wyszłam z Munga tego samego dnia, którego mnie odwiedziłeś. Żebra się zrosły, wszystko jest już w porządku. Ojciec grozi, że następnym razem będą prosić matkę o dostawy lub zatrudnią kogoś do sklepu przez moją nieodpowiedzialność. Dali mi wolne na cały tydzień, wczoraj wyjechali w sprawach służbowych. Chyba nie żartował z tym, że już mnie nigdy o nic nie poprosi. Jeśli masz czas, chciałabym ci podziękować, tak jak obiecałam. Na pokątnej znajdziesz Pękatą Fiolkę, wejście do mieszkania nad nią znajduje się z tyłu.
Ściskam,
Olivia
Pękata Fiolka była otwarta do wczesnego wieczora. Olivia, gdy była sama, zamykała trochę wcześniej. Nie lubiła stać na sklepie i zachęcać ludzi do zakupu eliksirów, których nie potrzebowali. Ona wolała być zamknięta w pracowni, na tyłach - wtedy czuła, że jest naprawdę potrzebna. I to nie tak, że nie lubiła rozmawiać z ludźmi: po prostu nie czuła się dobrze, wciskając kit. A czasem w sklepie trzeba było to robić, by sprzedać trochę więcej i zarobić. Znała ten mechanizm, ale go nie lubiła.
Zamknęła więc Fiolkę i przeszła na tyły, by w spokoju sprawdzić, czy w domu panował porządek. Nie była pedantką, ale wolała nie przyjmować Laurenta wśród nieumytych naczyń czy brudnej podłogi. Na co dzień jej to nie przeszkadzało, ale teraz wolała się postarać. I to nawet nie chodziło już o to, że w jej sercu rodziły się niezdefiniowane uczucia w stosunku do Prewetta, po prostu byłoby jej wstyd, czułaby się gorsza, patrząc na to, gdzie Laurent mieszkał.
Mieszkanie Olivii było skromne i dość małe w porównaniu z tym Laurentowym czy wielkimi rezydencjami w Dolinie Godryka. Miało cztery pokoje, jeden stał pusty i czekał... W zasadzie nie wiadomo na co. Do niego zamknęła drzwi na klucz, traktowali go trochę jak składzik na wszystko i nic. Lepiej żeby tam nikt nie wchodził. Kuchnia była niewielka, ale przytulna, pełna rzeczy z pozoru nie od parady - jednak różne filiżanki i kubki nie od kompletu w połączeniu z żółtymi firankami oraz czystością i miękkim światłem dawały całkiem przyjemne wrażenie. Podobnie jak salon, którego centrum była zielona kanapa. Jej mama bardzo lubiła ten kolor, lecz paradoksalnie rzadko kiedy mieli okazję siadać wspólnie w salonie. Cała trójka była dorosła, mieli swoje sprawy, a Olivia wolała swój pokój z miękkim materacem, biurkiem pełnym książek i notatek, które sporządzała podczas czytania kolejnych powieści. Lubiła to robić, notowanie pozwalało jej skupić się i zebrać myśli oraz emocje, które chłonęła z książek. Teraz jednak wszystko było poukładane, chociaż to był wynik kary a nie wizyty Laurenta. Zamknęli ją w domu, dorosłą kobietę, żeby na pewno wypoczęła, a ponieważ Olivia nienawidziła nic nie robić - po prostu zaczęła sprzątać.
W całym domu pachniało cynamonem i świeżymi bułeczkami. Od dwóch dni próbowała je zrobić, aż w końcu dała za wygraną i je po prostu kupiła, a teraz dla lepszego efektu podgrzała. Potrzeba matką wynalazków, ważne że pachniało ładnie i nie będą tu siedzieć głodni. Na stoliku w salonie stał drobny pakunek - prezent, który miała wręczyć Laurentowi wcześniej, ale przez ostatnie wydarzenia po prostu zapomniała. Na szczęście się nie uszkodził.
Przez chwilę ruda zastanawiała się, co ona tak właściwie robi i na co liczy, ale w końcu zrezygnowała z rozmyślań i uznała, że najlepiej będzie, gdy powściągnie uczucia. Zamknie je gdzieś głęboko na kluczyk, a kluczyk wyrzuci. Lubiła Laurenta, naprawdę go lubiła i nie miała zamiaru tego psuć kolejną projekcją, którą sobie wymyśliła na podstawie książek. To było spotkanie wyłącznie na stopie przyjacielskiej, bo chciała by właśnie przyjaciółmi zostali. Jego obecność ją uspokajała i nie chciała tego tracić. W gruncie rzeczy poza Aveliną nie miała nikogo bliższego i bardzo chciała to zmienić, nie chcąc narzucać się zbytnio Paxtonównie, która miała przecież własne życie i rozterki.
Ale jeśli Laurent postanowi ją wystawić, to zawsze może zaprosić właśnie ją. Albo kota. Coraz częściej myślała nad zwierzątkiem. Zwierzęta były fajne i ją lubiły. A koty były miłe.