• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 … 4 5 6 7 8 9 Dalej »
[02.07.72] Cześć, twój dostawca to przestępca

[02.07.72] Cześć, twój dostawca to przestępca
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
05.11.2023, 21:10  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.01.2024, 20:46 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Olivia Quirke - osiągnięcie Piszę, więc jestem
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic III

Brenna odwiedzała Pękatą Fiolkę dość rzadko – gdy potrzebowała zamówień „oficjalnych”, najczęściej wpadała do Aveliny, a kiedy robiła jakieś „nieoficjalne”, pukała do drzwi Nory. Sklep na Pokątnej nie był jej jednak obcy, podobnie jak pracująca w nim Olivia. Głównie dlatego wtarabaniła się do środka i już od progu zawołała:
– Cześć, Olivia! – zatrzasnęła za sobą drzwi, a potem dość bezceremonialnie wyciągnęła różdżkę. Nie, oczywiście, że nie wycelowała jej w rudowłosą kobietę, za to zablokowała wejście, kiedy tylko dostrzegła, że w środku chwilowo nie ma innych klientów. – Przepraszam, ale musimy pogadać, i to mam na myśli takie pogadać, że lepiej, żeby wasi klienci nie słyszeli, o czym gadamy, bo mnie mój szef urwie głowę, jakby zaczęły się rozchodzić plotki i wszystko dementorzy wzięli, a wam jeszcze reputacja się zepsuje? – rzuciła, uśmiechając się do niej przepraszająco. Tak żeby ta przypadkiem nie pomyślała, że Brenna Longbottom, Detektyw Brygady Uderzeniowej, postanowiła zmienić ścieżkę kariery o sto osiemdziesiąt stopni, mianowicie na taką przestępczą. I zacząć napadać na przypadkowych sprzedawców na ulicy Pokątnej. A mówiła jak zwykle dużo - bo Brenna należała do tych najbardziej rozgadanych istot pod słońcem.
Kolejne machnięcie różdżki, by wyczarować na drzwiach tabliczkę z napisem „Chwilowo zamknięte, zapraszamy na dziesięć minut”. A potem Brenna znów odwróciła się do Olivii.
Była ubrana po cywilnemu, chociaż w tej chwili pracowała. Strój Brygadzisty jednak poza patrolami i oficjalnymi przesłuchaniami wzbudzał nieco za dużo zainteresowania, a Brenna nie chciała, aby ktokolwiek zauważył, że ktoś z BUM wpakował się do Pękatej Fiolki. Brązowe włosy, ścięte tuż nad ramionami, wiły się wokół sympatycznej, chociaż dość przeciętnej twarzy o wielkich, ciemnych oczach. Można by podejrzewać, że Brenna się tego dnia nie uczesała, ale jej fryzura rzadko przedstawiała się lepiej – wrodziła się tu w Potterów, którzy nie bez powodów stworzyli Ulizannę, a w dodatku miała tendencję do poruszania się wszędzie jeżeli nie biegiem, to krokiem bardzo energicznym, a to zwiększało stopień rozczochrania.
– Chcę porozmawiać o waszym dostawcy, Theodorze Kansingtonie. Służbowo o nim porozmawiać. I eee… przepraszam, że tak tu wpadłam i w ogóle, ale trochę to pilne, i mówiąc trochę mam na myśli bardzo pilne, tak diablo pilne wręcz, a pomyślałam, że chyba będziesz wolała tak niż dostać kartkę z „Brygada Uderzeniowa zaprasza na przesłuchanie, tak w trybie natychmiastowym, dziękujemy”, a dla mnie też wygodniej załatwić to prędko, zamiast bawić się w sowy i wyznaczanie dat spotkań  – dodała.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#2
05.11.2023, 22:31  ✶  
To był kolejny, nudny dzień. A przynajmniej taki miał być. Wyjątkowo Olivia siedziała na wysokim stołku za ladą, zamiast babrać się w miksturach. Było lato, więc matka często wybywała po składniki. Czasem dalej, czasem bliżej, ale nie zmieniało to faktu, że wtedy to na Olivię spadał ciężar obsługi klienteli. Ruda nienawidziła tego z całego serca: nie potrafiła rozmawiać z ludźmi, dla których liczyło się wyszarpywanie jak największego rabatu. Uważała, że razem z matką odwalają kawał dobrej roboty, ale z drugiej strony nienawidziła konfrontacji w pracy. I tak sobie żyła, o, siedząc na stołku i przewracając ze znużeniem kolejne strony Proroka, gdy nagle do środka wpadł nie kto inny, jak Brenna.
- Brenna! - Olivia zatrzymała przewracającą strony rękę, unosząc brwi w wyrazie bezbrzeżnego zdumienia, gdy kobieta zamknęła drzwi. Dosłownie zamknęła - nie na klamkę, po prostu zablokowała wejście. Miała przeczucie, że nie skończy się to dobrze. I gdyby nie fakt, że Brennę znała, i obie były przyjaciółkami Aveliny, to zapewne jej dłoń machinalnie sięgnęłaby na półeczkę pod blatem, gdzie spoczywała jej różdżka. Ale Brenna nie była aż tak walnięta, prawda? Prawda?!

- Chwila, poczekaj - dla odmiany ruda zmarszczyła brwi w zakłopotaniu. A jednak sięgnęła po różdżkę. Nie po to jednak, by się bronić, ale po to, by prostym zaklęciem przyzwać do nich stołek, znajdujący się na drugim końcu sklepu. - Usiądź, bo aż mi głupio.
Wiedziała, że Brenna była zabiegana i tak po prostu miała - wszędzie jej było pełno, wszędzie dokądś pędziła, ale ona sama lepiej by się poczuła, gdyby nie była jedyną siedzącą w Fiolce osobą.
- Theodor Kansington, tak? - Olivia odłożyła różdżkę, a zamiast tego sięgnęła po zeszyt. Matka zapisywała tam imiona i nazwiska wszystkich dostawców. Młoda Quirke nie przywiązywała do ich dostawców większej uwagi, ale kojarzyła to nazwisko. - Wiadomo. Gdybyś wysłała sowę z takim listem, matkę byś mi zabiła, zeszłaby na zawał - Olivia uśmiechnęła się lekko pod nosem, wertując kartki. - Mam go. Wiedziałam, że skądś typa kojarzę. Czym wam podpadł?
No bo przecież BUM nie interesowałoby się Theo z powodu pierdoły, prawda? Ale Olivia nie podejrzewała też, że Kansington mógłby zrobić coś naprawdę złego. Ot, pewnie nieporozumienie, prawda? Chociaż słowa o zniszczonej reputacji były zastanawiające na tyle, że Quirke po prostu się zamknęła i zabębniła paznokciami w stół, jakby ponaglająco. Spięła się też widocznie. A może to nie była taka pierdoła? Uważniej przyjrzała się Brennie, próbując wyczytać z jej twarzy, jak bardzo mają przesrane.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
05.11.2023, 22:45  ✶  
Brenna opuściła różdżkę dopiero, kiedy stołek przeleciał w pobliże lady i – jak zwykle wykonując długie, szybkie kroki, bo poruszanie się wolno po prostu nie leżało w jej naturze – przewędrowała przez sklep, aby opaść na taboret.
– To chyba mnie powinno być głupio, właśnie zamknęłam nie swój sklep – powiedziała, uśmiechając się do niej. Chociaż, no cóż, jakby nie było: mogła tutaj wpaść albo faktycznie wzywać je na przesłuchanie. Ewentualnie od razu załatwiać nakaz i wpaść na przeszukanie, ale to byłoby trochę kłopotliwe i dla niej, bo trzeba by najmniej paru godzin na zdobycie decyzji od sędziego, i dla panien Quirke, bo nikt nie chce, aby o jego sklepie krążyły pogłoski, że przeszukują go Brygadziści.
– Oj, tego byśmy nie chcieli. Zwłaszcza, że twoja matka na pewno wróciłaby jako duch, żeby upewnić się, że będzie miała pewnego dnia wnuki i nawiedzałaby mnie, póki te nie przyszyłby na świat – westchnęła Brenna, krzywiąc się teatralnie na samą myśl. Zaraz jednak spoważniała, a kiedy znowu się odezwała, mówiła trochę wolniej niż zwykle, a jej ton stał się znacznie bardziej rzeczowy. – Tak, Theodor Kensington. Obawiam się, że jest podejrzany o nielegalne pozyskiwanie składników. W tej chwili sprawdzamy wszystkie miejsce, do których dostarczał komponenty pochodzenia zwierzęcego, to trzeci sklep, który dziś odwiedzam. Od razu mówię: nie masz obowiązku w tej chwili ze mną współpracować, ale obawiam się, że wtedy jutro twoja matka jednak padnie na ten zawał, bo dostanie taką karteczkę, a pojutrze wpadnie tu oddział Brygady.
Rzecz jasna do pojutrze mogłyby ukryć wszystkie dowody, gdyby były w coś zamieszane. Ale już współpraca albo brak współpracy Olivii wiele by Brennie powiedział. A i po prawdzie – w tej chwili raczej wszystko wskazywało na to, że jeśli ktoś popełnił przestępstwo, to Kensington. W tej chwili Brenna prowadziła sprawę pod kątem udowodnienia mu występku, a nie aby udowodnić komukolwiek współudział.
Nie zdradzała na razie, ile wiedzą, ile już udowodniono, a ile tylko podejrzewają, i na ile znaczące jest to, co powie Olivia. Takie rzeczy mogły wpłynąć na zeznania albo samą chęć współpracy.
– Certyfikaty, jakie przedstawiał w paru miejscach, były sfałszowane. Chciałabym dostać kopię tych, które dostarczył wam. I ogólnie, żebyś odpowiedziała mi na parę pytań odnośnie waszej dotychczasowej współpracy – stwierdziła prosto z mostu, podpierając się łokciami o ladę. – Drań jeden, prawdopodobnie kupował składniki od kłusowników, zamiast szukać ich samemu albo pozyskiwać od zwierząt hodowlanych – westchnęła. I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od złapania trzech przypadkowych kłusowników. Tymczasem to śledztwo rozgałęziało się coraz bardziej i bardziej, zajmując tyle cennego czasu, który Brenna mogła poświęcić na przykład na próby dorwania śmierciożercy, który zabił Cody’ego Brandona…


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#4
05.11.2023, 23:01  ✶  
Na wspomnienie o wnukach Olivia jęknęła cicho i zasłoniła oczy.
- Nawet nie zaczynaj tego tematu, Brenno. Gdy tylko ktoś wypowiada w mojej obecności słowa typu dziecko, wnuki czy niemowlę, moja matka magicznie się materializuje obok i zaczyna prawić mi morały - nie miała pojęcia, czy jej stara miała jakąś magiczną czujkę, dzięki której podsłuchiwała Olivię, czy po prostu to instynkt babcierzyński. Ach, dobrze że nie odwiedzali jej w Fiolce mężczyźni, bo pani Quirke NIGDY nie wypuściłaby kawalera z tego miejsca, póki nie wcisnąłby Olivii pierścionka na palec. - Lepiej już, żeby nikogo nie nawiedzała. A zwłaszcza mnie.

Słuchała uważnie wszystkiego, co Brenna ma do powiedzenia. Trochę jej ulżyło, oczywiście - o nic nie były oskarżone, to tylko rutynowe przesłuchanie. Ale przetrząśnięcie całego sklepu... Olivia podrapała się po głowie z niezbyt mądrym wyrazem twarzy, a potem spojrzała na zeszyt i znowu na Brennę.
- Co za gnojek - do tej pory Olivia wydawała się raczej... zdystansowana, jakby chłodno podchodziła do sprawy. Ale nie było tajemnicą to, że kochała zwierzęta i nienawidziła kłusowników, którzy je krzywdzili. Policzki na twarzy Olivii upodobniły się kolorem do jej włosów, z tą różnicą, że odcień był bardziej czerwony. Quirke wstała gwałtownie, powodując że stołek zachwiał się i runął po chwili z hukiem na ziemię. Aż sama zainteresowana podskoczyła. - A żebyś wiedziała, że ci dam wszystko co mam. A mam nawet więcej!
Zamachała rękami, a potem kiwnęła na koleżankę, by ta poszła za nią.

Certyfikaty musiały być gdzieś na zapleczu. Składało się z pracowni, w której ustawione było kilka stołów z alchemicznym fiu bździu, które aktualnie pykało sobie w najlepsze, a także drzwi. Tam był "magazynek", jak go lubiła nazywać Olivia. Cholernie ciasne pomieszczenie z drabiną, składające się z półek wypełnionych kartonami.
- Trochę to potrwa - mruknęła, wdrapując się na drabinę. - Masz, to pierwsze pudło. O ile pamiętam, z tego roku. Ale pod nim jest z 71, wtedy jakoś zaczęliśmy współpracę. Czekaj...
Mówiła niby to do Brenny, a niby to do siebie. Miała już w rękach właściwe pudełko, ale coś się nie chciało ruszyć. Zirytowana Olivia szarpnęła raz i drugi.
- No, mam! - krzyknęła triumfalnie, by zaraz potem na oczach Brenny wszystko - razem z Olivią - runęło w dół. Quirke została przysypana kartonami, zeszytami, książkami i całą masą dokumentów z różnych lat, w akompaniamencie głośnego "trach".
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
05.11.2023, 23:17  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.11.2023, 23:18 przez Brenna Longbottom.)  
– Moja matka chyba już zaczęła powoli tracić nadzieję – roześmiała się Brenna. Elise Longbottom Potter bardzo pragnęła wyswatać któreś ze swoich dzieci, najlepiej oczywiście syna, ale przynajmniej nie naciskała na nich tak mocno, jak pani Quirke. Chyba faktycznie pogodziła się z tym, że córka jest przypadkiem beznadziejnym, którego nikt nigdy nie zechce, i który jest nieco zbyt zajęty próbami robienia tysiąca jeden rzeczy na raz, a jej wspaniały syn z kolei ani myśli o założeniu na rękę jakiejś kobiety pierścionka.
– No gnojek. Same gnojki. Pocieszy się, jak powiem, że już sześć osób zaangażowanych wkopano za kratki? – spytała, zsuwając się z taboretu. Brenna też lubiła zwierzęta i nie przepadała za kłusownikami, chociaż nie traktowała tego wszystkiego aż tak osobiście, jak Olivia. Może dlatego, że trafiały do niej bardzo różne sprawy, a w gruncie rzeczy nienawiść samej Brenny kierunkowała się w bardzo określonym celu. Mianowicie ku śmierciożercom. Zwłaszcza teraz, po tym wszystkim, co stało się podczas Beltane.
A myślała, że po tym, jak jeden z nich zabił na jej oczach kilkuletnią sierotę, nie może nienawidzić ich już bardziej.
Kobieta weszła za Olivią na zaplecze, rozglądając się z pewną ciekawością. Łatwo poszło, ale cieszyła się z tego niezmiernie. Miała nadzieję, że zagranie w otwarte karty będzie tutaj najlepszą taktyką – w końcu miłość Olivii do zwierząt nie była jakąś specjalną tajemnicą. A jak to było? Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem… więc przyjaciel mojego wroga też jest moim wrogiem? Cóż, przynajmniej w tym przypadku tak właśnie się stało.
– Pamiętasz, kiedy ostatni raz Theodore był tutaj z dostawą? A jeśli masz certyfikaty z poprzednich lat, to doskonale, bo prawdopodobnie w 71 roku jeszcze wszystko było legalne… ale potem z jakichś powodów to się zmieniło. A z jakich, to ja już się dowiem. Mam wrażenie, że mógł wtedy wpaść w podejrzane… – Brenna urwała, spoglądając na szarpiąca się z pudłem Olivię. I chociaż była widmowidzem, nie jasnowidzem, nagle nawiedziło ją Przeczucie. Przeczucie, mające dużo wspólnego z tym, że zasadniczo to podobnego rodzaju przypadki dość często zdarzały się w pobliżu Brenny.
– Uwa… – zaczęła, ale nie zdążyła dokończyć. Rozległ się bowiem trzask i cóż, kartony, zeszyty, drabina i przede wszystkim sama Olivia: to wszystko poleciało w dół. A Brenna w odruchu, oczywiście, natychmiast rzuciła się do przodu – bo jak mogłaby inaczej? Próbując pannę Quirke pochwycić albo przynajmniej zamortyzować jej upadek samą sobą.
Na nieszczęście - nie zdołała zrobić tego zgrabnie i skończyło się na tym, że na podłodze wylądowały obie...

aktywność fizyczna, na próbę łapania koleżanki
Rzut PO 1d100 - 25
Akcja nieudana


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#6
05.11.2023, 23:29  ✶  
Olivia spadła z drabiny, ale zamiast na twardą ziemię, poczuła pod tyłkiem coś miękkiego. Czyżby poduszka? A więc jednak miała szczęście. Odruchowo jednak puściła pudło i zasłoniła głowę rękami, przewracając się na bok, by na dokładkę walnąć Brennę łokciem w ramię. Ale - nie było tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo dzięki temu obie teraz leżały na podłodze, podczas gdy ostatnie niezbyt ciężkie zeszyty uderzały w plecy Olivii, która jakiś cudem upadła tak, że uchroniła Brennę od oberwania którymś z rejestrów. Całe szczęście, bo zacięcie się kartką bolało jak skurwysyn. Jeszcze by odpowiedziała za napaść na pracownika Ministerstwa.
- sz... Kurwa - Brenna mogła usłyszeć szeleszczący, urywany potok przekleństw tuż koło swojego ucha. - Przepraszam! Matka mnie zabije... Cholerne papiery. Brenna, cała jesteś? Pomogę ci wstać - Olivia jak surykatka podniosła głowę i wystawiła ją znad sterty papierów. Rozejrzała się i wymacała różdżkę. Papiery powoli zaczęły fruwać, by wracać z powrotem do pudeł. - Jestem durna jak but. Accio.
Gdyby nie to, że wystarczająco się potłukła, palnęłaby się otwartą dłonią w czoło. Do jej dłoni powoli zaczęły przytulać się stare, złożone na pół kartki.
- Nic tu nie widziałaś - mruknęła, patrząc uważnie na dziewczynę. Pomachała stertą papierów. - Z którego cię interesuje? W 70 chyba jeszcze do nas nie zawitał.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
05.11.2023, 23:46  ✶  
Brenna miewała specyficzne szczęście – takie, przez które jeśli w okolicy był jakiś dół, do którego mogła wpaść, to do niego wpadała, i jeśli ktoś mógł uderzyć o jakieś drzewo, to tym kimś była ona. Najwyraźniej przy niej też chętnie pękały drabiny, spadały papiery, a jeżeli akurat nie dało się wylądować w jakimś rowie, ktoś spadał na nią.
Dlatego to, w jaki sposób się to skończyło, niezbyt Brennę zaskakiwało. A że nabiła sobie siniaka i oberwała łokciem… no, bywało gorzej.
– Ale że ja? – spytała, z pewnym rozbawieniem, starając się wypełznąć spod Olivii i papierów, które nagle zaczęły walać się pośród nich. – Nie zabije, jeśli się o tym nie dowie. Wszystko tu zaraz pięknie posprzątamy… nic ci nie jest? – upewniła się, dźwigając się na nogi i odruchowo otrzepując z kurzu, który został wzniecony, kiedy to wszystko spadło z półek. – Jasne, nie ma sprawy, udawanie ślepej, głuchej i ciężko upośledzonej psychicznie wychodzi mi absolutnie doskonale. Aż można by pomyśleć, że ja wcale nie udaję, ja tylko tak nie myślę – rzuciła wesoło, podpierając się o półkę i rozcierając ramię. Sięgnęła po różdżkę, chcąc pomóc Quirke w uprzątnięciu tego całego bałaganu, ale zaraz zrezygnowała. W końcu Olivia na pewno dużo lepiej wiedziała, co gdzie powinno leżeć.
– Potrzebuję przede wszystkim papierów z ostatnich miesięcy, bo wtedy prawdopodobnie fałszował certyfikaty. Najlepiej wszystkich, dobrze sprawdzić, które z nich były prawdziwe, a które fałszywe… a poza tym chętnie przejrzę te z 71, żeby je porównać – powiedziała, obserwując poczynania drugiej kobiety. – Kopie, poza tym parę oryginałów, oczywiście wystawię ci stosowne pokwitowanie, z ładną pieczątką BUMu – zapewniła jeszcze Brenna.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#8
06.11.2023, 11:04  ✶  
Kiwała głową, słuchając jak Brenna tłumaczy czego dokładnie potrzebuje. Jednocześnie wertowała papiery, trzymane w ręce. Zakaszlała kilka razy, gdy drobinki kurzu dostały się do jej ust, nieprzyjemnie drapiąc w gardło. Przydałoby się tu posprzątać.
- Mhm... To tak, tu mamy certyfikat z początku roku - podała go Brennie. Była to kopia, na pierwszy rzut oka dokument wyglądał w porządku. - Tutaj jest sprzed pół roku od tego samego hodowcy. Tu mam dwa, wystawione też w 72. Łącznie trzy hodowle.
Olivia zmarszczyła brwi. Coś jej się nie zgadzało. Przerzuciła kartki, a potem wyciągnęła szyję, by spojrzeć na dokumenty, które pokazała Brennie.
- To jakieś nowe. Patrz, w 71 były inne i tylko dwie - powiedziała, podsuwając dwa różne certyfikaty z 1971 roku. Były to dwie hodowle: Crawleyów i Williamsów. Brenna je mogła kojarzyć, to były dość znane hodowle i były legalne. Z tym, że w 72 roku poszukiwany przez Brennę mężczyzna miał trzy certyfikaty od innych hodowli. - Nie zwróciłam na to uwagi, ale wygląda na to, że zrezygnował z usług tych dwóch na rzecz nowych, trzech. Ale coś mi tu nie pasuje, poczekaj.
Olivia nie bała się zostawiać Brenny samej - co prawda wiedziała, że dziewczyna miała pecha i nieszczęścia się jej imały, lecz tu nie powinno jej się nic stać. Zwłaszcza że to ona sama na nią wpadła, a nie odwrotnie.

Olivia wróciła po chwili, z zeszytem który pokazywała wcześniej koleżance. Podsunęła jej go pod nos.
- A tu mamy nieścisłość, bo patrz - przesunęła palcem po jednym nazwisku. - W tym roku mamy Daviesów, Smithów i Johnsonów. Tak mówią certyfikaty. Ale tutaj, zobacz, mamy napisane, że niektóre komponenty pochodzą od Davonów. Nie wiem, jak matka mogła tego nie zauważyć.
Olivia nie zajmowała się dostawcami ani księgowością, była "czysta" pod tym względem. Ale coś jej nie pasowało. Spojrzała uważnie na Brennę.
- Brenno, moja matka jest niezwykle skrupulatna, nie jest możliwe, żeby przeoczyła taką nieścisłość. Czy jest możliwość, żeby sprawdzić czy certyfikaty były fałszowane magią? - coś ze szkoły jej świtało, że dało się zaczarować papier tak, by pokazywał przez pewien czas co innego. A jeśli tak... To dało się to odkryć? Olivia jeszcze raz zerknęła na certyfikaty z tego roku. - Tu nie ma podpisu. Na pewno był, jak wręczał go matce, ona zawsze to sprawdza.
Stuknęła w certyfikat od hodowli Daviesów.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
06.11.2023, 16:37  ✶  
- Czekaj, niech się temu przyjrzę... - poprosiła Brenna i uniosła różdżkę, tak by wprawić w ruch kartki papieru. Certyfikaty zawisły przed nimi w powietrzu, jeden obok drugiego, a po chwili Brenna wydobyła jeszcze z kieszeni własny notatnik, w którym odnotowała najważniejsze dla sprawy informacje. Znalazły się tam między innymi zapisy odnośnie tego, z jakimi hodowlami Theodore współpracował wcześniej, i w jaki sposób rozpoznać certyfikaty, a także wypisane, jakie wątpliwości pojawiły się później.
Brenna mogła uchodzić za pajaca. Ba, w pewnych sytuacjach nim była. A i od kilku lat wręcz dbała o podtrzymywanie takiej opinii, bo bywała... przydatna. Ale do pracy podchodziła naprawdę cholernie poważnie i skrupulatnie, szybko zaczęła więc sprawdzać, czy certyfikaty mają odpowiednie cechy charakterystyczne.
- Te dwa certyfikaty z 71 powinny być w porządku. Na wszelki wypadek przydadzą się nam kopie, zweryfikuje to jeszcze specjalista, ale zgadza się z tym, co dostałam bezpośrednio od Williamsów... - powiedziała, wskazując różdżką na papiery. Wyglądały podobnie do oryginalnego certyfikatu, a poza tym Williamsowie potwierdzili, że w 71 współpracowali z tym pośrednikiem. - Natomiast problem dotyczy tej trzeciej hodowli. Z tego, co zdążyłam sprawdzić, hodowla Daviesów jest niewielka, działa w Szkocji i dostarcza komponentów wyłącznie na rynek lokalny... A te dwie pozostałe? Wiesz cokolwiek o tych hodowlach? - mruknęła. O Johnsonach i Smitach w ogóle nie słyszała. I owszem, nie było to dziwne, bo Brenna nie była przecież specjalistką od magicznych zwierząt czy eliksirów. Ale istniało całkiem duże prawdopodobieństwo, że wybrano tak pospolite nazwiska nie bez powodu i takie miejsca albo nie działały, albo były przykrywką dla kłusowników. Ewentualnie działały nielegalnie...
Zmarszczyła brwi, kiedy okazało się, że w dokumentach panował jeszcze większy bałagan. Zmienione nazwiska? Brak podpisów? Czyli nie chodziło o to, że certyfikaty po prostu sfałszowano, a użyto na nich magii, która z czasem przeminęła?
Brenna machnęła różdżką, zwijając wszystkie certyfikaty wiszące do tej pory w powietrzu tak, by ułożyły się w stosik i ułożyły się w jej ramionach - w końcu prawie na pewno będzie jeszcze ich potrzebowała. Była już pewna, że Theodore nie tylko maczał palce w nielegalnej działalności, a wręcz się w niej kąpał, ale Wizengamot lubił w takich sytuacjach pytać o dowody. Dużo, możliwie niepodważalnych dowodów. To zaś oznaczało, że musiała je zebrać. I powinna zrobić to szybko, choćby dlatego, że było wiele innych, istotnych spraw do załatwienia.
- Daj to proszę na ladę - zaproponowała. - To najnowszy certyfikat? Jeżeli nie, przyda się to, co przyniósł wam ostatnio. Bo da się, wszystko się da, ja mogę sprawdzić jakieś podstawowe rzeczy, a potem zweryfikują to jeszcze nasi specjaliści od dokumentów... ale najłatwiej będzie sprawdzić to na czymś w miarę świeżym, co jak najkrócej leżało u was na półkach.
W najgorszym razie Brenna mogła potem spróbować "przyjrzeć się" dokumentom w kręgu, ale to musiało poczekać, a teraz też miała pełne możliwości. Zaczęła od apare vestigum: z jej różdżki na dokument posypał się złocisty pył, mający pomóc wykryć ślady niedawnej magii. Potem potraktowała pergamin tradycyjnym revalio, ujawniającym prawdziwą zawartość. Na końcu postawiła na zwykłe rozpraszanie. Jeśli Theodore nie był mistrzem kształtowania i rozpraszania, powinny dowiedzieć się, jeżeli nie "co" było nie tak z dokumentami, to przynajmniej czy ktoś przy nich majstrował.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#10
06.11.2023, 19:53  ✶  
Olivia pokręciła głową.
- Matka mówiła, że to jakieś nowe hodowle, ale nie jestem pewna, czy je sprawdziła, tak na dobrą sprawę - ruda podrapała się po czuprynie, zawieszając wzrok gdzieś z boku. Sięgała do pamięci, do rozmów o tym, jak pierwszy raz Theo do nich przyszedł. Co wtedy robiła? Pewnie siedziała na zapleczu, jak zwykle. - Łatwo to sprawdzisz, ja niestety nic o nich nie wiem. Trochę niezbyt się interesowałam tematem, głównie przebywam w pracowni i warzę eliksiry.
Dodała jakby na swoje usprawiedliwienie. Żałowała, że w tym konkretnym zadaniu nie może pomóc Brennie. Gdy kobieta zapytała ją o certyfikat, to Olivia kiwnęła twierdząco głową.
- Tak, przyniósł go chyba na początku wiosny - położyła dokument ostrożnie na ladzie. - Kilka miesięcy leżał w pudełku, z reguły gdy widzimy podpis i pieczęć, to chowamy je do pudeł i tyle. Nie wpadłoby nam do głowy, by sprawdzać czy na dokumencie użyto magii.
Może razem z matką były za bardzo ufne? Cholera, jeśli jej ojciec się o tym dowie, to pourywa im łby. Sam pracował w Ministerstwie, ciągle powtarzał jak ważne jest bezpieczeństwo i tak dalej. Ale no - kto by na to wpadł?

Odsunęła się, gdy Brenna zaczęła wyżywać się na certyfikacie. Kartka papieru wydawała się niewzruszona, jednak już pierwsze zaklęcie poskutkowało. Na samym dole, tam gdzie widnieć powinien podpis oraz pieczęć, dokument rozjarzył się złotym światłem, które następnie zmieniło barwę na zgniłozieloną. Ktoś przy tym majstrował i to przy pomocy magii, tu nie było miejsca na domysły i nieścisłości - to było oczywiste.
- No? I co? - Olivia zapuściła żurawia Brennie przez ramię. Widziała, że dokument zmienia barwy i domyślała się, co to może oznaczać, ale wolała usłyszeć to od Brenny. Zostaly koncertowo zrobione w ch... konia. I to zapewne przez jedne z prostszych zaklęć, bo przecież nie przez znikający atrament.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2399), Olivia Quirke (1882)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa