Rozliczono - Geraldine Yaxley - osiągnięcie Badacz Tajemnic IV
—11/06/1972—
Walia, okolice Snowdoni, rezydencja Yaxleyów
Astaroth Yaxley & Geraldine Yaxley
Jej ostatnia wizyta w rodzinnej rezydencji zakończyła się tym, że ojciec zaprosił ją na kolację, komu, jak komu ale Gerardowi nie potrafiła odmówić i obiecała, że znajdą czas z Astarothem na to, żeby odwiedzić swoich cudownych rodziców. Tak. Wiedziała, że nie będzie z tego powodu zadowolony, przecież ledwie miesiąc temu się stąd przeprowadził do niej, bo miał dość ciągłego patrzenia na ręce, a może kły? U niej na pewno miał dużo więcej swobody, bo Gerry nie miała w zwyczaju wsadzać nosa w nieswoje sprawy (może tylko trochę). Wydawało jej się jednak, że Ast zasługuje na trochę zaufania, nawet jeśli został wampirem, tym bardziej, że stało się to trochę z jej winy. Znaczy wspólna wina, niby to powtarzali, jednak ciągle przychodziły te myśli, że powinna być szybsza, sprawniejsza, powinna go wtedy uratować.
Nawiedzili więc rodziców tego pięknego dnia. Oczywiście wieczorem, żeby mogli przejść się chociaż po ogrodzie, swoją drogą całkiem sporym, by Astaroth również miał coś z życia, czy nieżycia. Nadal nie do końca wiedziała, jak to z nim było.
Na kolacji, jak to mieli w zwyczaju z ojcem wlali w siebie trochę alkoholu, Jennifer spoglądała na nich spode łba, bo nie do końca jej się to podobało, dziwne, że się nie przyzwyczaiła przed te wszystkie lata. Ciekawe było to, że nie padły z jej ust tym razem żadne pytania, co do zamążpójścia swojej jedynej córki, może dotarło do niej, że to raczej nigdy się nie wydarzy, a może ojciec wreszcie przemówił jej do rozsądku? Nie, to raczej nie to, kiedy przychodziło do rozmów z Jen, to nawet on stawał się malutki, nie dyskutował specjalnie, tylko kiwał głową.
Spotkanie przebiegało w całkiem lekkiej atmosferze, chociaż Gerard wydawał się już być nieco zmęczony, matka wygoniła go do spania, a później sama udała się do sypialni. Zostali więc w salonie we dwójkę. - Nareszcie spokój. - Ger rzuciła cicho do brata, żeby nie daj Merlinie matka nie usłyszała tego komentarza, kiedy wychodziła z pomieszczenia. - Posiedzimy tutaj jeszcze, co? Całkiem przyjemnie jest wrócić od czasu do czasu do tego domu, mam z nim naprawdę miłe wspomnienia. - Może nie do końca typowe wiedli dzieciństwo, ale na pewno nie mogła powiedzieć, że nie było szczęśliwe.
Sięgnęła po butelkę, pomachała ją w powietrzu, okazało się, że alkohol się skończył, a oni zdecydowanie potrzebowali więcej, ponad połowę zawartości tej pustej wypił ojciec, była więc praktycznie trzeźwa. - Chodźmy do wodopoju, pamiętam, że ojciec ma sporą szafę trunków w swoim gabinecie. - Wstała i czekała, aż brat zrobi to samo. Następnie wyszli na korytarz, by pójść do gabinetu ojca.
!idękorytarzem