiem policzek, jakby badał teksturę jego skóry. Nie miał pojęcia co powiedzieć. Wciąż miał w ustach ten zbawienny posmak... Jego wargi wciąż żyły tą pasją, chociaż przerwał ich taniec. Każde słowo wydawało się niewłaściwe. Tylko oczy zdawały się mówić za niego, wędrując po jego anielskiej twarzy. Jak mężczyzna może być taki urodziwy...? To chyba nie było pytanie, które powinien sobie w tym momencie zadawać... Co teraz? Tak powinno brzmieć. Mimo tego wcale nie łaziło mu po głowie i nie plamiło barw na czarno. Nie czuł wzgardy, rozczarowania, poczucia winy, czy goryczy. Ah, nie... gorycz czuł... Taką słodką gorycz, którą akurat lubił mieć na języku - Masz gorzkie usta... - Mruknął, zabierając rękę z jego twarzy i po chwili ciszy parsknął cichym śmiechem i odwrócił wzrok na słońce, które już chowało się na horyzoncie, zatapiając w tafli wody. Srebrne oczy migotały lekko z rozbawieniem.



[Obrazek: qEyGuHF.gif]

✧ The bear loved the deer, it was obvious.
It ripped the deer's throat out, and then licked the dying deer
with the most passionate affection ✧
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#9
16.08.2023, 23:29  ✶  

Ostrożnie. Musiał się obchodzić delikatnie z tą stalą, z tym Pięknem, które dostało się pod jego palce i które teraz obdarzało go swoim błogosławieństwem. Obmywało go ze znużenia, z trudów dnia i dawało siły na każdy kolejny. Czerpał całymi garściami, a jeszcze kilka dni temu myślał, że powinien się od Kaydena trzymać z daleka. Myślał, że niczego dobrego ten człowiek mu nie przyniesie. Że nawet jeśli dostanie to, czego pragnął i uspokoi w końcu pragnienie ciała i umysłu to potem zostanie niesmak, ciągle to samo obrzydzenie, podarte koty w ramach gniewu, bo przecież usłyszy potem tak naprawdę nie chciałem. Nikt nie chciał spoglądać w twarz osoby, która przypominała mu o wyrzutach sumienia. Nie chciał zrobić kroku za daleko i nie chciał wziąć za mało. Ile to więc było tak... tak w sam raz. To było takie inne doznanie - pocałunki, którymi obdarzał go Kayden. Czuł się jak istota uświęcona przez jego dotyk. Delikatna i krucha. A przecież taki był. Było w tym coś zupełnie innego. Coś, czego zresztą się zupełnie nie spodziewał. Sądził, że ten mężczyzna od razu sięgnie po to, co najbardziej rozgrzewało. Zamiast tego ta cudowna chwila ciągnęła się w pieszczotach wręcz niewinnych. Aż rozmarzone westchnienie wydobyło się spomiędzy jego wilgotnych, ciepłych i zaczerwienionych od tych pieszczot warg. Sądził, że będzie musiał sam wyznaczyć granice, bo nie wiedział, czy w tych oczach, które teraz widział tak blisko, spełniając marzenia o tym, by poznać każdą plamkę, każde zabarwienie tęczówki, czaiło się jeszcze okiełznanie pragnień. To wszystko naprawdę mogło wydawać się senne. Tak zjawiskowe w całej swej istocie - spotkanie, o którym śpiewali poeci i które malarze chcieli uwieczniać na płótnie. Jak widać - Laurentowi wydawało się bardzo wiele. Kayden zaś, jak ciągle dotąd, postanowił go zaskoczyć.

Delikatny uśmiech Laurenta i jego opuszczone lekko spojrzenie sprawiały, że wyglądał niewinnie. A nie miał wiele z niewinnością wspólnego. Rumieńce ozdobiły jego policzki, te zdrowe, które pojawiały się na twarzach niektórych, gdy serce zaczynało mocniej bić, a krew szumiała w żyłach. Ale nie kazał na siebie długo czekać. Na spotkanie się ze wzrokiem Kaydena na jednej linii, czując dotyk dłoni. Tak, dokładnie tego chciał ostatnim razem. Wtulić się w tę dłoń i teraz przez drobny moment miał tę okazję. Oparł na niej twarz, przechylając nieco głowę, przez co jasne kosmyki musnęły miękką skórę. Laurent miał naprawdę duże oczy. Duże oczy, które wyglądały teraz dokładnie tak samo jak to morze przed nimi, odbijając blaski gasnącego dnia. Tylko jaśniejsze. Klarowniejsze. I tak bardzo żywe.

Przynajmniej dopóki Kayden się nie cofnął i nie prychnął śmiechem, pozostawiając go kompletnie skonfundowanego i zdziwionego.

- C-co..? - Zapytał trochę niepewnie, trochę zarażając się tym nagłym przejawem wesołości. Zresztą... w ogóle nie spodziewał się takiej reakcji. Spodziewał się, że wzrok Kaydena stanie się ostry, że zacznie rzucać słowem jak ostrzem noża. Jak cięciem wyciągniętym z różdżki. Ale zamiast tego... wydawał się odprężony i radosny. Jakby udało się pomalować jego świat. - Może ci to podpasuje, bo w niektórzy wołają na mnie "Lukrecja". - Dodał w tym weselszym tonie. Słodko-gorzki. Fakt, Laurent nie pił alkoholu. Za to pijał dużo kawy. Ale to niekoniecznie tylko o smak jego ust chodziło.

Odsunął się na normalną odległość i dotknął dłonią swojego rozpalonego policzka, czując ciągle to przyjemne ciepło. I dotyk dłoni Kaydena w tym miejscu.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Gentleman
✦Oh, these violent delights...✦
Kayden jest wysoki i szczupły, z lekkim zarysem mięśni i wyraźną linią szczęki. Czarne jak noc włosy ma rozwichrzone przez wiatr, zadziornie opadające na czoło. Oczy barwy gwiazd, srebrne i przenikliwe. Cera blada, niesamowicie ciężko ją opalić. Ubiera się elegancko, zwykle w biel i czerń, czasem kroplę czerwieni. W chłodne dni na barki narzuca czarny płaszcz. Woń cynamonu i wiśni jest zawsze obecna, dryfując wokół niego w zmysłowym tańcu.

Kayden Delacour
#10
17.08.2023, 11:57  ✶  

Coś go opętało. Jakiś miły duch, który na chwilę przejął jego ciało, by mógł się nacieszyć czymś tak niewinnym. Załagodził jego ostre spojrzenie. Ukoił myśli. Coś musiało przejąć jego naczynie, by dusza miała sposobność odetchnąć na chwilę, nie będąc dręczoną przez apatię. Śladu po tym nie było. Tak, na tę chwilę, świat był piękny, aż chciało się na niego patrzeć. - Lukrecja? - Zmarszczył brwi, po czym znów parsknął śmiechem. Jakże trafne, choć paradoksalnie sprzeczne. Lek na układ dróg oddechowych, a z taką łatwością odebrał mu dech w piersi... - Taki z ciebie słodko-gorzki korzeń? - Zażartował z lekkim uśmiechem.

Ależ to było dziwne... rozmawianie swobodnie po tym, co się właśnie stało. Jak gdyby nigdy nic. Jakby to było naturalnie... a przecież nie było. Czy nie to im wpajano? Że to wynaturzenie i cudactwo, że tak nie można, że to coś złego... W takim razie jak to logicznie wyjaśnić? Jak podważyć? Bo jakoś musiał... Nie sądził, by ta błogość długo trwała. Rzeczywistość zawsze po jakimś czasie wraca i uderza z liścia. Wystarczy usłyszeć gdzieś słowo. Jakiś skrawek rozmowy na temat i od razu czujesz się gorzej jakby ciągnięty na dno czarnego morza. Znikające powoli słońce jednak milczało, a fale szeptały kojąco, nie burząc się o bycie świadkiem czegoś niemoralnego.

Sam nie wiedział czego się spodziewać. Czy to po sobie, czy Laurentym. Nie był w stanie odczytać jego myśli, ale spoglądał na te różane policzki i miał ochotę je całować, raz koło razu, aż staną się czerwone jak wino. Co w niego wstąpiło? Może w swoim kubku ktoś mu dolał amortencję...? To by wyjaśniało wiele, ale nie, trzeźwy był. Przerażająco trzeźwy. Nie wiedział nawet, czy to by na niego zadziałało. Czy fałszywa miłość to trucizna? Nie miał pojęcia... W ogóle coś słabo u niego było teraz z myśleniem. Jedynie serce myślało, tęsknie bijąc w stronę Lukrecji, jakby jednym kęsem uzależniło się od słodko-gorzkiego smaku.

Bał się... że zacznie go pytać. Drążyć temat. Sam nie znał odpowiedzi na to, dlaczego zdecydował się schować ostrze, którym się przed nim bronił. Przed nim? Nie, nie chodziło o Laurentego. Bronił się przed samym sobą... Jakie to było okrutne, wystrzegać się tego, co sprawiało, że stawał się żywy. To jak odmawiać spragnionemu wody... A Laurent przyciągał go jak magnes. Znów zapragnął zanurzyć się w morzu i być blisko niego. Zmusił się, żeby zamiast tego podnieść się powoli z piachu i otrzepać ubrania z ziaren. - Robi się ciemno... - Wyciągnął rękę w stronę blondyna, żeby pomóc mu wstać, unosząc w górę brwi z niemym pytaniem. Niewinny pretekst, żeby jeszcze przez chwilę móc dotknąć jego ciepłej skóry. Przez krótki moment. Tylko kropla wody.



[Obrazek: qEyGuHF.gif]

✧ The bear loved the deer, it was obvious.
It ripped the deer's throat out, and then licked the dying deer
with the most passionate affection ✧
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Laurent Prewett (3674), Kayden Delacour (2560)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa