Co było w życiu błędem? Jaki z podjętych kroków należałoby cofnąć, żeby żyć życiem, które cię zadowoli? Z którego będziesz zadowolony? Żeby cię rozbawiło, żebyś je pokochał, a wraz z tym samego siebie? Ile trzeba dać, żeby otrzymać coś w zamian? Od siebie jak i od innych. Coś... coś konkretnego. To, czego potrzebujesz. To, czego oczekujesz. Zbudować most nad przepaścią. Postawić deski na jeziorze, żeby nie pękło pod twoimi bucikami. Albo... jeśli nie będziesz wchodził na niebezpieczny teren to nigdzie nie spadniesz. Nie utoniesz, nie potkniesz się, nie rozbijesz sobie kolana. Nie będzie żadnych przykrych niespodzianek, więc i nie będzie żadnych krzywd. Ile człowiek był w stanie wykalkulować z podejmowanych decyzji?
Dom Laurenta stojący przy samej plaży, przylegający krótszą częścią do sosnowego zagajnika New Forest, był niewielki. A przynajmniej niewielki jak na standardy osób takich jak on - bogatych aż do przesady. Wnętrze stanowiło połączoną kuchnię z jadalnią i salonem, a w nim mieściła się jedna duża sypialnia z garderobą, niewielki gabinet, jedna sypialnia gościnna i łazienka. Tyle. Parterowy, z czerwoną dachówką, porośnięty ogrodem z różnymi kwiatami piekącymi się w nim i otoczony płotkiem prezentował się całkowicie niepozornie i nie prezentował sobą majętności osoby, która tu mieszkała. Od strony morza wielkie okna i wyjście na taras przechodziły prosto do salonu z kominkiem, za którym stał ciężki, jadalniany stół. Nad nim specyficzny żyrandol spleciony z wiązanki kwiatów. Kuchnię od jadalni dzieliła wysepka na którym stał piękny, szklany abraksan. Było tu wiele elementów, które mówiły o właścicielu. Gdyby ktoś się znał - nawet o miejscach, w których był. Wielki obraz w złotej ramie na kominku prezentował kobiety wynurzające się z morskich fal z jedną pośród nich wyróżniającą się platyną włosów - jak syreny, czy znawca mógłby powiedzieć - selkie. Przy kuchni wisiał zasuszony bukiet z dziwnym podpisem "Przyszły panna młoda", a dalej w korytarzu wyrwana kartka z dziennika z wierszem zapisanym ołówkiem. Gdzie się nie obejrzało tam coś potrafiło przyciągnąć oko. Biblioteczki przedstawiały literaturę przyrodniczą, atlasy różnego rodzaju, jak i poezje oraz dramaty, aż po dzieła filozoficzne. Wnętrze było przy tym delikatne, jasne, rzeczywiście przypominało raczej miejsce, o którym powiedziałoby się, że było domem kobiety, nie mężczyzny.
Pogoda rzeczywiście sprzyjała. Nie było gorąco - chmury pokrywały w większej części niebo, przez co promienie nie paliły, a jednocześnie nie były gęste. Pewnie będzie padać, może jutro, może pojutrze? Trochę kiepski był z Laurenta wróż, szczególnie co do pogody, ale jakie to miało znaczenie? Sprzyjała pogoda - nie sprzyjał tylko nastrój. Ale nie sprzyjał już kiedy posłał ten list wieczorną porą.
Ubrany w białą koszulę i beżowe spodnie, zwiewne, lekkie, Laurent otworzył drzwi po kilku chwilach od momenty, gdy rozległo się do nich pukanie.
- Dzień dobry, Nicholasie. Miło cię widzieć. - Odsunął się, żeby wpuścić mężczyznę do środka i zamknąć za nim drzwi.