• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[05.06.72, ruiny porośnięte bluszczem] So let it die and say goodbye

[05.06.72, ruiny porośnięte bluszczem] So let it die and say goodbye
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
15.09.2023, 20:55  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.01.2025, 23:58 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Życie to przygody lub pustka
Rozliczono - Atreus Bulstrode - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

Gdy Brenna wędrowała do ruin, położonych na skraju Doliny, jedną rękę trzymała przy kieszeni bluzy, gdzie znajdowała się różdżka – chociaż w teorii byli na tyle daleko od Kniei, by niebezpieczeństwo nie istniało – a palce drugiej zaciskała na termosie, pełnym kawy. Obecnie eliksiru życia. Dla niej i innych w jej otoczeniu również. Bo istniała całkiem spora szansa, że bez niego dziś w pracy kogoś by udusiła. Była na tyle śpiąca, że nawet nie miała głowy do zastanawiania się, czy bardziej chce tu być, czy nie (bo naprawdę, dało się to załatwić listownie, prawda?!) i czy powinna pisać do kapłanek z kowenu, że tak, chętnie przyjdą do ich klątwołamaczki, czy jednak poczekać na więcej informacji z Departamentu Tajemnic. Ale może Bulstrode dowiedział się czegoś więcej, zwłaszcza że miał jakichś tam uzdrowicieli w rodzinie. (Ona niby też, ale końmi by ją z tym nie zaciągnęli do Danielle.)
Wyglądała tak mugolsko, jak to było tylko możliwe, i to pewnie w dodatku na mugolkę niezbyt zamożną. Kiedy ostatni raz miała na sobie te porwane spodnie i wyblakłą bluzę (średnio pasującą do pogody, ale nosiła długie rękawy czekając aż blizny zostawione przez wampirzycę zbladną, a poza tym i tak zbliżał się wieczór), Philip Nott wziął ją bezdomną. Jeden z psów Longbottomów to radośnie kręcił się jej wokół nóg, to wybiegał nieco do przodu, by tarzać się pośród roślin.
Lubiła tutejsze ruiny. Jako nastolatka niezmiernie chętnie rozpalała w nich świece widmowidza, próbując sięgnąć jak najdalej w przeszłość – ale udało się jej cofnąć dostatecznie daleko tylko dwa razy i nie zobaczyła wtedy zbyt wiele. Chętnie myszkowała po całym ich terenie, czy sama z rodzeństwem, poznając wszystkie ich zakamarki. Nie bywali tu mugole, odstraszeni resztką zaklęć ochronnych, mieszkańcy zapuszczali się w tę okolicę okazyjnie, wrzosowisko znajdowało się zaledwie rzut kamieniem stąd.
Poza tym w naturze Brenny leżały różne drobne podstępy, a wiedziała, że w tym miejscu każdy, kto używa czarnej magii, nie czuje się najlepiej. Wprawdzie Atreus walczył po stronie Ministerstwa na Beltane, ale zważywszy na to, w jakim towarzystwie się obracał, nic by jej nie zaskoczyło. Niespokojne oglądanie się za kimś niewidzialnym za plecami wiele w tych ruinach mówiło.
Podciągnęła się na część murku, która zwalił się na tyle, że miał ledwo z półtora metra wysokości, porośniętego bluszczem, i upiła kolejny łyk kawy.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#2
15.09.2023, 23:05  ✶  
Atreus raz po raz zastanawiał się, czy dobrze zrobił. Równie dobrze mogli dalej kontynuować korespondencję i załatwić to wszystko listownie, prawda? Im dłużej zastanawiał się nad tym, co Longbottom napisała mu w ostatnim liście, tym bardziej dochodził do wniosku,że powiedziała właściwie wszystko. Jej spostrzeżenia pokrywały się z tymi jego niemal co do joty, a w niektórych przypadkach zwyczajnie rozwijały to, co otrzymał w korespondencji zwrotnej od osób, które o to zapytał. Coraz bardziej więc przekonywał się, że oto wybierał się zrobić z siebie idiotę.
Ale z drugiej strony zwyczajnie nie mógł się powstrzymać. Coś ciągnęło go, wcześniej podsuwając do zaproponowania jej tego spotkania w pierwszej kolejności. Wiedział, że była to magia, jakiś fragment rytuału, który w porównaniu z tym, co innego im jeszcze podarował, wydawał się najnormalniejszym aspektem.
Szedł więc, przechodząc przez Dolinę. Zaglądał do niej rzadko, jak tylko było to możliwe, naturalnie koncentrując swoją egzystencję raczej na mieście, a jeśli już je opuszczał, to z wizytą w letniej posiadłości rodziny. Zgubił się więc nawet, kiedy tak kluczył, w końcu jednak znajdując poprawną drogę, która wyprowadziła go z dala od miasteczka i Kniei, w której czaiły się widma. Im dalej się od niej znajdował, tym bardziej słabł uścisk palców na różdżce, aż wreszcie puścił ją całkowicie, widząc wreszcie jak ruiny zaczęły nieśmiało wyłaniać się spomiędzy zarośli.
Zszedł po ścieżce, zakręcającej w kierunku zniszczomego murku, na którym siedziała Brenna i zatrzymał się przy niej, opierając łokciem o kamienną konstrukcję.
- Przydałby się jakiś lepszy drogowskaz na to odludzie - rzucił, nie bardzo wiedząc jak inaczej zacząć tę rozmowę. Czuł się dziwnie nie na miejscu, ale jeśli przed chwilą jawnie kwestionował w głowie swoje decyzje, teraz te myśli odsunęły się od niego, odepchnięte czymś o wiele silniejszym. Uśmiechnął się do niej lekko, w charakterystyczny dla siebie sposób. - I to te twoje ruiny? - obejrzał się na budowlę, obrzucając ją krytycznym spojrzeniem. - Całkiem ładne. Wyglądają jak idealne miejsce do robienia wszystkiego o czym niepowołani nie powinni wiedzieć.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
15.09.2023, 23:30  ✶  
On miał wątpliwości, czy cokolwiek proponować, ona czy się zgadzać. Pewnie nie zgodziłaby się, gdyby nie obiecała, że przestanie się wygłupiać i na sam jego widok uciekać na drugi koniec Ministerstwa. Chociaż to nie tak, że to był jedyny powód – i właśnie dlatego, doskonale wiedziała, powinna walnąć głową o jakąś najbliższą płaską powierzchnię, tak raz, dwa albo trzy, dla otrzeźwienia.
Tyle że w tej chwili nawet się tym wszystkim nie przejmowała, bo po prostu najpierw była zbyt zmęczona na jakieś skomplikowane, typowe dla niej analizy, a potem swoje zaczęła robić magia więzi. Ale i to po prostu zepchnęła… gdzieś na bok.
– Wtedy przestałoby to być odludzie – odparła i uniosła do ust termos, by wypić kolejny łyk kawy. – Przepraszam, cierpię na poważną przypadłość zbyt wysokiego stężenia krwi w układzie kofeinonośnym.
Psiak, bawiący się dotąd w pobliżu, przystanął i spoglądał na obcego, raczej z zaciekawieniem niż agresją. W domu Longbottomów mieszkało tak wiele osób, i tak wiele się przez niego przewijało, że nawet nieśmiały Łatek – pies naprawdę wyjątkowo brzydki, i niesamowicie rasowy, bo tych ras miał pewnie w sobie ze dwadzieścia – przywykł do obecności ludzi. Nie zbliżał się jednak, trzymając pełen ostrożności dystans.
– Taaak, zabierałam tu brata i siostrę, kiedy chcieliśmy się pobić tak, żeby mama nie przeszkadzała.
Elise wiele rozumiała, bo w tej rodzinie... pewne rzeczy były tradycją rodzinną, i to taką, do której potomstwa wcale nie trzeba było zmuszać. Ale niektóre ich potyczki stawały się niekiedy na tyle zacięte, że wyrażała swoje niezadowolenie. Ruiny stanowiły zresztą lepszą scenerię do walk na miecze niż sad i działało to na wyobraźnię małej Brenny.
– Dowiedziałeś się czegoś? Albo chcesz próbować z Macmillanami? Mam tylko trochę obaw, czy się uda, bo chyba nikt jeszcze tego nie zrywał, i że wtedy tydzień później o wszystkim będzie wiedział cały Londyn. Ewentualnie spróbują zepchnąć mnie ukradkiem z jakichś schodów, bo jedna Brygadzistka z nimi spokrewniona wspomniała dziś w Biurze, że masz tam strasznie dużo wielbiciele – oświadczyła. To nie tak, że Brenna w ogóle nie była religijna, ale… jakoś tak niespecjalnie, przynajmniej do niedawna: do dnia, gdy Mavelle doświadczyła wspomnienia o ogniu i babce. Tyle że to nie sprawiało, że nagle Brenna była całkiem pewna, że jeżeli pojawią się w kowenie, gdzie były całe stada kapłanek, wszystkie zachowają milczenie. Ani że nie zinterpretują sobie sytuacji jak Borginowie. Niby nic strasznego, ale przecież chwilowo próbowała nie zwracać na siebie uwagi. Ach i że w ogóle się im uda – na razie nie słyszała o przypadku przełamania więzi i miała cichą nadzieję, że może jednak ktoś spróbuje tego pierwszy w najbliższych dniach.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#4
16.09.2023, 00:18  ✶  
- Nie masz za co, bardzo dobrze rozumiem - posłał jej przekorny uśmiech, bo absolutnie nie pił teraz do jakiegokolwiek zmęczenia wywołanego przepracowaniem. Jasne, Ministerstwo i zgłaszane przez nie sprawy robiły swoje, ale komponent B niewątpliwie to wszystko podbijał. Kiedy wychodziła gdzieś podczas dnia, nie było to aż tak odczuwalne, ale nocami? Czasem wpatrywał się w sufit swojego pokoju, licząc drobne pęknięcia farby i zastanawiając się, czy nie powinien jej zwyczajnie udusić. Nawet jeśli trafiłby za to do Azkabanu, to było to ryzyko, które wydawało mu się że był w stanie podjąć. Dla własnego spokoju ducha. W pewnym momencie zaczął nawet kreślić w kalendarzu niektóre z tych nieprzyjemnych nocy lub wyjątkowo parszywych dni, ale jego mały eksperyment tak naprawdę miał dopiero parę dni.
Nie zwracał praktycznie uwagi na bawiącego się nieopodal psiaka, ignorując go póki nie próbował do nich podejść.
- Prywatna sala treningowa, no proszę - parsknął. Kusiło go zażartować, że jego własna matka gotowa była czasem obstawiać bójki swoich dzieci, ale jeszcze Brenna wzięłaby to na poważnie. Eneida nie była złą matką, ba, kochała swoje dzieci, ale miala własne dziwactwa. Parę razy widział, jak ukradkowo wciska mężowi w rękę galeona z zawiedzioną miną, albo odbiera od niego taką samą monetę absolutnie zachwycona. Obstawiali zachowania ludzi dookoła siebie i nie wątpił by ta ich mała gra przekładała się czasem i na ich pociechy.
- Nie jestem pewien, czy kowen to dobry pomysł - oparł się o murek na obu przedramionach, odwracając tylko głowę w jej stronę. - Bo zgadzam się z tobą, na sto procent któraś z kapłanek nie będzie trzymała języka za zębami - mimowolnie przypomniał sobie moment, kiedy przyszło mu się obudzić i przyszła do niego Sarah. Pamiętał aż nadto dokładnie co powiedziała mu na odchodnym i cholera, skoro miała odwagę to z siebie wydusić, to po reszcie spodziewał sie dosłownie wszystkiego. Również zawiści, która mogłaby się wiązać z poznaniem panny, ktora uplotła mu wianek (bo przecież nie zamierzał sie nikomu przyznawać, że było na odwrót). - I myślę, że ta brygadzistka mogła się odrobinę przeliczyć. - uśmiechnął się zdawkowo, nie wiedząc czemu czując potrzebę, by nie chełpić się tym w tym momencie. Nie przed nią i nie tak, jak potrafił to czasem zrobić. - Mam parę pomysłów odnośnie tego, kto mógłby to zrobić, ale... to rodzina. Nie chciałbym angażować w to nikogo, kogo znam - skrzywił się. Podobnie jak ją wołami by nie zaciągnęli do Danielle, tak on nie zamierzał stawać z nim przed Florence, bo o niej głównie myślał. Była niezwykle zdolną czarownicą. Wiedział to i ufał jej bezgranicznie ale akurat z problemow na takim podłożu nie zamierzał się jej zwierzać. Nawet jeśli nie był w stanie aż tak dokładnie tego podłoża określić.
- A co jeśli to przeczekać? Jestem pewny, że moc rytuału w końcu zniknie, a to przecież nie tak, że to coś prawdziwego - rzucił i coś go zakłuło pod sercem. To nie było prawdziwe, a w swojej naturze niezwykle irytujące. Nie mógł jednak nie zastanawiać się, co by było gdyby uczucie to nie było tak sztuczne. Czuliby się lepiej? Nie miotaliby się aż tak bardzo? Nie chcieliby się zawzajem podusić, jednocześnie czując to nieznośne przyciąganie, nawet jeśli tak subtelne?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
16.09.2023, 07:23  ✶  
Uśmiechnęła się tylko, nieco krzywo, kiedy zauważył, że bardzo dobrze rozumiał. Nie była na tyle głupia, żeby nie wyłapać przytyku, ale nie było to coś, na co mogła wiele poradzić w tej chwili. Darowała sobie jednak uwagi na ten temat, bo jeszcze tylko sprowokowała go do pytań.
- I jest doskonała do skakania po murach – przytaknęła.
Gdyby wspomniał o tym zakładzie… to pewnie i by uwierzyła, że ich matka to robiła, ale nie była ani specjalnie zaskoczona, ani oburzona. Jakby nie było, jej własny ojciec sam dawał drewniane miecze swoim małym, ledwo chodzącym dzieciom. Rody czystej krwi… miały swoją specyfikę, każdy własną.
- Chyba nie doceniasz waszej nowej popularności - powiedziała, spoglądając ku niemu z trochę kpiącym uśmiechem. - Zimni są najgorętszym tematem tego sezonu. Zepchnęliście dziś na trzecią stronę rozwód u Selwynów, a przecież minął miesiąc. Chłopak z kafeterii, w ogóle niezainteresowany samymi starciami w Beltane, ledwo co pytał mnie, czy Mav sypia w trumnie, i chyba nawet uwierzył, jak odpowiedziałam, że tak, i to w piwnicy, ale tylko we wtorki, bo w środy przenosi się na strych, pozwisać z krokwi pod sufitem. Jeden z patologów chciał wiedzieć, czy Tori jest wolna i bałam się spytać, czy na randkę, czy na sekcję, a wreszcie spytano mnie, czy w Little Hangleton pomagałam wybrać Patrickowi ładny grób. Uwierzę, że jakaś młoda kapłanka mogłaby zechcieć mnie zamordować.
Zdawało się, że wszyscy są zainteresowani Zimnymi. A Atreus z całej ich czwórki był najpopularniejszy już wcześniej, więc stadko fanek w kowenie ani trochę by jej nie zdziwiło. I dlatego niezbyt chciała iśc właśnie tam. Oraz między innymi z tego powodu wolała niemagiczny Londyn albo to odludzie od Horyzontalnej czy Pokątnej. Nie wpadliby pewnie na Borginów, ale już inni mogliby nie zauważyć jej, za to na pewno dostrzegliby Bulstrode'a. Kto wie, czy zaraz nie trafiliby na jakąś okładkę.
- Nie powiem, że nie rozumiem. Dani jest klątwołamaczką, ale niezbyt chcę iść z tym do niej. – mruknęła. Nie miała oporów z rzeczami w rodzaju „Dani, bo moja ręka nie działa” albo „Dani, bo coś mnie pogryzło”, ale tutaj wolałaby, aby sprawę załatwił ktoś obcy. Poza tym Danielle dopiero zaczynała w klątwołamaniu - co jeżeli tylko bardziej ich "popsuje"? Jej myśli uciekały do Lety Crouch, tyle że znów: chciałaby wiedzieć, że chociaż jedną taką więź przełamano, zanim zostanie królikiem doświadczalnym. - Macmillanówna wspomniała o "chwili", ale ile ta chwila potrwa? To już miesiąc. Z tą całą fałszywą otoczką mogę sobie poradzić, ale wolałabym, żebyś nie dostawał specjalnych komunikatów od Pani Księżyca, ilekroć mam ochotę spróbować popełnić samobójstwo.
Z pewną irytacją uderzyła piętą o murek raz, drugi, trzeci. Otoczka też ją irytowała, chociaż akurat Brennie ulżyło, że jest fałszywa: wcześniej miotała się bardziej. Prawdziwym problemem było jednak to, że poza akcjami w pracy czy dziwnymi przypadkami, Atreus dostawał też informacje o tych... absolutnie nielegalnych wypadach. Jak polowanie na wampirzycę. Był to główny powód, dla których bardzo chciała, aby ta cała więź szybko zdechła, by mogli mieć wreszcie spokój. Oboje.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#6
16.09.2023, 11:01  ✶  
- Ja? Miałbym nie doceniać nowej rzeszy fanek? - odpowiedział jej podobnym, skrzywionym uśmiechem. Kochał pijar, który zrobiło mi Beltane, a gdyby było inaczej, chyba musiałby iść czym prędzej do Florence powiedzieć jej, że podejrzewa złapanie jakiegoś podstępnego choróbska. - Powiedzmy sobie jednak szczerze, rozwód Selwynów wcale nie był aż tak przejmujący. Śpiewka stara jak świat, on zdradził, ona go przyłapała. Doprawdy, takich historii jest na pęczki, a to się dość łatwo ludziom nudzi - wzruszył ramionami, bo prawdę powiedziawszy, jego samego absolutnie go ten temat nie obchodził. - A co robi przez resztę tygodnia? Leżakuje w świeżo rozkopanych grobach? Czy może biega z widmami po lesie? - prychnął rozbawiony, jednak mogło wydawać się że uśmiech ten był raczej fałszywy, podbity czymś innym, co zdecydowanie go męczyło. Przez moment wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał, może wyraźnie wahał, aż w końcu westchnął i sięgnął do kieszeni po paczkę papierosów, wyciągając jednego. Chowając je, zaoferował jeszcze Brennie ze zwykłej grzeczności, niekoniecznie spodziewając się po niej, że się skusi.
- I pisałaś do niej po naszej porannej rozmowie, prawda? - upewnił się, zaraz ciągając papierosem i wypuszczając dym gdzieś w bok, byle nie na nią, zanim znowu się odezwał. - Więc chyba odpada to, że nie wie jeszcze jak dziwacznie poszedł w tym roku rytuał. Nie wiem jak bardzo jesteś z nim zaznajomiona, ale zwykle to było może parę dni maksimum? I nie mówię tutaj o całej otoczce ze ściskaniem w żołądku czy wyczuwaniu kiedy druga osoba próbuje coś na boku. Wspominałaś, że kapłanka napisała, że to jak zadziałał rytuał to nie wina Voldemorta, a co jeżeli to racja? Rytuały miały miejsce zanim zajął się cały balet ze śmierciożercami. Zanim ziemia zaświeciła, zanim pojawił się golem... co jeśli już wcześniej coś było nie tak? - zapytał, wyraźnie skonsternowany, chociaż nie oczekiwał od niej odpowiedzi. Gdybał sobie zaledwie, faktycznie przez moment myśląc, że może nie była to wina Czarnego Pana, a czegoś innego. Czegoś, co tamten zwyczajnie wykorzystał. - Powiedziałbym, że może to ten twój wosk, ale zakładam że nie każdy wpadł na taki sam pomysł. Po co to w ogóle było? - zmarszczył brwi, kiedy obejrzał się na nią. W sumie to chyba w ogóle o to wtedy nie pytał, zbyt zajęty tym, co działo się dookoła. Samą atmosferą, momentem rozluźnienia. Już wtedy wydało mu się to dziwne, ale teraz, skoro już tak sobie rozmawiali, równie dobrze mógł o to zapytać.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
16.09.2023, 11:43  ✶  
W sumie to trochę żartowała, że pewnie nie zauważył, jak bardzo sławni się stali. Chociaż niezauważenie tego było raczej niemożliwe. I cała ta sława, wyraźnie doceniana przez niego i ani trochę nie przeszkadzająca Victorii, była problemem dla Mavelle i przede wszystkim dla Patricka. Dla całego Zakonu.
- Chyba przegapiłeś ten fragment, w którym opisano, że przyłapała go w garderobie teatru, z mężczyzną, w dodatku swoim byłym narzeczonym i miała u swojego boku trzy inne osoby - parsknęła. Ta historia była materiałem na nagłówki, ale popularność Zimnych ją przebijała. Brenna miała wręcz wrażenie, że ktoś ją specjalnie rozdmuchuje.
Na propozycję pokręciła tylko głową, unosząc lekko termos.
- Mam kawę. Chcesz? - spytała, skoro on oferował papierosy, chociaż wątpiła, aby się zgodził. - W czwartki chodzi na randki, w piątki porywam ją na Nokturna, a soboty wyjątkowo spędza we własnym łóżku - wyrecytowała. - Mav brała w tym udział wiele razy i twierdzi, że to zawsze po prostu była radość i nigdy nie trzymała jej dłużej niż dobę. W tym roku... ta, pisałam do niej i widzi różnicę. Widziałam w tej Dolinie każdy sabat i nikt nigdy tak nie oszalał. I jeśli miałbyś rację, musielibyśmy przyjąć, że to bogini spłatała nam figla. Chyba wolę wierzyć, że to sprawka Voldemorta. Przecież coś świeciło pod tą ziemią. Musiało być tam wcześniej.
I światło biegło do ognisk. Mogło uczynić efekt... trwałym. I gorszym niż zwykle. Łatwiej było obwiniać Voldemorta niż boginię. Bogowie mieszający się w losy śmiertelników... to była po prostu zbyt niepokojącą wizja.
Milczała przez chwilę, kiedy zapytał o wosk. Odwróciła wzrok, spoglądając najpierw na Łatka, a potem gdzieś ku horyzontowi. Liczyła, że inne rzeczy odwróciły jego uwagę. Niestety. Może tak naprawdę to o to przyszedł spytać, nie rozmawiać o próbie pozbycia się tego cholerstwa, która chyba musiała poczekać aż ktoś przełamie więż jako pierwszy. W końcu... zdecydowała się na powiedzenie drobnej części prawdy. Zwykłe takie odpowiedzi były lepsze niż absolutne bajeczki.
- Kamień, który miał w ręku? Ukradli go Shafiqom tuż przed świętem. Prowadziłam tę sprawę. Znajoma jasnowidzka śniła o ogniach Beltane i to nie były zwykłe sny. Nie miałam dowodów, a ministerstwo niezbyt chciało przyznać dodatkowe wsparcie, ale byłam prawie pewna, że się tam pojawi. Celowo wpisałam nas na patrol koło ognia, skąd nie dałoby się uciec, a zostając tam bez ochrony można było stracić zmysły.  Dlatego ten śmierciożerca pełzł do ognia. To były kadzidła zapewniające jasność myślenia. Nie miały nic wspólnego z efektem, ten dotyczy chyba wszystkich, którzy wzięli udział w rytuale.
I kadzidło mieli wszyscy, co do których sądziła, że zostaną walczyć. Prześladowały ją trochę wyrzuty, że nie wręczyła kadzidła Victorii, ale Lestrange otrzeźwiała dzięki Mav i Patrickowi, a Brenna początkowo nie wiedziała, że ta będzie na patrolu. Po prostu... głupio było zostawić Bulstroda całkowicie bez ochrony, kiedy nie była pewna, co się stanie, a jeszcze swoje zrobił ten rytuał.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#8
16.09.2023, 12:59  ✶  
- Przynajmniej nie popełniła samobójstwa z rozpaczy. Słyszałem kiedyś o podobnej sprawie. Jakaś Fawleyówna znalazła swojego narzeczonego w dwuznacznej sytuacji ze swoim kuzynem i z rozpaczy wypiła truciznę. Najgorsze, że wcale nie umarła. Znaczy, nie w tym sensie. Okazało się potem, że jest ghoulem i był to prawdziwy skandal. Prawda pewnie nie wyszłaby na jaw, gdyby nie to, że jej nowy narzeczony rozprowadzał wybuchające mopsy i mimo że je skonfiskowano, jakiś się zawieruszył i trafił w jej ręce. Wybuchł jej w rękach na jakimś przyjęciu. - aż dziwne było opowiadanie o tym z poważną miną. W końcu mówił o czymś samobójstwie, ale z drugiej strony te wybuchające mopsy zawsze do niego przemawiały. Sprawa była stara i pewnie nawet nigdy by o niej nie usłyszał, gdyby nie fakt że swego czasu zajmował się jego ojciec, kiedy jeszcze pracował w biurze jako auror.
- A w sumie, czemu nie - wzruszył ramionami, wyciągając dłoń po trzymany przez nią termos i upijając łyk. Nie miał żadnych oporów co do tego, by skorzystać z propozycji, bo dobra kawa zawsze była w cenie.
- Brzmi trochę, jakbyś sama nigdy wcześniej nie plotła komuś wianka - uniósł lekko brew. - Czy to w takim razie dlatego, że żaden jegomość przede mną nigdy nie chciał ci podarować swojego? - zapytał, wyraźnie rozbawiony i z zaczepnym tonem pobrzmiewającym w głosie. W jakiś sposób faktycznie było mu sobie dość latwo wyobrazić taką sytuację. Jakoś o wiele lepiej w jego głowie pasowało do niej wchodzenie na pal, a nie bawienie się w plecionki, nawet jeśli na Beltane na początku próbowali wziąć udział w rytuale w poprawny sposób.
- Bogini, albo cokolwiek innego? Może planety sprzeniewierzyły się przeciwko naszemu światu? Nie mówię, że nie powinniśmy winić Voldemorta, ale martwię się, że jest w tym jakieś drugie dno... Z resztą, odmawiam przyznania, że jest tak potężny za jakiego się uważa - skrzywił się na wspomnienie Czarnego Pana. Jakaś jego cząstka burzyła się na wspomnienie każdego słowa, które padło w Limbie. Jeśli gość gadał tak samo do swoich popleczników, to Bulstrode dziwił się, że ktokolwiek chciał za nim podążać. Był świadomy, że jakaś jego wersja byłaby w stanie stać obok jego zamaskowanych koleżków, ale była ona tak niewyraźna, że na ten moment niemal nieosiągalna. Nie kiedy duma paliła go, że nie zrobili mu niczego więcej, kiedy byli tam na dole we czwórkę. Nie kiedy tak zwyczajnie im umknął. Dlatego chyba też nie rozglądał się teraz znerwicowany. Był rozluźniony, na tyle na ile mógł się czuć rozluźnić będąc świadomym tego, jak czuł się w jej towarzystwie. Wpatrywał się to w Brennę, to w dym umykający z końca papierosa, zamiast śledzić otoczenie. Bo Bulstrode nie używał czarnej magii. Dopuszczał korzystanie z niej kiedy wymagałaby tego jakaś podbramkowa sytuacja, ale potrafił zrobić komuś krzywdę i bez jej użycia. Chociażby podczas Beltane, gdyby jego zaklęcie tylko zadziałało, to pojamny przez nich śmierciożerca nie miałby rąk.
- Moja siostra też coś o tym wspominała. O tym, że na Beltane nie będzie bezpiecznie, ale niestety jej wizje były niewyraźne. Szkoda, może nieco by to pomogło - co nie zmieniało faktu, że o jej notatce zapomniał niemal natychmiast po przeczytaniu. Przydzielili zwiększone patrole więc myślał, że będzie dobrze, a nawet jeśli jakoś bardziej zainteresowałby się liścikiem od Florence to nie miał co więcej z nim zrobić. Był mglisty i jako dowód dla Biura, absolutnie bezużyteczny.
- Cieszę się w takim razie, że to zrobiłaś. Mam na myśli zapisanie nas na patrol bliżej ognia. I wosk. Dzięki, że nie pozwoliłaś mi tam kompletnie zgłupieć. - coś go tknęło i wyciągnął do niej dłoń, kiedy to mówił, dotykając ją w ramię w upewniającym geście. Dobrze było wiedzieć, że nie zostawiła go tam tak po prostu i mówił szczerze. Ich dotyk jednak znowu przywołał na jego twarz wyraz niezdecydowania, jego jasne oczy na moment utkwiły się nie w niej, a w jego własnej dłoni.
- Czemu w ogóle się nie wzdrygasz? Kiedy pierwszy raz złapałem cię za rękę... Nawet nie mrugnęłaś okiem, kiedy wszyscy inni nawet jeśli się nie cofają, to widać jak usilnie walczą ze sobą, żeby się nie cofnąć, albo czegoś nie powiedzieć.
Cofnął dłoń nagle, jakby musiał się do tego zmusić i po części tak było. Ale nie chodziło tylko o przyjemne uczucie, które rodziło się w sercu, a coś więcej. Jakąś tęsknotę za tym ciepłem, które czuł na skórze, a które nijak nie chciało wniknąć gdzieś głębiej, zaraz pacyfikowane przez wypełniające go zimno. Spojrzał w dół, na swoją wciąż nieco wyciągniętą ku niej dłoń, nie do końca cofniętą, i potarł palcami, jakby chcąc pochwycić ostatnie drobiny ciepła, które zostały na skórze. Jak zwykle jednak, nie przyniosło to żadnego efektu, oprócz złości i obrzydzenia, które wypłynęło w deliaktnie wykrzywionych kącikach jego ust.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
16.09.2023, 20:18  ✶  
- Wybuchające mopsy? Teraz zastanawiam się, czy mówisz poważnie, czy mnie wkręcasz - powiedziała, bo historia brzmiała tak absurdalnie, że ciężko było uwierzyć, że nie została zmyślona. - Chociaż dziwię się, że nie zaserwowała trucizny jemu.
Brenna w takiej sytuacji wprawdzie raczej nikogo by nie truła, ale jeśli już kogoś - to dlaczego siebie? Żeby ułatwić życie niedoszłemu mężowi i kuzynowi?
- Wianki to nie moja bajka. Za to gdy miałam osiemnaście lat, weszłam na jeden z tych słupów, żeby udowodnić kuzynce, że potrafię - stwierdziła, podając mu kawę.
Nie urażała jej swego rodzaju kpina, bo o ile bywała przewrażliwiona na punkcie swojej rodziny, to już nie na własnym. Miał pod tym względem rację, niezbyt pasowało dla niej plecenie wianków. Zresztą sama mu przyznała, że wepchnęła ten wianek w jego ręce, żeby przepłoszyć chłopaka od swojej kuzynki. A cudze zainteresowanie raczej na nią nie padało, i ona go nie szukała. Wyjątkiem był Borgin, Brenna jednak wierzyła święcie, że wszystko było z jego strony swego rodzaju żartem.
- Oczywiście, że nie jest. Albus Dumbledore daleko go przerasta i nie musi wykradać mocy z limbo - oświadczyła i w jej tonie nie brakowało pewności. W oczach Brenny największym czarodziejem Wysp, a może nawet na świecie był dyrektor Hogwartu i za żadne skarby nie dałaby się przekonać, że jest inaczej. Pokonał Grindewalda. Pokona i jego następcę.
Kiedy podziękował... spojrzała na niego trochę dziwnie.
- Wyłapałeś ten moment, w którym przyznałam, że sądziłam, że skaczę pod pociąg i że ciągnę cię za sobą? - zapytała podejrzliwie. Ostatecznie wszyscy byli w podobnym niebezpieczeństwie, i tylko ci, którzy zostali na samych obrzeżach, nieświadomi, co działo się naprawdę, ostatecznie pomagali w ewakuacji zamiast walczyć. Ale spodziewała się czegoś innego. Może kolejnych pytań, może pretensji, a może dzikiej furii. A on jeszcze dziękował.
Nie, nie wzdrygnęła się i na dotknięcie. Gdyby nie cholerna więź z cholernego Beltane, nawet nie zwróciłaby ma nie uwagi, bo tego typu gesty były dla Brenny równie naturalne jak oddychanie. Zresztą przez materiał chłód był słabszy. Już nie zwracała na to zimno uwagi, i to pytanie zaskoczyło ją jeszcze bardziej. Jak w ogóle miała to wyjaśnić? Wiedziała, że są Zimni od pierwszego dnia po Beltane. Ale te osoby, które tam wbiegły... po prostu nie było mowy, żeby wzdrygnęła się na ich dotyk.
- Wyciągaliśmy was spod tego drzewa z Alkiem. Sprawdzaliśmy czy żyjecie. Wolę, żebyście byli lodowato zimni niż martwi - skwitowała, wzruszając lekko ramionami. - Poza tym Mav, Tori, Patrick? Są mi zbyt bliscy, żeby to robiło różnicę.
W jego przypadku też nie robiło. Może przez więź, a może, bo po prostu skoro u reszty to zaakceptowała, nic nie znaczyła ta zmiana i tu.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#10
16.09.2023, 22:46  ✶  
Ilekroć widział Antka, jak ten uganiał się za Brenną, robiło mu się trochę żal. W szkole był to z kolei temat do żartów, bo o ile startowanie do starszej koleżanki wymagało odwagi, tak regularne dostawanie od niej kosza było już czymś zupełnie innym. Czymś co czasem było wykorzystywane zbyt bezwzględnie. Kiedy uświadomił sobie, że rytuał Beltane działa w tym roku na nieco innych zasadach, początkowo nie wiedział co ze sobą zrobić, miotając się okropnie, ale potem zaczął myśleć o Borginie, za wszelką cenę chcąc tę relację zachować z dala od jego oczu. Może to była tylko magia, ale nie wątpił, że mogło to w pewien sposób Anthony'ego wytrącić z równowagi. Nie, nie w ten agresywny, obijający twarze sposób, a bardziej subtelny. Ostatnie czego chciał, to żeby przyjaciel czuł, że ktoś wbił mu nóż w plecy. Szkoda tylko, że Bulstrode nigdy nie był mistrzem korespondencji i jego listy tylko wszystko pokomplikowały.
- Nie wiem. Znaczy, nie miałem z nim styczności od czasów szkolnych, a wtedy był dla mnie, cóż, dyrektorem - i nikim więcej. W swoich rozważaniach na tenat Voldemorta nie doszedł jeszcze do etapu, kiedy myślałby o tym, kto jest od niego silniejszy. Zwyczajnie irytowało go, jakie robił wokół siebie zamieszanie i bałagan, tak jakby nie było innych sposobów na uzyskanie dominacji nad magicznym światem. Jak go aż tak bardzo świeżbiło wprowadzanie zmian, to mógł zająć się polityką, to by było dopiero straszne. Najwyraźniej jednak Czarny Pan był dość słaby w mentalne gierki i subtelne zagarnianie coraz większej ilości władzy, aż nikt nie mógłby mu się już sprzeciwić.
- Widzisz, Brenna, do tej pory wyraźnie zaniedbywaliśmy naszą znajomość, więc ci wybaczę, ale dla twojej informacji, to skakanie pod pociąg to najlepsze co mi się mogło przydarzyć na tym Beltane - uśmiechnął się do niej wesoło i może trochę jakby któraś klepka mu się właśnie odkleiła w głowie. Razem z tobą zawisło gdzieś w powietrzu, niewypowiedziane. Gdyby przyszło mu zawiadywać uciekającymi z polany ludźmi, to chyba sam na siebie by rzucił avadę, żeby się już nie męczyć. Był tym typem człowieka, który z uporem maniaka i pełnym entuzjazmem pchał się dokładnie tam, gdzie nie powinien. I nawet jeśli potem wychodził z tego poturbowany w mniejszy lub większy sposób i narzekał na swoją niedolę okrutnie, to doskonale wiedział, że gdyby miał wybór to postąpiłby dokładnie tak samo.
- Rozumiem. A przynajmniej próbuję. Początkowo myślałem, że mi to nie przeszkadza, ale z czasem to się zmieniło. Sposób, kiedy niektórzy się wzdrygają, albo nie mogą się powstrzymać od komentarzy... wizyta w Limbo to jedno, ale kiedy ludzie uświadamiają sobie, że dotykają żywego człowieka, który mimo wszystko jest temperatury, którą osiągają zwłoki, a nawet mniejszej, coś się zmienia. - na moment patrzył na nią, ale potem odwrócił się, przekręcając i wskakując na murek obok niej, spojrzenie utkwiwszy we wrzosowiskach. - Potrafię bardzo dobrze zauważyć, kiedy ktoś czuje się z tym źle. Kiedy z całych sił wstrzymuje naturalny odruch. Ale ty? Nie mrugnęłaś nawet okiem, nie musiałaś się nawet starać, bo nie było czego ukrywać. To po prostu dziwne.
Zazdrościł trochę. Że Mavelle, Patrick i Victoria mieli obok siebie kogoś takiego. Miał wrażenie, że nawet Florence się wzdrygnęła i pomyślał wtedy, że może uderzyło ją to nawet bardziej niż innych. W końcu była uzdrowicielem i nie raz musiala mieć styczność z martwym ciałem, nawet jeśli nie była koronerem.
- Wiesz, nie powiedziałem ci, że Bones mówiła o wejści w ogniska. Dlatego wiedziałem, bo mówiła o tym falami. Ale zostawiłaś mnie wtedy i byłem tak wściekły o to - może i wciąż był, bo na wspomnienie nieco spochmurniał, kiedy tak jego spojrzenie wodziło za biegającym nieopodal Łatkiem. - Mieliśmy być partnerami na tym święcie, a ty pobiegłaś dalej. Ale teraz, cieszę się że tego nie zrobiłem, bo nikomu nie życzę czuć tego chłodu, który jest gdzieś w środku. Wiecznie niezaspokojony.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (4591), Atreus Bulstrode (5010)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa