• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 … 3 4 5 6 7 … 9 Dalej »
[10.07.1972] BAD MOTHERFUCKER | The Edge & The Lightbringer

[10.07.1972] BAD MOTHERFUCKER | The Edge & The Lightbringer
Jim
The Lightbringer in the streets,
Delightbringer in the sheets
Pożoga gorejąca w niebieskich oczach (he's always in heat!!) i figlarne iskierki ognia: te igrające w jego spojrzeniu – zawsze zbyt intensywnym, jak u męczennika przeżywającego ekstazę – i te pośród zmierzwionych wiatrem blond włosów, w których blask pochodni wydobywa rudawe refleksy świetlne. Pod opuszkami wiecznie poparzonych palców czai się obietnica płomieni. Sam jest niczym żyjący płomień, z ruchami, w których tkwi niewymuszona pewność siebie – ale i swego rodzaju nieprzewidywalność. Ogień otula tego postawnego (1,80 m) mężczyznę równie szczelnie, co płaszcz bożej łaski, i tylko woń kościelnych kadzideł potrafi zamaskować towarzyszący mu zawsze swąd dymu i zapach benzyny. Podstawowe wyposażenie Jima obejmuje: uśmiech cherubina z renesansowych obrazów, bardzo charakterystyczny, wyjątkowo głęboki głos, w którym przebrzmiewają nuty irlandzkiego akcentu, starą podręczną biblię, elegancki komplet składający się z białej koszuli, dopasowanych spodni, kamizelki i niewielkiego noża od Flynna (all removable) oraz drewnianego krzyżyka (NOT REMOVABLE), a także chęć zbawienia całego świata (w butonierce).

The Lightbringer
#1
31.12.2023, 15:38  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.03.2024, 02:06 przez The Lightbringer.)  
Scenariusz sumy przypadków: ciasteczko z wróżbą
coniedzielny festyn na ulicy Pokątnej

– Uważaj może, jak leziesz, co – zirytował się Jim, kiedy jakiś zwalisty mężczyzna przepchnął się gwałtownie między nim a Flynnem, wytrącając im z rąk drwa pochodni i plastikową butlę z rozpuszczalnikiem. Cham nawet nie przeprosił, tylko pobiegł dalej!
Jim podchwycił natychmiast porozumiewawcze spojrzenie posłane mu przez brata… Ale przecież nie byli już tymi gówniarzami, którzy gotowi byli nawalać się na pięści z jakimiś obdartymi ulicznikami, bo ubzdurali sobie, że ci krzywo na nich spojrzeli, prawda? PRAWDA?!

Westchnął, i poszedł po butlę z rozpuszczalnikiem, która potoczyła się pod stoisko obok. Zanim jednak zdążył poprosić sprzedawczynię o pomoc, ta usłużnie podała mu zgubę. Musiała widzieć całe zajście… Razem z Flynnem udali się na niedzielny jarmark dla rozrywki, ale i tak wzięli ze sobą swoje cyrkowe atrybuty, gdyby przyszła im ochota na szybki pokaz i publiczną promocję cyrku – to bardziej działało na wyobraźnię niż plakaty! – Edge miał gdzieś za pazuchą kilka swoich ulubionych noży, a Jim – nie do końca ufając ciążącej nad nim klątwie żywiołów, która potrafiła być dość nieprzewidywalna, choć zwykle dobrze ją kontrolował – wziął standardowe wyposażenie połykacza ognia, zdeterminowany przyzywać ogień tylko prostymi zaklęciami i reakcjami chemicznymi. Obrzucił teraz kobietę ze stoiska uważnym spojrzeniem: miała typowo azjatycką urodę, dookoła niej rozłożone były ciasteczka z wróżbą, ale obok stał też szyld, na którym oferowała wróżenie z magicznej kuli i czytanie z dłoni. Dopiero po chwili zrozumiał, że mężczyzna, który wpadł na niego i na Edge’a, musiał odejść właśnie od tego stoiska; być może silnie wzburzyła go nieprzychylna przepowiednia?
– Nawet nie zapłacił za wróżby – poskarżyła się kobieta. Mówiła z silnym, obcym akcentem, ale w jej głosie Jim usłyszał przede wszystkim smutek, więc, oczywiście, obudził się w nim ten cholerny instynkt rycerzyka na białym koniu… Co ten święty Graal robi z mężczyznami.

– Nie martw się, zostawił swój portfel. Myślę, że można to potraktować jako zadośćuczynienie – uspokoił kobietę Jim, wyjmując zręcznie portfel z lepkich od cukierków rączek Flynna… Skradziony portfel, który jeszcze kilka chwil temu przekazał bratu niepostrzeżenie, tuż po tym, jak jednym zwinnym ruchem wyciągnął go z kieszeni nieznajomego, kiedy ten się z nimi zderzył.
Bóg Bogiem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie, powiedział kiedyś Flynnowi, i do tej pory wiernie trzymał się tej zasady.

– Pal to licho, nie ma tu za wiele… – wysypał monety – same sykle i knuty, drobnica!, pokręcił głową – na dłonie Flynna, żeby wygodniej było policzyć, ile w ogóle pieniędzy mieli do dyspozycji, a potem podzielić się z chińską wróżbitką; sam dalej wybebeszał portfel, zastanawiając się, czy może jeszcze uda się trafić na jakiś mugolskie banknoty, które będą mogli wymienić potem w Gringottcie… Niestety, nic z tego. Zajął się więc wyciąganiem kolejnych wizytówek, którymi wypełniony był portfel, choć słowo „wizytówki” było zdecydowanie na wyrost w stosunku do stosu makulatury, jaki zgromadził nieznajomy: było tam pełno losowych karteluszek papieru, serwetek poplamionych kawą, świstków z odciskami kobiecej szminki i zapisanymi numerami… Ze zgromadzonych skarbów zaczął wyłaniać się pewien portret psychologiczny.
– „Andrzej Panele”…  „Dom pełen miłości”, pod spodem jakiś numer, i imię… „Orientalny Ogród”… Nic dziwnego, że nie ma przy sobie złamanego knuta. Wygląda na to, że mam tu jakiegoś fanatyka renowacji wnętrz, który właśnie odnawia dom. Może to jakiś agent nieruchomości?

Teraz skupił się na portfelu. Poruszył brwiami brwi, patrząc to na Edge’a, to na zgubę, jakby mówił, „fajny jest, nie?”. Był w końcu wykonany z dobrej jakości czarnej skóry, całkiem poręcznie leżał w ręce, a na wierzchu miał czerwony napis „BAD MOTHERFUCKER”.

– Chyba na rekompensatę za ciasteczka i nasze znaleźne wystarczy. Mnie też kup – rzucił, zerkając na podliczone pieniądze. Uśmiechnął się ciepło do sprzedawczyni, która wydawała się raczej udobruchana tym nagłym obrotem spraw. Tylko nie zeżryj od razu całego, w środku jest wróżba, powinien ostrzec go, żeby od razu nie wpakował dwóch do buzi, bo też chciał spróbować, ale jakoś o tym nie pomyślał. – Hmmm… W ogóle, mówiłeś wcześniej o jakichś wróżbach, które dostałeś na Lithcie? O co chodziło?


gniew mój wybuchnie
jak ogień będzie płonął
i nikt nie zdoła go zgasić
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#2
10.02.2024, 08:40  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.12.2024, 00:13 przez Eutierria.)  
Flynn poprawił sposób, w jaki trzymał pochodnie, bo chciał skomentować głośno zawartość znajdującego się nieopodal stoiska, a nie mógł tego zrobić, mając w gębie truskawkowego lizaczka. Pech pechem, akurat kiedy wyciągał go z gęby, jakiś pajac popchnął go na bok i wytrącił mu go z ręki. Niby fajnie, że zdążył rozdziabić paszczę na tyle, żeby lizak nie wyleciał na zewnątrz razem z jedynką, ale wciąż niemożebnie go to wkurwiło, bo ośliniony cukierek wylądował na bruku, gdzie od razu obtoczył się w piasku. Okej, nie takie rzeczy jadł, jak go opłucze wodą, to nawet nie będzie chrupał, ale jakoś go to zdenerwowało na tyle, że nawet ktoś na jego poziomie życiowym uznał podniesienie go i zjedzenie za coś uderzającego w ludzką godność. Dlatego właśnie chciał tego frajera pobić. Generalnie facet trafił na bardzo kiepski moment w jego życiu - dopiero co kogoś nastukał pięściami, bo średnio radził sobie z emocjami (a nie radził sobie z nimi nigdy, więc porównując obecny stan do przeszłości, mówiliśmy o czymś, co u normalnego człowieka świadczyłoby o rozjebanej skali lub skrajnie złych obliczeniach), a to czyniło go czymś zdolnym do wszystkiego. No ale przyszedł tu z bratem i po ostatniej bójce w warzywniaku naprawdę nie chciał nadwyrężać jego cierpliwości - ograniczył się więc do prostej inkantacji na nogi, która za kilka minut sprawi, że typ potknie się o własne kolano i zajebie twarzą o bruk. Nienawidził czarnej magii, ale jeszcze bardziej nienawidził kiedy robiono z niego idiotę.

Nie odezwał się ani słowem, tylko się tak napiął, jak pies gotowy do biegu. Napiął się jeszcze bardziej, słysząc azjatycki akcent w głosie, bo azjatycki akcent na Ścieżkach nie oznaczał niczego innego niż kłopoty. Pierwszy instynkt - pociągnąć Jima za rękaw i stąd spierdalać, ale w Jimie obudził się ten dobry samarytanin, więc wywrócił oczami i czekał w napięciu na rozwój wydarzeń, oblizując przy tym palce, a później w te oblizane paluchy złapał te sypane z portfela monety.

- Zlituj się Jim, przynajmniej połowa to domy publiczne, posuwa się tam lachony za pieniądze. - Udawał, że nie widzi zażenowanego spojrzenia wróżbitki, będącej świadkiem tej rozmowy. - Obawiam się, że musisz teraz umyć ręce wodą święconą. - A kiedy do niego dotarło, że znajomość tychże miejsc mówiła sama za siebie, nie wiedział do końca jak się z tego wycofać. Znajomość świata to jedno, ale znajomość tak dużej porcji londyńskich prostytutek... Miłość jego życia była prostytutką. Gdzieś tam tliło się: wiesz, ładne dziewczyny to ładne dziewczyny, ale sutenerów zawsze jebałem co najwyżej prądem, tylko każde takie słowo tworzyło kolejną dziurę, bo ten chłopak, którego tak ostatnio obił na środku Fantasmagorii, robił mu kiedyś gałę za... Okej, to był ten moment, kiedy trzeba było zatrzymać potok myśli. Uniósł rączki w obronnym geście, zaciskając palce na stosie monetek. - Ja nie byłem seminarium. - I tym zabił wszelkie dalsze wyjaśnienia. Uciekł w bok, do tej kobiety sprzedającej ciasteczka, modląc się w duchu, żeby go nie rozpoznała. Albo była kimś totalnie od czapy. I dzięki Bogu (hehe) - była. Nie rozpoznał jej.

- Jim - rzucił nagle, wciskając mu do ręki to zapakowane w plastik ciastko - czy chrześcijanie na pewno mogą korzystać z usług wróżbitów? - Uniósł w górę brwi. Pytał nie tylko z czystej, ludzkiej ciekawości - chciał też wiedzieć, czy przypadkiem nie przypadło mu właśnie dodatkowe ciastko do zjedzenia. Bo wbrew temu co pomyślał o nim jego brat - potrafił czytać. I to całkiem nieźle. Ująłby to nawet stwierdzeniem: lubił czytać, ale zawsze w myślach, nigdy głośno, bo jeszcze ktoś każe mu czytać Nowy Testament zamiast Poego, listów od kochanka i harlekinów. Kobieta wydała mu resztę, ale Flynn nie oddał mu żadnych monet, czyżby zniknęły bezpowrotnie w tylnej kieszeni jego spodni? - Pamiętaj, że mogę oswobodzić cię z tej głębokiej, moralnej rozkminy.

Rozmawiając, oddalili się w tylko sobie znanym kierunku.

Koniec sesji


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: The Lightbringer (668), The Edge (631)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa