Czy zajmowanie czasu Olivii TERAZ było właściwe? Poszukiwanie tego, co się powinno, a czego nie, stanowiło częstokroć za dużą część naszego życia. Tutaj mogę, tam nie wolno, w tym miejscu się zatrzymaj, a w innym przyśpiesz. Nagrana rzeczywistość odtwarzana w rzeczywistej pamięci musiała rozegrać parę scenariuszy wypadkowych i przypadkowych, żeby w końcu zgodzić się na jeden tor rozwiązań. Tak, to właśnie w tę stronę powinniśmy pójść, nie w inną. To tutaj, ten wybór, to w tym miejscu mamy stanąć, a na to mrugnięcie okiem zareagować. Na ten list odpisać miło, ale na następny już z chmurną miną. Laurent siedział nad listem i zastanawiał się dłuższy czas, czy napisać powinien. Malutka sówka (mniejsza od jego dłoni) przypatrywała się jego czynom, podczas gdy obrażona Nieve udawała, że w ogóle jej nie ma i że żadnego listu nie będzie dostarczała. Tak jakby chciała pomóc w dokonaniu wyboru. Uśmiechnął się i w końcu zanurzył stalówkę w atramencie, a potem jego dłoń zaczęła kreślić zawijaste, piękne, pochyłe litery, które odpowiednio okręcone na tym pergaminie mogłyby stworzyć obraz sam w sobie. Tymczasem były tylko listem. Zaproszeniem, propozycją, na przejażdżkę po pięknych terenach Londynu trasami, których Laurent bardzo dawno nie odwiedzał. Tak jak kiedyś, tak i dziś jazda konna nie była sportem tanim, ale Laurent Olivię nigdy o pieniądze nie pytał. Co najwyżej robił dziwne miny, kiedy ostatnio powiedziała, że przecież to ona zapłaci... po krótkiej wymianie wiadomości między sobą i wybraniu odpowiedniego czasu oto byli - albo raczej był on głaszczący szyję gotowej już do jazdy klaczy, która spokojnie mrużyła swoje oczy z leniwie podwiniętym tylnym kopytem. Drugi wałach również czekał na swoją jeźdźczynię.
Stajnie Hyde Park w Londynie miał tak starą tradycję, że przesiąknęła nawet do czarodziejskiej kultury. A przynajmniej tej kultury w jego regionach zainteresowań - czyli wierzchowców. Zastanawiał się kiedyś, czy nie powinien hodować koni pod wierzch, ale skończyło się w zasadzie na przetrzymywaniu ich w stajniach - dzierżawie boksów i umożliwianie jazdy po okolicach New Forest. I tak miał nieco za dużo pracy, którą w końcu spychał po kolei na każde kolejne ramiona. Miejsce, w którym się znajdował, w bryczesach, wysokich butach jeździeckich, białej koszuli wsuniętej w spodnie, miało przeszło 300 lat historii za sobą. 300 lat jeździectwa i hodowli koni, która była historią, po którą warto było sięgnąć... ale Laurent zdecydowanie wolał zaprosić Olivię na przejażdżkę niż wspólną edukację przy książkach. Do tego drugiego nie miał głowy, a ona miała? Przy tym, jakie plany tworzyły się w jej życiu to przypuszczał, że raczej preferowałby aktywne spędzenie czasu, żeby trochę jej głowa odtajała od wszystkiego, co związanego z nowym biznesem. Był tam, robił to, wiedział doskonale, jakie wspaniałe jest liczenie wszystkich kosztów, a potem szarpanie się z papeirkologią. Zdaje się, że te dwie niecnoty nawet nie dotarły do tego etapu.
Podniósł klapę siodła, żeby nieco obsunąć pasek ze strzemionami i dopasować je do mniej więcej swojej wysokości. Opinające się na jego nogach spodnie podkreślały aż nade dobrze ich budowę - cóż, nie wszyscy doceniali piękno koni, nie każdego cieszyła jazda konna, ale czasami znajdowali się pasjonaci dżokejów i dżokejek. Nie bez kozery, bo specyfika ubioru tego sportu bardzo lubiła podkreślać najlepsze cechy jeźdźców.
- Dzień dobry. - Uśmiechnął się ciepło do Olivii, kiedy zauważył jej sylwetkę między drewnianymi zabudowaniami podkreślonymi blado-błękitnymi maźnięciami niektórych desek, framug, czy drzwi. Miejsce było niezwykle zadbane i przytulne, ale i wszem i wobec mówiło o prestiżowości miejsca. Jeśli nawet nie z powodu piękna tutejszych starych, odrestaurowanych budynków to ze względu na kręcące się tutaj towarzystwo. Towarzystwo podobne raczej Laurentowi, choć głównie wokół nich byli mugole. - Pogoda nam sprzyja, przez moment obawiałem się deszczu wczorajszego dnia... - Odetchnął. Nie powinno go tu nawet być tak na dobrą sprawę więc w sumie cieszył się, że Olivia była chętna do takiego spotkania dość... spontanicznego w zasadzie. Powinien być teraz na rejsie rodziny Crouch z siostrą, którą zostawił i... i oto był teraz tutaj. Tak, wczoraj była deszczowa atmosfera. Przynajmniej wieczorem miał takie wrażenie.