• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[Litha 1972] Jim & Layla

[Litha 1972] Jim & Layla
termagant
A knife?
Are you flirting with me?
Wysoka, bo mierząca sobie 177 centymetrów, o atletycznej, smukłej sylwetce. Ciemna karnacja, orzechowe oczy i ciemnobrązowe włosy i miedzianym połyskiem, w stanie naturalnym skręcające się w burzę loków. Na co dzień często się garbi, chcąc odjąć sobie parę centymetrów.

The Tempest
#1
15.01.2024, 12:56  ✶  
Miała wrażenie, że wszystko dookoła przycicha, jakby to płomienie orkiestrowały wszystkim tym, co działo się na polanie. Może i tak było, bo prawdę powiedziawszy, Layla nawet nie zdziwiłaby się zbytnio, gdyby magia znowu płatała figle z okazji święta. Zmrużyła lekko oczy, kiedy jeden z nich wydłużył się, wspinając wyżej i wyżej, aż wreszcie jego blask zamyka się w jednym puncie, niczym migająca z góry gwiazda. Kiedy samotne oko światła zawisło nad nimi, poczuła jak rozlewa się po jej ciele spokój. Uśmiechnęła się lekko, w pierwszym odruchu, ale kiedy to uczucie rozgościło się w niej jeszcze bardziej, uświadomiła sobie że razem z nim w parze nadchodzi coś innego, o wiele mniej przyjemnego. Poczuła delikatne ukłócie zawodu, zdając sobie sprawę z tego, że sam spokój wydawał się na swój sposób niezwykle miałki. Przecież w cyrku nigdy nie było spokojnie; nawet kiedy pakowali się na wozy i podróżowali, nawet jeśli nie kręcili się wokół nich widzowie, spokój był ostatnią rzeczą, która między nimi panowała. Zawsze towarzyszył im ruch i gwar, pobudzający zmysły do życia.

Wywróciła na niego oczami, kiedy nagle wrócił umysłem do tego samego czasu i przestrzeni, w ktorym znajdowała się ona. Definitywnie został stworzony do rzeczy wyższych, dla przykładu skrapiania ludziom obiadów wodą święconą, albo rozdawania świętych obrazków. Miała ich w sumie cały plik gdzieś w wozie, bo zawsze przyjmowała je z takim samym, nieco rozczulonym uśmiechem. Chowała je też po wszysykich kieszeniach i zakamarkach, kiedy brakowało jej rąk i potem wyciągała garściami.

Uczucie chyba pogłębiło się tylko, kiedy na nowo spojrzała na twarz Jima, która rozświetliła się, jakby właśnie doznał objawienia. Cokolwiek zobaczył wśród płomieni ogniska, zdecydowanie nie była to nudna, jaśniejąca spokojnie gwiazda i przez to Layla poczuła delikatne ukłócie zazdrości. Kiedy jednak porwał ją w ramiona, poczuła jak wszystko to, co od niego promieniowało w tym momencie, zdawało się wręcz zaraźliwe.

- Cokolwiek w nich widziałeś, nagle żałuję że nie zobaczyłam tego samego - przyznała cicho, tym samym szeptem co on i uśmiechnęła się do niego szeroko, wpatrując w te jego rozognione z ekscytacji oczy.

Zaśmiała się w głos, wesołym, szczerym śmiechem, kiedy porwał ją jeszcze dalej, wznosząc ku górze, jakby właśnie nie znajdowali się wśród tłumów świątecznej polany, a na cyrkowej scenie podczas jednego z ich występów. Kiedy gak się kręcili razem, czuła dokładnie to, co Jim chciał, żeby z nim dzieliła. Siłę, przekonanie o niezniszczalności, pewność... zalało ją to w przyjemny, orzeźwiający sposób, całkowicie przeganiając wcześniejsze rozczarowanie czy zazdrość. Ale to był chyba ten jego urok, że Jimmy potrafił w ten sposób rozgrzewać od środka i zarażać tym, co przeżywał. Nawet jeśli dla niej samej nie było to jakąś formą religijnej ekstazy to i tak lubiła te momenty.

Nawet, jeśli była według niego czasem zbyt przyziemna.

Ale chyba o to w niej chodziło, że tak jak bardzo chciała oderwać się od ziemi, to kiedy już stawiała po niej kroki, robiła to we wręcz bolesny sposób, jakby fakt że nie mogła spędzić calego życia wcale jej nie dotykając, w jakimś sensie ją obrażał. Ale okazywało się to przydatne, bo czasem odnosiła wrażenie, że gdyby nie ta jej konkretna cecha, byłaby absolutnie niepomocna dla Alexandra w rozporządzaniu cyrkiem.

Poczuła, jak robi jej się cieplej. Może było to ognisko, może emocje bijące od trzymającego ją mężczyzny, a może tkwiący w nim ogień.  Ucałowała go w czubek głowy z rozbawionym uśmiechem błądzącym po wargach, zaraz tę drobną czułostkę rozganiając palcami, kiedy poczochrała mu włosy. Znalezienie się na ziemi, było natomiast tak samo rozczarowujące jak zawsze i przywitane z głębokim westchnięciem.
- Pobić? - zapytała z pewnym teatralnym rozczarowaniem. - Przecież ja bym cię nigdy nie uderzyła - dodała z figlarnym uśmiechem kryjącym się w kącikach ust, kiedy wepchnęła mu się pod ramię, samej obejmując go w pasie. - Piwo brzmi rozkosznie, ale o wiele bardziej chciałabym usłyszeć, co też takiego zobaczyłeś, że cię aż tak wyłączyło.
Jim
The Lightbringer in the streets,
Delightbringer in the sheets
Pożoga gorejąca w niebieskich oczach (he's always in heat!!) i figlarne iskierki ognia: te igrające w jego spojrzeniu – zawsze zbyt intensywnym, jak u męczennika przeżywającego ekstazę – i te pośród zmierzwionych wiatrem blond włosów, w których blask pochodni wydobywa rudawe refleksy świetlne. Pod opuszkami wiecznie poparzonych palców czai się obietnica płomieni. Sam jest niczym żyjący płomień, z ruchami, w których tkwi niewymuszona pewność siebie – ale i swego rodzaju nieprzewidywalność. Ogień otula tego postawnego (1,80 m) mężczyznę równie szczelnie, co płaszcz bożej łaski, i tylko woń kościelnych kadzideł potrafi zamaskować towarzyszący mu zawsze swąd dymu i zapach benzyny. Podstawowe wyposażenie Jima obejmuje: uśmiech cherubina z renesansowych obrazów, bardzo charakterystyczny, wyjątkowo głęboki głos, w którym przebrzmiewają nuty irlandzkiego akcentu, starą podręczną biblię, elegancki komplet składający się z białej koszuli, dopasowanych spodni, kamizelki i niewielkiego noża od Flynna (all removable) oraz drewnianego krzyżyka (NOT REMOVABLE), a także chęć zbawienia całego świata (w butonierce).

The Lightbringer
#2
04.08.2025, 00:49  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.08.2025, 00:57 przez The Lightbringer.)  
– Zobaczyłem... – Jim zawahał się, pozwalając jednak, aby uśmiech rozlał się po jego twarzy, jak gdyby nie potrafił go powstrzymać. – ...Zobaczyłem Świętego Graala.

Westchnął, stykając jeszcze na chwilę czoło swoje z czołem Layli, zanim wypuścił ją z objęć. Nic nie mógł poradzić na to, że słów brakło mu na opisanie uczuć, jakie wywołała w nim objawiona pośród płomieni wizja. Może gdyby posiadał charyzmat kaznodziejski, potrafiłby należycie oddać obraz, który wyrył mu się w pamięci, utkwił pod powiekami. Widać było jednak, że to, co przeżył w przeanieleniu wrażeń z pogranicza snu i jawy, poruszyło go do głębi.

– Zobaczyłem wznoszący się ku niebu złoty kielich, w którym śpiewała, przelewając się słodko, krew przenajświętsza, w kaźni wcześniej przelana. Czerwone także były wysadzające kielich rubiny, połyskujące tak jasno jako i cnoty, od Boga przecież pochodzące. I chociaż Pan Jezus był biedny, tak samo, jak biedna jest brać kuglarska, i skarbów żadnych nie posiadał – święte jego ręce wszystkie bogactwa by ubogim rozdały – przez wiele wieków legend wiele krążyło o tym drogocennym kielichu, będącym pamiątką po najważniejszym z chrześcijańskich sakramentów, Eucharystii, podczas której dzieli się chlebem i pije wino. – Wiele już razy opowiadał Jim w prostych słowach o doktrynie swej religii, wierząc, że przekona rodzeństwo do nawrócenia. – Bo Pan Jezus miał przyjaciół, których traktował jak rodzonych braci, i żebyśmy wszyscy pamiętali, że Bóg jest w tych, których nazywamy braćmi... I siostrami!– Jim wzniósł palec ku górze, zanim Layla zdążyła się wtrącić i go poprawić. – ...Żebyśmy wszyscy o tym pamiętali, Pan Bóg na pamiątkę tego wydarzenia dał nam sakrament, w którym razem z nim możemy zasiadać przy stole. Jedząc. Pijąc. Ciesząc się z życia, które nam dano, w oczekiwaniu na życie wieczne, które będzie nam dane. I chociaż Pan Jezus dzielił chleb rękoma, rozrywając pajdy w powietrzu, nie nad zdobionymi talerzami – chociaż wino nalewał z prostego dzbanka – chociaż nie robił tego w otoczeniu wielkopańskich salonów, lecz w ciszy wieczernika, siedząc na gołym klepisku... W chrześcijańskiej ikonografii przyjęło się go przedstawiać jako króla. A królowi nie pasują brudne od piachu sandały, tylko bogate szaty. Nie naga ziemia, tylko przykryty obrusami stół. Nie wyszczerbiony kubek, tylko złoty kielich. Więc w średniowieczu, kiedy było wielu królów, którzy wiary w Boga używali, aby legitymizować swoją władzę, bo wierzyli, że królestwa zostały im dane z boskiego nadania, rozpowszechniło się postrzeganie Jezusa Chrystusa jako króla królów. Tego, który zasługuje na to, co najlepsze. Najpiękniejsze. Najbogatsze. Wszyscy prześcigali się w poszukiwaniach. W imię Boga wznoszono wielkie świątynie, wypowiadano wielkie wojny, wyprawiano się w wielkie nieznane. Wszystko musiało być wielkie dla Boga... Jak gdyby ten dbał kiedykolwiek o wielkie czyny, a nie pochylał się z miłością nad małym, maleńkim człowiekiem! Wiele powstało legend, wiele opowieści mających dowieść, jak wielkie były to czasy. W Anglii wymyślono Graala, mistyczny kielich, który Jezus wznieść miał w trakcie Ostatniej Wieczerzy. Kielich, który miał objawić się temu tylko, kto był godzien, temu, kto wolę miał nieugiętą, a serce czyste... Wielu położyło życie, wyprawiając się w jego poszukiwanie. W końcu taka już ludzka natura, że wiecznie poszukujemy.  Rycerze króla Artura, skupieni wokół Okrągłego Stołu – tego samego, któremu wila, Pani Jeziora, podarowała magiczny miecz – tego właśnie Artura, który szukał porady u wielkiego maga, Merlina! – poprzysięgli odnaleźć cudowny kielich. Czy raczej, stać się godnymi jego odnalezienia. Dlatego właśnie Święty Graal... – podjął Jim, poważniejąc nagle, a żar wiary rozpłomienił jego jasne oczy, gdy ciągnął swój wywód dalej. – ...Nie jest tylko kielichem ze złota, pełnym krwi Chrystusa. Nie jest tylko naczyniem. Jest znakiem. Znakiem tęsknoty człowieka za obecnością Boga. Graal to nie tylko przedmiot, którego szukają królowie i rycerze – to pytanie, które każdy nosi w sercu. "Czy jestem godzien?" "Czy jeszcze można mnie odkupić?" "Czy jest dla mnie miejsce przy stole?"

Widocznie zapomniał się trochę w swoim wywodzie, bo zawstydził się nagle, jak gdyby zrozumiał nagle, że powiedział zbyt dużo, zbyt prędko i niedokładnie. Zaśmiał się niepewnie, jak zawsze wtedy, gdy zdawał sobie sprawę, że Duch Święty poskąpił mu daru powściągliwości, gdy chodziło o język. A jednak dokończył myśl, zanim zdążyły dopaść go wątpliwości, których naturą było odbierać odwagę, aby mówić wprost.

– Więc gdy zobaczyłem Graala, tak sobie pomyślałem... Może to właśnie my, cyrkowa banda złożona ze rzezimieszków i podrzędnych magów, jesteśmy jak rycerze Okrągłego Stołu. Tylko że my nie szukamy Graala w pałacach. Może tylko czasem po cudzych kieszeniach. Szukamy go w... Codziennych sprawach? Skoro ja go zobaczyłem, znaczy, że każdy z nas może go zobaczyć. Każdy z nas może być kielichem. Każde serce może być naczyniem...

Wypełnili je piwem. Nie serca, tylko kubki, bo Jim przypomniał sobie, że wisi Layli piwo, które wcześniej rozlał. I chociaż kubki nie były ze złota, gdy się nimi stuknęli, wznosząc toast za zdrowie, Jimowi znów stanęło na chwilę przed oczami wspomnienie wizji złotego kielicha.

Koniec sesji


gniew mój wybuchnie
jak ogień będzie płonął
i nikt nie zdoła go zgasić
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: The Tempest (636), The Lightbringer (796)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa