• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 … 4 5 6 7 8 9 Dalej »
[16 lipca 1972r.] Kawiarnia na Pokątnej - Laurent & Nicholas

[16 lipca 1972r.] Kawiarnia na Pokątnej - Laurent & Nicholas
Niewymowny
Jeśli mnie nie lubisz, to twój problem, a nie mój.
Wysoki blondyn, mierzący 194 cm wzrostu. Jego niebieskie oczy przejawiają najczęściej chłód, odwagę, opanowanie, tajemniczość. Nie łatwo odczytać jego zamierzenia i jakie może mieć intencje względem osób drugich.

Nicholas Travers
#1
27.10.2023, 22:33  ✶  
16 lipca 1972r.
Kawiarnia na Pokątnej.

Dnia wczorajszego, Nicholas otrzymał od Laurenta zaproszenie do kawiarni, przypominając sobie, że był mu winny kawę. Jako że to był weekend, dni wolne od pracy biurowej, Nicholas odrabiał inne obowiązki. Nie zamierzał jednak odmówić Prewettowi i umówił na kolejny dzień we wskazanym przez niego miejscu. Właśnie dzisiaj, w godzinach popołudniowych, mieli się spotkać.

Odziany tradycyjnie w czerń Yaxley, pojawił się na Pokątnej, przemieszczając ulice w poszukiwaniu odpowiedniego adresu. Lato, to mimo tego nosił koszulę z luźnym długim rękawem. Był przyzwyczajony do różnych temperatur. Pomimo działającego zaklęcia maskowania mrocznego znaku, wolał dmuchać na zimne. Ostrożności nigdy za wiele.

Odnalazłszy w końcu wskazaną w liście kawiarnię przez Prewetta, Nicholas rozejrzał się po okolicy, nie dostrzegając jednak nikogo mu znajomego. Wszedł do środka, sądząc że zastanie Laurenta w środku, ale być może jeszcze nie przybył. Zajął, więc odpowiednio oddalony stolik i czekał, zamawiając przy okazji kawę.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#2
30.10.2023, 20:54  ✶  

Co on tutaj w ogóle robił..? To nie był najmądrzejszy pomysł. Właściwie całkiem fatalny. Ale też głównie dlatego nie zaproponował prywatnego zacisza, tylko miejsce publiczne, w którym poczucie zagrożenia będzie zminimalizowane całkowicie. Tak jak to, że ktoś czegoś dosypie do kawy czy herbaty, jeśli tylko będziesz miał oko na to, co zostanie ci podane. Paranoja? Być może. W wydźwięku ich pierwszego spotkania jednak to było spotykanie się z demonami przeszłości, które były bardzo niebezpieczne i miały wyjątkowo ostre pazury. Jakie to było jednak dramatyczne, że wystarczyło jedno spojrzenie, jeden uśmiech, żeby zaskarbić sobie małego całuska..? Całkiem zaskakujące było to, że człowiek tak zimny mógł mieć tak gorące usta.

Było w tym coś beznadziejnego i jednocześnie wyzwalającego. Czy oni w ogóle mieli sobie cokolwiek do powiedzenia? Nie wiedział. Ale tak, jak niepewność chodziła po jego karku lekkim napięciem, tak pojawiało się coś bardzo kojącego w myśli, że można spoglądać na człowieka, który zna najbrudniejszy sekret twojego życia i... nie ocenia. Albo przynajmniej nie dawał tego po sobie poznać. Szukał tego towarzystwa nawet nie do końca czując, że chce o czymkolwiek rozmawiać. Z wizją przed oczami, że mógłby siedzieć w ten ciepły, letni wieczór, z kubkiem kawy między dłońmi, wbijając spojrzenie w odbity w czerni świat i czuć się po prostu obserwowanym przez chłodne oczy po drugiej stronie stołu. Czemu odnajdywał w tym ukojenie - nie potrafił tego wyjaśnić ani logicznie ująć. I pewnie to była jedna z wielu rzeczy, przy których ktoś oskarżyłby go o głupotę. Na szczęście nie musiał tego słuchać.

Dzwoneczek kawiarenki cicho zadzwonił, kiedy Laurent wszedł do ciemnego, przytulnego wnętrza, spoglądając na nie spojrzeniem, które oderwano zostało od morza, ale morze nie oderwało spojrzenia od niego. Odnalazł spojrzeniem Nicholasa. Odzianego w czerń, która kontrastowała z jego jasnymi jak lód oczami, dodawała mu powagi, a może nawet i upodabniała do największego koszmaru większości ludzi. Śmierci. Żniwiarza dusz, który przychodził, żeby zabrać cię na drugą stronę, kiedy zaczynałeś płakać, że chcesz jeszcze trzymać się życia. Uśmiechnął się do tego Ponurego Żniwiarza. Zimnego. Choć słowo "zimny" w dzisiejszych czasach nabierało nowego znaczenia. Laurent był jego przeciwieństwem. Choć nie czysta biel zdobiła jego odzienie to jasny beż spodni i tak wpadał w barwę mocno rozrobionej kawy z mlekiem. Koszula już była biała. Z rękawem tylko do łokci ze względu na panujące ciepło na zewnątrz. Na jego nadgarstku pokazywał się zegarek, a na szyi piękniła delikatna, złota biżuteria, subtelna, tak samo jak przy uszach merdał piękne serendibity z zielonkawo-niebieskim odcieniem w formie niewielkich, podłużnych kolczyków. Generalnie dla pierwszej lepszej osoby Laurent mógł się zaprezentować jako elegancko ubrany, bo ta biżuteria w swojej delikatności nawet zanikała. Wprawne oko mogło już się zastanowić, czy to, w co Laurent był ubrany i co nosił na uszach nie było warte tyle ile jego małe mieszkanko. Przeszedł przez kawiarnię w kierunku Yaxleya.

- Dzień dobry. - Przywitał się, zwalniając swojego kroku, żeby przekonać się, czy Yaxley wstanie, czy wyciągnie dłoń, czy tylko spojrzy, czy... co się wydarzy. Chciał się do tego dopasować i dostosować. Zerknął krótko na zegarek. - Mam nadzieję, że się nie spóźniłem. - Zbytek grzeczności, albo klasyka small talków angielskich - kto jak woli. Bo Laurent dobrze wiedział, że się nie spóźnił. A przynajmniej nie na tyle, żeby to było uznane za niegrzeczne, o.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Niewymowny
Jeśli mnie nie lubisz, to twój problem, a nie mój.
Wysoki blondyn, mierzący 194 cm wzrostu. Jego niebieskie oczy przejawiają najczęściej chłód, odwagę, opanowanie, tajemniczość. Nie łatwo odczytać jego zamierzenia i jakie może mieć intencje względem osób drugich.

Nicholas Travers
#3
30.10.2023, 23:04  ✶  

Poznanie Laurenta od jego prawdziwej osobowości było lekkim zaskoczeniem, ale też miłym, że w jakikolwiek sposób go pamiętał. Różnica między Laurentem a Lukrecją była bardzo znacząca. Lukrecja był uległy, bardziej oddany czynom fantazjując poetycko o pewnych powieściach. Umiejętnie porównując znanych sobie bohaterów do towarzystwa przed sobą. Z kolei Laurent, był ostrożniejszy, lękliwy niczym spłoszone pisklę, pozostawiające po sobie piórka. Urocze. Jeżeli posiadał w ten sposób dwie osobowości, wzbudził zainteresowanie Yaxleya, który mógłby nosić miano niesienia śmierci. Otoczyć zimnem, zamrozić spojrzeniem.
Nicholasa nie zaskoczył fakt zaproszenia na kawę w publiczne miejsce. Kawiarnia jak wiele innych, była przytulnym miejscem, ale niezbyt podchodziła pod gust Yaxleya. Być może jego osoba wzbudzała zainteresowanie, zwracał uwagę czernią i ciemną aurą. To pomimo tego, posiadał odpowiednią kulturę i uprzejmości.

Zamówiona kawa, została mu podana. Wtedy też do pomieszczenia weszła oczekiwana przez niego osoba. Po podziękowaniu kelnerce, przeniósł wzrok w kierunku drzwi, dostrzegając Laurenta. Zimne niebieskie oczy zlustrowały go i liczyły na odnalezienie. A kiedy to się udało, na ustach Nicholasa pojawił się lekki uśmiech. Uśmiech zadowolenia, że Prewett nie stchórzył. Że skoro zaprosił, pojawił się. Nicholas pamiętał to, jak ostatnim razem patrzył na niego ze strachem. To było piękne.
Kiedy Prewett zbliżał się do stolika, Yaxley wstał, aby podać mu dłoń w przywitaniu.

- Dzień dobry. Miło Cię ponownie widzieć.
Odpowiedział Nicholas, uścisnąwszy mocno dłoń, ukazując tym samym pewność siebie i pewną dozę dominacji. Drugą ręką wskazał wolne miejsce przy stoliku.
- Byłem trochę przed czasem, więc nie spóźniłeś się.
Odparł w odpowiedzi, dostrzegając też, że Laurent spoglądał na zegarek.
Nicholas usiadł z powrotem na swoje miejsce przysuwając sobie krzesło. Lustrował spojrzeniem Prewetta, jakby chciał go dobrze zapamiętać. Nie kłamał z tym, ze „miło go widzieć”.  Los ponownie złączył ich drogi i kto wie czy jest w tym jakiś cel. Jak to spotkanie się zakończy? W tym miejscu nie można sobie pozwolić na zbyt wiele. Za dużo niepotrzebnych świadków. Nawet poziom rozmowy będzie musiał być umiarkowany i ostrożny, aby za wiele nie powiedzieć. I choć Yaxley chronił swój umysł, tak nigdy nie wiadomo, kto zechce kogokolwiek podsłuchiwać.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#4
31.10.2023, 17:21  ✶  

Zgadza się, odwaga nie była najmocniejszą stroną Laurenta. To, że tutaj był, było pokręcone, a jeszcze bardziej pokręcone było to, że w jakimś stopniu mu to odpowiadało. Prawie jak Ewa kuszona przez Węża do sięgnięcia po jabłko z Rajskiego Drzewa. Wiedziała przecież, że to złe. Wiedziała, że nie powinna. Dostała przestrogi, zakazy, machał Pan Bóg boską ręką i groził, że czeka kara tych, którzy go nie usłuchają. Edward co prawda Laurentowi nie zabronił pójść na spotkanie z Nicholasem Yaxleyem, ale pojawiłoby się bardzo wiele zakazów, gdyby tylko zaczął wspominać o wszystkim, co robi. Nie potrafił nawet dobrze zacząć na rozmowach z ojcem, a wszystko już się kończyło. Zaczynał dostrzegać jakiś destrukcyjny pattern w samym sobie. W tym, jakie osobistości najbardziej go przyciągały do siebie. Chyba te, które miały największą szansę go skrzywdzić. Te, które miały tak silną osobowość, że wystarczyło parę ich słów, a Laurent łamał się w pół. I po co? Zadał sobie to pytanie podchodząc do stolika i wyciągając z tym łagodnym uśmiechem dłoń do Nicholasa. Jego uścisk był całkowicie delikatny.

Z dużą dozą zadowolenia i ulgi przyjął to przejęcie kontroli nad sytuacją tak gładkie, jakby to było oddychanie. Chyba by się lekko zagubił w tym tańcu, gdyby musiał tak dłużej balansować, próbując się odnaleźć w niby banalnej prostocie spotkania twarzą twarz z... demonem przeszłości? Nową znajomością? Poświęcił nieco swojego czasu na myśli i pytania dotyczące tego, co było. I nie bolało nawet w połowie tak, jak powinno. Właściwie to chyba mógł powiedzieć, że zasłużył? Gdyby był lepszą wersją siebie to nie doszłoby do tamtego felernego roku. Gdyby nie tamte wydarzenia nie znalazłby się też tu. I gdyby był mądrzejszy to chyba na tym spotkaniu też by go nie było, prawda?

Szukając wszystkich filozofii życiowych Laurent był tutaj, bo szukał rozrywki. Oderwania. Odcięcia.

- Więc, panie Yaxley... - Usiadł wyprostowany, spoglądając na mężczyznę przed sobą. Na swoje przeciwieństwo. Jego ciepło od chłodu Nicholasa dzielił tylko jeden stolik kawiarenki. - Obiecałem tę kawę, ale nawet nie wiem, jaki ma być jego kierunek. Albo czego oczekujesz. - Nie miał oporów przed powiedzeniem tych słów, bo czego tu się wstydzić? Owszem, wypadało ostrożnie dobierać słowa, ale Laurent nie miał paranoi, żeby sądzić, że ściany mają gumowe uszy. Miał za to paranoję na trochę innym poziomie. Wychwycił to intensywne spojrzenie i ledwo powstrzymał swój odruch kuszenia. Prowokacji. Zamiast tego jego kąciki warg uniosły się nieco wyżej. Założył nogę na nogę, przyjmując taką pozycję, by wyglądać jak milion galeonów. Tak, zdecydowanie nie był porównywalny do zniszczonego człowieka, którym był w Rose Noire. Narkotyki niszczyły ludzi, ale ponoć tworzyły legendy. - Minęło parę dobrych lat... Czemu właściwie nie wróciłeś? - Zapytał z zainteresowaniem. Czemu nie szukał jednak? I nie chodziło o to, że tego chciał czy potrzebował - oj nie. Natomiast ciekawiło go to przez ten pryzmat, że nie zapomniał.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Niewymowny
Jeśli mnie nie lubisz, to twój problem, a nie mój.
Wysoki blondyn, mierzący 194 cm wzrostu. Jego niebieskie oczy przejawiają najczęściej chłód, odwagę, opanowanie, tajemniczość. Nie łatwo odczytać jego zamierzenia i jakie może mieć intencje względem osób drugich.

Nicholas Travers
#5
31.10.2023, 23:34  ✶  

Nicholas mógł uchodzić za węża kuszącego swoją ofiarę. Mógł także być ostrzeżeniem, które sugerowało, że ”zbliżasz się do niego na własną odpowiedzialność”. O ile Laurent cokolwiek pamiętał z ich pierwszego lata temu spotkania, może pamiętał te spojrzenia ostrzegawcze, na co się pisał. Sam chłód bijący z oczu Yaxleya, był tym znakiem, że jego aura jest ciemna a serce z lodowatego kamienia. Przez które światło się nie przebija, a zburzenie muru wymaga nielada odwagi, siły i złamania. Laurent nie musiał tutaj być. Ale pamiętał o tej obiecanej kawie. Przyszedł, ale jednocześnie bał się tego spotkania. Dla swojego bezpieczeństwa musiał akurat wybrać kawiarnię.

Kiedy przywitanie mieli za sobą i usiedli przy stoliku, Nicholas zawołał kelnerkę, aby przyszła przyjąć zamówienie dla jego towarzysza. Lęk, czy obawa przed niewiadomym, musiała umysł Prewetta skierować na Yaxleya, nie myśląc o tym, aby i sobie coś zamówić do picia. Wtedy zaś Laurent przemówił, dość oficjalnie, na co Yaxley uniósł lekko brew ku górze.

- Co tak oficjalnie.
Zapytał, jakby chciał przypomnieć, że przecież mogą zwracać się do siebie po imieniu. Nicholas potrafił być także bezpośredni. Ale nie pozwolił młodzieńcowi dokończyć to, co chciał powiedzieć, zapytać. Obiecał kawę, ale nie wiedział po co, dlaczego, jaki to ma cel. Interesujące, że wprawiło poważnego i przepełnionego czarną aurą i chłodem czarodzieja o lekki uśmiech, lekko rozbawiony postawą Laurenta. Ten uśmiech powoli zanikał, kiedy padło pytanie. Czemu właściwie nie wróciłeś? Co miał mu odpowiedzieć?
Westchnął, przenosząc wzrok na swoją kawę. Aby po chwili znów spojrzeć na Laurenta.
- Wróciłem. Ale to miejsce już nie istniało.
Odparł krótko. Laurent nie musiał mu wierzyć. Nicholas pojawił się tam, dopiero jak w prasie wyczytał co stało się z Rose Noire. Nie wrócił tam wcześniej pod Lukrecję. Nie wrócił po niego, aby zabrać go z sideł demona, który go więził. Za tę jedną noc, dobrze mu zapłacił a nawet wzorowo go ocenił, że był zadowolonym klientem. Dał motywację Aniołowi, aby sam uciekł. Tak też uczynił. Teraz, gdy uwolnił się od uzależnień często otrzymanych w swoim więzieniu, myślał inaczej. Ostrożniej.
- Boisz się mnie?
Zapytał Nicholas wprost, pamiętając jego reakcję, kiedy mu się przedstawił na jego terenie przy abraksanach. Gdy mu się przypomniał o całą przeszłość. Ten lęk, strach, że przyszedł po niego w innym celu, nasłany przez Dantego. Nicholas obserwował bez emocjonalnie Laurenta, oczekując odpowiedzi na swoje pytanie.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#6
01.11.2023, 00:55  ✶  

Nie pamiętał. Przebłyski pamięci nie były nadal czymś, co chciał całkowicie odkrywać przed samym sobą i wcale nie chciał się skupiać nad tym do końca, nawet jeśli muskał przestrzeń swoich wspomnień z tamtych czasów przez spotkanie z Nicholasem. Chciał jakoś się upewnić, ile w tym było dziwnych majaków jego otumanionego umysłu, a ile żałosnej prawdy. Nie będzie tutaj zaskoczenia - nie potrafił znaleźć odpowiedzi. Biała twarz kobiety potrafił kryć bardzo wiele defektów - ta Laurenta nie była w tym wcale gorsza. Nie nosił pudru na nosie i nie miał pociągniętych oczu kredką czy cieniem, jak pięknie niewiasty ubierające pociągające sukienki, ale to by dopiero było - malujący się mężczyzna... Nawet jeśli makijażu nie było - oczy potrafiły kryć wiele. Usta potrafiły wiele pominąć. Uszy mogły udawać, że wcale nie słyszą. Obraz tamtej przeszłości to był miraż. To nie był nawet on. To była wypaczona, obrzydliwa wersja jego samego. Kiedy spoglądał teraz na Nicholasa to miał tą myśl. Obrzydliwe. On sam, Nicholas również, wszystko, co się tam działo. Ta myśl jednak nie miała odniesienia względem emocji. Owszem, w jakimś stopniu przepłynęła przez niego, ale nie była na tyle silna, żeby zmienić jego mimikę. Lekko tylko zmarszczył brwi, ale to w zastanowieniu. W tym, jakie było to wyzwalające uczucie patrzeć na tego człowieka będąc... obnażonym. Patrzeć na to, jaki jest niedostępny i nieprzystępny, a jednocześnie wcale taki nie był w obyciu. Manipulant. Czy to był jeden z tych złych ludzi, przed którymi mama ostrzega swoje dziatki nim jeszcze wyjdą do szkoły? Tacy, którym się nie ufa, nie bierze od nich cukierków i nigdy nie wpuszcza do domu? Och, nawet sobie nie zdawał sprawy, jak bardzo...

- To było żartobliwe z mojej strony. - Wyjaśnił Nicholasowi, nie pozostawiając tutaj złudzeń, że teraz Laurent zamierzał się cofać do progu "wcale się nie znamy". Ależ skąd! - Czarną kawę. - Poprosił kelnerkę, która podeszła za gestem Nicholasa. Co zresztą trochę Laurenta zaskoczyło - ten gest. Nie to, że o kawie zapomniał, a skądże. Natomiast zdecydowanie nie nawykł do tego, że musi ganiać obsługę. Był bardzo przyzwyczajony do tego, że raczej to obsługa lata wokół niego i upewnia się, że niczego mu nie brakuje. Tym nie mniej gest ten uznał za miły. O, proszę bardzo. Nawet potrafił się uśmiechać, to naprawdę pocieszające. Podzielił się swoim geniuszem, bo w zasadzie jego też to bawiło. A czemu miałby nie? To było nowe doświadczenie, dość obce, może potencjalnie głupie. Ciągła niepewność między tym, że mieli na siebie bardzo brzydkie haki była... o zgrozo, w życiu nie sądził, że o tym pomyśli... ale była ekscytująca. W tym wszystko było coś dziwnie... hm... nie, ciągle nie był pewien, jak to określić, w jakich ramach umieścić. Ale chciał się dowiedzieć. I jednocześnie wcale nie zamierzał się oddawać tym odczuciom i poszukiwaniom tak po prostu. Miał jeszcze jakieś resztki rozumu. Ludziom nie wolno było ufać, oj nie. Tym bardziej tym, którzy byli na Nokturnie.

- Czemu wróciłeś? - Nicholas zdecydowanie nie należał do rozgadanych osób i chyba nawet nie przepadał za byciem... przepytywanym? Nie chciał z tego robić sesji detektywistycznej, natomiast był ciekaw. A w końcu jak inaczej nawiązywać relację czy dialog niż nawiązując płynne odpowiedzi? No właśnie. Takim sposobem też padło pytanie z drugiej strony. Trochę zaskoczony uniósł brwi, ale to szybko minęło. - Tak. - Odpowiedział po krótkiej chwili, ale w zasadzie nie widział potrzeby ukrywania tego. - I zarazem nie. - Bo to nie było wcale zero jedynkowe. - Chciałbym... żeby wszyscy mieli dobre intencje i dobre serca. Ale niektórzy są po prostu okrutni. Zaprosisz ich do ogrodu, żeby mogli podziwiać kwiaty, więc wyrwą wszystkie z korzeniami i uciekną. Bo podziwianie to dla nich za mało. Kwiat - byle swój. Nie szkodzi, że zostawiają za sobą zniszczenie i że w ogrodzie więcej ten kwiat już nie zakwitnie.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Niewymowny
Jeśli mnie nie lubisz, to twój problem, a nie mój.
Wysoki blondyn, mierzący 194 cm wzrostu. Jego niebieskie oczy przejawiają najczęściej chłód, odwagę, opanowanie, tajemniczość. Nie łatwo odczytać jego zamierzenia i jakie może mieć intencje względem osób drugich.

Nicholas Travers
#7
01.11.2023, 23:58  ✶  

W tamtym czasie, od wszelkiego innego planowanego działania, Nicholasa hamowała amortensja. Jakby musiał podać, co sprawi że nie poniesie go jakaś agresja, gniew. Jakby to była zasada tamtego miejsca. Nie sądził, aby to był przypadek, żeby użyto na amortensję sosny, jego kojącą słabość dającą opanowanie nerwowe. Gdyby nie to, to kto wie, czy nie zabrałby Lukrecji już tamtego dnia? Albo dopuścił do czegoś, co jednak mózg Prewetta by jednak zapamiętał? To jednak miało dobre strony, że Dante zyskał dobrego klienta, a Nicholas poznał drugą stronę Laurenta. Jakby nie patrzeć, cały ten trójkąt był ze sobą powiązany. Nawet brudnym sekretem.

Bardzo trafne było wtedy stwierdzenie Laurenta, jakoby Nicholas został przysłany w zleceniu usunięcia go z tego świata. Miałoby to sens, gdyby Dante wiedział o drugiej stronie działalności Nicholasa. Nie wiedział, nie mógł wysłać czarodziejskiego zabójcy.
Yaxley najwyraźniej na żartach się nie znał, stąd słynął z ciągłej poważnej miny, rzadko się uśmiechając. Nie załapał faktu, że Laurent zwrócił się specjalnie do niego oficjalnie.
Kelnerka została poproszona o przyjęcie zamówienia Laurenta, sprowadzona gestem przez Nicholasa. Kobieta skoro tu pracowała, miała wykonywać swoje obowiązki a oni nie będą czekali aż łaskawie podejdzie i w końcu zorientuje się, że przyszedł nowy klient. Im szybciej tę kawę będą mieli, to więcej kobieta nie będzie się przy nich kręcić. 

Odpowiedź jaką udzielił Nicholas, nie do końca odpowiadała Laurentowi. Jakby chciał podjąć próby wyciągnięcia od niego więcej informacji. Prewett nie chciał ogólników. Chciał szczegóły. Dociekliwa z niego foka. Zdecydowanie Nicholas nie lubił być przepytywany. Miał w sobie na tyle cierpliwości, by swoimi odpowiedziami lub milczeniem, zniechęcić dociekliwego natręta.  Nic dziwnego, że bez problemu otrzymał posadę w Departamencie Tajemnic. Dla niego takie notoryczne zadawanie pytań, było podejrzliwe, męczące i upierdliwe. Swoimi odpowiedziami już sugerował, aby odpuścić.

- Widzę, że nie odpuścisz swojej dociekliwości.
Stwierdził fakt westchnąwszy. Tajemnicą to nie było żadną. Nie mógł zapomnieć tego jak spędzili czas. Zaimponował mu, ale tamtego dnia Laurent nie był sobą.
- Wróciłem, żeby sprawdzić czy żyjesz. Czy uciekłeś. W końcu dałem Ci motywację do działania, ale pewnie tego nie pamiętasz.
Odparł w odpowiedzi zgodnie z prawdą. Później Nicholas zapytał go o to, czy się go boi. Odpowiedź była twierdząca i szybka., ale po chwili poprawiona, o to, że jednocześnie nie obawiał się Yaxleya. Słuchając wyjaśnień, Nicholas ujął w dłoń swoją filiżankę kawy i upił łyka.
- Poezjowanie Ci nadal zostało. Podziwiam.
Czy może filozofowanie. Laurent umiał wskazywać różnice i porównania. Yaxley odstawił filiżankę i spojrzał na swojego rozmówcę.
- Zobaczyłem cię tam. I również mogłem zabrać. Ale zostawiłem. Liczyłem, że sam wyciągniesz swoje korzenie i ruszysz w swoją drogę. Udało Ci się.
Pochwalił go właśnie, że dokonał czegoś wspaniałego, samodzielnie wywalczając sobie wolność. I jeszcze dzięki temu obrósł w abraksany.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#8
02.11.2023, 17:20  ✶  

Nie, nie chciał ogólników. Gdyby go miały zadowolić, to mimo wszystko nie szukałby tego spotkania. Nie chciałby spojrzeć jeszcze raz w te zimne oczy, żeby podjąć walkę przeciwko własnym demonom. Och, niemal można by było nazwać tutaj Nicholasa ofiarą, ale jemu nic złego się nie działo. Chyba. Ta ofiara opierała się na tym, że chwilowo był personifikacją problemów i życia, które było wstydliwe, o którym niby lepiej zapomnieć, ale Laurent nie starał się wymazać tego całkowicie ze swojej głowy z prostej przyczyny - to był jego błąd, na którym powinien się uczyć. I przede wszystkim powinien bardziej zaufać ludziom, których miał blisko, a nie starać się o wszystko walczyć samemu. Każdy człowiek posiadał swoją siłę i mocną stronę. Każdy też powinien sobie radzić z dorosłym życiem wśród innych równie dorosłych ludzi, a to już Laurentowi wychodziło różnie. Nicholas był człowiekiem, w którego dobroć i szczerą intencję Laurent uwierzyć nie potrafił. Człowiek, który przyszedł, wziął, co chciał, poszedł. Dobrze wiedząc, z kim robi interes, bo przecież czy ktoś mógł powiedzieć że przychodzi do Dante będąc nieświadomym syfu, jaki ten człowiek sobą reprezentował? Wejść tam i udawać, że nie ma się pojęcia, że nie każdy był tam, bo... chciał? Ha... ależ, Droga Lukrecjo, przecież ty tam być chciałeś. Nikt cię nie związywał linami! Wszystko było tak łatwo powiedzieć, kiedy miało się płaską wersję obrazu i nie widziało jego głębi. Nie lubił spoglądać na powierzchnię, to nie ją lubił, nie ją cenił. Dlatego... chciał usłyszeć, co ten człowiek ma do powiedzenia. Więcej. Właściwie to wolałby usłyszeć coś przykrego, co pozwoliłoby mu postawić kreskę na tym mężczyźnie i nie zajmować sobie głowy tym, że może... że to nie tak, że może jednak, a może ten mężczyzna po prostu potrzebuje jakiejś pomocy. Czegoś lepszego ponad ten zimny świat.

- Mógłbym. Gdybym stąd wyszedł to zabrałbym ze sobą swoją dociekliwość. - Czy to zabrzmiało niemiło? Jak to powiedział to trochę jak szantaż - a wcale nie chciał, żeby to miało taki wydźwięk, dlatego rozwinął wypowiedź. - Nie jesteśmy w niczym zobowiązani do utrzymywania ze sobą kontaktu, a to spotkanie, przynajmniej z mojej strony, jest mieszanką ciekawości i, wstydliwie mówiąc, dozą egoizmu. - Uśmiechnął się łagodnie przez moment, tak wyrozumiale. Jakby doskonale zdawał sobie sprawę z tego, skąd wzięły się słowa Nicholasa, jakby rozumiał czym jest niechęć słyszenia zbyt wielkiej ilości pytań. Bo zdawał sobie. Naciskanie nie było w jego zwyczaju... nie. W zasadzie to potrafił czasami właśnie nacisnąć w najbardziej nieodpowiednim miejscu, tylko niecelowo. Dobrymi chęciami Piekło brukowali. - Egoizmu, ponieważ twoja twarz jest związana z miejscem, którego nie chcę wspominać. To prawie tak, jakbym stawiał czoła swoim demonom. - Nie powinien w zasadzie tego mówić, bo to było dość... personalne, zakrawać mogło niemal na bycie niegrzecznym. A przecież się nie znali. I jednocześnie miał poczucie, jakby znał Nicholasa od lat. - Uprzedzę od razu - nie myślę o tobie w tych kategoriach. Niesiesz ze sobą po prostu mój własny ładunek emocjonalny. - Żeby nie było wątpliwości, że to jego ma za tego demona, albo coś w tym guście. Ludziom za łatwo było odebrać coś opacznie, niezgodnie z życzeniem nadawcy, co wcale nie było dziwne.

- Przykro mi, ale... nie pamiętam. - Nerwowo poruszył dłonią, zgiął palce, wbijając wypiłowane paznokcie w skórę - nie na tyle mocno, żeby ją przebić, rzecz jasna. W jego ramionach nawet nie było na to wystarczającej siły. Czy tak naprawdę było? Czemu nie potrafił mu zaufać? Kiedyś nie miałby problemów z zaufaniem... kiedyś. Ile krzywd potrzebnych było, żeby uważać na drugiego człowieka? - Lubię malować świat. Staje się wtedy piękniejszy od rzeczywistości, która nas otacza. A moralność w oczach ludzi zbyt często przybiera estetyczne walory. Zabijesz motyla - jesteś złoczyńcą. Zadepczesz karalucha - stajesz się bohaterem. - Było naprawdę wiele osób gotowych go bronić. Chronić. Nie był pewien, dlaczego, ale gdyby miał powiedzieć to powiedziałby, że chyba dlatego, że jestem w ich oczach motylem. W ich oczach - bo we własnych widział tylko karalucha.

- Zastanawiam się... czy to twoje odczuwanie, czy może jednak starania wybielenia własnego sumienia. Sumienie... odczuwasz je, Nicholasie? - Zadał to pytanie z rozmysłem, ważąc słowa, robiąc przerwę między słowami "zastanawiam się" a resztą zdania, a potem powtórzeniem słowa "sumienie". Czemu wyglądasz na kogoś, komu skradziono ducha? Powiedział to delikatnie, ciszej, jakby pytał o wielki sekret, który być może nie powinien wychodzić na światło dnia, niemal wręcz śpiewnym tonem w swojej gładkości i czystości.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Niewymowny
Jeśli mnie nie lubisz, to twój problem, a nie mój.
Wysoki blondyn, mierzący 194 cm wzrostu. Jego niebieskie oczy przejawiają najczęściej chłód, odwagę, opanowanie, tajemniczość. Nie łatwo odczytać jego zamierzenia i jakie może mieć intencje względem osób drugich.

Nicholas Travers
#9
04.11.2023, 22:12  ✶  

Nicholas bardzo dobrze wiedział, gdzie się udawał aby spędzić dobrze tamtą noc. Dobrze wiedział, jaki interes prowadził Dante. Był jego jednym z klientów, który nawet dostał jego cenny nabytek. Lukrecję. Za taki okaz Nicholas mu zapłacił dobrze z dobrą pochwałą. Nie miał powodu robić problemów Dante, skoro z tych „dóbr” sam korzystał. Jednakże Dante nie zwrócił się do niego z misją, aby cokolwiek zrobić w sprawie Prewetta. Gdyby jednak było inaczej, co by się wtedy stało?

Yaxley był pod wrażeniem udzielonej odpowiedzi przez Laurenta. Choć może i brzmiała niemiło, to jednak szanował że potrafił się tak odezwać. Nie jest jednak tak delikatny w słowach co jego druga łagodniejsza natura - Lukrecji. Na te słowa się lekko uśmiechnął. Nie odpowiedział mu nic, najwyraźniej czekając na czyny. Nicholasa to nie ruszało. I jeżeli miałby być szantażowany, też miał coś na Laurenta. I jednak młodzieniec nie do końca poprawnie wyraził się w kolejnych słowach, na co Nicholas powinien zwrócić uwagę. Pozwolił mu jednak dokończyć myśl, wyjaśniając o tę dozę egoizmu.

- Nawet, jeżeli według Ciebie nie jesteśmy w niczym zobowiązani. To jednak pewne sprawy nas ze sobą łączą.
Dał mu do zrozumienia, że jeżeli się tak dobrze nie znają, noc ze sobą spędzili. I o ile Nicholas pamiętał wszystko. Laurent nie musiał. Szantażować go nie będzie. Nicholas brzmiał bardziej jako małe ostrzeżenie, aby coś co ich łączyło tamtej nocy, nie wyszło na jaw. Nie wszystkie rodziny czysto krwiste były tak tolerancyjne względem orientacji.
- Nie pamiętasz i nie chcesz pamiętać. Uszanuję to.
Nie będzie naciskał, aby Laurent sobie cokolwiek przypominał. Jeżeli chciał o tym zapomnieć, nie będzie też przywoływał obrazów z tamtego miejsca, jeżeli nie będzie to konieczne. Ale takie spotkanie przy tej kawie, pomogłoby na spokojnie im wyjaśnić sprawy, nawet jeżeli ich pierwsze i drugie spotkanie było zaskakujące i przebiegło na różnych płaszczyznach.
Nicholas zdawał sobie sprawę z tego, że wiele osób się go obawia. Nie ufają mu. A on, nie ufa im. Takie mamy czasy, w których każdy musi po swojemu przetrwać i walczyć o siebie.

Malowanie świata poprzez poezję może dawać nadzieję na inną rzeczywistość, przyszłość. Niektórym to pomaga. Nicholasowi za dużo trafnych porównań przekazywał Laurent. Jakby potrafił dobrze dopasować do niego bohaterów. W tym wyjaśnieniu, wspomniał o motylu. Owadzie o pięknych skrzydłach. Tutaj na moment Nicholas się bardziej mu przyglądał słuchając. Czy to przypadek, że jako śmierciożerca przybrał pseudonim Papilio?  Czy to dlatego, że on sam lubił motyle i ćmy? Dlaczego motyl, teraz będzie kojarzył mu się z Laurentem?

Ten temat nie schodził na bezpieczne tory. Pytania o sumienie, Nicholas się nie spodziewał. Laurent jak zwykle go zaskakiwał. Czy odczuwał sumienie? Czy tak czuje się osoba, która ciągle myśli o kimś, kogo zostawiła w miejscu, niezbyt dobrym dla jej samej?
- Nie odczuwam.
Odparł w odpowiedzi dość poważnie. Nie odczuwał sumienia, nawet jak zabił człowieka. Jak zabił czarodzieja. Jak zmusił go do zabicia swojej rodziny. Jak on sam zabił dziecko. Był wewnętrznym, ukrytym mordercą. Robił to jednak w imię wyższości, czystości krwi i ideologii głoszonej przez Czarnego Pana. Oczyszczał świat ze zdrajców i szlam. Ale czy Laurent by to zrozumiał? Nicholas miał lodowe serce, zimne spojrzenie. Nie zawahał się nawet przy odpowiedzi, która mogła wzbudzić zastanowienie, być zagadką. Słowa wypowiedziane bez emocji. Jakby też nie czuł sumienia, że zostawił Laurenta u Dantego. Czyżby przeczył samemu sobie?
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#10
04.11.2023, 23:45  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.11.2023, 23:48 przez Laurent Prewett.)  
Father forgive me I'm sorry for my sins
So tired of living, oh where do I begin?
I'm so fucking filthy

Forgive me for my sins

- Owszem. Dlatego jesteśmy tu na innych warunkach niż zaczynana od zera znajomość. - Zarówno kiedy mówił te słowa, jak i poprzednie to nie było w nim niepewności, nie prezentował sobą zwierzęcia zagonionego w kąt. Spoglądał uważnie, owszem, ale to nie strach był dominantą. Głupcy powinni rozdzielać odwagę od głupoty. Czym było to tu teraz? Jeśli to miała być groźba to nie została tak przez Laurenta też odebrana, co chyba można było wychwycić przy braku reakcji na to z jego strony. Albo i nie? Lukrecja doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że te sprawy ich łączą i łączyły będą. Ta krótka, epizodyczna historia. Mogliby się tak wymieniać tym, kto bardziej ucierpi na rozszarpaniu tych tajemnic, ale po prawdzie Prewett czuł się tutaj naprawdę pewnie. Co mógł sobą zaprezentować Nicholas w królestwie czystej krwi? Jakie plecy miał? Ile pieniędzy mógł zapłacić za uciszanie skandali? Tak, blondyn spoglądał na to całkowicie realnie i chociaż nigdy nie chciał nikomu sprawiać przykrości, to nadal był Wężem z boskiego raju. Również miał swoje kły jadowe, których nie wahał się używać, kiedy ktoś groził jego rodzinie. Albo jemu samemu. A oprócz dawnej przeszłości był jeszcze całkiem płomienny jak na tak zimnego człowieka pocałunek, o którym Laurent nawet nie wiedział, co myśleć. Nie był nim jednak speszony, zawstydzony. Jednym pocałunkiem? Przy wszystkim, co robił w swoim życiu? Ha... - Do twarzy ci z uśmiechem. - Te krótkie zmiany na jego twarzy rozjaśniały go, jego urodę, a wcale przy tym nie kontrastowały z czernią, w którą lubił się ubierać.

Podobała mu się postawa tego człowieka. Jego spokój. Nie wchodził w zdania, pozwalał na drobne przerwy na zastanowienie między nimi, nie wyrywał się do przodu. Dobry słuchacz. Laurent miał w zwyczaju badać ludzi, a to rodziło pytania. Sprawiało, że tworzyło się pewne zaczepki, a przynajmniej delikatnie próbował je tworzyć, by pytania nie były pytaniami, a przeradzały się w płynny dialog. Podobało mu się to, że niektóre sprawy po prostu przyjmował na szacunek. To... bardzo uspakajało. Na ile to było fałszywe? Nicholas tworzył bardzo malutką ostoję bezpieczeństwa. Tworzyła się ona wolno, a teren ciągle był śliski, cholerny lodowiec... I przy tym jednocześnie niebieskooki nie dawał od siebie takich znaków, które sugerowałyby, że chce, żeby Laurent się poślizgnął. To wszystko było bardzo stoickie, bardzo twardo stąpające po ziemi. Chciał wiedzieć. Zajrzeć do środka, wkroczyć dalej do tego zamczyska. To wymagało podarowania czegoś od siebie, bo druga strona też chciała swoją ciekawość zaspokoić.

Zamyślił się nad odpowiedzią, którą dostał i przez moment zagościła między nimi cisza. Laurent się zastanawiał - bardzo głęboko, a myśli szybko przebiegały pod czaszką. To było niemal widoczne w jego lazurowo-błękitnych oczach. Bóg? Nie było tu Boga. Sumienie każdy mógł zgiąć i wyrzucić do kosza razem z papierkiem po przeżutej gumie. Nicholas wyglądał na taką osobę, która mogła prowadzić rachunek tego sumienia tylko po to, żeby z ciekawości badać te uczynki - bez odniesienia emocjonalnego. To było przykre i straszne - nie odróżniać dobra od zła.

- Człowiek bez sumienia uważa, że nie starł pyłu z motylich skrzydeł, tylko pomógł mu wzlecieć. - Powiedział z zastanowieniem. Czy to brzmiało, jakby nie miał sumienia? Bo jak dla Laurenta to brzmiało... - Nie posiadasz sumienia czy może potrafisz tak dobrze usprawiedliwiać swoje uczynki, by sumienie milczało? - Ach, no właśnie. Więc wróćmy do tego rachunku i notesika. Co tam w nim zapisano..? Laurent uśmiechnął się wdzięcznie do kelnerki, która przyniosła kawę i pozwolił jej postawić filiżankę przed nim na ładnym spodeczku. Oparł palce na nagrzanej porcelanie i wrócił oczyma do Nicholasa. - Niedługo uwierzę, że omamił cię syreni śpiew. - Rzucił lekko żartobliwie, tak delikatnie, ale to było po prostu dość dziwne. - Czy może ta maskarada jest zbędna, bo wszystko można ograniczyć do pytania "trzeba z tobą wypić kawę, czy można od razu cię przelecieć"? - To było wulgarne. A wulgarny bywał dość rzadko. Ale jego umysł zsuwał się gdzieś w dół w ostatnich tygodniach w potrzebie odreagowania. W tym, że ile można stać i być tym pierdolonym ideałem. Zdawał sobie sprawę, że musi na to uważać. Bardzo. Uważać. Ostatni taki stan skończył jego zsunięciem się w ramiona Dantego, kiedy za dużo sobie pozwalał, żeby odreagować. Drugi raz tego błędu nie popełni. Tym nie mniej... i tak był ciekaw reakcji Nicholasa i tego, co miał mu do powiedzenia, kiedy przeciął swój ślicznie malowany świat brudem. To też była przecież forma artyzmu.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Nicholas Travers (3583), Laurent Prewett (5183)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa