• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10 Dalej »
[10.03.1972] Szalona Miotła | Laurent & Philip

[10.03.1972] Szalona Miotła | Laurent & Philip
Lew Salonowy
Seeking to be whole
Driven by passion
Philip to mierzący 173 cm wzrostu wysportowany mężczyzna. Niebieskooki blondyn, którego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach i promienny uśmiech. Jego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach oraz promienny uśmiech. Przywiązuje dużą uwagę do swojego wizerunku, dopasowując swój ubiór do każdej sytuacji. Roztacza wokół siebie aurę niezachwianej pewności siebie.

Philip Nott
#1
03.10.2023, 20:08  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.10.2023, 15:46 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Laurent Prewett - osiągnięcie Pierwsze koty za płoty

Zmierzający do kuchni z zamiarem przygotowania sobie śniadania albo zjedzenia przygotowanego przez Błyska posiłku Philip spostrzegł siedzącą na parapecie kuchennego okna Nieve. Trzymała w dzióbku zaadresowaną przez swojego pana kopertę. Uśmiechnął kącikami ust i podszedł do okna aby je otworzyć i wpuścić sowę do środka. Odebrał od niej list i wysypał na kuchenny stół odrobinę przysmaku dla swój w nagrodę za przekazanie mu listu od Laurenta. Nie powinien rozpieszczać w ten sposób nienależącej do niego sowy. W czasie, w którym Nieve szamała przysmak dla sów, on oparł się pośladkami o jedną z szafek i czytał przysłany mu list.

Zaproszenie na przechadzkę po New Forest uznał za wyjątkowo miłe i postanowił je przyjąć. Po spożyciu ostatecznie przygotowanego przez Błyska posiłku, spacerze z psidwakami, ćwiczeniach fizycznych i prysznicu, założył do białej koszuli i czarnych spodni ciemną szatę uszytą na wzór tych przeznaczonych do gry w Quidditcha. Dzisiaj miała zastąpić mu noszoną codziennie marynarkę. Po opuszczeniu swojego domu wsiadł zaraz na swojego Nimbusa 1972 i odbijając się mocno od ziemi poleciał w stronę New Forest.

Po długim locie w końcu wylądował przed domem swojego przyjaciela i wspierając się na miotle zapukał do jego drzwi. Postanowił poczekać aż mu Laurent otworzy. Mogło być tak, że pojawi się zamiast Laurenta Migotek, który powie mu, gdzie ma szukać jego pana. Czasem się tak zdarzało. Laurent miał tutaj wiele obowiązków, tak samo jak był czasem wzywany do nagłych przypadków z udziałem magicznych zwierząt. A te nie mogły czekać. Skoro jednak zapraszał go na przechadzkę po tym zakątku Anglii to widocznie się ze wszystkim uporał albo postanowił sobie zrobić dzień wolny, którego potrzebował jak każdy człowiek.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#2
04.10.2023, 09:11  ✶  

Nieve tylko wyglądała tak, jakby chciała zadziobać każdego, kto się zbliży. Grumpy sowa, która siedząc na gałęzi ocenia cię swoim spojrzeniem. W rzeczywistości była łasą na przytulanie i chętną do ludzkiego towarzystwa sową, więc podarek przyjęła z wielką ochotą i nadstawiła jeszcze swój łepek - ale to akurat nie do Philipa. To do jego sowy, która czasami stawała się zakładniczką Laurenta. Na szczęście jak dotąd nie na tyle długo, żeby zwróciło to większą uwagę Notta... przynajmniej w mniemaniu samego blondyna. Jaki właściciel, taka sowa? Och, Nieve głaskaniem od strony Philipa również by nie pogardziła...

Kiedy się na coś umawiałeś to czekałeś na drugą osobę - szczególnie, kiedy Nieve przyniosła odpowiedź zwrotną, że Philip rzeczywiście się pojawi. Nie to, żeby Laurent był w ciągłym biegu, ale niezapowiedziane wizyty zazwyczaj miały marną szansę na to, żeby mógł z kimś usiąść przy kawie i porozmawiać na spokojnie. Natomiast Philip tego czasu miał całkiem sporo, kiedy akurat nie miało być meczu, bo wtedy przygotowania do niego zajmowały mu cały kalendarzyk. Zaproszenia z dnia na dzień nie leżały więc zupełnie w stylu Prewetta, ale że wiedział, że Nott powinien mieć czas, pogoda była piękna, wiosna w swoim rozkwicie zachwycała, to czemu nie? Kiedy więc zapukał to długo nie musiał czekać na odpowiedź. Laurent otworzył mu z uśmiechem, wyciągając ramiona, żeby go krótko objąć. Tutaj świadkiem mogło im być co najwyżej morze i szumiące drzewa. Albo Migotek, który czasami się przewijał przez ogród lub dom. Ubrany w grafitowe spodnie i białą koszulę wsunął na siebie sweter na guziki, nie zapiął go jednak od przodu. Śmiało można go było zaliczać do tego grona ludzi, którym było często zimno i mogli się wygrzewać przed kominkiem, prawie wsadzając do niego swoje zimne dłonie. W New Forest zawsze było zimniej niż w miastach, czy po prostu w głębi lądu - to przez wiatr i bliskość morza, wilgotność, jaka tutaj panowała. Dla Laurenta nie był to minus z tylko jednego powodu - wolał chłód niż zaduch miast.

- Dzięki twojej obecności to miejsce stało się jeszcze piękniejsze. - Odezwał się słodko, uśmiechając szeroko i ciepło do mężczyzny. Zamknął za sobą drzwi. - Dzień dobry, Philipie. Bardzo się cieszę, że znalazłeś czas. Wszystko powoli zaczyna kwitnąć i zwierzęta budzą się w pełni do życia, och, gdybym mógł to pokazałbym ci to wszystko ledwo w godzinę. - Świergotał cały rozanielony, otwierając ramiona, jakby rzeczywiście chciał dzięki temu gestowi wymalować przed Philipem wszystko, co było do zobaczenia. Nie było to niemożliwe dzięki magii - odpowiednie iluzje albo dobór wspomnień i voila! Ale nie o to chodziło. Szczególnie, że Philip w końcu też uwielbiam zwierzęta i naturę. Doświadczenie tego na własnych nogach i własnymi zmysłami było całkowicie innym poziomem poznania ponad to, co możliwe było do pokazania paroma magicznymi sztuczkami. - Przepraszam, zapomniałem się... napijesz się czegoś, zanim pójdziemy? - Okręcił się na palcach, żeby spojrzeć na Philipa, bo Laurent już zrobił parę kroków w kierunku lasu i dopiero wtedy jakby do niego dotarło, że wyrwał do przodu prawie jak dziecko, do którego przedwcześnie miał przybyć Gwiazdor.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Lew Salonowy
Seeking to be whole
Driven by passion
Philip to mierzący 173 cm wzrostu wysportowany mężczyzna. Niebieskooki blondyn, którego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach i promienny uśmiech. Jego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach oraz promienny uśmiech. Przywiązuje dużą uwagę do swojego wizerunku, dopasowując swój ubiór do każdej sytuacji. Roztacza wokół siebie aurę niezachwianej pewności siebie.

Philip Nott
#3
04.10.2023, 22:58  ✶  

Philip z Nieve miał styczność już nie pierwszy raz i dlatego rościł sobie prawo do rozpieszczania należącej do Laurenta sowy. Ze szczerym uśmiechem spoglądał na Nieve przytulającą się do znacznie mniejszej Stłuczki. Tej samej, którą Laurent zwykł przetrzymywać dłużej, niż to konieczne. Nawet mu się nie dziwił, ponieważ dobrze wiedział, że Stłuczka potrafiła kraść ludziom serca i urzekać swoją słodyczą.

Miło być przez kogoś wyczekiwanym, choć Philip nie oczekiwał aby Laurent czekał na jego przybyciem stojąc z uchem przy drzwiach. Tym bardziej, że wybrany przez niego tym razem sposób transportu nie dorównywał szybkością świstoklikom czy Sieci Fiuu i dlatego do czasu jego przybycia Laurent mógł zajmować się swoimi sprawami. Za każdym razem, ilekroć spędzał czas w New Forest, to miał wrażenie, że w tym zakątku Anglii świeci słońce z całą swoją mocą przez cały rok. To miejsce cechowała tak przyjemnie sielska atmosfera, której nic nie było w stanie zakłócić i to niezależnie od pory roku.

Po zapukaniu do drzwi słyszał dobiegające zza nich stłumione kroki gospodarza, który po chwili stanął na progu swojego domu. Uśmiechnął się na jego widok i samemu objął wyższego mężczyznę na powitanie. To była kolejna rzecz, którą bardzo doceniał w tym malowniczym zakątku. Towarzyszyło mu przeświadczenie, że tu znacznie łatwiej było odetchnąć od zgiełku magicznego Londynu, niż w Dolinie Godryka. Oczywiście, to miało związek z witającym go Laurentem, który zawsze starał się go jak najlepiej ugościć. Jedynie co zdawało mu się nieco przeszkadzać było to, że właśnie w tych stronach było znacznie zimniej, niż w Dolinie Godryka czy w Londynie. Gdyby miał wybrać miejsce w tych okolicach, w których miałby kupić dom, to wybrałby z dala od morza, nad jeziorem albo blisko lasu.

— Tak? A myślałem, że piękniejsze stać się już nie może. Jeszcze zapragnę kupić dom gdzieś w tej części Anglii. — Skierował do niego retoryczne pytanie. Długi lot wysoko w powietrzu sprawił, że jego oznaczone dołeczkami policzki pokryły się delikatnym rumieńcem, który za sprawą słów blondyna stał się nieco wyraźniejszy. Sprawiał wrażenie lekko zmieszanego. Zdecydowanie mógłby kupić w tych stronach dom, do którego przenosiłby się na kilka dni od wiosny do jesieni, a może i przez cały rok. Przed wejściem do środka wytarł buty, jednak ich nie zdjął. Oparł swoją miotłę o ścianę w przedsionku.

— Dzień dobry, Laurie. Nie mogłem Ci odmówić. Chętnie się wybiorę z Tobą na długą przechadzkę i zobaczę wszystko, co zechcesz mi tego dnia pokazać. — Przywitał go serdecznie, pozwalając mu tak świergotać i roztaczać przed nim bardzo przyjemną wizję spędzania czasu na długiej przechadzce. — Nic się nie stało, Laurie. Nie masz za co przepraszać. Bardzo chętnie. Nie odmówiłbym kufla podawanego na ciepło piwa kremowego. Jeśli nie masz to poproszę kawę. Mam za sobą długi lot a tutaj jest znacznie zimniej, niż w magicznym Londynie. — Zapewnił go. Naprawdę to nie stanowiło to dla niego żadnego problemu. Zamarzył mu się taki kufel kremowego piwa na ciepło, o ile Laurent posiadał mały zapas tego napoju w butelkach. Jeśli nie to wystarczy kawa.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#4
05.10.2023, 10:53  ✶  

To była z jego strony naprawdę absolutna głupotka. Tak wychodzić z domu, witać się w ogóle za progiem, już pędzić do lasu... a przecież Philip przybył tutaj ewidentnie nie przez sieć fiuu. Miał na sobie ciepły strój, w dodatku miotła w ręce. Istniała szansa, że chciał polatać tutaj, sam Laurent nie miałby nic przeciwko, wręcz przeciwnie! Niebo nad New Forest mogło należeć tylko i wyłącznie do niego, jeśli tylko miałby takie życzenie. Wszystko powinno jednak iść po kolei. Kiedy on po prostu nie mógł się doczekać! Wiosna budziła się do życia, przez śnieg przebijały się przebiśniegi, pierwsze pąki już były na miejscu i ptaki ćwierkały głośno w koronach drzew. Serce Laurenta było rozpalone. Jego oczy lśniły, jakby sam wybudził się z zimowego snu - choć na zimę nigdy nie narzekał. Nie narzekał też na żadną inną porę roku. W sumie... Laurent nigdy nie narzekał. Co najwyżej żartobliwie zamarudził na to, że w Ministerstwie znowu trzeb załatwić pięć papierków, zanim dotrzesz do sedna sprawy. Tyle.

- Ależ może. - Odparł z psotliwym uśmiechem i chochlikami tańczącymi kankana w morskich oczętach, kiedy tak spoglądał na Philipa, stojąc już w ogrodzie. Na razie jeszcze wszystko miało ponure barwy ledwo co uciekającej zimy. Jeszcze nie było tu zieleni i kolorów kwiatów, jakie hodował, a i nigdy Laurent nie postawił szklarni. Powinien biorąc pod uwagę, jak kochał rośliny, a jednak się nie zdecydował. Dbał tylko o ten kawałek ziemi, jaki miał przy domu - bo jego ogród wcale nie był duży. Przede wszystkim nie do końca miał czas, żeby dbać o jakieś większe połacie terenu z kwiatami. - Przy twoim boku każde miejsce jest piękniejsze. - Niektórzy bardzo szybko orientowali się w tym, że Laurent miał swoisty dar - a przynajmniej tak to nazywali. Talent.[i/] Talent do mówienia tego, co rozmówca chce usłyszeć. Okropnym kłamstwem byłoby powiedzenie, że tego nie robił. Robił. Całkowicie świadomie i celowo, wykorzystując to, że ludzie mieli go za takiego niewinnego i... uroczego. Może to po prostu była krew. [i]Syrenie pokusy. - Znam wiele piękniejszych miejsc. - Przynajmniej dla Laurenta było wiele ładniejszych. Mimo wszystko New Forest, oprócz samego lasu, który był rezerwatem, to była duża przestrzeń pól i niekoniecznie atrakcyjnych wybrzeży. Dopiero dalej były jakieś turystyczne ośrodki, które zagarnęły te ciekawsze przestrzenie. Prewett chciał tylko mieszkać blisko morza i przy miejscu, które zajmowałoby mu dni - czyli jego rezerwacie. A rezerwat można było stworzyć tylko w wytyczonych miejscach.

- Zobaczę, czy mam. Wejdź, nie krępuj się. - Zachęcił Prewett... - Aaalbo poczekaj chwileczkę. - I wślizgnął się do domu pierwszy, zostawiając otworzone drzwi. - Duma... nie, nie wolno. Zostań. - Machający ogonem piesek leżał właśnie na ziemi u nóg Laurenta i przewalił się na brzuch. Blondyn wiedział, że Philip... może nie to, że za nim nie przepadał (przynajmniej chciał tak myśleć), co zdecydowanie preferował... psy. Po prostu psy. Chociaż dla Laurenta Duma był kochanym i uroczym stworzeniem. Pewnie Philip dostałby zawału, jakby widział, jak czasami Duma memlał rękę Laurenta w swojej paszczy. - Rozgościsz się? Zabiorę tylko Dumę na zewnątrz. - Żeby się tutaj nie kręcił i nie przeszkadzał Nottowi. Na chwilę jednak przysiadł przy jarczuku i potarmosił trochę jego wystawiony brzuch, bo tak się psina cieszył z okazji na pieszczoty, że nie mógłby mu poskąpić. Wyprowadził jednak po chwili zwierzę do jego przestrzeni - i nie to, że on zamykał Dumę w klatce, nie. Natomiast od strony Lasu miał swoją, nazwijmy to, "zagrodę". Przeskoczenie tego płotu to był nawet nie jeden porządny sus dla niego. Tam miał swoją wielką, królewską budę magicznie zmodyfikowaną, swoje miski, swoją przestrzeń. I był nauczony, że jeśli tam został wyprowadzony to tam miał zostać, dopóki nie zostanie zawołany. Laurent musiał go tego nauczyć - mimo wszystko to było bardzo groźne stworzenie o silnym instynkcie. Nie mógł pozwolić, żeby byle sprzeczka z klientem doprowadziła do tego, że zostanie on pogryziony przez jarczuka, którego nawet nie mógłby za to zganić, bo przecież do tego był szkolony. Żeby go bronić.

Wrócił wiedząc, że Philip doskonale wie, gdzie się rozgościć, że może swobodnie poruszać się po tym domu. Małym, zdecydowanie niepodobnym do majątku prezentowanym przez Prewettów, ale i przestronnym. Było tu pełno różnych pamiątek z różnych rzeczy i wydarzeń i oczywiście kwiaty w donicach, a na stole w wazonie przycięte, biało-różowe pelargonie. Akurat teraz pelargonie. Nie dało się powiedzieć, że temu miejscu brakowało "kobiecej ręki". Pewnie szybciej ktoś byłby skłonny powiedzieć, że mieszka tu kobieta, a nie samotnie mężczyzna.

- Załapałeś się na ostatnie piwo kremowe. - Laurent sprawdził aż datę, bo on takich rzeczy za bardzo nie pijał i jeśli je miał - to dla gości. Tak samo jak jego barek nie istniał dla niego tylko dla osób, które tutaj przebywały. Machnął różdżką, żeby przygotować kufel, nalać piwo i podgrzać je do odpowiedniej temperatury, nim przyniósł je Philipowi. W kominku wesoło tańczył ogień.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Lew Salonowy
Seeking to be whole
Driven by passion
Philip to mierzący 173 cm wzrostu wysportowany mężczyzna. Niebieskooki blondyn, którego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach i promienny uśmiech. Jego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach oraz promienny uśmiech. Przywiązuje dużą uwagę do swojego wizerunku, dopasowując swój ubiór do każdej sytuacji. Roztacza wokół siebie aurę niezachwianej pewności siebie.

Philip Nott
#5
05.10.2023, 17:58  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.10.2023, 17:59 przez Philip Nott.)  

Polatanie na miotle nad New Forest było wspaniałą perspektywą na spędzenie reszty wolnego dnia. Jeśli się na to zdecyduje to dopiero po pożegnaniu się z Laurentem. Byłoby znacznie przyjemniej polatać na miotle w towarzystwie Laurenta, zdającego się stronić od latania na miotle. Zdawał się sporo tracić pod tym względem, bo to co on zaobserwował podczas lotu zapierało dech w piersi. Nie miał za złe Laurentowi przejawianego przez niego entuzjazmu względem przechadzki po tym bajecznym zakątku. Ten entuzjazm zdawał się mu udzielać od przebywania w jego towarzystwie i swojego zamiłowania do spędzania czasu na łonie natury. Cieszył się również na spotkanie z tym czarodziejem.

— Kimże jestem aby to kwestionować? — Zapytał pół żartem, pół serio, z wesołym uśmiechem obejmującym również jego spojrzenie. Powracająca do życia przyroda miała także swój urok i stanowiła wyłącznie preludium wiosny, zanim świat się zazieleni na nowo.

Zdaniem Philipa posiadanie ręki do uprawiania roślin stanowiło kolejną z tych niezwykłych umiejętności, których on w sobie nie odkrył i już raczej w sobie nie odkryje. Należąca do jego rodziców posiadłość w Puddlemere posiadała naprawdę piękny ogród, o który dbała jego matka. On posiadał jedynie sad, o który zadbanie wydawało mu się prostsze, niż o ogród. Wymagał on pilnowania kondycji drzew i zbierania rosnących na nich owoców oraz odpowiednio sposobu na ich wykorzystanie. Gdyby zdecydował się przenieść na stałe na wieś to oprócz sadu to wzniósłby tam ogród z warzywami i powierzyłby go Błyskowi albo kogoś zatrudniłby w tym celu.

— Lubię, kiedy tak mówisz. — Wymruczał. Nie chcąc psuć chwili, nie zaczynał się zastanawiać nad tym czy tak miłe łechtające jego wybujałe ego słowa były prawdziwe czy wyłącznie pięknym kłamstwem. — To może poleciłbyś mi jakieś? Albo lepiej... wybrałbyś się ze mną i pokazałbyś mi je osobiście. — Zapytał z nieukrywanym zainteresowaniem. Polegając na takiej rekomendacji chętnie wybrałby się na taką wycieczkę, najlepiej w towarzystwie samego Laurenta.

— Gdybym nie przyleciał na miotle równie chętnie napiłbym się grzanego wina. Dobrze... mogę poczekać. — Rzucił mimochodem. Kierowanie się zasadą piłeś - nie wsiadaj na miotłę wydawało się nad wyraz rozsądne. Niepijący alkoholu Laurent z pewnością posiadał co najmniej jedną butelkę wina. Piwo kremowe skutecznie rozgrzewało i posiadało znikomą zawartość alkoholu. Obserwował wślizgującego domu Laurenta i westchnął cicho, słysząc słowa skierowane do monstrum nazywanego pieszczotliwie psem.  Niezależnie od tego jak Duma zachowywał się względem swojego pana, Philip nie widział w tym stworzeniu typowego psa i wolał trzymać się od niego z daleka. Wątpił aby kiedyś przekonał się do tej bestii.

— Oczywiście. — Wypuszczenie na zewnątrz tego psa z piekła rodem Philip przyjął z zadowoleniem. Czuł się znacznie swobodniej, gdy tego zwierzęcia nie było w pobliżu niego. Po przekroczeniu progu tego domu, pozostawieniu miotły w przedsionku skierował swoje kroki do znanego mu salonu. Na razie nie zdjął z siebie wierzchniej szaty, co zrobi jak się trochę rozgrzeje. W oczekiwaniu na przybycie gospodarza w pierwszej kolejności stanął przy kominku, wyciągając w stronę ognia dłonie, po czym postanowił przyjrzeć się zgromadzonym w salonie pamiątkom w poszukiwaniu tych, których nie widział podczas swojej poprzedniej wizyty w tym domu. Przez te wszystkie kwiaty ładnie tu pachniało, ale tak... gdyby Philip nie znał Laurenta to powiedziałby że tutaj mieszka kobieta zamiast nieżonatego mężczyzny.

— A Ty nic nie pijesz? Mam Ci uzupełnić zapasy piwa kremowego? — Zapytał swojego przyjaciela po tym jak zajął miejsce na kanapie. Zawsze milej prowadziło się rozmowy, jak rozmówca również trzymał w dłoniach kubek z kawą albo herbatą. — Dziękuję. — Powiedział z nieukrywaną wdzięcznością, gdy Laurent podał mu kufel z podgrzanym kremowym piwem. Pachniało tak jak zawsze i przywołały wspomnienia z czasów szkolnych, gdy chodził z przyjaciółmi do Hogsmeade i zawsze znajdował czas aby wstąpić do Trzech Mioteł. Upił pierwszy łyk napoju, tak cudownie rozgrzewającego od środka, którego pianka osiadła nad jego górną wargą. Na razie się tym nie przejmował.

— Co dzisiaj robiłeś poza czekaniem na moje przybycie? — Zainteresował się tym, co porabiał dzisiaj Laurent.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#6
06.10.2023, 10:26  ✶  

Ach, Laurent bardzo lubił komplementować ludzi, słodzić im i umilać czas prostym słowem. Choć w jego wypadku większość osób by zaprzeczyła, że to słowa proste. Nie potrzeba było po prostu wymyślnych porównań, żeby sprawić komuś przyjemność. Czasem wystarczy kilka naprawdę prostych zdań. Proste "dobrze mi, kiedy tu jesteś", albo to, że codzienność naprawdę była milsza, kiedy byłeś obok. Ewentualnie, że każde miejsce było piękniejsze, kiedy mogłeś je dzielić z kimś, kto miał tak piękne oczy, jakie miał Nott. I tak słodko się uśmiechał, jak on. Dobrze wiedział, że to nie mogła być codzienność dzielona wspólnie i nawet nie w głowie mu to było. W tych chwilach, kiedy byli sami, kiedy nikt nie spoglądał przez okienko, mogli być swoim słodkim i spełnionym snem. Ograniczały ich ramy czasowe i tylko to. Potem każdy szedł do własnych zajęć - i tak powinno pozostać. Bez miłości. Wtedy każdy dostawał to, czego potrzebował.

- Możemy pomyśleć nad jakimiś wycieczkami po Anglii. Chociaż sądziłem, że to ty jesteś specjalistą od pięknych zakątków świata. - Laurent nie podróżował dużo po świecie, ale za to sporo po Anglii, Szkocji czy Irlandii - za magicznymi stworzeniami, rzecz jasna. Dlatego widział kawałek tego kraju, ale nadal było mnóstwo zakątków, które zadziwiały i zachwycały. Za specjalistę rzeczywiście się nie uważał i zawsze jeśli o zachwyt chodzi to chłonął opowieści z wycieczek Philipa. Ten to miał co opowiadać..! Laurent zawsze to idealizował, troszkę podkoloryzował i wychodziła naprawdę opowieść godna umieszczenia w niejednej książce. Nadal jednak uważał, że na żadnego pisarza się nie nadawał.

- Jak na razie jestem pijany wiosną, chyba wystarczy? - Zaśmiał się cicho, siadając obok Philipa ale tak, żeby być do niego obróconym półprofilem, żeby na niego spoglądać. - Jeśli razem z księgową dobrze sprawdziliśmy księgi wieczyste to New Forest jeszcze jakoś przędzie. Stać mnie na zakup paru piw kremowych. - Jaakoś, ledwo cooo... nie. Neew Forest zbijało góry pieniędzy - dokładnie tak, jak Laurent zakładał. Właściwie to... nie, nie dokładnie. Generowało o wiele więcej galeonów, niż marzył, żeby żyć na poziomie, na jakim żyć chciał i uniezależnić się od rodziny. W końcu wszystko i tak miało przypaść w spadku Pandorze. Och, wiedział, że siostra by mu pieniędzy nie skąpiła, że mógłby leżeć, pięknie pachnieć i robić z życiem, co tylko by mu się podobało. Nie do tego się jednak przygotowywał. Chciał coś udowodnić rodzinie i sobie - udowodnił. Przysunął się do Philipa i odsunął jego rękę z kuflem, żeby musnąć swoimi wargami jego górną wargę raz, drugi, trzeci, smakując piwo kremowe, której pianka nań została. Zaraz się odsunął, przesuwając językiem po swoich ustach. - Nie mam takiej potrzeby. - Uśmiechnął się. - Nic szczególnego, co zachwyciłoby opowieściami. Sprawdzałem rachunkowość i kalendarz... Innymi słowy - próbowałem zabić czas, żeby w końcu doczekać się twojego przybycia.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Lew Salonowy
Seeking to be whole
Driven by passion
Philip to mierzący 173 cm wzrostu wysportowany mężczyzna. Niebieskooki blondyn, którego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach i promienny uśmiech. Jego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach oraz promienny uśmiech. Przywiązuje dużą uwagę do swojego wizerunku, dopasowując swój ubiór do każdej sytuacji. Roztacza wokół siebie aurę niezachwianej pewności siebie.

Philip Nott
#7
06.10.2023, 22:45  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.10.2023, 01:09 przez Philip Nott.)  

Philip nie miał najmniejszych problemów z postawieniem pewnych granic w relacjach ze swoimi kochankami, choć z jakiegoś powodu nie wznosił ich w towarzystwie Laurenta, pozwalając mu raczyć się tymi wspaniałymi komplementami. Słuchanie ich sprawiało mu wiele przyjemności i chociaż dobrze wiedział, co ich łączyło, to pozwalał temu trwać. Wyłącznie podczas tych wszystkich spotkań, ale tyle mógł mu zaoferować. Pozostawali w tej kwestii wyjątkowo zgodni. Nie chciał aby ta relacja dobiegła końca. Na tle wszystkich jego dotychczasowych związków, ta była wyjątkowo udana i bardzo satysfakcjonująca. Nie poszukiwał w swoim życiu stałych związków, niezależnie od płci potencjalnego partnera.

— Masz mapę? Moglibyśmy stukać różdżką w mapę z zamkniętymi oczami i wybrać się tam, gdzie spocznie jej koniec. W zasadzie jestem, ale zwykle wybieram zagranicę, nieco rzadziej samą Anglię. Jest jeszcze Irlandia, Szkocja i Walia. — Zaproponował całkiem skuteczny i zarazem zabawny sposób na wybór destynacji ich wycieczki. Udało mu się zwiedzić kawał świata i ułamek samej Anglii, do której nie chciał się teraz ograniczać. Wycieczka do Irlandii albo Szkocji wchodziła jak najbardziej w grę. Wszyscy kochali opowieści o zagranicznych wycieczkach. Niekiedy towarzyszyła temu zazdrość. Skrzętnie skrywana, jednak obecna. Może kiedyś przyjdzie mu napisać swoją biografię, w której poświęci kilka albo kilkanaście stron swoim wszystkim podróżom.

— Wystarczy w zupełności. — Roześmiał się dźwięcznie. Chciał aby Laurent usiadł obok niego na tej kanapie. Sam zwrócił się w jego stronę, chcąc utrzymywać z nim kontakt wzrokowy. — Nie muszę być księgową aby widzieć, że jakoś przędzie. To dobrze, bo je uwielbiam. Piłem je za każdym razem, ilekroć w czasach szkolnych wybierałem się do Hogsmeade. — Zażartował, w rzeczywistości dobrze wiedząc, że to miejsce generowało spore przychody. Gdyby tak nie było to Laurent zamknąłby je już lata temu. On dobrze wiedział, co to znaczy uniezależnić się od rodziny. Przez wszystkie lata swojej kariery zgromadził w swoim prywatnym skarbcu tyle galeonów, że trudno byłoby się doliczyć, ile ich tam jest. Nie oznaczało to, że nie ma dostępu do rodowego skarbca. Pozwolił sobie na lekkie nawiązanie do czasów szkolnych, które pomimo posiadania przez niego obowiązków szkolnych i kładących się cieniem na nich problemami z ojcem, były najlepszymi czasami w tamtym momencie jego życia.

Pozwolił na to aby Laurent odsunął jego dłoń z kuflem kremowego piwa, czego nie pożałował. Zamruczał z wyraźnym zadowoleniem, rozchylając delikatnie wargi z zamiarem sprowadzenia tak miłych muśnięć do prawdziwego, krótkiego pocałunku. Po pierwszym łyku tego ciepłego rumieńce na jego policzkach nieznacznie się pogłębiły, w czym również miało swój udział te muśnięcia składane na jego wargach. Nie oznaczało to, że naprawdę się skrępował.

Opuszczając spojrzenie na usta młodszego mężczyzny, przygryzł dolną wargę. Mógł całkiem uroczo się rumienić w danym momencie i jednocześnie zacząć myśleć o tym, że mogliby skończyć w sypialni. Zdradzał to lekko dwuznaczny uśmiech błąkający się po jego ustach. Postara się trzymać tego, że przyszedł tutaj na przechadzkę. Potem się zobaczy. Brał na to sporą poprawkę, bo wiedział, jak to się skończy. Najpierw spacer, bo jeśli skończą w sypialni, to potem nie będzie w stanie przekroczyć granicy łóżka Laurenta do czasu zakończenia tego spotkania.

— Zadziwiające, co wiosna z Tobą robi. — Stwierdził niefrasobliwie. — Same nudne rzeczy! Nic dziwnego, że mnie zaprosiłeś. Kto by chciał coś takiego robić! — Philip ze wszystkich rzeczy na świecie nie znosił biurokracji, którą zajmowanie się uważał za karę za swoje wszystkie grzechy. Piekło na ziemi.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#8
07.10.2023, 10:43  ✶  

To nie tak, że Laurent nie myślał o stałych związkach. Myślał. Nie pozwalał sobie o tym myśleć jednak za dużo, nie pozwalał sobie, żeby tym myślom poświęcić energię. Jego romantyzm i marzycielstwo było zgniatane przez racjonalne myślenie, które tkwiło w jego głowie i nakazywało trzeźwo spojrzeć na ten świat i wszystko, co można było w nim osiągnąć. To, o czym on marzył, było nieosiągalne. Dlatego cieszył się z tego, co mógł mieć, po co mógł sięgnąć i co wypełniało jego serce i dodawało mu energii do tego, żeby być, trwać i uzupełniać to, czego mu brakowało. Nie zawsze każdy był przez to zadowolony, chociaż blondyn naprawdę starał się nie krzywdzić ludzi. Łatwo było o tym mówić, kiedy mimo wszystko brało się na tapetę zabawę ludzkimi emocjami. I to też nie tak, że tego nie widział, że nie zdawał sobie sprawy. Wiedział. Nie mógł się usprawiedliwić tym, że nie wiedział. A nawet jeśli to kogo to niby pocieszało? Zasłanianie się "nie miałem złych intencji" też brzmiało nad wyraz żałośnie. Choć faktycznie - nie miał.

- Mam cały zapas map. - Zarówno ich okolic, Londynu, całej Anglii, jej niektórych regionów. Jedne były pokreślone i wymagały wyczyszczenia, inne były pokreślone, ale zaklęcie transmutujące dawno z niej spadły. Akurat map było u niego pod dostatkiem. Potrafił bez problemu przemieszczać się po dziczach, ale przemieszczanie się z mapą zapewniało bezpieczeństwo i umożliwiało przede wszystkim organizację pracy. - Aż taki z ciebie hazardzista, żeby swój los powierzyć przypadkowi? - Zaczepił go troszeczkę. Philip lubił przygodę, ale raczej lubił mieć kontrolę nad tym, co się dzieje, dlatego to w zasadzie było coś trochę... nowego. Pokazywało, że przypadki potrafią być przyjmowane z całkiem dobrym rezultatem. Może dlatego, że dotyczyło to wycieczek, które z samego założenia oplatałyby przyjemnością? Prawie. Philip nie myślał do końca perspektywicznie o tym. Ponieważ takim sposobem można było trafić do miejsca, które było zupełnie nieciekawe, stracić czas i przeżyć zawód. - Mam dla ciebie lepszą propozycję. Mam atlas pięknych miejsc Wielkiej Brytanii. Może to tam otworzysz go na losowej stronie i wybierzesz podróż? - Laurent starał się zawsze robić tak, żeby nakierunkowywać Philipa na lepsze pomysły, ale jednocześnie nie podcinać mu broń Boże skrzydeł. Wilk syty, owca cała.

- Hahaha, spokojnie, Philipie... wszystko w swoim czasie. - Przyobiecał słodkim głosem, wyłapując spojrzenie blondyna. To przyjemne uczucie w nim narosło - oczekiwania, wyczekiwania na te doznania, które wznosiły człowieka ponad codzienność skrywając się między westchnieniami i bliskością ciał. Ucałował krótko, delikatnie jego usta, zanim się odsunął, ale tylko troszkę, by z bliska móc spoglądać na te zadowolone, łagodne, niebieskie oczy. Nie było piękniejszego lustra, w którym mógłby się przeglądać. Świat był naprawdę odepchnięty za ramkę tego, co tworzyli będąc razem. Liczyli się tylko oni, zaklęci w bezpieczeństwie własnej prywatności. - Prawda, że nudne? - Zawtórował z rozbawieniem mężczyźnie apropo księgowości i wszystkich innych papierów, które przeijały się przez jego ręce. Dla niego były codziennością, czuł tylko frustrację, kiedy przez papierki i konieczności latania do Ministerstwa coś mu się przesuwało, psuło, utrudniało znacząco, a w ogóle nie miało przy tym sensu. - Dlatego zostałeś moim dzisiejszym bohaterem. Tylko teraz, bohaterze, musisz się szybko rozprawić z tym piwem kremowym, bo się nie doczekam. - Nie była to do końca prawda, Laurent był bardzo cierpliwą osobą i wcale nie było mu tak śpieszno na przechadzkę. Bardziej chciał po prostu podtrzymać ten nastrój żywiołowości, chęci, obietnicy przygody.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Lew Salonowy
Seeking to be whole
Driven by passion
Philip to mierzący 173 cm wzrostu wysportowany mężczyzna. Niebieskooki blondyn, którego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach i promienny uśmiech. Jego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach oraz promienny uśmiech. Przywiązuje dużą uwagę do swojego wizerunku, dopasowując swój ubiór do każdej sytuacji. Roztacza wokół siebie aurę niezachwianej pewności siebie.

Philip Nott
#9
07.10.2023, 20:45  ✶  

— W takim razie doskonale. Przyniesienie ich może trochę zająć, ale to nie jest nic, z czym byśmy sobie nie poradzili. — Stwierdził z zadowoleniem, jednocześnie nie palił się do tego aby wstać z kanapy i poświęcić się przyniesieniu, jak i wertowaniu wszystkich posiadanych przez Laurenta map. Miał za sobą długi lot, przy swoim boku Laurenta i siedział na wygodnej kanapie z kuflem kremowego piwa w dłoni. To wystarczyło, aby nie chciał w tym momencie robić nic innego. Było mu za dobrze.

— Powierzenie swojego losu przypadkowi mogłoby mnie pozytywnie zaskoczyć. — Odpowiedział na tę zaczepkę, kierując się w tym momencie, że w towarzystwie byłoby raźniej zmierzyć się z nieznanym tego rodzaju i zawsze mógłby dostrzec w tym coś dobrego. Laurent naprawdę go dobrze znał i naprawdę lubił mieć kontrolę nad wydarzeniami wokół siebie, co nie zawsze mu się udawało. Nie oznaczało to, że nie próbował utrzymywać tego rodzaju. Rozważając zaplanowanie wycieczki krajoznawczej w ten sposób musiał liczyć się z tym, że wybrana destynacja nie spełniłaby jego oczekiwań. — Słucham Cię. Podoba mi się ta propozycja. Tak zrobimy. — Postanowił na nią przystać, ponieważ we wspomnianym przez Laurenta atlasie nie będzie brzydkich miejsc i którekolwiek wylosuje, spełni ich oczekiwania odnośnie wstępnie zaplanowanej przez nich wycieczki po Wielkiej Brytanii.

— Wiem... będę cierpliwy. Wtedy nie poszlibyśmy na ten spacer. — Uwierzył w tę słodką obietnicę, wiedząc, że będzie wyczekiwać tych wszystkich doznań, jakie płynęły z bliskości ich ciał. Obietnica ta została przypieczętowana tym krótkim i delikatnym pocałunkiem. Naprawdę chciał zobaczyć więcej, niż sufit sypialni Laurenta, którego nadal miał przy swoim boku i poświęcającego mu pełnię swojej uwagi. Wszystko, co miało tutaj miejsce, nosiło znamiona szczęścia. Tego rodzaju prywatność i powiązane z nią bezpieczeństwo było tym, czego bardzo potrzebował w swoim życiu. Przez wzgląd na to, że ceną sławy było przyzwolenie na odarcie się z niej, wyeksponowanie sporej części swojego życia na widok publiczny. Musiało istnieć na tym świecie miejsce, schronienie, do którego nie mieli wstępu inni ludzie i media.

— Ekstremalnie nudne. — Podsumował. Prowadzenie takich interesów, jakie prowadził Laurent, wymagało prowadzenia skrupulatnej księgowości. Do Ministerstwa musiał biegać każdy, nawet on. Za podatki odpowiadała zatrudniona przez niego księgowa. Za odpowiednią ilość galeonów kupował sobie święty spokój. — Dla Ciebie wszystko. Dziesięć minut i idziemy. — Zapewnił go z ciepłym uśmiechem, podkreślającym dołeczki w jego policzkach. Nie mógł zawieść jego oczekiwań. Dziesięć minut z powodzeniem wystarczyło mu na wypicie całego kufla kremowego piwa, który doskonale spełnił swoje zadanie. Zrobiło mu się przyjemnie ciepło. Liczył, że rześkie powietrze nie odbierze mu tak szybko tego przyjemnego ciepła. Nie czuł się jednak poganiany. Po przechadzce będą mieli sposobność do zasłużonego odpoczynku i cieszenia się sobą nawzajem.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#10
07.10.2023, 23:11  ✶  

- Mogłoby też przynieść zawód. Można poddawać się Losowi bezwładnie. Ale możesz też poddawać się mu w sposób... - przesunął palcami po jego bicepsie, na przedramię i do dłoni, ujmując jego palce. Uniósł ją i zgiął te palce w pięść. - ... kontrolowany. - Dokończył wtedy swoje zdanie. Ale dłoń niekoniecznie puścił. Tylko uścisk stał się znów całkowicie lekki, kiedy rozplótł jego palce i zaczął kreślić palcem linie na wewnętrznej stronie jego dłoni. Nie tak delikatnej, jak jego, przyzwyczajonej do walczenia z miotłą, choć zdecydowanie była to dłoń bardzo zadbana i nie miał tej skóry nieprzyjemnie twardej czy nieprzyjemnie szorstkiej. - Niektórzy robią dzienniki ze swoich podróży, a słyszałem o tym, że wkłada się mapę w ramkę i na niej zaznacza, gdzie się już było. - To brzmiało całkowicie bajkowo i fantastycznie. Może powinienem taką zrobić? Mimo, że nie miał takiego pociągu do zobaczenia świata jak Philip to bardzo lubił oglądać nowe miejsca i przede wszystkim ich doświadczać. Pewnie jego mapa nie byłaby więc imponująca... za to mapa Philipa na pewno cieszyłaby oko dopiętymi pinezkami, czy cokolwiek zostałoby użyte. Pewnie w świecie magii zaraz ktoś wymyśliłby o wiele bardziej kreatywne rozwiązania.

- Jak poprawi się pogoda to ze spaceru nie będzie trzeba wracać. - Choć... to też zależało od otoczenia. Powiedział to w formie małego psikusa, puszczając jego dłoń, którą się bawił, żeby musnąć opuszkiem kraniec nosa Philipa. Był teraz tak blisko, że równie dobrze zaraz mógłby się na mężczyznę wdrapać i rzeczywiście nici by były ze spaceru. Ale nie. Znów się odsunął. To w końcu budowało tą atmosferę, która zdaniem Laurenta była jedną z najlepszych rzeczy, kiedy wiedziałeś, że w końcu i tak dostaniesz to, czego chcesz. Kiedy czujesz słodki zapach ciasta i wiesz, że je zjesz, że nikt ci w tym nie przeszkodzi, więc możesz wdychać jego woń, potem je wyciągnąć, podziwiać jego kształty i nawet tylko lekko spróbować. Jak spróbowane zostały usta smakujące piwem kremowym. Bardzo dobrym trunkiem zresztą. Laurent nie pił niczego, co miało jakiekolwiek procenty, zbyt często przez to, jak fatalnie to na niego wpływało. I miał też niekoniecznie dobre wspomnienia z trunkami, choć traumy, na szczęście, się nie dorobił. Jakoś to przepracował.

To zdecydowanie nie było 10 minut bo wbrew temu, co Laurent powiedział, to trochę zaczepiał Philipa. Trochę go "drażnił", ale w tym samym sensie, w jakim kociak zaczepia nogawki, żeby się nim zainteresować, pobawić z nim pogładzić jego białe futro. To było takie zaczepne, a nie mające faktycznie wprawić w jakąkolwiek frustrację. Tak, dobry nastrój mu dopisywał - naprawdę kochał wiosnę, a czuł jej zapach w powietrzu. Widział już te pierwsze pąki i pierwsze liście, które wprawiały jego serce w trele. Więc chwilę to potrwało i zostało przemalowane różnymi opowiastkami czy niezobowiązującymi żarcikami, albo wspomnieniami, bo przecież... cholera, naprawdę mieli co wspominać. Ale w końcu wyszli z domu, kiedy piwo zostało dopite i skierowali się do samego lasu.

Były tutaj pewnego rodzaju ścieżki, ale te, które wytyczone były przez dzikie zwierzęta - Laurent je znał i sprawnie wybierał drogi i przejścia między kolejnymi połaciami lasu. Pokazywał po drodze Philipowi wszystko - zachwycał się pierwszymi pąkami, liśćmi, prezentując je Philipowi, podając nazwy. Pokazywał miejsca, gdzie pokazywały się magiczne istoty, które w większości przed nimi umykały, ale kiedy zbliżyli się wystarczająco powoli...

- Nadal nie mogę namówić Fuego, żeby wyszedł z New Forest. Daje się namówić ledwo na wyjście na granicę, ale uparcie go wynoszę. On przecież przypomina bardziej kurę niż feniksa. - Przeszedł pod jedną z gałęzi, oglądając się na Philipa. Nie zabrał ze sobą Dumy bardzo wyjątkowo i tylko ze względu na Notta. Żeby go nie spinać, wiedząc, że nie znosił za dobrze obecności jarczuka. Ale i dlatego nie zamierzał zagłębiać się z Philipem za daleko w las. - Mamortki powinny już naprawiać swoje gwiazda przed wysiadywaniem jaj... - Było drzewo w New Forest, które te piękne ptaki obsiadały i tam się właśnie kierowali po tym, jak Fuego nie był chętny ich zaszczycić swoją obecnością.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Philip Nott (5436), Laurent Prewett (6188)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa