• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[ 01.07.1972 ] – The Show Must Go On

[ 01.07.1972 ] – The Show Must Go On
Kobieta Guma
I won't go down you're blushing bride
Under the water I'll be sharpening my knife
Na pierwszy rzut oka widzisz ogrom rudych i niesfornych włosów. Potem dostrzegasz, że dziewczyna ma jasną, bladą cerę i niebieskie oczy. Jest dosyć niska (154 cm) i to pomaga jej w wykonywaniu większości zadań związanych z jej elastycznością. Na co dzień ubiera się w zwiewne, lekkie i dziewczęce sukienki, a podczas występów ubiera obcisły kostium, w którym łatwiej jej pracować.

The Little Fox
#11
03.11.2023, 12:56  ✶  

Elaine nigdy nie oceniała osób, które szukały ulotnych miłostek na jedną noc. Wiedziała, że są wśród Bellów osoby, które w ten sposób się zachowywały, które tak żyły, ale się do tego nie przyzwali, a ona nie była od tego, aby ich besztać za to, że nie trzymają swojego kwiatuszka dla tej jedynej osoby. Ona nie czuła potrzeby oddawać się w ramiona obcych mężczyzn, nie czuła potrzeby wpadania do przypadkowych łóżek, ale jeśli ktoś w ten sposób chciał żyć, próbował załatać swoją dziurę w sercu nie jej było to oceniać Miała tylko zawsze nadzieję, że takie osoby znajdą umiar, znajdą to, co szukają i nie stoczą się w cienie swoich umysłów zjadając siebie żywcem. Rudowłosa dziewczyna pragnęła dawać od siebie ciepło i promyk, a Laurent stał się właśnie jej kolejną ofiarą, której chciała podarować swój płomień, aby mógł na chwilę poczuć przyjaźń.

– Może kiedyś się nauczę. Chciałabym, mogłabym łatwiej robić dania z przepisów – uśmiechnęła się szeroko. Często prosiła kogoś z Bellów, aby jej czytał przepisy, a czasami po prostu odtwarzała obrazki doskonale wiedząc jakie składniki połączyć, aby stworzyć jakiś fragment dania lub ciasta.

Gdy zaproponował jej pójście na występ podniosła się energicznie i wyciągnęła do niego dłoń.

– Chodźmy, mój promyczku – uśmiechnęła się szeroko. – Spróbujesz moich cukierków, które tu sprzedajemy. Edge i Tempest powinni teraz pokazywać swój występ – odpowiedziała mówiąc o swoim rodzeństwu ich pseudonimami. Potem powinien być jeszcze połykacz ognia, ale nie pamiętała za bardzo. – Będziemy mogli się jeszcze przejść po stoiskach. Można wygrać tu sporo zabawek i zjeść dziwnego jedzenia. Starałam się, aby było dobre, więc się nie zatrujesz – wyszła z nim na wieczorne powietrze wtulając się w jego ramie. Polubiła jego obecność, polubiła jego ciepło i zapach. Był drobną ostoją w ostatnim czasie, do której wracała często myślami.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#12
05.11.2023, 16:27  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.11.2023, 16:27 przez Laurent Prewett.)  

Brak posiadania sztuki odszyfrowywania liter była dla Laurenta bardziej egzotyczny niż tygrys bengalski. Był straszny. Uniemożliwiał komunikację w dużej mierze, ale i odbierał przyjemność ze świata. Nawet jeśli ktoś niekoniecznie lubił książki czytać to chociażby tak jak Elaine mówiła - nie mogła czytać nawet pomocy kuchennych, ksiąg z przepisami. Nie rozczytasz też żadnego rachunku, a ilość ludzi, jaka może cię oszukać, była powalająca. To nie było do końca współczucie, bo pojawiło się w jego spojrzeniu i geście, kiedy wyciągnął dłoń do jej policzka, by pogładzić ją kciukiem. Nie był to również żal. Było mu natomiast przykro, że nie mogła swobodnie cieszyć się książkami z przepisami. Taka prosta rzecz, a potrafiła tyle w głowie namieszać. Czemu nikt jej nie nauczył. Przez tyle lat! Mówiła, że to nie jest jej potrzebne do szczęścia, że tak, jak żyje, jest jej dobrze, nie przejmowała się tym wcale. Chciał jej zaproponować, że ją nauczy, ale nie mógł. Samo mieszanie jej do swojego marnego życia wydawało się już zbyt nieodpowiednie i narażające ją na zetknięcie ze światem, który może i był ciekawy, ale całkowicie obdarłby ją z tego piękna, jakie miała. To miejsce było jak słoik, w którym trzymałeś motyla. Mógł swobodnie latać i świat podziwiać, nawet mógł wylecieć, ale większość i tak oglądana była zza cienkiego szkła.

To takie sympatyczne. Być nazywanym "promyczkiem" - to przecież czysta słodycz. Sympatia sama przelewała się między tymi literkami, a nazwanie tego "sympatycznym" było ledwo bardzo malutkim słowem w ogromie przyjemnego ciepła, jakie gościło między nimi. Dopił herbatę i podniósł się z miejsca. Kimkolwiek Edge i Tempest byli już z tych paru przedstawień zdążył wyłuskać, że ludzie tutaj pracujący byli naprawdę zdolni, a fama o rodzinie Bell nie była wcale kłamstwem. Fama o tym, że kiedy występowali to nie można było oderwać od nich oczu. Splótł swoje palce z jej, uśmiechając się czarująco, by wyjść z nią na zewnątrz.

- Nie jestem wielbicielem łakoci, ale od ciebie spróbowałbym wszystkiego. - Przyznał się, przysuwając się bliżej, żeby ją objąć, kiedy tak przylgnęła do jego ramienia. Spojrzał przed nich zastanawiając się, czy teraz również nie będzie to problemem, że tak się zachowywali, jak... jak para? Niekoniecznie mu się podobało to określenie, jakie wykwitło w jego głowie, by z drugiej strony mieć to poczucie, że mógłby z nią tak przespacerować i całą noc. Czuł się ukojony. Uspokojony. - Mówisz mi, że wszystko, co tutaj można zjeść, wyszło spod twojej ręki? - Zdziwiło go to (pozytywnie), ale jak sobie przypomniał, jak sprawnie jej szło wtedy z pieczeniem tego ciasta... to chyba kobieta miała w tym wprawę. Bardzo dużo wprawy.

Weszli z powrotem do największego namiotu, żeby przysiąść na wolnych miejscach i pooglądać ostatnie występy.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#13
06.11.2023, 00:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.06.2024, 10:24 przez The Edge. Powód edycji: Retcon )  
Sama w sobie sztuka nie pasowała do niego zupełnie (no, w jego odczuciu przynajmniej), co najwyżej jakaś jej brutalna, obskurna część odpowiadająca za aparycję człowieka upadłego, co do niego przylgnęła, zanim się w tym wszystkim zorientował. Layla mu kiedyś powiedziała, że to nie może być tylko pokazówka umiejętności - ludzi ciągnęło do opowieści, a on nawet lubił takie opowieści tworzyć, sam się też taką opowieścią czuł. Nie wychodziło mu to wtedy, kiedy próbował używać w nich słów, ale nie tylko słowa były nośnikiem emocji - niektóre rzeczy się po prostu rozumiało, bo były czymś uniwersalnym, nawet jeżeli na scenie pozostawały niedopowiedzeniem. Sztuka, jaką stworzyli, była historią w trzech aktach, opierającą się na tym, co przyciągało wszystkich bez wyjątku - na miłości, której widzowie mieli kibicować, kiedy dwójka niepozornych cyrkowców przeprowadzała ich przez wariację historii Pięknej i Bestii.

Nie było w tym żadnej werbalnej narracji, nie byłoby nikogo, kto miał przeprowadzić widza za rękę - trzeba było się na tym skupić, zamilknąć widząc piękną, zamaskowaną tancerkę wijącą się w rytm muzyki wokół człowieka w karykaturalnym, ciemnym kostiumie, z ostrymi elementami imitującymi kolce, ale uszytymi oczywiście z czarnego, błyszczącego materiału. Ona miała być przepiękna, on przerażający. Tak naprawdę nie potrzebowali do tego żadnych wyszukanych strojów, bo Layla błyszczała blaskiem tysiąca słońc, a on zwykle... no, był obok, ale lepiej oglądało się ich tak. Trybuny były bardzo wysokie, w ten sposób było łatwiej dostrzec ich ruchy i skupić na nich wzrok.

Akt I

Zbieranina cyrkowców pokazywała jej, żeby nie iść w jego kierunku, żeby go sobie odpuścić - ona jednak nic sobie z tych ostrzeżeń nie robiła - nie mogąc przejść po rozmazanej po podłodze, czerwonej farbie, wspinała się na podwieszony w górze materiał i bujała się na nim tak, żeby znajdować się blisko, żeby wreszcie zwrócił na nią uwagę i przestał być skulonym, ciemnym punktem w sercu areny. Spojrzał na nią wreszcie. Próbował chwycić ją długimi pazurami, ale był w tym zbyt wolny, zbyt pokraczny. W zdenerwowaniu chwycił za swoją broń - przyżądy do tańca z ogniem i goniąc ją, palił szarfę za szarfą, zmuszając ją do przeskakiwania na kolejne, żeby nie spaść na ziemię i nie spłonąć. Muzyka stawała się coraz cięższa, ale ona była przy nim jak wiła. Delikatna jak mgła, opuszczająca się w dół i wspinająca po materiale z powrotem poza zasięg jego rąk, przemykająca pomiędzy nimi tak, jakby chciała go skusić do tej bieganiny, do wysiłku, żeby znaleźć się bliżej, a on wpatrzony w nią grał w tę grę. Tańczył z tym ogniem, nie trafiając jej ani razu, ale skracając jej pole manewru. Wreszcie, po licznych skokach, pozostały już tylko dwie szarfy. Muzyka ucichła, The Tempest rozhuśtała się ma materiale, skoczyła i... nie doleciała. Widownia zamarła na moment, bo dziewczyna znajdowała się naprawdę wysoko, ale ledwie sekundę po tym po arenie rozeszło się zbiorowe odetchnięcie z ulgą - The Edge złapał ją, to był tylko element występu. Teraz byli już razem, tańczyli jeden taniec - on agresywnie, ona spokojnie, jakby nie potrafili znaleźć swojego rytmu, a kiedy go wreszcie odnaleźli... to wciąż nie był koniec opowieści.

Akt II

Kiedy w pierwszym akcie błyszczeć miała Tempest, w drugim Edge miał przerazić wszystkich czymś o wiele gorszym niż rzucaniem nożami w Elaine. Ci sami cyrkowcy, którzy wcześniej odganiali piękną tancerkę od Bestii, przybywają z odsieczą, nie mogąc uwierzyć w to, że ci postanowili kontynuować ten taniec wspólnie. Układ do muzyki szybko przemienia się w scenę walki i wtedy, dokładnie wtedy, w głowie Laurenta mogła zapalić się lampka. Dla całej widowni był to po prostu ciekawy pokaz sztuczek i ludzkiej wytrzymałości, dla niego - fala wspomnień. To nie był teatr, tylko cyrk, nikt się tutaj nie pieścił nad precyzją przekazu, tutaj się pieszczono nad precyzją sztuczek i ruchów, które można było uznać za wybitne.

Pamiętałeś go dobrze? Chłopaka Fontaine, który był tam jeszcze długo przed tobą i został przy niej po twoim odejściu? Pewnie ciężko ci go było zapomnieć, a nawet jeżeli, to kiedy tylko obwiązał Alexandra łańcuchem wokół szyi, ciężko było nie przypomnieć sobie tego, po co Crow zawsze nosił jeden przy spodniach. To była sztuka, próba połączenia takiej potyczki z muzyką, ale to nie była walka godna areny pojedynków - to było coś zaprojektowanego przez mistrza walki ulicznej. Nie było tu miejsca na wysokie kopniaki, bo The Edge szybko łapał swoich „przeciwników” za nogi i przewracał ich. „Ciosy” wymierzone były precyzyjnie - niby to wyuczone, bo pewnie odgrywali to nie pierwszy raz, ale była w nich inspirująca lekkość, jakby się w tym wprawił aż za bardzo jak na akrobatę. I nie rzucił w tej scenie żadnym nożem, bo tymi zwykł celować w kręcącą się na kole, słodziutką Elaine, ale kiedy przegrał tę potyczkę i zakuto go w kajdany, a on się musiał uwolnić z szeregu karkołomnych pułapek, podczas których Tempest obserwowała go z zapartym tchem, niemal mdlejąc, kiedy cudem uniknął spadającego z nieba deszczu mieczy... nie, to nie mogło być tylko głupie, irytujące skojarzenie wynikające ze strachu przed Fontaine. To nie był tylko i wyłącznie pozbawiony strachu wariat próbujący wyswobodzić się z zastawionej na niego pułapki - to był jej twórca, igrający z własnym losem, tak jak wcześniej igrał z losem innych. Biedna, uciemiężona Bestia, schwytana przez ludzi, żeby rozdzielić dwójkę zakochanych, walczyła z czasem, żeby znów znaleźć się w jej objęciach.

Akt III

The Edge powraca do swojego ciemnego miejsca, do swojej samotni, ale nie tkwi tam długo. Dotyk kobiety, która podąża za nim, mimo wszystkich dręczących ją trosk jest jak lekarstwo. Zrywa z niego kolejne elementy kostiumu, te wszystkie kolce, te pazury doczepione do umięśnionych rąk, czarci ogon zwisający mu z pleców, rogi przyczepione do kręconych włosów, lejącą się pelerynkę. Wciąż mają na sobie maski, ale wszystko wydaje się być jasne - przy niej stał się człowiekiem, a taniec z aktu pierwszego staje się bardziej spójny - są do siebie o wiele bardziej podobni, stają się zgrani, a widowisko kończą na zaklętym sklepieniu namiotu, gdzie wraz z innymi akrobatami na linach i huśtawkach prezentują ostatni akrobatyczny popis. Powinien działać po tym wszystkim jak uspokojenie, ale dla Prewetta mógł być ostatecznym dowodem tego, że to faktycznie był Crow, nie dotknęły go omamy przez oczywiste skojarzenia - to był on, z tymi cholernymi, skórzanymi spodniami opuszczonymi o wiele niżej niż wypadało, trzymającymi się już chyba tylko na modlitwę do bogów, prezentującymi krawędź tak dobrze znanego mu tatuażu smoka. Teraz spod materiału wystawał tylko czubek jego łba, ale pamięć działała bardzo dobrze, przypominając mu o reszcie - o łapach i tułowiu, owiniętych wokół biodra i uda, mógł go sobie przecież bardzo dobrze obejrzeć, klękając przed nim kilka lat temu. W miejscu, o którym oboje nie chcieli pamiętać, przy kobiecie, której oboje nie chcieli znać. Dłonie, które bez problemu utrzymywały w górze prześliczną akrobatkę, były dłońmi, na których mógł wielokrotnie widzieć cudzą krew. To były dłonie mordercy, kogoś nie do końca przejmującego się kruchością ludzkiego życia. A Tempest ufała im całkowicie - łapał ją za każdym razem, po każdym, nawet najbardziej absurdalnym triku na linie lub huśtawce, Edge łapał ją i podrzucał do góry jeszcze wyżej, bo o tym był akt III - o zaufaniu, o relacji będącej oparciem.

Zwieńczeniem całości był pocałunek, przy którym widzowie z reguły klaskali z entuzjazmem, po minutach wpatrywania się w wirujące w powietrzu sylwetki, podczas których obgryzali paznokcie i zastanawiali się, czy na pewno uda im się każdy ze skoków, czy Tempest nie spadnie znów, a jeżeli to zrobi, to czy na pewno jest to wciąż element pokazu, czy Edge na pewno ją złapie. Ale wszystko zawsze kończyło się dobrze, a oni byli taką zachwycającą, zakochaną w sobie parą akrobatów. Cóż za piękne, wzruszające widowisko - ileż trzeba mieć w sobie odwagi, jak bardzo trzeba ufać sobie i swojemu partnerowi - nic dziwnego, że się w sobie zakochali. Takie wypowiedzi przynajmniej o sobie słyszeli, a prawda... To była po części prawda. Detali nikt przecież nikomu nie opowiadał.

Opuścili arenę dając miejsce dwójce klaunów balansujących niebezpiecznie na rola-bolach, Edge dwa razy nacisnął nos jednego z nich, doprowadzając go do niezdarnego upadku prosto w postawione przed nim ciasto. Kiedy wrócił do Bellów po długiej nieobecności, był całkowicie pewny, że skończy w dokładnie tym stroju.

- Dziwnie mi się dzisiaj występuje - przyznał Layli, kiedy wreszcie wyszli z namiotu tylnym wyjściem i znaleźli się na zewnątrz, mogąc skierować się do któregoś z ich wozów. - Do zakończenia jest jeszcze trochę - musieli przecież wtedy wyjść i ukłonić się ostatni raz całej widowni, ale... - nie masz ochoty na to, żeby się trochę spić? Potrzebuję skończyć tak ten dzień. - Najwyżej nie wyjdą tam z całą resztą. Nie chciał jej tego mówić, ale nie zestresował się tego dnia bez powodu. No, o ile sobie tego powodu nie uroił. Po prostu... mógłby przysiąc, że widział tego dnia na widowni kogoś ze swojej przeszłości. Kogoś, kogo niekoniecznie chciał tam widzieć, ale kiedy stało się na scenie, ciężko było dostrzec coś poza nią, bo kierowano na ciebie wszystkie reflektory. W takich momentach przypominało mu się to durne powiedzenie, że „najciemniej jest pod latarnią”. Było prawdziwe. A kiedy się pod nią stało, umysł dopowiadał sobie wiele na temat tego, co kryło się w ciemności poza kręgiem światła.

Postać opuszcza sesję


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#14
08.11.2023, 22:06  ✶  

Ze wszystkich stron napływały do niego - i na niego - bodźce, których nie chciał przyjmować. Przedstawienie było piękne. Ze swoim rozpoczęciem, w tej groteskowości, która przemieniała się w prawdziwy kunszt występu. Nie spodziewał się czegoś takiego w cyrku. No bo cyrk - z czym się kojarzy? Z tanimi sztuczkami mamiącymi wzrok albo wspaniałymi czarami, które pokażą ci kawałek magii, jakiego nie praktykujesz na co dzień. Zabawią. Zachwycą. Opowiedzą żart i pokażą klauna, z którego będą się śmiały dzieci. To było jego wyobrażenie tego miejsca. Jego największą obawą było to, że zobaczy magiczne stworzenia zmuszane do czynienia czegoś, czego nie chciały robić. Co wtedy? Wtedy... mógłby potencjalnie zrobić jedno wielkie nic, bo przecież jeśli ktoś już posiadał to stworzenie, miał je zarejestrowane, to musiałby się wykazać wyjątkowym bestialstwem, żeby mówić o odbieraniu ich. A przecież tresura nie należała do bestialstw, jeśli była przeprowadzana w odpowiedni sposób, prawda? Martwiła go ta wizja, ale nie było żadnych zwierząt. Jeśli nie liczyć ten bestii, która goniła zwiewną piękność przenoszącą się między kolejnymi szarfami. I to było niesamowite. Wspaniałe. Laurent może i nie był żadnym znawcą sztuki, tym bardziej takiej, ale był na piękno wyczulony. Serce mu aż biło mocniej w piersi, kiedy to oglądał. Mieli rację - ludzie chcieli historii. Bo historia, opowiedziana w odpowiedni sposób, zostawała w głowie i wbijała się w nią głęboko.

Niestety tej historii było za blisko do ścigających go demonów.

Kolejne fragmenty mijających scen podzielonych aktami prezentującymi przedstawienie odsłaniało coraz więcej fragmentów układanki. To, co było lekkim zmarszczeniem brwi zamieniło się w bladość na jego twarzy, kiedy łeb smoka skupił cały jego wzrok. Och tak, pamiętał go. Aż za dobrze. Tak jak pamiętał smak jego skóry i wzrok Madame śledzący każdy ich ruch. I przeszła go taka myśl, taka zgubna - że powinno mu się zrobić niedobrze. A tymczasem przyszło tylko uczucie strachu przed tym, gdzie znowu trafił i dlaczego jego demony próbowały go rozerwać w ostatnim czasie żywcem.

Zamknął oczy przy ostatnim ze skoków słysząc pisk w uszach. To serce, które uderzało mocniej przez zachwyt, teraz telepało się w klatce piersiowej ze strachu. Tłum zaczął klaskać i szaleć. Dopiero wtedy te oczęta otworzył. Scena była już pusta, na środek wyszedł prowadzący dziękując za udział w przedstawieniu, zapraszając na kolejne spektakle i do skorzystania z zabaw przygotowanych na stoiskach. Mówił, mówił, mówił... Laurent nie słuchał. Siedział na miejscu jak trochę otępiały, otumaniony. Jego mózg, ciało i serce rozdzielały się na kilka części i nie były skore do współpracy z nim. Jeśli Elaine coś do niego mówiła to nawet nie do końca kontaktował i łapał to, że się do niego zwraca. W końcu się podniósł, ujął dłoń rudowłosej i wyszedł z nią na zewnątrz, żeby zdążyć jeszcze przed wszystkimi ludźmi, którzy zostali na ostatnie pokłony i zapowiedzi prowadzącego. Zatrzymał się z nią na uboczu pomiędzy namiotami.

- The Edge. Flynn? Mówiłaś, że ma na imię Flynn. - Spoglądał na Elaine teraz całkiem poważnie - i inaczej. Nie była teraz tylko słodką Elaine, tylko Elaine, która mogła mieć coś wspólnego z tamtą wariatką i tym... mordercą. Mogła? Miała. Kim więc była? - Czy to jakaś gra? Pułapka? - Cały czas był zbyt naiwny wobec ludzi. Może wystarczy. Może dość tego? - Czy ty wiesz, że ta osoba, o której tak ćwierkałaś, to... - morderca. Ale nie powiedział tego. W Crowie zawsze było coś... ach, Laurent po prostu nigdy nie potrafił skreślać ludzi. Nie potrafił ich spisać na skazanie. I to prowadziło chyba do jego obłąkania.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Kobieta Guma
I won't go down you're blushing bride
Under the water I'll be sharpening my knife
Na pierwszy rzut oka widzisz ogrom rudych i niesfornych włosów. Potem dostrzegasz, że dziewczyna ma jasną, bladą cerę i niebieskie oczy. Jest dosyć niska (154 cm) i to pomaga jej w wykonywaniu większości zadań związanych z jej elastycznością. Na co dzień ubiera się w zwiewne, lekkie i dziewczęce sukienki, a podczas występów ubiera obcisły kostium, w którym łatwiej jej pracować.

The Little Fox
#15
11.11.2023, 12:46  ✶  

Cieszyła się, że akurat zdążyli na występ Flynna z Laylą. Uwielbiała to przedstawienie, które wspólnie realizowali. Widziała ogrom prób, które przeprowadzili nim doprowadzili to do perfekcji. Widziała te ich akrobacje milion razy, ale nadal zapierało jej to dech w piersi, gdy na nich spoglądała. Jej wzrok jednak nie skupiał się na tym, co działo się na scenie, a na tym, co robił Laurent. Obserwowała go uważnie z uśmiechem mając nadzieję, że mu się spodoba. Gdzieś w jej głowie zrodziła się myśl, aby go okraść – w końcu ten mężczyzna miał kupę hajsu, a jej rodzina głównie utrzymywała się z tych kradzieży, ale widząc go takiego bezbronnego nie mogła tego zrobić. Zależało jej na tej znajomości, wyrywał ją z klatki i dawał nadzieję na przyjemnie spędzony czas. Nie był jakimś byle gburem, który miał tylko jedno w głowie. Czarował ją swoimi spojrzeniami i słowami, więc chciała być pierwszy raz w swoim życiu bardziej uczciwa. Mogła znieść gniew swojej rodziny, że straciła taką okazję, ale nie mogłaby znieść zawodu jaki by zobaczyła w jego oczach, gdyby zorientował się, że po tym spotkaniu zostałby bez portfela. Gdy chłopak zasłonił oczy Elaine wyczuła jego strach, więc położyła dłoń na udzie, aby dodać mu otuchy. Zmartwiła się. Czyżby naprawdę miał lęk wysokości i tak bardzo bał się takich występów? Może nie powinna go już na takie występy zabierać?

– Wszystko w porządku, Laurent? – zapytała pochylając się w jego kierunku i przyglądają mu się uważnie. Nie wyglądał najlepiej, a zdawał ię jej nawet nie słyszeć. Poruszyła jego udem, na którym nadal trzymała dłoń i próbowała go wrócić do żywych. – Występ się kończył, możemy wyjść jeśli chcesz… – zaproponowała, a Laurent bez słowa złapał ją za dłoń. Czuła, że było coś nie tak, ale nie wiedziała co. Podejrzewała, że wystraszył się akrobacji ich cyrkowców, ale nie sądziła, że ktoś może aż tak spanikować. Starała się jednak nie tracić swojego ducha i próbowała się uśmiechać. Chciała, aby te wszystkie emocje, które były wcześniej znowu wróciły. Nie chciała się martwić. Naprawdę nienawidziła strachu, smutku i samej nienawiści. Wolała się uśmiechać i karmić ludzi dobrymi występami oraz jedzenie. Gwałtowność jaką wykazał się Laurent było przeciwieństwem tego, czego potrzebowała. Gdy stanęli w ustronny miejscu zadarła głowę i spojrzała na niego pytająco. Jej wielkie, niebieskie oczy wydawały się być zbyt naiwne na to, co roiło się w głowie Prewetta, ale czy była to tylko gra? Elaine była dobrą aktorką, więc czemu nie mogła go tu sprowadzić w pułapkę?

– Nie rozumiem o co ci chodzi – zmarszczyła brwi próbując się od niego wycofać, ale za plecami miała przeklęty namiot, więc czuła się w pewnym sensie osadzona. – Flynn? Był szczurołapem? To jakiś problem? – zapytała zakładając dłonie na piersi jakby chciała się przed nim obronić. – Wyjaśnisz mi, dlaczego jesteś zdenerwowany? – nie rozumiała dlaczego teraz rozmawiali o Flynnie. Co on miał do rzeczy? Mieli miło spędzić czas, dlaczego Laurent mieszał do tego jej brata?

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#16
11.11.2023, 17:19  ✶  

Naprawdę, naprawdę nie chciał na nią naskakiwać. Nie chciał pakować ich między swój strach i swoją przeszłość. Stawiać w zasadzie na równi z tym strachem, bo ze słodkiego cukierka rozpuszczającego się w buzi stawała się tym, co dzieliło go od wspomnień. On - ona - Crow. Madame była chora. Dogłębnie zepsuta, bardziej niż jakikolwiek człowiek, jakie znał i spotkał. Może poza Dante. Jakie relacje mogły łączyć tę duszę z nim? Z Madame? Czy łączyło cokolwiek? Pytania zalewały go całego i pogrążały pod płachtą niepewności i niepokoju. Nie pasowała do miejsca, w którym została teraz postawiona. Przesunięta ze światła w odmęty mroku, którego nie chciał otwierać przed nikim. Miała taki zagubiony wyraz twarzy. Nie rozumiejąc, co się dzieje. Bezbronny i... och, jak bardzo nie chciał tego robić, jakie to było niewłaściwe - burzyć ich bajkę, bo... bo co w zasadzie? Bo uczucia do niej przenikały? Pokazywały się w formie brzydkiej, zamiast stanowić część dziecięcej baśni? Ta była pióra Grimm i miała równie ponurą historię swego powstania, co ponurą historię prezentowała.

Puścił jej rękę, której nie zaciskał nawet szczególnie mocno. Mogłaby się wyrwać, gdyby się zatrzymała zatrzymałby się z nią. Nie zrobiła tego. Pozwoliła wyprowadzić się na zewnątrz, umknąć przed tłumami. Dopiero kiedy ona chciła zrobić krok w tył, a nie miała gdzie, dotarło do niego, co robi. Jakie to było absolutnie niedopuszczalne, nieodpowiednie. Zaskoczenie pojawiło się w jego oczach, miękkość i chęć przeproszenia, bo chociaż to był jej winien za swoją impertynencję. Zrobił krok w tył, żeby nie osaczać jej tak, nie chciał tego, nie było to jego zamiarem... a może jednak było? Bo, no właśnie - może to była pułapka? Jej pułapka. Może ta gra była zwykłym fałszem. Zemstą. Dobry Boże, ale przecież te wielkie oczy nie mogły... nie chciał dopuszczać do siebie myśli, że Elaine byłaby zdolna do zła. Nawet nie wiedział, że myślała o tym, żeby go okraść - tak za pierwszego spotkania, jak i dzisiaj, kiedy siedzieli ramię w ramię.

- Przepraszam cię... - Powiedział cicho, na moment odbiegając spojrzeniem w bok, ale zaraz znów spojrzał na jej twarz. Mogę jej ufać? Żadna bajka w jego życiu ostatnio nie była trwała. Wszystkie sypały się jedna po drugiej, jakby chciały mu udowodnić, że to już czas. Czas się przebudzić, podnieść z kolan. Nie, z łóżka, mości książę. Koniec tego snu. Koniec śnienia. Ona nie wie. Oszukiwała? Czekał na jakiś fałszywy ruch, na drgnienie. Nie było go. Było jej skonfundowanie, na pewno nie mogła czuć się komfortowo. Jego ruch, z tym, jak ją wyciągnął, wziął tutaj jak na spowiedź był naprawdę, delikatnie mówiąc, niesympatyczny. - Flynn i ja... - Musiał się zastanowić nad tym, co jej powie. Jak powie. Jeśli ten mężczyzna odłączył się od Madame tak samo jak on to zrobił... w zasadzie czy nie dobrze było widzieć, że miał nowe życie? Tylko czy naprawdę nowe, czy było dalej częścią Madame? I co z tym miała wspólnego śliczna Elaine..? - Mieliśmy w przeszłości ze sobą styczność. Nie układało się nam dobrze. - Nie bardzo wiedział, jak jej to powiedzieć, żeby nie burzyć obrazu "szczurołapa" jaki został tutaj zapodany. Może był istotny? Nie wiedział, czy powinien teraz starać się ostrzec tę kobietę, czy może jednak zostawiać kłamstwo takim, jakim było. Kompletnie nie wiedział, co zrobić i co powiedzieć. - Wystraszyłem się, że mógł ci zrobić krzywdę. - To nie była wcale do końca prawda, bo było wiele tych strachów, jakie się na to nałożyły. To był jeden z nich.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Kobieta Guma
I won't go down you're blushing bride
Under the water I'll be sharpening my knife
Na pierwszy rzut oka widzisz ogrom rudych i niesfornych włosów. Potem dostrzegasz, że dziewczyna ma jasną, bladą cerę i niebieskie oczy. Jest dosyć niska (154 cm) i to pomaga jej w wykonywaniu większości zadań związanych z jej elastycznością. Na co dzień ubiera się w zwiewne, lekkie i dziewczęce sukienki, a podczas występów ubiera obcisły kostium, w którym łatwiej jej pracować.

The Little Fox
#17
11.11.2023, 21:21  ✶  

Nie chciała się zatrzymywać, bo nie wiedziała, że Laurent ma ją teraz zaatakować, oskarżyć w swoich myślach o coś, czego nigdy nie mogłaby zrobić. Nie potrafiła skrzywdzić nawet pajączka w pokoju, zawsze je wynosiła w słoiczku, aby mogły pleść swoje pajęczyny miedzy kępkami trawy tuż przed jej przyczepą. Teraz była wrzucana do przeszłości jej brata, a nawet nie była tego świadoma, nawet nie mogła się obronić, więc naiwnie podążyła za Laurentem, chowając się w ustronne miejsce, w którym mógł ją bez problemu zaatakować, nakrzyczeć, zbesztać i zrównać z błotem, a nikt by nie zareagował. Mogłaby się popłakać, ale nikt by nie usłyszał, bo tuż obok była gwarna gawiedź, która zachwycała się pięknym  występem. W jej przypadku zbyt potężne emocje były niewskazane, gdyż mogła pożreć Laurenta, a potem zostać zabitą. W gazetach pojawiłyby się nagłówki, że dzika bestia zabiła dziedzica Prewettolandii, a Edward – jego ojciec zrobiłby polowanie na nią. Starała się więc myśleć pozytywnie, miło i przyjemnie. Złość Laurenta, czy jego strach był spowodowany tym, że występ był zbyt przytłaczający, było zbyt dużo bodźców jak na jeden dzień.

Strach, który już zdążył zagnieździć się w jej umyśle nie był przyjemnością, którą chciała od Laurenta dzisiaj zabrać. Dni, w których były prowadzone występy były tymi, które sprawiały jej mnóstwo radości. Nawet jeśli sama miała mniej występów, bo gwiazdą wieczoru miał być ktoś inny. Uwielbiała patrzeć na radosne buźki dzieci, na zachwyconych i zdumionych dorosłych, którzy czasami wręcz zazdrościli im tego życia. Czuła tę zazdrość jak mało kto, bo Elaine zawsze była empatyczną osobą. Czasami wybuchową i lubiącą wygrywać. Teraz w jej serce wkradała się frustracja, bo przegrywała, bo Laurent jej uciekał. Odlatywał na swoich skrzydłach wprowadzając ciernistą ścianę złożoną z niezrozumianego strachu. Nie potrafiła przyjąć do wiadomości, że Flynn już kiedyś miał Prewetta jako przyjaciela, że Laurent był kolejną osobą, która dzieliła kiedyś życie z jej rodziną. Pragnęła mieć czasami swoje sprawy, swoje życie, swoich przyjaciół, którzy nie będą znali jej życia, którzy będą ją poznawać jako Elaine, a nie jako tą od Bellów, siostrę Alexa, Flynna, czy innego Zdzisia. Teraz okazuje się, że Laurent ich znał i nie był zadowolony z tego, że należała do rodzinny Flynna. Chciała się od niego teraz odgrodzić, schować, schronić przed jego strachem i obawą.

Gdy się odsunął poczuła delikatną ulgę, jej mięśnie rozluźniły się, a twarz złagodniała. Spojrzała na niego jednak pytająco. Nadal nie rozumiała, co się stało, co zrobiła źle i co w tym wszystkim robił Flynn. Dlaczego tak bardzo był zdenerwowany. Musiała to wiedzieć, musiała znać tajemnicę jego głowy, aby być pewną, że to nie jest jej wina. Nie wiedziała jednak w jaki sposób dotrzeć do prawdy. Czy powinna zapytać o to samego Edga? Poczuła się źle, gdy usłyszała, że się znali. Czyżby Laurent ją okłamał i też był szczurołapem w Londynie? I tak naprawdę nie mieszkał w tamtym domu, tylko tam pracował? Potem jednak wspomniał o tym, że Flynn mógł zrobić jej krzywdę, więc odrobinę się znowu spięła oraz nastroszyła. Dlaczego jej brat miałby jej zrobić krzywdę?

– Co masz na myśli? Laurent, nie jestem głupia. O co chodzi? Dlaczego mówisz w taki dziwny sposób i się tak zachowujesz? – zapytała czując jak nerwy wchodzą w jej serce. – Chcesz napić się herbaty? – dodała jeszcze zerkając na swoje dłonie, aby ukoić swoje nerwy.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#18
12.11.2023, 02:05  ✶  

Słodka, urocza, ale na pewno nie głupia. Przejęta, zdenerwowana i na pewno nie uśmiechnięta. Powiedz, kiedy ta bajka stała się zła? Do którego punktu musielibyśmy się cofnąć, żeby tego uniknąć? Żeby stała się piękna, słodka na nowo? Jak cukierek albo biała czekolada rozpuszczająca się w ustach. Ale to nie teraz, kochanie. Nie tu i tym bardziej - nie teraz.

Nie chciał jej dać się poznać, nie chciał się otwierać przed kolejną osobą. Nie chciał doświadczać zdrady i nieprawidłości tego świata. Jego nieprawości, jego błędnych i haniebnych ścieżek. I jednocześnie chciał doświadczyć je wszystkie. Objąć ramionami i zapaść się z nimi po raz kolejny na samo dno, kiedy pękają doszczętnie struny nerwów i nie pozostaje nic innego poza ich kojeniem. Zaplątał się właśnie przypadkiem na drogę - i wplątał w nią Elaine - gdzie być nie chciał razem z nią. Próbował się wycofać - a teraz to ona podążała. Chcąc zrozumieć. Bóg jej świadkiem - miała prawo. Nic tak bardzo nie gryzło w głowę jak brak świadomości tego, co się wokół ciebie dzieje. Co kryją ludzie, których uważałeś za bliskich. Którzy mieli cię chronić i ci pomagać. Nagle Edge, jej brat, stawał się kiś złym? Nagle jego anioł stawał się koszmarem. To była krótka znajomość, ale czuł iskrzenie między nimi na zupełnie innej płaszczyźnie. To było prawdziwe. Niestety chemia to za mało, żeby mówić o poznaniu drugiego człowieka.

- To nie ja powinienem ci o tym opowiedzieć. - Wybrnął z tego, a w gruncie rzeczy przerzucił ciężar tej rozmowy w inną stronę. Nie wiedział nawet, czy czasem nie skrzywdzi tym samym Elaine - bo może Crowowi odjebie, kiedy do niego przyjdzie? Nie, przecież nie mógł jej tak z tym zostawić. Nie mógł ją odsyłać w ręce tego niebezpiecznego człowieka bez uświadomienia jej, że nawet jeśli był smutny, łagodny, zasłużył na drugą szansę jak każdy to trzeba wiedzieć, z kim się zadajesz. Bo niestety minęło tyle lat, że Laurent nie miał pewności, czy tamtemu człowiekowi całkowicie nie odpierdoliło. Tylko jak miał jej to powiedzieć? Że kochał się z JEJ BRATEM? Jej bratem. Mówiła tak w zasadzie na wszystkich w tym cyrku, więc to chyba nie chodziło o więzi krwi, ale wcale nie był pewien. Nie dopytywał. Teraz to brzmiało, jakby jednak byli spokrewnieni. A nie, nawet nie "przespałem". Bardzo adekwatne byłoby "pieprzył mnie w trójkącie z szurniętą sadystką". Tak. To były jedne z bardziej bolesnych wspomnień jego życia. - Edge, którego znasz, pracował dla złych ludzi i robił złe rzeczy. Nie wiem, czy robi to nadal czy nie... ale robił. - Ty... też je robisz? Zdawały się poniekąd pytać jego oczy, kiedy w napięciu patrzył na Elaine. - Ty... naprawdę niczego nie wiesz. - Herbata... czy herbata byłaby odpowiednia? Chyba by pomogła na jakieś zajęcie czymś dłoni czy ust, ale wcale nie chciał tu zostawać i przeżywać piekielnego dramatu w cyrku, z cyrkowcami. Nie chciał... chyba... - Daj mi... chwilę... - Z tą herbatą. Na zastanowienie się, na przeprocesowanie, na... cokolwiek.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Kobieta Guma
I won't go down you're blushing bride
Under the water I'll be sharpening my knife
Na pierwszy rzut oka widzisz ogrom rudych i niesfornych włosów. Potem dostrzegasz, że dziewczyna ma jasną, bladą cerę i niebieskie oczy. Jest dosyć niska (154 cm) i to pomaga jej w wykonywaniu większości zadań związanych z jej elastycznością. Na co dzień ubiera się w zwiewne, lekkie i dziewczęce sukienki, a podczas występów ubiera obcisły kostium, w którym łatwiej jej pracować.

The Little Fox
#19
12.11.2023, 19:08  ✶  

Odważyła się sięgnąć do jego dłoni spróbować ją złapać w swoje drobne ręce. Chciała dać mu odrobinę swojego ciepła, aby przestał być zdenerwowany. Nie chciała go skrzywdzić, nie chciała też, aby się jej bał. Nie chciała, aby bał się Flynna, bo przecież Flynn  zawsze był dobry, prawda? Ratował Londyn z plugastwa polując na uliczne szczury. To nie mogło być złe? Kto uznałby za złe usuwanie szkodników z ulic? Wtedy nie rozprzestrzeniały się choroby, nie było takiej zgnilizny, a ludzie byli bezpieczniejsi, prawda? Patrzyła na niego zmartwiona, próbując wyczytać z jego twarzy jego myśli, ale nie potrafiła czytać zwykłych liter, więc jak miała odczytać myśli swojego rozmówcy. Błagała siebie w duszy, aby tego nie zepsuć, aby to naprawić. Chciałaby mieć zdolność cofnięcia się w czasie i nie zaciągania go do namiotu. Dlaczego nie mogła być normalną dziewczyną? Mogła przecież wciągnąć go do łóżka i nie byłoby tej rozmowy? Nikt nie czułby strachu, a Laurent nie opowiadałby jej bzdur na temat Flynna! Wystarczyło, że byłaby mniej niewinna, a bardziej odważna i zadziorna jak prawdziwa kobieta! Nie była już dzieckiem. Chciała to naprawdę w jakiś sposób  uratować, chciała jakoś odciągnąć jego myśli od tego, co psuło mu humor, co psuło jego poczucie bezpieczeństwa. Chciała go w jakiś sposób zadowolić, ale nie wiedziała jak. Nie znała go za dobrze, nie wiedziała do końca kim był. Mamił ją miłym słowem, mamił ją komplementami. Miał być jej słońcem, jej radością, przyjemnością, a stawał się ciemną stroną księżyca, która chciała pokazać jej zło świata, która chciała pokazać jej, że nawet nie zna własnego brata, którego przyjęła do życia po tym jak zostawił Alexa sprawiając, że ten był podłamany i nie był szczęśliwy. Elaine czuła się odpowiedzialna za każdą emocję, która pojawiała się w jej otoczeniu, za każdy smutek, za każdy strach – chciała wszystkich zadowolić.

Czuła, że go traciła, czuła, że Laurent nie chciał już z nią rozmawiać jak wcześniej. To wszystko dlatego, że odkrył iż jej brat to Flynn – Flynn z jego przeszłości, której Elaine nie znała, a której nikt nigdy nie chciał wszystkiego powiedzieć. Każdy dookoła wiedział wszystko, a ona dowiadywała się na końcu, ostatnia, w brutalny sposób. Gdy zaczął mówić, że Flynn robił złe rzeczy dziewczyna pokręciła głową z wymalowanym szokiem, a widząc jego pytanie, którego nie powiedział, a które głośno pomyślał czuła się tak jakby dał jej w twarz i chyba wolałaby, aby ją uderzył niż posądził ją o bycie złą. Kradła, ale nie była zła. Kradła, aby przeżyć, aby czuć, że mogła żyć jak inni. Nigdy nie miała szansy na edukacje, nigdy nie miała szansy na normalną pracę. Cyrk był czasami jak ul – pochłaniał wszystkich w swoje struktury, a każdy kto do nich dołączył stawał się dzwoneczkiem, pszczołą, która miała zadanie pracować na to, aby cały cyrk poprawie działał. Miała tylko cztery latka, nie znała innego świata, została porzucona, została odnaleziona i zamierzała się Bellom za to odwdzięczyć, ale nie była zła! Chciała być dobra, nieść radość, nieść poczucie, że każdy może tu należeć i nie być ocenianym. Dlaczego on tak bardzo patrzy w jej oczy w ten podły sposób. Pokręciła znowu głową próbując to sobie ułożyć.

– Jak złe rzeczy? – zapytała chociaż chciała zapytać o coś innego, ale bała się prawdy. – Nie mogę w to uwierzyć, rozumiesz? Ja… nie wiem… Laurent, do jasnej cholery – wydusiła z siebie patrząc na niego wyczekująco. – Proszę… wyjaśnij mi… – ale nie wiedziała, co miał jej wyjaśnić. Nie wiedziała jak się zachować. Nie chciała mu pozwolić odejść, ponieważ nie chciała go tracić. Czy to, że Flynn był jego przeszłością skreślało ją jako jego przyjaciółkę? Co tak złego robił jej brat,  że ten był na nią zły? Bał się jej? – Dlaczego boisz się mnie? – zadała najważniejsze pytanie...

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#20
12.11.2023, 19:59  ✶  

Nikt nie powinien patrzeć na drugiego człowieka przez pryzmat jego rodziny. Przez krew, która w nim płynie, a może w jej przypadku to nawet nie była krew. Może to było pokrewieństwo na papierze, a może takie, które sprawia, że mówisz do kogoś per siostro, per bracie, choć nie ma między wami absolutnie żadnej linii krwi ni urzędowej. Nikt nie powinien, a z drugiej strony całe życie był pojony przekonaniami, że ta rodzina to taka, tamta taka, tę lubimy, a tamtej już nie. Tylko dlatego, że miał konkretne nazwisko przypisane do swojego imienia. Sam prezentował się jak na Prewetta przystało. Nosił wysoko głowę przed ludźmi nieznajomymi i trzymał na wodzy swe słabości. Przecież był Prewettem. To musiało coś znaczyć, prawda? Krew była gęstsza niż woda i choć wszyscy krwawili czerwienią (pomijając Blacków) to ta krew nie była obojętna. Zdradzała przynależność, wystarczyło tylko zrobić badania... albo pokazać, do czego jesteś zdolny. Tylko Prewettowie tworzyli mówiące abraksany - jak mógłby się tego wyprzeć? Och i ach - a teraz byli tutaj szukając mianownika wspólnego Bellów. Czy raczej - on szukał. Czuł, że to był grunt nawet nie drżący, a trzęsący się. Pękał. Nie musiał być pogrzebany razem z Elaine. Powinien móc ją lekką ręką od siebie odsunąć, w końcu niewiele się znali, spotkali się te trzy, cztery razy. Kobieta, której zawdzięczał życie i którą nazywał aniołem. Dla której miał dzisiaj prezent - bo przyniósł jej pióro abraksana.

Czy tego chciała czy nie - nie mogła być normalną dziewczyną. Była przeklęta. Klątwa, którą przekazała jej matka krążyła w jej żyłach i w końcu miała ją zupełnie pochłonąć - o czym nie wiedział. Nie była normalną dziewczyną. Była jak księżniczka z bajki, królewna śnieżka tańcząca z wróbelkami. Z tym, że za nią wróbelki nie przepadały, bo czuły w niej lisa, który zaraz kłapnie swoimi szczękami. Będzie po wróbelku. Dla niego nie była normalną dziewczyną, bo zachowywała się początkowo na wiele sposobów, tylko nie normalnie. Sygnały ostrzegawcze powinien był widzieć wcześniej, były tam i czekały. To jak zniknęła ze szpitala bez słowa, jak potem się zachowywała przy duchu, jak chętnie poszła do jego domu. Boże. Mogła go otruć i zabrać, co by tylko chciała z domu. Byłaby do tego zdolna? Serce waliło mu naprawdę mocno i kiedy jedną dłoń splótł z jej palcami, drugą ułożył na klatce piersiowej czując w niej coraz mniej przyjemny i znany uścisk. Ten, który rozregulowywał oddech - na razie do małego stopnia.

- Nie naciskaj. - Poprosił, przymykając oczy. Bez paniki. Na pewno to wszystko dało się jakoś wytłumaczyć, porozmawiają i... i co dalej? Nie chciał, żeby naciskała. Najgorsze było to, że jeśli ten człowiek naprawdę wyszedł na prostą, zmienił swoje życie, to właśnie mógł je burzyć. Tak, jak nie chciałby, żeby ktoś tak wchodził do jego. Boże... Ale teraz naprawdę było za późno. Ponieważ on nie był mistrzem kłamstwa, a ona też głupia nie była. Rzygać się chciało. Było mu niedobrze na własne zachowanie i to, jak wprowadził tutaj coś całkowicie złego. Jak wprowadził chaos. - Nie. - Powiedział bardziej zdecydowanie, otwierając oczy, żeby na Elaine spojrzeć. - Nie mogę, Elaine, bo to nie jest moje życie. - Miał nadzieję, że to zrozumie. Ujął jej dłoń w obie swoje. - Nigdy nie życzyłem mu źle. Wręcz przeciwnie. Już i tak powiedziałem za dużo, nie uważasz, że jeśli ma tutaj nowe życie z wami to nie zechce, żeby przeszłość go prześladowała? - Ani ktokolwiek z tej przeszłości. Myśl, Prewett. Myśl, jak to odwrócić... - Ponieważ, Elaine, zdradził mnie strach przed przeszłością. Boję się, że przez Edga masz z nią coś wspólnego. Nie masz, prawda? Jesteś nadal tą samą wróżką z cyrku? - Błagam... błagam, niech tak będzie.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: The Edge (1516), Laurent Prewett (5855), The Little Fox (5267)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa