• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 4 5 6 7 8 … 10 Dalej »
[11.06.1972] Doppelganger | Geraldine & Astaroth

[11.06.1972] Doppelganger | Geraldine & Astaroth
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#1
03.05.2024, 23:17  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.09.2025, 23:16 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono osiągnięcie - Piszę więc jestem - Astaroth Yaxley
Rozliczono - Geraldine Yaxley - osiągnięcie Badacz Tajemnic IV


—11/06/1972—
Walia, okolice Snowdoni, rezydencja Yaxleyów
Astaroth Yaxley & Geraldine Yaxley



Jej ostatnia wizyta w rodzinnej rezydencji zakończyła się tym, że ojciec zaprosił ją na kolację, komu, jak komu ale Gerardowi nie potrafiła odmówić i obiecała, że znajdą czas z Astarothem na to, żeby odwiedzić swoich cudownych rodziców. Tak. Wiedziała, że nie będzie z tego powodu zadowolony, przecież ledwie miesiąc temu się stąd przeprowadził do niej, bo miał dość ciągłego patrzenia na ręce, a może kły? U niej na pewno miał dużo więcej swobody, bo Gerry nie miała w zwyczaju wsadzać nosa w nieswoje sprawy (może tylko trochę). Wydawało jej się jednak, że Ast zasługuje na trochę zaufania, nawet jeśli został wampirem, tym bardziej, że stało się to trochę z jej winy. Znaczy wspólna wina, niby to powtarzali, jednak ciągle przychodziły te myśli, że powinna być szybsza, sprawniejsza, powinna go wtedy uratować.

Nawiedzili więc rodziców tego pięknego dnia. Oczywiście wieczorem, żeby mogli przejść się chociaż po ogrodzie, swoją drogą całkiem sporym, by Astaroth również miał coś z życia, czy nieżycia. Nadal nie do końca wiedziała, jak to z nim było.

Na kolacji, jak to mieli w zwyczaju z ojcem wlali w siebie trochę alkoholu, Jennifer spoglądała na nich spode łba, bo nie do końca jej się to podobało, dziwne, że się nie przyzwyczaiła przed te wszystkie lata. Ciekawe było to, że nie padły z jej ust tym razem żadne pytania, co do zamążpójścia swojej jedynej córki, może dotarło do niej, że to raczej nigdy się nie wydarzy, a może ojciec wreszcie przemówił jej do rozsądku? Nie, to raczej nie to, kiedy przychodziło do rozmów z Jen, to nawet on stawał się malutki, nie dyskutował specjalnie, tylko kiwał głową.

Spotkanie przebiegało w całkiem lekkiej atmosferze, chociaż Gerard wydawał się już być nieco zmęczony, matka wygoniła go do spania, a później sama udała się do sypialni. Zostali więc w salonie we dwójkę. - Nareszcie spokój. - Ger rzuciła cicho do brata, żeby nie daj Merlinie matka nie usłyszała tego komentarza, kiedy wychodziła z pomieszczenia. - Posiedzimy tutaj jeszcze, co? Całkiem przyjemnie jest wrócić od czasu do czasu do tego domu, mam z nim naprawdę miłe wspomnienia. - Może nie do końca typowe wiedli dzieciństwo, ale na pewno nie mogła powiedzieć, że nie było szczęśliwe.

Sięgnęła po butelkę, pomachała ją w powietrzu, okazało się, że alkohol się skończył, a oni zdecydowanie potrzebowali więcej, ponad połowę zawartości tej pustej wypił ojciec, była więc praktycznie trzeźwa. - Chodźmy do wodopoju, pamiętam, że ojciec ma sporą szafę trunków w swoim gabinecie. - Wstała i czekała, aż brat zrobi to samo. Następnie wyszli na korytarz, by pójść do gabinetu ojca.



!idękorytarzem
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#2
03.05.2024, 23:17  ✶  
Przechodząc korytarzem rodowej posiadłości, zobaczyłaś służbę zgromadzoną przy jednej z okiennic. Kobiety zatrudnione do sprzątania szeptały coś do siebie i spoglądały w konkretnym kierunku.

- Jakie to przykre... Odkąd spadł z konia, stał się kompletnie szalony...

- Lizzie, mów ciszej, eh... Ale masz rację, zapomnieć o biednym Thoranie? Kto wie, co się z nim stało? Nie wrócił od ataku na sabat.

Jeżeli zechciałaś wychylić głowę przez okno najbliżej ciebie, mogłaś zauważyć swojego ojca kłócącego się ze stajennym. Zachęcić cię do tego mógł krzyk, a właściwie jazgot starego Gerarda, który zapierał się, że boks na konia niejakiego Thorana był zbędny, bo on takiego syna nie miał, nie ma i mieć nie będzie. Konflikt zaognił się do tego stopnia, że doszło do rękoczynów - z rozmowy (no dobrze, z kłótni, do której mogłaś dołączyć się, wyskakując przez okno) wywnioskowałaś chyba najbardziej absurdalną rzecz, jaką dzisiaj usłyszałaś - twój staruszek próbował tego konia zadusić gołymi rękoma, tak bardzo tych rozmów o Thoranie nienawidził. Stajenny wyprowadził go tutaj w celu uratowania życia Matce ducha winnego zwierzaka, a kiedy pijany Gerard musiał się poddać, rzucił tylko:

- WY WSZYSCY JESTEŚCIE POJEBANI, POPIERDOLENI!! Gdzie jest moja manierka...?!

I nie chciał już z nikim rozmawiać, po prostu poszedł się spić i po kilku głębszych łykach zaszył się w swoim pokoju, gdzie wreszcie skołowany zasnął.

Kiedy przyjdzie twoja pora na sen, rzuć kością !Geraldineidziespać.
Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#3
04.05.2024, 17:06  ✶  
Mi było z tym niesmak, że stałem się wampirem, ale rodzicom to już totalnie. Wpatrywali się we mnie, obserwowali z zapartym tchem każdy mój ruch, jak gdybym w każdej chwili mógł się rzucić na kogokolwiek przy stole... Nie wiem, może sobie to dopowiadałem, ale czułem się w tej rezydencji zdecydowanie nieswojo. Zaszczuty. Nie musieli nic mówić. Ja wyczuwałem w powietrzu to napięcie, tę niepewność, tę niechęć. Kolekcja rodowych ostrzy, miałem wrażenie, że została specjalnie naostrzona na tę okazję, na tę wizytę, na pewną ewentualność...? Próbowałem zagłuszyć te negatywne myśli alkoholem, ale im więcej w siebie wlewałem wina, tym bardziej byłem świadomy, że moje starania były czcze. I kto wie? Może gdyby nie koniec kolacji, gdybym jeszcze trochę czasu spędził przy tym stole, to faktycznie bym się na kogoś rzucił. Tyle nie z głodu, pragnienia krwi, tylko z czystego wkurwienia, tej całej niesprawiedliwości, która mnie dotykała.
Wiedziałem, że wizyta u nich, to nie był dobry pomysł, ale stało się i właściwie już miałem to z głowy, bo ojciec przesadził z alkoholem. Niby poszedł spać, ale zapewne będzie się wałęsał po domu jeszcze z bite trzy godziny, terroryzując służbę beznadziejnymi, z dupy obowiązkami.
- Ja ci powiem, że od jakiegoś czasu, mam serdecznie dosyć ich i dosyć tego domu... - odparłem wręcz przeciwnie do wyznania siostry. Może to była również wina tego, że spędziłem tu kilka miesięcy w męce i bólu, spijając jakichś bezdomnych, z bacznym okiem ojca nade mną, a potem wałęsałem się po korytarzach, nie mając co ze sobą zrobić... I jeszcze te szepty służby, matki szepczącej do ojca, ojca drącego mordę, matki szepczącej do służby i służby obawiającej się komentować tej sytuacji do któregokolwiek z moich rodziców. Poza tym ten dom kojarzył mi się ze śmiercią, jeszcze zanim umarłem, więc... wolałem stąd uciekać do życia. Kiedy stałem się martwy, to już nie było takie proste... Choć Kim z Daisy wciąż próbowały zachowywać pozory, jakby nic złego nie miało miejsca.
- Jeśli o mnie chodzi, to ja dziś nie zasnę, więc chętnie jeszcze coś wypiję... Może w końcu nastanie moment, kiedy procenty uderzą mi do głowy - odparłem, wzdychając ciężko. Wcale nie chciałem być cierpiętnikiem, bo to nie Geraldine wina, że się zgodziłem tu z nią przyjechać... - Wybacz. Po prostu... miałem wrażenie, że ciągle mnie obserwują. Wciąż jestem zestresowany tą kolacją - wyznałem jej, żeby przypadkiem nie miała wyrzutów sumienia albo jeszcze nie naszło ją na kłótnie ze mną. To ostatnie, czego w tej chwili potrzebowałem. Jedna pozytywna dusza przyda mi się u boku. Tak, w tej chwili miałem Geraldine za pozytywnego człowieka.
Ochoczo wstałem, od razu przystałem na propozycję siostry. Chętnie umniejszę zapasy ojca. Należało mu się. Nie spodziewałem się jednak spotkać szeptuchy i to plotkujące o moim bracie... Wywróciłem oczami, bo już nie byłem w stanie zgrywać usłużnego paniczyka, szczególnie że już teraz nie musiałem. Może przed Geraldine chociaż mógłbym kryć się z niechęcią do jej bliźniaka, ale jakoś wyczerpałem na dziś limit cierpliwości. Na dole oczywiście wykłócał się ojciec ze służbą i chciał ubić konia Thorana...
- To twój brat bliźniak, ale ja chętnie też bym mu ubił tego konia. Może wobec ciebie jest w porządku, ale całej reszcie świata działa na nerwy jak nikt inny... Ja bym się w to nie wtrącał - odparłem z ostrzeżeniem, bo ojciec był trudny, ale po pijaku był jeszcze bardziej... nieprzejednany.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#4
05.05.2024, 17:05  ✶  

Cóż wampir do naszej rodziny pasował trochę, jak pięść do nosa. Wiadomo, że zawsze pojawiało się takie ryzyko, kiedy polowaliśmy na podobne kreatury, ale nikt chyba w ogóle nie brał pod uwagę takiej opcji, że któreś z nas mogłoby się stać potworem. Chujowo wyszło. Na szczęście starzy nie chcieli go zamordować, ani wydziedziczyć, to naprawdę był jakiś cud w ich rodzinie, do tego pewnie jeden z pierwszych takich przypadków. Musieliśmy sobie poradzić z sytuacją, która się wydarzyła. Geraldine wydawało się, że póki co nie idzie im wcale tak źle, na pewno wypracują jakieś metody wraz z upływem czasu.

Dzięki temu co przydarzyło się młodszemu bratu, Gerry mogła wreszcie odetchnąć od tematu jej staropanieństwa, matka mogła się skupić na czymś innym. W sumie całkiem niezły temat zastępczy na kilka najbliższych spotkań rodzinnych, tak właściwie to nie wiedziała, czy kiedykolwiek zostanie wyczerpany.

- Nie dziwię ci się, ani trochę. Sama ostatnio go unikałam, bo matka się na mnie uwzięła. - Pojawiała się tutaj dyskretnie, byle chociaż chwilę pogadać z ojcem, zawsze to on był jej bliższy, to jego akceptacji pragnęła i aprobaty, właściwie nigdy nie mogła narzekać na to, że jej tego nie daje. Chciała, żeby Gerard był z niej dumny.

- Jesteś pewien, że możesz się uchlać? Może załatwimy ci jakiś eliksir, żebyś mógł się porządnie znieczulić. - Ileż mógł w siebie wlewać trunków? Pewnie bardzo dużo, do tego bez żadnej gwarancji, że to przyniesie jakiekolwiek efekty, okropnie trudne było życie wampira.

- Już sobie poszli, masz to za sobą, będzie tylko lepiej. - Powiedziała jeszcze cicho, żeby dodać mu nieco otuchy. To musiało być dla Aska bardzo bolesne, nie umiała sobie nawet wyobrazić, jak bardzo. Ona jednak nie zamierzała go oceniać, w końcu to samo mogło przytrafić się jej, w każdej chwili, ich praca była bardzo ryzykowna.

Gdy wyszli na korytarz dostrzegła służbę, kobiety znajdowały się przy oknie. Szeptały coś pod nosem, bardzo dobrze do niej doszło, o czym mówiły. Wkurzyła się. Bardzo.

Ojciec miał pójść spać, powinna się spodziewać, że nie dotrze do łóżka. Podeszła do najbliższego okna, żeby zobaczyć co się dzieje. Gerard był inny od kiedy spadł z konia, ciągle pierdolił coś o jakiejś Karen Moher, a teraz przyjebał się do Thorana. Nie wiedziała o co mu chodzi, dlaczego gadał, że on nie istnieje, może oberwał wtedy trochę mocniej w głowę, niż się im wszystkim wydawało. Na szczęście o niej nie zapomniał, chyba by tego nie przeżyła.

Nie miała pojęcia co zrobić, czy udać, że tego nie widziała, czy wyskoczyć między nich, bo ojciec wyglądał na naprawdę wkurwionego, może lepiej uznać, że jej tu nie było. Tak było na pewno bezpieczniej.

- Nie wiem o co chodzi staremu, ale mam wrażenie, że ostatnio jest coraz bardziej odklejony, kilka dni temu pierdolił mi o tej Karen Moher, myślę, że czas poszukać tej baby, która go męczy, teraz pierdoli, że Thoran nie istnieje, co będzie, jeśli i nas zapomni? - To chyba martwiło ją najbardziej. - Wiem, że was wkurwia, ale to mój bliźniak, zawsze byliśmy inni, wiesz jaka to silna więź? My byliśmy razem od poczęcia, to naprawdę jest bardzo mocne poczucie bliskości. - Miała świadomość, że nie wszyscy byli w stanie zrozumieć tę więź, która ich połączyła na samym początku. Gerry była mu w stanie wybaczyć naprawdę wiele, chociaż nie wszystko, co robił było dla niej zrozumiałe.

Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#5
05.05.2024, 17:45  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.05.2024, 17:50 przez Astaroth Yaxley.)  
- Z jednej strony chciałbym się uchlać, jednakże z drugiej, dopiero po tych kilku kieliszkach, jestem świadomy, że to kiepski pomysł bym poczuł jakiekolwiek rozluźnienie. Jeśli zaś chodzi o eliksir... Nie moglibyśmy być pewni tego, w jaki sposób na mnie podziała i czy w ogóle podziała - zauważyłem ponuro. Ostatnie, czego pragnąłem, to krwawa jatka w rezydencji centralnej dumnego rodu czystokrwistych łowców. Zakrawałoby o żart, gdybym wybił ich przedstawicieli w akcie niewysłowionego głodu krwi... Choć zakładam, że przy pierwszej bądź drugiej ofierze ukrócono by mnie o głowę. Tato w takich sprawach łowieckich, na polowaniach, to nie żartował. Pewnie zachowałby zdecydowanie lepszą jasność umysłu niż na co dzień. Miałem wrażenie, że tylko na polowaniach nie pierdolił od rzeczy.
Tym bardziej, jeśli tracił zmysły, powinienem mieć głowę na karku i uczyć się samokontroli. Trochę przeczyło temu spotkanie z Laurentem Prewettem, ale... był to dobry wstęp do nauki, jakiś kamień milowy, który miałem okazję minąć. Czy też zatrzymać się chwilowo na jego poziomie. Ale progres był i to najważniejsze. Powinienem się tego trzymać, może nieco rozważniej dobierać osoby do eksperymentów, ale zdecydowanie nie powinienem się przylepiać do obaw swoich rodziców, służby... albo wspomnień z przeszłości. Albo Thorana.
- Nie, Ger. To on był zawsze inny. Ty potrafisz ze mną normalnie porozmawiać, normalnie mnie traktować żywego czy martwego, a on... Thoran to kretyn, ale... I tak nie on jest w tym najważniejszy, choć zapewne chciałby być pępkiem świata. Najbardziej smuci mnie to podejście ojca, że kompletnie zapomniał, że ma syna. Z tym się z tobą zgodzę, bo faktycznie czas może działać na naszą niekorzyść. Powiem ci, że nawet to nie był głupi pomysł z wyprowadzeniem się do ciebie... Bo co by było, gdyby pewnego ranka wstał jak zwykle, jak gdyby nigdy nic, tyle, że mnie nie pamiętał, więc w akcie typowego łowieckiego instynktu, przyszedł mi wbić kołek w serce? Byłbym dla niego obcym wampirem - zauważyłem ze zgrozą. Co innego spotkać obcą młodą kobietę w domu, a co innego wampira śpiącego w jednej z gościnnych sypialni. Jeśli Thorana zapomniał pierwszego jako najgorszego członka rodziny, to obstawiałem, że ja będę drugi. Nie dość, że byłem tu najmłodszy, to w dodatku miałem parę ostrych jak brzytwa kłów.
- Może powinniśmy... oddać go do Lecznicy Dusz...? Wiem, że się nie zgadzał, ale gdyby porozmawiać z mamą. Może jakoś by go namówiła... Chociaż na krótki pobyt...? - zacząłem delikatnie, bo nie byłem pewien, co Geraldine o tym myślała. Wiem, że ojciec nie był wariatem, tylko miał gorszy czas, ale... mogło być niebezpieczne zbagatelizowanie tego. - Nieomal udusił konia własnymi rękoma. Wyobrażasz sobie coś takiego? - dodałem, żeby łatwiej było jej poprzeć moją propozycję. Dotarliśmy do jego gabinetu, więc posępnie spojrzałem na jego zapasy. Cóż, spróbuję się upić, mając nadzieję, że jednak się upiję albo że chociaż trochę mnie weźmie.
Złapałem za dwie z pierwszych lepszych butelek, po czym odkorkowałem je po kolei, jedną z nich od razu wciskając w ręce Geraldine. Bez dworskich ąę, prosto z gwinta.
- Za lepsze czasy. Oby nadeszły - wzniosłem toast, przysiadając na skraju biurka. Cóż, teraz złapałem coś mocniejszego niż wino i... smakowało mi podobnie. Jedyną wartość smakową miała dla mnie krew, ciepła, gęsta krew. Przerażające.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#6
05.05.2024, 18:16  ✶  

- Moglibyśmy to przetestować w jakichś dogodnych warunkach. Ty byś testował, ja bym była zamknięta obok, i reagowała. - Była w stanie zrobić to dla swojego brata, szczególnie, że miała świadomość iż czasem każdy potrzebuje się odciąć, a alkohol często był najprostszą drogą. Nie działało to już na niego, ale coś innego na pewno powinno to zastąpić. Miała świadomość, że rozpijanie wampira, może być niekoniecznie dobrym pomysłem, bo przecież mogło się obudzić w nim zwierzę, a wtedy cóż, musieliby na niego uważać, żeby przypadkiem kogoś nie capnął. Nie było to takie proste rozwiązanie, chociaż Ger chętnie by to dla niego zrobiła, gdyby tylko mogła, to uchyliłaby dla brata nieba.

- Nie wiem z czego wynika jego podejście do ciebie Ast. Wiesz, że ja jestem bardzo otwarta, od zawsze, nie mam problemu, żeby się dogadać z każdym. Thoran miał inne poglądy, był w Slytherinie, pewnie się napatrzył na tych idiotów. - Chyba zapomniała o tym, że Astaroth również trafił do domu węża. Najwyraźniej bardzo chciała wybielić brata bliźniaka. Geraldine w każdym szukała tego, co najlepsze, mimo, że sama w stosunku do siebie była bardzo wymagająca. Miała twardą dupę, bo serce było miękkie - niestety.

- Weź nawet o tym nie myśl. Znaczy wydaje mi się, że powinieneś sobie poradzić ze starym, nie jest już jakiś super szybki, ale mogłoby się to bardzo źle skończyć. - Ktoś mógłby umrzeć, ktoś z jej bliskich, a tego zdecydowanie wolałaby uniknąć. Naprawdę dobrze się stało, że zamieszkali razem. Ast mógł odetchnąć w jej domu, zdecydowanie nie patrzyła mu na ręce tak, jak rodzice. Nie miała zamiaru się wtrącać, a pomagać jedynie, kiedy będzie tego potrzebował.

- Z mamą? Ona mnie nie znosi, jestem jej znienawidzonym dzieckiem i największą porażką rodzicielstwa, o czym nie przestaje mi powtarzać. - Była rozczarowaniem Jennifer, miała wobec niej ogromne nadzieje, które bardzo szybko opadły. Okazało się bowiem, że Gerry jest kopią swojego ojca i nie zamierzała w żaden sposób dostosowywać się do tego, czego wymagała od niej matka. - Ojca musielibyśmy siłą zaciągnąć do lecznicy, nie widzę innej opcji. - Wolała nawet o tym nie myśleć, miała wrażenie, że tam Gerard mógłby ochujeć już do końca. Zdecydowanie nie tego dla niego chciała. - To tylko koń, Thoran kupi sobie nowego, stać nas na to. - Jedno martwe zwierzę było żadną stratą przy stanie zdrowia ojca. Nie chciała go stracić, nie teraz, nie była gotowa na coś takiego. Miał żyć jeszcze wiele lat, wydawało jej się, że pobyt w lecznicy mógłby zgasić w nim życie.

Udało się im dotrzeć do gabinetu ojca, Astaroth zorganizował dwie pierwsze butelki, otworzył je nawet, przejęła więc jedną z nich. Uniosła ją w górę w imię toastu, a później upiła z niej spory łyk. - Nie wiem kurwa, skąd on to bierze. - Dodała jeszcze, bo czuła praktycznie sam alkohol. - Za lepsze czasy braciszku. - Cóż, ona w przeciwieństwie do niego czuła ciepło, które rozchodziło się w jej żyłach, czuła też lekki szum w głowie. Jeszcze trochę i powinna się położyć. - Będziesz miał coś przeciwko, jeśli zostaniemy tutaj na noc? - Wolała się upewnić, że mu to nie przeszkadza, bo czuła, że oczy zaczynają jej się kleić.

Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#7
06.05.2024, 21:07  ✶  
Dogodne warunki oraz zamknięcie raczej nie brzmiało za dobrze, kiedy występowało w parze. Machnąłem jedynie ręką na to, bo aktualnie próbowałem opanować siebie... Kiedy będę pewny, że w normalnych warunkach jestem w stanie się powstrzymać i nie zrobić komuś krzywdy, bo nagle zaszumi mi w głowie obsesja na punkcie krwi, to może chętnie pobawię się w eksperymenty małe i duże, mogłem być wtedy nawet zamknięty w klatce niczym dzikie zwierzę, ale na ten czas... Godziłem się ze swoim żywotem, a właściwie jego brakiem. Wiązało się to z wyrzeczeniami, ale tak miało być lepiej.
- No dzięki ci bardzo, Pani Zadufana W Sobie Gryfonko! Skoro Ślizgoni to idioci, adekwatnie Gryfoni - dupki - podsumowałem, ale nie zamierzałem się z nią wykłócać o to, który dom był najlepszy i najfajniejszy, bo tego typu dyskusje były dobre w szkole, a po niej to już jakoś zakrawało o żart. Szczególnie, że jakoś nie czułem zanadto wielkich różnic między mną a Geraldine, a moja najlepsza przyjaciółka była Puchonką, a w Stanach Zjednoczonych to już w ogóle mieli inną bajkę z podziałami. - Chyba że to ta rozłąka z tobą w szkole zrobiła mu szlam z mózgu! - zauważyłem, bo jednak trafienie do innego domu niż jego bliźniaczkę mogło mu zryć psychikę. Kto tam go wiedział... Wolałem nie wchodzić zbyt głęboko w jego głowę. A ze stanowiskiem mamy i taty w tej sprawie, Geraldine miała rację. Mnie pewnie matka również już nie posłucha...
- To ostatecznie nic nie możemy z tym zrobić - zauważyłem, biorąc kolejny łyk. Spojrzałem na Geraldine, jak tam ją te procenty poniewierały, po czym wróciłem wzrokiem ponownie do swojej butelki. Pech albo zbawienie, że nie czułem tej mocy. I trochę marnotrawstwo, że wlewałem to w siebie, ale może dzięki temu, ze osuszę trochę zapasy ojca, jemu z kolei zrobi się lżej? - A na noc jak najbardziej możemy zostać. Ja i tak nie zmrużę oka w tym domu, ale przygotowałem na tę okazję kilka książek, więc... o mnie się nie martw! Ja sobie radę dam! - odparłem już nieco pogodniej. Wcześniej nie znosiłem czytać, potem szło mi to jak krew z nosa, ale odkąd dowiedziałem się kilku przydatnych rzeczy, to tak jakoś łatwiej było wracać do lektury, choć nie ukrywałem, że niektóre książki były napisane takim skomplikowanym językiem, że z chęcią wyssałbym autora za jej napisanie.
- Tak swoją drogą... Zaskoczyłaś mnie. Spisałabyś flagowego konia Thorana, miłość jego życia, na straty??? - zapytałem zaskoczony, kręcąc głową i uśmiechając się chytrze. Jeśli ojciec nie dokończył sprawy, to może skosztuję w następnej kolejności końskiej krwi...? - Zresztą... Może przełożymy picie na inny czas? Widzę, że jesteś zmęczona, a ja, cóż, teraz mógłbym tak siedzieć najbliższy tydzień - zauważyłem w pełni o tym przekonany. Robiłem sobie maratony nieprzespanych nocy z ciekawości, ale nie robiło mi to różnicy, czy spałem, czy nie spałem, ale z przyzwyczajenia zauważałem, że sen działał kojąco dla mojej psychiki, bo nie myślałem za dużo kiedy spałem. Wtedy, kiedy nie spałem, z kolei miałem na to zbyt wiele czasu.
- Chodź. Nie zgrywaj twardej... Będziesz miała na to wiele ciekawszych okazji - stwierdziłem, ponownie korkując butelkę. Odstawiłem ją na miejsce, jak gdyby nigdy nic. Żadnych myszy tu nie było, kiedy kot harcował poza domem. Zabrałem siostrze butelkę i postanowiłem ją stąd wygnać. Sio!
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#8
06.05.2024, 23:08  ✶  

Ger chciała dobrze, może jej pomysł nie był specjalnie sprytny, ale naprawdę chciała dla brata jak najlepiej. Zapewniłaby mu wszystko, czego tylko pragnął w tym niebycie, byleby sprawić mu przyjemność. Chociaż nie wyglądał jakby ta idea mu się spodobała. Póki co mieli inne problemy niż jego trzeźwość. Miała wrażenie, że ich rodzina nie ma się ostatnio najlepiej, strasznie ją to martwiło. Ktoś musiał ich trzymać w ryzach, żeby się za bardzo nie mijali, czuła, że to jest jej rola, i chyba nie najlepiej sobie z tym radziła.

- Większość Ślizgonów to byli debile, nie zamierzam udawać, że było inaczej. - Dotarło do niej, że Astaroth również do nich należał, znaczy do Ślizgonów, nie do debilów, ale mniejsza o to. Zabawne, że mimo upływu lat nadal miała w sobie te szkolne uprzedzenia, chociaż wydawało jej się, że te siedem lat w Hogwarcie miało na nią spory wpływ, pewnie stąd to podejście. Jej towarzysze ze szkolnych lat nauczyli ją wyrozumiałości, naprawdę bardzo mocno, tworzyli oczy na wiele spraw. Szkoła ją ukształtowała i co do tego nie miała najmniejszych wątpliwości.

- Nie wiem, czy można na to zwalać, w końcu dalej byliśmy blisko, gdzieś później zaczęliśmy się mijać. - Poniekąd tak było, miała wrażenie, że ich drogi zaczęły się rozchodzić po szkole, kiedy ona mocno zaangażowała się w biznes rodziny, Thoran chyba nie do końca chciał zmierzać tą ścieżką, starała się to zaakceptować, nie oceniała go, nie pouczała, nie taka była jej rola, wręcz przeciwnie starała się wspierać w jego wyborach nawet jeśli nie były do końca słuszne.

- Niby zawsze można coś zrobić, skąd wiadomo jednak, że nie zaszkodzimy? - Jasne, mogli zastosować metodę prób i błędów, bała się jednak, że za bardzo by zaszkodzili, a chodziło przecież o ich ojca. Był to jeden z tych nielicznych momentów, kiedy wolała nie ryzykować.

- Cieszę się, dawno tu nie spałam, chętnie spędzę noc w swoim pokoju. - Który nadal wyglądał tak, jak wtedy, gdy opuszczała rezydencję. Jakby rodzice zawsze byli gotowi na to, że może tu wrócić. Dobrze było mieć tą świadomość, że mimo tego, że już dawno była na swoim to zawsze była taka możliwość. Budowało to poczucie bezpieczeństwa, świadomość, że nie jest sama.

- Cóż, słabo go pilnuje, skoro ojciec jest w stanie wywijać takie numery, powinien bardziej się zaangażować w życie rodzinne, strata konia może by mu to uświadomiła. - Nadal miała żal do bliźniaka o to, że się tak od nich odsunął, czasem potrzebny był mocny wstrząs, który byłby w stanie otworzyć oczy. Strata ulubionego zwierzaka mogłaby być takim bodźcem.

- Teraz już chyba nigdy nie będę miała z tobą szans. - Brakowało jej trochę tego ich wspólnego upijania się do rana i sprawdzania, kto tym razem szybciej odpadnie. W czasach, które nastały to zawsze ona szła spać wcześniej, nieważne, czy była trzeźwa, czy najebana jak szpadel, nie miała szans wygrać z wampirem.

- Dobrze, nie zamierzam się kłócić. - Nie tym razem. Faktycznie była zmęczona, ostatnio wiele się działo w jej życiu, a sen mógłby jej przynieść ukojenie. Wypity alkohol skutecznie zagłuszał te myśli, które ją męczyły, nie będzie potrzebowała eliksiru, żeby zasnąć, ostatnio sięgała po nie coraz częściej.

- Dobrej nocy, czy coś. - Nie wiedziała nawet, czy to pożegnanie było na miejscu, skłoniła się jeszcze bratu na pożegnanie i ruszyła do swojego pokoju.

Dotarła na miejsce. Nic się w nim nie zmieniło, ściany nadal zdobiły plakaty ulubionych graczy quidditcha, którzy już dawno zakończyli swoją karierę, oraz jacyś magiczni wokaliści.

Łóżko było zaścielone, pościel wydawała się być świeża, Triss musiała zadbać o to, żeby ją zmienić. Ta skrzatka była niezastąpiona. Pozwoliła sobie jeszcze zapalić papierosa w oknie, jak wtedy kiedy miała naście lat.

Zdjęła z siebie ubrania i położyła się na łóżku, czekała, aż przyjdzie do niej sen.


!Geraldineidziespać
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#9
06.05.2024, 23:08  ✶  
Niewielu rzeczy można było być w życiu pewnym, ale dla ciebie istniała przynajmniej jedna taka rzecz i nigdy byś się w tym nie zawahała - nie lubiłaś wróżbiarstwa, ani niezbyt wierzyłaś w bujdy o proroczych snach, ale wizja, jaka nawiedziła cię tej nocy tchnęła w ciebie jakąś nową myśl - czy ty czasami nie byłaś Widzącą? Jeżeli tak, to już po tobie. Jeżeli nie - może warto zacząć modlić się do Matki albo medytować? To, czego doświadczyłaś, było przerażające, odebrało ci tchu i sprawiło, że przez kilka następnych dni zasypiałaś niespokojnie z myślą, że cokolwiek to było mogło się powtórzyć, a... było takie rzeczywiste.

Śniło ci się, że nie śpisz. Leżałaś w bezruchu na łóżku, nie mogłaś się ruszyć, jakby ktoś przytwierdził cię do niego zaklęciem translokacyjnym. Z przerażeniem obserwowałaś to, jak obrzydliwa, bezkształtna kreatura zbliża się do ciebie, wspina się na materac, wczołguje się pomiędzy twoje nogi, a później pochyla się nad tobą i mówi:

- Twoje życie jessssst moje...

I to jest jego głos, głos Thorana. Twojego ukochanego brata. Obrzydliwe, oślizgłe palce zakończone ostrymi pazurami wbijają się w twoją klatkę piersiową, łamią twoje żebra i nim tracisz przytomność, widzisz, jak wyciąga twoje bijące serce, a później pożera je ze smakiem.

Jeżeli ktokolwiek ci towarzyszył, nie widział nic dziwnego - ot wierciłaś się podczas snu, chociaż twoje gałki oczne... uh, latały jak oszalałe.

!obudźsięGeraldine. Szybko!
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#10
06.05.2024, 23:25  ✶  

Sen przyszedł do niej szybko. Wyjątkowo szybko, jak na te problemy, które miewała. Alkohol pewnie zrobił swoje, nie pierwszy raz się nim leczyła. Zawsze pomagał. Zasypiała dzięki niemu bez tych niepotrzebnych myśli, które nie dawały jej spokoju. Nie wypiła go tego wieczora szczególnie dużo, nie na tyle, żeby majaczyć.

Tym razem sen był jednak inny. W zasadzie nigdy nie można przewidzieć tego, co przyniesie noc, czy sny będą przyjemne, kojące, czy wręcz przeciwnie. Tej nocy chyba byłoby dla niej lepiej, gdyby nie zasnęła.

Geraldine miała wrażenie, że nie śpi, że leży na swoim łóżku i wpatruje się w sufit, właściwie może faktycznie nie spała? Trudno było jej to stwierdzić. Czy sny mogą w ogóle być takie prawdziwe?

Nie mogła się ruszyć w tym śnie, to uczucie było niepokojące, zresztą niepokój towarzyszył jej ciągle.

Nie była w stanie nic zrobić, zareagować. Musiała czekać, aż ten potwór się do niej zbliży, próbowała się wyrwać, próbowała wstać, jednak nie była w stanie się ruszyć, coś przykuło ją do tego łóżka.

Jakiś stwór wlazł na łóżko, nie miała pojęcia, co to jest, nie widziała kształtu, jaki przybrała kreatura. Przerażało ją to, że nie może się obronić, rzadko kiedy czuła strach i takie poczucie bezsilności, to było w tym wszystkim najgorsze, że nie mogła nic zrobić, zupełnie nic. Musiała czekać, aż dostanie to, czego chce.

Pochylił się nad nią wreszcie, dlaczego jego głos brzmiał, jak Thorana? Może rozmawiali o nim z Astarothem, ale dlaczego ta bestia brzmiała jak on?

Nie czekała długo, nie zdążyła się temu nawet za bardzo przyjrzeć, a poczuła, jak pazury wbijają jej się w klatkę piersiową, miała umrzeć. Nie sądziła, że zginie w ten sposób, że nie będzie w stanie zareagować, nie tak miało być. Wyrwał jej serce, nie było już niczego, tylko ciemność, ona ją pochłonęła. To miał być jej koniec.

Tylko, że wtedy się obudziła, to był tylko sen, tylko dlaczego taki rzeczywisty?


!obudźsięGeraldine
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Geraldine Yaxley (2872), Pan Losu (800), Astaroth Yaxley (2015)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa