• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10 Dalej »
[5.06.72, New Forest] Mały wypadek

[5.06.72, New Forest] Mały wypadek
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#1
26.08.2023, 09:15  ✶  
Florence Bulstrode żyła na tym świecie dostatecznie długo, aby nauczyła się kilku uniwersalnych prawd. Jedna z nich brzmiała: jeżeli ktoś zaczyna list albo rozmowę od zapewnienia, że nie musisz się martwić, z dużym prawdopodobieństwem to ten moment, w którym martwić się powinnaś.
Jeśli połączyć to ze słowami „mały wypadek” i „biuro aurorów” sprawa dostawała dodatkowe punkty w rankingu zmartwienia. Ojciec Florence był aurorem. Bracia Florence byli aurorami. Jej najlepszy przyjaciel był aurorem. Tu więc wkraczała kolejna prawda uniwersalna: aurorów nie angażowało się w przypadku „małych wypadków”. Aurorów angażowało się, kiedy w powietrzu zaczynała unosić się woń spalenizny, zwiastująca użycie czarnej magii.
Wyrzucała sobie, że gdy Laurent napisał jej, że czuje się obserwowany, nie uparła się bardziej, aby nocował u nich.
Dlatego panna Bulstrode po raz kolejny przeorganizowała harmonogram zaplanowanych na ten tydzień czynności i znów wybrała się do New Forest. Tym razem zapowiedziała swoje przybycie, nie fatygowała się więc Błędnym Rycerzem – były jakieś granice poświęcenia, nawet wobec rodziny, a korzystanie z komunikacji publicznej drugi raz w ciągu tygodnia już niebezpiecznie się do nich zbliżało.
Wkrótce po tym, jak list dotarł do Prewetta, Florence wyłoniła się więc z kominka wraz z chmurą popiołów. Pierwszym, co zrobiła, było oczywiście sięgnięcie po różdżkę – i najpierw bardzo staranne oczyszczenie swojej ciemnej sukienki, a potem usunięcie każdej drobiny popiołów, które mogłyby zdecydować się opuścić palenisko. Kolejny ruch ręki wygasił ogień, bo czerwiec zdecydowanie nie był porą odpowiednią do palenia w kominku za dnia.
A potem zmierzyła Laurenta bardzo uważnym spojrzeniem jasnych oczu. Od stóp do głów, jakby – ponownie! – oceniała, czy jest poważnie ranny i czy powinna naciskać na natychmiastową wizytę w Mungu, najlepiej z nocowaniem.
Oczywiście, jak zwykle, była starannie ubrana, starannie uczesana. Nieumalowana, bo malowała się dość rzadko – na pewno nie do pracy i do wizyt u krewnych. Przez ramię przerzuciła sporą torbę. W jednej ręce trzymała różdżkę, w drugiej kopertę, którą Prewett przysłał jej tego dnia.
- Dobry wieczór, Laurencie – przywitała się, bo Florence zazwyczaj pamiętała o dobrych manierach, także w takich sytuacjach. I nie, nie zaczęła krzyczeć, bo zawsze uważała, że jeżeli krzyczysz zbyt chętnie i zbyt często, to przestaje robić wrażenie. Krzyki chowała na specjalne okazje i w przeszłości, a teraz to już szczególnie. Wszak wszyscy byli dorośli: nie krzyczysz na innych dorosłych bez powodów. Właściwie na dzieci też nie powinieneś. Zresztą, najpierw należało przekonać się, co takiego się stało, że Laurent Prewett musiał zgłosić się do Biura Aurorów, podczas gdy nie chciał iść do Brygadzistów nawet, kiedy omal nie zginął. – Bardzo chciałabym usłyszeć, jakim drobnym wypadkiem zainteresuje się biuro aurorów – dodała zaraz uprzejmym tonem, unosząc dłoń, w której trzymała list.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#2
26.08.2023, 09:39  ✶  

Laurent naprawdę długo medytował, myślał, kombinował i modlił się nad papeterią przy stole w jadalni. Nawet nie przy swoim biurku, gdzie listy pisał i gdzie zasiadała wtedy Nieve z tym swoim spojrzeniem, jakby była wiecznie zdenerwowanym ptakiem. Nie była, tylko robiła takie wrażenie. W pewnym momencie siedzenia nawet już na papeterii leżał. Moment wysłania do Atreusa listu był w pewnym stopniu przełomowy, no bo skoro on nie miał pomysłu, JAK powiedzieć o tym Florence to może kuzyn będzie miał! W końcu był z nią bliżej! Tak przynajmniej myślał, że był bliżej, siłą rzeczy. Niestety Atreus nie okazał się rycerzem na białym rumaku i tylko potwierdził dokładnie to, o czym Laurent myślał - żeby listu nie wysyłać wcale. Problem był taki, że nie zamierzał tego nie zgłaszać. Gdyby może Brenna nie brała w tym udziału, to może..? Ale pewnie też nie. Bałby się. Zresztą teraz siedział tutaj i nie wiedział, dlaczego się nie boi. Wszystko było zupełnie surrealistyczne, a jego największym zmartwieniem z jakiegoś powodu było to, że Florence się na niego zdenerwuje. Że narobił kolejnej głupoty, nabroił i teraz przyjdzie mu zbierać zasłużone zresztą lanie. Ukrywanie tego, co się stało, niestety tym razem nie wchodziło w grę, bo nie wierzył w to, że Flroence by się nie dowiedziała. Zresztą - obiecał jej. Obiecał jej, że jej powie, jeśli coś się będzie działo, co prawda nie była ta noc związana nijak z jego przeszłością, ale nadal czułby się jak kłamca i oszust. Tak, widzicie, właśnie to były teraz największe zmartwienia blondyna. Alexander patrzył na Laurenta i zupełnie nie rozumiał, co się dzieje. Zaglądał tu co jakiś czas, ale głównie poszedł się zająć biznesem. Laurent nawet nie próbował protestować tym razem. Tak więc przyszedł moment, że ciężko westchnął i posłał ten list. Kiedy odpowiedź otrzymał, kompletnie rozłożył już ręce, poszedł się skulić na kanapę, zakrył kocem po nos i zwinięty czekał na sądny dzień, który nieubłaganie nadciągał. Och, jak go stresował upływ minut!

W końcu kominek buchnął zielonym płomieniem i Florence pokazała się w jego domu. W jego salonie zresztą, przy którym to kominku, pod kocem, nieszczęśliwy Laurent się wygrzewał. A był bardzo nieszczęśliwy, bo obolały, zmęczony i zestresowany wizytą kuzynki. Kiedy się pojawiła podniósł się powoli i ostrożnie z kanapy, ale nawet nie wstawał. Patrzył tylko na nią jak taki szczeniak. Wymizerniały, blady, zmęczony szczeniak z bandażem na gardle, żeby nie było widać siniaków. Nawet nie zdążył się dobrze zebrać na grzeczne "dzień dobry", jak list został mu pokazany i objawiony. Jak ten szczeniak smętnie opuścił wzrok.

- Dobry wieczór. - Jego głos brzmiał już zdecydowanie lepiej niż jeszcze nocą, nawet niż tych kilka godzin temu. - To... ehm... - Tak samo jak nie wiedział, jak napisać o tym w liście, tak samo nie wiedział, jak powiedzieć jej o tym teraz. Sytuacja była dla niego niekomfortowa i nawet nie próbował tego ukrywać, zaciągając rękawy swetra na dłonie i wędrując wzrokiem wszędzie tylko nie do Florence. Było oczywiste, że szuka słów, bo przez tę godzinę nie znalazł, jak NAJDELIKATNIEJ i najlepiej dookoła tematu o tym powiedzieć. Niestety o seryjnym mordercy, który cię dusił, dźgał nożem i rzucał zaklęciami nie dało się powiedzieć zbyt delikatnie. - ... nic takiego... - wymamrotał pod nosem, czując wręcz ciepło na policzkach. A jak już to zdanie się wydobyło z jego ust to wręcz sam tego pożałował i strzelił oczami w kierunku Florence. - Już się mną zajęli, nic mi nie jest, naprawdę. - Uniósł dłoń przed siebie, jakby chciał tym cokolwiek udowodnić i ją do tego przekonać. Po części to była prawda.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#3
26.08.2023, 10:31  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 26.08.2023, 10:31 przez Florence Bulstrode.)  
Laurent wyglądał źle. Bandaż na szyi sugerował poważne obrażenia, których nawet magia nie zdołała wyleczyć od razu, a jego wymizerowana twarz jasno wskazywała, że był osłabiony i tej nocy nie wypoczął. Ale Florence nie spodziewała się niczego innego, chociaż więc ten widok ani trochę się jej nie podobał, nie wywołał także szoku.
Natura uzdrowicielki wzywała, aby pochylić się nad Prewettem, rozpocząć pełną diagnostykę i oględziny obrażeń. Ale sądząc po liście i po tym, co Laurent powiedział, magomedycy już się nim zajęły, a chociaż ona uważała się za magomedyczkę bardzo dobrą – wątpliwe, aby mogła zrobić więcej niż oni. Nie była w końcu cudotwórcą, a jej główną specjalnością było usuwanie rezultatów czarów oraz klątw. Chciałaby go pocieszyć, zapewnić, że wszystko będzie dobrze… ale nie mogła, a przynajmniej nie dopóki nie dowie się, co dokładnie się tutaj stało.
– Bierzesz eliksiry? Zwłaszcza wiggenowy? – zapytała jednak, bo nie mogła po prostu się przed tym pytaniem powstrzymać. Przypatrywała się Laurentowi jeszcze przez moment, a potem wycelowała różdżką w najbliższe krzesło lub fotel, by przysunąć je sobie za pomocą magii nieco bliżej kanapy.
Nie istniały słowa, w których można by przekazać delikatnie informację o tym, że ktoś próbował cię zabić. Że przed tym kimś właściwie nie można było się bronić i że mógł zaatakować ponownie. Gdyby nie to, że Florence nie miała prawie nic wspólnego z mugolami, może przyrównałaby tę sytuację do mugolskich horrorów, gdzie znikąd nadciągało tajemnicze Zło i bohaterowie mogli tylko ginąć jeden po drugim. Nie znała ich jednak.
Ale była też uzdrowicielką z Munga, córką aurora, i kobietą, która sama życia nie narażała, ale przywykła do tego, że robią to ludzie wokół niej. Natykała się w swojej pracy na paskudne przypadki, i była świadoma, że jej bracia w pracy nie siedzą tylko nad stosami papierów, bo do ich zadań w końcu należało tropienie czarnoksiężników. Florence nie miała więc skłonności do wpadania w panikę i nie była delikatnym, angielskim kwiatkiem, który zemdleje, gdy usłyszy o mordercach i ucieczkach w mroku nocy.
Nie przyszłaby tutaj, gdyby bała się usłyszeć odpowiedzi.
Nie czekała na zaproszenie. Usiadła w przysuniętym sobie fotelu, jak zwykle idealnie wyprostowana. Torebkę ułożyła na kolanach. Spojrzenia nie odrywała od Laurenta, zastanawiając się, czy jego stan był rezultatem jej błędu. Czy gdyby spojrzała w jego plany na przyszłość, mogłaby temu zapobiec. Dokąd poszedł, z kim się spotkał, że wyglądał w ten sposób?
– Madame i Dante najwyraźniej dalej nie są w przyjacielskich stosunkach – powiedziała w końcu, informacja zupełnie nie związana z obecną sprawą, którą udało się uzyskać zaskakująco szybko i którą Florence z jakiegoś powodu uznała za całkiem dobry wstęp do ciągu dalszego tej rozmowy… Mówiła wciąż spokojnym, poważnym tonem. – Mówisz, że to nie jest związane z nimi. W takim razie, Laurent, zamieniam się w słuch. Bo proszę, nie obrażaj mojej inteligencji. Z „nic takiego” nie poszedłbyś do Biura Aurorów.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#4
26.08.2023, 10:56  ✶  

To było całkowicie irracjonalne i zdawał sobie z tego sprawę, przynajmniej tyle w tym szaleństwie. Nie zrobił niczego złego, nie miał na to żadnego wpływu, co stało się nocą. Naprawdę zadbał o bezpieczeństwo, kiedy miał to dziwne poczucie obserwacji, nie zamierzał ryzykować. Nie należał do osób będących lekkoduchami, nawet jeśli niechętnie wsłuchiwał się w opowieści aurorów o ich pracy i kiedy czasem przy rodzinnych obiadach zaczynały się opowieści o pojedynkach, pogoniach i morderstwach to całkowicie tracił apetyt i modlił się, żeby jak najszybciej obiad się skończył. Miał wyobraźnię, wiedział, co potrafiło dziać się w tym świecie, szczególnie teraz, kiedy Czarny Pan rozpostarł swoje skrzydła nad światem. Więc tak, to było głupie, a jednak uczucie pozostawało. Bo przecież jak to mogło się wydarzyć w przeciągu dwóch dni? DWÓCH dni! Przecież to brzmiało absurdalnie!

- Co do minuty. Goi się ładnie. - Był ostatnim stworzeniem, które ignoruje niebezpieczeństwo i ostatnim, które zaniedbałoby własne rany. Chodził przecież teraz na paluszkach i nawet nie chciał drgnąć drugiej ręki, bo lekkie poruszenie wprawiało w ból. Więc poruszał nią tylko z absolutnej konieczności, kiedy jej naprawdę potrzebował. Z jedną funkcjonalną ręką kiepsko się w końcu żyło. Naprostował się trochę bardziej, kiedy Florence przysunęła sobie fotel. Nie było tutaj miejsca na żadne ściemy, bo chociaż Laurentowi zdarzało się przemilczeć niektóre sprawy, tak teraz nie bardzo znajdował dla tego milczenia miejsca. W innym wypadku napisałby list, że wszystko w porządku i nic mu nie jest. A potem Florence zjawiłaby się na wizytacji i byłby z tego problem. Albo właśnie ktoś z biura aurorów by ją zapytał, co to za próba morderstwa na jej kuzynie.

Kompletnie nie spodziewał się tego hasła, jakie padło. Nie dość, że nie spodziewał się tak szybko, tak i nie spodziewał się, że teraz w ogóle padnie, że ta niezdarna z jego strony rozmowa zostanie przecięta. Chyba dobrze mu to zrobiło - wytrącenie z tej nie-równowagi, żeby zaliczyć mały reset i wejść z powrotem na bardziej równy tor, po którym już można się normalnie poruszać. Odetchnął cicho, tak naprawdę z ulgą. Nie bardzo był pewien, czy powinien w ogóle Florence pytać, skąd wie i jakim cudem tak szybko. Była otoczona aurorami. Ale wierzył w to, co mu obiecała - że nie powie nikomu bliskiemu, że zostawi to w sekrecie.

- Brenna Longbottom powiedziała, że jest to morderca, którego sprawą zajmuje się już biuro aurorów. - Chciał temu nadać nieco bardziej wiarygodny wydźwięk niż 'to mi się śniło' zanim przejdzie do... "to mi się śniło". - Mężczyzna... wypatruje ofiarę i atakuje we śnie, próbując zabić. Więc muszę to zgłosić. - Skoro nie był jedyną ofiarą, a którąś z kolei, rzeczywiście każda informacja mogła być dla nich bezcenna. - Nikt się nie włamał, nikogo nie było w domu... mi się to po prostu śniło. A kiedy się obudziłem już pływałem we własnej krwi.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#5
26.08.2023, 15:56  ✶  
Nie, to nie była wina Laurenta, że został obrany na cel - być może całkowicie przypadkowy - przez psychopatę. Zrzucanie odpowiedzialności na ofiarę w takiej sytuacji było ostatnim co powinien robić ktokolwiek. Ale Florence na razie nie wiedziała jeszcze, jaki "mały wypadek" spotkał jej krewnego, gdzie się to stało, kto go napadł. Nie miała pojęcia, że Prewett po prostu grzecznie położył się do łóżka, a potem obudził się obolały, obity, w pościeli uwalanej jego krwią.
A co do madame Fontaine? Florence otaczali aurorzy, a jej matkę z kolei - osoby, które wymiar sprawiedliwości napotykały raczej... od tej drugiej strony. Pytanie tu, zdanie tam i tak prostą informację Bulstrode mogła uzyskać dość szybko, zasłaniając się sprawą pacjenta, który trafił do szpitala. (Nawet nie skłamała. Laurent był pacjentem, trafił do szpitala, groziło mu niebezpieczeństwo.) I nie, nikomu nie zdradziła jego sekretu, chociaż tutaj może należałoby zaznaczyć, że nie zrobiła tego "na razie". Bo przecież jeżeli napaści miałyby się powtarzać, dotrzymanie obietnicy nie byłoby ważniejsze niż jego życie i bezpieczeństwo.
I między innymi dlatego chciała się dowiedzieć, czy ten wypadek miał cokolwiek wspólnego z tym poprzednim.
Najpierw Florence przeniknął chłód, gdy padło hasło "morderca, którego sprawą zajmują się aurorzy". Bo o ile ostatnio Laurenta chciano nastraszyć, tam tym razem - zamordować. A potem jej ciemne brwi powędrowały do góry, kiedy Prewett kontynuował: morderca atakuje we śnie. Nikt się nie włamał, to mi się po prostu śniło.
Chyba gdyby młodzieniec nie powołał się na Brygadzistkę, Florence faktycznie uznałaby, że na skutek eliksirów i obrażeń, Laurent majaczył. I tak podobna myśl przyszła jej do głowy, bo chociaż w swojej pracy stykała się z najróżniejszymi obrażeniami, a niektóre z nich powstały w okolicznościach, które zdawały się niemożliwe... To przecież obrażenia powstające w snach były... absurdalne wręcz.
Florence nie okazała jednak niedowierzania. Przetwarzała uzyskane informacje. Skoro prowadzono sprawę... Skoro prowadzono sprawę, być może nie były to majaki. Bo nie, nie zakładała, że Laurent kłamie - wiedziała, że miewał skłonności do manipulacji, ale szczerze wątpiła, by próbował raczyć ją bajeczkami w tak poważnej sprawie. Musiała zapytać o to Oriona bądź napisać do Patricka: być może któryś z nich będzie wiedział więcej.
Wciąż się nie poruszała. Siedziała wyprostowana, nieco sztywno, z dłońmi splecionymi na torbie, ułożonej na jej kolanach.
- Rozumiem, że skoro już to zgłoszono, nie byłeś pierwszy? - zapytała cicho, starając się nie pokazać po sobie nie tylko wątpliwości, ale też wzburzenia. Mały wypadek, na litość Merlina, a obudził się w kałuży krwi? Próbowano go zabić... - Wiesz, dlaczego wybrał ciebie? Jak to w ogóle możliwe, że ktoś... skrzywdził cię w snach? - spytała, marszcząc brwi. Florence znała się na nekromancji znacznie lepiej niż powinien ktokolwiek, przynajmniej wedle przepisów obowiązujących w Anglii, a nie znała zaklęcia ani klątwy, które mogłyby wywołać taki efekt.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#6
26.08.2023, 16:26  ✶  

Morderca brzmiało nadal lepiej niż "seryjny morderca". Wygląda na to, że nikogo jeszcze nie zamordował, więc czy w ogóle zaliczał się do grona morderstw? Albo zamordował. Po prostu Brenna o tym nie powiedziała mu wprost. Bez znaczenia. Właściwie to nie miało żadnego znaczenia, nie chciał wiedzieć. Wolał żyć w swoim małym, pozbawionym wiedzy światku niż przekonywać się, że ten psychopata był jeszcze bardziej niebezpieczny niż to jak go poznał. Wystarczyło, że przez jego głowę przesunęła się myśl, że może ten mężczyzna wcale nie chciał zabijać, dlatego wpuszczał wręcz celowo kogoś do snu. Że to nie była luka. To mogła być zabawa. Widział to już u zwierząt, u stworzeń magicznych. Dla nich polowanie było sposobem na życie. Bywało też nauką i rozrywką. Ludzie potrafili być nadmiernie okrutni i strasznie zepsuci. Czemu więc ktoś nie miałby w sobie mieć jakiegoś pragnienia, by urządzić sobie grę wśród czarodziei..?

- Nie byłem pierwszy. - Czasami dopiero, kiedy słowa wychodzą na wierzch i trzeba się z nimi skonfrontować to stawały się realne, ale dla Laurenta teraz ta sprawa zabrzmiała tym głupiej i bardziej irracjonalnie. Brzmiał w tym udział, a nie wierzył sam w to, co mówi. Morderca. Chcący coś od niego. Atakujący WE ŚNIE. Nie, no przecież to na pewno nie działo się naprawdę, Laurent sam przecież w to nie wierzył. Uśmiechnął się nawet lekko, jakoś tak czując odrobinę ulgi, kiedy takie myśli przepłynęły przez jego głowę. - Nie wiem, Florence, przecież to zupełnie absurdalne, prawda? - Zapytał niemalże ze śmiechem w głosie. Uniósł dłoń, żeby dotknąć bandaża. Skóra nadal bolała. Więc to prawdziwe było. Ale na pewno było na to jakieś rozsądne wyjaśnienie. Jutro w biurze aurorów na pewno powiedzą mu coś mądrzejszego. Że może... może to znowu były jakieś używki, od których starał się trzymać z daleka. - Przecież to niemożliwe, żeby nie być bezpiecznym nawet we śnie, prawda? - Chciał, żeby Florence to potwierdziła. Szukał w niej tego potwierdzenia, patrząc na nią teraz. Bo jeśli nawet we własnym łóżku, z zabezpieczeniami, nie można być bezpiecznym to... gdzie bezpiecznym się jest?



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#7
26.08.2023, 18:10  ✶  
- Brzmi absurdalne – przytaknęła Florence. – Nieprawdopodobnie wręcz. Ale bandaż na twojej szyi zdaje się aż nazbyt prawdziwy.
Bulstrode nie była wojowniczką. Nie myślała więc o zemście, o tym, jak tego drania dorwać, w jaki sposób wytropić, co zrobić, by go powstrzymać. Była tylko uzdrowicielką i zastanawiała się raczej, co zrobić, aby Laurentowi zapewnić bezpieczeństwo. Od tego wszystkiego aż rozbolała ją głowa, i czarodziejka była pewna, że migrena nie minie przez ładnych kilka godzin. Jednego dnia Laurent omal nie ginie, drugiego zdradza jej brudny – naprawdę brudny – sekret, a chwilę później omal nie pada przypadkową ofiarą mordercy.
Dodajmy do tego brata Zimnego, najlepszego przyjaciela Zimnego, magię Beltane, szepcącą w głowie i płonącą w sercu, wszystkie ofiary z Kniei i wizję wojny, która właśnie przeszła na nowy poziom. Poziom, na którym – Florence jeszcze nie była tego pewna, ale to przeczuwała – trudno będzie zachować neutralność.
Uporządkowane, względnie spokojne życie Florence, dosłownie się sypało, a przynajmniej chwilami miała takie wrażenie.
Ale to nic. Pozbiera je i uporządkuje na nowo. Umiała zaprowadzać wokół siebie ład.
– Być może to jakiś czar, który połączył wasze umysły? – zastanowiła się, bo nie chciała uwierzyć, że po prostu ktoś wszedł w jego sny. Musiała chwycić za pióro i atrament i napisać przynajmniej dwa, jeżeli nie trzy listy. Nie, nie wierzyła, że ludzie są bezpieczni we własnych łóżkach. Nie w ich czasach. Do Munga trafiały już osoby, które napadnięto w nocy – to była ulubiona pora śmierciożerców. Ale zagrożenie, które nadchodziło… było materialne. – Oczywiste, że musisz to zgłosić.
Może to wystarczy, by odstraszyć tego człowieka od Laurenta? Albo znajdą jakiś sposób, aby go schwytać, dzięki nowym informacjom?
Pytania o to, co dokładnie działo się w tych snach, gdzie przebywał wczoraj, co robił, jak to wszystko przebiegało, tańczyły uzdrowicielce na języku. Nie zadała ich jednak. Zmilczała, bo Laurent wyglądał na wymizerowanego, zmęczonego, bo odebrano mu poczucie bezpieczeństwa. Mając pacjenta w takim stanie warczałaby na każdego, kto próbowałby zadawać mu pytania. A on będzie musiał na nie odpowiedzieć jutro, kiedy odwiedzi Biuro Aurorów. Nie było powodów, by przechodził przez to tutaj, tylko dla zaspokojenia jej ciekawości – w końcu i tak nie mogłaby pomóc tego człowieka dorwać.
– Będę wdzięczna, jeśli poprosisz skrzata, żeby przygotował pokój gościnny – powiedziała więc zamiast tego. – Zostaję dziś na noc.
To nie zabrzmiało nawet jak prośba, raczej jak deklaracja.
Jeżeli Laurent nie był bezpieczny w snach, zamierzała tych snów strzec.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#8
26.08.2023, 19:40  ✶  

Laurent również daleki był od myślenia o zemstach, o planach łapania niebezpiecznego bandziora. Był nawet daleki aktualnie o myślenia o tym, że ten mężczyzna może być tak samo realny jak Florence i że jeśli to był sen, we śnie zaś mógł przybrać potencjalnie dowolną formę, to równie dobrze mógł być kimś, kto regularnie odwiedza New Forest i Laurent dzieli z nim small talki przed popołudniowymi przejażdżkami. Wszystko wydawało się możliwe, kiedy możliwym było wsunięcie się do czyjego snu aby go zabić. Śmierdziało czarną magią na kilometr. Jakimś paskudnym rytuałem - tylko jakim? Zazwyczaj przecież tego typu magia wymagała wielkich poświęceń, częstokroć przedmiotów, które należały do osoby, której chciało się wyrządzić krzywdę. Laurent też wiedział o nekromancji o wiele więcej, niż ktokolwiek go podejrzewał. Nie dlatego, że chciał nią władać. Raczej dlatego, że chciał móc jakkolwiek pomagać.

Tamtego dnia nie działo się nic niezwykłego. Jeśli nie liczyć tego dziwnego przeczucia, które teraz dziwne przestało być. Ktoś ewidentnie patrzył. Ale może wcale nie własnymi oczami? Jeśli ktoś jest w stanie przeniknąć do snu, to może ma też narzędzia widzenia, które pozwalają mu prześledzić czyjeś ruchy, albo spojrzeć na świat w ogóle jego własnymi oczami? Pytania, pytania... stos pytań o absurdalne wydarzenie, które, jak powiedziała Florence na głos, pozostawiło bardzo nie absurdalne bandaże. Dowód na to, że to było, stało się i nie ważne, jak bardzo starać się to ubierać w ładne słówka czy uciekać faktem pozostanie: to była próba zabójstwa. Laurent uważał swoje życie, kiedy już uporał się ze swoimi problemami, za całkowicie poukładane. Owszem, może nie potrafił ustatkować się uczuciowo i ciągle coś chmurzyło jego myśli, ale uważał swoje życie za naprawdę dobre. Niczego mu w zasadzie nie brakowało, a miał takich krewnych, za których większość dałaby się pociąć, albo nawet nie są w stanie sobie ich wymarzyć. Takich, o których zazwyczaj się czyta tylko w książkach, z sercem na rękach. Nie chciał, żeby to wszystko mu się rozpadło przez jego własny strach.

Na pytanie Florence odpowiedziała cisza gasnącego uśmiechu Laurenta, bo z jego umysłu i oczu zaczęła schodzić ta ostatnia nadzieja, że chociaż Florence powie, że to wariactwo. Ale nie powiedziała też, że tak nie jest. Bajzel, burdel - nie uporządkowanie. Świat zaczął płonąć i żeby w nim przetrwać należało się uczyć żyć w płomieniach. Tak, zamierzał to zgłosić i nie było żadnej innej możliwości. Dzisiaj jeszcze się trochę wykuruje, jutro też sobie zrobi wolne, a po tym - kilkudniowe wakacje. Gdzieś wśród ludzi, gdzie nie będzie sam. Gdzie na statku przecież nikt już go nie dosięgnie. Prawda?

Laurent pokiwał smętnie głową w ramach potwierdzenia. Tak, tak, przygotuję pokój... gdzieś tam to do niego dotarło, przebiło się przez meandry myśli, które go pochłaniały. Przez burzę dwóch niezgodnych ze sobą frontów między tym, w co mógł i chciał wierzyć, a tym, w co powinien. Smutna prawda - bo wesołej prawdy w paczce dziś nie zapakowali.

Migotek rzeczywiście przygotował Florence pokój, bo Laurent o to zaraz skrzata poprosił. I wszystko wydawało się być okej, w tym całkowitym spokoju, jakby Laurent znosił wręcz celująco te wydarzenia, bez żadnego stresu, płaczów i krzyków. Dopóki nie nastał wzrok. Zaczęło się może całkiem niepozornie, bo od problemów Laurenta z oddychaniem. Zaczął mieć tak mocną hiperwentylację, że potrzeba było chwili, żeby w końcu jego płuca zaczęły poprawnie pracować. Bardzo gładko przeszło to w histerię, albo raczej - w zasadzie wypadną tejże histerii była. Bo Laurent nie chciał spać. Bał się spać. Bał się tej ciemności i bał się nagle całego świata. Tego samego, który płonął i który nie był sprawiedliwy dla nikogo. Nie patrzył, kogo brał - po prostu uderzał swoimi nieszczęściami.

Uczepiony Dumy, który nie odstępował go od kroku i dłoni Florence w końcu zasnął ze zmęczenia i z pomocą eliksiru nasennego, który przepisał lekarz.

Nie, to zdecydowanie nie miały być spokojne czasy.


Koniec sesji


○ • ○
his voice could calm the oceans.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Florence Bulstrode (1774), Laurent Prewett (2022)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa