26 czerwca 1972, przedpołudnie, ogrody w Rezydencji Prewettów
Jakże zabawnie splatały się ścieżki losu, zataczając koła, krzyżując się i zapętlając w najbardziej nieoczekiwanych miejscach. W życiu Aydayi zaledwie kilka decydujących momentów zaważyło o tym, jak będzie wyglądał cały jego kształt. Kilka - w perspektywie czasu zupełnie nieznaczących - chwil, kiedy wstążki jej losu zawiązywały supełki z innymi. Supełki, które następnie przerodziły się w więzy tak nierozerwalne, co piękne i drogie jej sercu. Czymże bowiem były pewne niedogodności, kiedy brzeg wstążki podrażniał jej gardło i przez kilka chwil miała wrażenie, że dotyka go nóż a nie aksamit, wobec szerszej perspektywy jej wspaniałego, długiego życia, pełnego spełnień osobistych i rodzinnych? Fraszką, ot co!
Tymczasem Aydaya Prewett zdawała sobie sprawę, że miała ogromne szczęście by w życiu wiązać supełki jedynie z aksamitnymi wstążkami ludzi wpływowych, czarujących i wybitnych. Miała szczęście nie musieć przepracować zawodowo ani jednego dnia w swoim życiu, móc podróżować po świecie jako młoda dziewczyna a następnie wyjść za mąż za zamożnego i wielkodusznego mężczyznę. Wszelkie jego wady, jakkolwiek rozliczne by nie były, bledły w porównaniu z tym jak stosowne, spokojne i dobre życie jej zapewnił. Wielu na jego miejscu oddaliłoby ją, wysyłając gdzieś daleko, lub wręcz przeprowadziło cichy, nieformalny rozwód. On jednak trwał przy niej w najgorszych jej chwilach i za to właśnie kochała Edwarda.
Gdyby tylko nie mieszkał w Walii... To właśnie była ironia losu, który choć splatał jej wstążkę z aksamitem to aksamit ten był mokry, zimny i szary, przez ogromną większość roku. Tak więc pani Prewett musiała mierzyć się z nawracającymi migrenami spowodowanymi brakiem słońca, oraz od paru lat uciążliwym bólem biodra, na który nie mogli zaradzić żadni uzdrowiciele wynajęci przez męża. Znanym było w rodzinie, że w okresie od października do marca, kiedy to pogoda w ich rodzinnym Keswick była najgorsza Aydaya całymi dniami zamykała się w swojej pracowni malarskiej, malując pejzaże ze swoich rodzinnych stron pod magicznie zaczarowanym na zlecenie Edwarda sklepieniem, które zawsze ukazywało święcące słońce. Marny to jednak był substytut rodzinnej Turcji, więc pani Prewett dużo szybciej oddawała się irytacji i generalnie bardzo niechętnie wdawała się w jakiekolwiek istotne rozmowy. Czasem na całe tygodnie lub miesiące wyjeżdżała do domu rodzinnego, szczególnie odkąd jej córka ukończyła pełnoletniość i zarazem wyfrunęła z gniazda rodzinnego.
Ach, gdyby tylko swój lot zakończyła w jakimś przytulnym gniazdku odpowiednio sytuowanego młodego człowieka... Zamiast tego postanowiła spełniać się osobiście i zawodowo, goniąc za karierą, jak coraz więcej młodych, wyemancypowanych dam czyniło. Oczywiście przez Aydayę w żadnym wypadku nie przemawiała zazdrość o to, że córka mogła spełniać się w obszarach, które dla niej na zawsze zamknęło małżeństwo. To byłoby niedorzeczne! Mimo to, pani Prewett już od dawna namawiała córkę na ożenek, powtarzając, że młodsza się już nigdy nie zrobi a nie wyobraża sobie nie doczekać zabawiania gromadki wnuków. Pandora jednak niewiele sobie z tego matczynego gadania robiła, sprawiając, że Aydaya coraz częściej patrzyła w stronę Laurenta myśląc o wnukach. Co prawda jej mąż postawił sprawę jasno, desygnując na swojego następcę córkę, zamiast bękarciego syna i Aydaya do tej pory ten wybór gorąco popierała. Co jednak im przyjdzie z następcy, który nie palił się do podjęcia swoich obowiązków.
Wiedziała, że mąż planował w pewnych sprawach rozmówić się z dziećmi i dlatego nie protestowała, kiedy zaproponował jej odwiedzenie rodziny w Turcji na początku lata. Ona sama zresztą chciała pewne sprawy omówić ze starszym bratem a także z obojgiem młodszego rodzeństwa. Usatysfakcjonowana kierunkiem jaki obrały te rozmowy, zapowiedziała listem swój powrót i jednocześnie zaprosiła swojego syna na spotkanie na pikniku w ogrodzie. Czerwiec był w Keswick naprawdę ciepły i Aydaya zamierzała korzystać z tego możliwe jak najczęściej, poza tym bardzo lubiła spożywać posiłki na otwartym powietrzu - mówiła, że wspomagało to jej perystaltykę.
Oczywiście jej pojęcie skromnego pikniku zakładało co najmniej dwa talerze malutkich kanapek, całą paterę ciasteczek, pełen serwis herbaty i spory pawilon ozdobiony białymi tkaninami. W oddali pasła się para granianów, które przywiozły ją z Turcji - jeden z nich, Daya'nin był prywatnym ogierem Aydayi, choć łączyła ją z nim dużo bardziej burzliwa relacja niż to co wypracował sobie Laurent z Michaelem. Drugi był klaczą, która miała zamieszkać w stajniach Prewettów i dać im wiele źrebiąt championów. Po prawdzie... myślała do siebie kobieta, ubrana w tradycyjną turecką szatę czarownicy ... ludzie niewiele różnią się w tej kwestii od koni. Ogier, jeśli był wystarczająco dobry, mógł mieć wiele nagród, spełniać się jako champion a dopiero po zakończeniu kariery zostać ogierem rozpłodowym. Dla klaczy nie było to tak oczywiste, większość z nich ceniona była ze geny ich ojców i dziadków i głównym ich przeznaczeniem było przedłużyć ród ogiera o te geny.. Tak to właśnie zawsze wyglądało w jej świecie i doprawdy nie uważała, by to myślenie było w jakikolwiek sposób nieodpowiednie czy wypaczone.
Dyskretnie zerknęła w stronę żwirowanej ścieżki, prowadzącej z rezydencji do tej części ogrodów. Jej osobista skrzatka, Karmelka, miała polecenie by oczekiwać przybycia Laurenta i doprowadzić go do matki kiedy tylko pojawi się w rezydencji. Trochę niedorzecznym było dla niej, że nie zastała chłopaka w domu, kiedy wróciła poprzedniego wieczora, ale zbyt była zmęczona podróżą, żeby dopytywać o to męża. Teraz, odświeżona, spokojna i z umysłem ostrym jak brzytwa, zamierzała na ten temat wypytać samego Laurenta. Czyżby rozmowa Edwarda z chłopakiem nie poszła tak jak to sobie zaplanował? Nie mogłaby powiedzieć, żeby ją to dziwiło. Obaj mężczyźni byli w jej opinii bardziej uparci niż najgorszy granian w stajni jej ojca, a jej mąż w dodatku taktu i wyczucia miał tyle, co ona cierpliwości do brytyjskiej pogody.
I pomyśleć, że te wszystkie wstążki losu, które się w okół niej przewijały, musiały zaciskać się w tak niewygodnych miejscach i uwierać w najmniej odpowiednich momentach. Właśnie wtedy, kiedy chciała w spokoju świętować przejście na emeryturę, żadne z jej dzieci nie było gotowe podjąć obowiązków głowy domu i podźwignąć odpowiedzialności. A mogłaby wylegiwać się na łodzi na wybrzeżu...