- ...i jeden z tych dwóch gości pękł, więc wprawdzie właściciel lasu spierdolił, ale w sumie to i tak nie było go na miejscu, więc i tak by spierdolił, a dzięki temu jest poszukiwany i straci majątek pewnie, za to ten co pękł wskazał lokalizację trzech innych punktów, więc cała siatka w gruncie rzeczy została rozbita, a przynajmniej część siatki, trzeba dorwać niedobitki, chcesz ciasteczko? - paplała Brenna, relacjonując Vincentowi pokłosie sprawy z "włamaniem do lasu", i przy okazji z entuzjazmem pałaszując ciasteczka. Utrudniało jej to nieco fakt, że w jednym ręku trzymała paczkę ciasteczek, w drugiej kubek z kawą, i musiała trochę pokombinować, żeby móc wziąć to ciasteczko.
Dla chcącego jednak nic trudnego, prawda? Zwłaszcza gdy chodziło o ciasteczka i nie wypuszczenie przy tym kawy, czarnej, gorzkiej i mocnej, czyli idealnie takiej, jakiej potrzebowała Brenna.
Była po pracy i przed pracą zarazem, znaczy się spędziła noc zajmując się sprawami zakonnymi, potem trochę się przespała, a teraz niedługo zaczynała zmianę w BUM. Właściwie to dopiero za trzy godziny, ale chciała pojawić się wcześniej, by posprzątać do końca papierki po tej sprawie. I nocą musiała oczywiście wrócić do domu, bo była pełnia, więc tym razem nadgodziny tylko rano...
"Pamiątki" po ich "spacerze" już znikły. Magia i eliksiry wyleczyły rozwaloną głowę i łuk brwiowy tak, że nie pozostał ślad. Bok, paskudnie poharatany, także został zaleczony, Brenna więc jak zwykle szła żwawym krokiem. I wydawała się - również jak zwykle - całkiem pogodna. Może nawet taka była. Umiała w końcu zepchnąć niechciane myśli i niepotrzebne emocje gdzieś na bok.
Było jeszcze dość wcześnie, a na ulicy Horyzontalnej kręciło się stosunkowo niewielu przechodniów. Ktoś otworzył właśnie sklep, ktoś zmierzał do pracy, ktoś spieszył gdzieś w swoich sprawach. Może dlatego, że godziny szczytu jeszcze się nie zaczęły i wszyscy zdawali się spieszyć gdzieś w swoich sprawach. I może właśnie dlatego Vincent Prewett zwrócił uwagę dziennikarza, który kręcił się po ulicy, starając się wyłowić pośród ludzi jakieś bardziej rozpoznawalne czy ciekawsze jednostki.
– Dzień dobry! – zawołał radośnie, podchodząc do nich z zachęcającym uśmiechem na ustach. Zignorował Brennę, właśnie sprawnie zjadającej ciasteczko i próbującej nie wylać przy tym kawy, bo przysmak do ust uniosła tą samą dłonią, w której trzymała kubek. – Jestem dziennikarzem Proroka Codziennego i chciałbym spytać, co pan myśli o obecnej sytuacji politycznej. Mógłbym prosić o pańskie nazwisko? – zapytał, unosząc notes i spojrzał na Prewetta wyczekująco.