15.01.2024, 12:56 ✶
Miała wrażenie, że wszystko dookoła przycicha, jakby to płomienie orkiestrowały wszystkim tym, co działo się na polanie. Może i tak było, bo prawdę powiedziawszy, Layla nawet nie zdziwiłaby się zbytnio, gdyby magia znowu płatała figle z okazji święta. Zmrużyła lekko oczy, kiedy jeden z nich wydłużył się, wspinając wyżej i wyżej, aż wreszcie jego blask zamyka się w jednym puncie, niczym migająca z góry gwiazda. Kiedy samotne oko światła zawisło nad nimi, poczuła jak rozlewa się po jej ciele spokój. Uśmiechnęła się lekko, w pierwszym odruchu, ale kiedy to uczucie rozgościło się w niej jeszcze bardziej, uświadomiła sobie że razem z nim w parze nadchodzi coś innego, o wiele mniej przyjemnego. Poczuła delikatne ukłócie zawodu, zdając sobie sprawę z tego, że sam spokój wydawał się na swój sposób niezwykle miałki. Przecież w cyrku nigdy nie było spokojnie; nawet kiedy pakowali się na wozy i podróżowali, nawet jeśli nie kręcili się wokół nich widzowie, spokój był ostatnią rzeczą, która między nimi panowała. Zawsze towarzyszył im ruch i gwar, pobudzający zmysły do życia.
Wywróciła na niego oczami, kiedy nagle wrócił umysłem do tego samego czasu i przestrzeni, w ktorym znajdowała się ona. Definitywnie został stworzony do rzeczy wyższych, dla przykładu skrapiania ludziom obiadów wodą święconą, albo rozdawania świętych obrazków. Miała ich w sumie cały plik gdzieś w wozie, bo zawsze przyjmowała je z takim samym, nieco rozczulonym uśmiechem. Chowała je też po wszysykich kieszeniach i zakamarkach, kiedy brakowało jej rąk i potem wyciągała garściami.
Uczucie chyba pogłębiło się tylko, kiedy na nowo spojrzała na twarz Jima, która rozświetliła się, jakby właśnie doznał objawienia. Cokolwiek zobaczył wśród płomieni ogniska, zdecydowanie nie była to nudna, jaśniejąca spokojnie gwiazda i przez to Layla poczuła delikatne ukłócie zazdrości. Kiedy jednak porwał ją w ramiona, poczuła jak wszystko to, co od niego promieniowało w tym momencie, zdawało się wręcz zaraźliwe.
- Cokolwiek w nich widziałeś, nagle żałuję że nie zobaczyłam tego samego - przyznała cicho, tym samym szeptem co on i uśmiechnęła się do niego szeroko, wpatrując w te jego rozognione z ekscytacji oczy.
Zaśmiała się w głos, wesołym, szczerym śmiechem, kiedy porwał ją jeszcze dalej, wznosząc ku górze, jakby właśnie nie znajdowali się wśród tłumów świątecznej polany, a na cyrkowej scenie podczas jednego z ich występów. Kiedy gak się kręcili razem, czuła dokładnie to, co Jim chciał, żeby z nim dzieliła. Siłę, przekonanie o niezniszczalności, pewność... zalało ją to w przyjemny, orzeźwiający sposób, całkowicie przeganiając wcześniejsze rozczarowanie czy zazdrość. Ale to był chyba ten jego urok, że Jimmy potrafił w ten sposób rozgrzewać od środka i zarażać tym, co przeżywał. Nawet jeśli dla niej samej nie było to jakąś formą religijnej ekstazy to i tak lubiła te momenty.
Nawet, jeśli była według niego czasem zbyt przyziemna.
Ale chyba o to w niej chodziło, że tak jak bardzo chciała oderwać się od ziemi, to kiedy już stawiała po niej kroki, robiła to we wręcz bolesny sposób, jakby fakt że nie mogła spędzić calego życia wcale jej nie dotykając, w jakimś sensie ją obrażał. Ale okazywało się to przydatne, bo czasem odnosiła wrażenie, że gdyby nie ta jej konkretna cecha, byłaby absolutnie niepomocna dla Alexandra w rozporządzaniu cyrkiem.
Poczuła, jak robi jej się cieplej. Może było to ognisko, może emocje bijące od trzymającego ją mężczyzny, a może tkwiący w nim ogień. Ucałowała go w czubek głowy z rozbawionym uśmiechem błądzącym po wargach, zaraz tę drobną czułostkę rozganiając palcami, kiedy poczochrała mu włosy. Znalezienie się na ziemi, było natomiast tak samo rozczarowujące jak zawsze i przywitane z głębokim westchnięciem.
- Pobić? - zapytała z pewnym teatralnym rozczarowaniem. - Przecież ja bym cię nigdy nie uderzyła - dodała z figlarnym uśmiechem kryjącym się w kącikach ust, kiedy wepchnęła mu się pod ramię, samej obejmując go w pasie. - Piwo brzmi rozkosznie, ale o wiele bardziej chciałabym usłyszeć, co też takiego zobaczyłeś, że cię aż tak wyłączyło.
Wywróciła na niego oczami, kiedy nagle wrócił umysłem do tego samego czasu i przestrzeni, w ktorym znajdowała się ona. Definitywnie został stworzony do rzeczy wyższych, dla przykładu skrapiania ludziom obiadów wodą święconą, albo rozdawania świętych obrazków. Miała ich w sumie cały plik gdzieś w wozie, bo zawsze przyjmowała je z takim samym, nieco rozczulonym uśmiechem. Chowała je też po wszysykich kieszeniach i zakamarkach, kiedy brakowało jej rąk i potem wyciągała garściami.
Uczucie chyba pogłębiło się tylko, kiedy na nowo spojrzała na twarz Jima, która rozświetliła się, jakby właśnie doznał objawienia. Cokolwiek zobaczył wśród płomieni ogniska, zdecydowanie nie była to nudna, jaśniejąca spokojnie gwiazda i przez to Layla poczuła delikatne ukłócie zazdrości. Kiedy jednak porwał ją w ramiona, poczuła jak wszystko to, co od niego promieniowało w tym momencie, zdawało się wręcz zaraźliwe.
- Cokolwiek w nich widziałeś, nagle żałuję że nie zobaczyłam tego samego - przyznała cicho, tym samym szeptem co on i uśmiechnęła się do niego szeroko, wpatrując w te jego rozognione z ekscytacji oczy.
Zaśmiała się w głos, wesołym, szczerym śmiechem, kiedy porwał ją jeszcze dalej, wznosząc ku górze, jakby właśnie nie znajdowali się wśród tłumów świątecznej polany, a na cyrkowej scenie podczas jednego z ich występów. Kiedy gak się kręcili razem, czuła dokładnie to, co Jim chciał, żeby z nim dzieliła. Siłę, przekonanie o niezniszczalności, pewność... zalało ją to w przyjemny, orzeźwiający sposób, całkowicie przeganiając wcześniejsze rozczarowanie czy zazdrość. Ale to był chyba ten jego urok, że Jimmy potrafił w ten sposób rozgrzewać od środka i zarażać tym, co przeżywał. Nawet jeśli dla niej samej nie było to jakąś formą religijnej ekstazy to i tak lubiła te momenty.
Nawet, jeśli była według niego czasem zbyt przyziemna.
Ale chyba o to w niej chodziło, że tak jak bardzo chciała oderwać się od ziemi, to kiedy już stawiała po niej kroki, robiła to we wręcz bolesny sposób, jakby fakt że nie mogła spędzić calego życia wcale jej nie dotykając, w jakimś sensie ją obrażał. Ale okazywało się to przydatne, bo czasem odnosiła wrażenie, że gdyby nie ta jej konkretna cecha, byłaby absolutnie niepomocna dla Alexandra w rozporządzaniu cyrkiem.
Poczuła, jak robi jej się cieplej. Może było to ognisko, może emocje bijące od trzymającego ją mężczyzny, a może tkwiący w nim ogień. Ucałowała go w czubek głowy z rozbawionym uśmiechem błądzącym po wargach, zaraz tę drobną czułostkę rozganiając palcami, kiedy poczochrała mu włosy. Znalezienie się na ziemi, było natomiast tak samo rozczarowujące jak zawsze i przywitane z głębokim westchnięciem.
- Pobić? - zapytała z pewnym teatralnym rozczarowaniem. - Przecież ja bym cię nigdy nie uderzyła - dodała z figlarnym uśmiechem kryjącym się w kącikach ust, kiedy wepchnęła mu się pod ramię, samej obejmując go w pasie. - Piwo brzmi rozkosznie, ale o wiele bardziej chciałabym usłyszeć, co też takiego zobaczyłeś, że cię aż tak wyłączyło.