• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 5 6 7 8 9 … 14 Dalej »
[wiosna 72] Kruki z Tower

[wiosna 72] Kruki z Tower
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
21.01.2024, 20:12  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.04.2024, 21:47 przez Morrigan.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz tajemnic IV

– Gdyby nie to, że strażnicy i ich rodziny tutaj mieszkają, kusiłoby mnie, żeby po prostu teleportować się tu nocą i rozejrzeć na własną rękę… – mruknęła Brenna cicho do Olivii, zadzierając głowę, by spojrzeć na Tower of London.
W najwyższym miejscu budowla, otoczona kilkoma rzędami murów, miała jakieś trzydzieści metrów. Nad White Tower górowały cztery niewielkie wieżyczki oraz brytyjska flaga. Brenna Longbottom widziała w życiu wiele bardziej imponujących konstrukcji – z Hogwartem na czele (do którego, w jej opinii przynajmniej, nie umywał się nawet pałac Buckingham). Nie przywykła jednak narzekać ani doszukiwać się rzeczy w rodzaju „bo gdzie indziej będzie fajniej”, uśmiechała się więc sama do siebie, gdy zbliżały się do Wieży, kiedy kupowała bilety (zabójczo drogie, ale na całe szczęście to co zabójczo drogie dla większości turystów, dla niej było drobnymi) i kiedy obserwowała strażników w charakterystycznych uniformach.
Tym, co je tutaj sprowadziło, był właściwie kaprys.
Chodźmy obejrzeć Tower, podobno siedzi tam duch Anny Boleyn, bo była wiedźmą, oświadczyła Brenna radośnie, pokazując na kamienną konstrukcję, widoczną w oddali, majestatycznie górującą nad Tamizą. Nie miała zamiaru tak kończyć tego dnia, ale wyjątkowo nie czekało jej nic bardzo ważnego do zrobienia – a kiedy miała trochę czasu wolnego, lubiła ulegać tego typu kaprysom. Pracowały obie w Londynie, a jakoś żadna z nich dotąd nie wpadła do jednej z najsłynniejszych atrakcji turystycznych niemagicznego świata…
– Podobno z Tower nie dało się uciec. Najbardziej strzeżone i niedostępne więzienie w Anglii albo i na świecie. Do licha, ci, którzy tak mówią, powinni obejrzeć sobie Azkaban… Swoją drogą, to dość dziwne, że to miejsce było jednocześnie więzieniem i pałacem, prawda? Myślisz, że trafimy na porę karmienia kruków? Sądzisz, że człowiek, który ostrzegł Karola II, że jeśli kruki opuszczą Tower, monarchia upadnie, naprawdę był wróżbitą, czy to tylko bajka? – plotła Brenna po swojemu, gdy przekraczały rząd murów, otaczających główny dziedziniec. Tyle że zniżała teraz głos do szeptu, bo wprawdzie gdyby jakiś mugol ich posłyszał, najwyżej uznałby, że gadają głupoty albo są turystkami z bardzo daleka, ale jako Brygadzistka powinna przykładać większą uwagę do przestrzegania Kodeksu Tajności. A teraz krążyły pomiędzy chmarą niemagicznych turystów. – Chyba nie trafimy na ducha Anny Boleyn. Gdyby była wiedźmą, nawet bez teleportacji mogę wymyślić masę sposobów na zwianie stąd. Chyba że hm… w sumie pewnie gdyby była wiedźmą, nie nosiłaby ze sobą różdżki na dworze w czasach, kiedy na takie się polowało…


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#2
23.01.2024, 12:36  ✶  
- A to nie możesz nie wiem… Rzucić jakiegoś zaklęcia wyciszającego na buty? - Olivia przekrzywiła głowę, zerkając jednak nie na Brennę, a na Tower. Tower och Tower… Tyle tajemnic skrywało, tyle niepotrzebnych śmierci było świadkiem… Nad tym miejscem jednak nie czuć było wszechogarniającej, mrożącej krew w żyłach grozy. To właśnie Olivię ciekawiło najbardziej: Tower było domem i miejscem, które odwiedzały codziennie prawdziwe masy ludzi. Jeżeli widmo grozy kiedykolwiek unosiło się nad byłym więzieniem, to już dawno zostało odegnane licznymi wizytującymi. - Naprawdę myślisz, że znajdziemy tu jakiegokolwiek ducha? Mugole by chyba coś wyczuli, a chyba ktoś tu mieszka tak wiesz, na stałe?
Ona nie chciałaby mieszkać w miejscu, które odwiedzałby duch. To nie to samo co w Hogwarcie, bo tam było dużo uczniów i nauczyciele, a duchy - może poza Krwawym Baronem i nielicznymi wyjątkami - były z reguły uprzejme i zajmowały się swoimi, duchowymi sprawami. Ale tutaj, wśród kamiennych ścian i murów, które widziały tak wiele zła i cierpienia, nie mogłaby zasnąć nawet gdyby nie cierpiała na bezsenność. Tak po prawdzie to uważała, że w miejscu takim jak to nawet eliksir na sen by nie pomógł. A więc jednak jakaś groza tu pozostała.

Trochę dziwnie się czuła, że Brenna płaciła za bilety, ale z drugiej strony to był jej pomysł, a dla Longbottomów taka kwota nie była nie do przeskoczenia. Olivia na tym etapie życia dopiero starała się cokolwiek myśleć o oszczędzaniu, więc bez szemrania przyjęła propozycję koleżanki, bo jednym z powodów, dla którego nigdy nie była w Tower of London, były właśnie pieniądze.
- Czy w zamkach nie zawsze były lochy? Wydaje mi się, że były od średniowiecza i jeszcze wcześniej - wydęła usta w zamyśleniu, bo w sumie to wiedziała tyle, ile wyczytała z książek i to nie historycznych, a fabularnych. A wiadomo że historia swoje, a fabuła swoje - mogła się więc mylić. - Myślę, że to był oszust. Jak kruki miałyby wpłynąć na monarchię? Nawet moja magiczna logika ma swoje granice, ta przepowiednia totalnie mi się nie klei, wiesz? Może to była jakaś metafora, którą odebrali dosłownie i teraz pasą te biedne ptaki tak, że nie mogą się ruszyć?
Mogło też i tak być. Olivia rozejrzała się, na dłużej zatrzymując wzrok na jednym z mężczyzn w uniformie. Na chwileczkę się wyłączyła całkowicie, przez co połowa z wypowiedzi koleżanki do niej w ogóle nie dotarła. Ach, mężczyźni w mundurach…
- Że kto był wiedźmą? - Olivia zamrugała, wracając do rzeczywistości. Przed chwilą rozmawiały o tłustych krukach. - Nie no, różdżka na dworze pełnym ludzi, którzy są gotowi cię spalić i jeszcze napluć na twoje zwłoki, to idiotyzm.
Ona również mówiła szeptem, chociaż ostatnie słowo wypowiedziała z cichym “uh”, bo wpadła na jakąś staruszkę. Już chciała przepraszać, ale dostała gazetą w ramię i stekiem bluzgów w uszy. Babuszka oddaliła się, utyskując na młodzież w dzisiejszych czasach, a Olivia stała tak, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
- Weź ty mnie może jakąś liną do siebie przywiąż, co?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
23.01.2024, 19:12  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.01.2024, 19:15 przez Brenna Longbottom.)  
- Zaklęcie na buty, kameleon na głowę i w ogóle... dałoby radę, ale trochę głupio pracować w BUM i włamywać się tak do cudzego domu tylko dla własnej ciekawości - stwierdziła Brenna, sądząc jednak po wahaniu w jej głosie... chyba zaczęła to rozważać. Cóż, Brenna robiła wiele rzeczy wyłącznie z ciekawości. Chociaż do tych nielegalnych od paru lat jednak zwykle miała lepszy powód niż "bo tam mi się podoba".
"Zwykle" nie oznaczało jednak "zawsze".
Ten pomysł ją kusił, ale odrzuciła go ostatecznie z żalem. Miała teraz trochę za dużo na głowie, żeby pozwalać sobie na takie wybryki, choć jeszcze pięć czy sześć lat temu prawdopodobnie nikt nie musiałby jej długo namawiać. Ba, to ona mogłaby namówić kogoś innego... Czy to była dorosłość? Odpowiedzialność?
- Hm... mugole zwykle ich nie widzą, a może nie kręci się przy kwaterach mieszkalnych? Więc kto wie? Rozejrzyjmy się i przekonamy - oświadczyła radośnie, przystając na wewnętrznym dziedzińcu, by przyjrzeć się murom od wewnętrznej strony oraz słynnej Białej Wieży, centralnemu budynkowi Tower. - Mówiąc szczerze, nie mam pojęcia. Hogwart ma lochy, a powstał tysiąc lat temu, prawda? I to jako szkoła, a wcześniej był zamkiem Hogwarta...
Wiedza historyczna Brenny miała całe mnóstwo braków. Kobieta uwielbiała historie słynnych czarodziejów - po części dlatego, że lubiła opowieści, po części przez widmowidzenie, trochę przez talię czekoladowych żab - a jednocześnie wszystkie lekcje o wojnach goblinów przespała, nie miała bladego pojęcia o historii sztuki i na pewno nie byłaby w stanie powiedzieć, kto wynalazł pierwszy, samomieszający się kociołek.
- Kto wie? Może na kruki rzucono potężne ochronne zaklęcie, które przeminie, kiedy one odlecą? - stwierdziła, ale kąciki ust drgały jej w sposób sugerujący, że sama też nie wierzy w prawdziwość legendy. - Anne Boleyn. Druga z sześciu żon... hm, który to był Henryk... chyba VIII? Lepiej zapamiętałam jego żony niż jego. Stracono ją za cudzołóstwo, czary i tak dalej. Podobno miała sześć palców i to jedna z oznak tego, że była czarownicą, ale mam wrażenie, że dopisano ten fragment później, bo gdzie król poślubiłby wtedy kobietę o sześciu palcach i to jeszcze wbrew sprzeciwom całego świata? - powiedziała, unosząc własną dłoń, normalną, z pięcioma palcami, a będącą bez wątpienia dłonią wiedźmy. Podejrzewała, że ręce Anny były równie zwykłe jak jej własne, za to naprawdę intrygowało ją, czy ta była zwykłą dziewczyną, której zamarzył się tron, czy może jednak przypadkiem faktycznie czarownicą i zginęła, bo pośród tylu mugoli nie mogła nosić przy sobie różdżki... – Tak naprawdę wątpię, żeby była wiedźmą, to raczej był pretekst, żeby się jej pozbyć, ale byłoby ciekawie spotkać ducha królowej, prawda? Kazał ją ściąć. Mąż, znaczy się. Na pewno trzymano ją tutaj, chociaż nie mam pojęcia, czy tu zginęła. Notabene potem kazał ściąć też swoją czwartą… a nie, zaraz. Piątą żonę. Mam nadzieję, że on nie jest duchem. Gdyby był tu duchem, byłoby mi bardzo przykro, że stoi przed nami, a ja nie mogę dać mu w nos.
Roześmiała się, kiedy doszło do drobnego "wypadku", a Olivia zaproponowała przywiązanie. Sięgnęła i schwyciła ją za rękaw.
– Obawiam się, że gdybyśmy szły tu związane liną, trochę za bardzo zwracałybyśmy na siebie uwagę. Czy to te słynne, magiczne kruki, gwarantujące bezpieczeństwo Anglii, czy jakieś zwykłe, przypadkowe kruki, które przypadkiem się nawinęły…?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#4
26.01.2024, 12:31  ✶  
Gdy Brenna przypomniała Olivii, że pracuje w Brygadzie uderzeniowej, ta zachichotała. Cały czas o tym zapominała - zwykle wyobrażała sobie brygadzistów jako osoby z kijem w dupie, dla których liczyło się tylko to, by złapać jak najwięcej osób nieprzestrzegających zasad i wyrobić narzuconą z góry normę. Brenna jednak pokazała jej, że takie stereotypowe myślenie może być krzywdzące, bo przecież Longbottom taka nie była. Sam fakt, że szło zapomnieć że pracuje w BUM, o tym świadczył.
- Ciągle zapominam, że tobie nie wypada robić pewnych rzeczy - nie wypada jak nie wypada - jej nie wolno było robić niektórych rzeczy. Ale to można było pominąć, bo Brenna miała rację, to było niestosowne i bez sensu. - Wiesz, nie widzą ich ale czują ich obecność. W innym przypadku nie powstałoby tyle książek o uwięzionych na tym świecie duszach. Mogą ich nie widzieć, ale sama wiesz, że nie da się pomylić tego niepokoju i uczucia zimna z niczym innym.
Niektórzy mugole byli bardziej wrażliwi na takie zmiany temperatur, a niektórzy mniej. Gdy Brenna mówiła o krukach i zaklęciu, Olivia uniosła brew.
- Myślisz że ktokolwiek by marnował energię i rzucał tak potężne zaklęcia na kruki? Chociaż w zasadzie historia pokazała nam, że ludzie i nie tylko robią różne... Dziwne rzeczy - przyznała w końcu, bo przecież jeżeli komuś naprawdę na tym zależało, to przecież mógł to zrobić. Z reguły jednak tak potężne zaklęcia pasowały Olivii do osób bez poczucia humoru, osób które traktowały magię z należytym szacunkiem i oszczędzały ją, wiedząc jaka jest potężna. Ale jednocześnie zdawała sobie sprawę z tego, że przecież opiera wszystko na swoich doświadczeniach, domysłach i przekonaniach - a takie ocenianie było błędne. - Nawet nie zaczynaj tego tematu. Sześć palców... Wiesz, że dawniej potrafili topić kobiety - bo oczywiście że były to wyłącznie kobiety! - i jeśli się taka utopiła, to znaczyło że nie była czarownicą? Super, nie? I co im po tym, jak już nie żyły? Co za bezsens. O paleniu na stosach nie wspomnę... I torturach. Myślisz, że Anne Boleyn najpierw torturowano, czy darowano sobie taki oficjalny sąd? W gruncie rzeczy jeżeli przyznała się od razu, to zapewnili jej czystą śmierć. Mogła spłonąć, a z tego co słyszałam to różnie z tym bywało. Niektórzy truli się dymem, ale niektórzy dosłownie płonęli żywcem.
Olivia aż się wzdrygnęła na samo wyobrażenie sobie tego, co działo się te kilkaset lat temu. Dzicz, po prostu dzicz. Podobnie jak Brenna, Quirke uważała że Boleyn miała normalne dłonie i jeśli była czarownicą, to na pewno żadna fizyczność jej nie zdradzała. Inaczej król nie wziąłby jej za żonę.
- A to cudzołóstwo to w ogóle też śmierdzi jakimś przekrętem - dodała od siebie, krzywiąc się znacznie. Dziad po prostu był niespełna rozumu i potrzebował pozbyć się żony - nie, żon - i po prostu znajdował łatwy pretekst, w który uwierzyła tłuszcza.

Gdy Brenna wspomniała o krukach, Olivia zadarła głowę. Nad nimi siedziało kilka ptaków. Miały niemal onyksowe pióra i czarne, błyszczące jak guziki oczy. Leniwie czyściły swoje pióra, na szczęście dla zwiedzających będąc w takim miejscu, że ewentualne białe niespodzianki z ich zadków zatrzymałyby się na drzewach. Stały poza murami, niemal na środku, przed White Tower, jednym z pierwszych budynków, które tutaj wzniesiono.
- Nie wiem, wyglądają na za chude. Mam wrażenie, że one są trochę głębiej, przy celach. Ale wiesz co, tak teraz sobie pomyślałam, że... Przecież skoro wszyscy je dokarmiają, to na pewno zlatuje się ich coraz więcej. Myślisz, że jak oni to sprzątają? - wskazała tym razem na podłogę. Tu była w miarę czysta. Musiały być w innej części Tower, tej dalszej, nie tuż przy wejściu. Olivia, korzystając z faktu że Brenna trzyma ją za rękaw, też ją chwyciła i pociągnęła w kierunku Domu Królowej. Widać go było z oddali, wyróżniał się swoim stylem na tle reszty Tower of London. - Gdzieś czytałam, że to dla Anne Boleyn zbudował to miejsce, a krótko po tym jak skończono ich budowę, to ją uwięził i oskarżył o czary, a potem kazał stracić. Ale jeśli chcesz szukać ducha, to chyba tam, nie?
Tam, przy drzewie, również siedziały kruki. Te były już dużo większe, miały tłuściutkie brzuchy i otwierały dzioby, niezadowolone z braku pożywienia.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
26.01.2024, 14:21  ✶  
- Gdyby ktoś płacił mi knuta za każdym razem, gdy zrobiłabym coś, co mi nie wypada... miałabym na pewno kilka galeonów - roześmiała się Brenna. Była przedziwną mieszanką genów Longbottomów i Potterów: gdzie z jednej strony był ojciec, twardy, zasadniczy gliny, z rodziny mało konserwatywnej jak na ród czystej krwi, z drugiej jej matka, prawdziwa dama, ale wywodząca się z rodziny, gdzie nigdy nie brakowało rozrabiaków... Sprawiało to, że Brenna bywała odrobinę chaotyczna w swoich zachowaniach. - Skąd wiesz, że nie czują? Ale wmawiają sobie, że to tylko waga historii tych murów. Albo duch tkwi w jakimś jednym pomieszczeniu, jak Jęcząca Marta w Hogwarcie, i wszyscy omijają je szerokim łukiem? - paplała, zadzierając głowę i przypatrując się krukom, które przysiadły na jednym z budynków.
Nie czuła mrocznej atmosfery Tower.
Być może powinna. Istniały miejsca, w których jej talent widmowidza zdawał się wariować i całą sobą wyczuwała, że coś w nich jest nie tak, choć nie umiała tego logiczne uzasadnić. Tutaj tak nie było - mimo tego, ile cierpienia, krwi i śmierci "widziało" to miejsce. Być może dlatego, że Tower przez lata służyło wielu celom, a może ta krwawa przeszłość została po części zadeptana stopami strażników i turystów. Nawet kruki, uważane za mroczne ptaki, wywołały lekki uśmiech na twarzy Brenny.
- Myślę, że jej nie torturowano. Ostatecznie była królową. A podobno ten drań, Henryk, był na tyle miły, że ściągnął dla niej kata zza granicy, żeby ściął ją na jeden raz... wiesz... pamiętasz Nicka? Opowiadał, że dostał ileś tam ciosów toporem, zanim udało się go skutecznie zabić, a głowa i tak mu nie spadła. Właśnie... cholera, gdyby Anna się tu kręciła, to z głową pod pachą - powiedziała Brenna, przypomniawszy sobie hogwarckie duchy i narzekania Prawie Bezgłowego Nicka, że nie może wziąć udziału w kolejnym Polowaniu Bez Głów czy coś takiego.
Nagle uznała, że jednak nie chciałaby spotykać ducha Anny Boleyn. Jej historia zdawała się aż nazbyt tragiczna.
– Tak to jest, jak ktoś dostanie za dużo władzy – mruknęła ponuro, ruszając za Olivią w stronę Domu Królowej i co rusz spoglądając to na budynek, do którego się zbliżały, to na boki, ciekawa dosłownie wszystkiego. – To znaczy, to przecież chore, odsyłasz żonę do klasztoru, bierzesz drugą, ścinasz ją, bierzesz trzecią, jak ta umiera bierzesz czwartą, unieważniasz małżeństwo, by poślubić i zabić piątą… Ta piąta chyba też tu zginęła, jak spotkamy jakąś damę bez głowy, to może być Anna albo ta… hm… to była Katarzyna? – zastanowiła się na głos, bo nie znała mugolskiej historii jakoś bardzo dobrze, interesowały ją tylko te co ciekawsze fragmenty. – Mam tylko nadzieję, że nie spotkamy zaginionych książąt z Tower. Nie chciałabym wpaść na ducha dziecka – wyszeptała. Cicho, by ktoś nie podsłuchał, chociaż wzdrygnęła się mimowolnie na samą myśl. Kompletnie nieświadoma, że czego, jak czego, ale spotkań z duchami to jej w najbliższych miesiącach na pewno nie zabraknie.
– Ich chyba więziono tutaj. W Krwawej Wieży – dodała, obracając się na Krwawą Wieżę, znajdującą się naprzeciwko Bramy Zdrajców. Zaraz jednak ruszyła z Olivią do domu królowej: miejsca, gdzie na śmierć czekała Anna Boleyn, ale także Jane Grey i słynny Tomasz Morus. – Przejdziemy wzdłuż murów? Ciekawe, kto tu mieszka – powiedziała, bo w oknach dostrzegła firanki. Ta część budynku nie była dostępna dla zwiedzających.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#6
28.01.2024, 17:39  ✶  
Doskonale pamiętała bezgłowego Nicka, chociaż to nie on był duchem opiekuńczym jej domu. Miała jednak nieprzyjemność zobaczyć, jak chwalił się pierwszoklasitom, skąd zyskał taki a nie inny przydomek. Na samo wspomnienie Olivia przełknęła głośno ślinę.
- Tak, pamiętam... Tego obrazka nigdy nie wyrzucę z głowy. Czasem wraca do mnie w snach - zażartowała, chociaż czy aby na pewno? Aż tak makabryczny widok to nie był. Co innego, gdyby miała to zobaczyć na żywo: wtedy chyba nigdy by nie zasnęła. - Dobry pan, biały pan.
Skomentowała Olivia, roztrzepując dłonią rude włosy. Innego komentarza na to nie miała, ta fraza wyrażała więcej niż tysiąc słów. Quirke sprzeciwiała się każdej formie bezsensownej przemocy, a to co działo się wiele lat temu nie tylko w Anglii, ale i na świecie, przyprawiało ją o dreszcze. Zwłaszcza że cośtam historii liznęła i zdążyła wyrobić w sobie przeświadczenie, że ta lubi się powtarzać. Niestety.
- Szczerze mówiąc - nie mam pojęcia. Z historią magii byłam trochę na bakier, nie mówiąc o historii mugolskiej. Tata mówił, że trzeba ją poznać żeby móc wyciągać wnioski z tego, co się działo, bo przecież mocno splatała się z naszą, ale wiesz... Dzieckiem byłam, nie w głowie mi była nauka - nie wstydziła się tego, chociaż ewidentnie Olivia miała braki w tej dziedzinie nauki. Wiedziała, że jej ojciec miał rację, ale jednocześnie była zdania, że przecież już tego nie nadrobi, bo miała zupełnie inne obowiązki. - Myślisz, że to problem władzy, czy może po prostu wiesz... Nie był do końca normalny?
Z tego co wiedziała, na świecie było wiele osób, którym odbiło po tym, jak doszli do władzy. Ale miała też wrażenie, że lwia część z tych osób była niebezpieczna już na samym początku, ze swoimi postulatami, a władza po prostu dołożyła do i tak już rozgrzanego pieca.
- Możemy, czemu nie. Swoją drogą chyba nie dałabym rady tutaj mieszkać, wiesz? Po tym, co się stało... - Quirke rozejrzała się. Domki były urocze, a firanki tylko dodawały urokliwości temu miejscu. Gdyby nie wiedziała, co tutaj się działo, to pewnie by się zachwycała, a tak... Może nie było w Tower grobowej atmosfery, ale daleko jej było do idyllicznej. Gdy zbliżyły się do zabudowań, tłuste kruki rozdarły swoje dzioby, kracząc na obie kobiety oskarżycielsko. Kilka z nich nawet podleciało bliżej, by wylądować tuż przy ich nogach. Przeszkadzały w swobodnym przechodzeniu. - Masz coś dla nich?
Olivia zaczęła grzebać po kieszeniach. Gdzieś powinna mieć ciastko, którego nie dojadła. Niby nie powinno się tym karmić zwierząt, ale...
- Ała! - jeden z nich dziobnął rudą w but, najwyraźniej myląc sznurówkę z robakiem. - One wcale nie są miłe, tak jak myślałam!
Olivia rzuciła resztką ciasteczka w łakomego ptaka, niemal ze złością. Kolejny z kruków przeskoczył z trudnością tuż pod nogi Brenny i wydarł się na nią, jakby też oczekiwał zapłaty za to, by zostawić ją w spokoju.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
28.01.2024, 19:10  ✶  
– Naprawdę? Nick nigdy nie wydawał mi się przerażający. W Hogwarcie były przecież straszniejsze potwory, na przykład profesor od numerologii… – stwierdziła Brenna lekko, z uśmiechem błąkającym się po ustach. Z perspektywy czasu musiała przyznać, że w samej obecności Nicka było coś strasznego: człowiek, który umarł okrutną, krwawą śmiercią, w długich męczarniach i tak mocno bał się tego, co czeka po drugiej stronie, że stał się duchem. Kimś tkwiącym pomiędzy, nie mogącym odejść, ale i nie znającym prawdziwego życia.
Jako dwunastolatka jednak nie potrafiła spojrzeć na to w ten sposób, a sztuczka Nicka z odchylaniem głowy zdawała się jej wręcz zabawna.
Może dlatego te duchy mieszkały właśnie tam, w Hogwarcie. Dzieciom, które nie rozumiały w pełni ich losu, łatwiej było zaakceptować taką obecność tuż obok siebie jako coś normalnego.
– Uwielbiałam historię magii. Dwie godziny na drzemkę. Albo na odrobienie jakiejś pracy domowej. Nie wiem, co zrobiłabym bez tych lekcji, naprawdę pomagały mi zoptymalizować harmonogram tygodniowy – oświadczyła i to całkiem na poważnie. Historię magii na SUMAch ledwo zdała i to właśnie tylko dzięki temu, że czasem szukała w książkach informacji o czarodziejach z kart czekoladowych żab. Z samych zajęć nie zapamiętała niczego. – Szczerze, to sama znam tylko różne ciekawostki… jak te o Annie Boleyn. Ani z mugolskiej, ani z czarodziejskiej nie jestem dobra w datach, wojnach i tym podobnych rzeczach – wyznała, a potem z pewnym zainteresowaniem spojrzała na kruki. Omal nie roześmiała się, gdy jeden z nich zaatakował sznurówkę.
– Strasznie są bezczelne, prawda? I mam wrażenie, że jeden strażnik na nas patrzy, czy przypadkiem nic im nie zrobimy… mam w kieszeni czekoladową żabę, ale jednak chyba karmienie ptaków czekoladą to średni pomysł.
Tupnęła lekko, gdy kruk spróbował się do niej zbliżyć. Ptak nie przejął się specjalnie tym gestem i wbił tylko w nią spojrzenie ciemnych, paciorkowatych oczu, a Brenna pomyślała, że gdyby ktoś powiedział jej, że te ptaszyska są magiczne, to by uwierzyła. Wiedziała niby, że ich zachowanie wynika prawdopodobnie z tego, że są „rozpuszczone” i przywykły do ludzi, ale było tak inne od tego, jakie kojarzyła z ptakami, że nie mogła oprzeć się wrażeniu nienaturalności.
– A to chyba kaplica królewska – powiedziała, sięgając znów po rękaw Olivii, by pociągnąć ją bliżej pobliskiego budynku. – Chowano tutaj ludzi, których zabito w Tower. W tym nieszczęsne Annę i Katarzynę, zabite przez tego drania. I mam wrażenie, że to jednak władza, a nie to, że nie był do końca normalny… było mu wolno właściwie wszystko i pozabijał każdego, kto ośmielił się go krytykować, to mi brzmi jak czarny charakter, a nie biedny szal… ponosi mnie wyobraźnia, czy też to widziałaś? – zapytała, spoglądając w okno niewielkiej kaplicy. Zamrugała, niepewna, czy naprawdę mignęła jej tam czyjaś sylwetka, czy to tylko gra cieni i światła.
Chociaż nie byłoby to tak zaskakujące, że pośród tysiąc pięćset osób zabitych w Tower – pośród których część oskarżano o czary właśnie – był jakiś czarodziej czy czarodziejka, pozbawiony różdżki i możliwości obrony, to Brenna tak naprawdę opowiadając o tych wszystkich duchach tylko żartowała. Zakładała, że raczej żaden z nich nie kręci się po Tower. Ostatecznie nawet czarodzieje rzadko zostawali po tej stronie...


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#8
30.01.2024, 11:21  ✶  
Olivia pokręciła głową, a rude włosy zafalowały wokół jej twarzy i ramion.
- Nie Nick był przerażający, a jego… szyja - chciała powiedzieć “wnętrzności”, ale jakoś nie mogło przejść jej to przez gardło. Całe szczęście Prawie Bezgłowy nie zdecydował się na opowiadanie o swojej śmierci i pokazówkę przy jedzeniu. Na wspomnienie jednak o historii magii i tym, co Brenna na tych zajęciach robiła, Olivia się uśmiechnęła, zapominając niemal od razu o karkach, flakach i przeciętych kręgosłupach. - Ja nie mogłam się nigdy na niej skupić. Ciągle brzęczano mi nad uchem, no i chrapanie kolegów też nie pomagało…
Pomyślałby kto, że w Ravenclaw uczyły się same kujony - ale to nie była prawda. Byli dziećmi, uzdolnionymi i chętnymi do nauki, pełnymi zapału. Ale nie oznaczało to, że każdy Krukon chłonął absolutnie każdą wiedzę. Bywali tacy, oczywiście, ale były to wyjątki, tak jak w innych domach. Olivia zwykła mawiać, że inteligentni uczniowie domu Roweny Ravenclaw wiedzieli jak zrobić, by się nie narobić, a jednocześnie by wyciągnąć z tego jak najwięcej nauki.
- Dat w ogóle nie pamiętam. Powiem ci, że cudem zapamiętałam swoje urodziny - mrugnęła wesoło, bo nie było to kłamstwo. Mniej więcej do dziewiątego, dziesiątego roku życia była tak roztrzepana, że zwyczajnie myliła daty - o kilka dni, ale nadal. Inne dzieci nie mogły się doczekać swoich urodzin, a dla niej to zawsze była miła niespodzianka.

- Są okropne, zupełnie jak w tych bajkach o trollach i mycie za przejście przez most - wiedziała, że to nie ich wina. Kruki były piekielnie inteligentne, ale zwierzęta nigdy nie bywały złośliwe. Ich zachowanie zawsze wynikało z czegoś. W tym przypadku: z winy ludzi. Gdyby ich nie dokarmiali, te nie zrozumiałyby tak szybko, że mogą pozwolić sobie na tę bezczelność. Z drugiej strony lepiej tak niż łamać im skrzydła czy podcinać lotki. Chyba. - Który?
Olivia zerknęła z ukosa na jednego z gwardzistów, zerkających w ich kierunku. Zresztą nie tylko on się patrzył: również niektórzy turyści pokazywali dzieciom ptaki i najpewniej objaśniali legendę Tower.
- Nie wiem jak z krukami, ale czekolada może psa zabić. Koty też nie mogą jej jeść, podobnie jak konie, lepiej nie… - zaczęła, zanim Brenna nie wydostała jej z okręgu ptaków. Te wydawały się złe, ale szybko znalazły nową ofiarę: tym razem z zakupionymi przy wejściu ziarenkami w torebce. Hałas, jaki robiły ptaszyska, był nie do wytrzymania. - Co widziałam?
Olivia uniosła wzrok. Trochę zagapiła się kruki, więc gdy zwróciła twarz ku oknu: nic już tam nie było. Ale mina Brenny wskazywała na to, że coś widziała. A Brenna nie była szaleńcem, który widział rzeczy. Była normalną osobą, która widziała rzeczy.
- Co widziałaś? Tę część można zwiedzać? - jeśli tak, to może to był turysta? Ale jeśli nie… - Słuchaj, może tam ktoś potrzebuje pomocy? Wiesz… Jako brygadzistka nie możesz tego zignorować.
Zagaiła niewinnie, oczywiście że podsuwając Longbottom wygodną wymówkę. Ale sama była ciekawa, no i chciała ją zapewnić, że da jej alibi w razie czego. “Tak, potwierdzam, słyszałyśmy wołanie o pomoc panie władzo.”
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
30.01.2024, 20:46  ✶  
- To jak mój brat. Wszystkie ważne zaznaczam mu na wszelki wypadek w kalendarzu - roześmiała się Brenna, która może i tych historycznych nie pamiętała, ale już urodzin i ważnych rocznic krewnych i znajomych starała się pilnować. Nie wspominając o tych pracowych, w rodzaju "rozprawa tego i tego będzie 3 sierpnia" albo "raporty muszą trafić na biurko Bonesa w piątek do dwunastej".
*

- O... dobrze, że mówisz. Wprawdzie żadnemu nie dawałam czekolady, ale Gałgan ostatnio koniecznie chciał poczęstować się czekoladowym ciastem? Istnieje szansa, że prędzej czy później bym uległa...
Nie znała się na zwierzętach. To znaczy, oczywiście, wiedziała jak zajmować się psami, na tym poziomie, na którym wiedziała większość ludzi - a może nawet większym, bo psy Longbottomów sypiały w domu, miały swoje posłania, którymi mogły pogardzić na rzecz kanap i łóżek, wszystkie zostały po adoptowaniu wykąpane oraz odpchlone i dostawały trzy razy dziennie jedzenie, i to nie resztki ze stołu. Co w latach siedemdziesiątych nie było takie oczywiste. Brenna jednak nie miała zielonego pojęcia, że czekolada może być dla nich aż tak szkodliwa... Bo jasne, dla ludzi też nie była zdrowa, dlatego Brenna nie uległa błagalnym spojrzeniom psa ostatnio, ale żeby była aż tak niebezpieczna...?
- Nie jestem pewna - przyznała uczciwie, kiedy Olivia spytała, co widziała. - Nie wyglądało jak turysta, ale mogło być grą światła i cieni. Albo wytworem mojej zbyt bujnej wyobraźni.
Nie rozglądała się nawet, by sprawdzić, czy ktoś jeszcze patrzył w okno. Była pewna, że jeśli nawet coś tu było, to niewidzialne dla mugoli: inaczej ktoś z turystów lub mieszkańców Tower musiałby zwrócić na to uwagę już dawno temu. Nie oderwała więc wzroku do okna, nie dostrzegła już jednak niczego więcej.
To mogła być wyobraźnia.
Ale Brenna nie byłaby sobą, gdyby nie chciała tego sprawdzić. Nie tylko Olivia była ciekawa, czy coś faktycznie kryło się we wnętrzu kaplicy. Longbottom uśmiechnęła się więc tylko z rozbawieniem na sugestię, że ktoś może potrzebować pomocy, bo ależ Quirke dawała jej piękny pretekst – bez którego i tak przecież by się tam wpakowała, bo po prostu nie zdołałaby się powstrzymać…
- Chyba wolno tam wchodzić. Najwyżej ktoś weźmie nas za wariatki albo Strażnicy wyrzucą nas stąd na kopach, jak zacznę szukać nie wiadomo czego nie wiadomo po co.
Ruszyła ku wejściu, gotowa, gdyby ktoś spróbował je zatrzymać, po prostu zapewniać, że sądziła, że ta część kompleksu jest otwarta dla zwiedzających. Być może tak faktycznie było - a może tylko miały szczęście – bo nikt nie stanął im na drodze. Brenna pchnęła drzwi wejściowe i chociaż normalnie rozglądałaby się po wnętrzu, szczególnie dużo uwagi poświęcając ołtarzowi, tym razem jej wzrok niemal natychmiast powędrował ku oknu, gdzie – jak się jej zdawało – widziała wcześniej ruch.
Tym razem to Olivii zdało się, że coś mignęło jej w ciemnym kącie – ale może był to jakiś turysta albo gra światła…?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#10
31.01.2024, 13:04  ✶  
Olivia pokręciła głową gwałtownie, jakby tym gestem chciała ostrzec Brennę przed dawaniem psu czekolady.
- Jest trująca, nawet niewielka ilość może rozstroić żołądek, a większa doprowadzić do śmierci. Ojciec mówił, że niektóre magiczne stworzenia też cierpią po czekoladzie. Jakby liznął, to pewnie nic by mu się nie stało, ale jakby zjadł… To wiesz. Współczuję osobie, która by to sprzątała - mówiąc wprost byłaby to gówniana sprawa. To nie było tak, że po małej kostce psy umierały, ale jakby Gałgan zjadł kawałek ciasta, to na pewno później któryś z Longbottomów musiałby sprzątać efekty tej przekąski. A te efekty miały to do siebie, że pojawiały się nagle i psy mogły nie wytrzymać do momentu otwarcia drzwi na zewnątrz i… No cóż, po drogim dywanie.

Gdy Brenn przyznała się jej, że nie była pewna, Olivia skomentowała krótkim HM. Może to faktycznie było nic takiego, ale przecież nie zaszkodzi sprawdzić, prawda? Zwłaszcza że chyba można było tam wchodzić. Quirke ochoczo więc pokiwała głową, przestępując z nogi na nogę. W towarzystwie Brenny czuła się jakoś tak pewniej, sama pewnie nie odważyłaby się tam wejść. I do końca życia (albo do następnej wycieczki) zasypiałaby z myślą o tym co tam w środku się kryło. Kiedyś ta wścibskość wpędzi ją do grobu.
- Powiemy że się zgubiłyśmy - podsunęła jej pomysł, który był przecież najprostszy z możliwych. Damy w opałach, trochę chichotów i obejdzie się bez kopów. Może skończyłoby się na upomnieniu albo po prostu na wyrzuceniu ale bez kłótni? Z reguły jeśli strażnicy myśleli, że dana osoba jest po prostu głupia, to łatwiej wybaczali takie potknięcia. Bo przecież każdemu zdarzało się wejść nie tam, gdzie trzeba - niektórym przypadkowo, a niektórzy pchali się tam specjalnie. Tej drugiej grupy ludzie z reguły nie lubili, więc czemu by nie małe kłamstwo, by wepchnąć się do grupy nr 1?

Nikt ich jednak nie zatrzymał. Mogły wślizgnąć się do środka niepostrzeżenie, zamknąć za sobą drzwi i się rozejrzeć po pomieszczeniu. Duży ołtarz oczywiście przyciągał wzrok, podobnie jak wysokie kolumny i zabytkowe krzyże oraz malowidła i obrazy. Olivia wodziła spojrzeniem od jednego, do drugiego, wydając z siebie ciche “ooo”. Zaraz jednak się spięła, gdy coś zafalowało w ciemnym kącie. Quirke zogniskowała na nim wzrok, pozwalając by oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Nic tam jednak nie było.
- Hm - powiedziała, bezmyślnie może podchodząc do plamy ciemności. W kącie znalazła tylko pajęczyny i kurz. - Myślałam, że będą utrzymywać to miejsce w większym porządku.
Powiedziała cicho, bo jakoś podskórnie czuła, że podnoszenie głosu w takim miejscu nie było wskazane. W tej samej chwili kaplicę przeszył brzęczący dźwięk upadającego na posadzkę metalowego talerzyka. Miał chyba swoją nazwę, ale Olivia jej nie znała - sama aż podskoczyła, łapiąc się za serce.
- Brenn, uważaj, bo zawału dostanę!
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (4471), Olivia Quirke (4119)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa