• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10 Dalej »
[16.06.1972] Owoców mam dwa wory, więc zrobię z nich przetwory

[16.06.1972] Owoców mam dwa wory, więc zrobię z nich przetwory
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#1
06.09.2023, 22:12  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.09.2023, 23:21 przez Laurent Prewett.)  

Dom Laurenta nie był wielki. Nie zaliczał się nawet do dużych. Był idealny do tego, żeby jedna osoba miała tutaj dużo przestrzeni i żeby w jadalni pomieścić nawet ósemkę osób przy stole. Ale to w jadalni. Nie brakowało pokoju dla gości schowanego w dalszej części domu, tak w razie czego. Czasami chociażby Florence lubiła się tutaj zatrzymać i go pilnować... nie wiedzieć czemu. Teraz jednak nie było tutaj nikogo. No, oprócz "psa", jeśli tak można było nazwać wielką bestię z piekła rodem, jaką Duma był. Jarczuk, bo nie był to zwykły pies, został jednak zamknięty na ogrodzie, na swoim dużym wybiegu. Laurent wolał nie ryzykować jego spotkania z Elaine i to nie dlatego, że nie ufał swojemu psu. Nie miał zaufania do tej kobiety, która nie wiedział, czy miała jakiekolwiek pojęcie o tym, czym była ta istota magiczna i czy czasem nie chciałaby psa głaskać, bawić się z nim albo cokolwiek innego. Pokazała już, że nie dostała wykształcenia magicznego i chociaż wygląd psa mówił to swoje to pokazała również, że jej ciekawość prawdopodobnie granic nie miała. Wypadkom trzeba zapobiegać, wtedy nie trzeba było ich leczyć. Chooć... czasem Laurent potrafił podejmować ryzyko. W jego mniemaniu - wykalkulowane ryzyko. Tak więc - kobietę przywitało mieszkanie przestronne w środku. Kuchnia połączona z salonem i jadalnią, która to jadalnia zresztą dzieliła te dwie przestrzenie, a wyjście z nich prowadziło prosto na taras z wielkimi oknami prowadzącymi na morze i wydmy. Bo dom stał przy samej plaży, w cieniu niemalże drzew New Forest. Jeśli ktoś kochał morze to widok był malowniczy. Ale byli tacy, którzy woleli miejskie alejki. Salon składał się z kanapy, dwóch foteli i kominka, przed którym były ustawione. Nie brakowało małego barku, choć sam blondyn był prawie że niepijący, o czym wiedziała większość jego znajomych.

- Mam nadzieję, że będziesz się czuła swobodnie. - Zaprosił kobietę do wnętrza, gestem wskazując jej kuchnię. Niedużą, bo sam Laurent nie gotował, nie miał rodziny i co było widać w zasadzie gołym okiem - nie planował mieć. A przynajmniej nie większej, bo dwie osoby jeszcze tutaj mieszkać mogły wygodnie i swobodnie, ale dziecko? Albo i dwójka? Och, cóż... blondyn nie sądził, żeby tknęło go na miłość. I nie sądził, żeby jego rodzina szukała mu drugiej połówki. Wkroczył zaraz w zasadzie za nią, jeśli potuptała prosto do kuchni. - Poznaj, proszę, Migotka. Migotku, poradzimy sobie, dziękuję. - Migotek, bo tak na imię miał skrzat z jednym okiem, który pojawił się na krześle przy barku kuchennym, kiwnął głową.

- Dzień dobry panienko. Gdyby Migotek był potrzebny, proszę Migotka zawołać. - Skrzat się pokłonił i jeśli Elaine go nie zaczepiała to zniknął. Wątpliwe, żeby akurat skrzata wcześniej nie widziała, choć kto wie? Skrzat był gotów poodpowiadać na jej pytania, gdyby tylko takowe miała, a Laurent nie zamierzał jej przeszkadzać w... zabawie? Nauce? Obu? Miło było tutaj przyjść z nią, biorąc pod uwagę fakt, że niekoniecznie teraz spędzał tutaj noce od felernego "małego wypadku".

- Nie spodziewałem się, że taki anioł uratuje mnie w nocy, żeby potem przyjść i zrobić mi szarlotkę. - Uśmiechnął się ciepło, przyglądając się teraz Elaine bardzo dokładnie. Ale subtelnie. Spoglądał na jej odsłonięte ramiona, po których błąkały się pukle włosów, na jej odsłonięte nogi, gdy poruszała się z taką gracją i lekkością, jakby miał przed sobą rudego kociaka, który chciałby się pobawić. A Laurent miał ochotę puścić w jego kierunku włóczkę i przekonać się, jak miękki był w dotyku. Choć na razie była to głównie wdzięczność. A choć Elaine Bell była delikatną i drobną kobietą - to bezpieczeństwo również.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Kobieta Guma
I won't go down you're blushing bride
Under the water I'll be sharpening my knife
Na pierwszy rzut oka widzisz ogrom rudych i niesfornych włosów. Potem dostrzegasz, że dziewczyna ma jasną, bladą cerę i niebieskie oczy. Jest dosyć niska (154 cm) i to pomaga jej w wykonywaniu większości zadań związanych z jej elastycznością. Na co dzień ubiera się w zwiewne, lekkie i dziewczęce sukienki, a podczas występów ubiera obcisły kostium, w którym łatwiej jej pracować.

The Little Fox
#2
16.09.2023, 19:27  ✶  

Elaine nigdy nie mieszkała w normalnym domu, a jeśli mieszkała to już dawno tego czasu nie pamięta. Zawsze jej rodzina składała się z dziwaków, artystów, wolnych dusz szukających swojego miejsca w świecie nie będąc w stanie przypasować się do normalnego społeczeństwa, które oczekiwało od nich bycia nudnymi, szarymi obywatelami. Jej rodzina była kolorowa, wesoła, miała swoje tajemnice i uczynki ukryte w cieniu swoich dusz. Czasami dla nich kradła, oszukiwała, ale wychowana w takim pojęciu życia nie widziała w tym nic złego, dla niej to była normalność. Była lekkoduchem, upartym, pewnym siebie, starającym się czerpać z życia jak najwięcej, a każde doświadczenie nawet to raniące serce próbowała obracać na swoją korzyść. Wchodząc do domu Laurenta czuła się podekscytowana. Lubiła odwiedzać ludzi w tych stojących, zakotwiczonych w ziemi domach. Jej się przemieszczał, był magicznie powiększony w środku, był wozem bez korzeni, jej dom był wszędzie, toczył się po różnych drogach odwiedzając każdy zakątek jaki tylko sobie zapragnęli, tam gdzie ich chcieli przyjąć. Podziwiała Prewetta, że potrafił wytrzymać tyle czasu w jednym miejscu, mieszkać w jeden określony sposób.

Elaine miała czasami kontakt z magicznymi stworzeniami, które pojawiały się w cyrku jako atrakcje, ale nigdy nie próbowała z nimi pracować, bo ich ogrom i niebezpieczeństwo jakie wiązało się z obcowaniem z nimi był dla niej lekko przerażający. Lubiła patrzeć na te zwierzęta, ale miała zbyt duży szacunek do takich istot, aby atakować je swoją ogromną energią i ciekawością. Sama też miała w sobie magiczną bestie, która chciała czasami się uwolnić, zniszczyć jej życie i świat.

Dom był piękny, widok również i czasami sama chciałaby umieścić swój wóz w jednym miejscu, aby podziwiać jeden widok. Uświadamiała sobie potem, że nie dałaby rady tak mieszkać, bo jeden widok byłby dla niej zbyt nudny i monotonny. Szybko by się nim znudziła i nie miała siły, aby egzystować w jednej przestrzeni kilka lat. Uśmiechała się cały czas obserwując otoczenie, w którym żył jej nowy przyjaciel. Podobno po domu osoby można się o niej wiele dowiedzieć. Elaine dowiedziała się, że żył prawdopodobnie sam, a jego dom był wyjątkowo zadbany. Chyba bardziej niż jej własna przestrzeń do życia. Wchodząc do kuchni ujrzała skrzata domowego; brwi uniosła wysoko zaskoczona jego widokiem. Słyszała o skrzatach, przewinęły się również przez jej dom, ale były na tyle szybkie i rezolutne, że nie była w stanie z żadnym porozmawiać. Podeszła do niego powoli i pochyliła się do skrzata wyciągając do niego dłoń, aby się z nim przywitać. Nie wiedziała, czy to go urazi, czy robi jakiś błąd, ale nie była świadoma jak działają. Słyszała o nich tylko plotki.

– Cześć, jestem Elaine! – przywitała się wesoło patrząc na niego ciepło. – Wyglądasz niesamowicie. Jeśli będę potrzebować pomocy zawołamy cię z przyjemnością. Jesz jabłeczniki? Będziemy za chwilę go robić. Jak będzie gotowy będziesz mógł go skosztować. Skrzaty chyba jedzą normalne jedzenie, prawda? – zapytała prostując się i rozglądając po kuchni.

Zaczęła otwierać szafki, aby zobaczyć co gdzie jest i co jest jej aktualnie potrzebne. Anne czytała jej niedawno przepis na jabłecznik, który podobno pochodzi z Polski i różni się trochę od szarlotki.

– Jabłecznik. Szarlotka to inne ciasto – poprawiła go i odwróciła się w jego kierunku przyłapując go na tym, że na nią patrzył. Była do tego przyzwyczajona, wielu ludzi na nią patrzyło więc się nie krępowała. Podeszła do niego i położyła dłoń na jego ramieniu. – Każdy postąpiłby tak samo na moim miejscu, a przynajmniej mam taką nadzieję. I nie jestem aniołem – puściła mu oko i uśmiechnęła się przyjemnie wracając do szperania mu po kuchni. Z szuflady wyjęła dwa nożyki a na blat położyła kilka jabłek. – Potrzebuje pomocy przy obraniu jabłek, bo będzie szybciej, a potem możesz zrobić nam coś do picia i czekać na gotowy deser – uśmiechnęła się do niego podając mu nożyk do ręki.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#3
16.09.2023, 19:28  ✶  

Ruchomy dom wydawał się dawać większe możliwości. Być jak wbudowana w rzeczywistość wolność pisana lekkim piórem. Ale Laurent lubił New Forest… przynajmniej kochał go bardzo do momentu, w którym tajemniczy morderca nie próbował go zabić. Teraz… teraz sam nie wiedział, jak mu tutaj było, dlatego głównie nocował w rodowej posiadłości, gdzie czuł się bezpieczniej. Nawet jeśli atmosfera nie była tam taka lekka i sielska. Coś za coś. Coś za coś…

- Dzień dobry panienko Elaine. Mam na imię Migotek i jeśli mogę panience pomóc proszę mnie zawołać. - Przedstawił się skrzat, spoglądając na nią tylko jednym zdrowym okiem. Ale nawet się delikatnie uśmiechnął, łapiąc Elaine za dłoń po zerknięciu na Laurenta, żeby upewnić się, że ten na to zezwala. Oczywiście, że zezwalał, skinął mu nawet zachęcająco głową. - Migotek będzie zachwycony mogąc spróbować jabłecznika panienki. - Potwierdził skrzat, skłonił się jeszcze i zniknał, aportując się do swoich obecnych zajęć. Albo na przerwę. Blondyn czasami nie nadążał za tym skrzatem i chociaż prosił go, żeby więcej odpoczywał to ten zaaawsze znajdował sobie coś do roboty. Moze i dom nie był duży i w nim samym wiele roboty nie było, skoro Laurent mieszkał tu sam (z psem), ale już wokół, w ogrodzie, przy stajniach - tam zawsze było co robić.

- Przepraszam, zupełnie nie znam się na gotowaniu… - Kobieta nie wydawała się urażona w żadnym razie, a Laurent nie należał do osób, które bały się przyznać do błędu albo uważały, że cokolwiek tracą na takowym. Elaine przeszła do poruszania się po wnętrzu z wprawnością tancerki znającej każdy ruch na tym parkiecie. Choć parkiet nie należał do niej to ewidentnie skład podłogi miał tutaj najmniejsze znaczenie, tak jak to, z czego wykonano panele. Dać jej jeszcze parę minut i będzie lepiej wiedziała co gdzie jest od niego samego. Bo Laurent na przykład nie wiedział do tej pory, gdzie Migotek trzyma mąkę, dopóki nie znalazła się ona w jej dłoniach.

- Oczy mnie nie mylą, serce chyba też nie zwodzi, żeby pozwolić ci tak łatwo zaprzeczyć o tej anielskości. - Zażartował delikatnie, ale w tym filuternym już stylu. Nie wydawała się niczym skrępowana, więc gdzie były jej granice? Nie chciał ich w zasadzie sprawdzać, nie tych… złych. Natomiast nie chciał też jej sprawić żadnej przykrości. Miał w pełni czyste intencje. - Dobrałaś mi zadanie, któremu wydaje mi się, że podołam. - Ucieszył go sam fakt jej zaangażowania go w tę prozaiczną czynność, jaką było pieczenie. Laurent bardzo lubił podejmować się rzeczy nowych, doświadczać tych nowości, przekonywać się, co mu służy, w czym jest dobry, a wczym naprawdę fatalny. I nie oznaczało to, że zamierzał je wprowadzić w codzienne życie. Tak i nie planował zacząć gotować, ale też nigdy nie mów nigdy. Może akurat mu się to bardzo spodoba? Czasami tylko przyglądał się, jak z magią pichci Migotek.

Przełożył jabłka najpierw do zlewu, żeby je przemyć z kurzu i przygotował z jednej strony miskę na obierki, z drugiej michę na same jabłka, a koszyk odłożył na stół, żeby im tutaj nie przeszkadzał.

- Masz skłonności do pakowania się każdemu nieznajomemu mężczyźnie do domu na pieczenie jabłecznika? - Zaśmiał się cicho, bo chociaż w tym wypadku to było urocze, to jednak było też szalenie niebezpieczne. Szczególnie w tych czasach.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Kobieta Guma
I won't go down you're blushing bride
Under the water I'll be sharpening my knife
Na pierwszy rzut oka widzisz ogrom rudych i niesfornych włosów. Potem dostrzegasz, że dziewczyna ma jasną, bladą cerę i niebieskie oczy. Jest dosyć niska (154 cm) i to pomaga jej w wykonywaniu większości zadań związanych z jej elastycznością. Na co dzień ubiera się w zwiewne, lekkie i dziewczęce sukienki, a podczas występów ubiera obcisły kostium, w którym łatwiej jej pracować.

The Little Fox
#4
16.09.2023, 20:09  ✶  

Elaine dostrzegła, że Migotek ma tylko jedno oko, ale nie chciała go krępować zadając mu to pytanie. To pytanie wyląduje na barkach Laurenta – w końcu to jego skrzat. Słyszała o tym, że te stworzonka robią sobie krzywdę, gdy nie wykonają zadania. Ciekawe, co zrobił ten skrzat, że stracił oko. Dłoń skrzata w jej własnej wywołała u niej dosyć sporą dawkę radości jeśli można było w jej osobie dostać więcej. Ruda starała się cieszyć wszystkim, czym tylko mogła i miała nadzieję, że to się nigdy nie zmieni. Miała zdolność do ignorowania zmartwień, starała się ich nie zauważać, nie myśleć o nich, starała się nie myśleć depresyjnie i smutno. Wszystko obracała w coś wesołego, bo smutek to była emocja, której nie potrafiła ogarnąć w swojej głowie i powodowało to u niej zbyt dużo złych odczuć. Lepiej problemy ignorować niż się nimi przejmować, prawda?

– Od tego jestem ja, ty jesteś od jedzenia – zaśmiała się cicho i pokręciła głową z radosnym uśmiechem kontynuując przeszukiwanie jego szafek. Było to ciekawe zajęcie poznając jego kuchnie, która podobno była sercem domu. Tu najwyraźniej tak nie było, ponieważ Laurent nie miał jej bogatej w produkty, ale to co potrzebowała znalazła.

– Nie będę się kłócić, ale może poznasz mnie z innych stron, bo każdy człowiek składa się z warstw, niczym cebule! – zażartowała, ale dziewczyna miała całkowitą rację. Nie była aniołem, może i uratowała mu życie, ale też kradła, czasami oszukiwała, uwodziła i łamała serca nie raz pozostawiając pustkę w życiu niektórych chłopców, których poznała na swojej drodze. Stanęła blisko niego, aby pomóc mu obrać jabłka – tak ramię w ramię. – Co się stało, że Migotek nie ma oka? – zapytała po krótkiej chwili ciszy. Była cholernie ciekawa, co też mu się stało. Była ciekawa czym się zajmował Laurent i czy był raczej dobrą, czy może podłą osobą? Nie wyglądał na podłego. Wręcz wydawał się być w aparycji anielski, ale pozory mogą mylić prawda? Może trafiła w ręce psychopaty, który za chwilę zadźga ją za te kilka jabłek? Ciekawe, czy ktoś by ją wtedy znalazł.

– Nie, rzadko pakuję się komukolwiek do domu w jakimkolwiek celu, jesteś wyjątkiem, ale chętnie zapraszam ludzi na jedzenie. Lubię gotować i lubię patrzeć jak inni jedzą. To przyjemne uczucie, gdy komuś smakuje to, co się samemu zrobiło. – zauważyła nadal uśmiechając się lekko. W międzyczasie wycinała z jabłek środek z pestkami i odrzucała do miski z obierkami. Same jabłka przekroiła na ćwiartki i zaczęła znowu szperać w jego szafkach po chwili odnajdując tarkę do warzyw i owoców.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#5
16.09.2023, 20:48  ✶  

Być wolnym od trosk - jakie słodkie byłoby to życie... Troski jednak posiadał każdy. Niektórzy bardziej przytłaczające, inni mniej. Jedni w danej chwili potrafili w pełni chłonąć szczęście i cieszyć się z najmniejszych radości, jakie tylko mieli, a jeszcze inni byli non stop obciążeni złem, które okrywało ich ramiona jak gruby płaszcz. To był naprawdę ciężki płaszcz. Z jakiegoś powodu nie chronił przed zimnem, a wręcz go potęgował, jakby chciał ściągnąć cały chłód z otoczenia do tego jednego punktu. Do twojego serca. I w końcu była też taka grupa ludzi, która nie była zdolna do pełnego odczuwania. Ludzie chorzy, a przez to niebezpieczni tak dla siebie jak i dla otoczenia. Elaine zdawała się odarta z trosk, ale one gdzieś były na pewno - po prostu nie wychodziły tu i teraz. Te z Laurenta również, bo i czemu by miały? Został pobłogosławiony naprawdę przyjemnym towarzystwem, więc zamierzał z niego czerpać a nie zwieszać głowę w dół. Nawet pomimo tego, że tak wiele rzeczy było ciągle do zrobienia.

- Niezmiernie mnie to cieszy. Obiecuję jednak, że moje dwie lewe ręce nie sprawią tutaj żadnych problemów. Jeśli tylko odpowiednio nimi pokierujesz. - Mną pokierujesz. Dłonie Laurenta mogły robić wiele rzeczy... obierać jabłuszka, na ten przykład. Całkowicie bez podtekstów... no dobrze, może z drobnym podtekstem. Owoców mieli dwa wory, więc zrobią z nich przetwory! Czy coś. Co prawda tutaj był koszyk z jabłkami, ale chyba z jabłek krojonych do ciasta też wychodzi przetwór..? Czy nie..? Czym się w ogóle różniła szarlotka od jabłecznika? Jak teraz zostanie to ciasto zrobione, to Laurent będzie wiedział, że "szarlotka to ta druga".

- Nie mogę się doczekać. Chyba że, też tak jak cebula, doprowadzasz do łez. Wtedy oczekiwanie będzie mniejsze, ale jeden skutek jest tutaj pewny - ciężko o tobie zapomnieć, piękna Elaine. - I nie chodziło tutaj tylko o urodę kobiety. Owszem, Laurent był na piękno wrażliwy, ale to, co naprawdę sprawiało, że wpadał w fascynację człowiekiem to jego wnętrze. To, czym promieniował, co dawał od siebie. Miał bardzo duże skłonności do przemalowywania ludzi, tworzeniem ich wielkich obrazów, kiedy byli po prostu ludźmi. Posiadającymi wyraziste cechy charakteru, jakich się nie bali i które nosili jak tarczę na ramieniu. Albo miecz. Cechy potrafiły być naprawdę różne. Z ich dwójki to paradoksalnie Laurent powinien się obawiać jej wizyty tutaj, nie mając żadnego pojęcia, że zaprosił małą złodziejkę do domu, z którego naprawdę było co kraść. Posmutniał trochę, kiedy zapytała o Migotka. - Poprzedni Pan Migotka był... był bardzo okrutnym człowiekiem. Nawalczyłem się z nim, żeby mi go oddał, początkowo nie chciałem mieć skrzata domowego. Poprosiłem nawet krawca, żeby uszył mu ubranie, ale Migotek się popłakał, powiedział, że nie chce tego ubrania i że dla niego to symbol, że jest niepotrzebny. - Zawsze było mu smutno, kiedy o tym myślał. Gdy sie zastanawiał nad tym, jak większość skrzatów była skrzywdzona. - Ale już mu lepiej, jak widać. Jest bardziej śmiały i nawet się uśmiecha. - I Laurent też się łagodnie uśmiechnął, nostalgicznie. Bo naprawdę chciał pomóc temu stworzeniu.

- Czujesz się wtedy doceniona. - Cieszenie się cudzym szczęściem było darem, ale kiedy człowiek zrobił coś dobrze, co innym się podobało, w tym wypadku smakowało, to odczucie było bezcenne. Miłe. Człowiek czuł się na swoim miejscu, czuł się potrzebny. - Bardzo się cieszę z tego wyróżnienia. Tylko nie wiem, czym sobie na to zasłużyłem?



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Kobieta Guma
I won't go down you're blushing bride
Under the water I'll be sharpening my knife
Na pierwszy rzut oka widzisz ogrom rudych i niesfornych włosów. Potem dostrzegasz, że dziewczyna ma jasną, bladą cerę i niebieskie oczy. Jest dosyć niska (154 cm) i to pomaga jej w wykonywaniu większości zadań związanych z jej elastycznością. Na co dzień ubiera się w zwiewne, lekkie i dziewczęce sukienki, a podczas występów ubiera obcisły kostium, w którym łatwiej jej pracować.

The Little Fox
#6
16.09.2023, 21:19  ✶  

Troski sprawiały, że człowiekowi robiło się smutno na sercu, a Elaine nie chciała być smutna. Chciała sprawiać radość, podziw, chciała, aby ludzie czuli się szczęśliwi patrząc na nią, aby czuli, że nic nie tracą, gdy przychodzą na jej występy. Chciała zadowolić każdego, chciała, aby każdy wychodził spod jej rąk syty w dobre jedzenie i doświadczenie. Sielanka – tego potrzebowała, a każdą traumę wyrzucała z siebie jak stare, za małe ubrania z kufra. Jeśli coś ją przytłaczało tańczyła, zwijała się w kłębek lub pakowała do małych pudełek, czasami gotowała jedzenia bez liku lub kradła książki kucharskie z biblioteki, aby móc pooglądać dania na zdjęciach i zrobić je samemu.

Chętnie pokierowałaby jego dłońmi, ale zapewne nie w takie myśli, które wkradały się niczym małe złodziejaszki do głowy tego mężczyzny. Elaine może i była już młodą dziewczyną, ale nie miała żadnego doświadczenia z dłońmi mężczyzny. Nawet nie kierowała żadnym podczas gotowania. Starała się być zakazanym owocem. Lubiła słuchać o ich fascynacjach pięknem, wyścigami, czy też innymi rzeczami, na których dziewczyna się nie znała. Mężczyźni byli fascynujący, ale też niebezpieczni.

Wysłuchała historii o Migotku i zrobiło jej się przykro z powodu tego skrzata. Nie sądziła, że ludzie potrafią być aż tak podli wobec istot, które chcą im służyć. Nie rozumiała też tego, dlaczego te skrzaty chciały to robić, bo sama nie chciałaby być zależna od osoby, która może zrobić z tobą co chce i nie mieć możliwości sprzeciwienia się. Jej umysł tego nie pojmował, albo miała po prostu inny sposób życia, aby móc to rozumieć. Zdecydowanie należał się Migotkowi największy kawałek jabłecznika.

– Okropne, dobrze, że jesteś dla niego dobry – odpowiedziała krótko, ponieważ jak na Elaine przystało nie chciała miesząc się w takie historie, gdy miała gotować radość na blaszce z piekarnika. Wolała skupić się na czymś przyjemniejszym, a mianowicie na poznaniu Laurenta.

– Postaram się pokierować nimi dobrze – spojrzała na niego z delikatnym, subtelnym uśmiechem, a jej policzki delikatnie się zaczerwieniły, gdy nazwał ją piękną. Nie była na tyle głupia, aby nie wkradać w swoje wypowiedzi dwuznaczności, a Laurent wydawał się być tajemniczo intrygującą osobą. – Zostawię to pod zasłoną tajemnicy, abyś chciał mnie lepiej poznać – odsunęła się od niego i wysypała na blat trochę mąki próbując policzki schować za swoimi rudymi włosami. – Tyle jabłek wystarczy, możesz zrobić nam coś do picia – na mąkę nasypała odpowiednią ilość składników, na koniec dodała masła i jajka ugniatając sprawnie ciasto. Zaczęła przy tym sobie nucić, aby na chwilę zająć myśli i skupić się na odpowiednim nacisku. Gdy ciasto było gotowe rozdzieliła je na dwie części – jedną schowała do lodówki. W międzyczasie nastawiła piekarnik i zabrała się za ścieranie jabłek.

– Mam tych jabłek zbyt dużo – mruknęła w zamyśleniu – jadłeś kiedyś dżem jabłkowy? – zapytała patrząc mu prosto w oczy. Na pytanie o to czym sobie zasłużył na to wyróżnienie tylko tajemniczo się uśmiechnęła. Sama nie wiedziała czemu chciała wpakować mu się do domu. Może to przez to znajome nazwisko?

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#7
16.09.2023, 21:58  ✶  

Całkiem to było trafne, że oboje myśleli o sobie jak o aniołkach, przynajmniej powierzchownie, a oboje skrywali całkiem niezłe diabły w swoich wnętrzach. Jeden kradł monety, drugi skradał pocałunki. Jeden wabił spojrzenia, drugi chciał kierować dłońmi. Niewinność rozpływała się tak samo sprawnie jak to ciasto pod dłońmi Elaine. Szybko nabierało zupełnie nowego tworu i nagle z paru różnych składników powstawało coś zupełnie innego, co miało stanowić podstawę całego pieczenia. Z tą niewinnością w ich przypadku było całkiem podobnie. Pozór był królową, a oni nosili tę koronę. Na ile świadomie? Laurent potrafił ważyć swój każdy ruch i każde słowo. Potrafił posuwać się do stopnia, gdzie niczego nie pozostawiał przypadkowi. Doskonale wiedział, jaką ma urodę, jak działa na ludzi i nieprzypadkowo dobierał sobie jasne stroje czy subtelną biżuterię, która nie była ciężka, przytłaczająca, a tylko stanowiła błysk między białymi piórami noszonymi na plecach. Jak te pióra abraksanów, które biegał nieopodal tego domu. Elaine zaś nosiła bardzo blisko serca lisa, który wydostawał się na powierzchnię w określonych warunkach. Albo czasem... czasem bez warunków. Nie miał o tym pojęcia - o ciężarze klątwy, która tkwiła w dziewczynie. I niestety nawet gdyby wiedział to nie potrafiłby jej pomóc.

- Każde stworzenie zasługuje na godne życie. - Choć czasem było to poddawane wątpliwości, bo niektóre stworzenia nie miały wiele wspólnego z naturą. Były tworami czarnej magii, przerażające i przytłaczające. Nie zamierzał ciągnąć tematu, bo ewidentnie jego gość wolał przegnać te ponure chmurki, jakie sama ściągnęła swoim pytaniem. Zupełnie, jakby coś sprawdzała. Dowiedziała się czegoś, odpowiedź ją zadowoliła - i koniec. Nie jak z duchem, żeby zasypywała pytaniami i chciała wiedzieć wszystko, absolutnie wszystko! Tutaj było inaczej. Zmiana była na tyle spora, że Laurent na dłuższy moment zapatrzył się na kobietę zastanawiając się, czy właśnie ważyła to, czy nie trafiła do domu jakiegoś wariata, który znęcał się nad stworzeniami. Zwierzętami. Skrzatami. Skrzaty w końcu zwierzętami nie były, daleko im do tego. Ich magia, inteligencja, emocje - były jak czarodzieje, zasługiwały na bycie traktowanymi w ten sposób. Cieszyło go to, że kobieta uważała tak samo.

Oooch, nie spodziewał się tutaj rumieńców. Uśmiechnął się do niej ciepło, nie chcąc jej speszyć zanadto. Odwagi Elaine chyba jednak nie brakowało. Owszem, zarumieniła się, ale nie uciekała spojrzeniem, prezentowała swoją twarzyczkę i ciągle poruszała się w pełni swobodnie. Bardzo ciekawe połączenie. Dopiero po chwili się odsunęła i troszkę schowała za kurtyną włosów. Oddanie jej bezpiecznego terenu było tutaj chyba najlepszym rozwiązaniem, żeby mogła odetchnąć. Odwrócił więc od niej spojrzenie, zajął się myciem swojej dłoni, nawet ze ściereczką odsunął, spoglądając niby to przez wielkie, salonowe okno prowadzące na taras i widok za nim - morze.

- Bardzo dobrze. Tajemnice podsycają pragnienie poznawania. - W pierwszej chwili Elaine wydawała się jak dziecko. W drugiej - uspakajała się. W trzeciej było już widać, że była po prostu sprytna i owszem, miała w sobie bardzo dużo dziecka, ale to nie była chora dziecięcość. To był lekkoduch, przeżywanie chwil, czysta radość, która bardzo gładko łączyła się ze wszystkim, co potrzebne było jej do życia w świecie "tych dorosłych". Odłożył ściereczkę i wyciągnął różdżkę, żeby wprawić magię w ruch i wysunąć filiżanki, przygotować czajniczek, kawę, mleko. Wszystko zaczęło się gładko przesuwać pod jego czujnym okiem. Może nie wszystko. Niektóre rzeczy po prostu wyciągał. - Czego byś się napiła? Herbaty? Kawy? Wina? - Nie podejrzewał jej o picie wina. Gdyby miał strzelać, a strzelać lubił, postawiłby, że kobieta przepada za napojami takimi jak cydr. Przy czym niestety nie mógł go zaproponować - bo go nie posiadał. Ale stawiałby na łagodniejsze alkohole.

- Odpowiedź brzmiałaby "tak", ale muszę powiedzieć "nie". Ponieważ twojego dżemu jeszcze nie jadłem. - Słowem można było naprawdę czarować na różne sposoby i nawet zwykłe "tak" czy "nie" potrafiło nabrać nowego wyrazu. Laurent przygotował też kuchenkę, żeby rozgrzać piekarnik.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Kobieta Guma
I won't go down you're blushing bride
Under the water I'll be sharpening my knife
Na pierwszy rzut oka widzisz ogrom rudych i niesfornych włosów. Potem dostrzegasz, że dziewczyna ma jasną, bladą cerę i niebieskie oczy. Jest dosyć niska (154 cm) i to pomaga jej w wykonywaniu większości zadań związanych z jej elastycznością. Na co dzień ubiera się w zwiewne, lekkie i dziewczęce sukienki, a podczas występów ubiera obcisły kostium, w którym łatwiej jej pracować.

The Little Fox
#8
16.09.2023, 22:41  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.09.2023, 17:56 przez The Little Fox.)  

Elaine była wylewną i rozgadaną osobą, ale jednocześnie sprawnie ukrywała fakty o sobie, chowała się za tajemnicami, za półsłówkami, za gestami, które nie do końca mogły być odpowiednio zrozumiałe. Była też prosta i łatwa, gdy przychodziło jej poznać nowe rzeczy. Smutnych nie akceptowała, ignorowała, a gdy były nudne, po prostu wysłuchała i zapomniała. Migotek należał do istot smutnych i chętnie by z nim porozmawiała, zapytała dlaczego to wszystko robił, dlaczego się na to godził i czemu nie chciał przestać służyć jeśli miał być szansę wolnym skrzatem – pierwszym w historii. Mógłby spróbować podjąć prace za pieniądze, mógłby zatrudnić się w jakimś miejscu, ale jednocześnie dziewczyna nie była na tyle obyta z tymi Skrzatami, aby wiedzieć jak wygląda ich pogląd na te kwestie. Dla niej wydawało się to być prostu, ale zapewne dla takiego skrzata zmiana trybu życia byłaby okropna. Może danie wolności Skrzatowi to jak zabranie tej wolności Elaine? Zmuszenie jej do zamieszkania w domu, do stworzenia statycznej rodziny, do narażenia ich na jej dziką naturę?

Oj tak, sprawdzała. Testowała, szukała odpowiednich informacji o Laurencie, aby nie czuć obawy przed egzystowaniem wokół niego. Łatwiej było poznawać w ten sposób osobę, która była zbliżona do jej wieku niż jakby miała tu być teraz ze starszym o połowę od niej mężczyzną. Zapewne, gdyby Laurent miał czterdzieści lat nie weszłaby tu do niego robić mu jabłecznik. Zapewne wolałaby go zaprosić do siebie, gdzie była jej rodzina, gdzie jej bracia i siostry byli w pogotowiu. Odwzajemniła uśmiech. Czasami czuła złość na swoje reakcje, gdy ktoś zasypywał ją komplementami. Wolała je dostawać z daleka, z widowni, słyszeć brawa i okrzyki zachwytu niż dostać słowa o jej urodzie wypowiedziane bezpośrednio do niej. Była pewna swoich wdzięków, tego, że miała dobry charakter na tyle na ile pozwalało jej własne otoczenie, ale gdy ktoś jej to mówił automatycznie się peszyła.

– Emm… lubię wino, ale nie lubię stanu, który powoduje, więc może herbatę? – uśmiechnęła się kontynuując ścieranie jabłek do miski.

Elaine robiła wiele razy różne przetwory z owoców i bardzo to lubiła, więc ucieszyła się na wiadomość o tym, że nie jadł jej dżemów, co było wręcz oczywiste, bo znają się krótko, ale to też powód do radości. Mogą się poznać lepiej i potem mówić, że znają się długo. Owoców miała dwa wory, więc chciała z nich zrobić przetwory!

– W takim razie zrobimy dżem! – wykrzyknęła radośnie niechcący trafiając startym jabłkiem w twarz Laurenta. Cel za sto punktów. Skrzywiła się lekko zakłopotana, ale zaraz wybuchła wesołym śmiechem. – Przepraszam – podeszła do niego i ściągnęła kawałek jabłka z jego twarzy oblizując palec. – Ale te jabłka są naprawdę dobre – zamruczała do siebie zadowolona i odwróciła się do niego wracając na swoje miejsce. Wyłożyła blaszkę ciastem i wsunęła do rozgrzanego piekarnika. Starte jabłka odsączyła z soku, dodała cukru i cynamonu.

– Jeśli chcemy zrobić dżem musimy obrać więcej jabłek. Widzę, że dobrze sobie radzisz z magią, więc możemy trochę oszukać – wyszczerzyła zęby łobuzersko. Sama nie lubiła korzystać za bardzo z magii przy innych ludziach, ponieważ nie była w tym najlepsza. Nigdy nie odbyła edukacji, więc ma spore braki w niej.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#9
16.09.2023, 22:58  ✶  

Chyba łatwo było zbliżyć się do człowieka, kiedy czułeś, że coś mu zawdzięczasz. Niby potrafił powiedzieć, jak wyglądała Elaine Bell, ale jej szczegóły rozmywały się w jego pamięci tamtej felernej nocy. Teraz na pewno miałby ją w swojej pamięci. Z włosami jak płomienie zwiastującymi brzask. Czerwona łuna na niebie, która nie zwiastowała krwi, tylko obietnicę narodzin czegoś nowego. Myśl o tym, czy to w ogóle było poprawne, żeby nieznajomą wpuścić do domu, albo nieznajomemu gotować, ciągle gdzieś obijała się o głowę blondyna. Krążyła tam i, cóż... nie miała żadnego efektu. Tylko dlatego, że rozmowa się ciągnęła, skórki od jabłek odpadały, a mąka już bielmem zdobiła blat. To było tak samo naturalne jak oddychanie. Mógł więc pooddychać razem z nią. Albo nią. Sprawdzić i przekonać się, czy mogła coś wnieść do jego życia, a już wnosiła. Rozświetliła swoją osobą ten dom, wygoniła z niego ciszę, którą ciężko było mu ostatnio akceptować. W końcu dlatego wyjechał nocować do Keswick, do ojca. Zamiast myśleć o ponurej rzeczywistości mógł myśleć o Elaine Bell - kobiecie, która, jak sądził, robiła to nawet całkiem celowo. Nie dbała chyba zanadto o to, czy na pewno wpadnie w sieć, którą plotła, ale i nie była zupełnie obojętna. Ruch był obustronny, choć selkie i tak czuł się przyciągany przez nią, nie na odwrót.

- Niektórzy uważają, że alkohol rozluźnia. Nie lubisz więc rozluźnienia, czy może tego, co następuje po nim? Czyli - bólu głowy. - Wyjaśnił, gdyby to jednak było nieoczywiste, wyciągając lekko jeden kącik ust ku górze. W piciu należało mieć umiar - tak mu się wydawało, bo oglądał wielu pijanych. I jeszcze więcej skacowanych osób. Rozumiał jednak, że można lubić smak wina, a nie przepadać za tym, co robił z człowiekiem. Bo on, na ten przykład, naprawdę wino lubił, za to nie mógł się nim pozachwycać za wiele. Parę umoczeń ust - nie więcej.

To machnięcie dłonią musiało się tak skończyć. Całkowicie zaskoczony blondyn zamarł, odruchowo mrużąc oczy, a kiedy je otworzył Elaine była chyba równie zdziwiona, co on. Przy tym chyba nawet trochę niezadowolona ze swojego występu. Nic dziwnego. Sporej ilości osób takie wypadki nie odpowiadały, jakby urągały ich dumie, czy... ach, czasem to cholera wie, czemu! Tutaj nie było wielkich przeprosin i wycofania się. Nie. Był śmiech, radosny i ciepły, a Laurent nie mógł nie odpowiedzieć tym samym, choć o wiele bardziej cichym i krótszym. Wyciągnął rękę po chustkę, chcąc się wytrzeć, ale Elaine podeszła i sięgnęła do jego twarzy i... och... Złapał jej dłoń, jakoś tak odruchowo, choć delikatnie. Laurent może nie zaliczał się do tych mężczyzn, którzy lubili okazje tworzyć, za to zaliczał się do tych, którzy lubili je wykorzystywać. Przesunął ustami po jej słodkich teraz paluszkach, spoglądając w wesołe jak dwa ogniki świec oczęta Elaine.

- Oj tak. Są pyszne. - Powiedział nieco ciszej i pozwolił jej bez problemu wycofać swoją dłoń z jego palców. - Hmm pokazałaś mi o wiele przyjemniejszy sposób na wykorzystanie jabłek, ale podejrzewam, że i tak obowiązuje obranie ich? - Nie zamierzał się sprzeczać ze swoją szefową kuchni, która sprawnie dyrygowała jego dłońmi. Zabrał się do powierzonej pracy, choć nie skorzystał akurat z magii. Po prostu zaczął je obierać.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Kobieta Guma
I won't go down you're blushing bride
Under the water I'll be sharpening my knife
Na pierwszy rzut oka widzisz ogrom rudych i niesfornych włosów. Potem dostrzegasz, że dziewczyna ma jasną, bladą cerę i niebieskie oczy. Jest dosyć niska (154 cm) i to pomaga jej w wykonywaniu większości zadań związanych z jej elastycznością. Na co dzień ubiera się w zwiewne, lekkie i dziewczęce sukienki, a podczas występów ubiera obcisły kostium, w którym łatwiej jej pracować.

The Little Fox
#10
16.09.2023, 23:58  ✶  

Elaine natomiast doskonale pamiętała jak wyglądał zakrwawiony Laurent i nie chciała już nigdy go takim oglądać. Nie chciała już nigdy nikogo w takim stanie oglądać. Dlatego kamień spadł jej z serca, że chłopak był cały, że był zdrowy i był piękny. Wolała się z nim bawić, piec ciasta i robić przetwory, ale nie chciała już być w sytuacji, w której będzie musiała go ratować. Miała nadzieję, że ten już się nie wpakuje w żadne tarapaty. Oczywiście jeśli będzie w potrzebie, a ona będzie na miejscu to natychmiast mu poleci pomóc, ale wolała nie kusić losu. Sytuacja, w której się znaleźli nie była stosowna, nie była odpowiednia, ale oboje w bardzo idealny sposób ignorowali ten fakt. Wolała myśleć o tym, że robi dla niego jabłecznik, a nie że robi go dla obcego mężczyzny. Wydawał się być dobrą osobą, która nie skrzywdziłaby jej i to chyba ją do niego przyciągało. Rzadko spotykała osoby, które wykazywały się wobec niej czystymi intencjami, które nie były nachalne, a pozwalały jej być radosną łuną wpadającą do pustego domu, aby na kilka dobrych chwil sprawić, że będzie tu ciepło.

– Tego, co następuje po nim. Nie pijam zbyt dużo alkoholu, więc czasami mnie ponosi – wzruszyła ramieniem.

Nie spodziewała się, że chłopak złapie jej dłoń, więc nic dziwnego, że spojrzała na niego zaskoczona, ale jej usta ponownie rozświetlił uśmiech. Oczywiście na policzkach były rumieńce, gdy poczuła jak oblizuje jej własne palce, ale kto by się nie zawstydził. Nie była jednak na niego zła. Wykorzystał sytuację, a ona to wręcz doceniła. Lubiła być delikatnie lepsza od innych, ale chłopak okazał się być równie cwany co ona. Zmrużyła rozbawione oczy i cicho się zaśmiała. Oh, zaskoczył ją, speszył i zbił z tropu, ale nie da mu się tak łatwo złapać.

– Tak, obranie jabłek ze skórki to podstawa do zrobienia pysznego dżemu – odpowiedziała i zabrała swoją dłoń z jego własnych, które były zaskakująco delikatne wobec niej.

Uciekła na swoje miejsce, aby pokruszyć drugi fragment ciasta, a potem wyjęła blachę z piekarnika na którym ułożyła masę jabłkową z cynamonem, obsypała skruszonym ciastem i ponownie wrzuciła blachę do piekarnika.

– Czym się zajmujesz? – zapytała w końcu, bo w sumie nie do końca wiedziała co robił. Znała jego imię i nazwisko, wiedziała gdzie mieszkał i że lubił wpadać w kłopoty. Jednak nadal niewiele o nim wiedziała, a przecież w głowie miała ogrom pytań, które mogłaby mu zadać. Przyglądała się mu jak obierał jabłka. Szło mu naprawdę dobrze. Wyjęła z szafki spory garnek i zabrała się za przekrajanie jabłek oraz wyciąganie z nich ziaren. Kroiła je też na ćwiartki i wrzucała do garnka.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Laurent Prewett (4734), The Little Fox (3479)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa