• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10 … 14 Dalej »
[7.06.1971] Herbatę najlepiej parzy się ręcznie | Olivia, Laurent

[7.06.1971] Herbatę najlepiej parzy się ręcznie | Olivia, Laurent
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#1
16.11.2023, 13:09  ✶  
Drogi Laurencie,

wyszłam z Munga tego samego dnia, którego mnie odwiedziłeś. Żebra się zrosły, wszystko jest już w porządku. Ojciec grozi, że następnym razem będą prosić matkę o dostawy lub zatrudnią kogoś do sklepu przez moją nieodpowiedzialność. Dali mi wolne na cały tydzień, wczoraj wyjechali w sprawach służbowych. Chyba nie żartował z tym, że już mnie nigdy o nic nie poprosi. Jeśli masz czas, chciałabym ci podziękować, tak jak obiecałam. Na pokątnej znajdziesz Pękatą Fiolkę, wejście do mieszkania nad nią znajduje się z tyłu.

Ściskam,
Olivia


Pękata Fiolka była otwarta do wczesnego wieczora. Olivia, gdy była sama, zamykała trochę wcześniej. Nie lubiła stać na sklepie i zachęcać ludzi do zakupu eliksirów, których nie potrzebowali. Ona wolała być zamknięta w pracowni, na tyłach - wtedy czuła, że jest naprawdę potrzebna. I to nie tak, że nie lubiła rozmawiać z ludźmi: po prostu nie czuła się dobrze, wciskając kit. A czasem w sklepie trzeba było to robić, by sprzedać trochę więcej i zarobić. Znała ten mechanizm, ale go nie lubiła.

Zamknęła więc Fiolkę i przeszła na tyły, by w spokoju sprawdzić, czy w domu panował porządek. Nie była pedantką, ale wolała nie przyjmować Laurenta wśród nieumytych naczyń czy brudnej podłogi. Na co dzień jej to nie przeszkadzało, ale teraz wolała się postarać. I to nawet nie chodziło już o to, że w jej sercu rodziły się niezdefiniowane uczucia w stosunku do Prewetta, po prostu byłoby jej wstyd, czułaby się gorsza, patrząc na to, gdzie Laurent mieszkał.

Mieszkanie Olivii było skromne i dość małe w porównaniu z tym Laurentowym czy wielkimi rezydencjami w Dolinie Godryka. Miało cztery pokoje, jeden stał pusty i czekał... W zasadzie nie wiadomo na co. Do niego zamknęła drzwi na klucz, traktowali go trochę jak składzik na wszystko i nic. Lepiej żeby tam nikt nie wchodził. Kuchnia była niewielka, ale przytulna, pełna rzeczy z pozoru nie od parady - jednak różne filiżanki i kubki nie od kompletu w połączeniu z żółtymi firankami oraz czystością i miękkim światłem dawały całkiem przyjemne wrażenie. Podobnie jak salon, którego centrum była zielona kanapa. Jej mama bardzo lubiła ten kolor, lecz paradoksalnie rzadko kiedy mieli okazję siadać wspólnie w salonie. Cała trójka była dorosła, mieli swoje sprawy, a Olivia wolała swój pokój z miękkim materacem, biurkiem pełnym książek i notatek, które sporządzała podczas czytania kolejnych powieści. Lubiła to robić, notowanie pozwalało jej skupić się i zebrać myśli oraz emocje, które chłonęła z książek. Teraz jednak wszystko było poukładane, chociaż to był wynik kary a nie wizyty Laurenta. Zamknęli ją w domu, dorosłą kobietę, żeby na pewno wypoczęła, a ponieważ Olivia nienawidziła nic nie robić - po prostu zaczęła sprzątać.

W całym domu pachniało cynamonem i świeżymi bułeczkami. Od dwóch dni próbowała je zrobić, aż w końcu dała za wygraną i je po prostu kupiła, a teraz dla lepszego efektu podgrzała. Potrzeba matką wynalazków, ważne że pachniało ładnie i nie będą tu siedzieć głodni. Na stoliku w salonie stał drobny pakunek - prezent, który miała wręczyć Laurentowi wcześniej, ale przez ostatnie wydarzenia po prostu zapomniała. Na szczęście się nie uszkodził.

Przez chwilę ruda zastanawiała się, co ona tak właściwie robi i na co liczy, ale w końcu zrezygnowała z rozmyślań i uznała, że najlepiej będzie, gdy powściągnie uczucia. Zamknie je gdzieś głęboko na kluczyk, a kluczyk wyrzuci. Lubiła Laurenta, naprawdę go lubiła i nie miała zamiaru tego psuć kolejną projekcją, którą sobie wymyśliła na podstawie książek. To było spotkanie wyłącznie na stopie przyjacielskiej, bo chciała by właśnie przyjaciółmi zostali. Jego obecność ją uspokajała i nie chciała tego tracić. W gruncie rzeczy poza Aveliną nie miała nikogo bliższego i bardzo chciała to zmienić, nie chcąc narzucać się zbytnio Paxtonównie, która miała przecież własne życie i rozterki.

Ale jeśli Laurent postanowi ją wystawić, to zawsze może zaprosić właśnie ją. Albo kota. Coraz częściej myślała nad zwierzątkiem. Zwierzęta były fajne i ją lubiły. A koty były miłe.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#2
20.11.2023, 01:16  ✶  

Otrzymany list był oczekiwany, dlatego też bardzo mile widziany. Spodziewał się go, bo przecież ich rozmowa ostatnia nie była beznamiętna. Obojętna. Bo przecież rozmijając się na polach zrozumienia w końcu spotkali się na jednym i tym samym polu adresata, gdzie wszystko zostało wyjaśnione. Laurent uśmiechnął się siedząc w swoim gabinecie i spoglądając na pergamin przesiąknięty otaczającymi kobietę zapachami. Niektóre z pań lubiły perfumować papier, po którym przychodziło im pisać - czy Olivia też miała taka manierę..? Przyłożył pergamin blisko nozdrzy, żeby wyłapać ewentualną różnicę. Choć romantyczność starał się chować pod pragmatyzmem przy większości kontaktów z osobami, które wzbudzały w nim przynajmniej mieszane uczucia, nigdy by nie zaprzeczył, że romantykiem nie był. Kochał (uwielbiał!) wszystkie te drobne gesty, filuterne spojrzenia, drobny dotyk i iskrę poznania goszczącą w człowieku, kiedy przychodziło do budowy zauroczeń. Wszystko, co pierwsze, było piękne. Wszystko, co związane z poznawaniem się na nowo, w którym odczuwasz, że jednak pierwsze to jest - było równie wspaniałe. Odkrywanie siebie wzajem, czar poznania - oj tak, poruszało to jego serce. A Olivia - Olivia go ciekawiła. Była czymś innym - przecięciem codzienności, dotykiem odmienności w tym poukładanym świecie, gdzie szukało się rozluźnienia.


Droga Olivio,

rodzice bywają bardzo zaborczy w swoich decyzjach dotyczących własnych dzieci, ale to naturalne, prawda? Chcesz chronić tych, których kochasz najbardziej. Czasem tylko ciężko zaakceptować, że niektóre błędy należy popełnić, żeby zebrać doświadczenie z tego świata. Aktualnie w tym świecie panuje, niestety, wojna, która wykracza poza normy, poza to, co łatwo zaakceptować. Stałaś się przypadkową ofiarą tych ponurych czasów. Bardzo się cieszę czytając, że już żebra się zrosły, ale odpoczynek to dobry pomysł. O to, jak się czujesz poza stanem fizycznym zapytam już kiedy się spotkamy.

Z przyjemnością skorzystam z twojego zaproszenia. Do zobaczenia o umówionym czasie.

P.S. Hipogryfy nadal mają się wspaniale!


Laurent spoglądał na siebie w lustrze codziennie. A nawet i więcej niż raz dziennie. Niektórzy myśleli, że pewne rzeczy przychodzą naturalnie, że ooch, w czepku urodzony..! Laurent - może trochę tak. Pobłogosławiony (a może przeklęty?) krwią selkie, które jak to magiczne istoty - potrafiły się wyróżnić wśród czarodziei. Nigdy tak tego jednak do końca nie traktował, nawet kiedy ojciec mówił mu, jak bardzo przypomina matkę. To były długie godziny starań i bardzo dokładna składanka bardzo wielu rzeczy. Czasem po prostu miała większe znaczenie, a czasem adekwatnie mniejsze. Był Prewettem - zawsze musiał się prezentować idealnie. Idealnie nie oznaczało jednak, że musi być na pewno wymuskany, kiedy wędrował akurat w głąb lasu, albo kręcił się przy abraksanach i nadzorował treningi. Czymś zupełnie innym było spotkanie z taką Olivią Quirke, której obecność powodowała uśmiech samym faktem, że znów się zobaczą. Co tym razem wymyśli, co powie, jaką historię opowie i o czym się rozgada? Co błyśnie w jej oczach i czy będzie to kolejny bunt? A jeśli bunt... to na co? Dopasował się do tej wizji - do jej obrazu, jaki sobą zaprezentowała, kiedy pojawiła się w New Forest. Pozwolił części kosmykom opadać na czoło, ale wcale nieprzypadkowo. Były tak ułożone, z większością zaczesaną do tyłu. Nie zakładał krawatu, a nawet rozpiął w letniej, lekkiej koszuli trzy górne guziki, pozwalając jej odsłaniać minimum wyraźnie zarysowanego obojczyka i krótki łańcuszek z drobnym jadeitem oplecionym złotem na wzór cieniutkiego bluszczu z małymi listkami. Wsunął koszulę w spodnie o głębokiej barwie zieleni - tak ciemnej, że zdawały się czarne, ale w świetle widać było ich poblask z czarnymi naszyciami ornamentalnego stylu. Dobrze dopasowane podkreślały jego długie nogi i przede wszystkim - tą białą, luźną koszulę, która uginała się pod każdym podmuchem powietrza. Tak, to była jego odpowiedź na to, jakie wrażenie w sumie zrobiła na nim Olivia. A było ono dość spore.

Zawód z powodu wystawienia więc miał nie nastać, ale jak to bywało w jego kręgach - w gości wypadało wręcz przyjść z 15 minut spóźnionym. Dlatego przyszedł te 10 minut po czasie. Te cenne minuty miały być czasem dla gospodarza na dopięcie wszystkich szczegółów na ostatni guzik! Kobieta więc mogła usłyszeć pukanie do drzwi. A kiedy je otworzyła ujrzała Laurenta z bukietem złożonym z blado różowych piwonii, lwiej paszczy i goździka gałązkowego - dwa pozostałe kwiaty były biało-kremowe, przez co kompozycja była delikatna, a sam bukiet wcale nie był wielki. Nie wypada przychodzić w gości z pustymi rękoma.

- Dzień dobry, Olivio. Wspaniale cię widzieć w pełni sił. - Bo tak wyglądała - pięknie i zjawiskowo. Obdarzył ją ciepłym uśmiechem, spoglądając na nią z sympatią jasnymi oczami, by ująć jej dłoń i złożyć pocałunek na knykciach, bo w końcu - tak wypadało! Tak, wypadało. Ale Laurent witał się tak niekoniecznie z każdą kobietą. - Mam nadzieję, że nie dowiem się, że masz uczulenie na piwonie?



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#3
20.11.2023, 10:06  ✶  
W świecie Olivii nie było miejsca na wielokrotne patrzenie w lustro. Nie dbała zbytnio o wygląd zewnętrzny, bo uważała, że to wnętrze liczy się najbardziej. I owszem, Laurent podobał jej się fizycznie, ale przede wszystkim uważała, że był pięknym człowiekiem w środku. Był miły, opiekuńczy, miał dobre serce. I to jest wystarczało. Czuła jednak tę nutę ekscytacji na myśl o zbliżającym się spotkaniu, dlatego schowała do szafy dżinsy i sweter, a zamiast tego wyciągnęła sukienkę. To nie tak, że w nich nie chodziła, po prostu wolała spodnie albo spódnice. Dzisiaj jednak miała ochotę na lekką zmianę. Sukienka była w kolorze błękitnym, tak jak jej oczy. Była skromna, w niczym nie przypominała sukni balowych, do których był pewnie przyzwyczajony Prewett. Dla niej jednak była piękna i czuła się w niej jak księżniczka. Sięgała do kolana, była lekko rozkloszowana i doskonale maskowała niektóre mankamenty jej ciała. Gdy wybierała ubrania zawsze stawiała na podobne fasony, by ukryć to co jej się nie podobało w sobie. Również włosy spięła błyszczącą klamrą, pozwalając by kilka kosmyków wysmyknęło się spod upięcia i luźno opadało na twarz. Makijażu jednak nie zmieniła - jak zwykle podkreśliła oczy, pozwalając sobie na zachowanie piegów, które w gruncie rzeczy lubiła. Były delikatne i nie obejmowały całej twarzy. Pewnie gdyby była cała w piegach, myślałaby o nich inaczej.

W jej świecie nie istniało coś takiego jak grzecznościowe spóźnienie. Nie zwykła jednak się denerwować na osoby niepunktualne - jej samej nierzadko zdarzało się spóźniać. Gdy jednak otworzyła drzwi, nie kryła zaskoczenia. Nie spodziewała się go z kwiatami, nie spodziewała się też, że będzie wyglądał tak pięknie. Przez chwilę poczuła, jak te uczucia, które zamknęła w szafie, próbują się z niej wydostać - najpierw na siłę, a potem powoli, przez dziurkę od klucza.
- Są piękne - zarumieniła się, gdy ucałował jej dłoń. Do tego również nie była przyzwyczajona, każdy gest Laurenta, nawet jeśli grzecznościowy, był dla niej czymś nowym, niezwykle szarmanckim i sprawiającym, że jej serce zaczynało trzepotać w klatce piersiowej. Głupie serce. Olivia odsunęła się, przyjmując wcześniej bukiet, by wpuścić Laurenta do środka. - Uczulenie mam tylko na teleportację i fiuu, o czym już wiesz.
Uśmiechnęła się lekko, zamykając za mężczyzną drzwi. Poprowadziła go do salonu i przeprosiła na chwilę, by włożyć kwiaty do wazonu. W takich chwilach dziękowała matce, że miała takich rzeczy pełno w szafkach. Wazony mniejsze i większe, wazoniki i szklaneczki, które mogły robić za wazony. Ona sama pewnie by o tym nie pomyślała.

Gdy wróciła, przed nią lewitowała taca z dwoma czarkami sporej wielkości i żeliwnym dzbankiem, tak czarnym że aż pochłaniającym światło. Taca ostrożnie wylądowała na stoliku, obok pakunku. Był też talerzyk z bułeczkami cynamonowymi - próbowała jednej wcześniej, wiedziała że są dobre. Na ciepło powinny być jeszcze lepsze.
- Chciałam ci to wcześniej dać, ale nie było okazji. Tyle się działo... Cud, że przeżyło - powiedziała, sięgając po pakunek. Był starannie zapakowany w szary papier i przewiązany różową wstążką. Uśmiechnęła się szeroko i usiadła na kanapie obok Prewetta, wręczając mu prezent. W środku znajdowała się szklana figurka, niezwykle szczegółowo wykonana. Przedstawiała abraksama z szeroko rozłożonymi skrzydłami. Użyte szkło było tak wypalone, że abraksam zdawał się mienić teraz ogniem pod wpływem ciepłego światła. - Za dnia mieni się wszystkimi kolorami tęczy.
Powiedziała, gdy już nalewała do czarek herbatę. Taki był jej plan od początku - dać mu prezent i przerwać kontakt wzrokowy, zająć się czymś żeby go nie peszyć i by nie pokazywać, jak wiele emocji teraz krąży w jej głowie. Ostrożnie nalewała herbaty, która miała przyjemny dymny aromat, połączony ze słodyczą truskawek.
- To zielona herbata z truskawkami, z Chin. Mamy jednego klienta, który czasem nam przynosi takie rzeczy. Bardzo miły pan, swoją drogą. Wiedziałeś, że tam mają cały rytuał parzenia herbaty? Ponoć niezapomniane przeżycia, a na dodatek taka herbata smakuje lepiej. To dlatego powinno się ją pić z żeliwa albo porcelany, wtedy ma inny smak. Mogłabym zaparzyć ją tak samo, ale przelewając do na przykład termosu zepsułabym wszystko. Metal strasznie przegryza jedzenie i napoje i nadaje im nieprzyjemnego posmaku - herbata parowała, ale nie była gorąca. Olivia dość mocno trzymała się instrukcji parzenia. Już wcześniej zauważyła, że dużo zależało od rodzaju herbaty i temperatury wody. - Tę zrobili z bardzo młodych listków. Chyba nawet je przez chwilę wędzili, zamiast od razu suszyć na słońcu.
Lubiła takie ciekawostki. Jej głowa to było prawdziwe śmietnisko. Na ten przykład potrafiła rozróżnić krowę mleczną od mięsnej. Ale nie potrafiła zapamiętać ważnych dat czy informacji, które były naprawdę istotne. Ot, taki figiel od losu.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#4
21.11.2023, 21:13  ✶  

To, do czego człowiek był przyzwyczajony a to, co mu się podobało to dwie różne rzeczy. Laurent nie był fanatykiem mody, ale śledził nowinki. Badał, co się podobało, co było w trendach, spoglądał z ciekawością jak zmieniały się maniery, kiedy ta moda zdawała się trochę rozluźniać i kobiety lubiły pokazywać fragmenty swojego ciała zamiast je chować. Każdy chciał się czasem poczuć wyjątkowo, specjalnie. Pięknie. Kobiety były pod tym względem takie wrażliwe, delikatne, trudne do zaspokojenia. Potrzebowały czuć się zmysłowo i potrzebowały spojrzeń, które mówiły im, że tą zmysłowość osiągnęły. Ich umysły pracowały na zupełnie innym podłożu niż męskie, a i serca miały jakby inne - nadawały na innych falach i potem mówiło się o Wenus i Marsach. Jednak te różnice wcale nie sprawiały, że gorzej się żyło. Och nie, wręcz przeciwnie. Olivia wyglądała przepięknie w sukience, którą ubrała i w której się pokazała. Nie w wieczorowych, balowych kreacjach, w których wszystkie damy chciały błyszczeć jak brylanty, ale właśnie w tej delikatności, która absolutnie go zauraczała. Całkowicie nieświadomie trafiła w jego gust - bo Laurent wręcz uwielbiał ten krój sukienek. Były takie kobiece, a jednocześnie takie delikatne w swojej prostocie. Dla niego - przez to zupełnie zmysłowe. Nie cieszyły jego oczu wyuzdane stroje, kuse spódnice czy głębokie dekolty. Miał przez to chęć zasłaniania niewiast swoimi marynarkami - a o tą byłoby ciężko tym razem, bo w lecie zakładał je rzadziej za dnia. W końcu w Londynie potrafiło być naprawdę ciepło.

- O tym już wiem, na szczęście jeszcze nigdy nie wpadłem na pomysł, żeby przyjść w odwiedziny z kominkiem jako prezentem. - Albo proszkiem fiuu, żeby przenosić się można było. W prezencie w odwiedzinach przynosiło się kwiaty, czekoladki albo dobre wino czy szampana, a nie dziwadła. Chyba że dobrze się daną osobę znało - ale wtedy też odchodziło się od grzeczności w stylu przynoszenia prezentów, bo było oczywistym, gdzie, jak i kiedy można było na siebie liczyć. Pewne grzeczności można było odsunąć na bok, żeby cieszyć się bardziej swoim towarzystwem. Naturalniejszym, chciałoby się rzec. Choć Laurent naprawdę lubił całą tą grzecznościową otoczkę, do której, w przeciwieństwie do samej Olivii, był przyzwyczajony. Wypełniała ona jakąś normę, dawkę dziennego rytuału. - Są zaledwie ładne przy twojej urodzie, Olivio. Nie dodawaj im. - Zabrzmiał tak, jakby to było zupełnie oczywiste, a on musiał jej tą oczywistość przypominać. Szczególnie, kiedy spojrzał na nią spod pół przymkniętych powiek, z szarmanckim uśmiechem na ustach. Przekroczywszy próg domu skierował się za gospodynią, z przyjemnością zamieniając zapach kwiatów na woń domowych wypieków. Mało one były domowe, ale czego oczy nie widziały... więc na nim zrobiło fenomenalne wrażenie! Brawo, Olivio, punkt dla ciebie!

- Zaskoczyłaś mnie. Dziękuję ci ślicznie. - Wyciągnął dłonie po prezent, rzeczywiście zaskoczony. Otworzył trochę szerzej oczy, uniósł brwi. Kto tu do kogo przychodził z prezentem, co..? I przede wszystkim - z jakiej to okazji? Ale tego pytania nie zadał, bo bywało ono dla wielu osób niezręczne. Nie była konieczna okazja, żeby kogoś prezentem obdarować, chociaż raczej nie dawało się ich... ot tak. Co innego rodzina. Może zobaczyła coś w sklepie i po prostu stwierdziła, że kupi..? - Chciałabyś, żebym teraz otworzył? - To wcale nie było oczywiste, niektórzy bywali zawstydzeni, kiedy ktoś przy nich otwierał pakunki. Chociaż akurat sądził, że Olivia będzie do tego chętna - i jeszcze w jej oczach dojrzy takie pogonienie. No już, teraz, otwieraj! Bo chciałaby widzieć, czy mu się podoba. Więc otworzył. Powoli, wcale się nie śpiesząc, rozsupłując opakowanie. Zdecydowanie nie należał do tej szkoły ludzi, którzy rozdzielali papier prezentowany, żeby tylko szybciej się dobrać do zawartości. Figurka była piękna. Przecudna. Aż drgnął, robiąc duże oczy po raz drugi w ciągu paru chwil, kiedy delikatnie ujął to dzieło sztuki, żeby unieść je do światła. - Jakie piękne... - Wręcz szepnął, kiedy zachwyt poruszył jego serce. Taka drobna rzecz, a jednak... oderwał wzrok od figurki, powoli odkładając ją na stół, żeby przenieść oczy na Olivię. Taka drobna rzecz, a jednak Olivia pomyślała, żeby ją kupić. Dla niego. I to już wcześniej - więc to nie był prezent w ramach wdzięczności, że "uratował jej życie" - w cudzysłowie, bo Laurent wcale nie miał się za takiego bohatera. - Naprawdę dziękuję za to, że o mnie pomyślał. Jestem wzruszony. - To nie wyglądało również na ozdóbkę za pięć złotych. Ale skubana - trafiła bardzo. Laurent u w i e l b i a ł błyskotki. Jak smok, chociaż niewiele osób wiedziało, że selkie po prostu tak miały. Bo to, że kochał abraksany mogło być wręcz oczywiste - w końcu był Prewettem, który z nimi pracował.

- Widzę, że naprawdę nie żartowałaś z tą herbatą. Nie wiedziałem, to bardzo ciekawe. Kultura dalekiego wschodu jest bardzo bogata w tradycje, a tamtejsze dziwy kulinarne potrafią całkowicie wywrócić świat przeciętnego anglika do góry nogami. - Bardzo chętnie słuchał ciekawostek i przypowiastek, tak jak teraz z ciekawością śledził ruchy Olivii oraz przyglądał się jej zastawie. - Chciałabyś kiedyś wziąć udział w takiej ceremonii? Chyba że już brałaś?



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#5
21.11.2023, 23:01  ✶  
Zarumieniła się na ten komplement, oczywiście. Bardzo łatwo było ją wytrącić z pozornego spokoju i sprawić, że jej policzki pokrywał albo uroczy róż, albo prawdziwa czerwień. Na szczęście udało jej się ukryć zawstydzenie - była mistrzem w odwracaniu się i ucieczce. Teraz co prawda nie uciekała, ale odwracać się mogła. Niby naturalnie, niby przypadkowo, ale tak by nie patrzeć na Laurenta dłużej, niż wypadało.
- Oczywiście, że tak. Mam nadzieję, że ci się spodoba - dodała jeszcze, nie patrząc na Laurenta wprost, lecz jedynie zerkając. Oczywiście że była ciekawa, to leżało w jej naturze. Ale też nie chciała go peszyć, sama pewnie by czuła się niekomfortowo, gdyby ktoś się w nią wgapiał. Tak w zasadzie to często mówili jej, że powoduje niezręczne sytuacje i momenty. Za dużo mówi, za bardzo gestykuluje, za intensywnie się patrzy. A i tak było lepiej niż kiedyś. Na szczęście dla otoczenia.

- Zobaczyłam coś podobnego i pomyślałam, że powinien być to abraksam. I tak od pomysłu do pomysłu powstało to małe dzieło sztuki. Pasuje do ciebie - uśmiechnęła się lekko, nie mówiąc co dokładnie miała na myśli. Szybko jednak temat porzuciła, czując że wchodzi na grząski grunt, a skrzynka do której wepchnęła coś więcej niż zwykłą sympatię do Laurenta zaczęła się niebezpiecznie pieklić.

- Ja nigdy nie żartuję, jeśli chodzi o jedzenie. A herbata to takie jedzenie trochę - mrugnęła, odkładając dzbanek. Podniosła czarkę i podała ją Laurentowi. Nie była wypełniona po brzegi, zaledwie do połowy. Żeliwo dobrze trzymało ciepło, ale nie przewodziło go tak jak inne materiały. Dzięki temu od zewnątrz było ciepłe, ale nie gorące. Sama wzięła swoją czarkę w dłonie. - To prawda. Mówią że to Anglicy kochają herbatę, ale każdy kto tak twierdzi, nie pił chyba nigdy tej z Chin. Nie umywamy się do nich. Jeszcze niedawno nie miałam pojęcia, że istnieje tyle rodzajów herbat. Czarne, zielone, czerwone... Jest nawet biała! I herbata, która nie jest herbatą, ale parzy się ją jak herbatę. Wyobraź sobie moje zdziwienie, jak ktoś postawił je przede mną, zaparzone, i zobaczyłam że wszystkie mają prawie taki sam kolor.
Roześmiała się. To było jedno z jej piękniejszych wspomnień. Naprawdę myślała, że istnieją zielone i czerwone herbaty. A tak naprawdę miały ten sam kolor, tylko różniły się stopniem intensywności tej barwy. Chociaż faktycznie biała i zielona nie były tak intensywne, jak na przykład czerwona czy czarna. Nie były jednak... No, tak kolorowe, jak myślała.
- Białe są bardzo delikatne i bardzo drogie. I faktycznie mają jasny kolor, ale podobny mają zielone. Różnica w smaku jest jednak mocno wyczuwalna, na dodatek każdy rodzaj trzeba parzyć w innej temperaturze - wyjaśniła, bo to była druga rzecz, której się dowiedziała. To wtedy totalnie przepadła i porzuciła kawę. Kawa była gorzko-kwaśna i niedobra.

Na pytanie, czy chciałaby wziąć w czymś takim udział, ochoczo pokiwała głową.
- Oczywiście, że bym chciała! Ale tutaj chyba nikt tego nie robi. Ponoć te ceremonie trwają dość długo, a na dodatek potrzebne są specjalne czarki, dzbanki i nawet taca, do której spłynie herbata. Nie wiem do końca na czym polega ten rytuał, ale ponoć w nim kryje się prawdziwa magia - mrugnęła, bo oczywistym było, że o tej magii mówili mugole. Ale ponoć sam rytuał był tak piękny, że warto było go zobaczyć. Olivia dmuchnęła na taflę herbaty, żeby zanurzyć w niej usta. Była w sam raz. Nie za gorąca, nie za zimna. Nienawidziła zbyt gorącej herbaty, bo wtedy nie mogła cieszyć się jej smakiem. - Mówiłeś, że hipogryfy mają się dobrze. Co z ich matką? I z Abbym. Rodzice ostatnio chodzą wokół mnie na palcach i nie bardzo chcą mówić więcej niż "dobrze" i "wszystko w porządku".
Trochę ją to denerwowało. Ale rozumiała, że to z troski. Z tym, że naprawdę według niej nic wielkiego się nie stało. Ot, połamała sobie żebra, równie dobrze mogła to zrobić w sklepie, spadając z drabiny.

Olivia wbiła pytające spojrzenie w Laurenta. Miała nadzieję, że nie spławi ją tak, jak jej rodzice. Ona lubiła wiedzieć, często przez to pchała się nie tam, gdzie trzeba. Ale to było dla niej ważne - widać to było w jej spojrzeniu. Było pełne oczekiwania i napięcia, a także pewnej obawy, gdy tak wyczekiwała na odpowiedź.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#6
24.11.2023, 16:01  ✶  

Stali po przeciwległych biegunach - ona, która nie przepadała, kiedy ktoś się wpatrywał i on, który uwielbiał, kiedy ludzie mu się przyglądali. Bo przecież jego ciało zasługiwało na spojrzenia, prawda? Jeśli czegoś mógł być pewnym w swoim życiu to tego, że zna się na magicznych stworzeniach, że potrafi sobie z nimi poradzić bez znaczenia, co to było i tego, że miał urodę, która była warta więcej niż cokolwiek, co posiadał. Czy to było zdrowe wrażenie? To pierwsze na pewno. W końcu trzeba być pewnym swoich umiejętności, żeby prawidłowo wykonywać swoją pracę. To drugie już niekoniecznie. Prowadziło do niezdrowych myśli i przekonań. Wodziło go po chorych stanach umysłu, gdzie mogłeś się zadowolić tylko perfekcją, gdzie żadna niedoskonałość nie była tolerowana i nie była dobrze przyjmowana. Z drugiej strony Laurent nie przepadał za obecnością i przypatrywaniem się ludzi w tych najbardziej obezwładniających człowieka momentach. Kiedy jesz chociażby. To tak jakby stanowili dla siebie przeszkody i musieli mijać się zgrabnie jeden nad drugim, jeden pod drugim, przechodzić między nogami, albo opierać się o plecy, żeby wyżej podskoczyć - i przeskoczyć tą drugą osobę. Laurent teraz był trochę bogatszy w to doświadczenie, ale nie zmieniało to tego, że nie przepadał za byciem stroną prowadzącą. To była rola, jaką przyjmował czasami dla drugiej osoby, albo w ramach poznawania się. Pomijając pracę, w której zawsze był gotów porozstawiać ludzi po kątach, ale tym bardziej po niej wolał się odnaleźć w czymś spokojnym i kojącym. Takim jak uśmiech Olivii Quirke i jej szalenie słodkiej reakcji, która była piękniejsza niż ta szklana figurka w jego palcach.

- Chcesz mi powiedzieć, że sama to stworzyłaś? - Tego się nie spodziewał - a nawet nie wiedział, czemu. Bo Olivia nie wyglądała na artystkę? Nie, no przecież nie mógł tego powiedzieć. Właściwie kiedy teraz nawiedziła go ta myśl, to wyglądała - i pasowała do tej zagubionej w duchocie świata, artystycznej duszy, którą tłamsiła matka przywiązując ją jak kanarka na złotym łańcuszku do miejsca jej pracy. Jego oczy trochę szerzej się otworzyły z fascynacji, w jaką wpadł. Jego serducho zostało oblane złotym miodym, a sama niewiasta miała szansę zalśnić tymi barwami tęczy, które obiecywała w szklanym abraksanie. To, że do niego pasuje, to króciutkie zdanie, chwilowo zaginęło w tym potoku jego zachwytu i podziwu. Zawsze podziwiał artystów. Podziwiał ich kreatywność i zdolności manualne. Możliwość stworzenia cudów z bryłki lodu, pustego płótna czy kawałka szkła. Był dobry z transmutacji i nie przeszkadzało czegokolwiek zaczarować, ale to nie było to samo, bo te elementy nie miały szansy utrzymać się na stałe. Rękodzieło było czymś lepszym, czymś więcej, czymś niesamowitym.

Konik został odstawiony na bok, ale ostrożnie. Laurent puknął różdżką w pakunek, żeby z powrotem przywrócić do stanu poprzedniego jego osłonę przed światem. Uśmiechnął się do niego wiedząc, że musi go postawić na blacie w kuchni - na samym środku, żeby cieszył oczy wpadającymi do wnętrza promieniami słońca dziennego. Dłonie zajął zaś herbatą z cichym [i]"dziękuję"[/b], gdy odbierał od niej czarkę. Ostrożnie, bo spodziewał się, że tak jak porcelana gotowa go była poparzyć... ale nie. Ku swojemu zdziwieniu odkrył, że filiżanka była letnia.

- Nie nagrzewa się jak porcelana. - Kapitan oczywistość, ale to zdanie miało wyrazić bardziej jego pozytywne zaskoczenie i powiedzenie, że doświadczał w tym momencie czegoś nowego. Bo nie, niekoniecznie był w Chinach, żeby mieć pojęcie o herbacie. I tak prawdę mówiąc nie przykładał wielkiej wagi do herbaty - aż do tego momentu. Chociaż teraz to niekoniecznie uwagę poświęcał herbacie, a raczej osobie, która o niej opowiadała. - Nie jestem znawcą, chociaż ciekawość smaków nie pozwala mi nie próbować rzeczy nowych. - A wręcz bardzo chętnie nowych rzeczy doświadczał. - Moja matka pochodzi z Turcji, czasem przywozi stamtąd herbaty. Są zazwyczaj intensywne w smaku. Aydaya twierdzi, że turecka herbata ma niepowtarzalny aromat - nie ośmielam się kłócić, rzeczywiście nigdzie nie spotkałem się z takim smakiem. Tam również mają swój wyjątkowy rytuał parzenia herbaty. Chyba tylko my, Anglicy, jesteśmy takimi arogantami. - Laurent nazywał swoją macochę "matką", ale nie było żadnej tajemnicy, że nie miał szans mieć turczyńskiej krwi w swoich żyłach ze swoją urodą. Musiałby być chyba jakimś tureckim albinosem czy coś... - Co byś powiedziała na wycieczkę w przyszłości? Weekendową. Do Chin. Żeby nauczyć się parzenia herbaty i zasmakować w nich wszystkich. - To "w nich wszystkich" było oczywiście nad wyrost, bo raczej nie było takiej szans, za dużo smaków, za dużo możliwości. Ale kilka można było popróbować, inne kupić. Przy możliwościach teleportacji wybranie się na dwie czy trzy noce nie stanowiło żadnego problemu. Co najwyżej problemy z załatwianiem formalności, ale na szczęście na wszystko Laurenta było stać. A poczuwał się gospodarzem tej wycieczki.

- Ponieważ naprawdę jest wszystko dobrze. Samica zdrowieje, a młode marudzą i psocą, tęsknią za matką. Przyzwyczają się, ale i tak za każdym razem smucą mnie takie rozłąki, kiedy na te młode patrzę, nierozumiejące, dlaczego nie mogą wrócić do matki. - Nie ważne, czy to były hipogryfy czy jakiekolwiek inne stworzenia. Albo ludzie. Przecież... nikt nie chciał zostawać bez rodzica, prawda? - Abby nie czuje się najlepiej - psychicznie. Przeżywa stratę hipogryfów i całe to wydarzenie mocno nim wstrząsnęło. Radzi sobie jednak. Śledztwem się nie interesowałem. - Z tym, jak to idzie dalej, czy więcej winnych, czy ktoś na coś trafił i tak dalej.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#7
25.11.2023, 00:03  ✶  
Spojrzała z zaskoczeniem na Laurenta. Chwilę wpatrywała się w jego niebieskie jak wzburzone morze oczy, a potem się roześmiała. Na jej szczęście nie był to głośny śmiech całą sobą, do którego miała skłonność. Bardziej chichot, dzięki czemu nie wylała herbaty z czarki.
- Nie, skądże. Poszłam do osoby, zajmującej się dmuchaniem szkła i narysowałam mu o co mi chodzi - odłożyła czarkę na stolik i rozłożyła ręce w geście bezradności. Nie była artystką - Olivia nie była interesująca w ten sposób. Była rzemieślnikiem w innym tego słowa znaczeniu. Gdyby chciała, mogłaby uwarzyć amortencję tak silną, żeby przywiązać do siebie Laurenta na zawsze. A gdyby ją zranił, mogłaby stworzyć truciznę, która zabiłaby go w kilka chwil. Lecz nigdy jej to nawet przez myśl nie przeszło: ani w stosunku do niego, ani w stosunku do kogokolwiek innego. Była z natury dobrą osobą, która owszem - nie zawaha się skrzywdzić kogoś w obronie bliskich, ale to była ta granica. - Wybacz, jeśli tak pomyślałeś. Ale jestem trochę nienormalna, może trochę jak artyści. Ale nie ma we mnie ani krzty talentu, a ten rysunek, który pokazałam panu który zrobił figurkę, nigdy, NIGDY powtarzam, nie powinien opuścić tego domu.
Przekrzywiła głowę z uśmiechem i założyła nogę na nogę. Gestem głowy wskazała na cynamonowe bułeczki i zachęciła Laurenta do spróbowania. Sama sięgnęła po jedną.
- Spróbuj, są pyszne - tym razem staranie dobierała słowa, żeby pomyślał, że tym razem ona je zrobiła. To akurat było niewinne kłamstwo bo szybko się nauczy je robić. Lubiła gotować, chociaż w większości przypadków jej kuchenne popisy kończyły się spektakularnym fiasko. Ale była uparta, nawet bardzo, więc jak postanowiła, że się nauczy - nie było przebacz. - Aydaya...
Powtórzyła imię jego matki z niejakim zdziwieniem, gdy oczywiście już przełknęła to, co miała w ustach. Odłożyła na talerzyk wypiek i sięgnęła po herbatę.
- Piękne imię. Nigdy nie piłam herbaty z Turcji. Myślisz, że mocno różni się od tej z Chin? - zapytała, opuszczając wzrok na swój napój. Zamyśliła się na krótką chwilę. Turcja kojarzyła jej się z korzennymi przyprawami, ciepłem i ostrością... nie, wróć - z wyrazistością smaków. Czy to możliwe, żeby w tamtych rejonach rosły inne gatunki herbaty? A może sekret tkwi w suszeniu liści? Albo parzeniu? - Wycieczkę do Chin?
Powtórzyła, tym razem nie mogąc opanować zaskoczenia i odruchów ciała. Wylała trochę herbaty na odsłoniętą łydkę. Z jej ust wydobyło się cicho przekleństwo. Szybko starła bardziej niż ciepłą ciecz dłonią.
- Myślisz, że gdyby mnie było stać na weekendowe wycieczki do Chin, to chodziłabym po klientach Fiolki i zawracała im głowę herbatami, które sprowadzają? - zapytała bez krzty pretensji w głosie, sięgając po serwetkę. Laurent mógł zauważyć rozległą bliznę po oparzeniu w kolorze czerwono-fioletowym. Najwyraźniej oblewanie się gorącymi rzeczami nie było dla Olivii żadną nowością. - Może kiedyś, jak odłożę coś, ale ciężko jest, gdy pracuje się z rodzicami. Głupio prosić o podwyżkę własną matkę, bo jak odmówi to potem w domu będzie niezręcznie przy obiedzie.
Zażartowała, odwracając się do Laurenta lekko bokiem. Herbata przestygła, mogła ją wypić na raz, jednak wolała smakować ją tak długo, jak się dało. Póki była ciepła, oczywiście. Zimne herbaty to dopiero była ignorancja nie z tej ziemi.
- Współczuję im. Tak małym zwierzętom, nawet jeśli szalenie inteligentnym, nie wytłumaczysz dlaczego zostały oddzielone. A Abby... - pokręciła głową, milknąc. Cień zmartwienia przemknął po jej twarzy, gdy pomyślała o mężczyźnie. Był dobrym człowiekiem, może nie zawsze uczciwym, ale jednak dobrym. - Odwiedzę go kiedyś albo prześlę sowę, żeby nie wypaplał ojcu, że u niego byłam. Szkoda mi go bardzo, to musiało być dla niego okropne.
Jej głos przepełniał żal i głębokie współczucie. Ona sama nie do końca rozumiała, co się stało tam, w Portsmouth. A co dopiero biedny Abby. Jednego dnia stracił praktycznie wszystko. Olivia zasępiła się na dłuższą chwilę.
- Śledztwo mnie nie interesuje. Domyślam się, kto to był - mruknęła w końcu, strząsając z siebie dziwne uczucie chłodu przy pomocy wzruszenia ramion. Dolała sobie herbaty i jeśli trzeba było, to Laurentowi. - Ale myślę, że też powinieneś uważać. Skoro porwali się nie wiadomo czemu na hipogryfy - o ile to nie Abby był problemem - to wolałabym, żeby nawet nie myśleli, żeby wpaść do ciebie z wizytą.
Zacisnęła szczęki, by opanować drżenie głosu. Uśmiechnęła się słabo. Naprawdę go lubiła a sam fakt, że mieszkał tak daleko i mogło się u niego stać tyle zła... Bo jeden szaleniec postanowił ogłosić się panem. To wykraczało poza jej rozumowanie.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#8
25.11.2023, 15:00  ✶  

To, że nie ona zrobiła samo szkło w zasadzie wiele w jego oczach nie zmieniło, a pogłębiło teraz zdumienie, aż trochę poruszył głową, mrugnął. Narysowała. Przedstawiła o co chodzi, sztukmistrz stworzył wizję w trójwymiarze. Piękna współpraca dwójki osób, które postrzegały ten świat w innych kolorach i w o wiele szerszym objęciu niż przeciętny czarodziej czy nawet mugol. No dobrze, trzeba przyznać, że umiejętności plastyczne zachwycały Laurenta wraz z tą wyobraźnią, ale faktycznie gdyby się okazało, że ona własnoręcznie tego konia stworzyła, to chyba nie potrafiłby się ogarnąć przez dłuższy moment. Wtopiony w siedzisko, które zostało mu zaproponowane, zapominając o herbacie i istnieniu bożego świata.

- Olivio, nie ma tu czego wybaczać. - Zapewnił ją bardzo poważnie, ciągle tkwiąc w swoim podziwie, zdumieniu i admiracji, która grała swoje nuty w tonacji jego głosu i przelewała się falami przez jego oczy. Falami, które chciały dotykać jej nóg, przynosić to przyjemne odczucie, kiedy za długo chodziłeś po gorącym piasku. Dotykiem pieścić, oczami błądzić - cholera, ta wiedźma naprawdę olśniewała w każdym calu. - Nawet jeśli uważasz, że rysunek był kiepski, to sprawiłaś, że powstało TO. - Wskazał tutaj na zapakowanego już pegaza, który naprawdę wsuwał się do serca Laurenta kluczem - idealnie dopasowanym do zameczka. Przekręcał się tam i sprawiał, że Laurent mógł niemal dryfować po powierzchni jak na różowej, miękkiej chmurce. I nie, nie chodzi o figurkę samą w sobie. - Nie zapominając o tym, że myślałaś o mnie na tykle, by pokwapić się do szklarza, stworzyć projekt, dopasować go... - Uśmiechnął się z tą admiracją i słodyczą. Poczuł to przyjemne mrowienie w brzuchu, które zachęcało do tego, żeby sprzeniewierzyć dzielące ich odległości i pokazać głębie tego zauroczenia, które w niego wetknęła i pozwoliła rozkwitnąć. Jakim kwiatem byłaby Olivia? Nawet nie wiedział. Była jasną gwiazdą, płomienną, ciepłem kominka i niepowtarzalną świecą z urokiem wiły i nieśmiałością Lunaballi.

- I piękna kobieta. - Sięgnął po bułeczkę, choć aktualnie ta bułeczka była ostatnią rzeczą, do której chciał wyciągać dłonie. I niekoniecznie był teraz zainteresowany ich zapachem. Stracił nawet zainteresowanie herbatą. Jego myśli stawały się zawirowane, pełne znajomej przyjemności płynącej z obcowania z osobą, która w każdym calu do siebie przyciąga. I pomyśleć, że za parę dni miał się wybierać na ślub z Victorią, ha... nie swój ślub. Jako osoba zaproszona na ślub dalszej rodziny Prewettów. Piąta woda po kisielu, ale wypadało, żeby ktoś się pojawił. Temat Aydayi zaś mógł zostawić na tych krótkich komentarzach, bo relacja łącząca go z nią była co najmniej burzliwa. Na szczęście przy tym, czym właśnie karmiła go Olivia (i nie mam tu na myśli bułeczki, którą bardzo powoli i oszczędnie Laurent skubał) nawet nie odczuł drażliwości tematu i jego delikatności. - Nie wiem, ale mam nadzieję, że się przekonam. - Pewnie sekret w tym, jak smakowała ta herbata był wypadkową bardzo wielu czynników. W końcu rośliny z różnych krańców świata różniły się ze względu na rodzaj gleby, klimat, ilość opadów. Nawet zwykły ogórek smakować potrafił inaczej w zależności od tego, w którym zakątku Anglii urósł - ale Laurent był spaczony, więc może nie warto było tego brać pod uwagę. Natomiast łączyła ich ta ciekawość. Olivia (znów) nieświadomie złapała mężczyznę na bardzo dobry haczyk. - Bardzo dobre bułeczki. - Pochwalił, notując sobie w głowie, że Olivia potrafiła dobrze piec. HA~! Frajer, hihi.

- Olivio. - To, że zaczęła z tym, że sama za siebie zapłaci w zasadzie nim trochę potrząsnęło. W jego świecie to było przecież takie naturalne, że niekoniecznie pytano w kręgach znajomych kto płaci. To było płynne. Tak samo jak on nie pytał, czym się jej odwdzięczyć za bukiet... albo nie wyjawiał tajemnic bezcenności bukietu, którego znaczenie było bardzo proste, jeśli tylko się znało na florystyce. Bo bukiet, który jej zaoferował, był zaproszeniem do flirtu. Ale czy go tak odebrała, czy też nie - nie wiedział, natomiast jeśli nie odebrała to chyba nie potrzebowała nawet tego zaproszenia. - To ja proponuję wyjazd, więc to chyba naturalne, że kwestie finansowe leżą po mojej stronie. Jesteś moim gościem. - To prawie tak, jakby miał się z nią teraz rozliczać za te bułeczki czy herbatę... Dla niego to było normalne - dla Olivii, która nie żyła na stosie galeonów, to raczej wykraczało na abstrakcję. Ale Laurent niekoniecznie miał wiele kontaktu z osobami, które same na stosie monet nie spały. Tak to naturalnie wychodziło - obracasz się w podobnych kręgach, prawda?

Popijał herbatę, ciesząc się jej smakiem, ale kiedy Olivia zaczęła mówić o Abbym, kiedy mówiła o stworzeniach, samego ścisnął go żal. Wpatrywał się w nią tak, jak człowiek może patrzeć na osobę, z której czoła chciałby ściągnąć te zmartwienia czułym dotykiem. Kiedy zaś powiedziała swoje przemyślenia apropo ostrzegania go to przeważyło szalę jego wytrzymałości. Tego wiązania sobie dłoni. Wstał powoli z krzesła i podszedł do Olivii, żeby przysunąć jedno krzesło obok niej, usiąść na nim, by nad nią nie górować, ani nie tworzyć dziwnej atmosfery skłaniającej ją do wstania. Sięgnął do jej twarzy, opierając dłoń na jej miękkim policzku. Olivia... miała chyba te oczy kobiety, która bardzo chciała, żeby ktoś nad nią jednocześnie zapanował, jak i dał jej wolność, którą chciała oddychać. Kogoś silnego, ale łagodnego. Nie miał w sobie siły. Ale potrafił ją z siebie wykrzesać, dla niej, chociaż czasami.

- Martwisz się o mnie, a pamiętasz w swojej frustracji, żeby też zatroszczyć się o siebie? Czy powinienem ci w tym pomóc, piękna Olivio? - Zapytał cicho, bo i kiedy byli tak blisko nie było potrzeby mówić głośno. - Wiesz, co widzę, kiedy na ciebie patrzę? Sunącą po niebie gwiazdę. Jaśniejszą od księżyca kometę o ognistym języku. - Przesunął palcami do jej włosów (o ile się nie odsunęła). - O taki skarb można się tylko troszczyć. I biec za jego marzeniami. - Za jej marzeniami. Bo dlaczego nie, jeśli to mogło sprawić przyjemność obu stronom?



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#9
25.11.2023, 15:40  ✶  
Coś się w postawie Laurenta zmieniło, lecz nie potrafiła na początku wychwycić, co konkretnie. Spojrzała więc na Prewetta uważnie, jakby chciała wybadać co takiego się stało. I najpiękniejsze w tym wszystkim było chyba to, że ona naprawdę robiła to nieświadomie. Świadomie postanowiła powstrzymać swoje myśli, wzrok i emocje, by dać Laurentowi przestrzeń, by czuł się komfortowo, a nieświadomie, swoją dziecięcą wręcz naiwnością i ciekawością, przyciągnęła go do siebie, chociaż wcale tego nie planowała. Nie była nigdy dobra we flircie, szybko się płoszyła i niezwykle powoli szło jej otwieranie się przed innymi, a dla niej każda relacja opierała się właśnie na tym - na wspólnym złapaniu tej nici porozumienia, wzmocnieniu jej i połączeniu się psychicznie. Dla Olivii nie liczył się wygląd, status majątkowy czy rodzinny, nie liczyła się nawet krew. Owszem, aparycja zawsze była miłym dodatkiem, ale zdawało się, że każdy w oczach Olivii mógł być piękny, jeżeli tylko miał piękną duszę. A w jej opinii dusza Laurenta była piękna. Dlatego tak się o niego martwiła, chciała otoczyć opieką i być wsparciem, chociaż podejrzewała w głębi duszy, że nie ona jedna.

W jej niebieskich oczach pojawiła się wątpliwość. Jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że niektórzy naprawdę nie musieli się martwić o takie rzeczy. Ona jednak nie lubiła być nikomu nic winna - paradoksalnie, bo sama przecież obdarowywała najbliższych upominkami, mniej lub bardziej znaczącymi. Tak jakby ona nigdy nie mogła nigdy nikomu być dłużna, ale oni mogli być, bo to się zerowało.
- No nie wiem - mruknęła niewyraźnie, ponownie uciekając wzrokiem. Może jednak naprawdę żyli w dwóch osobnych, kompletnie obcych sobie światach, które mimo iż współgrały ze sobą, to nie miały prawa się przenikać? Jednak gdy Laurent wstał, przysunął sobie krzesło i dotknął jej policzka, niespokojne myśli momentalnie się rozwiały. Przekroczył tę granicę dwóch światów, i co ważniejsze - z jej punktu widzenia, oczywiście - wydawał się być w tym szczery. Nie odsunęła się, gdy przesunął palce na jej włosy. Były miękkie i sypkie, trudne do ułożenia, chociaż teraz pasma wydawały się poddawać palcom Laurenta tak, jak Olivia poddawała się jego oczom. Nawet jakby chciała, nie potrafiłaby oderwać wzroku od jego tęczówek. Uderzył ją jego zapach, tak podobny do tego, który wyczuwała w amortencji. I chociaż nie kierowała się eliksirami, jeśli chodzi o uczucia, to odruchy były w niej znacznie silniejsze, niż rozsądek. - O mnie nie trzeba się troszczyć.
Niemal szepnęła, opuszczając wzrok na jego usta. Nie zabrzmiało to przekonująco. Miał rację - potrzebowała kogoś, kto będzie jednocześnie jej przyjacielem, ale i kogoś, kto ujarzmi jej myśli, sprawi że się uspokoi. A jednocześnie da jej wolność, której tak bardzo potrzebowała, ale której również się bała. Przyszło im żyć w mrocznych czasach, okropnych, pełnych zła i zepsucia. Ale nawet w mroku widać było przebłyski światła, a w tej chwili takim przebłyskiem był dla niej Laurent. Jaśniał i przyciągał do siebie, chociaż głos w głowie mówił jej, że ze słońcem należy obchodzić się ostrożnie, bo gdy podleci się do niego za blisko - człowiek się spali.

Z niemal fascynacją przejechała kciukiem po ustach Laurenta. Były miękkie, idealnie wykrojone. Wszystko u niego było idealne, każdy element do siebie pasował. Zapewne gdyby był złym człowiekiem, znienawidziłaby go podwójnie. Ale nie był. Czując przyjemne ciepło, rozlewające się po jej ciele, oparła dłoń na boku jego szyi i zetknęła ich usta w pocałunku, tak lekkim i niepewnym, że niemal niewyczuwalnym. Jakby nie chciała wykonywać gwałtownych ruchów, by go nie skrzywdzić, tak jak konika ze szkła, którego mu podarowała.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#10
26.11.2023, 10:48  ✶  

Nie, nie brzmiała przekonująco. Ale ten szept z jej ust (niemal szept) był tak słaby, że stanowił wyraz jej dumy i przekonania, że sobie w życiu poradzi. Musi sobie poradzić. Wiedział o niej całkiem niewiele - o tym, jak żyła, jak funkcjonowała, w jakie kształty układały się jej chmury na niebie, kiedy spała i wędrowała po innych krainach. Gdzieś pomiędzy. Nie frunąc ani w marzenia, ani nie dotykając jawy. Wielką zagadką było jak dotąd, jak funkcjonował ludzki umysł, że tworzył sny w taki sposób. Uśmiechnął się na te słowa, bo rozumiał, bo poruszało go to. Ona go poruszała - tak, z tą niewinnością i prostotą swoich życzeń i słów, choć byłoby bardzo źle, gdyby prostotę pomylił ktoś z prostackością. Ponieważ pomimo tej prostoty jej świat i emocje nie były rozłożone na płaszczyźnie. Zwijała je - jak te bułeczki cynamonowe. Chciała, żeby ktoś ją odwinął. Chciała, żeby ktoś ten świat, poskładany w swoje kręgi i pozamykany przed światem zewnętrznym rozłożył i nie uczynił przy tym krzywdy. Czy tak się dało? Laurent żadnej krzywdy dla niej nie chciał. Za to z całą pewnością chciał wsunąć dłonie w ten świat i go zbadać. Wnieść do niego to słońce, którego chciała i którego potrzebowała - bo tak samo on potrzebował niej samej. Ciekawość wiodła go do niej już od momentu spotkania w New Forest. Kiedy nic się nie zmienili i jednocześnie każdy z nich zmienił się całkowicie. Już nie "chłopak" i "dziewczyna". Już kobieta i mężczyzna.

Ikar bardzo źle skończył, gdy próbował zbliżyć się do słońca.

Zmienił perfumy. Nie otaczał go już ten sam zapach, ale to nie oznaczało, że stał się Olivii dalszy od jednego z zapachów, jaki wyczuwała w amortencji. Był jeszcze bliższy. Bo teraz otulał go zapach perfum bazowanych na drzewnych nutach w swojej podstawie. Jakby to w ogóle nie było przypadkowym, a celowym działaniem, ale nie. Tamte perfumy, które zdołały już wywietrzeć, były nieco większym "przypadkiem" niż te, które miał na sobie teraz. Spoglądał w jej oczy, kiedy czyniła swoje badania i chociaż pozornie nic się nie zmieniło, to niemal czuł, jak kobieta pod jego palcami się roztapia. Jak jego palce trafiają na podatny grunt, jak wychodzą naprzeciw temu, czego niewiasta potrzebowała. Pożądała - nawet jeśli na głos nie padły takie deklaracje. Pod wpływem dotyku jej palców rozchylił wargi. I sam pochylił się w jej kierunku, wychodząc na spotkanie jej motylich ust. Wyciągnął drugą rękę, ułożył na jej plecach i zachęcająco przyciągnął ją do siebie po tym muśnięciu, by połączyć ich usta drugi raz, trzeci, czwarty. Obsypując ją pocałunkami, by z każdym kosztować więcej, dłużej, intensywniej. Nie ma się czego obawiać - mówiły jego oczy. Ciepłe, równie przyzwalające jak jego gest, oddające jej cześć i hołd w podziwie dla jej piękna, delikatności i zmysłowości, dla pobudzenia serca, jakie w nim tworzyła. Kobiety były jak dzieła sztuki. Laurent nie znał lepszego sposobu do wyrażenia swojej admiracji dla nich ponad dotykiem, bo mimo jego bogatego słownictwa nie potrafił znaleźć zdań, które opisałyby to odczucie piękna w wystarczająco dobry sposób.

Bardzo uważnie badał granicę w przestrzeni, gdzie sprawiało jej to przyjemność, a gdzie się chciała wycofać, kiedy jego wargi przesunęły się na jej skórę na szyi, by tam ją musnąć, kiedy jedna jego dłoń zsunęła się na jej talie i przesunęła niżej - na biodro, potem na udo, ale na zewnętrzną stronę. Kiedy tymi palcami badał zagięcia materiału jej sukienki bardzo powoli wędrując na jej kolano, by zatrzymać się na granicy.

- Na pewno nie potrzebujesz troski? - Zapytał szeptem, spoglądając z uśmiechem znów w jej śliczne, roziskrzone oczy. - Mam przestać? - Zapytał szeptem prosto na jej ucho, muskając znów wargami jej skórę.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Laurent Prewett (5141), Olivia Quirke (4247)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa