• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[22.06.1972] Lemon tree | Laurent & Orion

[22.06.1972] Lemon tree | Laurent & Orion
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#1
30.11.2023, 00:20  ✶  

Tower Bridge



Yesterday, you told me 'bout the blue, blue sky
And all that I can see is just a yellow lemon tree

Popołudnie sprzyjało Londynowi. Nigdy nie lubił tego miasta - tego i jemu podobnych. Wielkich, krzykliwych, rozproszonych w ludzkiej bieganinie, chociaż sam był zabiegany. Bo jednocześnie bieganie, krzykliwość ludzi, ich barwy, ich emocje, doznania, to, co mieli do przekazania i wszystko, czego przekazywać nie mogli, bo się z jakiegoś powodu wstydzili czy bali - jednocześnie to kochał i tego potrzebował. Dopiero jednak mieszkając z daleka od tego miejsca potrafił to docenić. Ten zgiełk nie służył mu, kiedy czasem Edward i Aydaya zostawiali go u Bulstrodów, kiedy chcieli gdzieś wyjechać z Pandorą - na przykład do Turcji, do rodziny Buruk, z której Aydaya się wywodziła. Albo kiedy Edward akurat był zbyt zajęty, żeby kręcił mu się pod nogami, bo w końcu Aydaya niekoniecznie ten czas poświęcać chciała. Dom Bulstrodów był jak jego drugi dom. Szczególnie w ostatnich latach, kiedy wyniósł się z rodowej posiadłości Prewettów, z Keswick, bywał u nich bardzo często. Czy to na kawę, czy to spędzić z którymś z nich czas. Żył z daleka od Londynu - ale wcale nie sprawiało to, żeby zaglądał rzadko. Pokątna była prawdziwym centrum interesów, nie wspominając o przyjęciach, po których Laurent Prewett uwielbiał się włóczyć. Ta sielanka gdzieś jednak zaginęła. Zagubiła się w mrocznych czasach, jakie zalały świat paskudną falą i postanowiły wszystkich topić. Każdy był zabiegany. Nie miał czasu Atreus, nie miał czasu Orion. Więc... całkiem miłym było trafić akurat na niego, kiedy to wolne miał, żeby móc się dokuśtykać na kawę. Mugolska kawiarnia położona przy Tamizie, z widokiem na piękny, dumny most, który zachwycał technologią wykonania i swoim majestatem, niekoniecznie została przez niego wybrana z uwagi na to, że przepadał za mugolskimi miejscami, kawami, czy cokolwiek takiego. Lubił za to ten widok. A mugolska kawa nijak nie różniła się od tej, którą parzyli czarodzieje. Tak, dobrze było się tu dokuśtykać. Bo chociaż starał się chodzić prosto, noga ciągle dawała o sobie znać.

- Zaczynam wierzyć, że jesteś lokalnym celebrytą. Spotkać cię w ostatnim czasie to cud. - Podniósł się, kiedy zobaczył Oriona i wyszedł dwa kroki ze stolika ustawionego przy barierce, na której zawieszono kwiaty w doniczkach. Zieleń za nim cieszyła oko, zlewając się w końcu w jedno z samą Tamizą. Panował tu spokój. Wyszedł dwa kroki od stolika i wyciągnął mężczyźnie dłoń na powitanie. Nie było na Laurencie widać niedoskonałości - skryte pod czarem nie pozwalały zobaczyć, jak zmęczona naprawdę była jego twarz, że miał brzydką bliznę, czy pierwsze siwe włosy w tej jasnej platynie włosów. - Dzień dobry. Miło cię widzieć, Orionie. - Uśmiechnął się ciepło w kierunku kuzyna - tak, jakby mógł skraść jeden z promieni słońca, by spleść z niego wstążkę i podarować w tym delikatnym uścisku dłoni. Ale chyba nie mógł. Chyba to, co chciał, a to, co mógł stanowiło bardzo duży rozjazd. Gestem zaprosił mężczyznę do dwuosobowego stolika i sam zajął siedzenie z powrotem. - Mam nadzieję, że bzdurne spotkanie z kuzynem nie jest za dużym nadwyrężeniem twojego czasu? - Trochę zażartował, ale w zasadzie sam nie był pewien. Orion był aurorem. Miał teraz na pewno pełne ręce roboty. Z drugiej zaś strony - kiedy masz pełne ręce roboty to jeszcze bardziej potrzebujesz przecięcia, normalizacji. Stabilności.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Holding The Grudge
do dilfs
not drugs
Wysoki na 183 centymetry wzrostu, umięśniony, chociaż nie tak wysportowany jak większość Aurorów. Ubiera się w mundur, który nosi dumnie, lub w proste, kolorowe koszule, marynarki i spodnie od garnituru. Błękitne oczy i ciepły uśmiech sprawiają, że jego spojrzenie stopiło już niejedno serce.

Orion Bulstrode
#2
18.12.2023, 21:46  ✶  
Ostatnimi czasy zdecydowanie za dużo pracował. Nierzadko zostawał w biurze po godzinach, a nawet jeśli wracał do domu o właściwych godzinach, jego głowa krążyła wokół raportów i zatrzymań, które nie potrafiły opuścić jego głowy. Już w przeszłości wykazywał zapędy w kierunku pracoholizmu, ale dopiero minione tygodnie pokazały, że wcześniej nie wykorzystywał jeszcze swojego pełnego potencjału, jeśli chodziło o oddawanie się pracy. Wszystko za sprawą Beltane, która bardzo mocno zachwiała jego światem. Jasne. To, że ludzie mieli różne, nierzadko bardzo skrajne i niebezpieczne poglądy nie było niczym nowym. W trakcie pełnienia swoich obowiązków natknął się na niejednego radykała, ale zazwyczaj były to pojedyncze jednostki. Atak w święto może i nie zakończył się jakimiś ogromnymi stratami w ludziach, ale pokazał, że czasy zdecydowanie się zmieniają i zdecydowanie nie na lepsze. Sam nigdy nie popierał i tak w zasadzie to nawet nie rozumiał poglądów, wedle których osoby bez statusu czystej krwi są gorsze. Każdy był człowiekiem i zasługiwał na równe traktowanie. Był gotów walczyć w obronie swoich idei, ale niekoniecznie chciał, aby koszta te ponosili jego bliscy. Tak, chodzi o Atreusa oraz obrażenia, których doświadczył w trakcie całego zajścia. Co prawda zdążył już dojść do siebie, a także wrócić do normalnej pracy, ale Orion wciąż nie mógł wyrzucić z głowy obrazu brata, który zastał, gdy odnalazł go pośród rannych. Co prawda był już opatrzony, ale w żadnym stopniu nie umniejszało to lękowi, jaki ogarnął go w tamtym momencie.
Z jednej strony czuł się winny, z drugiej zestresowany. Bał się, że taka sytuacja się powtórzy, a on znowu nie będzie w pobliżu. Jednocześnie po prostu nie chciał, żeby coś takiego spotkało Atreusa raz jeszcze. Byli jednak aurorami, także ryzykowne sytuacje były po prostu wpisane w ich życie. Musiał się z tym pogodzić, co zresztą zrobił, ale w swój sposób. Spędzał w pracy jeszcze więcej czasu, chcąc się w ten sposób upewnić, że kolejnym razem będą przygotowani na wszystko, co tylko mogło ich spotkać.
Pochłonęło go to na tyle, że zaczął zaniedbywać inne aspekty życia, a w tym rodzinę. Był tego świadomy i wywoływało w nim poczucie winy, ale wyrzuty sumienia były mocniejsze. Zazwyczaj. Czasem bowiem spotykał bliskich, przeważnie przypadkiem. Na korytarzu wpadł na siostrę, w drzwiach na matkę. Przeważnie wywiązywały się z tego raczej krótkie rozmowy, głównie dlatego, że się śpieszył. Dzisiaj jednak sytuacja wyglądała nieco inaczej. Chyba pierwszy raz od blisko miesiąca skończył pracę w wyznaczonych godzinach, głównie dlatego, że akurat nie było jej za dużo, przez co nie mógł wziąć na siebie niczego dodatkowego.
Zostało mu wrócić do domu, a w trakcie tej podróży niespodziewanie spotkał Laurenta, z którym... och, naprawdę dawno już nie rozmawiał. Próba wrócenia do wspomnienia ich ostatniej rozmowy zajęła zdecydowanie za dużo czasu, co z kolei wprawiło go w lekką konsternację. Było mu najzwyczajniej w świecie głupio.
Przez krótką chwilę zastanawiał się, co odpowiedzieć. W pierwszym odruchu chciał przeprosić, ale nie było to szczególnie dobre rozpoczęcie rozmowy. W sporej mierze dlatego, że miał mgliste wrażenie, że ostatnim razem zrobił tak samo, po czym nie gadali przez tydzień. — Na szczęście bycie celebrytą mi nie grozi, jestem za nudny i zdecydowanie za dużo czasu poświęcam pracy — rzucił w końcu, próbując jakoś zacząć tę rozmowę. Bez większego namysłu uścisnął dłoń młodego mężczyzny, posyłając mu przy tym lekki, sympatyczny uśmiech. — Mi również miło Cię widzieć i nie, spotkanie z kuzynem zdecydowanie nie nadwyręża mojego czasu. Bo na pewno nie nazwałbym go bzdurnym — dodał jeszcze szybko na końcu, chcąc przekazać Laurentowi, że zdecydowanie nie myśli o nim w tak negatywny sposób. Wiedział jednak, że mogło to tak wyglądać, nawet jeśli jego przekonania absolutnie zaprzeczały takiemu podejściu.
Jeszcze kilka chwil temu, w pierwszym odruchu chciał odbyć z nim krótką rozmowę i uciec, ale wyrzuty sumienia okazały się zbyt duże. Po prostu nie mógł ot tak odpuścić sobie tego spotkania. Nie chciał, żeby Laurent miał o nim jeszcze gorsze zdanie niż teraz. Zresztą, przecież i tak nie miał już na dzisiaj żadnych planów. Dlatego też, bez dalszego namysłu, ruszył za Prewettem, zajmując miejsce przy stoliku.
— Jak tam u Ciebie? Mam nadzieję, że wszystko jest w przynajmniej względnym porządku? — zaczął, usilnie próbując uniknąć przepraszania, przynajmniej na starcie ich konwersacji.
— Mogę Ci coś zafundować? — Czy próbował przekupić go jedzeniem? Być może. — I jednocześnie, czy mógłbyś mi coś polecić? Mam wrażenie, że jeszcze tu nie byłem i nie wiem, czego warto spróbować — dodał jeszcze, sięgając po menu, które leżało na stoliku.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#3
19.12.2023, 18:32  ✶  

Ostatnimi czasy ludzie ciągle przechodzili z syndromu "za dużo" na "zbyt mało". Dawali z siebie wszystko albo nic. Tak jakby te mroczne czasy skłaniały do przemyśleń na temat tego, czemu warto się poświęcić, a co w ogóle nie jest warte świeczki. Tak, może tak było. Co więc było wartością dla Oriona? Nawet nie odpisywał na listy! Pracoholizm? To już wykraczało ponad to stwierdzenie. Laurent siebie nazywał pracoholikiem - bo nim był - przesadzał z pracą, ale zwolnił. I mimo umiłowania do pracy zawsze znajdował odpowiednią ilość czasu do poświęcenia jej bliskim. Krewnym, znajomym... kochankom. Może nawet w szczególności tym ostatnim.

- Za dużo czasu poświęcasz pracy. - Powtórzył za nim z sympatycznym uśmiechem i skinął głową. Tego nie trzeba było mówić, to opisywało całego Oriona w okazałości. I chyba brakowało go w tamtym domu. Może nawet Atreusowi go brakowało? Ich rozdzielne ścieżki przecież było mocno ze sobą złączone w pracy, więc może tylko tak mu się wydawało? Atreus był mu teraz tak... daleki. Nie potrafił powiedzieć, co krąży pod jego rozczochranymi włosami i za oczami, za którymi chował tyle gniewu. Idealne przeciwieństwo zawsze stoickiego Oriona. - To miał być tylko niezobowiązujący żart. - Uspokoił mężczyznę, żeby nie musiał się tłumaczyć, ani zapewniać go, że ten czas nie jest bzdurny. Może i był zapracowanym człowiekiem, ale był też jednym z ostatnich, które oskarżyłby o celowe zaniedbywanie rodziny. Miał swoje priorytety. Jak każdy. Jego były tak wyraziste jak jutrzenka zimą. Jeśli nie potrafisz zaakceptować czyichś manii i przywar (bo brak czasu dla rodziny to w końcu przywara, tak?) to czy zasługiwałeś na ich dobre strony? Laurent jedynie się martwił, żeby ten człowiek nie przesadził. Na chorego nie wyglądał. Zupełnie jakby ta wojna wyjątkowo łaskawie go potraktowała. - Jestem Prewettem, potrafię liczyć. Również swoją wartość. - Och, jakże to pysznie brzmiało..! Kąciki ust Laurenta drgnęły ku górze. - To też jest dowcip, Orionie. - Wyjaśnił usłużnie. Chyba pora przyznać, że jego żarty wcale nie bawiły. Albo miał po prostu talent do przyciągania ludzi, którzy nie wyłapywali, że sobie delikatne żarciki stroi z pewnych zdań. Ostatnio miał do tego szczęście. Pomimo zmęczenia, pomimo koszmaru minionego dnia, Orion sam był jak priorytety, które wyznała - ciepłym promieniem podczas chłodnego dnia. Zabawnie się starającym, jakby miał być tutaj zaraz oceniany, albo naprawdę obawiał się kiepskiej opinii u kogoś takiego jak Laurent, który szukał wyjaśnień i usprawiedliwień nawet dla ludzkiego okrucieństwa. Dla Oriona nie musiał tych wymówek szukać.

- Florence niczego nie mówiła? - Ach, no tak. Kochana, dobra Florence. Czemu miałaby mówić o tym... o tych wielu rzeczach, jakie się działy teraz wokół niego? Tych złych, negatywnych, które ściągały na dno, tak jak teraz leżała tam Perła Morza? Zadał to pytanie i od razu znał odpowiedź, przez co poszerzył się jego uśmiech. - Ach, no tak... o co ja pytam... - Dopowiedział więc zaraz po zadanym pytaniu. - Wiele rzeczy się dzieje, ale nie wiem, czy jakakolwiek z nich jest w porządku... zatrudniłem nową pracownicę odpowiedzialną za hodowlę abraksanów i bardzo sobie ją cenię. - TO było w porządku, tak. Zgadza się. Tyle historii ominęło Oriona... najwyraźniej nawet ten, w którym Laurent był u aurorów zgłosić, że go prawie zamordowali przez sen. Było tyle przypadków, że niewielu już uważało to za "absurd".

Zaśmiał się cicho, kiedy usłyszał propozycję fundowania... czegoś. Jak taki starszy brat, co? Brakowało tylko tego, żeby go poklepał po główce i dopowiedział, że lizak dopiero po grzecznie zjedzonym obiedzie.

- Mają tu pyszne Crumble z jabłkami. Jeśli lubisz.- Nie to, żeby Laurent wiele się szlajał po niemugolskich dzielnicach, ale to miejsce miało dla niego swój urok. Wolność od magii wcale go nie ujmowała - dodawała jakiegoś pietyzmu tej wodzie i potężnemu mostowi nad nim zawieszonemu. - Proszę, funduj. Dla mnie jeszcze czarną kawę. - Zachęcił go gestem. To była taka mała pierdoła ze strony Oriona, niby mała, a jednak przywoływała ciepło do serca. To było dobre uczucie. To poczucie, że ktoś o ciebie dba.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Holding The Grudge
do dilfs
not drugs
Wysoki na 183 centymetry wzrostu, umięśniony, chociaż nie tak wysportowany jak większość Aurorów. Ubiera się w mundur, który nosi dumnie, lub w proste, kolorowe koszule, marynarki i spodnie od garnituru. Błękitne oczy i ciepły uśmiech sprawiają, że jego spojrzenie stopiło już niejedno serce.

Orion Bulstrode
#4
31.12.2023, 19:05  ✶  
Uśmiechnął się tylko z lekkim zakłopotaniem, gdy zorientował się, że na start rozmowy samodzielnie poruszył temat, który teraz poruszała już chyba połowa rodziny. Początkowo traktował to jedynie jako typowe, rodzinne przepychanki i złośliwości, ale z biegiem czasu, gdy zaczęło to nabierać na sile, pojawił się pierwsze wątpliwości. Może faktycznie brał na siebie zbyt dużo? Samo spotkanie z kuzynem sprawiło, że w jego głowie pojawiło się bardzo dużo myśli, a prawie połowa z nich była nakierowana na to "kiedy widzieliśmy się ostatni raz"? Nie potrafił sobie przypomnieć niczego z ostatnich tygodni. Cholera jasna, nawet na list z prezentem nie odpowiedział! Czemu więc dalej tkwił w tym błędnym kole? Potrzebował rzucić się w wir pracy. Jasne, w procesie jego organizm był nieco przemęczony, ale i tak wolał działać w ten sposób. Nie chciał kolejny raz analizować tego, jak bardzo zawiódł zaufanie brata, nawet jeśli ten o nic go nie oskarżał.
Nie widział innego rozwiązania, a przynajmniej takiego, które dałoby się łatwo wprowadzić w życie. Przez jakiś cza rozmyślam na temat tego, w jaki sposób mógłby uspokoić obawy bliskich, nie zmieniając przy tym aktualnego trybu życia. Odpowiedź? Nie dało się. Brat dosłownie był jego partnerem w pracy, a siostra regularnie sprawdzała, czy nie zrobili sobie krzywdy. W takim towarzystwie ukrywanie czegoś tak widocznego jak praca było po prostu niemożliwe.
Zresztą, w tej chwili tym bardziej nie chciał poświęcać swojej uwagi na wymówki czy usprawiedliwienia. Skoro już się spotkali, chciał wykorzystać tę okazję i spędzić z Laurentem trochę czasu. Tak w zasadzie to nawet nie wiedział, co ten ostatnimi czasy porabiał!
— Ach... widzisz, niby żart, ale jednak jest w nim nieco prawdy. Dlatego może skorzystamy i nadrobimy nieco straconego czasu? — odpowiedział, posyłając mu przy tym lekki, nieco niemrawy uśmiech. Bo tak, zdecydowanie nie potrafił wczytać się w żarty, które właśnie zaczęły lecieć w jego stronę.
Na wspomnienie o znaniu własnej wartości mocno się zafrasował. Zdecydowanie nie chciał zabrzmieć w ten sposób. Przez głowę zdążyło przelecieć mu już kilka opcji przeprosin, ale nim zdążył cokolwiek powiedzieć, kuzyn zdążył go uspokoić. — Och. To... dobrze. To jest, dobry żart — poprawił się, próbując zrobić dobrą minę do złej gry, ale istniała raczej mała szansa na to, że uda mu się ukryć zakłopotanie, które kilka chwil wcześniej wręcz się z niego wylewało. Mając to na uwadze, postanowił zmienić temat, a przynajmniej spróbować. Niestety, głównie dla siebie, ostatnie miesiące spędzał raczej samotnie (albo w pracy) i umiejętności socjalne nieco mu się pogorszyły. O dziwo, udało się, przynajmniej częściowo.
Skupił swoją uwagę na opowieści Laurenta, ale nie uciekła mu wzmianka o Flo. Miał dziwne przeczucie, że nie to miał na myśli, gdy o niej wspominał, ale postanowił nie drążyć tematu. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
— Cieszy mnie, że w końcu znalazłeś solidnego pracownika. Jeśli dobrze kojarzę, ostatni wytrzymał tydzień i uciekł? — odpowiedział, mimowolnie się przy tym uśmiechając. Cała ta historia była dość zabawna, ale przy okazji pewnie mocno uciążliwa. Posiadanie własnej hodowli było wymagające już samo w sobie, także pomoc osób trzecich była wręcz wymogiem. Chyba. Tak przynajmniej wydawało się Orionowi.
Z lekkim uśmiechem kiwnął głową, dając znać, że zanotował zamówienie rozmówcy, po czym skorzystał z faktu, że kelner postanowił do nich podejść. — Poprosiłbym o Crumble z jabłkami i czarną kawę. Dwa razy. Dziękuję bardzo — rzucił do pracownika, po czym wrócił spojrzeniem do Prewetta. Przez chwilę zastanawiał się, czy powinien wracać do wcześniejszego tematu, ale czuł, że powinien to zrobić. — Wybacz mi wścibskość, ale — co miałeś na myśli, gdy wspominałeś o Flo? Oczywiście mogę się mylić, ale coś mi mówi, że nie chodziło ci o nowego pracownika. Oczywiście mogą to być tylko moje wymysły i paranoja wyniesiona z pracy, ale pamiętaj. Jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebował pomocy, jestem tu dla ciebie — dokończył, po czym posłał kuzynowi ciepły, pełny uśmiech.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#5
05.01.2024, 20:55  ✶  

Proste i banalne wyjaśnienie niektórych własnych czynów, słów czy związków frazeologicznych nie stanowiło dla niego problemu, dopóki miał uwagę. To nie było wcale takie oczywiste, że kiedy do kogoś mówisz to zostaniesz wysłuchany. Masz szanse na to, że zostaniesz zignorowany, albo że ktoś będzie bardziej zajęty swoją historią niż tobą, żeby nie zawracać sobie głowy tym, że się produkujesz. Że przecież przebywanie z kimś nie polegało na tworzenie monologów. Orion może i nie był zręczny społecznie, w towarzystwie, ale miał serce po właściwej stronie. Nie przeszkadzało mu to nigdy. Cała rodzina Bulstrode składała się z prawdziwych płatków śniegu - wyjątkowych osobistości. Złośliwi by pewnie powiedzieli, że dziwaków. Laurent tak nigdy nie pomyślał. Kochał ich wszystkich. Byli mu bliscy... bardzo. Nawet jeśli przez pracę nie zawsze był czas, żeby każdemu poświęcić taką samą ilość uwagi.

Żart, albo dobre kłamstwo. Jedno i drugie w tym momencie mogło być. O zgrozo, prawie zdążył zapomnieć, jakie "żarciki" bywały dla Oriona problematyczne, ale wcale go to nie zniechęcało do tego, żeby na swój sposób ubierać niektóre rzeczy w bardziej niepoważne tony. Mało dosłowne przynajmniej. Czy to był jednak bardzo dobry żart to nie wiedział. Miał usłyszeć za miesiąc od pewnego dżentelmena, że raczej rzucał słabymi żarcikami, ale to będzie chwila kryzysowa i nerwowa, pewnie dlatego. Orion kojarzył mu się z bezkonfliktowością. Nie potrafił sobie wyobrazić kłócenia się z nim, gniewania się na niego. Inna sprawa, że on sam nie był skłonny do podnoszenia głosu. Wyjątkiem bywały jego spotkania z macochą. Wtedy jakoś za łatwo było podnieść głos. Za łatwo było powiedzieć coś niemiłego.

- To nie był czas stracony. Szanuję to, że potrzebujesz swojej ostoi, przestrzeni i poświęcasz się pracy. Nigdy więc nie powiem, że sposób, w jaki spędzasz swój czas, jest czasem straconym. - Odparł mężczyźnie łagodnie. Tak jak nie chciał stosować krytyki wobec niego, tak nie chciał sądzić, że tylko dlatego, że nie mieli czasu porozmawiać to ten czas był "straconym". Choć może Orion powiedział to tylko grzecznościowo... ale jak go znał to pewnie kuzyn gotów był sobie robić wyrzuty sumienia, że jest tak a nie inaczej.

- Staram się zapewnić pracownikom jak najlepsze warunki, ale mówiące abraksany są wymagającymi istotami. - W ogóle abraksany były wymagające, a co dopiero te mówiące. Niektórzy nie do końca zdawali sobie z tego sprawę. No i potem był jeszcze jego ulubiony abraksan, jego przyjaciel - Michael. To dopiero było ziółko z charakteru! Dlatego teraz Laurent najpierw spotykał swoich ewentualnych pracowników z Michaelem, zanim podjął decyzję czy takowego zatrudnić. Inaczej to traciło sens. - Poza tym Michael potrafi nie ułatwiać. - Dodał, chociaż Orion na pewno zdawał sobie z tego sprawę. - Jackie, bo tak ma na imię dziewczyna, jest bardzo sumienna i sądzę, że ma dobre serce. Jak na razie wszystko jest dobrze. - Przynajmniej z samym rezerwatem. Przeniósł wzrok na kelnera i skinął głową dając znać, że dla niego nie trzeba nic więcej i że jest podłączony już do zamówienia Oriona.

- Kojarzysz sprawę w biurze aurorów z mordercą wnikającym do snów? - Sprawa chyba była tam głośna? Ale może się mylił. - Miałem nieprzyjemność stać się jego ofiarą na początku czerwca. To był mój główny powód wyjazdu do Francji. Sprawa z widmami po Beltane też się nadal ciągnie... - Spojrzał na Tamizę w zastanowieniu. - Ach, Orionie. Nawet nie wiem od czego zacząć. Nie chciałbym ci przynieść tylko negatywnych wiadomości, ale przyznam, że... ciężko jest ostatnio.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Holding The Grudge
do dilfs
not drugs
Wysoki na 183 centymetry wzrostu, umięśniony, chociaż nie tak wysportowany jak większość Aurorów. Ubiera się w mundur, który nosi dumnie, lub w proste, kolorowe koszule, marynarki i spodnie od garnituru. Błękitne oczy i ciepły uśmiech sprawiają, że jego spojrzenie stopiło już niejedno serce.

Orion Bulstrode
#6
23.05.2024, 23:37  ✶  
Nigdy nie uważał się za introwertyka, ale czasami spotkania towarzyskie po prostu go męczyły. W takich sytuacjach starczyło kilkanaście, a czasem nawet kilka minut rozmowy, żeby zaczęła go boleć głowa. Natłok obowiązków oraz nieustanna presja, które narzucał na siebie w pracy, bardzo skutecznie wypełniały jego życie, nie zostawiając w głowie wiele miejsca na cokolwiek innego. Mówiąc krótko, był strasznie przebodźcowany i przemęczony, z czego nawet on zaczynał zdawać sobie sprawę. Problemy ze snem, wieczne bóle głowy — ciężko było to przeoczyć. W głowie wciąż jednak miał Beltane i rzeczy, do których tam doszło. Po prostu nie potrafił wyrzucić tego z głowy i po prostu iść dalej. Czuł wewnętrzny przymus do tego, żeby przykładać się do swojej pracy bardziej i robić więcej.
Chyba dlatego tak dziwnie było mu usiąść i po prostu porozmawiać, ale pomimo początkowej niepewności, usiadł przy stoliku, a nawet postanowił coś zamówić. Co prawda gryzło go, że odkłada pracę na później, ale w tej chwili jego głowa skupiła się na czymś zgoła innym. Zdał sobie sprawę z tego, jak dawno nie widział się ze swoim kuzynem i poczuł cholerne wyrzuty sumienia. Dalsza rodzina nie zawsze jest kimś, z kim chcesz utrzymywać kontakt, ale Laurent był dla niego niczym młodszy brat. Spędzili razem mnóstwo czasu, Orion dosłownie był świadkiem dorastania młodego Prewetta, który spędzał u nich więcej czasu, niż w domu rodzinnym. Nigdy mu to nie przeszkadzało, nim jeszcze został aurorem, naprawdę dużo czasu poświęcał swoim krewnym. Jak było teraz? Zdecydowanie gorzej. Do tej pory pochłaniały go obowiązki, ale to niespodziewane spotkanie wyrwało go z tego trybu wiecznych obowiązków. Przynajmniej na chwilę.
Uśmiechnął się nieco, gdy Laurent tak miło podszedł do tematu, z którego chwilę temu zażartował. Wyrzuty sumienia nieco osłabły, chociaż wciąż nie czuł się w pełni komfortowo. — Bardzo to doceniam, ale też masz trochę racji. Czasy nie są najlżejsze, ale nie powinienem zaniedbywać bliskich — odparł łagodnie, posyłając mu przy tym lekki uśmiech. — W sumie. W najbliższy weekend będę miał nieco wolnego czasu. Jeśli chcesz, możemy gdzieś wyjść i nieco nadrobić ostatnie miesiące. Oczywiście nie naciskam! — dodał jeszcze, z tym samym, łagodnym wyrazem twarzy. Co prawda nie wiedział jeszcze, co takiego mogliby robić, ale tym będzie się przejmował jutrzejszy Orion.
— Naprawdę jest aż tak ciężko? Zapewniasz dobre warunki pracy i godziwe stawki, a ludzie i tak rezygnują? Muszę chyba cię odwiedzić i przekonać się na własnej skórze, z czym się mierzysz. Jeśli nie masz nic przeciwko wizytom. Mogę nieco pomóc, żeby nie było, że dajesz mi darmowe wycieczki — Co prawda niezbyt dobrze znał się na dbaniu o magiczne, czy w sumie jakiekolwiek stworzenia, ale był przekonany, że znalazłyby się rzeczy, które wymagają mniej umiejętności. — Przy okazji poznam Jackie i dopytam, jakie warunki faktycznie u ciebie panują. Bo mnie nie oszukujesz, prawda? — Posłał mu podejrzliwe spojrzenie, któremu jednak towarzyszył szeroki uśmiech, który wyjątkowo szybko zdradził jego próby żartowania.
Zaraz jednak spochmurniał. Kojarzył sprawę owego mordercy i był świadom, że jego kuzyn padł ofiarę tego łachudry, ale z racji na pokrewieństwo nie miał zbyt wielkiego dostępu do szerszych informacji. Może to dobrze, bo ciężko było mu utrzymać emocje na wodzy, gdy chodziło o bliskie mu osoby.
— Domyślam się, że jest ciężko, ale pamiętaj. Zawsze możesz na mnie liczyć. Jesteś dla mnie jak młodszy brat — rzucił nieco rozczulony, obrzucając go troskliwym spojrzeniem. Tak, zdecydowanie dobrze zrobił, zapominając na chwilę o pracy. Rodzina zdecydowanie nie powinna być pozostawiona na boku.
Co prawda sama rozmowa ocierała się o ciężkie tematy, ale naprawdę cieszył go fakt, że w końcu spędzali razem nieco więcej czasu. Nawet nie wiedział, kiedy uciekło im kilka kolejnych godzin. Gdy zaczęło się ściemniać, odprowadził kuzyna, po czym wrócił do domu. Tym razem pracę postanowił zostawić na kolejny dzień.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Laurent Prewett (1762), Orion Bulstrode (1980)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa