Świat wirował tylko chwilę i zatrzymał się w momencie, gdy głowa opadła na glebę. Pięć sekund, trzy minuty, może godzina i pojawił się cień, pojawił się głos, pojawił się dotyk. Głos go wołał. Wołał ich, ale nie był to głos donośny, przecinający powietrze, a delikatniejszy, choć przepełniony zmartwieniem. Głos, który prowadził ich do siebie, który się troszczył.
Świat zatrzymał się w miejscu, pozwolił otworzyć oczy, podnieść się, stanąć na nogi i zobaczyć, jak wysoka postać stryja ostrożnie podnosi z ziemi majaczącego Samuela. Do jego uszu nie dotarło słowo, wypowiedziane w majakach, ale na twarzy Vladimira pojawił się smutek, pojawiła się troska, gdy opierał głowę drugiego animaga o swój bark, gdy przyciskał go do siebie, jakby chciał przekazać nieprzytomnemu mężczyźnie, że nie miał powodu, by przepraszać, i miał na wyciągnięcie ręki osoby, które mógł prosić o pomoc. O wsparcie. O dobre słowo, jeżeli tego akurat by potrzebował.
Nie rozmawiali, gdy wracali do domu, w którym Vladimir osiedlił się przed laty i do którego przyjął swojego bratanka. Nie było to dobre miejsce ani dobry czas na rozmowę, gdy rany wołały o opatrunek, a Nikolai chwiał się czasami, wciąż przytomny, ale jednak ranny, z utraconą krwią na koszuli. Nie rozmawiali, gdy Nikolai otwierał drzwi i wnosił Samuela do niewielkiego salonu, gdzie położył go na kanapie, skąd grzał go pomarańczowy ogień, tańczący w kamiennym kominku. Wciąż nie rozmawiali, gdy Nikolai siedział w miękkim fotelu, podczas gdy Vladimir zdejmował koszulę Samuela, by opatrzeć jego rany na karku i ramieniu, gdy machnięciem różdżki nastawił w garnku mleko i czekoladę, by przygotować kakao. Nie pamiętał, czy Samuel wolał herbatę, ale o tym już powie, gdy odzyska przytomność.
Vladimir delikatnie oczyścił skórę Samuela, obejrzał rany, nałożył maść i osłonił zranienia opatrunkiem. Szklanka z wodą stała na stoliku obok, na wyciągnięcie ręki, koc okrył odpoczywającego animaga i Vladimir mógł zająć się bratankiem.
-Mówiłem ci tyle razy, że przemienianie się tu nie jest najlepszym pomysłem - Vlad mówił niegłośno, choć głos zdradzał irytację. -To nie jest Rosja.
-Wiem - Nikolai mówił równie cicho, w swoim ojczystym języku, zdejmując koszulę.
-Co ty sobie, na brodę Merlina, myślałeś? Mówiłem ci, że Knieja nie jest bezpieczna. Brenna też ci o tym mówiła.
-Wiem.
Vladimir westchnął, opatrując rany bratanka, który w tym momencie wcale nie potrzebował kazania. Nikolai cały czas patrzył w kierunku salonu, na kanapę, na której leżał Samuel.
Samuel pytał, czy mogliby zostać braćmi? Naprawdę mogli? Samuel naprawdę tego chciał? A może tylko majaczył? Co Nikolai powinien zrobić? Spytać o to? A jeśli faktycznie Samuel tylko majaczył i wcale tego nie chciał? A jeśli pytanie wprowadzi niezręczną atmosferę?
Co robić?
Vladimir wrócił do salonu. Dołożył drewna do kominka i opadł na fotel, na którym wcześniej siedział Nikolai. Czekał, aż Samuel da jakiś znak, że potrzebuje pomocy, albo odzyskuje świadomość.