• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 5 6 7 8 9 10 Dalej »
[03.08.72, ranek, ruiny na wybrzeżu] Nawet poza śmierć

[03.08.72, ranek, ruiny na wybrzeżu] Nawet poza śmierć
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
08.03.2024, 16:33  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.04.2024, 21:43 przez Morrigan.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz tajemnic IV

Zdobycie informacji o Jasmine Fitzroy nie było aż tak trudne, kiedy można było poszukiwać w archiwach Ministerstwa, spisie absolwentów Hogwartu oraz bibliotece Parkinsonów. Miały imię, nazwisko, a nawet datę śmierci - 1930 - i główny problem stanowił raczej brak czasu i spychanie tej sprawy na bok (bo jednak Jasmine nie żyła, a duch, któremu chciała pomóc, nie żył jeszcze dłużej, żywi zaś mieli pierwszeństwo) niż niemożność dotarcia do właściwych danych.
Brennę jednak ta sprawa dręczyła, poza tym obiecała Olivii, że spróbuje. To i owo zostało więc w końcu sprawdzone, temu i owemu zadano kilka pytań i udało się ustalić, że Fitzroyowie byli wymarłą już niemal rodziną półkrwi. Za czasów Jasmine „Jase” i jej siostry, Meredith „Mercy”, ród, niegdyś dość bogaty, podupadał i siostrom bardzo zależało na odzyskaniu jego świetności.
Syn Mercy wciąż żył. Nie znał historii swojej ciotki, nie wiedział, kim jest Dylan, a jego matka – ta sama, która postawiła Jasmine okazały nagrobek i zostawiła przy nim wspomnienia siostry, może wiedziona wyrzutami sumienia, że nie doprowadziła sama sprawy do końca – niewiele mu o niej opowiadała. Mercy zresztą zmarła, gdy on był dość młody, i może dlatego ostatecznie fiolka nie trafiła w jego ręce.
Gdzieś w rodzinnych pamiątkach znalazł jednak zdjęcia pewnych ruin.
Wraz z podpisem.
*

– To chyba faktycznie tutaj – powiedziała Brenna, przystając na wzgórzu, z którego mogły dostrzec ruiny niewielkiego zamku, gdzieś na szkockim wybrzeżu. Dla mugoli wyglądałby jak kupa kamieni, one mogły jednak zobaczyć resztki pozostałe po murach i na wpół zawaloną wieżę. Po zrujnowanych, kamiennych ścianach, piął się bluszcz, trawa wyrastała z szerokich szpar, powstałych tam, gdzie dawno puściła zaprawa. Nie dałoby się już w żaden sposób wyremontować tego miejsca i przywrócić mu dawnej świetności. Resztki po zabudowaniach były zaledwie smutnym wspomnieniem tego, że kiedyś w tym miejscu osiadł zapewne jakiś potężny czarodziej.
Wyglądał gorzej niż te kilkadziesiąt lat temu, kiedy przez wrota, w których od dawna nie było bramy, do środka weszła Jasmine Fitzroy, ale Brenna była niemal pewna, że to jest to miejsce, które odwiedziły we wspomnieniach. Przy czarno – białych fotografiach nie miała tej pewności – widziały w końcu tylko wejście, wewnętrzny dziedziniec i podziemia.
– Gotowa na… w sumie nie jestem pewna. Włóczenie się po zarośniętych ruinach albo spotkanie z duchem. O ile dalej siedzi w tych podziemiach.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#2
10.03.2024, 12:05  ✶  
Poszukiwanie jakichkolwiek wspomnień na temat Jasmine nie było dla Olivii specjalnie łatwe. Nie miała takiego dostępu do danych, jak Brenna. W wiele miejsce nie mogła wejść, do wielu potrzebowała pieniędzy, żeby zapłacić. Ale udało się, dowiedziała się tyle, ile mogła. I im dłużej czytała o tej rodzinie, tym bardziej tajemnicza jej się wydawała. Cóż, może nie sama rodzina, bo to była historia jak tysiące innych - podzielili los wielu rodzin, którego jej własna matka nie chciała podzielić. Po prostu zostali zapomniani, wymazani z kart historii (no, prawie...). Jednak to, co się stało z Dylanem Olivię interesowało najbardziej. Przecież gdzieś tam, w ruinach, krążył duch, rozłączony ze swoją ukochaną. Dusza, która nie mogła zaznać ukojenia po śmierci, i cierpiała po stokroć. Kim by były obie kobiety, gdyby tak po prostu zostawiły tę sprawę?

- Wydaje mi się, że skoro Jasmine nie udało się zdjąć klątwy czy tam załatwić sprawy, która trzymała ducha tutaj, to nadal tam jest - powiedziała, poprawiając plecak na ramieniu. W środku miała jakieś pierdolety, nie był wypchany aż po brzegi, ale na wszelki wypadek spakowała tam kilka drobiazgów, które wydały jej się niezbędne. Nie zdążyła posłać sowy do Tristana, że wyjeżdża, miała więc nadzieję, że mężczyzna albo się nie dowie, albo jej to wybaczy. Bo ostatnie spotkania z Brenną były dość niebezpieczne. Ostatnio niemal się utopiła, o czym Wardowi również nie powiedziała. Oszalałby z wściekłości, podobnie jak jej rodzice, którzy również nie mieli o niczym pojęcia. A jej naprawdę zależało na tym, by wyjaśnić tę sprawę. Czy dobrze czuła się z faktem, że po prostu milczała na temat tych swoich wędrówek? Nie. Ale nie mogła inaczej.

Ruiny były w gorszym stanie, niż je widziały ostatnio. Ale gdy Brenna pokazywała jej fotografię, a Olivia porównywała ją z rozkładem cegieł, starymi i zniszczonymi schodami, a także na wpół rozwaloną wieżą, to nie miała wątpliwości: to było to miejsce. Dokładnie to.
- A jeśli go nie ma, to w sumie by znaczyło, że ktoś doprowadził sprawę do końca, więc będzie można pozwiedzać, nie? - zauważyła wesoło, potrząsając rudą czupryną. Jakoś niespecjalnie się bała, bo przecież miała obok Longbottom, która w razie czego ją uratuje, jak zawsze. No i tym razem planowała być ostrożniejsza. Ruszyła przed siebie, absolutnie nie zamierzając korzystać z teleportacji w tym miejscu. Miały do ruin kawałek, wcale nie taki duży, a ona nie chciała rzygać jak kot. Gdy mogła, to unikała teleportacji, fiuu czy świstoklików jak ognia. Preferowała miotłę, ale na takie odległości to nie miało sensu. Więc po prostu będzie ćwiczyć swoją kondycję - miały cały dzień na to, by tarzać się w ruinach. - Zastanawia mnie ta sprawa z naszyjnikiem. Czy zaginął, czy może ktoś go ukrył celowo? Dobrze by było, żeby nie wpadł już nigdy w niczyje ręce, skoro Jasie oberwała klątwą.
Tego mogły się dowiedzieć dopiero od ducha. Bo naprawdę wątpiła, że znajdą cokolwiek w tych ruinach, co będzie dobrze zachowane. Jakieś notatki, książki... Skoro nawet kamień nie wytrzymał, to jeżeli nikt nie zadbał wystarczająco o papier, to znajdą na miejscu wyłącznie proch.

Słońce mignęło, oświetlając rozwaloną wieżę. Z dachu poderwały się mewy. Były w końcu na wybrzeżu, to nie było nic nietypowego dla tej okolicy.
- Myślisz, że ktoś inny tu grzebał? Mugole pewnie tego nie widzą, ale przecież w Szkocji też jest sporo czarodziejów, którzy lubią wciskać się w zawalone przejścia.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
11.03.2024, 19:40  ✶  
Brenna zasadniczo nie spodziewała się kłopotów. Ruiny były od lat opuszczone. Jasmine ewidentnie odwiedzała je regularnie i nigdy nic się jej nie stało. Widziały, jak przełamywała zabezpieczenia. Jeżeli nawet w podziemiach siedział duch, to duchy rzadko były niebezpieczne.
Nie spodziewała się, ale i tak była na nie gotowa. Kłopoty zdawały się bowiem bardzo ją lubić, i Brenna chyba bez zdziwienia przyjęłaby, gdyby akurat w chwili, w której one zejdą do podziemi, piętro postanowiło zawalić się nad ich głowami.
- Chyba wolałabym, żeby go tam nie było - przyznała Brenna, powoli ruszając w dół wzgórza, ku zamkowi. Miała na sobie spodnie i solidne buty, a na plecach niewielki plecak: też nie zabierała ze sobą nie wiadomo czego, bo to była przecież krótka wycieczka, ale lepiej było mieć pod ręką niektóre rzeczy. - Nie bardzo widzę szanse na znalezienie tego prawdziwego naszyjnika, który miałby pomóc Dylanowi odejść, po tylu latach, a jakoś głupio będzie odmówić, jeżeli poprosi o jego znalezienie... - wyznała Olivii. Brenna niezbyt umawiała odmawiać pomocy, obojętnie czy żywym, czy umarłym, ale jednocześnie zwyczajnie nie miała teraz czasu na gonienie przez pół świata i ciemne zakątki Nokturna, w próbie odszukania naszyjnika. Zwłaszcza, że Jase ewidentnie próbowała przez lata - i ostatecznie zamiast niego znalazła własną śmierć.
- Sądząc po wspomnieniu, kazała ukryć go głęboko pod ziemią i zostawić ostrzeżenie, że jest przeklęty... Jej siostrzeniec niczego nie wiedział, więc pozostaje nam mieć nadzieję, że nie wpadnie w niewinne ręce - stwierdziła, przystając przez bramą. Wyjęła różdżką i wyszeptała zaklęcie, najpierw ujawniające, a potem rozpraszające: ot tak, na wszelki wypadek. - Hm... chyba tylko bardzo stare czary odstraszające mugoli - stwierdziła, z odrobiną nieufności w głosie, i zrobił krok, jeden, drugi, trzeci... Nic się jednak nie stało: w ruinach panowała cisza, zakłócana tylko ich głosami i dźwiękami kroków. Nie uaktywniły żadnej pułapki, żadnego zaklęcia. które i po latach mogłoby bronić tego miejsca.
- W sumie zamek leży na uboczu, a w Szkocji pełno jest takich miejsc, i mugolskich, i czarodziejskich... podejrzewam, że przez całe lata ktoś mógł tutaj trafić, ale wątpię, żeby były to tłumy ludzi... - powiedziała Brenna z wahaniem, zatrzymując się na środku dziedzińca. Rozejrzała się, zatrzymując na dłużej wzrok na wieży, a potem jej spojrzenie powędrowało w stronę przejścia, które obrała Jase.
- Głupia myśl - powiedziała, przystając w pół kroku. - Co jeżeli ten duch wpuścił ją w maliny? To znaczy wcale nie pomyliła naszyjnika, a po prostu ten, o którym opowiadał ten Dylan, nigdy nie istniał, i posłał ją na poszukiwania klejnotów obłożonych klątwą? To brzmi prawdopodobnie, czy tylko wpadam w nagłą i niczym nieuzasadnioną paranoję?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#4
11.03.2024, 22:04  ✶  
- Dlaczego? - zapytała szczerze zdziwiona. Myślała, że Brenna ekscytuje się na samą myśl o tym, by porozmawiać z duchem-Dylanem tak, jak ona. Ale wyglądało na to, że się pomyliła. Czy może Longbottom zakładała bardziej pesymistyczny scenariusz? Ruda łypnęła na nią z ciekawością. Nie wyglądała na pesymistkę, nie dała się też jej nigdy poznać od takiej strony. Ale... Była realistką, podczas gdy Olivia pozostawała optymistką-marzycielką. Być może faktycznie pokładała w tej miłosnej historii zbyt duże nadzieje.

- Słuchaj, ten naszyjnik to najlepiej by było zniszczyć. Ale nie uważam, żeby grzebanie w ruinach czy szlajanie się po Nokturnie było mądrym pomysłem, więc tak między nami to ucieszyłabym się, gdyby faktycznie Jasie zakopała go gdzieś albo wrzuciła do morza, obciążonego kamieniami. Niech tam gnije i nikomu już nie wadzi - przyznała jej rację, bo chociaż naprawdę wolałaby, by ten przeklęty naszyjnik nie wpadł w niczyje ręce, to nie chciała również, by wpadł w jej łapy. Ani łapy Brenny, chociaż ta przecież mogła go przetransportować do Ministerstwa. Bo Ministerstwo chyba zajmowało się takimi rzeczami? A może nie... Nie no. Musiało. Wspomnienia były nieco niejasne, bo jakoś podskórnie czuła, że być może istniała taka tyci, tyci szansa że faktycznie istniał prawdziwy naszyjnik, kopia tego przeklętego, który mógł uwolnić Dylana. Ale to, co powiedziała teraz koleżanka sprawiło, że Olivia odrobinę zwolniła. - Nie no, teraz to chyba przesadzasz, Bren. Przecież widziałyśmy wspomnienia, czemu miałby to robić? Przecież się kochali?
Chociaż czy duchy mogły kochać po śmierci? Czy zakończenie ich życia nie wzmacniało uczuć, które mieli przed śmiercią? Nie znała się na tym, nie pomyślała. A co, jeżeli Brenna miała rację?
- Nie, to niemożliwe. Powinnaś uwierzyć w prawdziwą miłość aż po grób... Albo po Limbo czy quasi-rzeczywistość - mimo że starała się, by jej głos brzmiał pewnie i optymistycznie, to odruchowo sięgnęła do kieszeni kurtki po paczkę papierosów. W Szkocji było zimniej niż w Anglii, dobrze że ją wzięła. Była cienka, przewiewna, a jednocześnie elastyczna więc w razie czego mogłaby ją upchnąć w plecaku. Quirke wyciągnęła papierosa z paczki i odpaliła go tylko trochę drżącą ręką. Miała rzucić, ale kiepsko jej to szło. Mimo że paliła dużo, dużo mniej niż kiedyś, to jednak papierosy nadal były obecne w jej życiu. No cóż... Kiedyś jej się uda. - Pamiętam jak przez mgłę, ale gdzieś na dziedzińcu były runy, które uruchomiła Jasie, prawda? Gdzieś przy murku, który chyba kiedyś był fontanną. Takie miejsca zawsze mają fontanny. Ta pewnie była kiczowata, z lwem albo łabędziem. Duża i kamienna.
Olivia gadała jak najęta, jak zwykle, ale gdy ten strumień świadomości wylatywał z jej ust, to nie zatrzymywała się. I, prawdę mówiąc, nie bardzo patrzyła pod nogi. Jasie otworzyła przejście, wcześniej chyba trochę się kręciła po zamku. Na szczęście rudej, ta nie wpadła do dziury - to była specjalność Brenny. Ale potknęła się o kamień.
- Um... Może pójdziesz przodem? Wiesz, masz większe doświadczenie i tak dalej.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
12.03.2024, 11:28  ✶  
- Bo to by oznaczało, że dalej jest tu uwięziony i że wciąż trzeba znaleźć ten właściwy naszyjnik, przez który został w świecie żywych, i który próbowała znaleźć ta dziewczyna. A to nie wydaje się łatwym zadaniem, skoro jej zajęło lata i w końcu natknęła się na jakąś fałszywkę z klątwą - przyznała Brenna uczciwie. Jasne, była cholernie ciekawska, jasne, nie umiała się powstrzymać przed robieniem pewnych rzeczy, ale nawet dla niej ta sprawa wyglądała niemal beznadziejnie. I trochę się bała, że duch poprosi, aby ruszyły na te poszukiwania... - Hm... może skoro kazała go zakopać, nie dało się ich zniszczyć? Albo to uruchomiłoby klątwę? - zastanowiła się Brenna. Nie znała się na tym dostatecznie, by mieć pewność. Równie dobrze kobiety mogły po prostu nie znaleźć sposobu na zniszczenie klejnotów, a chciały się ich pozbyć z widoku, skoro jedna z nich przez nie umierała...
- Nie wiem. Bo jest złym duchem, przepełnionym nienawiścią do żywych? - zasugerowała Brenna, ale zaraz pokręciła po prostu głową: ten pomysł chyba faktycznie był trochę szalony. Chyba. Do diaska, może powinna najpierw zapytać Sebastiana, czy duch po śmierci może się zakochać. - Kto powiedział, że w nią nie wierzę, Livy? Po prostu wiem, jaka jest rzadka - dodała, obracając się i posyłając Quirke uśmiech. To nie tak, że Brenna była sceptyczką w tej kwestii. Wierzyła w prawdziwą miłość szczerze, nie wątpiła choćby, że jej rodzice bardzo się kochali i wiedziała, jak gorącym uczuciem Derwin Longbottom darzył swoją żonę, czarownicę półkrwi, dla której zaryzykował status całego rodu. Wierzyła, że ta kobieta czekała na niego poza ogniem, w który Derwina wprowadziła matka.
Po prostu wiedziała, że pewne rzeczy nie są dla każdego - na przykład nie dla niej. Ale to nie oznaczało, że nie wierzyła w nie w ogólności.
- Wydaje mi się, że przerwała jakieś zabezpieczenie... myślałam początkowo, że miało więzić tego ducha, ale wtedy nie szukałaby tych skarbów, które Dylan… nie wiem. Zgubił? Ukradł i chciał oddać? – Brenna zamarła na moment, pochłonięta myślą, dlaczego właśnie jakiś naszyjnik sprawił, że duch nie odszedł do Limbo: nie przeszedł przez ogień na drugą stronę istnienia. Jasne szukała tych skarbów początkowo po to, by uratować rodzinę, potem z nadzieją na uwolnienie Dylana… – Jasne. Wątpię, żeby coś się miało dziać, ale na wszelki wypadek zostań trzy metry za mną, dobrze? – poprosiła, wyciągając różdżkę. Gdyby była tu jakaś pułapka albo zaklęcie, nie powinno mieć większego pola rażenia.
Powoli skierowała się w stronę, w którą lata temu poszła dziewczyna, której wspomnienia miały szansę śledzić. Skierowała różdżkę w miejsce, w którym powinny znajdować się zabezpieczenia – rośliny, spowijające okolicę, skurczyły się, potraktowane zaklęciem.
Z kręgu pieczęci pozostały tylko pojedyncze ślady. Wciąż był usunięty. Brenna odetchnęła z ulgą, bo absolutnie nie znała się na runach i nie odważyłaby się przy nich grzebać. Nie po tym, jak ostatnio pułapka, której Brenna się nie spodziewała, wciągnęła nie tylko ją, ale też Olivię. Podeszła bliżej i nacisnęła mniej więcej tam, gdzie zrobiła to Jasemine…
– No cóż… to chyba wchodzę – powiedziała, spoglądając w ciemność, na strome, pokryte kurzem schody. Na końcu różdżki rozbłysło światło zaklęcia lumos.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#6
12.03.2024, 14:33  ✶  
Nie chciała mówić Brennie, że właśnie to podejrzewała. Że ten naszyjnik wciąż gdzieśtam tkwił i miał moc, by trzymać Dylana uwięzionego w ich świecie. I z jednej strony faktycznie być może myślenie Longbottom było lepsze niż jej samej, bo to by oznaczało, że duch i Jase się połączyli, ale… Niestety każda komórka w ciele Olivii podpowiadała jej, że tak nie było. Że było zupełnie inaczej, że on gdzieś nadal tu był, tkwił w zawieszeniu i szalał z rozpaczy, bo minęło przecież wiele, wiele lat - i niby to jak nic dla ducha, ale jeśli nikt tutaj nie przychodził, to mógł myśleć, że czekała go wieczność w samotności i bólu.

- Nie wiem, Brenn, czasem mam wrażenie, że za mocno stąpasz po ziemi i boisz się dać temu szansę - odpowiedziała, chociaż zupełnie niezłośliwie. Brenna była trochę jej przeciwieństwem, bo mimo całej otoczki, którą wokół siebie kreowała, to była kobietą dość racjonalną. Olivii tego racjonalizmu brakowało. - Jest rzadka, to prawda. Ale skoro Jasie tyle wycierpiała… Ech, czy duchy mogą kochać po śmierci? W sensie: zakochać się.
Zadała pytanie, bo cholera jasna - nie wiedziała. Nie uważała na zajęciach, nie pytała o to duchów. Kojarzyła tylko te z Hogwartu, a one były… Specyficzne. Na przykład taka Marta. Albo Nick. Albo nawet Mnich. Mnicha lubiła, był wesoły i zdecydowanie bardziej przypadł jej do gustu, niż Rowena. Ale Barona się bała, a Bezgłowy… No cóż, fujka z tymi jego żartami o na wpół odrąbanej szyi.
- A to nie było po prostu zabezpieczenie, które chroniło samą komnatę? W zasadzie Brenn nie widziałyśmy dokładnie, co tam było, Jasie nie wrzuciła szczegółowych wspomnień. Może to tam leży brakujący element układanki? - może faktycznie coś ukradł. Może nawet ten naszyjnik - i skłamał kobiecie o klątwie, która go tu więzi, a klątwą było dotknięcie i niezwrócenie właścicielowi tej błyskotki… Albo może go zgubił i trzeba było go tu przynieść, ale brakowało mu czegoś bo się zgubiło na przestrzeni lat i uruchomiła się klątwa? - Co za pojebana akcja.
Skomentowała tylko, czując że głowa jej puchnie od tego gdybania. Zatrzymała się więc, rozmasowała bolącą łydkę i odczekała tyle, żeby faktycznie być te kilka długich kroków za Longbottom. Też nie podejrzewała, że coś zaraz na nich wyskoczy, ale no… Brenna to Brenna, a Olivia to Olivia. Co by zrobiła z przeciwnikiem: zagadała go na śmierć?

Quirke szepnęła słowa zaklęcia, by i na końcu jej różdżki pojawiło się blade światło. Kiwnęła głową, pozwalając by rude włosy rozsypały się wokół piegowatej twarzy i na ramiona. Zeszła razem za nią.

Schody były cholernie strome, a w środku od razu czuć było nieprzyjemny zaduch, charakterystyczny dla zaniedbanych piwnic. Oczywiście że w miejscu takim jak to nie mogło być poręczy, dlatego dla bezpieczeństwa lepiej było schodzić albo na siedząco (ale kurzu tu było tyle, że pewnie obie by miały spodnie do wywalenia), albo bokiem, trzymając się ściany jedną ręką. Przejście było bardzo wąskie, a stopy ledwo mieściły się na stopniach. Było też stromo, ale niezbyt długo - nie schodziły kilkuset metrów pod ziemię, a zaledwie kilka. Wyglądało na to, jakby ktoś tutaj wybudował… Komnatę? Albo zaadaptował naturalną jaskinię, co miało więcej sensu. Obie kobiety znalazły się w czymś w rodzaju przedsionka, który kierował dalej, jakby do głównej komory.
- Myślisz, że to jakaś pozostałość po tunelach w jaskiniach? W końcu to wybrzeże - w sumie to nie lubiła ciemnych jaskiń a znowu się do jednej władowała. Może powinna zmienić zawód na magigrotołaza? Olivia odważyła się odezwać tylko dlatego, że tutaj nic nie było słychać poza ich własnymi krokami, oddechem i szelestem odzieży. Żadnej kapiącej wody, żadnego upiornego zawodzenia - nic.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
13.03.2024, 09:22  ✶  
Rzut na duchy

Brenna uśmiechnęła się tylko do Olivii, ale nie odpowiedziała. Co niby miała jej powiedzieć? Że to nie kwestia stąpania po ziemi, ale że chłopcy po prostu nie zakochują się w takich dziewczynach jak ona? I że zasadniczo pisana jest jej raczej szybka śmierć niż miłość poza śmierć?
Koło fortuny w rozkładzie, jaki postawił dla niej wuj informowało raczej o tym, że szansa przemija niż istnieje.
Brenna nie powiedziała więc nic, bo nie chciała ani zapewnień, że jest inaczej, ani niepotrzebnego jej przecież współczucia. Nigdy przecież nie bolał jej taki stan rzeczy, a teraz... miała po prostu namieszane w głowie.
A jej uśmiech był szczery – bo jeszcze miesiąc wcześniej Quirke w ogóle nie chciała rozmawiać o mężczyznach i na nich patrzeć, teraz zaś najwyraźniej w jej życiu ułożyło się na tyle, że była po prostu szczęśliwa. I Brenna szczerze się cieszyła jej szczęściem.
- Tak naprawdę nie wiem, żałuję, że wcześniej nie spytałam egzorcysty. W Hogwarcie była taka para, która ciągle kłóciła się na korytarzach, ale oni chyba byli zakochani wcześniej? Poza tym nawet jeśli Jasie się w nim zakochała, to czy wiemy, czy on w niej też? Albo... kochał za życia kogoś, kto ją przypominał?
Sądząc po napisie na grobie i upartych poszukiwaniach jej zależało. Z kolei Dylan może tylko ją lubił? Albo jednak duchy mogły kochać? Może byli tymi mitycznymi anam cara, ale wyminęli się w czasie?
- Cholera wie... i hm, wydaje mi się, że w tych zamkach zwykle budowali część podziemną, ale może masz rację? Niemniej... jeśli są tu tunele ciągnące się kilometrami, to może raz powściągnę ciekawość i jednak nie będziemy ich całych eksplorować, chyba nie jesteśmy na to przygotowane.
Brenna ruszyła po schodach ostrożnie: były strome i stare, a ona bardzo często spadała z różnych rzeczy albo coś się pod nią waliło. Przystanęła w pewnym momencie, przypatrując się stopniom – zdawało się jej, że to tutaj siedzieli we wspomnieniu dziewczyna i duch.
- Dylan?! - zawołała w końcu, przełamując odruch nakazujący zachowywać się jak najciszej. Były tu w końcu po to, żeby pogadać z duchem, prawda? Zachowywanie się cicho, żeby nikogo nie zaalarmować, nie miało sensu, bo chciały kogoś zaalarmować. I nie spodziewały się tutaj żadnej przestępczej szajki czy potworów. (A Brenna wiedziona ostrożnością oraz doświadczeniami rozglądała się za śladami po takich, stan roślinności, brak jakichkolwiek kości czy szczątek czy przedmiotów tu i ówdzie wskazywał jednak na to, że ruiny są opuszczone. - Jeśli tu jesteś, pokaż się z łaski swojej. Przysłała nas Jase, to znaczy w pewnym sensie ona, bardziej jej wspomnienia niż ona osobiście, ale tak czy inaczej przyszłyśmy tutaj jej śladem, więc mógłbyś ułatwić nam zadanie…
– Nie przypominam sobie, żebym kogoś przysyłała, ale rozumiem, że znalazłyście moje wspomnienia.
Kobiecy głos dobiegł gdzieś z mroku – a chwilę później z ciemności wyłoniła się półprzezroczysta sylwetka.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#8
13.03.2024, 10:36  ✶  
Tak, w życiu Olivii naprawdę wiele się zmieniło. Od brutalnego zerwania, które strzaskało jej serduszko, minęło trochę czasu, a ona zdążyła wskoczyć w nowy związek. I to chyba ten jeden, co do którego miała pewność, że będzie jej ostatnim, aż po grób. Albo i poza śmierć. Ward sprawił, że na nowo uwierzyła w miłość, chociaż trzeba było przyznać, że teraz podchodziła do niej nieco bardziej realistycznie. Kiedyś uważała, że to co jest zapisane na kartach ksiąg, to absolutna prawda objawiona i tak właśnie powinno wyglądać. Tak kochali się jej rodzice - bezgranicznie darzyli zaufaniem, pomagali sobie, wspierali się. Gotowi byli za siebie umrzeć. Utwierdzali ją w przekonaniu, że tak to powinno wyglądać, ale Olivia nie dostrzegała w tym wszystkim codzienności - paradoksalnie, bo przecież z nimi mieszkała i widziała, jak to wygląda. Ale o tyle dobrego, że w końcu przestała traktować książki romantyczne jako poradnik życia. Ogromna zmiana i to na plus.

Zeszła zaraz za Brenną, ostrożnie i bardzo powoli. Nie chciała spaść, bo znając jej szczęście, pewnie by sobie coś złamała. A naprawdę chciała rozwiązać tę zagadkę, cholera jasna. Ta tajemnica nie dawała jej spać od kilku tygodni - gdyby nie eliksiry, to najpewniej wyzionęłaby (hehe) ducha ze zmęczenia. Quirke jednak, w przeciwieństwie do Brenny, nie skanowała otoczenia w poszukiwaniu śladów. Nie miała tego odruchu i po prostu skupiła się na tym, żeby się nie zabić. Jednak podskoczyła, na szczęście już na stabilnym gruncie, gdy Longbottom podniosła głos. W sumie faktycznie nie było sensu się skradać, ale skoro Brenna wspominała że być może duch może być zły, to... Czy nie lepiej byłoby się najpierw rozejrzeć?
- Jasie? - Olivia zamrugała, nie do końca wiedząc, na co w tej chwili patrzyła. To nie był Dylan, to na pewno. Kobieta, którą miały przed sobą, była Jasie sprzed lat, tą ze wspomnień przed chorobą. Była zjawą, uwięzioną duszą, która również została tu uwięziona. - Tak, znalazłyśmy wspomnienia.
Quirke przestąpiła nerwowo z nogi na nogę, rozglądając się. Na razie nie widziała Dylana, więc... Zniknął? Och, żeby to nie było tak, że udało jej się go uwolnić, a sama wpadła w pułapkę. To dopiero byłoby nieszczęście.
- My... Przyszłyśmy w sumie pomóc Dylanowi. Wam! Nie wiedziałyśmy, że też tu utkniesz - powiedziała cicho, unosząc lekko różdżkę, by oświetlić szarą, półprzezroczystą postać. Posłała jej przyjazny uśmiech, na który Jasie jednak nie odpowiedziała.
- To miło z waszej strony, ale nie uda się wam - powiedziała cicho, unosząc się miękko nad podłogą. Wyglądała tak, jak przed laty. Ciekawe. Nie uśmiechała się, nie wyglądała też na kogoś, kto byłby skory do rozmów. Ale skoro nie odpłynęła w ciemność, to chyba miały szansę? Tylko że Olivia nie bardzo wiedziała, jak przekonać do siebie Jasie. Posłała więc Brennie spojrzenie, mówiące "pomóż".
- Daj nam szansę, proszę - spróbowała jednak jakoś pociągnąć ducha za język, metaforycznie.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
13.03.2024, 12:17  ✶  
Brennę ta cała sprawa dręczyła trochę mniej - głównie dlatego, że dotyczyła duchów i ludzi dawno umarłych, a tu i teraz toczyła się wojna. Ona zaś nie patrzyła na nią z ubocza, pracując tu, gdzie pracowała i należąc do tej konkretnej rodziny, była wciągnięta w sam jej środek. Jej myśli zaprzątało więc wiele rzeczy, ale jednak nie zapomniała o Dylanie i pannie Jasmine Fitzroy, a także o klejnotach, których poszukiwała. Wrodzona ciekawość sprawiała, że chciała odpowiedzi - pewien pragmatyzm, nabyty gdzieś w toku dorastania z kolei popychał ku nadziei, że niczego i nikogo tutaj nie znajdą, że cała historia dawno temu doczekała się finału. Bo przeczuwała, że jeżeli jest inaczej, będą tutaj miały pewien kłopot. Olivia będzie chciała koniecznie doprowadzić sprawę do końca, a samą Brennę czeka dylemat pomiędzy "właściwie to nie mam na to czasu" a "chyba nie umiem inaczej".
Pojawienie się Jasie przyjęła z pewnym zaskoczeniem, ale tylko dlatego, że spodziewała się raczej Dylana. I z odrobiną rezygnacji.
- Coś cię uwięziło? - spytała, trochę podejrzliwie, spoglądając najpierw na kobietę - tę samą, którą znały ze wspomnień - a potem rozglądając się po pomieszczeniu. Bo jeżeli Dylana tu nie było, a ona tak, to może tak jakby zajęła jego miejsce, a Brennie niezbyt się to podobało...
- Sama nie chciała odejść.
Tym razem przemówił męski głos i zmaterializowała się druga, półprzezroczysta sylwetka, która podfrunęła do Jasmine. Chłopak i dziewczyna, oboje wiecznie młodzi i martwi, emanujący chłodem Limbo, obserwowali swoich żywych gości. A Brenna stała przez chwilę, po prostu na nich patrząc. Wyłapała błagalne spojrzenie Olivii i z westchnieniem pełnym rezygnacji usiadła na najniższym stopniu schodów. Po chwili z plecaka wyciągnęła notek oraz rysik.
– Jeśli nam się nie uda, nie wasz problem, prawda? Zresztą nie gwarantuję rezultatów, a na pewno nie w sierpniu, sierpień mam już trochę zapchany, kilka pilnych spraw w Ministerstwie, a Olivia też na pewno zrobiła parę planów… To teraz po kolei, na początek poproszę o pana dane, imię, nazwisko, najlepiej też ostatnie miejsce zamieszkania, datę narodzin i datę śmierci. W przypadku pani Jasmine to nie będzie konieczne, tutaj już wszystko mamy. A potem opis tego naszyjnika, przez który pan utknął w świecie żywych, możliwie dokładny, nie chciałabym zostać przeklęta przez jakąś fałszywkę – wyrecytowała rzeczowym tonem, po czym uniosła wzrok na duchy. Oba zdawały się co najmniej skonsternowane takim zachowaniem, a Brenna posłała im nieco zakłopotany uśmiech. – Przepraszam, przyzwyczajenia z pracy. Ale może jednak zaczniemy? Chyba że planujecie zostać tutaj na wieczność z powodu niedokończonych spraw?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#10
14.03.2024, 09:23  ✶  
Pojawienie się Dylana przyjęła z jednoczesną ulgą i niepokojem. Bo skoro był tu i on, i Jase... To opcje były dwie. Czy duchy po prostu mogą tak sobie chcieć zostać? Odmówić przejścia na drugą stronę, zażądać by mogły tu zostać? A może tak bardzo go kochała, że po prostu to była jedyna opcja i nikt nawet słowem się nie zająknął?

Gdy Brenna usiadła, Olivia uniosła brwi. Wyciągnęła notes, rysik. I zmieniła się w Brygadzistkę. Kurde, Quirke czasem zapominała, że Brenna pracowała w Brygadzie Uderzeniowej. Co prawda nie miała do czynienia z brygadzistami, ale ci, których spotykała na swojej drodze, byli... Specyficzni. Bardziej poważni, mniej roztrzepani. A ona była sobą, po prostu Brenną. Znała ją już trochę ale jakoś tak ciągle zdarzało jej się wypierać fakt pracy koleżanki w BUM.
- Dla nas czas płynie inaczej - odezwała się Jasie chłodno, chociaż ciężko było stwierdzić, czy ten chłód spowodowany był niechęcią, czy być może faktem, że rozmawiali no... z duchem. - Dylan Alderton. Nie zdziwię się, jeśli o mnie nie słyszeliście, mój pradziadek był jednym z podrzędnych wytwórców mioteł. Ojciec nie poszedł w jego ślady, podobnie jak ja. Mieszkałem tutaj, gdy jeszcze rodzice żyli. W 1820 roku razem z bratem, Erykiem, otrzymaliśmy zgłoszenie o dziwnym naszyjniku, przez który tutaj jestem. Był obłożony klątwą, która dotknęła także moją ukochaną Jasie. Erykowi udało się tego uniknąć, ale nie wiedział, jak ją zdjąć. Naszyjnik jest... był stary, miał co najmniej 500 lat. To była jakaś nieznana nam, potężna magia. Zajmowałem się dostarczaniem takich artefaktów do kolekcjonerów. Musiałem go przypadkowo dotknąć. Nie wiem, kiedy dokładnie to się stało, ale miałem wtedy 28 lat.
Dla duchów czas płynął zupełnie inaczej, tak jak już Dylan zauważył. Musiał tu być uwięziony przez wiele, wiele lat, skoro teraz mieli 1972 rok, a on w 1820 dostał informację o naszyjniku. Półprzezroczysta zjawa podpłynęła do Jasie i wykonała gest, jakby chciała chwycić ją za rękę.
- A ten naszyjnik... Jak wyglądał? - ruda poczuła, że musi się wtrącić, bo Dylan mówił dość ogólnikowo. Jakby chciał im przekazać jednocześnie wszystkie informacje i żadne. No i wydawało się, że trochę zboczył z tematu, gdy tylko znalazł się obok ukochanej.
- Nie wiem jak to się nazywa, chyba kolia? Miała kilka kamieni, takich niebieskich. Szafiry chyba. I kilka czarnych. Eryk mówił, że nie wszystkie kamienie były na swoim miejscu, gdy kupiec go odbierał.

Na pytanie czy chcą tu zostać na wieczność nie odpowiedziało żadne z nich. Tylko Dylan odrobinę się skrzywił. Bo miał przy sobie ukochaną i ta wieczność nie była perspektywą całkowicie złą, lecz... Wiszenie pomiędzy śmiercią a życiem po kres świata nie było czymś, na co się cieszył.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (4360), Olivia Quirke (3695)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa