09.09.2023, 10:05 ✶
Florence zależało na Atreusie. Wbrew pozorom wiedziała też, że jest dorosły, a nawet jeżeli dostrzegała jego wady – zbytnią porywczość, zamiłowanie do hazardu i nieco… mgliste granice moralności, które pewne bezlitośnie krytykowałaby u kogoś innego – to nie miały wielkiego znaczenia. Był jej bratem. Ostatecznie to rodzina była najważniejsza. I nawet do pewnego stopnia lubiła ich przekomarzania.
Gdy mówił, milczała, przypatrując się mu bardzo uważnie. Jej dłoń sięgnęła na moment ku jego zimnej dłoni.
Ją też przerażało, że mógłby tam zostać. I tak jak Oriona, przerażało ją, że nie była przy nich. Wiedziała, że coś się stanie, zostawiła im nawet liściki, ale odeszła z polany, by wrócić po nawałnicy, zająć się rannym i znaleźć braci oraz Patricka. Rozsądek podpowiadał jednak, że dobrze się stało. Nie była wojowniczką. Zginęłaby albo musieliby jej bronić.
- Nikt nie wie, czym jest Limbo. Jesteście pierwszymi, którzy pamiętają – powiedziała cicho, bo nie była może specjalistką w tym zakresie, ale próbowała znaleźć informacje na własną rękę w ostatnich dniach. – Może wszystko co czułeś, to magia, która ma ukoić strach na końcu drogi. Zachęcić do pójścia dalej. Może dlatego jesteś Zimny, bo to coś ci odebrało. Ale chyba chcesz żyć, prawda, Atreusie?
Bo przecież kochał życie. Może najbardziej z ich trójki, a Florence nigdy nie miała skłonności do kryzysów egzystencjonalnych i myśli samobójczych.
Gdyby to był Laurent, Orion, Pandora, czy ktoś inny z ich licznego kuzynostwa, pewnie by go po prostu objęła: zawahała się jednak, bo najmłodszy Bulstrode nie lubił nadmiernie uczuciowych gestów, a potem i tak było za późno, skoro wszedł Orion. Florence przesunęła po prostu rękę z dłoni, w górę, a potem wolną ręką sięgnęła po swoją torbę, zabierając się do pobierania krwi.
– Nie, osaczyłam naszego drogiego braciszka, i zmusiłam do badań, ale prawie już skończyłam – poinformowała Oriona spokojnie. Nie patrzyła na niego, ale tylko dlatego, że nie chciała kłuć Atreusa przez następne piętnaście minut: mógłby stracić cierpliwość, wolała więc dobrze trafić za pierwszym razem. – Jeżeli liczyłeś na rychłą zmianę partnera w pracy, to informuję, że nie będzie to możliwe. Będzie żył i wydaje się zdolny do służby.
Gdy mówił, milczała, przypatrując się mu bardzo uważnie. Jej dłoń sięgnęła na moment ku jego zimnej dłoni.
Ją też przerażało, że mógłby tam zostać. I tak jak Oriona, przerażało ją, że nie była przy nich. Wiedziała, że coś się stanie, zostawiła im nawet liściki, ale odeszła z polany, by wrócić po nawałnicy, zająć się rannym i znaleźć braci oraz Patricka. Rozsądek podpowiadał jednak, że dobrze się stało. Nie była wojowniczką. Zginęłaby albo musieliby jej bronić.
- Nikt nie wie, czym jest Limbo. Jesteście pierwszymi, którzy pamiętają – powiedziała cicho, bo nie była może specjalistką w tym zakresie, ale próbowała znaleźć informacje na własną rękę w ostatnich dniach. – Może wszystko co czułeś, to magia, która ma ukoić strach na końcu drogi. Zachęcić do pójścia dalej. Może dlatego jesteś Zimny, bo to coś ci odebrało. Ale chyba chcesz żyć, prawda, Atreusie?
Bo przecież kochał życie. Może najbardziej z ich trójki, a Florence nigdy nie miała skłonności do kryzysów egzystencjonalnych i myśli samobójczych.
Gdyby to był Laurent, Orion, Pandora, czy ktoś inny z ich licznego kuzynostwa, pewnie by go po prostu objęła: zawahała się jednak, bo najmłodszy Bulstrode nie lubił nadmiernie uczuciowych gestów, a potem i tak było za późno, skoro wszedł Orion. Florence przesunęła po prostu rękę z dłoni, w górę, a potem wolną ręką sięgnęła po swoją torbę, zabierając się do pobierania krwi.
– Nie, osaczyłam naszego drogiego braciszka, i zmusiłam do badań, ale prawie już skończyłam – poinformowała Oriona spokojnie. Nie patrzyła na niego, ale tylko dlatego, że nie chciała kłuć Atreusa przez następne piętnaście minut: mógłby stracić cierpliwość, wolała więc dobrze trafić za pierwszym razem. – Jeżeli liczyłeś na rychłą zmianę partnera w pracy, to informuję, że nie będzie to możliwe. Będzie żył i wydaje się zdolny do służby.