• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[25.08 późne popołudnie] Bez pracy nie ma kołaczy

[25.08 późne popołudnie] Bez pracy nie ma kołaczy
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#1
08.06.2024, 23:28  ✶  
25.08

Mur okalający Warownię Longbottomów
Już Nie Fundamenty

Dzień był ciepły i parny, ale Samuel McGonagall nie zaprzestawał wysiłków, by zbudować swoje życie na nowo. Zaskakującym był fakt, że jeszcze dwa tygodnie temu postanowił umrzeć, zatracając się w żałości po utraconej miłości, upokorzony przez nią na śniadaniu z gospodarzami zza muru. Zaskakujące było to, że mógł wtedy to zrobić, ale los dwukrotnie postawił na jego drodze tajemniczych mężczyzn, diabła i anioła, którzy zmusili go do powrotu do Kniei, do Doliny. A potem kichnął i trafił do Londynu. Zaskakujące było to, że nagle gdy więcej było przytulenia podczas mówienia, to klątwa ziemi nie przyszła do nich, Knieja pozwoliła mu mówić. Zaskakujące było to, że zielone serce okazało się pokłosiem pracy jakiegoś maga, że to jednak klątwa a nie błogosławieństwo jego ukochanej puszczy. Zaskakujące było to, że jego matka okłamywała go całe życie, ale on teraz własnymi rękoma budował to życie od nowa, z sercem tętniącym miłością do Nory i jej małej córeczki, z miłością do jego brata niedźwiedzia, z miłością do mądrej Brenny i głową wypełnioną zadaniami, które dostał od Florence i Rose. W przerwach ćwiczył kształtowanie (to przecież miało mu pomóc poradzić sobie z klątwą) a tak całe dnie spędzał na zbudowaniu warsztatu. Tylko na moment? już w to nie wierzył, coraz bardziej dochodziło do niego, że nie wróci do Kniei, że jego serce przeniosło się kawałek dalej do Doliny, że ktoś, a raczej dużo ktosiów pomagało mu się ucywilizować kawałek po kawałku. Nawet brodę podgolił, włosy zaczesywał, nawet kupił sobie nową koszulę...


A teraz siedział na ławce przed wzniesionymi ścianami parteru, gdzie miała mieścić się pracownia i kuchnia z izbą do przyjmowania gości. Dziś wylali schody, za kilka dni miała przyjechać więźba na poddasze. Nie stać go było na umagicznienia na razie, ale najważniejsze, że w Warowni był kominek, a on był prostą drogą do innego domu pachnącego drożdżowym ciastem i białą, kwietną skórą jego ukochanej. Budynku rodziny jego dobrodziejki nie było widać co prawda z tego miejsca i trzeba było spory kawałek przejść, żeby w ogóle dojść do bramy (albo przefrunąc w dziesięć sekund mur i potem i tak była niemała odległość, żeby dotrzeć przez lasek i ogród do zamieszkałej części), ale czuł się dobrze, nie zastanawiając się więcej nad tym, czy jest pracownikiem, domownikiem czy sąsiadem tej oryginalnej zgrai. Zamiast tego palił ziele, żeby się odprężyć i zmusić mięśnie do rozluźnienia. Słońce było już nieco nisko, bardzo powoli przychodził przyjemny wieczorny chłód. Nie był głodny, zapominał o jedzeniu podczas pracy, ale sięgnął do torby i znalazł tam zawinięte w płótno drożdżowe bułeczki i kawałek sera. Oczy momentalnie zeszkliły mu się wzruszeniem. Odłożył ćmiącą się fajkę i nadgryzł świeżego, doskonałego wypieku myśląc sobie w ciszy o tym, jak piękne było jego życie.
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#2
10.06.2024, 22:21  ✶  
Kochał zioła, w każdej postaci, no poza używaniem ich do palenia. Choć jaka była różnica pomiędzy paleniem ich w formie kadzideł, a w formie własnoręcznie skręcanych papierosów czy wypchania fajki? Otóż, często zioła do tego używane były paskudne, a kadzidła, to nie są palone zioła, to sztuka, jakie miał zamiar się oddać jak dojedzie w końcu do domu. Rodzice nie wiedzieli o tym całym areszcie, wiedzieli jednie, że była pełnia i ich syn na pewno jest w Ministerstwie i był, owszem. Wiedzieli też, że na pewno jakiś czas po pełni będzie zmęczony, będzie padać trupem i faktycznie padł. Senność go dopadała co chwila i nawet po opuszczeniu domu Nikolaia uciął sobie krótką, ale jakże odżywczą drzemkę pod jednym z drzew, pod jakim jakimś cudem nie znalazł mrowiska.
Przeciągnął się jak kot na dywanie. Mógłby być kotem, mógłby, a nie jest. Eliksir wielosokowy może w tym pomóc, cat boy. To by było ciekawe. A co jakby użył do niego sierści przemienionego w kota gołębia? W co zmieniłby się wtedy? Cóż... Przekona się jak wróci do Londynu, chociaż nie, przekona się o tym dopiero po tym, jak wróci do Londynu, zabierze wszystkie swoje rzeczy i wróci do domu, jak syn marnotrawny. Wtedy mieszkając z dala od wszystkich nawet przemieniony będzie mógł pracować na polu, o ile krowy nie będą się go bały, a jest taka możliwość. Na pewno jedna byłaby ciekawa, a jak ona byłaby ciekawa, to jej przyjaciółka też by podeszła, a jak one dwie, to po chwili całe stado by stało i się patrzyło. Z końmi byłoby gorzej, to miękkie buły namoczone w ciepłym mleku.
Spojrzał w górę, na niebo przebijające się pomiędzy liśćmi. Mógłby tak żyć. Być grzybem, co? Pod dębem. Wszystko było lepsze i ciekawsze, chociaż nie, ciekawsze, to złe określenie, bardziej chodzi tu o lepsze w znaczeniu spokojniejsze i bardziej ułożone, mniej zależne od niego i ogólnie niezauważone. Tak to by było dobre.
Niestety byłoby dobre, a nie jest dobre. Westchnął ciężko, gramoląc się z ziemi i jak mucha w smole zaczął iść w głąb lasu, doszukując się jeszcze całej sterty liści i ziół. Nie na wszystko była pora zbierania, ale i tak ucinał co uznał za pożyteczne. Nie mówiąc już o skrzypie, którego nazbierał tyle, że w kilku sporych pęczkach dyndał mu się on przy torbie. Do tego znalazł patyka, gałązka o dziwnym kształcie, z której z jednej strony wyrastały w niedalekich odległościach podwójne odnogi, nadając jej formę jamnika z długą szyją i ogonem. Może faktycznie kupi sobie psa? Zaraz, jakie kupi? Na wsi jest masa psów, nawet jak dobrze pamiętał, jak ostatnio był, to suka sąsiada wyglądała na dosyć otyłą, a że to nie była okolica bożego narodzenia, to raczej nie była to ciąża spożywcza. Ale dobrze, problem z lisami sam się nie rozwiąże. Dobrze, że sami nie mają drobiu, tylko większe zwierzęta, ale może i by mieli, gdyby lisów nie było. Krowy zapewniają mięso i mleko, a konie mąkę i warzywa. Więcej im nie trzeba. Gdyby się postarać to i krowy by zboże i warzywa dawały, ale nie miał zamiaru rezygnować z koni, jego ciotka również. A kto wie, może kiedyś do ich zespołu dołącza hipogryfy? Chciałby mieć takie zwierzę, ale teraz jak o tym myślał, to to było więcej pieniędzy i roboty niż pożytku, bo ani one do pracy, ani do podróżowania, średnio też do zabawy i przyjemności, tylko do oglądania i to całkiem drogiego. Tak, ciotka się nigdy nie zgodzi, bo to też nie wiadomo czy nie zaatakuje krowy albo konia? Niby mógłby pozyskać pióra, ale ile by ich pozyskał? Jak często hipogryfy je gubią? Nie byłoby to opłacalne i choć trochę mu to serce łamało, to musiał być racjonalny, chociaż w tej sferze życia, skoro w innych nie był.
Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Musi w końcu iść kupić sobie różdżkę, bo trochę mu brakuje możliwości przemiany jednego zwierzęcia w inne, bo dużo lepiej zasypia się z kotem u boku, albo z psem. Rano tylko jest niezręcznie, jak gołąb patrzy podejrzliwie z szafy i czeka aż otworzy się mu okno. Człowiek musiał sobie jednak jakoś radzić, bo każdy orze, jak może, a jak orać nie może, to siada i płacze. Płakać nie miał zamiaru, więc orka była jego pasją, od zawsze i na zawsze.
Westchnął ciężko i szedł dalej, rozważając, żałując i myśląc o tym gdzie właściwie idzie. Nie miał zbytniego planu dojść gdziekolwiek, bo też musiał przyznać, że z lekka się zgubił. Nie był w tym lesie często, nie znał tych ścieżek... z resztą ścieżek teraz żadnych nie widział. Najwyżej go coś zje, trudno, lżej światu będzie. Chociaż nie, rodzicom byłoby trudniej, musieliby pojechać do Londynu, aby rozwiązać umowę o wynajem mieszkania, musieliby po nim sprzątać ten cały burdel jaki ma w kawalerce. Dobra, lepiej niech nic go nie zjada.
No więc nic dziwnego, że wyparadował z pomiędzy drzew na mur. Hm, dziwne. Czy był tu wcześniej? W sensie, czy mur był tu wcześniej, ale i czy Neil był tu wcześniej? Trudno powiedzieć. Jak chcesz wyjść z labiryntu, to dotknij ściany i idź cały czas dotykając ściany, w ten sposób znajdziesz drogę bez błądzenia. No więc tak zrobił teraz. Położył zabandażowaną rękę na murze i ruszył przed siebie i szedł, szedł, szedł i szedł, aż w końcu mur zmienił się w coś innego niosąc też i inny widok. No proszę. Tego to tu nie było, na pewno. Znaczy chyba. Tak sobie gadał w głowie, szukając wyjaśnienia swojej sytuacji. Może to była desperacja, bo jednak chciał już wrócić do domu, bo nogi od chodzenia zaczynały go boleć, trafił na swojej trasie na kilka korzeni i kamieni. Już myślał, że ponownie tego dnia się wywali. Dłonie miał zdarte, więc czas na kolana do kolekcji. Szedł wzdłuż posesji, widząc drogę, a każda droga gdzieś prowadzi, na przykład do centrum wsi, miasta, czy czegokolwiek. Droga jednak poszła w zapomnienie, jak kątem oka wyłapał kogoś, najpewniej właściciela działki jaką mijał. Spojrzał na niego, chcąc się przywitać, przeprosić za zamieszanie, może i zapytać o drogę, a tu proszę co za przypadek.
-Jesteś ostatnią osobą jaką się dzisiaj spodziewałem spotkać.- rzucił ze zmarszczonymi lekko brwiami. Cała sytuacja była głupia i jakby ktoś był uparty i powiedział, że to ręka boska ją zaaranżowała, to nie wiedziałby czy by się z tym kłócił. Tak czy inaczej stał za płotkiem i gapił się na Samuela, gotów odwrócić się i iść dalej, bo nie będzie mu przecież przeszkadzał w jego czasie wolnym? Bo to był czas wolny, prawda? Zaraz on tu mieszka? Czy pozna znów jego jakichś znajomych, jacy go nie polubią, jak tamta dziewczyna. Dalej ją wspomina jako nieprzyjemność wynikająca z jego głupoty, ale i jako pomocność, bo jednak pomogła mu się ewakuować z niezręcznej sytuacji.
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#3
12.06.2024, 23:23  ✶  
Z rozmyślań wyrwał go znajomy głos. Podniósł jedną powiekę, a potem następną, przez moment wątpiąc, ale zaraz potem podrywając się z ławy i w kilku przysadzistych krokach podchodząc do płota.
– Neil! No jak Knieję kocham, uczucie jest absolutnie odwzajemnione. – przeskoczył zwinnie płotek, który zaskrzypiał ostrzegawczo przed tym bardzo śmiałym ruchem. Nim Neil zdążył cokolwiek powiedzieć, Samuel zagarnął go w objęcia i poklepał serdecznie po ramionach.

– Co tam u Ciebie? Ja... zaprosiłbym Cię, ale kurza mordka no jak widzisz... trwa budowa. Ale wejdź, usiądź ze mną na moment, mam świeże bułeczki! – uśmiechał się szeroko i szerokim gestem wskazał mu zbitą z deski i dwóch pieńków ławeczkę. – Zobacz do czego to doszło, buduję się jednak w Dolinie. Z pewnością łatwiej mi będzie czekać wiesz, jak rozwiążą sprawę z widmami, ale się okazało, że ludziom podobają się moje meble i chcą ich więcej no i muszę... wiesz muszę mieć je gdzie pokazywać czy coś i tu będzie mój warsztat dasz wiarę? W sumie to nawet jak znów zamieszkam w Kniei to będę mógł się tu łatwo teleportować, czy coś, a co w ogóle u Ciebie? – wetknął mu bułeczkę w dłoń. Czy Neil dobrze rozpoznał, czy była to bułka pieczona dłońmi Norry Figg? Cięcia na niej były dość charakterystyczne, podobnie jak kształt i poziom wypieczenia.

– Jutro przywiozą belki na dach, wszystko tak szybko idzie... Całymi dniami jestem uwalony cementem! – skarżył się, ale to brzmiało i tak jak śpiew wielkiego szczęścia. Promieniował czymś, czego zdecydowanie brakło mu te kilka dni temu gdy spotkali się na wrzosowisku. Wolą życia.
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#4
13.06.2024, 13:21  ✶  
Takiej reakcji to się za nic nie spodziewał, szczególnie po tym jak ostatnio zakończyło się ich spotkanie. Później listy niby naprostowywały kilka rzeczy, ale nie wszystko i zdecydowanie on sam dalej czuł jakiś niesmak, który na nowo się w nim rozbudził na drodze szoku, zaskoczenia i złych skojarzeń. Być może mylił go z innymi uczuciami, ale nie miał czasu o tym myśleć, kiedy kompletnie zdziwiony cofnął się o krok i zaraz został pochwycony w objęcia, kompletnie zesztywniały i spięty. Co się działo, czemu się to działo? Jak to jest, że dał się tak złapać z zaskoczenia znowu? Kolejnym razem zacznie po prostu uciekać, jak zobaczy, że Samuel robi krok w jego stronę. Niby ciężko uciekać z masą ziół przy torbie, ale spróbuje, da radę, trzeba w siebie wierzyć. Chyba, że będzie mieć rzadkie zioła, wtedy ciężko biec, żeby ich nie pogubić, ale czy zostanie i pozwalanie na to by zgniotły się między nimi było etyczne? Będzie musiał w domu przećwiczyć to na scenariuszach odgrywanych w głowie.
Nie miał możliwości przywitania się czy odpowiedzenia, bo jak tu przerywać taki monolog zaangażowanego mężczyzny, co to dumny był ze swojego niemałego osiągnięcia. Mimo wszystko nie spodziewał się przeprowadzki tutaj. No mówił, owszem, ale co z domem tam w lesie? Zaraz, to nie był przecież jego dom, prawda? Nie? Chyba? No chyba nie? Do tego jakie widma? Dopytałby, ale wyszedłby na większego idiotę niż jest, więc nie próbował rozwiać swoich wątpliwości, bo koniec końców problemy doliny nie są jego problemami. Dopóki może na spokojnie zbierać zioła, dopóty widma mogą robić co się im podoba. Kiwał za to głową słuchając co Samuel mówi w zabójczym tempie.
-Wszystko dobrze.- pokiwał głową, zbity z pantałyku. Szybkość wypowiedzi i jeszcze większa prędkość zadanego pytania i to, że zostało rzucone one z zaskoczenia, sprawiły, że i odpowiedź była odruchowa. Zerknął na bułkę wciśniętą w ręce i natychmiast podniósł wzrok. Bułka? Co? Czemu? No dobra, gościna... Rozumiał to, ale było tu tak wiele chaosu. Nie rozumiał go.
-A z czego masz fundamenty?- zapytał, chcąc złapać jakoś się choćby kawałka rozmowy, trochę bardziej ją ukierunkować. Nic nie wiedział o fundamentach, wiedział, ze mogą być z kamienia i z czegoś i to tyle i że ciężko je wylać i od nich zależy czy dom będzie się zapadać czy nie. Stodoła im siadała da krów powoli, będą musieli ją odbudować na nowo, bo problem nie w ścianach a właśnie w fundamentach.
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#5
14.06.2024, 11:47  ✶  
– Tak wszystko dobrze? – zmrużył oczy wietrząc kłamstwo w tych zapewnieniach. Podobnie jak Neil nie ufał zbyt miłym osobom, tak Samuel nie ufał wyświechtanym zwrotom grzecznościowym, rozpoznając je już jako... cóż... wyświechtane zwroty. – Czy planujesz dalej się gdzieś przeprowadzić? W ogóle pewnie nie dasz wiary, ale w końcu przełamałem lody i zacząłem pojawiać się w Londynie, ale wciąż jest ciężko. Nic, absolutnie nic nie może równać się z klimatem Doliny. – zaciągnął się głęboko powietrzem, jakby chciał by cała Dolina wypełniła mu płuca. Zwłaszcza wtedy gdy chciał umrzeć i latał po całej Anglii zdał sobie z tego sprawę dobitnie, że nie ucieknie przed swoimi korzeniami. Jego dom był tutaj, po prostu zajmował więcej miejsca niż tylko leśniczówka w Kniei.

Przedziwne uczucie.

– Szczerze to nie wiem, bo stały tu już wcześniej. Właśnie dlatego na nich buduje, Bee powiedziała, że lepiej wykorzystać coś co już stoi niż coś co trzeba zrobić od zera. No i jedna ściana o tam... – wskazał mu na tyły warsztatu. – To też opieram w całości na murze. To dobra konstrukcja, zero magii u podstaw, same kamienie i zaprawa. Dopiero potem poszedł na to ochronny krąg czy coś, nie znam sięna pieczęciach zbyt dobrze. – Przyznał, bo w sumie nigdy nie wnikał. – Ale chyba będę musiał się poznać wiesz, bo ludzie chcą meble ale zaczarowane, takie zwykłe jak je robię to nie wystarczają im. Z warsztatem będzie mi prościej. A co z Tobą Neil? Gdzie Ty właściwie pracujesz?
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#6
14.06.2024, 12:38  ✶  
Pokiwał głową na pytanie. CO TO ZA DOPYTYWANIE! Wszystko było dobrze. Nie umierał, miał plany, był zmęczony, ale kto nie jest, złamane serce, w które sam się wpakował, jak głupek, walka z zazdrością sprawiającą, że chce ukręcić łeb takiej jednej, co siedzi w nim od prawie miesiąca. Czy wygląda jakby coś mu dolegało? Nie. A problemy życiowe zawsze są. Samuel nie mógł mu z nimi pomóc, więc po co mu opowiadać wszystko i go jeszcze martwić i mieszać mu w głowie.
Padło pytanie, a za nim kolejna sterta monologu. Ehh, Samuel...
-Rozumiem. Londyn bywa męczący, ciągle hałas i ludzie dookoła. W Dolinie jest lepiej, ogólnie na wsi jest lepiej. Ale czasami trzeba pojechać do miasta, wiele jest tam przydatnych rzeczy i rzadkich składników. Może nawet będziesz w stanie zamówić jakieś specjalne drewno zza granicy.- zastanowił się na głos, faktycznie myśląc gdzie mógłby złożyć takie zamówienie. Nie interesował się za bardzo drewnem i stolarstwem, ale na pewno są takie sklepy w Londynie zarówno magicznym jak i niemagicznym. Na sekundę obleciał go żal, że nie zobaczy się z nim w Londynie skoro chce się z niego wyprowadzić, ale z drugiej strony może częściej będzie wpadać do Doliny. Coś za coś.
Bułka w jego dłoni dalej siedziała i nie wiedział co z nią zrobić. W tym natłoku rozmowy nie miał jak jej zjeść, więc siedziała tak sypiąc okruszkami na bandaże. Nie będzie ich zmieniać drugi raz, po prostu wytrzepie zaraz ręce.
Rzucił jednak pytanie, aby Samuel dalej mówił, skoro się tak nakręcił to najwidoczniej tego potrzebował. Bee... Zmrużył lekko oczy na sekundę, szukając w głowie o kim mówi, ale żadna lampka mu się nie zapaliła. Dolina jednak mimo wszystko nie była aż taka mała jakby się wydawać mogło.
Słuchał więc o fundamentach i kiwał głową nawet sensownie rozumiejąc o co chodzi. No tak, Samuel był dość prostym człowiekiem, więc i mówił prosto i zrozumiale, to się ceni.
-Ja też nie.- wtrącił na wzmiankę o pieczęciach. Dlatego nocował w ministerstwie gdy była pełnia, a nie w domu w piwnicy. Czy powinien w ogóle słuchać się tych wytycznych? A jakby tak sfingować własną śmierć, żeby go wykreślili z rejestru? Pokiwał znów głową na magiczne meble.
-A w takim pubie, no i robię sam w domu kadzidła i świece... Swoją drogą wiesz, że nie musisz sprzedawać mebli tylko czarodziejom, prawda?- zerknął na niego. -Mugolom też możesz i wtedy nie będą musiały być zaczarowane. Im większa grupa docelowa twojego produktu tym lepiej. Ty pewnie za pieniędzmi nie gonisz, ale wiesz... Lepiej mieć ich więcej niż mniej. Ja sam sprzedaję i ludziom z Londynu i spoza, no i też mugoli obsługuję.- rzucił swoją małą radę, a jakiej Samuel zdawał sobie raczej sprawę, bo może bezpośredni i z lasu, ale jednak nie był głupi.
-Swoją drogą może ci w czymś pomóc, jak tu już jestem? Powinienem niby jechać do rodziców, ale oni nie wiedzą, że się nie spodziewać mają, więc obojętnie jak się spóźnię.- zapytał, patrząc na niego średnio przekonany, chociaż może to bardziej wynikało ze zmęczenia.
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#7
19.06.2024, 19:46  ✶  
– Ja nie mam szczęścia do Londynu, cały czas spotykają mnie tam nieprzyjemności. Znaczy... całe dwa razy co tam byłem. No ale teraz będę częściej, bo moja narzeczona obiecała mi, że podłączyć kominek do sieci Fiu, więc... trochę będzie tak, że będę mieszkał tutaj, a jak tylko czegoś trzeba będzie to zajrzę... do miasta. Ale to na prawdę trudne. Jak Wy tam śpicie hę? Przecież jest tak jasno i głośno. I w ogóle nie widać gwiazd... To bardzo przykre. – Podrapał się po karku, kręcąc głową jakby odpowiadając sobie sam na pytanie czy kiedykolwiek przekonałby się do stolicy. Był dzieckiem głuszy, dla niego już miasteczko było nazbyt gwarne i rozjaśnione, a co dopiero metropolia.

– Mugolom? No jasne, tu w Dolinie jest mieszana społeczność i pomagam jak leci, pieniądz nie śmierdzi, zwłaszcza jeśli nie masz za bardzo surowców, żeby być samowystarczalnym, jak to żyłem sobie w Kniei. No i teraz... ten warsztat. Ale wiesz, normalnie to pracuje u Longbottomów właśnie, jako ogrodnik, też czasem im coś naprawie, chociaż ich skrzat dziwnie na mnie patrzy wtedy. Meble robie bardziej dla siebie, odpręża mnie praca w drewnie, no i wpadły mi aż dwa zamówienia na gablotę i szafę jubilerską, kurcze... chciałbym Ci już pokazać, może potrzebowałbyś podobne cudo na zioła do eliksirów, ale... – rozejrzał się po budowie, jakby tam były gdzieś jego notatki, ale przecież nie. A zegar tykał, Viorica chciała zamówienie do końca sierpnia, tyle że lato nagle nabrało takiego tempa, że totalnie nie ogarnął, że miesiąc chyli się ku zachodowi.

– Nie odmawiam nigdy nikomu pomocy, ale też nie odrzucam, gdy ktoś oferuje. Dzisiaj już nic nie będziemy robić, bo ściany muszą zaschnąć, ale w obejściu i tak trzeba poskładać narzędzia do szopki, zagrabić ścieżki, pozbierać śmieci po murarzach. Wiesz... oni strasznie dużo piją podczas roboty, trochę nie wiem, jak im zwróciłem na to uwagę, to śmiali się i mówili, że im to pomaga utrzymać pion. Mi zazwyczaj to przeszkadza w pionizacji, myślisz, że działa to różnie zależnie od rodzaju alkoholu? – zapytał ruszając w kierunku szopki ukrytej za zachodnią ścianą, zagarniając po drodze dwa wiadra i grabie.
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#8
19.06.2024, 20:25  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.06.2024, 00:26 przez Neil Enfer.)  
Prompt równości 7

Kolejny potok słów wylewał się w jego ust, a wilkołak słuchał uważnie, próbując mimo wszystko skupić się na tym co mówił. Starał się, jak mógł, ale musiał sam Samuel przyznać, że co jak co, ale tempo wypowiedzi to miał konkretne.
Uniósł wysoko brwi na wieści o narzeczonej. Nie wiedział, ze Samuel z kimś się widywał, ale koniec końców rozmawiał z nim raptem dwa... nie, trzy razy i do tego pierwsza rozmowa była kłótnią, druga była po pijaku, a trzecia... trzecia też była po pijaku.
- Da się przeżyć. Mam gwiazdy jak odwiedzam rodziców. -brak gwiazd to nie był dramat. Dramatem było to, że miał daleko do roślin, szczególnie takich, które nie byłyby zanieczyszczone przez ludzi i zwierzęta. Ktoś kichnie, ktoś stanie, pies nasika, otrze się. Do tego wartość rośliny mocno zależy również od tego czym się ona pożywia. Brudna ziemia słabej jakości nie da liści które będą spełniać zielarskie kryteria. Lepiej wracać do Londynu z samochodem obładowanym koszami z suszonkami, niż zbierać kwiatki w jakimś zapyziałym parku.- I wszystkiego dobrego tobie i narzeczonej. Mam nadzieję, że się wam uda. -uśmiechnął się lekko, chociaż było w tym wszystkim trochę goryczy. A gdzie jest jego narzeczona? Ha! Nie ma jej i nigdy jej nie będzie. Zawsze chciał miłości, ale koniec końców uznaje podążanie za nią za dziecięcą głupotę i lepiej, żeby zakochanie nigdy go znów nie nawiedziło, miło by było jeszcze gdyby obecne zakochanie mu w pełni minęło. Miesiąc bez kontaktu powoli jednak zaczynał robić swoje. Pięć etapów żałoby, prawda? No więc już na drugim. Powoli, ale do przodu.
Kolejne słowa Samuela ciekły i skapywały mi na uszy, a on nie miał nic przeciwko, jedynie jeżąc się w środku na wspomnienie znajomego nazwiska, które teraz ni jak się przyjemnie nie kojarzyło. Ale to nie jego sprawa. Nic Neilowi do tego z kim się Samuel spotyka, ani nie Samuela sprawa jakie spory i nieporozumienia są w obecne w życiu wilkołaka. Chociaż pracy jako ogrodnik zazdrościł. Sam mógłby tak pracować, gdyby tylko ludzie nie mieli obsesji na punkcie róż.
Uniósł dłoń na jego propozycję gablotki.
- Nie. Nie stać mnie, z resztą wozić to w jedną i drugą, jeszcze by się zniszczyło. -chciałby mieć takie coś, ale miał ważniejsze wydatki. No i gdzie by to postawił? W sumie przydałoby mu się przemeblowanie pokoju w domy rodzinnym. Zastanowi się nad tym.- Z resztą nie musisz mi tego pokazywać, wiem, że na pewno jest piękne. -nie widział zbyt wielu jego prac, ale skoro ludzie kupowali i do tego dostał patronat samych wspaniałych Longbottomów, to na pewno jego talent i umiejętności były warte oglądania.
Zaoferował pomoc, licząc, że może szybka rozmowa nieco zwolni, gdy w grę wejdzie wysiłek fizyczny.
- Na pewno, po to są różne alkohole, żeby móc wybrać sobie ich ulubione działanie. Z resztą to robotnicy, harują w słońcu cały dzień zazwyczaj za marne pieniądze. Później wracają do domu, do niezadowolonej żony i rozkrzyczanych dzieci. Też bym pił gdybym był na ich miejscu. -zamruczał w odpowiedzi, ruszając za Samuelem. Wiele ludzi miało w życiu ciężko, dużo ciężej niż on, duże ciężej niż Samuel, niż jego wszyscy znajomi, niż jego szefowa i sąsiedzi. Nie miał więc prawa narzekać na to co dzieje się mu w życiu. Konieczność pracowania w podłych warunkach żeby zarobić chociaż trochę, by dożyć do kolejnego dnia. Nie mówił tutaj o tym, że Samuel źle traktował swoich pracowników, ale jeden dobry człowiek nie sprawi, że całe zło świata zniknie. Niektórzy lubią mówić, że pieniądze nie decydują o tym, czy ktoś jest lepszy czy gorszy, ale jak można tak twierdzić, kiedy na każdym kroku widuje się tego dowody? Nawet teraz sam niespecjalnie był w stanie kupić od Samuela jego wyroby, a Samuel sam szukał klientów, by mieć pieniądze i pracował nie tylko w drewnie, ale i w ogrodzie u jakiegoś bogatego człowieka.
- Ja mogę zająć się ścieżkami. -proste zadanie na jedno machnięcie różdżką i właśnie dlatego wyciągnął dłoń do Samuela, aby podał mu grabie, miotłę, czy cokolwiek co uznaje za stosowne do posprzątania.
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#9
26.06.2024, 21:15  ✶  
– Mm, dzięki, też mam nadzieję, że będzie dobrze, chociaż ona kocha miasto, a ja totalnie nie. Ale ponoć da się to jakoś pogodzić. Kominkami czy coś. – mruknął, ale nie poddał się czarnym myślom. Wszystko jakoś się ułoży, jakoś się dogadają, jakoś nauczy się w te wszystkie kompromisy i uda mu się dojść z tym związkiem do ładu i składu.

Podał Neilowi grabie nie dopytując o różdżkę i czarowanie. Sam nauczony był szacunku do pracy własnych mięśni, miał fach w spękanych godzinami z dłutem dłoniach i nikt nie mógł mu tego odebrać. Lubił też to zmęczenie w ciele po długim dniu spędzonym na budowie. Oczywiście wiele spraw szło szybciej, gdy człowiek umiał dobrze transmutować narzędzia, magia często jednak była zbyt toporna by ogarniać detaliczną robotę. Grabienie ścieżek mogło być po prostu przyjemniejsze, niż machanie różdżką. Pod tym względem w tych prostych czynnościach Samuel odnajdywał spokój i harmonię, odnajdywał przyjemność życia. Dzięki temu - paradoksalnie - mimo że był wychowany w dziczy, tak łatwo odnajdywał się w przemieszanej kulturze Doliny. Nie było dla niego problemem zrezygnować z magii. No chyba, że chodziło o transmutowanie się w zwierzę. Byłby szalenie niepocieszony, gdyby mu to odebrano, a bez różdżki... nie miał opcji tego uczynić.

– Nie wiem czy to tak działa. Mi się po alkoholu nigdy dobrze nie pracowało i uważam, że to nie w porządku, kiedy masz postawić ścianę i nie robisz jej prosto. A jeśli mają w domu problem, to chyba tą wódką też go nie rozwiążą hmm? Od niedawna jestem wielkim fanem rozmawiania. A już w ogóle rozmawianie i przytulanie jednocześnie! Ha! Trudniej krzyczeć na kogoś, kto Cie przytula. Odkryłem to niedawno. – Dzielił się swoją nowo nabytą wiedzą z Neilem, nie będąc pewnym, może chłopak o tym doskonale wiedział, może uczyli o tym w Hogwarcie, a on tak późno nadrabiał, jak miał te dwadzieścia pare lat. Był ciekaw czy to działa też na innych. Czy jakby kłócił się z Bee i ją przytulił to ona by też przestała na niego krzyczeć. Czy jeśli kogoś przytulasz i się wyrywa to trzeba go przytulać dalej do skutku, czy jednak puścić? Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi.

Schował narzędzia do szopki i wytarł ręce o jeansy.
– Huh, w sumie to długi dzień. Nie chcesz zajrzeć do Lizzy na moment? Obiecuję, tym razem nie będę zamieniać Ci notatnika! Winien Ci jestem to co piłeś wtedy i nie dokończyłeś. Nie lubię mieć długów, a nie zachowałem się wtedy wobec Ciebie... dobrze. – słowa przychodziły mu z trudem, ale nie dlatego że był zmieszany tylko realnie zastanawiał się które byłoby najdopowiedniejsze. Normalnie olałby całą sprawę, ale Ula powiedziała, że to nie było ok, że ludzi należy przepraszać, jak się zachowuje człowiek wobec nich nie ok. Nie był pewien też jak Neil zareaguje. Wspomnienie bitego szczeniaka powróciło, ale cóż, Sam o ile znał się na zranionych zwierzętach i na tym jak do nich podchodzić, tak na ludziach tego typu już nie bardzo.
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#10
26.06.2024, 22:00  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.06.2024, 03:41 przez Neil Enfer.)  
Zastanowił się nad jego słowami. Czyli mają zupełnie inne podejście do pewnych spraw, które jakby nie patrzeć są mocno podstawowe?
- Chyba... Moja mama przeprowadziła się do Francji dla taty. No, a później razem zamieszkali w Anglii. Miejsce zamieszkania to tylko miejsce zamieszkania, do każdego da się przyzwyczaić. -każde ma masę wad i masę zalet. Mogą mieszkać na wsi, a do pracy mieć kilka minut kominkiem. Tak, czarodzieje mają w życiu łatwo, dopóki ich teleportacja nie rozerwie na kawałki i mąż powita w kominku nie żonę, a czerwoną kałużę.- Jeśli ludzie bardzo chcą i im zależy, to znajdą sposób i będą gotowi na poświęcenia. - byle sobie później tylko nie wypominali tych poświęceń latami.
Odebrał grabie niewiele myśląc o tym, że się nie dopytywał, w końcu praca fizyczna dla Samuela nie była niczym dziwnym, prawda? Sam w drewnie robi własnymi rękoma. Bo... Bo robi własnymi rękoma? Czy to też tylko magia?
Samuel objawił swoje nowe zainteresowanie. Rozmawianie to jego nowa pasja? Ciekawe... Czy zmiana była taka łatwa? Może była, tylko on się zaciął na jakimś etapie? Utknął w tym co znane i bał się sięgnąć po więcej, przez co coraz bardziej sroki mu z dłoni uciekały. Nadział się kilka razy w życiu i to nic nie ułatwiało, ale to dawne dzieje, to było kiedyś, może czas porzucić wspomnienia, skoro teraz sytuacja, ludzie i otoczenie są inne? Zagrabiając ścieżkę, uniósł jedną brew i zerknął na niego gdy wspomniał nową technikę. Zacisnął szczęki i wbił wzrok w ziemię, oczyszczając przejście dalej.
- Możliwe, ale czasami trzeba na kogoś nakrzyczeć czy być na kogoś złym. Przytulanie i rozmawianie nie zawsze zadziała. Czasami nie można być miękkim. - gdyby tylko jeszcze sam się stosował do swoich mądrości. - Nie mówię, że robisz źle przytulając i rozmawiając, ale wiedz, że znajdzie się ktoś kto będzie chciał cię przez to wykorzystać. - tak, to było nieuniknione, prędzej czy później znajdzie się taka osoba, która wyłapie schemat i z chęcią użyje dla własnego zysku.
Zagrabianie ścieżki nie zajęło dużo czasu i w końcu narzędzia skończyły w szopce. Otrzepał dłonie, ułożył włosy.
Spojrzał na niego słuchając cierpliwie propozycji. Uśmiechnął się nawet na wspomnienie notatnika, jednak nie pomogło to w podjęciu decyzji. Może pójść i co się dalej stanie? Ma zostać? Czy powinien już iść? Spojrzał w górę, chcąc ocenić jak dużo czasu zostało do zachodu.
- Nie wiem. Nie mam pojęcia czy chcę tam iść, czy wolę zostać tutaj. - opuścił spojrzenie. Alkoholu może się napić, noc się zbliża, a nie bardzo miał ochotę budzić rodziców w środku spania żeby otworzyli mu drzwi. - Nie chce być sam, więc jeśli chcesz iść to pójdę za tobą, a jak zostaniesz, to też zostanę. - tak, nie czuł się na siłach podejmując decyzję. - Swoją drogą nie masz wobec mnie długu. Przy naszym ostatnim spotkaniu wszystko spłaciłeś. - uśmiechnął się do niego słabo. - A i jak uznasz, że zostajemy tutaj, to mam wino w samochodzie. Nie jest pierwszej klasy, ale procenty to procenty. - samochód zaparkował nie tak znów daleko, kilka minut spacerem w jedną, później to samo w drugą, akurat żeby jeszcze trochę się zmęczyć.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Neil Enfer (5789), Samuel McGonagall (4072)


Strony (3): 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa