• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 5 6 7 8 9 … 14 Dalej »
[29.12.1970] From dusk till dawn

[29.12.1970] From dusk till dawn
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#1
05.03.2024, 20:52  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.09.2025, 12:02 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic II
Rozliczono - Millie Moody - osiągnięcie Badacz Tajemnic

29.12.1970

Londyn

"Bucky's Buns"

Uderzyło mnie, że jest kotem: obca, opanowana,
zawsze samotna i spostrzegawcza.



Milles siedziała wciśnięta w kąt plugawej piekarni u Bucky'ego. Jej gospodarz, jednoręki zaniedbany koleś, któremu zdecydowanie ktoś powinien kupić szampon do włosów, był kimś w rodzaju jej kumpla. Lubiła przede wszystkim zniżki dla stałych klientów, oraz fakt, że kiedy po patrolu i odjebaniu całej papierkowej roboty przychodziła tu umęczona z nienawistnym spojrzeniem do całego świata, to dostawała jego firmowe bułeczki w ilości jakiej tylko chciała. Za darmo. Czerstwe, kilkudniowe, takie których nikt nie chciał.

Milles uważała, że jest w tym coś poetyckiego.

– Daj mu chociaż wczorajszą! To pan detektyw kurwa, zasłużył sobie na lepszą jakość niż taki krawężnik jak ja! – krzyknęła w kierunku lady, gdzie Erik wybierał dla siebie kawę. Dla kobiety nie trzeba było wybierać. Była tu starym klientem.

Największą zaletą tego miejsca (poza zniżką dla stałych klientów), były zryte godziny otwarcia. Najgorszą wadą tego miejsca był fakt, że Bucky sam śmierdzący fajkami, kategorycznie zabraniał palić w lokalu. Drobna brunetka nerwowo obgryzała skórki, próbując powstrzymać odruch. Miała tylko trochę przekrwione oczy, miała tylko trochę zapadłą buzię, bladą i zszarzałą, jakby świeżo wróciła z limba. Gdyby ktoś wystawiał Śmierć i dziewczynę mogłaby spokojnie ubiegać się o obie role.

W końcu zirytowana (a wcale nie czekała długo), wyciągnęła karty i zaczęła je kompulsywnie tasować. Szelest był prawie tak uspokajający jak dym kadzidła, zajęte ręce odwracały uwagę od odruchu i potrzeby zaciągania się dymem. Tylko pytanie, trzeba jeszcze zadać pytanie...

viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#2
06.03.2024, 22:52  ✶  
Z zadowoleniem przyjął do wiadomości fakt, że drugi patrol Brygady Uderzeniowej tak chętnie zgodził się na odeskortowanie Melindy Meadowes do Szpitala św. Munga. Bądź co bądź, on i Moody spędzili już na ulicy trochę czasu, więc dobrze by było, gdyby niedługo wrócili do Ministerstwa Magii, żeby dopełnić reszty formalności. A to, że po drodze zatrzymali się na szybką kawę, to już była inna kwestia. Taka trochę speluna, pomyślał, rozglądając się po lokalu, gdy czekał w kolejce do kasy. I akurat, gdy nadeszła jego kolej, odezwała się Millie.

— Ona przesadza — wymamrotał pod nosem Erik, niezbyt zadowolony z tego, że ściągnięto na nich uwagę. — Niech będzie zwykła czarna z cukrem.

Jego policzki pokryły się czerwienią, a na twarz wdarł się niemrawy, wymuszony uśmiech. Nie chciał, żeby wszyscy wokół niego skakali, zwłaszcza że nie był stałym bywalcem lokalu Bucky'ego. Wpadał tu głównie w towarzystwie Millie, a przez najróżniejsze roszady w dziennych przydziałach, ich wspólne patrole nie były szczególnie częste. A może po prostu jego siostra celowo podmieniała grafiki, żeby spędzić z Moody więcej czasu?

— Nie musiałaś tego ogłaszać wszem wobec — rzucił przyciszonym głosem, gdy wrócił do stolika. Zerknął z lekką naganą na Brygadzistkę i rozpiął zimową pelerynę, aby złożyć ją na oparciu, zanim zasiadł naprzeciwko Millie. — Trochę anonimowości w życiu jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Ami może wręcz pomóc. — Wybałuszył nieco teatralnie oczy. — Wystarczy, że Brenna rzuca mnie na pożarcie fotoreporterom, a sama chowa się po kątach, żeby jej zdjęcia nie zrobili.

Westchnął przeciągle, sięgając do swojego osobistego notatnika i wertując ostatnie zapiski dotyczącego incydentu na Alei Horyzontalnej. Próbował się skupić na krzywo wypisanych notatkach, jednak jego towarzyszka mu tego wcale nie ułatwiała. Wlepił wymowny wzrok w talię kart, którą gorączkowo obracała w dłoniach.

— Na pewno powinnaś pić tę kawę? — Zamknął zeszyt i odłożył go na bok stolika po swojej lewej stronie. — Już po wszystkim, Mills. Teraz została ta biurokratyczna część. — Pokusiłby się o stwierdzenie, że był to ten najnudniejszy segment aresztować, jednak osobiście miał nieco inne zdanie w tej kwestii. Dopiero gdy zasiądą za biurkiem i przyjrzą się wszystkim dowodom, zorientują się w pełnym obrazie sprawy. — Dobrze sobie poradziłaś. Coraz lepiej u ciebie z zaklęciami translokacyjnymi. Chociaż ta teleportacja... — Zacmokał cicho. — Ryzykowne, ale dobrze, że ci wyszło.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#3
08.03.2024, 18:53  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.03.2024, 19:23 przez Millie Moody.)  
– Oj już nie bądź taką kokietką, wiem, że kochasz być w centrum uwagi. – syknęła mu w odpowiedzi, prezentując niemal kompletne uzębienie w złośliwym uśmiechu. Oczywiście wiedziała, że Erik tego nie lubił, oczywiście nie zamierzała dać mu w związku z tym spokoju, tak jak jej drużyna, jej ekipa, jej zespół, nie dawali jej spokoju, gdy pojawił się jakiś tłuściutki temacik, wokół którego można by pokrążyć.

Bucky, choć wyglądał jak wyglądał, był też dla Milles osobą godną ulicznego zaufania. Poza tym, on wiedział, co w życiu porabia czarna diablica, to czemu miałby nie wiedzieć czym zajmuje się gigantyczny anioł siedzący tuż obok? I tak jego głónym pakietem porozumiewania się ze światem były warczane pod nosem ceny, lub chrumknięcia zamiast wszelkich tak/nie/spierdalaj.

Zignorowała większość jego wypowiedzi, przewracając tylko złocistymi oczyma na wzmiankę o ryzykownym ruchu. Ich praca była definicją ryzykowności, jej ciężko było ocenić, co to ryzyko jeszcze podbija, a co nie. Jakby uszkodzone nerwy nie czuły bólu, póki nie byłoby za późno dla całego organizmu... Niektórzy nazywali to odwagą, Longbottom jednak nie znał się na dobrej zabawie nie lubił za bardzo jej brawury. Cóż, poniekąd i jego życie od tego zależało. Na stadionie było łatwiej, jako szukająca w pewnym sensie grała do swojej bramki i to on osłaniał jej plecy (też nie zawsze). Teraz rolę się odwróciły i tak w BUmie jak i Zakonie była raczej suportem niż depsem. Mimo upływu lat cały czas zdarzało jej się o tym zapomnieć.

Tasowanie trwało, pozornie bezmyślne, nieprzerwane dezaprobatą partnera, jego złotymi radami, które owszem, były miłe (jak zawsze), troskliwe (bezsensownie) i w punkt (oj, za to go nienawidziła, ale tak troszeczkę, jak nienawidzi się szczeniaczki za ich słodycz i niewinność).

Nagle przestała, energia została domknięta i czasoprzestrzeń ustawiła się do podglądania. Niestety nie odziedziczyła talentu po matce i nie umiała podglądać naturszczykowo przyszłości, ale przynajmniej dupogodziny z kartami i wahadełkami zaowocowały jakąś tam wiedzą możliwą do osiągnięcia przez zwykłych śmiertelników.

Wyciągnęła jedną z nich i położyła bardzo teatralnie przed sobą. Postać na tronie w złocistej biskupiej koronie i purpurowej szacie, spoglądała prosto na nich. Wierni wyznawcy klękali przy nim, w niemym zachwycie spijając nauki z jego ust. Karta była odwrócona, a wieszczka... prychnęła na poły rozbawiona na poły zirytowana.
– Ok czarny kutas, to oczywiste, ja pierdole na chuj tracę na Was czas – bąknęła zagarniając tą "światłą wskazówką" do prowadzonego śledztwa. Schowała talię, ujęła jak gdyby nigdy nic kubek i wypiła dwa łyki pokazując, że a i owszem kawa tak, narzekanie na Mills pijącą kawę nie.

– Jebani robią sobie kościół, zbierają dostawców, którzy nie są ideologiczni, ale da się ich przekonać tradycyjnymi metodami bata i buta. Myślisz, że jej wspomnienia coś dadzą, że te sznurówki, które połapaliśmy dadzą nam dotrzeć do kogokolwiek ważnego? – aż była ciekawa, w jakim tempie te zbiry wydostaną się z ciupy.

Te momenty bolały najbardziej.

Rzut Tarot 1d78 - 7
Arcykapłan


viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#4
08.03.2024, 23:27  ✶  
— W centrum odpowiedniej uwagi — odgryzł się, przywierając plecami do oparcia.

Gdyby zależało mu na byle jakiej atencji, to już dawno rzuciłby pracę w Ministerstwie Magii i został obibokiem na pełny etat, spędzając większość swojego czasu w ekskluzywnych klubach i lokalach. Zapewne nie mógłby się wówczas opędzić od reporterów, ich zaklętych piór i wielkich aparatów. Erik lubił mieć jednak kontrolę nad tym, co na jego temat piszą w mediach. A to już wymagało nieco finezji w kształceniu własnego wizerunku. Dobrze, że Brenna mu przy tym pomagała.

Zmrużył oczy, gdy Millie zignorowała jego komentarze. Powinien jej teraz suszyć głowę za ten pomysł z teleportacją, jednak... Moody nie była też dzieckiem, a Brygadzistką z krwi i kości, która w większości przypadków wiedziała, co robi. Nikt nie jest jednak nieomylny, pomyślał przelotnie, bo wychodził z założenia, że nawet przepowiednie wuja Morfeusza nie dyktowały stuprocentowej prawdy. Zawsze było pole do zmiany, do ludzkiej lub boskiej interwencji. Czy to, że się dzisiaj nie rozszczepili, było efektem takowego cudu?

— Nie wiedziałem, że w tarocie jest taka karta — sarknął, nie kalając języka ulicznym słownictwem, które pobrzmiewało w wypowiedzi jego towarzyszki. — Chyba przegapiłem tę lekcję w Hogwarcie.

Spiął się nieco, gdy zorientował się, do czego pije dziewczyna.

— Nie określiłbym tego od razu zbieraniem — mruknął przyciszonym głosem, opuszczając wzrok na blat stolika. — Chcieli ją porwać, bo im się sprzeciwiła. Nie bawili się w negocjacje, podbicie ceny czy coś w tym rodzaju. Dali jej jedną szansę, a gdy się nie zgodziła, przeszli do ataku.

Fakt faktem, chociaż Melinda nie zgodziła się na współpracę, tak nie oznaczało to, że inni wytwórcy pójdą w jej ślady. Każdy będzie oceniał warunki umowy własną miarę, porównując ze sobą korzyści i ryzyko. Było to brudne, ale czy od razu nielegalne?

Zamilkł na dłuższą chwilę, zastanawiając się, jakiej właściwie odpowiedzi od niego Moody. Incydent na Horyzontalnej ewidentnie nią poruszył. Może dopiero teraz zdała sobie sprawę ze skali ataków czarnoksiężników i tego, że nie polegały na prostym wyprowadzaniu ofiar z domów, a kryło się za tym coś nieco bardziej skomplikowanego? Wziął kolejny łyk kawy, krzywiąc się lekko. Zdecydowanie wolał herbatę, ale cóż... Na zmianę zamówienia było już za późno, więc musiał przełknąć jeszcze parę łyków gorzkiego napitku.

— To nie jest twój pierwszy dzień w robocie, Mills. — Wypuścił powoli powietrze przez usta. — Wiesz, tak samo dobrze, jak i ja, że z tymi atakami nic nie jest pewne. Złapaliśmy napastników, owszem. Dobrze dla nas i jeszcze lepiej dla pani Meadowes. — Co do tego faktu chyba żadne z nich nie miało najmniejszych wątpliwości: gdyby nie oni, Merlin jeden wiedział, co by się stało z tą kobietą. — Dopóki ich nie przesłuchamy i nie dokopiemy do ich personaliów, w gruncie rzeczy nic o nich nie wiemy. Trudno nawet określić, czy to faktycznie Śmierciożercy.

Pokręcił głową i uniósł dłoń nad kawę, aby para ją nieco ogrzała. Przypisywanie tych wszystkich napadów i porwań Śmierciożerców było po prostu... Łatwiejsze. Część z nich, owszem, była wynikiem działań autentycznych zwolenników Czarnego Pana. Jednak nie wszyscy. Za niektórymi incydentami stały osoby niezwiązane bezpośrednio z Czarnym Panem, ale pragnące dostać się do jego szeregów i poczuć na własnej skórze, jak to jest być częścią czegoś większego; podszywali się pod właściwych Śmierciożerców, goniąc ich ''chwałę'' z jęzorem na wierzchu. Naśladowcy.

— W kraju pełno jest ludzi, którym nie podoba się obecna władza. Pamiętasz Leacha? Nie było dnia, żeby go nie obsmarowali w jakiejś gazecie czy na ulicy. — Wzruszył sztywno ramionami. Współczuł mężczyźnie, jednak miał mieszane uczucia co do jego kadencji. — Ale dobijając do brzegu... Jest wysoka szansa, że trop się urwie. Chyba że kogoś wsypią i uda się ich powiązać z jakąś inną sprawą.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#5
09.03.2024, 12:38  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.03.2024, 12:38 przez Millie Moody.)  
– Och wybacz, że Bucky nie dobija Twoich standardów. – prychnęła, ciągnąc z nim tę grę o uwadze, iskry rozbawienia i sarkazmu przemykały po szczupłej twarzy. Oczywiście, nie robiła tego, by dopiec Erikowi. To znaczy... robiła to dokładnie po to, by mu dopiec, ale niech ktoś spoza kręgu nazwałby go zadufanym bucem pchającym się na pierwsze strony proroka codziennego, a dostałby po mordzie szybciej niż zdążyłby wymówić skitiki-boo.

– Nie wiedziałeś, że jest karta Czarnego Chuja? Och, to musiało być na kółku zainteresowań. O patrz tutaj jest Sratka Cycatka – Milles pospiesznie przeglądała karty, by pokazać mu nagą blondynkę, która w otoczeniu gwieździstego nieba pochylała się nocą nad wodą, by nabrać jej trochę do dzbana – ...albo o... Drewniany Dildos – tu z kolei zaprezentowała mu Asa Buław, który rzeczywiście jakby tak zmrużyć oczy przypominał penisa zaprezentowanego jako drewniana różdżka, z której okazjonalnie wyrastało kilka świeżych zielonych listków. Ciężko było to jednak odzobaczyć, kiedy już raz zostało powiedziane. No ale oni tu nie o kartach...

– Zeznania, zeznania, dlaczego nie możemy po prostu zaaplikować im Veritaserum i po kłopocie – sarknęła zirytoewana na oczywiste procedury. Gdyby to od niej zależało, każdy jeden byłby przymusowo faszerowany tym, a następnie konsekwencje byłyby wyciągane. Choć się zająknął ze kiedykolwiek myślał o przyłączeniu do Śmiedziuchów.

– Erik, to niebyli naśladowcy. Naśladowcy bezmyślnie torturują mugolaków w ciemnych zaułkach. Tu był plan. Rozeznać się w tym co robi, złożyc jej propozycję. Zastraszyć ją, może obić tak, że potem w strachu przed kolejnym obiciem podjęłaby współprace. A nawet w wypadku zgonu... Cóż, to dobra karta przetargowa do rozmowy z innymi rzemieślnikami Ojć, chyba nie chcemy, żeby spotkał Was los pani Meadows – udawała głos przygłupiego debila, trochę pajacując, ale temat i jej myśli zdecydowanie pajacowymi nie były. Ot, sposób komunikowania myśli był czasem na tyle odklejony, że Ci, co ją nie znali, sądzili, że naśmiewa się z tej sprawy. Prawda była zgoła odmienna. To był sposób, mechanizm obronny na to, by poradzić sobie z napięciem. W głowie Milles to było już absolutnie pewne, że klubik kryptosadystów tworzy sekciarskie struktury, a te zawsze potrzebowały zaplecza podwykonawców, niekoniecznie należących do kultu, ale... uwikłanych w sprawę na najniższym szczeblu. Nieświadome mróweczki, do zapewniania zasobów. Przecież Śmierdziuchy nie kalały sobie dłoni pracą. Czysta krew im na to nie pozwalała.

– Liczę na te wspomnienia trochę, ale no tak wiem, wiem masz racje, najpierw dowody, potem działania...– burknęła, uderzając mocno plecami o oparcie siedzenia plugawej kawiarenki, która atmosferą bardziej przypominała zawszony pub. – Te jebane plotki serio mogą nic nie wiedzieć, to mógł być ich test ja pieprze... – Lubiła natychmiastowy payoff. Znicz w ręku, wygrana w kieszeni. Nagle poczuła, tak bardzo poczuła na barkach ciężar nie pojedynczej sieci, a całej jaskini wypełnionej pajęczynami, odnogami, fałszywymi zaułkami i śmiertelnymi pułapkami. A przyszli zapolować na pająki.

Jej palce zupełnie nieświadomie wybijały chaotyczny rytm na szklance, zaciśnięte usta marzyły za papierosem, a głowa uciekała do czasów, gdy największym problemem była kontuzja uniemożliwiająca udział w meczu. Odpłynęła myślą totalnie. Próbowała się ratować.

viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#6
10.03.2024, 02:38  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.03.2024, 02:39 przez Erik Longbottom.)  
— Mówił ci ktoś kiedyś, że nie do twarzy ci ze zjadliwością, Mills? — Uniósł wymownie brwi, powstrzymując się przed jakąkolwiek ripostą, czy próbą obrony własnego zdania. Nie miał zamiaru się z nią wykłócać o swój wizerunek w mediach w przerwie między patrolem a powrotem do Ministerstwa Magii. Od tego był bar lub kafeteria poza godzinami pracy. — Poza tym, to ty to powiedziałaś. Nie ja.

Zmrużył oczy, przyglądając się kolejnym kartom, jakie Moody stawiała na stole. Oczywiście, sarkazm. Mógł się tego spodziewać. Mimowolnie zaczął zastanawiać się, czy przy każdym wróżeniu posługiwała się tymi konkretnymi nazwami. Osoby, którym przepowiadała przyszłość, musiały mieć bardzo ciekawe miny, gdy tłumaczyła, jak obecność Drewnianego Dildosa łączy się z Czarnym Chujem w danym układzie. Ona jest niemożliwa, pomyślał. Czy to był ten moment, gdzie powinien zacząć współczuć Alastorowi? Och, jakie ciężkie było życie starszych braci.

— Ciebie trzeba wysłać na jakieś badanie wzroku — stwierdził, drapiąc się po policzku, starając się nie myśleć o tym, czy dziewczyna znalazła do każdej karty ze swojej talii. — A najlepiej na dwa, żeby upewnili się, że na pewno wszystko z tobą w porządku. — Postukał palcem w Asa Buław. — Skoro ty już mylisz rózgę z... wiadomo czym, to już naprawdę nie jest dobrze.

Wysłuchał tego, co Millie miała do powiedzenia na temat incydentu, w jaki się wplątali. Targała nią frustracja, w pełni to rozumiał, jednak nie potrafił też bezrefleksyjnie słuchać i tylko jej przytakiwać.

— Nie doceniasz ich — stwierdził z lekką naganą w głosie. — Nawet bez struktury dowodzenia Naśladowcy mogą narobić szkód. Jedno wydarzenie napędza drugie. Słyszą w mediach o jednym napadzie, więc przygotowują się do kolejnego, bo czemu by nie, skoro to dziala. — Zacisnął palce na filiżance, czekając aż ta stanie się zbyt gorąca w dotyku, aby ją trzymać. — Śmierciożercy mogą działać bardziej metodycznie, o ile pozwala im na to ich zawiść i arogancja. — W dużej mierze krążyli po omacku, próbując dopatrzyć się schematów w ich działaniu. — To jednak nie znaczy, że mają na to wyłączność.

Sądził, że wie, co razi tych ludzi. Niesprawiedliwość, poczucie zagrożenia, niechęć, nienawiść, obawa o własne dziedzictwo. Chociaż czystokrwiste rody dalej wiodły prym w towarzystwie i miały znacząco więcej wpływów i środków, tak nie było to już średniowiecze, czy czasy, gdy dobre urodzenie dawało nieograniczone możliwości. Społeczeństwo się zmieniało, żądało zmian, a to nie mogło się każdemu spodobać. A już zwłaszcza tym, którzy mieli problem z tym, aby zostawić pewne uprzedzenia w przeszłości.

— A chcesz jeszcze więcej papierologii w Ministerstwie? Bo zapewne spróbowaliby powołać jakąś komisję, która rozpatrywałaby wynik każdego wykorzystania veritaserum w trakcie przesłuchania. — Uniósł pytająco prawą brew. Musiała naprawdę uwielbiać raporty i częste wizyty w sądzie, skoro była do tego taka skora. — Każdy człowiek ma prawo do obrony i nie może być zmuszany do zeznawania przeciwko sobie samemu. To zaburza integralność procesu sądowego.

A jeśli Ministerstwo Magii coś ceniło to była to właśnie biurokracja. Zdawała się spajać wszystkie departamenty w jeden twór, poprzez całą siatkę przepisów, regulaminów, arkuszy i spisów, które posiadały nieznośnie wiele odnośników do jeszcze innych dokumentów. Nigdy nie można było być też pewnym, czy przypadkiem dany tekst nie jest przedawniony, bo doszło do jakiejś reformy albo zapis był w gruncie rzeczy martwy. Westchnął przeciągle, starając się nie wchodzić w to głębiej. Wystarczyło mu to, co widział w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Nie musiał schodzić głębiej.

— Poza tym, eliksir nie daje człowiekowi dostępu do faktów. Można być czegoś pewnym, ale dalej się mylić. — Oparł dłonie o krawędź blatu. — Jakaś płotka może ci powiedzieć po veritaserum, że pracuje dla Czarnego Pana, ale Czarny Pan w sekrecie siedzi w kieszeni mugolskiego premiera i te wszystkie ataki mają na celu ułatwienie niemagom przejęcie władzy. — Uśmiechnął się bez większej radości. — Ktoś mógłby to sobie wmówić i wierzyć, że to prawda, ale mógłby to być też wytwór wyobraźni lub choroby.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#7
13.03.2024, 07:46  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.03.2024, 07:46 przez Millie Moody.)  
Jego słowa potraktowała jak komplement. Rozsiadła się wygodniej z niezmiennie kpiącym uśmieszkiem. Mógł współczuć Alastorowi, choć prawda była taka, że zdecydowanie bardziej należało współczuć potencjalnej pani Moody, jeśli kiedykolwiek taka się znalazła. Milles z trudem przychodziło akceptowanie Mav w ich życiu i to też przez wzgląd na zażyłość obu pań wcześniej, przychodziło jej łatwiej dopuszczać myśl, że ktokolwiek kręcił się dookoła jej brata bliżej niż w celach zawodowych. Teraz jednak, jego ból rozstania, napędzał jej wściekłość na każde zdziry, które chciałyby podejść do tego skrzywdzonego psiaka i go pocieszać.

Czerwony kapturek był bardzo zaborczą istotą.

– Och Erik, ktokolwiek inny powiedziałby po prostu, że jestem niedoruchana, ale Ty dbasz o moje oczy. Dbasz tak o każdego, a kto zadba o Ciebie? – z mniej lub oczywistych względów Milles nie była zainteresowana tą funkcją. Kiedy połowa damskiej obsady ministerstwa wzdychała do rosłego (a więc przystojnego, wiadomo że przystojność mężczyzny zaczynała się od 180 cm wzwyż) detektywa i z bólem znosiła systematyczne friendzonowanie, tak Milles rozłożyła sobie tam obozowisko, namiocik, śpiworek i małe ognisko coby kiełbaski podsmażyć. Nie żeby ją tam zapraszał, ale od lat, była bardziej jego kumplem niż kumpelą. Ktoś by powiedział – brak kobiecych wzorców, skoro matka umarła tak szybko, a większość wolnego czasu spędzała w towarzystwie Alastora i jego kumpli. Tyle dobrego, że nigdy żółci jej oczu nie musiał rozpoznawać jako "maślanej".

To co mówił było na wielu poziomach racjonalne i oboje o tym wiedzieli. Grymas na jej twarzy nawet to potwierdził. To był jeden z tych nielicznych razów, kiedy ktokolwiek ją pouczał i mógł dostrzec błysk tego, że w ogóle słucha. Milczała nieco dłużej, kontemplując jego słowa, przeżuwając je, szarpiąc się z nimi, ale wewnętrznie. Wbrew pozorom jakie wokół siebie roztaczała nie była aż tak głupia. Było to jednak zdecydowanie wygodniejsze, gdy nikt nie oczekiwał po niej zbyt wiele. Porażki nie bolały tak bardzo, a sukcesy... cóż, lubiła zaskakiwać.

– Piątak, że to była ichnia bojóweczka, lub rekrutacja, a nie naśladowcy. – wyrzuciła to z siebie jako odpowiedź. Millesowa wersja była w jej głowie już trochę zabetonowana: budowanie struktur sekty, znęcanie się jako próba przekonania rzemieślniczki (w końcu tylko ją pocięli!) albo jej sąsiadów (nic tak nie motywuje jak śmierć koleżanki). Ale detektyw był detektywem, żeby detektywował. On nie mógł mieć betonu w głowie, rzeczy należało sprawdzać, tropić. Panna Moody wolała polować i ścigać, no ale jeśli czekało ich przesłuchiwanie i pozyskiwanie informacji legalną drogą, to musiała jakoś umilić sobie ten czas. Szczypta rywalizacji, pięć galeonów, nie ważne, że to ostatnie złociste monety w jej posiadaniu.

viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#8
15.03.2024, 15:49  ✶  
Jak na razie konflikty z potencjalnym kandydatem na męża Brenny Erik mógł włożyć między bajki, bo takowe nawet nie miały szansy zaistnieć, biorąc pod uwagę niechęć dziewczyny do wiązania się z kimkolwiek. Wydawała się kompletnie poślubiona pracy i swoim obowiązkom, bez względu na to, czy wiązały się one z jej służbą w Brygadzie Uderzeniowej, czy przysługami dla przyjaciół, znajomych i sojuszników.

Romanse... Zdecydowanie nie były jej w głowie. Gdyby młodsza Longbottomówna sobie kogoś znalazła, to Erik byłby jak najbardziej otwarty na tego gościa; skoro zaszedł w relacji z Brenną tak daleko, to zasługiwał na status zaufanego członka rodziny. Podejrzewał, że prędzej znalazłby w nim powiernika swoich własnych zmartwień odnośnie do siostry.

— Musisz być taka wulgarna? — Skrzywił się na brzmienie jej słów, biorąc kolejny łyk kawy. Skrzywił się wówczas jeszcze bardziej. — Poza tym, jestem pewny, że nikt by się tak do ciebie nie odezwał. Za mało odwagi i za cienki portfel, aby ryzykować wizytę u lekarza po wybiciu paru zębów — dodał znużonym tonem, jakby nie pierwszy raz używał tego argumentu. Uniósł wzrok na pytanie Millie, jednak nie odpowiedział od razu. — Cóż... Liczę, że siostra przygarnie mnie na starość. — Uśmiechnął się krzywo, chociaż przymglone oczy nie wskazywało na to, że odczuwał zbyt wiele radości. — Wiesz, kiedy już postanowi przejąć władzę w rodzinie, ale nie będzie chciała być jej twarzą. Dostanę azyl w zamian za to, że do końca życia będę się uśmiechał ładnie do zdjeć i przytakiwał na każdą propozycję. Będę żył jak książę.

Raczej nie takiej odpowiedzi oczekiwała Moody, jednak nie potrafił jej powiedzieć zbyt wiele. Łatwiej było zażartować, postawić się w kuriozalnej sytuacji i zaśmiać się parę razy na to, jaka to okropna przyszłość go czekała pod butem Brenny. Cóż innego mógł powiedzieć? Że sam się potrafi sobą zająć i nikogo nie potrzebuje? Od razu wyczułaby, że kłamie; był dobrym liderem, jednak zawsze polegał na innych ludziach, czyniąc ich częścią całego procesu. Życie codziennie było niewiele inne pod tym względem. Inni ludzie byli fundamentami jego życia i to ich potrzeby stawiał na pierwszym miejscu. Gdyby nie krąg najbliższych, praktycznie nie miałby nic.

— No, chyba że ty się zgłaszasz — parsknął cichym śmiechem, odzyskując rezon. Upił kolejny łyk kawy, tłumiąc grymas próbujący wedrzeć się na jego twarz. Następnym razem weźmie herbatę i koniec. — Chociaż obawiam się, że musiałabyś najpierw przejść parę testów przed komisją, prywatnych rozmów, no i musielibyśmy przetestować, ile czasu jesteś w stanie wytrzymać w Warowni bez dostania pier... fioła.

Kolejna zręczna próba wymigania się od jednoznacznej odpowiedzi. Jednak lata spędzone pośród oczytanych ludzi, trudniącymi się na co dzień operowaniem słowem mówionym przynosiły jakieś efekty. Nic dziwnego, że siostra i kuzynki widziały w nim idealnego kandydata na Ministra Magii. Wzdrygnął się na samą myśl, zerkając przelotnie za okno lokalu. O tej porze Londyn wydawał się jeszcze bardziej wyludniony, zwłaszcza obsypany w dużej mierze śniegiem.

— Skoro nalegasz — rzucił, postanawiając się z nią nie kłócić. — Ale jak wygram, to następnym razem zabierzesz mnie do jakiejś herbaciarni. Dobrej herbaciarni.

W ciągu najbliższych kilkunastu godzin lub dni powinni dostać potwierdzenie, co do tej sprawy. Przynajmniej częściowe, a to na pewno pozwoli im rozsądzić ten drobny spór. Nie, żeby w sumie było o co się kłócić, bo bez względu czy byli to Śmierciożercy, czy tylko ich naśladowcy, to wywołane przez nich szkody pozostawały te same; krzywda na cywilach.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#9
16.03.2024, 23:03  ✶  
– Och mój Ty słodki świętoszku, uważaj żeby aureolka Ci z głowy nie spadła. – Wydęła wąskie usta rozbawiona na tą przyganę, na ten grymas na longbottomowej twarzy, zupełnie jakby znał ją od wczoraj i był zaskoczony. Zupełnie jakby nie wiedział, że pod BUmowską szatą miała nogi ukryte w skarpetkach o wdzięcznym napisie "suck my dick" i ciężkie glany podbite żelaznym kastetem do łamania palców tak na zaś skutecznego zastraszania, gdy trzeba będzie. Trochę było tak, że po śmierci matki wychowała ją ulica.

To było prawdziwie zaskakujące, że szlachetny, dwumetrowy obrońca ludzkości dogadywał się jakkolwiek z małym złośliwym gnomem, który w innym życiu był z pewnością rzeźnikiem rzucającym mięsem w rozkapryszonych klientów. Byli jak pies z kotem, a jednak wciąż... były to dwa ścierające się gatunki, które chowały się ze sobą niemalże od maleńkości. Razem w szkole, razem w drużynie, niejednokrotnie ratowali sobie tyłki korzystając ze swoich mocnych stron, których drugiemu brakło – nieposzlakowanej opinii, czy śliskich metod pochlebstwa i fałszu. Gdzie pies nie mógł, tam kota posłał, gdzie kot nie rozgrzebał, tak pies kopał rozległe tunele.

To co brzmiało jak straszliwa, surrealistyczna wizja – starość ze swoim rodzeństwem, tak naprawdę jawiło się Mildred Moody jako spełnienie najwspanialszych znów. Nić splatająca jej los z Alastorem była zaskakująco ciasna. Starszy brat zastępował jej ojca, matkę, przez kilka lat był też jej jedynym przyjacielem, pomagającym odgonić demony nocy, pomagającym zasnąć. W przeciwieństwie do wielu, Mills bała się zmiany, bała się, że pojawi się kobieta, która jej brata zaczaruje i ukradnie. Z trudem akceptowała Mav, głównie przez wzgląd na dawną przyjaźń obu pań, ale teraz gdy czuła rosnącą ulgę wobec rozpadającego się związku aurora...

Nieoczekiwana oferta matrymonialna rozbawiła ją siermiężnie, lecz tylko wesołe ogniki w złocistych oczach zdradzały ją, Erik szczęśliwie umiał to rozpoznać, kiedy podejmowała rękawicę. Z resztą... Longbottomom trudno było odmówić pojedynku, czyż nie?
– To jest doskonała myśl. Żadne testy, nie są przecież potrzebne, jesteśmy przecież dla siebie stworzeni! – mówiła tak, jakby rzeczywiście postawił jej przed nosem pierścionek. – Co więcej, myślę, że aby dopełnić świętego łączenia naszych familii, mój brat powinien oświadczyć się Twojej siostrze, o co oboje powinniśmy natychmiast zadbać. Dzięki temu oboje zrealizujemy swój plan doświadczenia starości w bliskim otoczeniu naszego rodzeństwa i och! Co to będą za wieczorki brydżowe! Za każdym razem losujemy który trunek z Waszej Warowniowej Słynnej Piwniczki osuszymy dla umilenia sobie czasu... – z emfazą oparła się o lekko pokiereszowaną skórę oparcia w możliwie najbardziej parszywej piekarni. Palcami delikatnie dotknęła gładkiego policzka, oczy jej lśniły tłumionym śmiechem, policzki różowiły się tak, że ktoś kto jej nie znał mógłby uznać, że jest nawet urocza.

– Taki zaszczyt Eriku, nie mogę w to uwierzyć, żeby dla mnie... taki mezalians... – westchnęła rozanielona upijając kawę z taką gracją, że znów... gdyby ktoś jej nie znał mógłby uznać, że warto zaryzykować i zabrać ją na jakiś bankiet. Jaki zakład musiałaby przegrać, żeby dać się ubrać w sukienkę i nabazgrać coś eleganckiego na twarzy?

viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#10
18.03.2024, 19:37  ✶  
Otaksował Millie uważnym spojrzeniem spod przymrużonych powiek. Alastor musiał mieć z nią skaranie boskie. Brennę jeszcze jako tako dało się wychować, jeśli przemówiło się jej do rozsądku lub postraszyło konsekwencjami; mogła zaliczać się do grona ryzykantek, ale rzadko kiedy naprawdę chciała narażać zdrowie i życie innych, bliskich im osób. Millie była... trudniejsza.

Może to kwestia mocniejszego charakteru lub wpływów brata. A może jej historii i wydarzeń, jakimi dzieliła się tylko z wybranymi osobami. Może i Erikowi marzyło się, aby wszyscy byli dla siebie mili i wyrażali się najpiękniejszą angielszczyzną pod słońcem, ale podejrzewał, że Moody by go obśmiała, gdyby wysłał ją na zajęcia z tego, jak powinno się przemawiać do tłumu, żeby nieco poprawić jej zdolności wypowiadania się. Albo wytoczyłaby mu o to wojenkę na środku departamentu.

Skrzywił się. Nie licząc tego, że byli inni pod względem charakterów, w gruncie rzeczy nie miał na co narzekać. Moody była dobrą przyjaciółką i nieźle im się pracowało pomimo różnic. Zdarzało im się ścierać, jednak dużo częściej po prostu się uzupełniali. Tam, gdzie jedno sobie nie radziło, drugie przejmowały stery i tak w kółko. Może był to efekt lekcji wyniesionych ze wspólnych rozgrywek quidditcha w przeszłości? A to, że chwilami zachowywała się jak kot, czający się na stadko myszy w ciemnej alejce, to już inna kwestia.

— Noszę koronę, a nie aureolę — poprawił ją automatycznie, układając usta w nieco głupkowaty uśmiech. — A jak naprawdę chcę się popisać, to proszę dziadka o wyciągnięcie z piwnicy zbroi jego prapradziadka i ściągam znad kominka miecz Godryka Gryffindora. — Wbił się plecami mocniej w oparcie loży, przeczesując powoli włosy. — Wyglądam wtedy wręcz majestatycznie.

Nieco oszukiwał. Owszem, miecz Gryffindora znajdował się na terenie posiadłości, jednak mało komu wolno było go dotykać. I z tego, co kojarzył, w piwnicy nie było też żadnego stojaka ze średniowieczną zbroją maga bojowego, w jakiej mógłby paradować po posiadłości. Musiałby się ograniczyć do bordowych szat wyjściowych Godryka, które wyglądały jakby były trzy razy starsze od niego. A to było jednak spore osiągnięcie. Uśmiechnął się półgębkiem na tę myśl, jednak zaraz mina mu zrzedła, gdy Millie przyjęła jego propozycję.

— Ha! — sarknął w połowie jej przemowy, jednak pozwolił jej dokończyć. — Obawiam się, że twój genialny plan wali się w posadach, moja droga. Brenna nie zaakceptuje żadnego partnera. Uwierz mi, wystarczy jedna sugestia, żeby wzniosła mur, którego nawet podwójna Bombarda nie rozwali. — Pokręcił głową. — Ale doceniam ofertę, kochana. Na pewno wspomnę o niej na obiedzie w pracy kilku osobom. Wyobrażasz sobie minę Alastora?

Wypuścił powoli powietrze z ust. Martwił się, że siostra nigdy nikogo sobie nie znajdzie. Nie, żeby zestarzenie się wspólnie było jakąś tragedią, jednak... Każdemu należała się szansa na miłość. Erikowi ewidentnie to nie wychodziło, więc mimowolnie liczył, że chociaż jej się uda. Czy mógł liczyć, że los pozwoli mu się cieszyć za jakiś czas szczęściem swojej młodszej siostry.

— Kontrowersję da się znaleźć wszędzie, Mills. — Nachmurzył, gdy nawiedziła go fala wspomnień sprzed lat. — Ludzie zawsze znajdą sobie powód, żeby kogoś napiętnować w towarzystwie. Lubią wierzyć, że skandal czy dwa pozwoli im zgnieść kogoś jak robaka. A inni się poddają tej wizji, bo kto chce zostać wykluczony z własnej społeczności? — Westchnął cicho. — Ciekawe, co by było, gdyby ludzie byli nieco bardziej odważni...


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Erik Longbottom (2735), Millie Moody (2553)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa