• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[09.06.1972] Ręce pełne roboty | Nikolai & Samuel

[09.06.1972] Ręce pełne roboty | Nikolai & Samuel
Medved'
This house no longer feels like home
Nikolai jest młodym chłopakiem o wzroście 176 cm, ciemnobrązowych, krótkich włosach i zielonych oczach, pod którymi miejsce swoje znalazły dwa pieprzyki. Nie jest przesadnie umięśniony, jednak codzienne ćwiczenia ukształtowały u niego przyjemną dla oka muskulaturę. Preferuje swobodę, gdy dobiera garderobę. Mówi z twardym, typowo słowiańskim akcentem.

Nikolai Petrov
#1
24.03.2024, 21:41  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.03.2024, 19:11 przez Nikolai Petrov.)  

Vladimir gdzieś wyjechał. Odkąd Nikolai zamieszkał ze stryjem, Vladimir miał coraz więcej zleceń, które wymagały jego natychmiastowej interwencji i to w miejscach dalekich od Doliny Godryka, pozostawiając bratanka samego w dopiero co poznanym miejscu, z hodowlą na głowie. Nie, żeby Nikolai nie lubił pracy przy hipogryfach, ale po niedawnym incydencie, który omal nie skończył się dla niego atakiem paniki, martwił się za każdym razem, kiedy jego stryj powiadamiał go o swoim kolejnym zleceniu. A jeżeli stanie się coś poważnego i Vladimira nie będzie w pobliżu? A jeżeli tym razem nie skończy się na tymczasowej panice? Co miałby niby wtedy zrobić?

Nie, nie myśl w ten sposób, zganił się w myślach, schodząc do piwnicy, by przygotować wszystkie potrzebne mu rzeczy. Nic się nie stanie. To był tylko wypadek. Jednorazowy wypadek. Potrafisz przetrwać. Poradzisz sobie sam. Co by powiedział ojciec?

Myślenie o ojcu wcale nie poprawiło mu humoru, ale zmusiło go do odpędzenia od siebie nieprzyjemnych myśli. Trzeba było zająć się hodowlą.

Zdjął koszyk wikliny i wrzucił do niego martwe zwierzątka, które Vladimir trzymał dla swoich pupili. Kilka ryb, nornice, wiewiórki i myszy. Znalazło się nawet kilka wron. Fretek tym razem Nikolai nie zabierał - hipogryfy zaczynały robić się wybredne co do pokarmu, gdy za często dawano im ich ulubiony przysmak. Zabrał jeszcze szczotkę i kopystkę, wiadro napełnił czystą wodą. Tak przygotowany, wspiął się po schodach i wyszedł z domu, zamykając za sobą drzwi.

Zagroda, w której Vladimir trzymał swoje hipogryfy, nie była może oszałamiająco wielka, ale była na tyle duża, by hipogryfy mogły swobodnie po niej biegać. Przy samej bramie stała skrzynia, w której Vladimir trzymał jakieś stare zabawki (według niego były bardziej przydatne, gdy hipogryfy były jeszcze młode) i kilka szczotek, które powoli traciły swoją przydatność. W zagrodzie stały również cztery drewniane boksy, po jednym dla każdego hipogryfa, ręcznie budowane, które chroniły zwierzęta przed deszczami i śniegiem. Każdy z nich wyściełany był sianem, regularnie wymienianym przez Nikolaia lub Vladimira.

Trzeba było brać się do pracy. Hipogryfy, zainteresowane pojawieniem się znajomego człowieka z równie znajomym wiklinowym koszykiem, przerwały swoją dzienną zabawę, jaką było ganianie się i podgryzanie sobie ogonów, i zbliżyły się powoli do chłopaka. Nikolai odstawił na skrzynię swój roboczy ekwipunek, równie powoli zbliżył się najpierw do przywódcy stada i, będąc już odpowiednio blisko, zgiął się zwierzęciu w niskim pokłonie. Ups, chyba jednak zbliżył się za bardzo. Hipogryf machnął skrzydłami i wrzasnął ostrzegawczo. Nikolai cofnął się, nie podnosząc głowy. Przywódca stada zamachał skrzydłami, złożył je, przechylił głowę raz w jedną, raz w drugą stronę, i w końcu pochylił głowę, zginając przednią łapę. Uff, udało się. Jeszcze tylko reszta stada.

Hipogryfów Vladimir miał zaledwie czterech, ale od tego całego kłaniania się Nikolaia zaczęły powoli boleć plecy. Tego dnia najwidoczniej hipogryfy postanowiły się z nim podroczyć i zmuszać go do dłuższego chylenia im głowy, bo za każdym razem, według nich, Nikolai za bardzo się zbliżał (nieważne, że do tej pory ta odległość jak najbardziej im pasowała).

Najpierw trzeba było zwierzęta nakarmić i Kol każdemu z nich rzucił po rybie. Nie był to ich ulubiony przysmak, jednak szybkość, z jaką ryby zniknęły w ich brzuchach, była imponująca. Kol rzucał im kolejno myszy i wrony i "śniadanie" zakończył wiewiórkami. Niepotrzebnie brał nornice, ale przecież te się w piwnicy, będąc pod wpływem odpowiednich czarów, nie zmarnują. Hipogryfy były już najedzony, a więc przyszedł czas, by je wyczyścić. Ze szczotką w dłoni i wiadrem, wypełnionym wodą, Nikolai zbliżył się, znów, do przywódcy stada i powolnymi, dokładnymi ruchami zaczął czyścić wpierw jego skrzydła, usuwając bród, który zebrał się między piórami, potem głowę, kark, oba boki, grzbiet, nogi i ogon. Następne były łapy. Mocząc szczotkę, Kol czyścił nogi hipogryfa i jego pazury, a gdy te były już czyste, wziął kopystkę i zaczął się kopytami zwierzęcia, w których zbierało się najwięcej ziemi i błota. To była ta część pielęgnacji, której ten konkretny hipogryf szczególnie nie lubił, przez co szybko zaczął się wiercić.

-Już, już, zaraz skończę - mówił mu Nikolai, wypłukując z kopyt resztki brudu.

Jeden z głowy, zostały trzy. W międzyczasie Kol kilka razy wychodził z zagrody i szedł do domu, by zmienić wodę na czystą, po czym wracał do zagrody i dalej czyścił hipogryfy. Właśnie kończył czyścić kopyta kruczoczarnej samicy, gdy druga samica o ciemnoszarym upierzeniu podeszła do niego i trąciła go łbem, omal go nie przewracając.

-Woah! H-hej! Co jest?

To była jeszcze młoda samica i nudziła się szybciej, niż reszta stada, bo zamachała skrzydłami, tupnęła kilka razy i znów trąciła Kola łbem, kierując go w stronę skrzyni. Ach, chciała zabawkę.

-Tak, zrozumiałem. Poczekaj chwilę.

Podniósł wieko skrzyni i, z niecierpliwym hipogryfem, dyszącym mu nad ramieniem, zaczął przegrzebywać jej zawartość. W tej chwili wszyscy wydawało się nieodpowiednie, by zająć młodą samicę na tyle, by Kol mógł w spokoju wrócić do pracy.

Na samym dnie leżała piłka. Mugolska piłka plażowa, na którą Vladimir rzucił kilka zaklęć, i na której punkcie hipogryfy w pierwszym momencie oszalały. Wyglądało na to, że był to dobry wybór. Nikolai podrzucił piłkę i wszystkie cztery hipogryfy pognały za nią, podrzucając ją łbami, niemal się na nią kładąc i po prostu biegając za nią, jak psy za kijem. W tym czasie Nikolai mógł zająć się boksami.

Ponieważ Vladimir bardzo dbał o swoją małą hodowlę i często czyścił swoje pupile, również ich legowiska nie brudziły się tak szybko i siano wymieniali rzadziej, niż inni hodowcy. Na szczęście wszystko Vladimir trzymał w jednym miejscu, w swojej zaczarowanej piwnicy, przez co Nikolai musiał kilka razy biegać z domu do zagrody i z zagrody do domu, ale nie musiał się martwić, że zapomni, gdzie co jest. Wymiana siana na legowiskach zajęła mu najmniej czasu z całej dzisiejszej pracy i odetchnął z ulgą, kończąc "pracę". Hipogryfy były nakarmione, czyste, zabawione, legowiska były czyste. Idealnie.

Nikolai nie był pewien, co to było. Jakiś huk? Krzyk? Coś wybuchło? W każdym razie w jedną sekundę sielską ciszę przerwał nieznany, donośny dźwięk, od którego serce mogło wyskoczyć z piersi. Nikolai upuścił koszyk z norkami. Hipogryfy oszalały. Zaczęły biegać po zagrodzie, spanikowane. Na szczęście żaden z nich nie odleciał - czy było to dlatego, że opiekował się nimi Vladimir i tu czuły się najbezpieczniej?

-Woah! Woah! Spokojnie! Nic się nie dzieje! - wołał chłopak, próbując uspokoić zwierzęta.

Nie było to proste. Nikolai musiał się postarać, żeby hipogryfy go usłuchały, przestały wierzgać i pozwoliły się zaprowadzić do czystych, bezpiecznych boksów. Została jedynie młoda samica.

-Wszystko dobrze, dziewczynko. Już w porządku. Jesteś bezpieczna.

Samica musiała się przestraszyć bardziej, niż reszta stada, bo cały czas biegała, wrzeszczała i zerkała na Nikolaia, cofając się za każdym razem, gdy Kol się do niej zbliżał.

Tym razem to była jego wina, bo nie patrzył pod nogi. I ten nieszczęsny patyk, który z trzaskiem złamał się pod jego butem, znów wystraszył młodą samicę. Hipogryf z krzykiem stanął dęba, machnął łapami. Pazury trafiły na uniesione ramię Kola, którym odruchowo się osłonił, i przecięły skórę, zostawiając trzy rany, z których potoczyła się krew. Nikolai syknął.

Samica ruszyła. Nikolai zdążył uskoczyć, zanim w niego uderzyła, rozłożyła skrzydła i wzbiła się w powietrze.

Blyad! - zaklął, wsuwając palce we włosy i obserwując, jak młoda samica odlatuje, zniża lot i znika wśród drzew.

Nikolai nie myślał długo. W pośpiechu wyczarował jakiś kawałek materiały, którym owinął przedramię, i ruszył biegiem w stronę lasu.

Musiał znaleźć hipogryfa.

przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#2
26.03.2024, 21:13  ✶  
Minął miesiąc odkąd wykurzyli go z Kniei. Czy był wkurwiony? Nie, klątwa ziemi krążąca po jego żyłach dałaby mu wtedy ostro popalić. Był sceptyczny, co do nowego życia, choć nie narzekał wcale, a w sercu tylko troszkę. Miał w końcu fach w ręku był stolarzem i snycerzem, pomagał w utrzymaniu ogrodów, czasem zaglądał do mugolskiej zagrody z maściami samoróbkami. Człowiek wielu talentów, człowiek znikąd, człowiek z lasu.

Jego jasne jak snopy zboża włosy falowały na wietrze szarpiącym fioletowe wrzosowiska, rośliny uginały się pod naporem ciepłego, roztańczonego czerwcowego wiatru. Ostre słońce zachęcało do lenistwa, ale przebywający pośród ruin dawnej osady Samuel nie lenił się teraz, a zbierał spokój. Dzisiaj był taki dzień, kiedy nie wpadło żadne zlecenie, a w takie dni przychodził na wrzosowiska właśnie – rozległe kwietne łąki okalające zakazana teraz dla ludzi Knieję. Okalające jego prawdziwy dom.

Ubrany był w stare, znoszone już ciuchy. Kraciasta koszula, dawno za sobą miała swoje czasy świetności i teraz zamiast głębokiego książęcego błękitu, była raczej spłowiałym gołębim. Przetarte jeansy być może kiedyś były grubsze i trwalsze, teraz zdawały się kruszeć od samego nań patrzenia. Samuel nie dbał o to, on chciał być i tęsknić, oddać hołd lenny swojej ziemi, zapewnić ją o dozgonnej miłości.

A więc trwał przy kamiennych ruinach, kąpiąc się w słońcu i patrząc na wiekowy szumiący las, dziewiczy i piękny, teraz opętany zarazą żywych trupów i duchów. Ten medytacyjny stan przerwał mu skrzek, ostrzegawczy orli, choć z innego gardła dobyty. Od razu rozpoznał hipogryfy, kiedyś jednego młodzika ze złamanym skrzydłem zimowali, kiedy jego rodzice jeszcze żyli i próbowali wychować go i nauczyć wszystkiego co sami potrafili. Zadarł głowę w chwili gdy na moment słońce przesłonił cień młódki, samiczki spłoszonej czymś najwidoczniej, daleko od własnego siedliska. Wylądowała kilkadziesiąt metrów od niego, niedaleko samotnej pogiętej gruszy dającej trochę cienia i wrażenia osłony. Dziobem otarła o korę doświadczonego drzewa, a potem rozejrzała się czujnie w koło.

Samuel zamyślił się próbując ustalić, czy to egzemplarz dziki, czy hodowlany, zdawało mu się, że dostrzegł charakterystyczną obręcz na łapie, ale nie był pewien. Nim jednak zdecydował się podejść bliżej zwierzęcia, zastrzygł uchem, zdając sobie sprawę, że ktoś biegnie od strony, z której przyleciało zwierzę. Podniósł się giętko i zamachał w kierunku nieznajomego, próbując go zatrzymać, a następnie zatoczył kręgi w znanym języku migowym zachęcającym do tego, by ten do niego podszedł.

– Nie idź tam, spłoszysz hipogryfie dziewcze. Patrz, chyba komuś uciekła. – wskazał na dumne zwierzę, które wciąż nerwowo stąpało, przekrzywiając co rusz ptasią głowę, by mieć ogląd na otaczające ją zagrożenie. Szczęśliwie mężczyźni pozostali dla niej niewidoczni, dzięki ruince, popękanym ścianom obrośniętym bluszczem.
Medved'
This house no longer feels like home
Nikolai jest młodym chłopakiem o wzroście 176 cm, ciemnobrązowych, krótkich włosach i zielonych oczach, pod którymi miejsce swoje znalazły dwa pieprzyki. Nie jest przesadnie umięśniony, jednak codzienne ćwiczenia ukształtowały u niego przyjemną dla oka muskulaturę. Preferuje swobodę, gdy dobiera garderobę. Mówi z twardym, typowo słowiańskim akcentem.

Nikolai Petrov
#3
27.03.2024, 19:32  ✶  

W pierwszej chwili, gdy oddalał się od stryjowego domostwa i starał się nie zgubić z oczu sunącej pod niebem samiczki, w jego głowie obijało się Nie wchodź do Kniei, Kol, powtarzane dźwięcznym głosem Brenny. Im bliżej jednak był lasu, tym głos stawał się coraz cichszy i bardziej odległy, zagłuszany zmartwionymi myślami i troską o przestraszone zwierzę.

Czym był ten huk, który spłoszył hipogryfa? Co to było? Czy było to coś niebezpiecznego? A może był to jedynie zwykły wypadek, który należało skomentować jedynie przewróceniem oczami lub kręceniem głową, niżeli paniką? Powinien zawiadomić stryja?

W tym momencie jednak ostrzeżenie o niebezpieczeństwie, czającym się w Kniei, odeszło w niepamięć. Liczyła się samiczka i bezpieczne sprowadzenie jej do domu.

Kawałek materiału, naprędce wyczarowany i niechlujnie związany, zsuwał się z rany i Kol poprawiał go dopiero, czy czuł go o wiele za nisko, na swoim nadgarstku. Rozglądając się dookoła, między drzewami, chciał gwizdać i wołać, by przywołać samiczkę, by zapewnić ją, że przyszedł po nią ktoś znajomy, ktoś godny zaufania, kto chce zapewnić jej bezpieczeństwo i zabrać do domu, ale się powstrzymał. Był na nieswoim terenie. Nie chciał zakłócać spokoju natury, toteż musiał szukać w ciszy, zdając się jedynie na swój wzrok, słuch i szczęście.

Tak! W końcu ją zobaczył! Jest! Cała i zdrowa, oceniając na pierwszy rzut oka. Samiuteńka i przestraszona, tuż obok równie samotnego drzewa gruszy.

Kamień spadł mu z serca i dusza wróciła w spokoju do ciała. Nic się młodziutkiej samiczce nie stało. Nie wołał jej. Nie biegł w jej stronę. Chciał obejść ją dookoła, wejść w zasięg wzroku jej rozbieganych oczu i dopiero wtedy, gdy samiczka skupi na nim swoją uwagę, zbliżyć się powoli do niej. Bez pośpiechu, krok za krokiem, by jeszcze bardziej jej nie wystraszyć. By nie narazić się na kolejny atak, tym razem jednak celowy, choć kierowany strachem.

Zanim jednak zdążył postawić choć jeden krok, który miał przybliżyć go do wykonania swojego zadania, dostrzegł również oddalonego od hipogryfa mężczyznę w odzieniu, które widziało lepsze czasy, machającego do niego. Nikolai zmarszczył brwi, przez chwilę zastanawiając się, czego mógł też mężczyzna od niego chcieć. Potrzebował pomocy, czy może tak się podekscytował widokiem hipogryfa, że nie chciał, by zwierzę zostało tak szybko zabrane? Nikolai zbliżył się do mężczyzny, może trochę zirytowany, co jakiś czas zerkając na młódkę.[/b]
[a]"Hipogryfie dziewczę"? Dość... niecodzienne określenie.

-Da... Uciekła mi. Z-znaczy... Jest mojego stryja i... Przestraszyła się... - trochę bełkotał, trochę głos mu się trząsł.

Po prostu czuł ulgę, że samiczki nie dopadły jakieś dzikie, niebezpieczne zwierzęta, lub szaleni czarodzieje.

Tak bardzo chciał zabrać ją już do domu.

przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#4
28.03.2024, 22:28  ✶  
– Och czyli dobrze mi się wydawało, że widziałem znak hodowli. Jesteś od Vladimira tak? – Samuel był nikim, ale przymuszony adaptował się, poznając społeczność Doliny jak przestrzenie Kniei, ludzi klasyfikując znanymi sobie zdecydowanie lepiej gatunkami. – Pomagałem tam trochę, przed Twoim przyjazdem, ty musisz być... Nico? – nie był aż tak dobry w imiona, ale wiedział, że Vlad ściągnął pomoc do hodowli, co z jednej strony nie było miłe, bo zabierało mu możliwość doglądania zwierząt, które bardzo lubił, z drugiej strony zaś wolał jednak pracować w drewnie, wolał kształtować je podług swojej woli, wydobywać z włókien wzory i kształty, które cieszyły oko. Wolał trzymać w dłoniach dłuto aniżeli zgrzebło, co było... zaskakującym ale cennym odkryciem.

– Dwa lata temu poznałem Vlada, jak odbiłem spętane hipogryfie źrebie kłusownikom. Sam nie miałem możliwości jej doglądać, nie miałem warunków w lesie zapewnić dobrej regeneracji dla skrzydeł, więc emm, oddałem ją pod opiekę, wiedząc, że zadba o nią. Ha, jeśli to mała Suzie, to cieszę się, że wzleciała, bo przez moment myśleliśmy, że... – nagle zdał sobie sprawę z tego, że w sumie może to wcale nie jest dobry moment na tą opowieść. Zwierzę stało w sporej odległości i już zadbało o swój dziób, nic jej nie niepokoiło, ruchy powoli uspokajały się. Wrzosowisko tak działało. Kojąco.

Uśmiechnął się i odetchnął na ten widok, po czym wrócił uwagą do mężczyzny o silnym zagranicznym akcencie. Zdjął ze swojego grzbietu, pozostając w zszarzałym podkoszulku pamiętającym zdecydowanie lepsze czasy. Z kieszeni wyciągnął kasztanową, długą różdżkę.
– Tak w ogóle to jestem Samuel i ten... pewnie będziesz potrzebował liny, dam Ci jedną.– zebrał energię i skupił się na kraciastym materiale, rozplatając i splatając na nowo sens cząsteczek. Wydłużał je, wzmacniał, aż w ręku pozostała zwisająca z obu stron kilkumetrowa lina. Sprawnie zaczął ją buchtować. – Od dawna doglądasz stada? Ona zna Cię dobrze? – dopytywał podając buchtę mężczyźnie.
Medved'
This house no longer feels like home
Nikolai jest młodym chłopakiem o wzroście 176 cm, ciemnobrązowych, krótkich włosach i zielonych oczach, pod którymi miejsce swoje znalazły dwa pieprzyki. Nie jest przesadnie umięśniony, jednak codzienne ćwiczenia ukształtowały u niego przyjemną dla oka muskulaturę. Preferuje swobodę, gdy dobiera garderobę. Mówi z twardym, typowo słowiańskim akcentem.

Nikolai Petrov
#5
28.03.2024, 23:35  ✶  

-Da... Jestem jego bratankiem. Nikolai, miło mi. Możesz mówić mi Nico, jeśli tak wolisz - zdrobnienia nie stanowiły dla niego problemu, jeżeli miały one ułatwić komukolwiek rozmowę z nim. Kilka razy zdarzyło mu się spotkać już z obcokrajowcami, którzy mieli problemy z wymówieniem jego imienia (choć zapewne nie było to najtrudniejsze z rosyjskich imion), przez co cała konwersacja robiła się niezręczna, gdy nikt nie chciał nikogo urazić.[/b]
[a]Plus, do tej pory nikt go jeszcze nie nazywał "Nico". Najczęściej wołano do niego po prostu "Kol", a Vladimir zarezerwował dla siebie "oryginalnie" brzmiące "Nikki".

Jednocześnie próbował sobie przypomnieć, czy stryj mu kiedykolwiek o tym mężczyźnie opowiadał. Ach, tak. Kojarzył historię o odbitym kłusownikom hipogryfie, którego miejscowy Złota Rączka przyprowadził do niego, by Vladimir objął zwierzę opieką. Z tego, co mówił stryj, hipogryfie źrebię, Suzie, nie było wtedy w najlepszym stanie, ale udało się je wyleczyć i z czasem młoda samiczka zdołała wzbić się w powietrze o sile własnych, zdrowych skrzydeł.

-Ach... Stryj opowiadał mi tę historię, ale wybacz, nie mówił za dużo o tobie.

Na dłuższą chwilę zawiesił wzrok na hipogryfie, gdy tak się uspokajał, stąpał w miejscu i rozglądał się, ale najpewniej nie myślał o ucieczce, nie oddalając się od drzewa gruszy.

Pojawiła się myśl. Zupełnie przypadkowa i nagła, by spytać nieznajomego, czy nie chce podejść i przywitać się z hipogryfem? Czy nie chce sprawdzić, czy uratowane przez niego niegdyś źrebię wciąż go pamięta, mimo upływu dwóch lat. Odwrócił się do mężczyzny, by zadać pytanie... I zamilkł. Przez chwilę patrzył na poszarzały podkoszulek, potem na spłowiałą koszulę, przekształcaną w linę, którą Samuel z wprawą zaczął buchtować, i znowu na podkoszulek. I znów pojawiła się zupełnie przypadkowa myśl.

Chciałbym mieć taki, mówił swojej podświadomości, trochę rozmarzony.

Poszarzały podkoszulek, noszony od dawna, który pamiętał lepsze czasy nie tylko swojej świeżości, ale również lepsze i gorsze czasy osoby, która ten podkoszulek nosiła. Sentyment, który nie pozwalał na pozbycie się starej części garderoby tylko dlatego, że straciła kolor.

Czy to oznaczało być wolnym?

Otrząsnął się, gdy Samuel podał mu swoje imię oraz linę.

-Zapewne będzie potrzebna. Dziękuję - powiedział, zaciskając palce na buchcie. -Nie, jestem tu dopiero od połowy marca, więc... Stado mnie zna, ale więc chyba... Raczej powinna ze mną pójść.

To Vladimir powinien tu być, nie ja, nie powiedział tego na głos, ale o tym właśnie pomyślał, gdy podnosił się powoli i wychodził z ukrycia, wciąż ściskając w dłoni buchtę.

-Ey, S'yuzi. - powiedział spokojnie, powoli-Uspokoysya... Vse v poryadke.

Zbliżał się do hipogryfa powoli, krok za krokiem, by znów jej nie wystraszyć. Będąc odpowiednio blisko, zatrzymał się i pochylił głowę w ukłonie.

-Ya otvezu tebya domoy.

przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#6
29.03.2024, 23:01  ✶  
Samuel polemizowałby. Dla niego obecny stan rzeczy, to że musi przebywać w Dolinie (mimo niewątpliwych korzyści tej sytuacji i przymusowej socjalizacji) nie był wolnością, a więzieniem właśnie. Dla niego ucieleśnieniem wolności było życie poza kadrem społecznych oczekiwań, kiedy nikt nie rozliczał go z tego, czy miał bezwłosą skórę, grube brunatne futro czy spłowiałe błękitne piórka. Nie musiał się martwić, że ktoś go zobaczy podczas przemiany, nie musiał się martwić, że powie coś nie tak, nie musiał się martwić, że w chwili emocjonalnej słabości i wzburzenia, klątwa żywiołów ciążąca na jego istnieniu porani kogokolwiek więcej niż jego. Dolina była problemem, była więzieniem bez ścian.

No ale trzeba było jakoś żyć, przeć dalej, adaptować się i splatać chociażby tymczasowe gniazdo. Na tym etapie, w czerwcowe ciepłe noce myślał że to kwestia tygodni, aby powrócić. Niech Nico zapyta go w sierpniu...

– Od marca... to powinno wystarczyć. – Kiwnął głową, po czym dodał – Jeśli odda Ci pokłon, pogłaskaj ją pod dziobem. Zawsze tak ją uspakajałem, o w ten sposób – gdy tylko powiedział, wyciągnął rękę do nieznajomego i... rzeczywiście podrapał go pod brodą, zupełnie nie myśląc o tym, że drugi człowiek może sobie tego zwyczajnie nie życzyć. Normy społeczne, nawet jak się bardzo starał, pozostawały dla niego często niezrozumiałym punktem zapalnym później, a nie w trakcie tego co robił. Nie pomyślał, nie miał skojarzeń, które nie wprowadzałyby go na takie niebezpieczne tereny ani oporów, by tak się nie zachowywać.

Jego palce nie były delikatne, zupełnie jakby przebijały się przez warstwę piór, ale nie drapał paznokciami, a raczej masował rozczapierzonymi opuszkami palców mocno wbijającymi się w skórę. Kręcił małe kółka, równomiernie, patrząc się Nikolaiowi nieprzerwanie w oczy. Jego zarośnięta twarz okalała dwa jasno-błękitne, przenikliwe nieboskłony, które tętniły wrodzoną łagodnością do zwierząt. I teraz Nicolai był dla niego hipogryfem, nawet postawa wysokiego Sama zdawała się przed nim skłaniać do pewnego stopnia.

– Poczekaj z liną, gdy opadnie na kolana od pieszczoty, nie będę do Was podchodził, żeby nie zaburzyć miru, poradzisz sobie. – Jaka mogła być między nimi różnica wieku? Może żadna, może ledwie kilka lat, głos Samuela był jednak kojący, opiekuńczy, przydający poczucia pewności siebie.

I z tym bagażem Nikolai ruszył.

Suzie momentalnie na jego widok zaczęła podskakiwać przednimi łapami, znów nerwowo poruszyła skrzydłami trąc lotki jedna o drugą. Jej dziób kłapnął ostrzegawczo, gdy zadarła łeb ku górze, pazurami skrobiąc o ziemię, rozrywając jednolitą fioletową falę wrzosu. Okręciła się dookoła własnej osi niespokojnie, skrzecząc i kłapiąc dziobem, ostatecznie jednak złociste oko łypnęło na pokłon. Dał jej czas, dał przestrzeń, dał szacunek. I gdy myślał, że już nic z tego... zwierzę pokłoniło się przed nim dotykając śmiercionośnym szczękowym dziobem jego dłoni.
Medved'
This house no longer feels like home
Nikolai jest młodym chłopakiem o wzroście 176 cm, ciemnobrązowych, krótkich włosach i zielonych oczach, pod którymi miejsce swoje znalazły dwa pieprzyki. Nie jest przesadnie umięśniony, jednak codzienne ćwiczenia ukształtowały u niego przyjemną dla oka muskulaturę. Preferuje swobodę, gdy dobiera garderobę. Mówi z twardym, typowo słowiańskim akcentem.

Nikolai Petrov
#7
30.03.2024, 15:37  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 31.03.2024, 10:59 przez Nikolai Petrov.)  

Nikolai nie znał historii Samuela, więc nie mógł wiedzieć, jakie brzemię ciążyło na jego ramionach. Jakie wspomnienia, radość, a może strach nosiły w sobie wyblakła koszula, znoszony podkoszulek i przetarte jeansy? Jak wiele wschodów i zachodów słońca widział jasny zarost? Ile ścieżek pokonały buty? Nikolai nie znał odpowiedzi na żadne z tych pytań i może gdyby znał historię tego mężczyzny, z pewnością zupełnie inaczej patrzyłby na jego ubiór i wygląd, ale teraz widział jedynie, że cała samuelowa aparycja posiadała historię.

To nie były śnieżnobiałe koszule bez nawet jednego zagniecenia. To nie były eleganckie spodnie, które musiały idealnie pasować kolorem do marynarki. To nie były gładkie policzki, na których nie mógł ostać się nawet jeden włosek, ani błyszczące od żelu włosy, zaczesane na tył głowy, zawsze idealnie ułożone. Nie były to również gładkie ręce, które kiedyś miałby zdobić rodowy sygnet.

Ubrania Nikolaia, jeszcze nowe, choć starsze, niż do tej pory posiadał, żadnej historii ze sobą nie niosły. Garderoba zmieniała się za często, dwa razy w tej samej koszuli pokazać się nie mógł (nie miało znaczenia, że nowe koszule wyglądają niemal identycznie).

Dla niego wolnością był brak tych okropnych zasad. Fakt, że mógł, ale nie musiał wyglądać nienagannie w każdej minucie przemijającego dnia. Że mógł dłużej nosić te same ubrania, dopóki się nie zniszczą, a może nawet zachować je w drewnianej skrzyni, jeżeli przywoływały miłe wspomnienia. Dla każdego wolność była czymś innym, ale dla Nikolaia zaczynała się ona właśnie w ten sposób.

Stado go znało, pozwalało zbliżyć się do siebie i swoich legowisk, ale czy zdobył ich zaufanie? Czy Suzie ufała mu na tyle, by pozwolić się zbliżyć, gdy była sama? Czy pójdzie za nim, gdy jest daleko od domu?

Nikolai zadawał sobie te pytania, gdy Samuel mówił, ale wszystkie te myśli ucichły w chwili, gdy chłopak poczuł pod brodą dotyk. Na tę chwilę go zmroziło. Nie spodziewał się dotyku, ale w sumie czego mógł się spodziewać w tej sytuacji?

Patrzył na Samuela, jego twarz odbijała się w zielonych oczach rosyjskiego chłopaka, nie zauważył nawet, że zaczął płycej oddychać. Dopiero po kilku sekundach dotarł do niego sens słów mężczyzny i wypuścił powoli powietrze z płuc, skupiając się na kolistych ruchach palców Samuela. Na tempie pieszczoty, na zmianach w ich ruchu. Jeżeli w ten sposób Samuel uspokajał młodą samoczkę, to była to cenna lekcja.

-J-jasne - powiedział jeszcze, gdy Samuel cofnął rękę i Kol się podniósł.

Suzie była nerwowa, gdy się do niej zbliżał. Nikolai obserwował jej reakcje, zbliżał się, gdy samiczka mu na to pozwalała, cofał się, gdy zbliżył się za szybko, cały czas patrzył jej w oczy i mówił do niej w swoim ojczystym języku, którego używał wobec swoich hipogryfów również Vladimir. To, że Suzie wciąż nie uciekła, już było małym sukcesem.

Czekał z liną, zgięty w pokłonie, dając Suzie tyle czasu na odpowiedź, ile potrzebowała. W końcu zgięła przednią łapę i pochyliła głowę. Pozwoliła mu się zbliżyć. Jego dłoń uniosła się powoli i przesunęła się po mocnym dziobie, sunąć do skóry pod nim i głaszcząc tak, jak pokazał mu Samuel.

Nikolai uśmiechnął się delikatnie, widząc, że młode zwierzę powoli się uspokajało, dał Suzie jeszcze chwilę, by mogła nacieszyć się pieszczotą, i gdy hipogryf opadł na kolana, rozsupłał linę, by otoczyć nim kark zwierzęcia i związać pętlę. W ten sposób mógł zabrać ją do domu.

-Już wszystko dobrze, dziewczynko - mówił, gładząc powoli brodę i dziób Suzie.

Samuel mógł wyjść z ukrycia, jeśli miał taką chęć.

przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#8
04.04.2024, 14:51  ✶  
Było w nieznajomym coś przyjemnie dzikiego. Może to była kwestia jego akcentu, może niezręczności tak bardzo zręcznej w obliczu kogoś o podobnych problemach - oderwanego od swoich korzeni, wrzuconego na głęboką wodę tworzenia relacji, znajdowania sobie na nowo miejsca w świecie.

Samuel wciąż wierzył, że szybko powróci do Kniei, mimo wszystko był bardzo samotny w swoim bólu, nie chcąc zamartwiać Lysandra, czy obciążać dodatkowo sobą i tak zabieganej Brenny. Innych przyjaciół nie posiadał, ciężko byłoby, gdyby było inaczej, skoro całe życie, a przynajmniej lwią jego część, spędził w puszczy.

Obserwował poczynania Niko mrużąc oczy, nie mogąc skupić się na nowo na hipogryfie, skoro miał przed sobą tak piękny, masywny okaz ludzki. Sam zwykł nieufnie podchodzić do ludzi, do momentu, gdy spragniona kontaktów towarzyskich głowa podsuwała mu jakieś skojarzenie ze znajomym mu gatunkiem. Tak samo było i teraz, gdy w ruchach mężczyzny odnalazł ciężar ale też gracje brunatnego niedźwiedzia, jednej z istot, które ofiarowywały mu swoją skórę.

Bycie McGonagallem zobowiązywało – człowiek stawał na granicy swojego czlowieczeństwa i zapraszał naturę do współistnienia. Sam mógł stawać się wielkim i brutalnym bysiorem, mógl też kurczyć się i wzbijać miedzy chmury. Mógł też – w zależności od potrzeb – przyjmować pośrednie formy, jego oczy zmieniały kolor to na tak ciemne w brązie że aż czarne, albo odwrotnie, rozjaśniały się ku czujnemu krogulczemu złotu. Od czasu gdy opuściła go matka, nie znał nikogo innego swojego rodzaju, ale miał instynktowne parcie ku osobom podobnym jemu. Nawet jeśli był tego kompletnie nieświadom...

Usłyszał bez problemu jego głos, wstał i niespiesznie podszedł nucąc pod nosem melodię, którą nucił hipogryfowi gdy poznali się te kilka lat temu. Nie podchodził bliżej zwierzęcia, ale usiadł metr od nich uśmiechając się łagodnie.

– Jak mała? Kto głaszcze lepiej? Ja czy Niko? – zagadnął zwierzę z czułością zarezerwowaną tylko dla nielicznych.
Medved'
This house no longer feels like home
Nikolai jest młodym chłopakiem o wzroście 176 cm, ciemnobrązowych, krótkich włosach i zielonych oczach, pod którymi miejsce swoje znalazły dwa pieprzyki. Nie jest przesadnie umięśniony, jednak codzienne ćwiczenia ukształtowały u niego przyjemną dla oka muskulaturę. Preferuje swobodę, gdy dobiera garderobę. Mówi z twardym, typowo słowiańskim akcentem.

Nikolai Petrov
#9
04.04.2024, 17:01  ✶  

Suzie ułożyła się wygodnie na ziemi, chyląc łeb pod rękę, która nieprzerwanie ją pieściła, toteż Nikolai również przykucnął. I również dlatego, że od stania ze zgiętymi nogami zaczynały boleć go kolana. W jednej dłoni trzymał linę, drugą przesuwał po boku szyi Suzie i drapał ją pod dziobem, wciąż mówiąc do niej półszeptem. Czy powinien się pośpieszyć? Czy naglił go czas? Nie myślał o tym w tej chwili, gdy młoda samiczka otwierała się przed nim ze swoją niewinnością i Nikolai chciał wykorzystać ten stan, by pogłębić jej zaufanie. Mogła mu zaufać, gdy była daleko od domu. Mogła mu zaufać, gdy nie było z nimi Vladimira ani przywódcy stada. Mogła mu zaufać, że gdy się zagubi, on będzie jej szukał, by sprowadzić bezpiecznie do domu.

Nikolai odwrócił się, słysząc melodię i pytania, kierowane do hipogryfa przez Samuela, zachowującego dystans. Zaśmiał się.

-Co powiesz, malutka? - również zagadnął. -Kto jest lepszy?

Suzie potrząsnęła łbem i znów trąciła dłoń Nikolaia. Na dłuższą chwilę skierowała swoje spojrzenie w stronę Samuela i pochyliła ku niemu głowę.

Jego obraz zachował się w jej pamięci, gdy ratował ją przed laty, choć z pewnością zmienił się od tamtego czasu. Rozłożyła nawet na chwilę swoje skrzydła, jakby chciała pokazać, że po dawnych urazach nie ostał się nawet ślad.

Kropla krwi wypłynęła powoli spod materiału, na którym również zaczęły przebijać się czerwone plamy. Nikolai skrzywił się, zdjął ręce z szyi i głowy Suzie i wyciągnął różdżkę, by odświeżyć prowizoryczny opatrunek. W domu powinien owinąć rany bandażem. Teraz nie było to tak ważne. Teraz ważniejsza była Suzie.

-Co to była za melodia? - spytał, patrząc na Samuela.

Z oczywistych względów nie kojarzył jej, ale brzmiała ciekawie, więc ciekawość wzbudziła.

przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#10
11.04.2024, 11:25  ✶  
Samuel podsunął się nieco bliżej i zatopił dłoń w pierzu hipogryfa. To nie było tak, że były to jego ulubione zwierzęta. Czasami żałował, że nie mógł morfować właśnie w hipogryfy, które łączyły to co najlepsze zarówno z krogulca jak i niedźwiedzia. Z drugiej strony – zaświtało mu w głowie – wszak był hybrydą, mógłby raz spróbować...

Słowa Nikolaia wytrąciły go z tego zamyślenia.
– Nic wielkiego, to kołysanka, którą przed wielu laty śpiewał mi ojciec – chwila nieuwagi, chwila zapomnienia i wspomniał obcemu o ojcu. Niegdyś najbardziej zakazany temat, nikt, absolutnie nikt nie mógł wiedzieć, że w chatce baby jagi, że w chatce jego matki jest nie tylko dziecko, ale i mężczyzna, który to dziecko spłodził. Samuel nie rozumiał dlaczego jest to aż taka tajemnica, ale kiedy jest się dzieckiem, nie kwestionuje się rozkazów i nakazów rodziców. Jest to rzeczywistość w której się chowasz i uznajesz za swoją.

Może bunt mógłby to zmienić, poznanie innych sposobów życia, poznanie innych ludzi... Tylko że Knieja oferowała zastraszająco małą ilość rówieśników do weryfikacji własnych poglądów.

Tymczasem sam zawstydził się mocno, zarumienił, jakby przyłapany na czymś zakazanym. Po prawdzie - to właśnie było to, zdradził tajemnicę. Był złym synem. Uspokoił oddech i odetchnął głęboko.

– Wiesz co... muszę już iść. Dbaj o nią, jest prawdziwą wojowniczką ale potrzebuje delikatnej ręki. Nie widać tego na pierwszy rzut oka, jednak to nie ostrością, a łagodnością zdobędziesz jej serce Niko. – uśmiechnął się niepewnie, po czym wstał i odszedł w swoją stronę, znikając równie nieoczekiwania jak pojawił się w życiu przybysza. Obaj nie mieli wtedy pojęcia, że ich kolejne spotkanie przebiegnie zupełnie inaczej...


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Samuel McGonagall (1742), Nikolai Petrov (2896)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa