• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 … 4 5 6 7 8 … 10 Dalej »
[1.06.1972] Vampire song | Laurent & Astaroth

[1.06.1972] Vampire song | Laurent & Astaroth
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#1
03.04.2024, 16:52  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.11.2024, 17:38 przez Mirabella Plunkett.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono osiągnięcie - Piszę więc jestem - Astaroth Yaxley


Spodziewał się czegoś więcej po tej nie-przygodzie jaką odbyli w zeszłym miesiącu. Pulsowała mu już głowa od tego przeglądania ksiąg i szukania nazwisk osób, które mogłyby cokolwiek wiedzieć na temat tego, co się tutaj działo. To jest - na terenie Kniei Godryka, a nie dokładnie przy tej kamienicy. Nawet teraz, kiedy szedł w stronę mieszkania Geraldine miał nos utkwiony w swoim notatniku. Czy coś im nie umknęło? Czy coś powinien poprawić? A może środowisko Artemis miałoby coś na ten temat do powiedzenia, może Geraldine udało się skontaktować z bratem, może, może... bardzo wiele niepewnych i Laurent mógł te wszystkie zapytania posłać pocztą, ale skoro już i tak był w pobliżu na Horyzontalnej, to zdecydował, że równie dobrze może też tam podejść. Zatrzymał się przed jednym z domów, rozglądając po okolicy. Niekoniecznie był kiedykolwiek u samej Geraldine, więc oceniał, czy czasem nie zaszedł za daleko. I tak - zaszedł. Przekonała go o tym numeracja domostw. Cofnął się więc dwa budynki, przestając wpatrywać się w zapisane drobnym pismem strony, żeby już skupić się na miejscu, do którego miał trafić. Ściągnął okulary z nosa i wsunął je do futerału, a futerał razem z notesem zostały wepchnięte do torby-teczki, którą zazwyczaj nosił, kiedy załatwiał sprawy w Ministerstwie czy jakiekolwiek biznesowe.

Pochmurna pogoda zwiastowała przejaśnienie - jeśli wierzyć zapowiedziom to czerwiec zapowiadał się nam piękny. Pełen słońca, ciepły. Tak samo zapowiadał się ten dzień, jeśli tylko chmury poranka rozejdą się na boki. Prewett zatrzymał się przed odpowiednimi drzwiami, ubrany elegancko i jak na dżentelmena przystało - w garnitur w barwach granatu, szytego na modłę świata czarodziei. Bo chociaż moda ze świata mugoli przenikała się z tą ich to samemu Laurentowi blisko do świata mugoli było dopiero przez łącznik, jakim był napisany przez jednego młodzieńca wiersz. Nie miało to jednak tutaj znaczenia, bo przecież stukał do drzwi osoby, która z poezją nie była raczej za pan brat. Właściwie to stukał do drzwi osoby, która była bardziej męska od niego samego mimo niewątpliwego faktu bycia kobietą.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#2
03.04.2024, 22:01  ✶  
Ja nie wyglądałem jak na dżentelmena przystało; nawet nie miałem okazji prezentować się elegancko. Była piękna pogoda za oknem, pełnia rozpoczynającego się okresu wakacyjnego. Co prawda, jeszcze drobnymi krokami, ale niebawem miały wychodzić jak grzyby po deszczu przeróżne koncerty, festiwale, parady, inne eventy, wyjazdy zagraniczne... Wszystko to, co miało mnie tego roku ominąć, bo nie mogłem wyjść z domu, kiedy słońce wisiało wysoko w górze, obdarowując innych dobrym samopoczuciem. Mnie to nie dotyczyło. Ja siedziałem w domu, miałem przysłonięte zasłony i siedziałem sobie w piżamie, czytając kolejną z ksiąg. Nic interesującego, szczególnie nudnego, kiedy czułem w kościach spiekotę na zewnątrz.
Kimi wyszła, Kimi nie było. Korzystała z życia... Tak na dobrą sprawę pracowała, ale wyobrażałem ją sobie teraz nad jakąś wodą - jezioro, staw. Coś spokojnego. Ona roześmiana, lekka. Włosy może miała rozwiane. Pewnie stała, mając dłonie oparte o biodra, ale chłonęła słońce swoją skórą. Może wdychała właśnie pełną piersią to rześkie powietrze...
Chciałem o to wszystko wypytać ją, kiedy tylko zapukała do drzwi. Pragnąłem by mi opowiedziała w najmniejszych szczegółach, co czuła w tym momencie, kiedy słońce otulało jej skórę lekko grzejącymi promieniami. Poderwałem się z kanapy, książkę rzucając obok miejsca, w którym półsiedziałem, półleżałem. Noc stała się dla mnie dniem, zaś dzień nocą. Nawet nie spodziewałem się nikogo innego, bo z reguły Geraldine mnie uprzedzała, że będzie miała gości, poza tym w tej chwili nawet nie było jej w domu, więc to musiała być Kimi. Jakie było moje zdziwienie, kiedy na progu ujrzałem selkie. TĘ selkie. Z tego roztargnienia, nawet nie załączyły mi się alerty. Czemu nie załączyły mi się alerty? Powinienem w każdej chwili zachowywać gardę. To co, że byłem w domu!
Ni be, ni me, ni kukuryku. Odsunąłem się krok do tyłu by nie polizało mnie po skórze odbity, zagubiony promień słońca. Tym samym też chyba zapraszałem do środka... czy niekoniecznie? Cóż, cokolwiek miało między nami zajść, lepiej by miało to miejsce wewnątrz domu, nie zaś na zewnątrz.
- Cóż za nieszczęśliwe zrządzenie losu przysyła pana do mnie, panie Prewett? - zapytałem tonem godnym snoba, skoro Laurent był ubrany jak snob, a przy okazji również był przebogatym snobem. Znałem cenę podobnego garnituru, bo potrafiłem chodzić w podobnych. Aktualnie jednak preferowałem piżamę w pełnym komplecie. Materiał niemnący się, wygodny, oddychający, choć to ostatnie to już nie za bardzo miało dla mnie jakiekolwiek znacznie. Aby na stópkach brakowało mi eleganckich kapci, aczkolwiek nie miałem również paznokci godnych krwiożerczej bestii.
Po swoim zapytaniu delikatnie zatrzasnąłem drzwi.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#3
05.04.2024, 01:04  ✶  

Kiedy odwiedzasz dom łowczyni potworów to spodziewasz się wielu rzeczy. Włącznie z tym, że będziesz musiał potem głaskać po głowie Vincenta, żeby udobruchać go, że byłeś u TEJ YAXLEY, czy może raczej po prostu: U YAXLEYÓW. Że co ty tam robisz, co robiłeś, co zamierzasz, a dlaczego, a po co, a czemu nie polegasz na swoim kuzynie... pewnie zaraz byłoby bardzo dużo słów do wyplucia i wiele do udowodnienia. Tego mógłby się spodziewać. Nawet uświadomił sobie, że powinien być gotów na to, że spotka tutaj Geraldine z jakimś paskudztwem wyciągniętym na samym środku salonu (chociaż o to jej nie podejrzewał) rozbebeszonym i przeglądanym, bo... bo akurat trzeba było rozdzielić części, albo coś sprawdzić, o czymś się przekonać. Pewnie by go zemdliło, zmiękłyby mu kolana, ale w porządku. POWINIEN być gotowy na takie rzeczy, szczególnie kiedy przychodził bez żadnego uprzedzenia i zapowiedzi. Tymczasem nie otworzyła mu nawet Geraldine. I znów - no tak. No tak, bo przecież ta kobieta mimo swojej... męskości... noszonej z dumą (i kobiecości zarazem) miała wielkie i święte prawo mieć partnera. Mogła mieć nawet gościa (chociaż nie było standardem zachowań w kalendarzu Prewetta, że to gość drzwi otwiera) i po prostu... przeszkadzałby. Wiele rzeczy mogło się stać. Tylko, na słodkie nogi Morgany, dlaczego otworzył mu drzwi akurat TEN człowiek?

Człowiek, który nawet nie był już człowiekiem.

Zrobił wielkie oczy już w samym progu, bardziej automatycznie niż z przekonaniem i pewnością przekraczając próg domu. Zamiast grzecznie od razu odpowiedzieć to najpierw w ogóle odbił spojrzeniem od Astarotha i cofnął pół kroczku, żeby sprawdzić numer. No tak, to się zgadzało. A już potem był w pieczarze, która powinna być mieszkaniem Geraldine... specyficznym, pewnie specyficznym... ale nadal - GERALDINE. Otworzyła mu zmora znad morza, która już raz bardzo odważnie groziła mu... czymś. Jakimś wzięciem pod lupę, jawnie wbijając w głowę nieufność wobec jego... rasy.

- Cóż... - Spokojnie, można to zacząć o wiele bardziej przyjaźnie, niżby się to rzucało na pierwszy plan. Cisnęło się wręcz na usta, że to było naprawdę paskudnie nieszczęśliwe zrządzenie losu, ale powstrzymał swój język przed wypowiedzeniem tego. - Nie spodziewałem się tutaj napotkać pana. - Niezapomnianego pana, temu nie dało się zaprzeczyć. I to nie tylko w tym wypadku przez urodę. Laurent automatycznie odsunął się od niego, jakby groziło mu zarażenie się czymś - w rzeczywistości chciał tylko zyskać jakieś minimum przestrzeni osobistej, bo jakoś tak Astaroth kojarzył mu się z przemocą. Nie mam pojęcia, dlaczego. - Przyszedłem do Geraldine. Nie pomyliłem adresów, tak? - Brzmiało to strasznie głupio w jego własnych uszach, ale naprawdę zgłupiał.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#4
06.04.2024, 23:30  ✶  
No tak. Można się było tego spodziewać, że ktokolwiek inny niż Kimi to raczej przychodził tu do Geraldine... Tylko że od kiedy to Geraldine zadawała się z bogatymi bubkami? Znajomość z Laurentem Prewettem kompletnie mi do niej nie pasowała, bo to człowiek - albo też bestia - był nie w jej typie. Ani w gronie znajomych czy przyjaciół, a tym bardziej w ramach miłostek, więc przyjąłem to do siebie tylko z lekkim kiwnięciem głową, zdecydowanie zamyślony.
- Oczywiście, że nie pomylił pan adresów. Cóż za ignorancja z pana strony... Jestem jej młodszym bratem - odparłem dosyć oschle, wciąż bawiąc się w te dworskie grzeczności, chociaż bardziej z niecnych pobudek, aniżeli w ramach uprzejmości. Jeśli o mnie chodziło, preferowałem swojski sposób bycia, więc nawet nie krępowało mnie to, że stałem przed Wielkim Panem Prewettem w piżamie. Wręcz przeciwnie - było mi cholernie wygodnie, luźno, obszernie. Ale to mnie i moją rodzinę różniło od innych rodów czystej krwi... Nie baliśmy się pobrudzić sobie dłoni, a jak trzeba było, to spałem po namiotach, nawet niekiedy w błocie, szczególnie kiedy zabawa miała być przednia. Czy to na festiwalu, czy na polowaniu.
I może nie powinienem się tak teraz chwalić, że byłem bratem Geraldine by w razie najczarniejszych scenariuszy nie wiązano jej ze mną, ale jednak... Chęć dopiekania Laurentowi była silniejsza niż zdrowy rozsądek. Postanowiłem dalej w to iść.
- Podczas naszego ostatniego spotkania miałem... przyjemność się przedstawić. Może przypomnę, odświeżę pamięć... Astaroth Yaxley - odparłem, odruchowo wyciągając dłoń w kierunku Laurenta. Głupi ja, bo zrobiłem nim pomyślałem, wciąż czasami zapominając się, gubiąc w swoim nowym statusie, szczególnie kiedy miałem do czynienia z ludźmi - bądź nieludźmi - z zewnątrz. Niedawno spijałem krew od Kimi, więc byłem nieco cieplejszy niż zwykle, ale wciąż chłodniejszy niż normalny człowiek. Choć kto wie...? Może można było to pomylić z chłodem panującym w środku...? Choć to mocno naciągane, to może jednak? Sam osobiście nie miałem okazji odczuwać swoich różnic temperaturowych, aczkolwiek Kim mi coś mówiła, że czuje różnicę, ale nie jakąś znaczącą. Myślę, że starała się mnie pocieszać i nie podawała mi faktycznych danych z własnych obserwacji.
Cóż, ale teraz nie miałem tego w głowie. Może bardziej chęć mocniejszego ściśnięcia dłoni Laurenta, jeśli jednak odważy się zrobić ten krok czy może dwa w moim kierunku. Miałem okazję zarejestrować, że jednak po naszej pierwszej rozmowie, wolał trzymać się ode mnie z daleka. I dobrze się stało, bo teraz byłem zdecydowanie bardziej niebezpieczny niż ówcześnie. Zrządzenie losu? Fart? Cóż, Bogini Matka kochała Laurenta Prewetta. Przynajmniej dotychczas.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#5
07.04.2024, 08:36  ✶  

Młodszym... bratem? Tą osobą, z którą Geraldine chciała się konsultować? Może mogliby się dogadać? Czy w tym uniwersum istniało takie miejsce, taki punkt, gdzie byłoby to możliwe? Bez tego jadu, bez tego sarkazmu, którym Astaroth ociekał. Miejsce, w którym on nie był selkie, albo w którym nie poznaliby się w takich niefortunnych okolicznościach jak tamta sztormowa noc. Jeśli takie uniwersum istniało, to nie istniało tutaj. Było coś strasznie aroganckiego w Astarothcie, co mocno prowokowało Laurenta do tego, żeby nie ulegać jego spojrzeniom i cokolwiek by sobie nie obmyślił w tej swojej łepetynie - nie ustępować mu miejsca. Przecież też miał swoją dumę, przecież nie mógł przynieść wstydu swojemu ojcu przed mężczyzną, który miał jakieś uprzedzenia. Nie on pierwszy i nie ostatni, nawet jeśli większość ludzi cenił go i kochało za to, że był selkie. Dzięki temu miał oczy, na które łapał większość swoich ofiar. Dlatego też nie zginał ramion i nie kurczył się mimo spojrzenia, jakim obdarzał go ten człowiek. Arogancja... hmm... nazwał arogancją to, co prezentował Astaroth, ale w drugiej myśli - to była jakaś leniwa, całkowicie niewymuszona pewność siebie, która była bardzo intimidating. O arogancji zaś powiedział sam Yaxley.

- Nawet gdyby adres był prawidłowy, to pana towarzystwo sprawia, że uznałbym go za pomylony. - Lekki dystans w głowie był słyszalny, tak jak był namacalny fizycznie między nimi. Starał się nie okazywać większej niechęci, ale ciągle pamiętał ten uścisk na swojej ręce, który naprawdę bolał. Należało mi się. Nie. To był wypadek - to, że Astaroth wszedł do tamtej wody było wypadkiem. Bardzo, BARDZO niefortunnym, który wepchnął mu do głowy trochę ostrożności, ale nadal wypadkiem, który udało się bardzo szybko naprawić. Czy ktoś już tak przeze mnie utonął? Nie chciał nawet odpowiadać sobie na to pytanie, bo wtedy musiałby pomyśleć: mój głos jest zły. A chciał nieść swoim głosem ukojenie.

Tak, przekomarzanie się z tym człowiekiem było zdecydowanie silniejsze od zdrowego rozsądku.

- Świat czarodziei jest naprawdę bardzo mały. Musi być jeszcze mniejszy w pańskiej głowie, skoro uważa pan, że traktowałbym każdego Yaxleya jako potencjalnego brata Geraldine. - Co to w ogóle był za absurd. Znał mnóstwo osób o tym samym nazwisku, które nawet o sobie wzajem nie słyszały i nie wiedziały o swoim istnieniu. Z czystego pokazania, że się go jednak nie boi (bał) przekroczył dzielącą ich odległość miękkim krokiem (bo skrywał niepewność). - Złowił pan to, czego ostatnio pan szukał, panie Yaxley? - Wyciągnął dłoń, żeby uścisnąć rękę Astarotha. Zimną. Za zimną na człowieka. Za ciepłą na zimnego. Za zimną na...

Samorealizacja rosła naprawdę powolutku. Laurent za dobrze znał świat magicznych stworzeń i za dobrze rozumiał podstawy nekromancji, żeby nie sądzić, że ma przed sobą kogoś, kto przekroczył granicę między żywymi a umarłymi. Ale może... może to tylko jakieś wrażenie? Może nie ogrzał się w słońcu, może... Każdy włosek na jego ciele się mimo to stanął dęba, a on sam otworzył szerzej oczy i zapomniał, żeby oddychać normalnie. Jego oddech stał się bardzo płytki i bardzo ostrożny.

Laurent powiedziałby bardzo wiele rzeczy o sobie, ale nie to, że kochała go Bogini Matka. Powiedziałby wręcz, że musiał być dla niej bardzo niechcianym dzieckiem.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#6
07.04.2024, 16:23  ✶  
Tak, te niebieskie oczy miały barwę, w której można było utonąć, aczkolwiek instynkt łowcy, przezorność, w której zostałem wychowany, a przede wszystkim doświadczenia związane z tym człowiekiem, nie pozwalały mi tonąć. Wręcz przeciwnie - uważnie go obserwowałem, jak gdyby za chwilę mógł przeistoczyć się w prawdziwą bestię. Zdecydowanie nie w słodką foczkę, ale pazurzastego morskiego drapieżnika, który swoimi zębami potrafiłby rozerwać skórę, aortę, cokolwiek by mu się wymarzyło. A jakby nie patrzeć, był również bogatym młodzieńcem, wychowanym wśród purpur... A dokładnie tacy byli najgorsi. Myśleli, że wszystko im wolno. Byli najgorszymi drapieżnikami z najgorszych. To w Laurencie, w moim mniemaniu, się kumulowało. Miałem go za najgorszą mendę, którą gościły te ściany. Już przyszli kochankowie Geraldine to będą malutkie kociaki w porównaniu z... TYM?
Byłem zniesmaczony tym towarzystwem, zniechęcony do jakiejkolwiek rozmowy, ale kiedy oczy Laurenta, te niebieskie, nawet ładne, ale w tej chwili znienawidzone oczy Laurenta, rozszerzyły się, to już wiedziałem, że on wiedział, a przynajmniej czuł. Zmieszałem się zauważalnie, bo nie potrafiłem w pełni kontrolować swoich myśli i emocji z wiązanych ze swoją śmiercią. Gorzej, bo nie zamierzałem się tą niepewnością, nieporadnością, a przede wszystkim przypadłością dzielić z NIM. Ale stało się...
Zamierzałem zawalczyć o to by nasza bezsensowna dyskusja, przyćmiła wszelkie fakty. Cofnąłem się sam o krok i niedbale oparłem o ścianę, jak gdyby kompletnie nic nie miało miejsca. A miało. Jego dłoń była ciepła. Żywa. On był żywym człowiekiem. Może półselkie, ale żył. Ja byłem martwy. Wszystko we mnie było martwe. Szczególnie bycie wampirem. Kto tu więc był większą bestią w hierarchii bestii? Półczłowiek i żywy trup?
- Jeśli mogę doradzić, zachęcam częstsze opuszczanie złotej wieży i przy okazji patrzenie nieco dalej niż czubek pańskiego nosa - odparłem dumnie, po czym odbiłem się od ściany, gdyż musiałem udawać, grać, że wszystko było ze mną w jak najlepszym porządku. A ludzie się kręcili, przechodzili z miejsca na miejsce, oddychali, jedli, pili. Co te pierwsze wciąż miałem w nawyku, to ze spożywaniem ludzkiego jedzenia już niekoniecznie, więc właśnie z salonu ruszyłem do kuchni, mijając niby to blisko, ale z lekkim oddaleniem Laurenta. Blisko by nie sądził, że stronię od dotyku, ale wciąż w metrowym oddaleniu by przypadkiem się o niego nie otrzeć. Miałem długie nogi, więc nie trwało to długo.
- Tak. I nie. Co prawda pewna mątwa straciła tamtego dnia życie, ale wciąż nie była powodem, przez który... - zacząłem, na chwilę tracąc z oczu Laurenta. Wstawiłem wodę, a zaraz wyjąłem z szafki dwie szklanki. Nie zamierzałem bawić się w porcelany, wielobarwne filiżanki. Zaraz jednak odwróciłem się by ujrzeć jego reakcję. Coś z pewnością ukrywał. - Wszedłem tamtego dnia do wody. Coś panu o tym wiadomo, panie Prewett? - zapytałem, opierając się tym razem o blat i patrząc na niego. Nieco z góry. Tylko nieco, bo sam był wysoki. Niestety. Przy tej mojej pozycji, byliśmy niemal równi. I na dobrą sprawę, nie dałem mu czasu na odpowiedzenie. Przeszedłem do kolejnego ataku, byleby nie miał czasu i głowy do myślenia o moim dotyku.
- Cóż, Geraldine nie ma. Pewnie niebawem wróci, więc w międzyczasie przyda się panu coś na zwilżenie ust... Mamy bowiem do pogadania. Kawa czy herbata? Mogę zaserwować również coś mocniejszego... - zaproponowałem, wcale nie zmieniając pozy na przyjaźniejszą, choć przy wspomnieniu procentów nieznacznie się rozpogodziłem. Bardziej pobłażliwie, jakbym miał do czynienia z kimś zdecydowanie młodszym czy też mniej doświadczonym ode mnie. Bezsensownie, bo nie miałem podstaw do podobnych osądów, mimo wszystko jednak dodało mi to odwagi.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#7
07.04.2024, 18:40  ✶  

Wystarczyło się przemienić, wejść do wody i zamieniał się w stworzenie, które rzeczywiście mogłoby skrzywdzić człowieka. Czarodzieja. Zbyt skutecznie, zbyt szybko, zamykając go w omamach nucenia, w innych świecie, żeby ostre jak brzytwy zęby, z których użytku nie robił, stały się bronią. Coś, o czym nigdy w życiu nie pomyślał, bo dlaczego miałby kogokolwiek celowo krzywdzić? Pomyślał za to o tym nieznajomy, którego skóra była zbyt zimna. Który wyglądał jak trup, dopiero teraz zwrócił na to uwagę, kiedy mu się przypatrywał. Nie było w nim niczego naturalnego, a był pewien, że jeszcze pół roku temu... chyba ponad pół roku..? nie był ani taki zimny, ani taki trupioblady. Trup. Wampir? Ghul? Czy naprawdę był więc bratem Geraldine, czy może był nim wcześniej, a teraz czaił się tutaj, żeby zrobić jej krzywdę? Wampiry i ghule nie musiały się ponoć różnić od ludzi... ale kto poznał któregoś z nich na tyle, kto przeżył, żeby opowiedzieć dalej historię? Victoria. Ona znała jednego wampira i miała za niego wyjść. Historia, która nie miała tragicznego końca, ale miała bardzo niełatwy środek.

Astaroth się cofnął, a ręka Laurenta pozostała jeszcze w powietrzu, bardzo wolno opadając. Uważał na każdy ruch, bo gonitwa myśli nie pozwalał skwalifikować tego mężczyzny do żadnych norm zachowań. Powinien się w ogóle inaczej zachowywać? Coś zmienić, może odwrócić się do drzwi i po prostu uciekać, dopóki były tak blisko? Nic bardziej nie pobudzało instynktu drapieżnika niż gonitwa. Drapieżnika. W takiej kategorii o nim pomyślał i sam się zganił za tę myśl. To nadal człowiek. Starał się poprawić samego siebie. Człowiek, którego spotkało coś strasznego.

- Takie porady może mówić ktoś, kto krótkowzrocznie nie szufladkuje ludzi przy pierwszym spotkaniu. - Starał się, żeby jego głos nie zadrżał. Starał się też, żeby jego dłoń nie zadrżała, która ciągle czuła ten chłód i którą teraz nakrył drugą ręką. Astaroth się odwrócił od niego, znowu pokazując to samo - że nie uważał go za zagrożenie. Że czuł się tu dobrze, pewnie, a jego postawa nie zostanie wzruszona tylko dlatego, że coś mogło zostać odkryte. Laurent zerknął w kierunku drzwi zastanawiając się, czy naprawdę nie powinien wyjść. A potem znowu spojrzał na Astarotha. Może to tylko... obrona. Przekonywał samego siebie, bo przecież starał się zawsze szukać dobra w każdym i nigdy dotąd nie było tak, żeby odmówił komuś szansy. Czasem wręcz dawał ich za dużo.

Ostrożnymi krokami skierował się do miejsca, w którym zniknął wampir. Wolał mieć na niego oko - taki syndrom pająka. Możesz się go bać, ale póki masz go w polu widzenia to przynajmniej wiesz, co się dzieje. Gdy znika... cóż, kiedy znikał to dopiero robiło się nieprzyjemnie.

- Wiem. - Nie było sensu tego przecież ukrywać. To jest - był sens, mógł go okłamywać, tylko po co? Powstrzymał chęć zaciśnięcia dłoni na różdżce. - To był wypadek. Chciałem tylko pośpiewać. - Gdyby naprawdę chciał go utopić, to naprawdę wyciąganie go z wody byłoby największa głupotą. Zdawał sobie jednak sprawę, że ludzie rzadko bywali prości, a takie sytuacje - z rzadka bywały zero jedynkowe. Nadal miał duże oczy, widać było, że waży każdy ruch i każde słowo. - Herbata. Chyba zdaje pan sobie sprawę z tego, że selkie źle znoszą alkohol. - A żywe trupy?



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#8
07.04.2024, 22:04  ✶  
- Warto wziąć poprawkę na to, że nie jesteś człowiekiem. Bynajmniej nie w pełni, panie półselkie - zauważyłem, przygryzłem, uśmiechnąłem się złośliwie. Zamierzałem mu to wyrzucać na każdym kroku, jak gdyby to czyniło go gorszym. Ba!, czyniło go gorszym i niebezpiecznym. Nie sądziłem, że tak szybko mi pójdzie, że tak łatwo wyzna swoje winy, ale... to mi się układało w taką piękną całość, że to musiał być on wtedy nad tą wodą, ale nie miałem łatwości, poza tym oskarżenia w kierunku domu Prewettów oznaczały polityczne kłopoty, może nawet prawne. Tego chciałem uniknąć, szczególnie teraz, kiedy sam nie do końca byłem człowiekiem... Tak właściwie, to już wcale. Nie zwykłem być hipokrytą, a z moją przypadłością i w moim zawodzie, to było na porządku dziennym. Może inaczej, na porządku nocnym.
- Nie można było tak od razy, panie Prewett? - zapytałem, robiąc wymowną minę, po czym odwróciłem się z powrotem do szafki. Próbowałem przetrawić jakoś te informacje, które zdobyłem, na taki sposób, żeby nie wyjść na ignoranta, laika ani miękką cipę. Dworskie rozmowy nie bywały zbyt proste. Trzeba było uważać na dobierane słowa, więc można by rzec, że na starcie bywałem z reguły zdyskwalifikowany. Broniła mnie jedynie młodzieńcza buta, trudny okres dojrzewania i tego typu usprawiedliwienia. - Oczywiście, że wiem. Po prostu nie miałem jeszcze okazji widzieć pijanej selkie - przyznałem rozbawiony. Tak, właśnie stosowałam starą jak świat yaxleyowską metodę radzenia sobie ze stresowymi sytuacjami - zarzuciłem żartem. Może dla Laurenta był to kiepski żart, ale dla mnie jakże przedni!
Cóż, zająłem ręce robieniem herbaty. Sprawy powoli układały się w mojej głowie. Miałem jeszcze chwilę nim woda się zagotuje i będę mógł niespiesznie, manualnie zaparzyć herbaty. Czasu było pod dostatkiem, nie miałem nawet różdżki pod ręką, bo została na stoliku w salonie, więc się też nie spieszyłem.
- Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałem się po panu takiej szczerości. Raczej bielącego łapki krętactwa - przyznałem swobodnie, w pewien nawet sposób, nader delikatny, chwaląc postawę Laurenta Prewetta. Świat upadał czy wciąż chciałem zmazać z kart historii wspomnienie naszego niefortunnego dotyku? Kto tam mnie wiedział. Zaparzyłem herbatę i zaprosiłem ręką z powrotem do salonu. Nie wypadało siedzieć w kuchni, poza tym to była strefa na poważne rozmowy rodzinne.
Złapałem obie szklanki z herbatą i postawiłem je na dwóch krańcach stolika. Przełożyłem książkę z kanapy na stolik, tym samym nieco ogarniając otoczenie i przełożyłem swoją różdżkę by była obok książki, bliżej mnie. Usiadłem.
- Często miewasz takie, hmm, wypadki? - zapytałem, bo brzmiał szczerze, ale kto tam wiedział, czy to nie jest jakieś mydlenie mi oczu? Już raz mamił. Raz o mało mnie nie zabił. Jakby nie patrzeć, ja również o mało co nie zabiłem paru osób, w tym Kimi. Czyżby zostanie bestią uczyło pokory?
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#9
09.04.2024, 10:48  ✶  

Na prowokacje należało uważać. Jedna strona prowokować mogła, a co z twoją własną? Stawianie granic w przypadku obcych osób było naturalne, ale niekoniecznie naturalne, kiedy posiadało się przed sobą istotę stojącą wyżej w łańcuchu pokarmowym. Samo podjęcie rozmowy z wstępnie groźną istotą, która była do ciebie negatywnie nastawiona, stanowiło ryzyko. To był gambling. Czyste założenie, że skoro proponował herbatę (niczego do niej nie dosypał?) i skoro podawał się za brata Geraldine, wokół nie było żadnych elementów przemocy, śladów walki... Geraldine nie dałaby sprzedać swojej skóry tanio, co do tego był więcej niż pewien.

- Jest pan ostatnią osobą, która powinna to punktować. - Astaroth nie był pierwszą osobą, która mówiła o tym negatywnie, z pogardą, z uprzedzeniem i nie był na pewno ostatnią. W większości wykorzystywał to jako atut. Ludzie byli ciekawi, zauroczeni, zafascynowani. Chcieli słyszeć śpiew, albo spoglądali jak na egzotyczną istotę. Ale byli też tacy, których obrzydzało spółkowanie z istotami, które nie były czarodziejami, a mimo to z jakiegoś powodu uznawano ich czystą krew. Bo same były istotami czystej magii.

- Gdybyśmy się obyli bez agresji to owszem, można by było. - Człowiekowi, który gotów jest ci chyba złamać rękę przez same podejrzenia nie mówisz, że no... stał się taki WYPADEK. Gotów ci wtedy złamać kark, bo ci jeszcze nie uwierzy, że to wypadek. Nawet tutaj Laurent nie spodziewał się, że Astaroth to przyjmie z taką FINEZJĄ, jeśli w ogóle można użyć tego słowa. Tak spokojnie. - Z uwagi na pana urodę pokusiłbym się nawet na dwa drinki gdyby nie myśl, że jest pan nieobliczalnie agresywnym rasistą. - Dlatego należy z panem postępować jak ze zgniłym jajkiem. Czasami jednak duma wychodziła na wierzch, dlatego można było instynkt samozachowawczy zepchnąć na dalszy kąt.

- Byłbym do niego zdolny co najwyżej dlatego, że próbował mi pan wykręcić rękę. - Albo zrobić coś jeszcze gorszego. - Jeśli mnie pamięć nie myli to już przepraszałem i mówiłem panu, że to wypadek. - Był właściwie pewien, że tak było, ale pamięć bywa mylna, szczególnie, kiedy obrazy przeszłości podsycone były strachem. Tam, na tej plaży, naprawdę się bał. A teraz starał się nie chwiać w swojej postawie przed wampirem. - Oczywiście, że nie. Zresztą jeden raz wystarczył, żebym był pouczony. - Nooo, co prawda zdarzy się jeszcze jeden, ale miejmy nadzieję - ostatni. O tym jednak Laurent pojęcia nie miał, dlatego teraz wręcz zabrzmiał na sfrustrowanego, że w ogóle pojawiło się pytanie. Zajął miejsce naprzeciwko Astarotha i założył nogę na nogę. - Czy to przesłuchanie?



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#10
12.04.2024, 23:40  ✶  
Uśmiechnąłem się pod nosem głupkowato. Niestety, pewnych odruchów nie byłem w stanie powstrzymać, bo po prostu nie miałem w sobie tyle ogłady, a też nie była mi ona aktualnie jakoś szczególnie potrzebna do życia. Bynajmniej ta dotycząca zachowania w towarzystwie stricte kulturalnego, gdyż bardziej byłem skupiony na tym by komuś nie rozerwać szyi w ramach stracenia kontroli nad sobą. Cóż, obawy Laurenta były odpowiednie, ale na szczęście nie miałem do nich dostępu, bo pozostawały w jego ślicznym, delikatnym, bubkowatym umyśle.
A śmiałem się pod nosem, bo mnie bawił niezmiernie ten jego ton, ta pretensja, uwagi o agresji. Najwyraźniej Pan Prewett nie miał okazji poznać smaku prawdziwej agresji, smaku krwi, aury mordu i śmierci. Wykręcenie ręki, o ile w ogóle by nastąpiło w dalszym akcie, byłoby jedynie kroplą w morzu tego, co mógłbym zrobić. A aktualnie pakiet atrakcji, które mogłem zapewnić, poszerzał się o dodatkową parę ostrych rzeczy, więęęc... bawił mnie niezmiernie ten pizduś. Nic o mnie nie wiedział, a do rasisty było mi niezmiernie daleko. Wybił mnie jednak z rytmu tym... komplementem?
Wpatrywałem się w niego i właściwie sam nie byłem pewien, w jakim kierunku zmierza ta nasza maskarada. Zdecydowanie bardziej preferowałem przyjacielskie relacje z innymi, a nie jakieś konflikty. Trochę żarcików, trochę alkoholu, szczyptę poważnych rozmów, podróże rowerem w nieznane, a nawet piżama party. Prawdziwe piżama party, a nie spotkanie, gdzie ja siedziałem w piżamie, a mój kompan w eleganckim garniturze, siedzieliśmy w salonie, zamiast w sypialni na łóżku, pisząc dzienniki albo obgadując dziewczyny i weryfikując karty z czekoladowych żab. Uwielbiałem się wymieniać kartami. Były ponadczasowe.
Nostalgia za tym, co było... i nigdy już nie wróci.
- Tak, uznajmy to za przesłuchanie. Dowiaduję się wielu ciekawych rzeczy, więc nie przerywajmy - stwierdziłem z kolejnym uśmiechem, teraz nieco sztucznym, ale bardziej starałem się usilnie zachować jego neutralność, powstrzymać się przed nadmierna szczerością. Niech się boi chuj łowcy. Skoro już uchodziłem w jego oczach za psychopatę, to po prostu będzie łatwiej. Właśnie o to mi chodziło ze ściskaniem ręki. Brutalnie rysowałem swoją władzę nad nim. Miło, że się to zapisało w faktycznej jego uwadze, wgryzło w myśli, głęboko w pamięć.
- Jedno mnie nurtuje... na pana miejscu akt agresji ze strony takiego przystojniaka jak ja, uznałbym za przyjemność. Pan wydaje się być zbulwersowany moją postawą. Proszę o wyjaśnienie tej kwestii... Żadnego uszczerbku na zdrowiu nie widzę, a z głową również zdaje się być wszystko w porządku - odparłem, w tej chwili to rozgrzebując jakąś farsę. Pewnie słabość do flirtów mi została albo znowu kusiło mnie do kiepskich zabaw, które mogły mnie wpakować w kolejne kłopoty. Ale nudziłem się sam w domu. I ciągle z tymi samymi dwiema babami na pokładzie. - I nie, nie przepraszał pan, więc jeśli łaska, to chętnie bym usłyszał te przeprosiny - przyznałem tak okazji. Sam już nie pamiętałem, co tam miało miejsce, bo byłem podtopiony, ledwo uszedłem z życiem i rwałem się do bitki z potworem, ale najwyraźniej polubiłem męczyć tego tutaj siedzącego półkrwi stwora.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Laurent Prewett (9539), Astaroth Yaxley (7955)


Strony (4): 1 2 3 4 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa