• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 5 6 7 8 9 10 Dalej »
[13.08.1972] It gets so hard to face the truth | Laurent & Philip

[13.08.1972] It gets so hard to face the truth | Laurent & Philip
Lew Salonowy
Seeking to be whole
Driven by passion
Philip to mierzący 173 cm wzrostu wysportowany mężczyzna. Niebieskooki blondyn, którego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach i promienny uśmiech. Jego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach oraz promienny uśmiech. Przywiązuje dużą uwagę do swojego wizerunku, dopasowując swój ubiór do każdej sytuacji. Roztacza wokół siebie aurę niezachwianej pewności siebie.

Philip Nott
#1
12.01.2024, 17:26  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.04.2024, 19:12 przez Philip Nott.)  

Wypełnił się najgorszy możliwy scenariusz, którego można było uniknąć przez odpowiednią dawkę silnej woli, bycie konsekwentnym, niełamanie swoich własnych zasad i nieuleganie własnym słabościom. Tamta noc jeszcze bardziej namieszała mu w życiu, kiedy wszystko to do niego dotarło ze zdwojoną siłą. Uświadomił się to, że tak właśnie powinna wyglądać ta część jego życia - powinien być w nim obecny ktoś, z kim będzie mógł robić tego rodzaju rzeczy w dłużej perspektywie czasu albo ktoś, kto będzie czekać na niego w domu. Laurent naprawdę potrafił namieszać mu w głowie i tak było tym razem, z czym również musiał się zmierzyć. Stanowiło to pewnego rodzaju normę w łączącej ich relacji. Na przestrzeni kilku ostatnich miesięcy doświadczyli licznych wzlotów i sporo upadków. Nie pierwszy raz próbował być tym mądrzejszym i to zakończyć poprzez ruszenie w swoją stronę, bez oglądania się za siebie. Tyle razy próbował tego dokonać i zawsze kończyło się tak samo, tak jak ostatnio.

Nie mogąc znaleźć sobie miejsca w swojej kamienicy na Ulicy Pokątnej Philip poleciłby Błyskowi spakować go na wyjazd oraz przygotować psidwaki oraz Stłuczkę na drogę. Zamierzał udać się do posiadłości swoich rodziców, w której mieszkał również jego starszy brat. Postanowił spędzić tam tyle czasu, ile potrzebuje i wszystko się poukładać. Pozostawił w swoim domu tam skrzata, nakazując mu dotrzeć nieco później tak aby spędził czas z Złotogłówką.

Po dotarciu na miejsce okazało się, że jego rodzice wyjechali na dwutygodniowe zagraniczne wczasy i dlatego pozostał sam z bratem. Nieobecność rodziców mu nie przeszkadzała, wręcz przeciwnie - miała uczynić jego pobyt w rodowej posiadłości bardziej komfortowym dla niego. Brat mógł dostrzec to, że wydawał się nieobecny i że coś go gryzło, jednak uważał że to coś, z czym sam musi się uporać przez istotę swoich problemów.

Błysk dotarł do niego 2 sierpnia, przynosząc mu list od Laurenta... który zaprosił go do siebie jeśli ma ochotę oraz informację, że Laurent pojawił się na progu jego kamienicy osobiście po tym jak nie otrzymał od niego odpowiedzi i tym samym dowiedział się od skrzata, że jego pan wyjechał. Po przeczytaniu listu z trudem powstrzymał się od odpisania na niego, podobnie jak musiał odrzucić myśl o powrocie i udaniu się od razu do New Forest. Wiedział, że tego nie uniknie - Laurent zasługiwał na wyjaśnienia.

Poza radzeniem sobie ze swoimi prywatnymi problemami, Philip starał się zajmować swoje myśli codziennymi wyczerpującymi treningami... stanowiło to jedynie formę ucieczki i tak naprawdę nie działało, ale po każdym takim treningu wracał porządnie zmęczony. Nie sprzyjało to myśleniu. Podczas jednego z takich treningów dostał tłuczkiem w żebra - grali przeciwko drużynie złożonej z rezerwowych zawodników, co pozwalało zachować warunki zbliżone do prawdziwych meczów, więc się nie oszczędzali. Przez to rezerwowy szukający złapał mu znicza praktycznie sprzed nosa. Po zakończonym meczu treningowym uzdrowiciel poskładał jego żebra, sprawdził czy nie uszkodziły delikatnych narządów oraz przepisał mu odpowiednie eliksiry i zalecił ograniczenie swojej aktywności przez jakiś czas.

Philip do magicznego Londynu wrócił dopiero wczoraj, razem z dwoma psidwakami, Stłuczką i Błyskiem. Postanowił już więcej nie odkładać wizyty u Laurenta, do którego udał się następnego dnia. Stojąc na progu jego domu zapukał do drzwi, czekając aż Migotek albo sam gospodarz mu otworzą drzwi. Starał się nie okazywać swojego zdenerwowania, maskując je pewnością siebie i pozorami opanowania.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#2
12.01.2024, 19:29  ✶  

Świat nie sprzyjał temu, żeby można było tańczyć pod purpurowym słońcem. Jeśli Philip był czerwienią, a Laurent błękitem, nie mógł powstać żaden inny kolor z tego połączenia. Choć prawdę mówiąc, jeśli wspominamy słońce, to gdyby blondyn miał kojarzyć z jakąś barwą zawodnika quidditcha to byłby to żółty. Ciepły, żółty kolor, może nawet wpadający w złoto. Dokładnie to, którym posiłkowało się słońce, kiedy chciało zniżyć się z nieba do ludzi, podejść do nich, strudzonych, niegodnych uwagi Boga. Taniec mógł trwać tylko wtedy, kiedy nauczyłeś się ślizgać na tej nawierzchni, która była niby trawą, a jednocześnie lodem skuwała świat. Pomyślałby kto - przecież nie ma nad czym dramatyzować. Nie ma czym się przejmować. Te małostkowe problemy, które mieszały się w kotle Philipa i Laurenta były jak pyłki na wietrze wystawione na próbę tego świata gromadzącego realne wyzwania. Realny ból. Ponoć bólu nie dało się zmierzyć. Nie miał porównania. Nie było "ja mam gorzej, ty lepiej". Nie było "ja cierpię bardziej". Tak, straciłeś rodziców - cierpisz z powodu tego bardziej, że ich nie ma, że przeżyłeś ich śmierć, niż dziecko, które dostało karę na wychodzenie na dwór za kiepskie wyniki w Hogwarcie. Ta trywialność potrafiła rozdzielać świat. Tworzyła kokony prywatności i nieświadomości w ludzkich głowach, nie pozwalając dojrzeć tego, co naprawdę za zasłoną. Prucie kurtyn niewiele dawało. Za dużo splotów należałoby rozdzielić, żeby dotrzeć do prawdy.

W tym tańcu więc przeszkadzała ta trywialność, że Philip przecież nie był ci niczego winien. Nie musiał się spowiadać z wyjazdów, nie musiał cię o niczym informować i jak dotąd zdaje się, że nie było takiej maniery, żebyście musieli z czegokolwiek się tłumaczyć. No bo niby dlaczego? Co was łączyło, żeby do tego prowadzić? A jednak kiedy nie odpisał na list to do twojego serca wtargnął się niepokój. Wtargnął ten dramat, własny i prywatny. Czy raczej nie taki własny, skoro pustoszył też wichurą serce Philipa. Tego nie mógł wiedzieć. Liznął powierzchnię, domyślał się reszty, zdawał sobie sprawę z problemu. Lecz huragan? Philip zawsze chciał stać prosto, chciał trzymać się kotwicy i nie puszczać grubych lin zapewniających stabilność. Jego zmiana, jaką zapowiedział, trawiła się w jego trzewiach, ale potem działy się między nimi takie rzeczy, które zdawały się temu przeczyć. Być mądrzejszym - pomóc w postanowieniach... tak, chciałby mu pomóc. Nie mógł. Nie dlatego, że nie chciał. Po prostu nie mógł. Nie miał na to sił. W końcu sam potrzebował pomocy. Więc nie było odpowiedzi na list i jakaś dziwna panika nawiedziła jego myśli - co, jeśli ktoś go skrzywdził? Kto? Kto byłby tak głupi? Łatwiej zapytać: kto byłby tak zazdrosny. Laurent znał przynajmniej dwie osoby, które by się odważyły na ten ruch mimo zapewnień Philipa, że jego mieszkanie jest bezpieczne. Philipowi nic jednak nie było. Po prostu... wyjechał. Aha. Jakoś nie potrafił niczego mądrzejszego z siebie wykrzesać. Ani z myśli, ani z gardła. Aha. Tak po prostu. Skąd to dziwne poczucie... zawodu? Przepędź je, rozegnaj dłonią jak dym nikotyny. Niepotrzebne. Zbędne. Obecność i byt Philipa stał się muchą, która brzęczała mu gdzieś w kącie pokoju, więc uparcie się od niej odsuwał, oddalał i wyganiał ją na zewnątrz.

Kiedy rozległo się pukanie do drzwi Laurent był w domu. Duma pojawił się w rogu ogrodu, z pyskiem nisko ziemi, wpatrując się jasnymi, złotymi ślepiami w przybysza, ale kiedy zobaczył i wyczuł nozdrzami, że to Philip, nie zaczął szczekać. Cichy pomruk tylko wydobył się z jego pyska i zaraz podszedł do blondyna parę kroków. Tylko parę, unosząc znów łeb i obserwują. Wyczuwał niechęć. Wyczuwał, że Philip wcale nie chciał się z nim tarmosić i bawić. Wbite w niego spojrzenie... zostało przerwane dźwiękiem otwieranych drzwi, w których stanął Laurent z okularami na nosie. Chwilę wcześniej, gdyby się przysłuchać, to wśród szumu morza i trelu ptaków dałoby się usłyszeć jego kroki, kiedy wyglądał przez judasza, żeby zobaczyć, kto przybył. Jakoś... oduczył się otwierania drzwi tak po prostu.

- Dzień dobry, Philipie. - Dlatego też na jego twarzy nie było zdziwienia, gdy otworzył. - Nie spodziewałem się wizyty. - Zastanawiał się, czy przegapił jakąś pocztę, zdarzało mu się czasami teraz odkładać korespondencję na bok, tylko przeglądając, czy nie ma od kogoś znajomego. Ale może przegapił nazwisko Notta? - Wejdź, proszę. - Przepuścił mężczyznę, żeby zamknąć za nim drzwi i wejść do wnętrza. Jak zawsze panował tu porządek, jak zawsze dużo światła wlewało się do wnętrza i pachniało morskim powietrzem przemieszanym z delikatną wonią kwiatów. Szczególnie latem. Taras jak zwykle był otworzony, wpuszczając do wnętrza chłodne powiewy. - Napijesz się czegoś? - Jakoś zupełnie nie wiedział, czego się spodziewać po tej wizycie.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Lew Salonowy
Seeking to be whole
Driven by passion
Philip to mierzący 173 cm wzrostu wysportowany mężczyzna. Niebieskooki blondyn, którego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach i promienny uśmiech. Jego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach oraz promienny uśmiech. Przywiązuje dużą uwagę do swojego wizerunku, dopasowując swój ubiór do każdej sytuacji. Roztacza wokół siebie aurę niezachwianej pewności siebie.

Philip Nott
#3
12.01.2024, 21:51  ✶  

Przychodząc tutaj po tak długim czasie niedawania jakiegokolwiek znaku życia i zamierzając poruszyć tak wiele trudnych tematów zastanawiał się nad tym, czy na to się decydując spali wszystkie mosty między nimi czy zdoła osiągnąć efekt, którego nie potrafił przewidzieć i nie brał go pod uwagę w swoich przewidywaniach. Jedyną rzeczą, której był całkowicie pewien, było to, czego chciał od życia i poszukiwał sposobu na osiągnięcie tego choć tak naprawdę nie wiedział, czy obrana przez niego droga była to właściwą. Nie wiedział również tego, czy po raz kolejny nie zboczy z niej pod wpływem pod wpływem impulsu, przyzwyczajeń i własnej słabości. Jeśli znowu polegnie to pozostanie mu po wszystkim kolejny bagaż doświadczeń, który będzie musiał udźwignąć, odczuwana przez niego maskująca wszystko inne frustracja. Starał się uciekać od tego wszystkiego... w puste podboje, w wymagające treningi. Jedno i drugie nie było zdrowe i dobre dla niego.

Potrzebował tego wyjazdu po to aby móc utrzymać się na powierzchni, zachować upragnioną stabilność choć to jeszcze nie ten moment, w którym mógł poczuć się kompletny. Przez ten czas nie obyło się bez małych potknięć z jego strony, kiedy chciał sięgnąć po wieczne pióro i pergamin aby odpisać oraz rozważał powrót - sama ta myśl pokazywała jak ogromny wpływ na jego dotychczasowe życie miał Laurent i jak bardzo lubił te spotkania, do których okazji nigdy im nie brakowało. Jednocześnie to nie było dla nich dobre - nie tylko on nie mógł ruszyć naprzód, ale również sam Laurent. Młodszy mężczyzna podążał praktycznie jego śladami, zdawał się popełniać te same błędy, co on jeśli chodzi życiowe wybory. Na własnym przykładzie widział do czego one mogą doprowadzić i przez własne doświadczenia mógł komuś odradzać postępowanie w ten sposób. Pomimo tego, że tego potrzebował to nie czuł się z tym dobrze. Nie było to przyzwoite zachowanie z jego strony, nawet jak za tym stało coś więcej, niż tylko jego egoistyczna decyzja.

Dostrzeżenie jarczuka sprawiło, że poczuł na karku pierwsze krople zimnego potu. Ta bestia z piekła rodem mogłaby wydawać się najpotulniejszym psem świata, ale wolał trzymać się od niego z daleka. Nasłuchiwał znajomych kroków gospodarza albo skrzata.

— Dzień dobry, Laurencie. — Przywitał się z tym czarodziejem, którego obdarzył swoim delikatnym uśmiechem. — Nie spodziewałeś się, ponieważ to nie była spodziewana wizyta. Rozważałem napisanie do ciebie listu, ostatecznie po prostu ruszyłem na najbliższy świstoklik po swoim powrocie. — Wytłumaczył mu swoją obecność na progu należącego do niego domu bez poprzedzającego ją jakiekolwiek listu. Stojąc tutaj nie miał pewności co do tego, czy Laurent otworzy mu drzwi i zaprosi go do środka.

— Dziękuję. — Przekraczając próg domu Laurenta i znajdując się w jego przedsionku zdecydował się zsunąć z ramion marynarkę, czemu towarzyszyło lekkie skrzywienie się - gojące się w swoim czasie stłuczenie na wysokości prawego łuku żebrowego było dla niego przyczyną tego rodzaju dyskomfortu. Odetchnął nieco głębiej dobrze znanym mu i bardzo lubianym zapachem. Tym razem starał się nie skrzywić. — Poproszę lemoniadę albo sok pomarańczowy, jeśli nie masz. — W innych okolicznościach poprosiłby o piwo, jednak uzdrowiciel zasugerował mu unikanie alkoholu na czas wyleczenia tego urazu. Skierował się do salonu. Zasiadł tam na swoim ulubionym miejscu czyli na kanapie.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#4
13.01.2024, 17:03  ✶  

Uśmiech. Przeszło mu przez głowę: czy uśmiech był na miejscu? Przeszło mu przez myśli, że nie było się do czego uśmiech. Nie było powodu, żeby unosić kąciki ust. Niepoprawność była już wytykana tyle razy, że po raz setny nie było potrzebny, ale w tej relacji zalągł się jeszcze jeden mały problemik, który przywiódł Laurenta na drogę... rozczarowania. Mimo to odwzajemnił uśmiech mężczyzny w swoim progu. Bardzo krótki, bardzo ulotnym. Enigmatycznym. Z jednej strony miło było zobaczyć te dołeczki w policzkach i miło, że w ogóle się na uśmiech wysilił. Z drugiej miał ochotę mu powiedzieć w twarz to pytanie, które miał w głowie. Zamiast tego wybrał milczenie. Chyba za często je wybierał.

Skierował swoje kroki do kuchni, żeby nalać Philipowi lemoniady tak, jak sobie zażyczył. Coś, co było prawie tak samo pewne w jego domu jak to, że będzie jakaś butelka alkoholu mimo tego, że sam nie pił. To, że zawsze będą na stole świeże kwiaty, że za oknem zobaczy się morze i że Duma będzie chyba zawsze za rogiem pilnować swojego pana. Teraz obszedł budynek dookoła i położył się na deskach tarasu, jak to miał w zwyczaju. Nawet pies był przewrażliwiony po wydarzeniach, jakie miały tu miejsce w przeciągu ostatnich miesięcy.

Woda z cytryną, miodem i listkami mięty przelewana była do szklanki, a Laurent myślał. O tym zawodzie, który trochę osłabiał jego serce. O tym, że chyba jednak oczekiwał czegoś więcej od Philipa po tym, jak mu wyznał, że dzieje się w jego tyle złych rzeczy, że... potrzebuje pomocy. Ale Philip wyjechał następnego dnia. Było prawie jak po Beltane. Nott przyszedł do niego, szukając pocieszenia od swoich problemów, poszli do łóżka i postanowił, że nie będą się spotykali, bo on musi sobie wszystko przemyśleć. Przynajmniej wtedy go poinformował. Może dlatego, że to były jego problemy. Więc myślał dalej - po co Philip tutaj przyszedł? Żeby znowu oświadczyć, że nie będą się spotykali, bo musi coś przemyśleć? A może tym razem myślał krócej i już przemyślał? Odkrył, że było mu to bardziej obojętne niż być powinno, jakby skostniał.

Prawie wylał lemoniadę, kiedy szklanka wyślizgnęła się z jego palców, ale płyn tylko się zakołysał, a szklanka bezpiecznie stanęła na blacie.

- Co cię do mnie sprowadza? - Zapytał uprzejmie, stawiając naczynie z lemoniadą przed mężczyzną na stoliku kawowym, kiedy ten usiadł na kanapie. Laurent usiadł obok niego, obrócony w jego kierunku. Spoglądając na niego ze spokojem.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Lew Salonowy
Seeking to be whole
Driven by passion
Philip to mierzący 173 cm wzrostu wysportowany mężczyzna. Niebieskooki blondyn, którego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach i promienny uśmiech. Jego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach oraz promienny uśmiech. Przywiązuje dużą uwagę do swojego wizerunku, dopasowując swój ubiór do każdej sytuacji. Roztacza wokół siebie aurę niezachwianej pewności siebie.

Philip Nott
#5
13.01.2024, 18:51  ✶  

Siedzący na kanapie Philip odprowadził zmierzającego do kuchni Laurenta. Oczekiwał jego powrotu, gdyż musiał odbyć z nim kolejną poważną rozmowę, która mogła okazać się kolejną najtrudniejszą w jego życiu. Zerwanie kontaktu bez słowa, wycofanie się było dla niego proste pomimo tego, że to była bardzo niedojrzała postawa. Wyjaśnienie swojej postawy i wszystkich decyzji nawet jak naprawdę nie był nic winien Laurentowi było postawą stosowną do jego wieku i wymagało z jego strony ogromnej dozy odwagi. To nie było wyjście na boisko do Quidditcha po to aby wygrać kolejny mecz, to nie było kolejne wystąpienie publiczne ani nawet idiotyczny pojedynek z Lestrange'm, tylko prywatna bitwa, której wyniku nie potrafił przewidzieć. Zależał on nie tylko od niego, ale również od Laurenta. Starał się nie skłaniać się w stronę pesymizmu ani optymizmu - wolał trzymać się realizmu. Jeśli miałby sięgnąć po szklankę w połowie pustą albo w połowie pełną to wybrałby tę pierwszą - zawsze przyjemniej jest dać się miło zaskoczyć, niż doświadczyć niemiłego rozczarowania.

— Dziękuję. — Podziękował Laurentowi. Powoli sięgnął po tę lemoniadę, upijając kilka jej łyków. Odstawił szklankę z powrotem na stolik. Ułożył obie dłonie na swoich udach, starając się w ten sposób powstrzymać od zdradzającej odczuwaną przez niego nerwowość gestykulacji. Zwrócił się twarzą w stronę siedzącego obok niego Laurenta, który zadał mu to pytanie o cel jego niespodziewanej wizyty.

— Błysk przekazał mi od ciebie list oraz powiadomił mnie, że przyszedłeś jak tylko nie odpisałem na twój list. Jestem winien ci wyjaśnienia. — Zaczął od wyjawienia mu części powodów swojej wizyty. — Jak chciałeś tam zostać to mój skrzat domowy wpuściłby cię do środka. — Poinformował go. Nawet jeśli tam Laurent nie zastał go pod tym adresem to nie oznaczało, że nie mógł użyczyć mu całej kamienicy. Nadal ona pozostawała bezpiecznym miejscem. Sam miałby pewność, że młodszy mężczyzna nie urządziłby tam hucznego przyjęcia dla całej Ulicy Pokątnej.6

— Chciałem odpisać na ten list i bardzo chciałem się z tobą spotkać. Powinienem był napisać cokolwiek. Podjąłem decyzję o wyjeździe do domu rodzinnego w Puddlemere spontanicznie, nie mogąc wytrzymać w tamtym domu. Powodem tego było to, że tamta noc za bardzo mi się spodobała i zrozumiałem w ostatnim czasie, że chciałbym, żeby tak wyglądała ta część mojego życia, że tak ona powinna wyglądać. Nie mogłem też wyrzucić ciebie z głowy. Musiałem pewne rzeczy przemyśleć. — Starał się to wszystko wyjaśnić jak najlepiej, wyrzucić z siebie ciężar tych wszystkich myśli i podjętych w ostatnim czasie decyzji, których część właśnie mu przedstawił.

Niewypowiedzianą w tym momencie prawdą było to, że Laurent jest jedną z niewielu osób, które do siebie dopuścił w takim stopniu i które bardzo trudno było wyrzucić z głowy. Przez ten ostatni tydzień również miał z tym wyraźnym problem. Prowadziło to do drugiej, znacznie trudniejszej części odbywanej przez nich rozmowy, do której popchnęły go posiadane przez niego oczekiwania i rzeczywistość. Łączyła ich skomplikowana, zbudowana na fizyczności relacja nawet jeśli spędzali ze sobą trochę czasu to i tak wiedli osobne życia nie będąc sobie nic winni.

Wiedział, że Laurent przechodzi trudny okres w życiu, że dzieje się w jego życiu wiele złych rzeczy i chociaż nie chciał dokładać mu dodatkowych problemów, nie przestanie go lubić to na odbycie tego typu rozmów i podjęcie tego typu decyzji nigdy nie będzie dobrego momentu. Nigdy nie będzie to łatwe, ale jeśli chce coś zmienić w swoim życiu na lepsze to nie powinien czekać na dogodniejszy moment, który mógłby nigdy nie nadejść. Miał za sobą kilka prób zakończenia tej relacji. Przyszedł tutaj z zamiarem podjęcia kolejnej próby, której efektu nie był w stanie przewidzieć. Wszystkie poprzednie zakończyły się porażką z powodu jego własnej słabości.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#6
14.01.2024, 02:00  ✶  

Starał się pamiętać o najmniejszych drobnostkach dobrego zachowania, savoir vivre. Jakim widelczykiem jeść, jak się witać w danych okolicznościach, tytulatury, wszystkie te drobnostki wpływające na to, jak mogłeś zostać odebrany. Tak i wypadało sobie przynieść coś do picia, jeśli gość o napitek prosił. Nie musiało chcieć ci się pić. Chodziło o to, żeby twój gość czuł się bardziej swobodnie. Na jednej płaszczyźnie z gospodarzem, o ile nie próbowałeś podkreślić własnej pozycji w danej chwili. Zazwyczaj nie chodziło o to, żeby przez brak herbaty okazać komuś wyższość bądź nie. Kiedy pijesz możesz się czymś zająć. Mieć pretekst, żeby nie nawiązywać kontaktu wzrokowego. Odpowiednio odczytana atmosfera pozwoli ci zareagować w taki sam sposób. Znaleźć dla oczu zajęcie, żeby nie wpatrywać się tak w osobę pijącą. Dokładnie to, co robił teraz Laurent. I nawet niekoniecznie śpieszyło mu się, żeby jednak sobie też lemoniadę przynieść, chociaż nie było to celowe i świadome działanie z jego strony. Zapomniał się. Rozkojarzony, zatopiony w myślach. Spodziewając się, że zaraz usłyszy, że sobie Philip musiał przemyśleć coś, skoro się tu zjawił bez zapowiedzi. Zaczynał widzieć schemat tego całego chorego postępowania.

- Nie chciałem zostawać w domu bez gospodarza. Nie czułbym się swobodnie. - Z jakiej racji zresztą miałby się tam swobodnie czuć? Nie byli już nawet kochankami wedle tego, co sobie powiedzieli. I chociaż Laurent chciał Philipa nazywać przyjacielem, to przecież do takiego nawiązania relacji też mieli całkiem daleką drogę. Odpowiedział mu bezpośrednio, bez owijania w bawełnę. Bez ślicznych słówek, czy próby prześlizgnięcia się po temacie, żeby odwrócić od niego spojrzenie, albo próbować zamienić w żart. Zamierzał tego nie robić, mając w głowie, że blondyna to denerwowało i miał na ten jego instynkt obronny jakąś alergię. Jeszcze nie było mu się przed czym bronić. Jeszcze. Chciał powiedzieć, że nie jest mu niczego winien, ale to nie zabrzmiałoby dobrze. I zabrzmiało by tak, jakby teraz nie bardzo go nawet interesowało, co ma do powiedzenia. Jakby nie chciał słyszeć wyjaśnień. Właściwie chciał usłyszeć to, co podejrzewał, na głos. Tylko niekoniecznie spodziewał się o wiele głębszych z tego wniosków.

Tym bardziej nie spodziewał się takiego głębokiego wyznania.

Trochę pobladł, trochę mina mu zrzedła, zrobiło się trochę poważniej. To dopiero był brak owijania w bawełnę. Podejście drugie. Zranił go za pierwszym sądząc, że to było odpowiednie, że to było zgodne z tym, co sądził i uczuciami. Było? Chyba nie, skoro sam nie mógł wyrzucić Philipa ze swojej głowy. Z drugiej strony ich ocieranie się o siebie ciągle ich raniło. To nie były malutkie ranki, zarysowania, zadrapania. To naprawdę bolało.

- Nigdy dotąd nie informowaliśmy siebie wzajem o wyjazdach i umawialiśmy się zawczasu, więc... w porządku. Rozumiem i nie ma... nie ma problemu. - To była w sumie jego głupota, że coś mu się uwidziało, coś mu się wydawało... ale chyba jednak nie wydawało, skoro teraz Philip rzucał takimi hasłami? Oderwał od Notta wzrok i przesunął nim na bok. Jakoś utrzymanie kontaktu wzrokowego w danej chwili nie było komfortowe. - Po prostu... dziwnie traktujesz osobę, którą, jak mówisz, "nie możesz wyrzucić z głowy". - Wrócił do niego spojrzeniem. - Żałośnie wyznałem ci, że potrzebuję pomocy, a ty... ty sobie wyjechałeś, bo musiałeś to przemyśleć. - Nie miał w głosie emocji żalu czy pretensji. Mówił spokojnie.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Lew Salonowy
Seeking to be whole
Driven by passion
Philip to mierzący 173 cm wzrostu wysportowany mężczyzna. Niebieskooki blondyn, którego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach i promienny uśmiech. Jego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach oraz promienny uśmiech. Przywiązuje dużą uwagę do swojego wizerunku, dopasowując swój ubiór do każdej sytuacji. Roztacza wokół siebie aurę niezachwianej pewności siebie.

Philip Nott
#7
14.01.2024, 12:28  ✶  

Postąpił impulsywnie, pod wpływem chwili i tego wszystkiego, czego doświadczył w tym krótkim odstępie czasu. Brał odpowiedzialność za swoje nierozważne decyzje i za wszystkie ich następstwa. Jednak jest tutaj, tu i teraz. Jak tylko wrócił. Laurent mógł nie mieć porównania, ale zdarzało mu się zniknąć bez słowa na stałe albo wycofać się z jakieś relacji zamiast brnąć w nią przez cały czas łamiąc po drodze szereg swoich postanowień i wykazując się poważnym brakiem silnej woli. Niektóre swoje zachowania mógłby zwalić na karb swojego zamiłowania do hedonizmu (którego naprawdę trudno było się wyzbyć), jednak pozostałych nie mógł nim w żaden sposób usprawiedliwić. Lista popełnionych przez niego błędów była naprawdę długa i w tym nie różnił się od pozostałych ludzi.

— Na twoim miejscu mógłbym odczuwać to samo, gdybym miał przebywać w czyimś domu pod nieobecność gospodarza choć starałbym sobie jakoś zorganizować czas. — W wypowiedzianych przez niego słowach nie wybrzmiał nawet cień pretensji. Naprawdę nie miałby z tym problemu aby Laurent w ten sposób wykorzystywał jego dom podczas jego nieobecności, jednak nie zamierzał tego mu narzucać. Może kiedyś znaleźć się w sytuacji, w której będzie potrzebować skorzystać z oferowanego mu azylu i dlatego nie zamierzał zmieniać swojego zdania. Doceniał prostą odpowiedź, pozbawioną pięknych słów, powierzchownego podjęcia niewygodnego tematu albo nieadekwatnych do sytuacji żartów. Pozostawał świadom, że Laurent nie musi chcieć go wysłuchać zgodnie z przyjętą niepisaną zasadą, że nie byli sobie nic winni.

Tak jak Laurent nieznacznie pobladł i trochę zrzedła mu mina, tak sytuacja zaczynała nabierać rumieńców - w tym przypadku nie musiało to oznaczać nic dobrego. Przesunął dłońmi po materiale spodni, wciąż starając się nie zdradzać odczuwanego przez siebie, ściskającego trzewia napięcia. Przygryzł mocniej dolną wargę w oczekiwaniu na jakąkolwiek werbalną reakcję ze strony Laurenta. Ona w jakimś stopniu pokrywała się z jego przewidywaniami.

— Dotąd tak było. Jeszcze potrafię rozpoznać, kiedy ktoś stara się mijać się z prawdą. Odnoszę wrażenie, że to na ciebie bardzo wpłynęło. — Podzielił się z nim swoimi spostrzeżeniami. Często stosował tego rodzaju uniki przez co można uznać go za eksperta w stosowaniu ich. Przez moment mógłby uwierzyć w jego słowa, gdyby nie to, że spostrzegł jak odwraca wzrok. — Nie było to właściwe postępowanie z mojej strony. — Przyznał jedynie, nie podejmując już jakichkolwiek prób wytłumaczenia wszystkich czynników, które skłoniły go do pośpiesznego opuszczenia magicznego Londynu. Gdyby miał zamiar to zrobić to nie znalazłby w swoich działaniach ani krztyny logiki. Emocje miały do siebie, że nie było w nich miejsca na chłodną logikę. Istniały jednak gorsze sposoby na radzenie sobie z nimi.

— Przepraszam cię, Laurie... to był najgorszy moment na tego rodzaju... wyjazd. To nie było żałosne, tylko odważne. Możesz mi nie wierzyć, jednak nadal chcę ci pomóc i to nie było coś, co akurat musiałem przemyśleć. To nie byłaby pierwsza rzecz, którą spieprzyłem. Jednak... najwięcej wiem o twoich zatargach z tymi fanatykami, o pozostałych swoich problemach powiedziałeś mi zaledwie powierzchownie. — Ludzie z krwi i kości popełniają błędy. Mógł doliczyć kolejny do długiej listy wszystkich swoich błędów. Laurent miał rację co do tego jak go potraktował i to on musiał zmierzyć się z tego konsekwencjami. Jego intencje nie uległy zmianie, jedynie ich wypełnienie stałoby się bardziej, niż zwykle skomplikowane. Przemyśleć za to musiał swoją sytuację, podjąć w swoim mniemaniu słuszne decyzje. Rozpatrywał je w kategoriach właściwych i korzystnych nie tylko dla siebie, ale i dla Laurenta... który może nie chciał tego, o czym akurat on myślał przez ostatni tydzień.

Przychodząc tutaj wydawał się być zdecydowany co do zakończenia ich znajomości, ale im dłużej tutaj siedział w obecności tego blondyna, tym stawał się mniej pewny swego i jak tak dalej pójdzie to w ogóle nie przejdzie do najtrudniejszej części rozmowy, odrzucając ten zamiar po raz kolejny na bliżej nieokreśloną przyszłość, najlepiej na nigdy. Jeszcze przed paroma miesiącami, zanim w jego życiu zapanował istny chaos, wprowadzenie w życie swojego zamiaru przyszłoby mu bez tego rodzaju zbędnych ceregieli. Nie zwykł przepraszać nikogo za swoje zachowanie egoistycznego dupka, którym bezsprzecznie potrafił być. Jest również głupcem. Jednak to słowo przechodziło mu przez gardło, w ostatnim czasie stawało się to znacznie łatwiejsze dla niego. Oparł się potrzebie sięgnięcia po wysoką szklankę z lemoniadą, za to ułożył prawą rękę na oparciu kanapy. Przez charakter ich wymiany zdań na razie powstrzymał się od zadawania mu trywialnych pytań.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#8
14.01.2024, 14:49  ✶  

Nic, co ludzkie, nie było im obce. Nie było im obce też to, co boskie. Pojęcie Boga w naszej kulturze wałęsało się między oddaniem Matce Wodzie i Ojcu Lądowi. Była ta Matka, którą widzieli Zimni po drugiej stronie lustra i byli bożkowie, którzy zamieszkiwali najbardziej dzikie zakamarki tego świata. Niewidoczni. Czuwający. Zawsze obecni i nieobecni zarazem. Stare rytuały nadal trwały i oddawaliśmy im cześć, wraz z tym nie zapominając o siłach, które przekraczały zdolności przeciętnych czarodziei. Czegokolwiek szukał Voldemort - nie pochodziło to od człowieka. Teraz jednak nie mieli do czynienia z żadnymi siłami nadprzyrodzonymi. To tylko Philip miał syndrom boga w swoim egocentryzmie i narcyzmie. Tylko Laurent był na tyle próżny, żeby uwierzyć w to, że jest aniołem. Komu miałby służyć anioł, jeśli nie bóstwu? Pewnie ludziom. Bo to do nich zwracała się miłość... i zarazem żal, który kwitł w jego sercu. Oplatał je różanym krzewem. Pewnie dlatego ciągle krwawiło.

Zostawił temat kwestii zamieszkania i przebywania w czyimś domu, kiedy go tam nie ma. Chyba wszystko zostało powiedziane, przynajmniej w jego mniemaniu. Philip by sobie jakoś zorganizował czas. Czy w ogóle miał kogoś, do kogo mógłby uciec, gdyby coś złego się działo? Laurent miał. Miał Florence, miał Victorię... i miał też nadzieję, że Victorię będzie miał jak najdłużej. Rokowania były bardzo smętne. Miał zawsze Keswick i swój dom, tak jak Philip miał Puddlemore. Był pewny, że Brenna również nie odmówiłaby mu schronienia, gdyby coś złego się działo. Vincent przygarnąłby go pod swoje skrzydła. Heh... było trochę tych osób. Koniec końców... puste mieszkanie Philipa nie było ani trochę atrakcyjne. I nie potrzebował znaleźć sobie zajęcia - potrzebował jego obecności. Ale teraz to już nie miało znaczenia. Trudno, rozlanego mleka nie wlejesz z powrotem do szklanki.

- Człowiek miewa różne oczekiwania, które niekoniecznie powinny być brane pod uwagę przy rozpatrywaniu rezultatów. - To było istotne, bo koniec końców kto odpowiadał za twoje samopoczucie? Inni, czy jednak ty sam? Zdawał sobie sprawę z tego, że nie da się wiecznie opierać swoich własnych odczuć na innych. Terapia, na którą chodził, pomagała to poukładać odpowiednio w głowie i się ku temu ukierunkować. Ciężar pozostawał, bo niestety - pozostawały uczucia. - Nie spodziewałem się, że wywiniesz mi ten sam numer i po spełnieniu swojej fantazji wspólnej nocy i śniadania postanowisz znowu wystawić mnie do wiatru. Spodziewałem się - i oczekiwałem - od ciebie czegoś więcej. Zawiodłem się, ale ten zawód jest winą moich oczekiwań. - Ponieważ nie powinien był w pierwszej kolejności sądzić, że cokolwiek takiego może mieć miejsce, że Philip naprawdę tak dojrzał i zaczął tak mocno myśleć o tym, jak czują się inni wokół niego, a nie tylko o tym, jak on sam się czuje. Więc... to była po prostu jego głupota. Jego za duża fantazja, za mocne bujanie w obłokach. Nie zamierzał teraz jednak niczego upiększać, skoro Philip sam nacisnął "start" i chciał wiedzieć, co kryło się za unikiem. I jak to na ciebie wpłynęło. Więc oto ma odpowiedź - zadowolony?

- W porządku. W pierwszej kolejności człowiek powinien się troszczyć o samego siebie. To jest bardziej zdrowe. - Mówił to on, tak. Mówił to on, bo wbiło się to do jego głowy gwoździem, że jeśli ty o siebie nie zadbasz to nie zrobi tego nikt. Pustkę można wypełnić tylko sobą samym. Na ile jednak chciał w to uwierzyć i na ile podążyć tą drogą nie wiedział. Jeśli tutaj puści wodzę emocji to znowu będą płacze i dramaty. A właściwie to najchętniej teraz zapadłby się w ramionach blondyna i już nie rozmawiał o tych wszystkich poważnych, życiowych tematach. Był tym zmęczony. - Wiesz, jak to dla mnie wygląda? Spotykamy się, ty masz swoje wyobrażenie tego, jak chcesz, żeby to wyglądało. Bierzesz to, co chcesz, a jeśli tego nie dostaniesz to zaczynasz się denerwować, złościć na mnie. Zastanawiasz się w ogóle nad tym, jak mogę się z tym poczuć? - Bo Laurent wątpił. - Chciałbyś mnie mieć i moją miłość, ponieważ się zakochałeś, ale jesteś tak bardzo skupiony na tym, czego chcesz, że ciężko ci przełknąć myśl: "on może to widzieć inaczej". - Doskonały dowód tego był w próbie ustalenia swoich oczekiwań na przyszłość. Laurent nie chciał krzywdzić Philipa, wręcz przeciwnie. Bał się, że powie o kilka słów za dużo, ale to był ten dzień, ta chwila, w której słowa płynęły.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Lew Salonowy
Seeking to be whole
Driven by passion
Philip to mierzący 173 cm wzrostu wysportowany mężczyzna. Niebieskooki blondyn, którego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach i promienny uśmiech. Jego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach oraz promienny uśmiech. Przywiązuje dużą uwagę do swojego wizerunku, dopasowując swój ubiór do każdej sytuacji. Roztacza wokół siebie aurę niezachwianej pewności siebie.

Philip Nott
#9
14.01.2024, 18:33  ✶  

— Do tego już zdążyłem dojść. — Skomentował. Starał się dbać o swoje samopoczucie, o siebie samego. W ostatnim czasie stało się to jeszcze trudniejsze, bo przedtem wystarczały mu proste i puste przyjemniejszości do tego aby utrzymywać wszystko na odpowiednim poziomie. Sukcesywnie odrzucał część niewygodnych myśli odnośnie tego, że może sam powinien postąpić zgodnie z udzieloną Laurentowi radą i zwrócić się do kogoś o pomoc. Może niekoniecznie umówiłby się na wizytę do jakiegoś terapeuty, ale może faktycznie powinien zwierzyć swojemu bratu. Miał na to cały ostatni tydzień, a jednak tego nie zrobił. Powinien to zrobić. Logan sam zachęcał go do zwierzeń i nie skorzystał z jego propozycji. Żałował tego.

— Tak naprawdę tego nie chciałem... nie ma znaczenia bo jednak to zrobiłem. Nie chciałem wystawić cię do wiatru, nie chciałem zawieść twoich oczekiwań... jedynie za to mogę cię przeprosić. Po raz kolejny. Tamta noc... należała do najlepszych, jakie miałem w całym swoim życiu. Bez mieszania w to Merlina... staram ci się wytłumaczyć choć nic to nie zmieni. Bo spieprzyłem. — Powoli podniósł się z kanapy po to aby przejść się wzdłuż tego salonu, czasem przystając i spoglądając na młodszego mężczyznę. Podobno szczerość nie popłacała i chociaż teraz pozostawał szczery, to miał wrażenie, że wszystko co powie nie przyczyni się do załagodzenia tej całej sytuacji i może najlepiej byłoby już zamilknąć? Przed kilkoma miesiącami w ogóle nie podjąłby tego tematu, nie zamierzając się tłumaczyć ze swojego postępowania. Tak zdecydowanie było prościej. Przekonał się w ostatnim czasie, że prościej nie oznacza lepiej. Jak teraz właśnie.

Laurent również się zmienił i to na lepsze. Przejawiał teraz całkiem zdrową postawę, jaką było zadbanie o siebie. Nie mógł oczekiwać tego, że zostanie przyjęty z otwartymi ramionami i wszystko sprowadzało się do tego, że będzie musiał wypić to piwo, którego nawarzył przez to, co zrobił. Laurent w następnej chwili dał mu to dobitnie do zrozumienia wypowiadając nad wyraz trafne, prawdziwe słowa pod jego adresem. Skoro tutaj już przyszedł to musiał ich wysłuchać i spróbować się jakoś do nich ustosunkować. Teraz za późno było na ucieczkę, która byłaby najgorszym możliwym wyjściem z tej całej sytuacji. Nie była przejawem kolejnego dojrzałego zachowania z jego strony i tak jak swoją poprzednią starał się jeszcze jakoś wytłumaczyć, tak gdyby teraz się stąd teleportował to już nie znalazłby w sobie odwagi do powrotu w to miejsce i zmierzenia się z konsekwencjami swojego tchórzostwa. Teraz jeszcze Laurent chciał z nim rozmawiać.

— Chcesz powiedzieć, że sam nie masz swoich wyobrażeń odnośnie tych spotkań? Masz tak samo jak ja i również dostajesz to, co chcesz albo tego potrzebujesz. Starałem się ci to dać nawet jak ostatnio cię zawiodłem. Starałem się znaleźć inne sposoby na poradzenie sobie ze swoją złością. Treningi sprawdzają się całkiem dobrze. Tak. Wbrew pozorom. — Przechadzając się po tym salonie, przystając co parę chwil analizował słowa, które skierował do niego młodszy mężczyzna. Nie zamierzał się tym razem denerwować - to było dla niego bardzo męczące, ostatni tydzień także nie należał do najlżejszych dla niego i jeszcze zdarzyła mu się kontuzja, w której wyleczeniu nie pomoże dodatkowy stres. Nie zamierzał przyznawać się do tego. Nie w tym momencie. Nie zamierzał wykorzystywać swojego stanu fizycznego do odwrócenia uwagi Laurenta od całej sprawy przy założeniu, że w ogóle przejąłby się tym. On też starał się dać Laurentowi to, co chciał albo potrzebował - nie zamierzał jednak wypomnieć mu tego, że po wszystkim przez długi czas wracali do swojego życia. Nie zrobił tego przez swoje ostatnie decyzje. Nie pozostawiało złudzeń, że naprawdę go zawiódł. Myślał o nim i o jego samopoczuciu, starając się wyjść poza swoją strefę egoizmu.

Nie przypuszczał też, że Laurent w jednym zdaniu zamknie całą niewygodną prawdę, do której mógł dojść na podstawie wypowiedzianych przez niego słów, jego zachowania i tego jak bardzo go zna. Za bardzo. Czy temu dałoby się w jakimkolwiek stopniu zaprzeczyć? Czy powinien to zrobić? Jak bardzo byłby w tym przekonujący? I jak to wpłynie na niego, a jak na samego Laurenta? Prawdą było to, że nie wiedział tego, jak on może się poczuć gdyby zaprzeczył części jego słów i czego oczekiwał w związku z tą całą pokręconą sytuacją. Jak dobrze to rozegra to może się dowie. Sam musiał pilnować się aby nie powiedzieć o parę słów za dużo. Pod wpływem chwili mógłby wyznać prawdziwy powód swojej wizyty.

— Jeśli tak to ujmujesz i jest to ten wyjątkowy stan, w którym można powiedzieć, że dusza dostaje skrzydeł... a na samą myśl o tobie mój twardy fiut chce się wydostać ze spodni to... tak, tak bym to określił. — Może nie był to odpowiedni dobór słów do sytuacji, zwłaszcza że ona była jedną z tych bardziej poważnych i znaczących. Wypowiedziane przez niego słowa nie stanowiły zaprzeczenia tej niewygodnej prawdzie, jednak mogły zostać odebrane jako wyjątkowo bezpośrednie i obcesowe. Nie umniejszały też jego chęciom spędzania z Laurentem czasu w inny sposób niż na uprawianiu z nim seksu. Miało to też rozładować nieco poważną, ciężką od napięcia atmosferę a z jego barków choć na chwilę zdjąć spoczywający na nich ciężar.

— Po prostu powiedz jak to widzisz zamiast kazać mi się nad tym zastanawiać. — Przemawiający przez niego racjonalizm nakazywał nie oczekiwać mu więcej, niż może dostać. Seks bez zobowiązań stanowił tego doskonały przykład, ale nie każdego swojego kochanka zapraszał na zagraniczną wycieczkę aby zobaczył trochę świata i niebo zamiast dobrze znanego sufitu sypialni.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#10
14.01.2024, 22:26  ✶  

Zrób coś. Głos w jego głowie nawoływał do zmiany. Do tego, żeby się otrząsnąć i zrobić coś lepszego, coś milszego. Zatrzymać Philipa, złapać go za dłoń. Chwycić za rękę i powiedzieć, że hej - będzie dobrze. Brzmiałoby to naprawdę słodko i uroczo. Brzmiałoby bardzo w jego stylu. Nie mógł tego jego powiedzieć, nie mógł tego zrobić. To nie byłoby do końca szczere, a czego oczekiwał? Chcesz odpowiedzi, które cię zadowolą. Powiedział mu Nicholas. Tak, chciał. Chciał zadowalającej szczerości, która (oby, dobry Boże) nie będzie miała pokrycia z fałszem z jego głowy.

- Nie... - Pokręcił przecząco głową, kiedy usłyszał o tym, że to wszystko nie ma znaczenia, że mleko rozlane, więc żadne słowa tego nie zmienią. Tak, nie zmienią. Nie zbierzemy mleka z powrotem. Można jednak powycierać stolik, umyć szklankę i zamiast mleka - nalać lemoniady. Można też odstawić szklankę na półkę, albo pójść po nowy karton mleka do sklepu. Bardzo wiele rzeczy można było zrobić, jeśli tylko się chciało - Philip chciał. Dlatego to miało znaczenie. - To ma znaczenie. - Zapewnił tego bożka, który wcale nie sądził, że postradał wszystkie rozumy, cały geniusz tego świata. Który ewoluował, zmieniał się - i to chyba pod jego dłonią. Może pod paroma innymi..? - Nie możemy zmienić przeszłości, jednak tłumaczenie jej i przeprosiny zmieniają teraźniejszość. To ma znaczenie, bardzo duże. Dlatego dziękuję ci. Dlatego chciałem, żebyś wszedł do środka. - Niektóre rozdziały książek powinny być zamknięte. Philip nigdy nie był takim rozdziałem, chociaż bardzo wiele słów chciało powolną strugą płynąć ku epilogowi. W ostatniej chwili odbijały iii... tak, no właśnie. I wszystko ewoluowało. Nie było w tym niczego złego, póki nie przynosiło tylko smutku i bólu. Dopóki mogliśmy mówić o pięknych chwilach. Umówmy się - to był Philip Nott. TEN Philip Nott. Zadufana w sobie gwiazdeeczka, która... przepraszała go naprawdę często. Właściwie to był moment, w którym Laurent poczuł, że chciałby dotknąć jego dłoni i nawet wyciągnął swoją. To był też ten moment, w którym Philip wstał. Jego dłoń nigdy nie trafiła na tę jego. - Człowiek musi popełniać błędy, żeby stać się lepszym sobą. Nie ma w tym zupełnie niczego złego. - Czy nie powiedział mu już kiedyś czegoś podobnego? Teraz nie był pewien. - Bardzo się starasz. To dobrze. - Dla siebie, czy dla niego, czy dla kogoś innego... nie miał pojęcia, że Philip przyszedł tu po to, żeby powiedzieć, że to już KONIEC. Nawet tego nie podejrzewał.

- Ależ mam. Konfrontujemy je. Gdyby nie to, nie byłoby złości. Zastanowiłeś się nad tym, dlaczego wcześniej nie istniały takie problemy? Sądzisz, że to tylko kwestia twojej zmiany? - Laurent miał wrażenie, że tej kluczowej kwestii nie przemyślał. - Więc może po prostu staramy się za bardzo? - Rozłożył ręce w geście bezradności, ale to uczucie nie miało odwzorowania w jego głosie czy mimice. - Cieszę się, że szukasz upustu na złość. Tylko czemu jest jej tak wiele, kiedy pojawia się odmowa? - To przecież nie mogło tak wyglądać. Bał się mu odmówić, bo bał się reakcji. Nie chciał go ranić, ale też nie chciał być zraniony.

Och tak, taniec w słowach z Laurentem był trudny. Znał tylko jedną osobę, która tak nim manewrowała, że zupełnie nie znał rytmu i go gubił, ale to była bardzo wyjątkowa persona. Nie tylko bardzo wyjątkowa w jego życiu, ale w ogóle uważał ją za prawdziwy płatek śniegu. Jak to kiedyś powiedział... Perła pośród świń. W końcu pracował tak blisko Nocturnu... Ten taniec był banalny, kiedy Laurent był wytrącony z równowagi, kiedy emocje się pojawiały, ale tu i teraz tego nie było. Była uważna obserwacja i analiza, jakiej poddawał słowa Philipa i jego zachowanie. Kiedy wodził za nim oczami i wiódł za nim też umysłem.

Kąciki ust Laurenta uniosły się, uniosły się też lekko jego brwi, a w końcu oddech opuścił jego usta, który brzmiał trochę jak... prychnięcie śmiechem? Tylko takie naprawdę ciche, minimalne. Przymknął na moment oczy, mieląc słowa, jakie padły w jego kierunku. Nie ważne, jak wulgarne były, karmiły jego próżność i sprawiały, że rozwijał pawi ogon, żeby chwalić się samym sobą. Tym samym sobą, o którego musiał lepiej zadbać, żeby Ojciec Ląd trochę dłużej go ponosił. Uniósł głowę na Philipa.

- Ach tak, to takie męskie... stawianie swojego przyrodzenia zaraz obok poetyckiego ujęcia duszy. Czego mi tam jeszcze brakuje... chyba tylko wspomnienia o pięknych oczach. - To było naprawdę tak bardzo samcze, że aż go rozbawiło, że usłyszał coś takiego od Philipa w swoim kierunku. Ale tak, to do niego pasowało. Po prostu Philip... nie pamiętał w sumie nawet kiedy użył przy nim wulgaryzmu. Cóż, zawsze traktował go jak tego świętego Graala, którego czasem może wyciągnąć spod tych desek zabitych pod łóżeczkiem. I bardzo mu się to podobało. Wypełniało jego poczucie wyjątkowości, dopóki jego mózg nie dobierał się do niego samego i nie nakrywał tego wątpliwościami i obelgami w niego wycelowanymi. - Uprzedzając - traktuję to poważnie. - Uniósł nawet lekko dłoń, jakby chciał uprzedzić nawet gestem ewentualną reakcję Philipa, mając w pamięci i na uwadze ich ostatnią rozmowę. Co innego, że to go nieopatrznie nakręcało. Sprawiało, że całkiem wulgarnie miał ochotę przesunąć swoją dłonią po własnym kroczu i wnętrzu ud, rozsuwając je szeroko, zsunąć niżej z kanapy i spojrzeć na Philipa w taki sposób, żeby podszedł... Nic takiego się jednak nie stało. Pozostało to tylko obrazem w jego głowie.

- Nie. - Odparł na słowa Philipa o tym, że ma mu powiedzieć, jak on to widzi. Bo do tego się konkretnie tyczyło zaprzeczenie. - Nie zamierzam nakazywać ci się czegokolwiek domyślać, Philipie, ponieważ to by było absurdalne. Potrzebowałeś jednak tygodnia na to, żeby wszystko sobie przemyśleć i ułożyć, więc chcę usłyszeć, co masz mi do powiedzenia. - Nie zamierzał tym razem mu tego ułatwiać aż do tego stopnia, tak jak za każdym razem poprzednio, kiedy mieli pogawędki względem oczekiwań. Założył nogę na nogę i usiadł przodem do Philipa, gdy ten wędrował po salonie. Zresztą mieli już jedną rozmowę na ten temat. Taką, że potem nikt jej nie chciał kontynuować.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Philip Nott (13231), Laurent Prewett (11612)


Strony (4): 1 2 3 4 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa