• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ministerstwo magii v
« Wstecz 1 2 3 Dalej »
[20.06.72, Ministerstwo Magii] Well tell me do you hate me

[20.06.72, Ministerstwo Magii] Well tell me do you hate me
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
18.10.2023, 00:32  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.09.2024, 14:58 przez Mirabella Plunkett.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz tajemnic IV
Rozliczono - Atreus Bulstrode - osiągnięcie Pierwsze koty za płoty

- …chyba powinny być gdzieś tutaj.
W głosie Brenny była jednak odrobina powątpiewania, kiedy wskazywała to „gdzieś tutaj”, bo gdzieś tutaj oznaczało dwie wielkie szafy. W teorii wszystko było oznaczone, w praktyce jednak sytuacja nie zawsze była taka prosta.
Podziemne pomieszczenie z archiwami BUM było wypełnione tysiącami, jeżeli nie dziesiątki tysięcy teczek i papierów. Brenna znała je doskonale, bo spędzała tutaj naprawdę dużo czasu, zwłaszcza ostatnio – przeszukując je pod kątem zaginięć, tajemniczych śmierci podczas snów i paru innych rzeczy. I znów w teorii, całkiem dobrze orientowała się, co gdzie leży.
W praktyce bywało, że kiedy chciała coś znaleźć, rozstawiała tu krąg widmowidza, wbrew wszelkim przepisom bezpieczeństwa, bo szanse na znalezienie odpowiedniego wspomnienia bywały wyższe niż namierzenie czegoś, co ktoś przesunął, zgubił, ukradł albo zjadł. (Odkąd Brenna znalazła tylko połowę jednej teczki była pewna, że to ostatnie czasem się tutaj zdarzało.)
– Jestem pewna, że odkładałam akta Howarda do szafy z latami 67 – 68, tyle że potem ktoś przestawiał całą szafę i chyba wyciągnął też z niej dokumenty, żeby było łatwiej, jak już przestaliśmy się tutaj mieścić i trzeba było zrobić przemeblowanie, więc… no to jest mocne „chyba”, bo mogą faktycznie być tutaj albo tkwić w jakiejś mysiej dziurze albo coś takiego – dodała, unosząc różdżkę, płonącą światłem lumos.
Pamiętała tę sprawę. Wydawała się stosunkowo prosta. Dwie napaści, brak ofiar śmiertelnych, stosunkowo niewielki wyrok, bo Howard dogadał się z jedną z ofiar, żeby wycofała oskarżenia. Brenna miała pewne podejrzenia, że to „dogadanie się” nie było w istocie dogadaniem się, ale przecież nie mogła zmusić nikogo do składania zeznań. Problem polegał na tym, że teraz doszło do dwóch bardzo podobnych przypadków, i to z użyciem czarnej magii.
Mógł to być przypadek. Mogło to jednak przypadkiem nie być, a to oznaczało konieczność porównanie szczegółów, by wiedzieć, czy Biuro Aurorów ma podstawy, aby pojawić się na progu mężczyzny.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#2
27.10.2023, 03:13  ✶  
Bulstrode spoglądał na wskazane przez Brennę szafy dokładnie w taki sam sposób, w jaki ona właśnie mówiła, to jest pełen powątpiewania. Gdzieś tutaj z jednej strony wydawało się nawet pocieszające, biorąc pod uwagę że ograniczało się tylko do dwóch regałów, jednak tak z drugiej, kiedy tak patrzył na kolanem upchnięte teczki, nie był już aż taki szczęśliwy.
Kusiło go trochę, żeby sobie ponarzekać na stan archiwum i że ktoś, kto o nie dba, powinien się nieco bardziej postarać, ale nie był aż takim hipokrytą, kiedy wiedział jak wyglądało bliźniacze pomieszczenie należące do aurorów, ani też porządek w tym pokoju nie był wzgórzem, na którym gotowy był dzisiaj polec.
Błądzili trochę, ale przynajmniej byli nakierowani na odpowiedni kierunek i nie pozostawało nic innego jak złapać parę teczek i przekartkować je z powątpiewaniem w poszukiwaniu interesującego ich oznaczenia. Milczał przez chwilę, kiedy papier szeleścił mu pod palcami, aż w końcu westchnął i odłożył plik dokumentów dokładnie tam gdzie go znalazł, czyli byle gdzie na właśnie sprawdzanej półce.
- Ktoś powinien obmyślić samoprzynoszące się teczki na akta - rzucił, kiedy wsunął swoją własną różdżkę na półkę. Tak, żeby mieć wolne ręce, ale żeby wciąż oświetlała blaskiem lumos stosy dokumentów, które właśnie przeglądali. - Prawdę powiedziawszy to nie zdziwiłbym się jakoś bardzo, tak odnośnie tej mysiej dziury. Raz, jeszcze przed kursem aurorskim, wyciągaliśmy potrzebne akta zza szafy i tylko dlatego, że kiedy ich szukaliśmy poruszona sterta nie wytrzymała i się osnęła. - westchnął nieco boleściwie na to wspomnienie, bo skończyło się nie tylko na zbieraniu ich pobieżnie do kupy, ale i częściowym segregowaniu bo potrzebna teczka okazała się w połowie pusta.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
27.10.2023, 17:35  ✶  
- Taka osoba zasłużyłaby na pewno na Order Merlina i dożywotnią wdzięczność wszystkich w Departamencie. Wysyłałabym jej kwiaty i czekoladki na każde święta, urodziny i rocznicę odkrycia - przyznała Brenna, za pomocą accio ściągając jedną z teczek z góry. Ta była pełna, właściwie oznaczona i nawet jej własna, ale niestety, nie zawierała odpowiednich dokumentów. Dotyczyła jednak innej sprawy z bardzo podobnego okresu, istniała więc spora szansa, że są na dobrym tropie... - Jakoś mnie to nie dziwi. Mam teorię, że magia sama w sobie oszalała, ponieważ pod spodem jest jedno z pomieszczeń Departamentu Tajemnic, w którym robią cholera-wie-co. Sprzątałam w tych szafach dwa lata temu przez dwa miesiące, a powrócenie do poprzedniego stanu zajęło im trzy tygodnie. Chociaż w archiwach Biura Aurorów to macie chyba dziurę czasoprzestrzenną. Jakimś cudem weszłam tam w lutym z Patrickiem we wtorek, a wyszliśmy w środę i żadne z nas nie było pewne, jak to się stało...
Miało to zapewne coś wspólnego, że nie mogli znaleźć potrzebnych do sprawy informacji, więc przekopali kilka szaf, potem układali z powrotem to, co wygrzebali, a potem okazało się, że w teczce, którą wyszukali, są rzeczy wskazujące na to, że muszą sprawdzić coś jeszcze... Ale Brenna do tej pory nie była pewna, jak to się stało, że spędzili tam dwanaście godzin i żadne z nich tego nie zauważyło. Była pewna, że minęła najwyżej połowa tego czasu. Na górze już zaczęto ich szukać, uznając, że znikli bez wieści na jakiejś niezgłoszonej nikomu misji, bo nie wypisali wyjścia i nie wrócili do domów, a tu wyłonili się nagle bladzi, głodni, pokryci kurzem, z palcami pociętymi przez papier, z naręczami dokumentów w ramionach.
- Tutaj mam styczeń tamtego roku, tutaj lipiec... więc grudzień... yhym, chyba powinien być gdzieś tam - wskazała na teczki piętrzące się na samej górze i obejrzała za drabiną. Obawiała się, że posłużenie się tutaj accio zawali ich papierem.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#4
08.12.2023, 07:25  ✶  
- Kiedyś słyszałem, że we Francuskim Ministerstwie mają takie koty, które wykorzystują do obsługiwania korespondencji, albo też czasem do ochrony - zajrzał do kolejnej teczki, tylko po to by przejrzeć ją pobieżnie i odłożyć na miejsce ze zrezygnowanym westchnięciem. - Nie wiem dokładnie jak to działa, ale może nasi powinni się zainspirować i zamiast do korespondencji, przyuczyć je do archiwum. - rzucił, całkiem nawet entuzjastycznie nastawiony do tego pomysłu, ale w tym momencie chyba wszystko co wpadłoby mu do głowy i wiązało się z usprawnieniem tej syzyfowej pracy mogło liczyć się z podobnym przyjęciem.
- Wiesz co? To brzmi w sumie nie tak głupio. Nawet byłbym w stanie się z kimś założyć, że jest to prawdziwy powód takiego stanu rzeczy - przyznał po chwili zastanowienia, a tego typu deklaracja z jego strony to była dość potężna rzecz, bo jakby nie patrzeć, gotowy był wygrywać za wszelką cenę, a obstawianie pewniaka to już była połowa sukcesu. Fakt, że to brzmiało jakby nie musiał przy tym kantować, to wręcz błogosławieństwo.
- Akurat od naszego... albo w sumie nie. Nawet nie mam szans go wybronić, bo nasze archiwum to chyba brat bliźniak tego tutaj - odpowiedział ze skwaszoną miną, gdzieś w międzyczasie machając zrezygnowany ręką, kiedy odpuścił sobie jakiekolwiek bronienie zaistniałego stanu rzeczy. Każdy widział i wiedział jak było. Te ich dwanaście godzin grzebania tam to i tak nie była jeszcze aż taka straszna liczba, bo słyszał któregoś razy plotki o zaginięciu na cały tydzień. Podobno znaleziono faceta całkiem wykończonego, bibrzącego coś o teczkach ukrytych w teczkach i zmieniającym się układzie szafek.
Powiódł spojrzeniem za jej palcem, oceniając wysokość. Matka natura obdarzyła go dość wysokim wzrostem, więc kiedy Brenna obejrzała się za drabiną, on z całą pewnością siebie wyciągnął ręce ku górze. Jego różdżka wciąż robiła im za źródło światła, a poza tym był absolutnie pewien, że da sobie radę. Nawet złapał ten stos akt, ale tak w połowie. No i musiał stanąć trochę na palcach.
- Spokojnie, mam to.
Każdy wiedział, że były to wręcz idealne słowa do wypowiedzenia na chwilę przed tragedią. Co prawda nikt nie mógł tutaj zginąć, a przynajmniej nie śmiertelnie - co najwyżej na paręnaście godzin, ale dodatkowe godziny roboty nikomu nie były w smak.
Niestety, tak naprawdę tego nie miał. Zdążył w sumie opaść na pięty i złapać równowagę, ale tylko w pozorny sposób, bo teczki przechyliły się zaraz i kiedy jeszcze miał nadzieję, że uda mu się je wybalansować, te całkiem straciły równowagę i poleciały w dół. Oczywiście, że w ten nieznośny sposób, w którym rozkładają się i znajdujące się wewnątrz papiery wysypują się wręcz malowniczo, otaczając ich niczym opadające płatki śniegu, gwałtownie zerwane przez wiatr i przysłaniające światło różdżki.
A może słońca?
To chyba było jednak słońce, prześwitujące ledwo bo ledwo przez gęste chmury grudniowego dnia. Ostatni mecz przed przerwą świąteczną zbliżał się coraz większymi krokami, a przez to i zwiększali obroty na treningach, chcąc wypaść jak najlepiej. Te momenty spełnione na boisku były dla Atreusa jednymi z nielicznych, kiedy całkowicie koncentrował się na tym co właśnie robił. Teraz też zacisnął palce mocniej na trzymanej w dłoni pałce, kiedy spojrzenie oderwało się od pałkarza przeciwnej drużyny i pomknął w stronę ścigającego.
Zanurkował, nie spuszczając z oczu rozpędzonej piłki, która mknęła przez boisko w jednym konkretnym celu - żeby uszkodzić kolejnego zawodnika i chociaż chwilowo wykluczyć go z gry. Na całe szczęście, Bulstrode w porę wyhamował i zamachnął się, uderzając w tłuczek mocno i celnie. Jakkolwiek jednak skoncentrowany na tym zadaniu nie był, nie mógł przewidzieć tego, że jego cel w który odbił piłkę, całkiem zwinnie uniknie ciosu, tylko po to by ta poleciała dalej, jak zwykle wściekle szukając celu, który znalazła na trybunach.
To był ten charakterystyczny odgłos, jaki wydawał tłuczek, kiedy na kogoś wpadł, a Atreus miał czasem wrażenie, że mógłby go rozpoznać i w środku nocy. Pewnie też lepiej by działał od budzika, gdyby go nagrać i puścić mu, bo aż za dużo razy sam tym tłuczkiem dostał, żeby kojarzył mu się jakkolwiek przyjemnie.

Tylko czemu miał wrażenie, że wcześniej o tym zapomniał? Zgubił gdzieś to wspomnienie, mimo że teraz wydawało mu się tak wyraźne, że kiedy złapał się go kurczowo, skupiając na każdym szczególe, miał wrażenie że był w stanie nawet rozpoznać te dziewczynę, która oberwała tłuczkiem. A może było to też za sprawą tego, że pamiętał jak jej koleżanka wydarła się, kiedy tamta padła na trybuny?
Zamrugał, marszcząc przy tym brwi, łącząc nagle kropki. On znał te dziewczynę. Tyle, że to już wcale nie była dziewczyna, a kobieta, urzędniczka Ministerstwa, członkini Brygady Uderzeniowej, pani detektyw.
Zacisnął palce na tych paru pękatych teczkach, co mu jeszcze w dłoniach zostały, a potem spojrzał w bok, na Brennę i nawet chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział w sumie co.
- Cholera - warknął wreszcie, opadając na kolana, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że dookoła nich podłoga była zasypana papierami, które teraz musieli posortować i powkładać do tych nieszczęsnych teczek. - Nic ci nie jest? - zapytał, łapiąc w ręce parę kartek i sprawdzając znajdujące się na nich daty. Od takiej ilości papieru nikt jeszcze nie umarł, ale hej, przecież zacięcie kartką wydaje się boleć najbardziej na świecie, prawda?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
08.12.2023, 07:46  ✶  
– Och nie, proszę, tylko nie koty. Jeżeli koty zaczęłyby pracować w naszym archiwum, ja przestałabym pracować, bo… no cały czas siedziałabym w archiwum i głaskała koty – roześmiała się Brenna, oczyma wyobraźni widząc te kocie stada, przechadzające się pomiędzy regałami w archiwum, przenoszącymi teczki w pyszczkach i samą siebie, tonącą pod ciężarem kocich zabawek i przysmaków, bo przecież za żadne skarby nie zdołałaby się opanować.
To była absurdalna wizja, ale Brenna lubiła absurdy. I… cóż, gadała, jak zwykle robiła do większości ludzi. Do Atreusa dotąd nie, bo nie wydawał się kimś skłonnym znosić ją dłużej niż przez trzy minuty, ale najwyraźniej odrobina magii zwiększała jego tolerancję na tę nudną pannę z Brygady.
– Niestety, nikt nigdy nie rozstrzygnie tego zakładu, bo Niewymowni są… Niewymowni. Pewnie nic nie powiedzą. Chyba że zamkniemy gdzieś twoich ojca i wuja i mojego wuja, i będziemy ich karmić tylko suchym chlebem z wodą, póki nie zdradzą tej tajemnicy, w tle puszczając muzykę Celestyny Warbeck, tak dla lepszego efektu. Ale chyba trochę by się na nas pogniewali. Jak nie o suchy chleb, to o Celestynę.
Rzuciła mu nieco rozbawione spojrzenie, kiedy zaczął o „akurat od naszego”, jakby ciekawa, w jaki to sposób będzie bronił wspaniałych, aurorskich archiwów. W których pewnie wyglądało to jeszcze gorzej, bo żadna Brenna nie wpadała tam raz na dwa lata, w heroicznej próbie… no, nie zrobienia porządku, bo to akurat nie było możliwe, ale ograniczenia chaosu. I uśmiechnęła się tylko jeszcze szerzej, kiedy dostrzegła jego skwaszoną minę.
Nie zdążyła zaprotestować przeciwko ściąganiu teczek po prostu po nie sięgając. Ledwo sekundę później odruchowo osłoniła głowę, kiedy papiery zleciały na nich oboje, a potem zaczęły ścielić się wokół nich. Zaklęła pod nosem i zerknęła na Atreusa, który przez moment… stał jakoś tak zapatrzony w przestrzeń, a potem spojrzał na nią na tyle dziwnie, że niemal natychmiast skojarzyła to z Mavelle i Victorią. W tych momentach, w których dosięgały ich szepty limbo, a w głowach budziły się cudze wspomnienia. Spoglądała na niego podejrzliwie, marszcząc brwi, gdy wreszcie odezwał się po tym krótkim momencie zacięcia.
Bywało gorzej. Nie mdlał i nie chciał biec na Nokturn.
Ale przecież twierdził, że nie ma wspomnień, a Mavelle i Patrick powtarzali to samo – Atreus dotarł później. Nie miał możliwości stanąć twarzą w twarz z duchem, który wyszedł mu na spotkanie. W takim razie… po prostu się zamyślił? Akurat kiedy papier spadał z nieba, znaczy się z szafy?
Z własną, nie tak dawną przygodą – z wspomnieniem, przebudzonym w górach – na razie tej sytuacji nie skojarzyła.
– Cała i zdrowa, jak chcesz się mnie pozbyć, musisz się bardziej postarać i zrzucić na mnie najmniej tę szafę – odparła po chwili, też przyklękając i zabierając się za zgarnianie teczek i papierów, starając się zadbać o to, aby jednak trafiały mniej więcej tam, gdzie trafić miały. I rozglądając za tą konkretną teczką, po którą chwilę temu sięgał. Zawahała się na moment, nim uniosła na niego wzrok. – W porządku? – zapytała, trochę niepewnie, i wcale nie miała na myśli tego, czy nie oberwał w głowę morderczym papierem.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#6
09.12.2023, 07:28  ✶  
Ściągnął brwi w rozbawionym wyrazie na wspomnienie o tych kotach i słabości, jaką mogłaby się w stosunku do nich wykazać. Cóż, nie takiej odpowiedzi się spodziewał, ale w sumie nawet jeśli żartowała, to brzmiało to jak problem, który mogła dzielić z wieloma osobami pracującymi w ich departamencie. W sumie to gotowy był zacząć jej listować gatunki zwierząt, które mogłyby te koty zastąpić, przekornie zaczynając od tych najbardziej nadających się do głaskania, uwielbiania i kochania, ale ostatecznie darował sobie ten zabieg.
- Nie radzę nigdzie zamykać mojego wuja, bo niestety, ale nic z niego nie wyciśniesz. Nawet nie wiesz ile razy ja próbowałem. Cały czas mówi zagadkami, do tego stopnia że jak byłem mały, to byłem absolutnie przekonany, że musiał być bezpośrednim potomkiem sfinksa - prychnął, mimo wszystko rozbawiony, nawet jeśli nie raz te zagadki doprowadzały go do szaleństwa. Metafory też miał tak wybujałe, że równie dobrze nie opłacało się go słuchać, bo człowiek tylko łamał sobie głowę niepotrzebnie nad tym, co też miał na myśli. Jak źle napisana książka na akademicki temat.

Na ile w sumie go wyłączyło? Chwilę? Na to wyglądało, mimo że miał wrażenie, że zmiotło go na trochę dłużej niż parę uderzeń serca. W pierwszej chwili nawet niespecjalnie zwrócił uwagę na to, jak dziwnie musiało to wyglądać, kiedy tak sobie stał i myślał o życiu, ale teraz też nie wyglądał lepiej, bo mimo że palce szeleściły kartkami, to spojrzenie wydawało się odległe, patrzące na coś więcej niż tylko wypisane na arkuszach daty.
- Hm? - przygryzł policzek, stukając plikiem kartek o podłogę, żeby je wyrównać przed włożeniem do teczki, a potem spojrzał na nią. - Szafę? - uniósł lekko brwi, kiedy myślami wreszcie wrócił na ziemię na tyle, żeby podchwycić wątek, który przecież sam rzucił. - Tylko? - przekrzywił głowę, przekornie wypowiadając słowa i posyłając jej do tego nonszalancki uśmieszek. Taka skromna szafa wcale nie wyglądała na coś, co miałoby skutecznie rozbroić kogoś jej pokroju. Potem jednak ten uśmiech przygasł lekko, kiedy znów, za sprawą jej pytania, skoncentrował się na czymś innym.
- Kojarzysz to uczucie, kiedy masz wrażenie, że o czymś zapomniałaś, ale absolutnie nie jesteś w stanie sobie przypomnieć co? - zapytał, powtarzając czynność z wyrównywaniem akt i pakowaniem ich do teczki niczym maszyna. - Od rana coś za mną chodziło w ten nieznośny sposób, ale nie byłem w stanie jakoś dojść do tego, co to w ogóle było. - odłożył trzymaną teczkę na posortowany stos i spojrzał na nią. - I teraz nagle to do mnie dotarło, nawet nie wiem czemu akurat teraz. Ale sobie wreszcie przypomniałem... - brzmiał wręcz śmiertelnie poważnie, jakby jego myśli wciąż obracały powoli ten koncept i zaznajamiały się z całą sytuacją. W końcu jednak zrobił głupią minę kogoś zażenowanego czymś, z czego swojego czasu nawet był dumny bo hej, może nie trafił w kolegę z przeciwnej drużyny, ale za to w gryfonkę!!!
- Pamiętasz może, jak na - coś tam wymruczał pod nosem. - Siódmym roku dostałaś na trybunach tłuczkiem? - zapytał, a potem uśmiechnął się do niej jeszcze inaczej, już nieco bardziej zadowolony, jakby odkrył największą tajemnicę życia. No zgadnij kto. NIESPODZIANKA!
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
09.12.2023, 11:07  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.12.2023, 11:07 przez Brenna Longbottom.)  
– Był pewnie Krukonem, co? Jestem pewna, że to przez to, że do szaleństwa doprowadziła go kołatka w Pokoju Wspólnym Ravenclawu. Przychodziłam tam co jakiś czas, tylko po to, żeby sprawdzić, o co będzie pytać…
Brenna, kiedy odkryła, gdzie jest wejście do Pokoju Wspólnego Krukonów, w pewnym momencie podchodziła tam regularnie. Dla zabawy, tylko po to, by słyszeć zagadkę drzwi. Doprowadziło ją to do konkluzji, że nie można gorzej trafić niż do Ravenclawu, bo w połowie przypadków musiałaby siedzieć pod drzwiami.
Za to w drugiej połowie przypadków mogłaby wejść do środka, więc co to za ochrona świętych terenów domu…
*

Zadarła na moment głowę, spoglądając krytycznie na wielką, ciężką szafę, jakby naprawdę oceniała jej morderczy potencjał. Czy dałoby się nią kogoś zabić? Prawdopodobnie tak. Wypadki w końcu lubiły chodzić po ludziach.
– Hm… jakby popchnąć odpowiednio mocno i trafić precyzyjnie elementem w głowę… ale to byłaby naprawdę idiotyczna śmierć, prawda? Przeżyć Beltane, wpadnięcie do dołu pełnego nieumarłych i ganiającego za tobą mordercę, żeby potem napisali ci na grobie „szafa rozwaliła jej ten głupi łeb”. Nie komponowałoby się dobrze z transparentem, jakiego sobie życzyłam – stwierdziła kapryśnie, wracając do układania dokumentów. Zamarła jednak, kiedy zaczął mówić, bo w pierwszej chwili brzmiało to naprawdę… złowróżbnie. Jakby ktoś ostatecznie tkwił w jego głowie, jak w przypadku Mavelle i Victorii, jakby jego wspomnienia tkwiły pod powierzchnią, czekając, aby się wyrwać na wierzch. A jeżeli tak – to kogo? Co takiego zrobiły kapłanki w sabacie? Spoważniała, przypatrując się mu uważnie, dłonie zaciskając na jednej z tych nieszczęsnych teczek… a potem na jej twarz na moment wypłynęło niedowierzanie, kiedy wspomniał o… tłuczku? Po takim wstępie spodziewała się różnych rzeczy, ale nie tego.
Nie, to zdecydowanie nie było wspomnienie żadnego ducha.
– To byłeś ty? – spytała i przysłoniła usta, kiedy wyrwało się z nich zduszony śmiech na to stare wspomnienie i rozmowę w skrzydle szpitalnym z Malfoyówną. Nie, nie była zła, dlaczego by miała? Nie była zła nawet te dziesięć lat temu, kiedy obudziła się w skrzydle szpitalnym, i nigdy specjalnie nie zastanawiała, kto właściwie jebnął jej tym tłuczkiem i czy zrobił to specjalnie, czy niechcący. Nie byłaby zła pewnie nawet, gdyby wiedziała, że był ze swojego wyczynu dumny. Niektórzy Ślizgoni nie dostrzegali po prostu jej istnienia, za to paru nie lubiło jej jeszcze mocniej niż innych Gryfonów, choćby dlatego, że potrafiła nagle usadowić się podczas śniadania przy ich stoliku, wciskając pomiędzy Victorię i Cynthię, by opowiedzieć im o czymś Co Absolutnie Nie Mogło Czekać. Czemu miałaby się złościć teraz, kiedy minęło tyle lat? Zamiast gniewu przyszło raczej rozbawienie. – To chyba muszę jednak uważać, czy nie zdecydujesz się pchnąć tej szafy, skoro masz takie mordercze zapędy. Zafundowałeś mi dwa dni w skrzydle szpitalnym. Poddano mnie tam okrutnym torturom, zmuszając do czytania książek ukradzionych z szafki pielęgniarki, o tytułach takich jak „Romans z wampirem” albo „To tylko quidditch”, wbrew tytułowi wcale nie książka sportowa i dodatkowo wysłuchiwania… – urwała i przez moment rozbawienie zmieszało się z zażenowaniem, gdy przypomniała sobie, co dokładnie opowiadała Lorraine. – Yhym… – mruknęła więc tylko, układając teczki z jednego roku na kupce, po czym sięgnęła po różdżkę i zaklęciem odesłała je na najwyższą półkę w szafie. – To wspomnienie… sprawiało takie wrażenie, jakby miało się rozpłynąć, jeżeli się na nim nie skupisz?
Dopiero teraz pomyślała o poranku w górach, ledwo parę dni temu, gdy klęczała na wilgotnej ziemi, zapatrzona w szczyty – a ich widok… ich widok przywołał wspomnienie, którego nigdy nie powinna była zapomnieć. I na utrzymaniu go skupiła się tak mocno, że nawet nie zauważyła odpowiednio wcześnie pojawienia się trolla. Był chociaż na tyle miły, że wpadł kiedy już Brenna zdołała upewnić się, że nie zapomni…
Sądziła, że to jakiś przedziwny przypadek, ale...?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#8
14.12.2023, 04:22  ✶  
Szczerze powiedziawszy, to nie był pewien gdzie to wujka wywiało w tym Hogwarcie. Wystarczyła mu wiedza, że po tacie trafił do Slytherinu, ale to nie zmieniało faktu, że jej teoria brzmiała zwyczajnie aż nazbyt prawdopodobnie. Parę razy słyszał te pokręcone pytania zadawane przez kołatkę i nie wiedział jak krukoni byli w stanie tak parę razy dziennie tego słuchać. I tak przynajmniej dwa wydawało się o dwa za dużo.

- Ale to już jest trochę za dużo zachodu. Musiałabyś stać w odpowiednim miejscu i trzeba by nadać temu odpowiedni kąt... - parsknął rozbawiony i na tę wizję i na to jej kręcenie nosem. - Transparent, powiadasz? - zacmokał, wyraźnie zainteresowany tym co właśnie powiedziała. - Co tam sobie na nim zażyczyłaś? Czarny Pan to Dzban? - zapytał i nawet udało mu się zachować względną powagę, kiedy to mówił. Brenna wydawała mu się osobą, która mogłaby sobie taki napis skomponować, nie mówiąc już o tym, że ktoś faktycznie by jej posłuchał, jakiś oddany przyjaciel i rozwiesił potem to dziwactwo nad jej nagrobkiem. A jakby to potem napsuło krwi tym wszystkim, którzy tak rozkochali się w Voldemorcie, czyli książkowym przykładzie megalomanii. Pewnie nawet bardziej, niż wsadzeniu tuzina ich do Azkabanu.
- Cóż mogę powiedzieć - kiwną głową, przyznając się bez bicia - Może i mam wygląd, ale czasem bardzo ciężko wycelować takim tłuczkiem. - wyjaśnił, bez cienia jakiejkolwiek skruchy czy myśli, że może faktycznie to gdzie dokładnie poleciał tłuczek, było tylko i wyłącznie jego winą. Brenna jednak dość szybko wróciła na szkolne korytarze i wydawała się w porządku? Nie znał jej na tyle by wiedzieć czy to uderzenie cokolwiek jej w głowie poprzestawiało, ani też zwyczajnie nie interesował się nią.
- Za dużo papierkowej roboty - wzruszył ramionami, z taką miną, jakby to była faktycznie główna rzecz, która go od popełnienia tego czynu powstrzymywała. - Tylko dwa? Kobieto, ale miałaś szczęście. Raz jak dostałem tłuczkiem, to wyłączyło mnie na cały tydzień, a potem przez kolejny musiałem leżeć, żeby pozrastały mi się kości. Szkiele-wzro jest obrzydliwe, od tamtej pory nie mogę na niego patrzeć, a niestety, czasem musiałem.
Parę razy coś sobie nawet popsuł w wakacje i wtedy matka z Florence biegały za nim z tym obrzydlistwem, kiedy on uciekał z jedną czy drugą ręką na temblaku. Ostatecznie jednak, metoda na zatkany nos zwykle okazywała się strzałem w dziesiątkę.
- Wiesz co jest najgorsze? Słyszałem już te tytuły. Moja dziewczyna ze szkoły też chyba strasznie nie mogła przejść nad tym, co w biblioteczce skrzydła szpitalnego znalazła. Potem znalazła Pałka, której pragnę i uznawała to za swego rodzaju tryumf, bo podobno wcześniej jej tam w tym księgozbiorze brakowało czegoś o pałkach. Potem kazała mi przeczytać Sekrety Londynu, ale na całe szczęście mało co z tego nie pamiętam. - przyznał z pewną ulgą, ale w jego uśmiechu było coś zwyczajnie szczerego i ciepłego, kiedy wspominał o tym. Nigdy nie przestał lubić Lorraine, nawet jeśli ich związek długo nie potrwał, a oboje zdążyli dorosnąć i zmienić się. Pewnie niektórym tego typu relacje nie były w smak, bo wyznawali zasadę kategorycznego nieutrzymywania kontaktu z byłymi, ale dla niego oboje wyrośli ze szczenięctwa na tyle, by nie chować do siebie ani urazy, ani nie żywić tego rodzaju uczuć.
Kiedy zmieniła temat, przez moment znowu się zastanawiał, zbierając myśli i przekierowując je na nowy wątek, jednocześnie kompletując kolejną teczkę i szeleszcząc cicho gromadzonymi kartkami.
- Mam wrażenie, że to nie pierwszy raz. Jak tak teraz o tym myślę, to wcześniej w tym miesiącu miałem podobne sytuacje, ale nie przywiązywałem do nich większej uwagi. Ale jak tak teraz mówisz... tak, takie sprawiało wrażenie. Brzmisz, jakbyś wiedziała jak to jest. Mam rację?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
14.12.2023, 08:03  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.12.2023, 09:45 przez Brenna Longbottom.)  
– Ach, nie, skąd. Poczułby się zbyt ważny, gdyby nazwać go Czarnym Panem. Moje hasło to „Jebać Voldemorta”. Krótkie, treściwe, wpadające w ucho… Strasznie bawi Alka, pewnie śmiałby się na moim pogrzebie – odparła i… tak, ani trochę nie żartowała. Czy umieszczenie czegoś takiego na trumnie byłoby to absolutnie nieodpowiedzialne i niebezpieczne?
Oczywiście, że tak.
Czy to powstrzymałoby ją albo Mav?
Ani trochę.
I tak pochowali wujka, który zginął z ręki śmierciożerców.
A wymawiać jego imienia nigdy się nie bała. I nawet gdyby się bała: robiłaby to, bo tak chciał Albus Dumbledore.
Jego brak skruchy ani jej nie zaskakiwał, ani nie denerwował. Kąciki ust zadrgały jej wręcz na tę deklarację. Po pierwsze, to było dawno, o co więc się tu gniewać?. Po drugie, Doskonale wiedziała, że nie był miłym chłopcem. Ani w Hogwarcie, ani teraz, i ani trochę nie zdziwiłaby się, gdyby posłał ku niej ten tłuczek celowo. Nie tak dawno dwa razy na dzień dobry na nią nawrzeszczał z szaleństwem w oczach - i miała nieodparte wrażenie, że nie pobili się ostatecznie ani w sadzie, ani na Nokturnie, głównie dlatego, że ta prawdziwa natura pchała go do rozbicia jej nosa, a magia do czegoś wręcz przeciwnego.
I nie pozwalała sobie zapomnieć, że rozmawiał z nią normalnie (a właściwie w ogóle z nią rozmawiał) głównie dlatego, że wisiało nad nimi wciąż przekleństwo bogini, którego wkrótce się pozbędą. Gdyby zapomniała, mogłaby zrobić coś bardzo głupiego.
– Pielęgniarka chciała mnie zatrzymać na trzeci, ale nie zdołała. Zwiałam, jak tylko świat przestał wirować, gdy wstawałam – skwitowała Brenna, wzruszając ramionami. Po prostu wypatrzyła odpowiedni moment, wstała i wyszła, a że zaraz i tak była przerwać świąteczna… Pielęgniarka nie zdołała jej dopaść, by zmyć jej uszu. – Ahaaaa… – mruknęła, sięgając po kolejną teczkę.
I nie, wcale nie chodziło o to, że nie w smak jej Atreus mówiący o byłej dziewczynie. Nigdy nie była istotą szczególnie zazdrosną, a poza tym było więcej niż jasne, że byłych i przyszłych dziewczyn miał na pęczki. Po prostu wspomnienie najpierw o Pałce, której pragnę, a potem o Sekretach Londynu sprawiło, że pomyślała, że chyba wie, kto był tą dziewczyną. Czy naprawdę w Hogwarcie mogło być sporo lubiących takie lektury dziewczyn w odpowiednim wieku i dość ładnych, by zwrócić jego uwagę? W dodatku szukających pilnie książki o pałkarzach? Było to na swój sposób urocze, że Lorraine i parę miesięcy później tak starała się taką znaleźć, gdy Brenna twardo odmówiła czytania, jeśli w książce nie będzie nic o tłuczkach... A przecież tylko sobie żartowała.
– Pamiętam, że główna bohaterka to tłuk i nudziara, a główny bohater to idiota. I mam nieodparte wrażenie, że do lektury tej książki zmusiła nas ta sama osoba – oświadczyła lekkim tonem, bo i ona sporą część zapomniała, być może dlatego, że w tym okresie czytała też te Romanse z wampirem, Ekipy z Nokturnu i co jeszcze wypadło z Szafki Grozy pielęgniarki. – Bo wiem – przyznała bez większych oporów. Mogła siedzieć cicho, kiedy sądziła, że sprawa dotyczyła tylko niej, ale jeżeli inni mieli podobne problemu? – Kilka dni temu szukaliśmy… To znaczy, byłam na spacerze, a potem nagle przeżywałam absolutnie zbyt szczegółową retrospekcję własnego wspomnienia i tak się skupiłam na tym, żeby nie uciekło, że świat mógł nie istnieć? A to nie był na to najlepszy moment. – Choćby dlatego, że jakieś piętnaście sekund później przez to ledwo zdążyła nie dać się zabić trollowi na jedno uderzenie. – Pierdolony Voldemort i pierdolone Beltane – podsumowała z westchnieniem, bo nie miała żadnych wątpliwości, na kogo zrzucać takie paskudne efekty uboczne.
Chyba musiała spytać brata i kuzynki, czy przypadkiem nie spotkało ich coś podobnego.[


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#10
02.01.2024, 03:39  ✶  
- No nie wiem, czy byłoby mu wtedy tak do śmiechu, mam wrażenie że mógłby wtedy wpaść w nastrój "Stała czujność. Tylko stała czujność" - uśmiechnął się nieco krzywo, bo w jakiś sposób nie był w stanie sobie wyobrazić Moody'ego w takiej sytuacji, który w pełni doceniałby to dźwięczne hasło, które sobie umyśliła. W pewien sposób, na tę myśl, że miałaby być martwa, zrobiło mu się ciężko, ale szybko odgonił to uczucie. Musiał jednak przyznać, że w swobodzie, z jaką odpowiedziała na jego słowa, było coś niepokojącego. Co prawda, stało to obok jakiejś dziwnej ulgi, że Brenna tak otwarcie garnęła się do wyrażania swojej niepochlebnej opinii na temat Voldemorta. Mimowolnie przeszło mu przez myśl, ze pewnie gdyby była tutaj z kimś innym, kimś o innych poglądach (albo raczej tych o wiele bardziej ukształtowanych w kierunku innym niż własne ego) to już znajdowałaby się na celowniku, jeśli wcześniej tam nie stała. Pewnie gdyby zastanowiłby się nad tym jeszcze bardziej, to nawet by się ucieszył, w ten dziwny sposób, który na pewno powodowany był działaniem rytuału, bo przecież wyglądało na to, że czuła się przy nim na tyle swobodnie, by nie zastanawiać się aż tak nad tym co mówi? A może robiła to specjalnie?
- O, czyli znasz Lorraine, dobrze wiedzieć - chociaż niekoniecznie był pewien, do czego właściwie ta wiedza miała mu się przydać. - Hm, chyba nie było aż tak źle? Znaczy no zgodzę się, z tego co pamiętam, to główni bohaterowie to straszne tłuki były, może to nawet lepiej, że większość wywietrzała mi z głowy - parsknął. Potem przyjrzał się z trochę większym zainteresowaniem, kiedy przyznała mu, że faktycznie miała pojęcie o czym mówił.
Delikatny, może nieco pobłażliwy uśmiech wypełzł na jego usta, kiedy zgrabnie zmieniła wypowiedź, ewidentnie nadając jej inny ton, tak jakby wcale nie czul tamtego dnia, że coś było z nią nie tak. Ta świadomość jednak, że nie chce o czymś wspominać wprost, niczego w sumie nie zmieniała, bo zwyczajnie nie zamierzał o to dopytywać. Mógł ją nawet tam próbować rozszarpać smok, nie było to teraz ważne, bo i znajdowała się teraz obok niego cala i zdrowa, i męczyła ich teraz nieco inna kwestia.
- Cóż przynajmniej dobrze wiedzieć, że tym razem to nie samo limbo - westchnął nieco zrezygnowany, bo chyba by go popierdoliło, gdyby wylazła kolejna rzecz, która była wynikiem wizyty w tej dziwacznej krainie.
Zamyślił się na dłuższą chwilę, zastanawiając się w sumie, dlaczego w ogóle te wspomnienia mogły od nich uciekać, a jeśli nie dlaczego, to co mogło spowodować, ze tak się w ogóle działo. Towarzyszył im w tym szelest kartek, chociaż jego dłonie poruszały się zdecydowanie wolniej, kiedy przyklękiwał tak, obok rosnącego stosiku skompletowanych teczek, aż wreszcie spojrzał na nią kątem oka.
- Pamiętasz, na wrzosowiskach zapytałem cię, o co chodziło z tym woskiem - zaczął, wciąż mieląc w głowie ich rozmowę, bo mimo wszystko okazała się ona przydatna w wielu kwestiach, jeśli chodziło o uzyskanie odpowiedzi na dręczące go pytania. pewnie gdyby mu wtedy nie odpowiedziała, w ogóle by o tym teraz nie pomyślał. - Powiedziałaś coś o ogniach i tej twojej znajomej, co miała wizje na ich temat. Może to coś związanego z nimi? W sensie, jeśli zostanie przy nich miało pomieszać w głowie, to z tym woskiem zadziałało to inaczej?
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2788), Atreus Bulstrode (3220)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa