• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[4.08 Millie & Charles] Falowanie i spadanie, ściana przy ścianie

[4.08 Millie & Charles] Falowanie i spadanie, ściana przy ścianie
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#1
20.06.2024, 23:25  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.09.2025, 12:05 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Millie Moody - osiągnięcie Badacz Tajemnic

3.08.1972

Klify


To był dobry dzień.

To był zjebany dzień.

To był kolejny dzień.

To był stracony dzień.

Jej brat wrócił do pracy, wiadomo, że nie mógł jej niańczyć w nieskończoność, szczególnie, że niemalże cały maj przesiedział przy jej łóżku, a też w lipcu i sierpniu był częstym gościem w lecznicy. Ale teraz pojechał. Bertie był miły, ale to wciąż... Bertie. Wczorajsza randka też nieco namieszała jej w głowie, miała dużo, zdecydowanie ZA DUŻO rozmyślań w tym temacie.

Dlatego też wyszła z willi Botta i teleportowała się nad morze, a konkretnie na najwyższy z klifów, taki, przy którym strach siedzieć, bo mózg wyprawia różne fikołki z tego tytułu. Zachęca do skoku, albo zamraża ciało w przerażeniu. Wzięła ze sobą kilka rzeczy - przede wszystkim miotłę, na wypadek gdyby jednak posłuchała podszeptu i skoczyła, ale też szkicownik i akwarele, które dostała od Peregrinusa. Patrząc na eleganckie pudełko, wspominając papierosowy zapach swojego przyjaciela, topiła się we własnych myślach jak w pijackich wymiocinach. Ledwie wyszła, a świat zalał ją feerią barw i nie wiedziała już kim jest i czego chce. Zupełnie tak jak jej powiedział. Na horyzoncie wciąż nie pojawił się król mieczy, pozostawała rozdarta, wgapiona w siedem kielichów. Wgapiona w pustą kartkę.

Ostatecznie uciekła do przeszłości, a dłoń szybko naszkicowała dwa ptaki. Kruki miały dzioby zwrócone w dwie strony, dodawała kwiaty, do kompozycji pasował jej też księżyc. Tak... pognębmy się bardziej, jedynym związkiem który kiedykolwiek wydawał się jej wart więcej niż garść knutów. Wiatr szarpał jej włosami, pilnowała bardzo by łzy jak grochy nie spadły na papier. Był odpowiednio gruby, dostosowany do wodnych farb, ale przecież nie chciała niszczyć szkicu, bez względu na to jakiej jakości był...

Zapamiętała w akcie twórczym nawet nie zauważyła chwili, w której przestała być nad urwiskiem sama.

Rzemiosło 0 – ćwiczę rysunek
Rzut T 1d100 - 25
Akcja nieudana

Rzut T 1d100 - 81
Sukces!
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#2
22.06.2024, 17:50  ✶  
Po wydarzeniach na Lammas Charlie potrzebował przerwy. Niezbyt długiej, bo chciał jedynie uporządkować myśli, zastanowić się, co dalej, a także poszukać sposobu na skuteczne przeproszenie wujka za stres i problemy, jakie mu sprawił. Musiał zejść rodzinie z oczu, więc mógł wybrać tylko miejsce gdziekolwiek poza Londynem. Mugolskie miejscowości go nie interesowały, zaś w Hogsmeade był zbyt wiele razy wcześniej, by dalej je doceniać. Jedynym, ostatnim wyborem okazała się być Dolina Godryka.

Spacerując po obrzeżach jednego z miasteczek, nieopodal siedziby rodu Gaunt, Charlie natrafił na krzaczek niepozornych, ale ładnych kwiatków. Zasępił się przy nim na moment i doszedł do pewnych wniosków.

Po pierwsze, jest samotny.

Po drugie, niekochany.

Po trzecie, najlepiej byłoby, gdyby zniknął.

Wuj i ojciec użyli wobec niego słów, które wprost miały mu wskazać drogę: miał wypierdalać. Z Lammas, z domu, z ich życia! I chociaż ojciec później rozmawiał z nim już grzeczniej, to czy nie zrobił tego tylko dlatego, że wszystkie oczy były skierowane na nich? Nie interesowało go to, co miał do powiedzenia Charlie. Ratował własny wizerunek. Wizerunek Roberta.

Synowie nigdy nie liczyli się dla ojca, nie po tym, jak dzieci zabiły jego żonę.

Charles ruszył przed siebie. Nie miał pojęcia, gdzie idzie, ale wiedział, że gdzieś dotrzeć musiał. W jego głowie kotłowało się milion myśli, a jedna była gorsza od drugiej. Napędzany widmem samotności, gdy opuszcza go nawet jego własna rodzina, dotarł na... klif. Jeśli to nie był znak, to co? Los go tu przywiał, by skończył ze sobą i uwolnił świat od swojego nędznego jestestwa. W środku czuł przeraźliwe zimno, ale przecież i to miało za chwilę ustać. Krawędź znajdowała się tuż, tuż, parę kroków dalej i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ta przeklęta woda u podnóża klifu! Tylko strach przed nią hamował jego kroki, jednak zbliżał się tam, powoli. Musiał przezwyciężyć strach i zrobić światu przysługę.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#3
25.06.2024, 22:23  ✶  
Kiedyś chciała się tym bawić. Zaklinanie obrazów. To byłoby fantastyczne, móc podbić ich wartość w ten sposób, przekazać co prawdziwie się chciało przekazać. Emocje skryte gdzieś pod czarną strzechą, lęki, obawy, pragnienia. Móc zmusić ludzi, żeby na krótki moment poczuli się jak ona. Tak ekstatycznie, tak beznadziejnie, tak rozpaczliwie. Te wszystkie stany kotłowały się w niej i domagały głosu. Posłuchu. P u b l i c z n o ś c i. Ale nie wiedziała jak to się robi, nie była pewna czy pamięta, czy chociaż raz jej się udało w przeszłości. Myślała o tęsknocie, o bólu, odrzuceniu, myślała o tlącej się w piersi nadziei na to, że kiedyś jeszcze obie będą się z tego śmiały, że będą wspominać tylko to co dobre i piękne między nimi, myślała o zaklęciu, w którym to wszystko powinno się skłębić, o splocie, który powinien wysmyknąć się z trzymanej różdżki i dotknąć kruczych piór...

Miał pecha, ot co! Bo Milldred była zajęta zaklinaniem, a on cierpieniem, więc nic nie stało im wzajem na przeszkodzie. Przeszedł obok. Klif czekał, myśli doprawione kwiatem buzowały, a ona zobaczyła go chwile przed tym gdy zamiast się zatrzymać, zrobił krok w przód.

.

.

.

.

Pęd powietrza był dławiący oddech. Przed oczyma samobójcy roztaczała się spieniona toń, fale rozbijały się o białą skałę Dover. Leciał. Samotny, bo tak to było ze śmiercią, że umierało się zawsze w samotności, bez względu na to iloma osobami wypełnione było życie.

Była jak kruk, o złocistych oczach wpatrzonych w ofiarę. Gnała za nim, uda odruchowo zacisnęły się żelaznym chwytem na miotle, której tam nie było, ciało nawykiem ułożyło się aerodynamicznie, by dopaść znicz przed wszystkimi, by dopaść... Palce zacisnęły się na kostce mężczyzny żelaznym, desperackim chwytem. W drugiej ręce różdżka świsnęła iskrą teleportacji.

.

Leżeli na trawie, wiatr dął nad nimi, przerzucając niespiesznie strony w szkicowniku. Nieznajomy mężczyzna czuł cały czas uchwyt na kostce, jak magiczne kajdana zbyt ciasne, by stopa przetrwała długi czas w tej niewoli. A potem do jego uszu dobiegł śmiech, śmiech ulgi radości, śmiech szaleńczy, śmiech kogoś kto by powiedział:

– KURWAAAAA! Zajebisteeeeee! Zróbmy to JESZCZE RAZ! – Niewielka istota, o rozwianych kruczoczarnych włosach dźwignęła się na kolana, łaskawie wypuszczając jego kostkę. Oddychała płytkim, rwanym oddechem, wciąż śmiejąc się histerycznie. Jej karminowy sweter odcinał się mocno na tle zieleni okolicy, nie bardziej niż miodowe oczy osadzone na szczupłej, bladej twarzy. – Ale tym razem z miotłą, bo Brenna by mnie totalnie ZAJEBAŁA jakby się dowiedziała co tu zrobiliśmy, ja pierdole – odgarnęła część kosmyków z twarzy lustrując nieznajomego. – Nawiałeś z Lecznicy Dusz? Nie kojarzę Cię...
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#4
26.06.2024, 20:33  ✶  
To nie była łatwa decyzja, lecz Charles wiedział, że będzie najlepszą. Ba, to będzie najlepsza rzecz, jaką zrobił w życiu, kiedykolwiek! Zrzuci ciężar odpowiedzialności z ojca. Zrobi ostatni krok, który będzie zwieńczeniem wszystkich jego porażek i wszystkich rozczarowań, jakich przysporzył rodzinie. Plany zostania aurorem, które spełzły na niczym. Chęć pomocy wujowi w rodzinnym interesie, będąca tylko kolejnym powodem do wstydu... po drugiej stronie może przynajmniej spotka matkę. Czy matka na niego czekała? Czy również wyprze się Charlesa, pośmiewiska wśród Mulciberów?

Zamknął oczy i postąpił krok do przodu. Grunt uciekł spod jego stóp, a pęd powietrza wdarł się we włosy, pod ubranie. Nim Charlie spostrzegł, spadał już głową w dół, w lodowatą otchłań morza. Bał się, ale to nie miało znaczenia. Nie było już odwrotu.

Tego dnia musiał czuwać nad nim jeden z nieco bardziej złośliwych bogów, ten, który nie pozwolił, by osoba Charliego zanurzyła się w morskich odmętach. Ucisk na kostce, błysk zaklęcia i na powrót trawa pod plecami. Śmierć nie nadeszła. Matka na niego nie czekała.

Potrzebował momentu, by skupić się na istotce, która tak niecodziennie śmiała się obok niego. Rozczarowanie zmieszało się ze zdezorientowaniem.

- Co? - Wydusił z siebie. - Co? Co? Ja... ja nie potrafię się nawet zabić?

Uniósł dłonie, jakby w nich leżała odpowiedź na to pytanie. Nie było tam jednak niczego prócz plam z ziemi i trawy.

- Ja chciałem... - Dukał, nie wiedząc do końca, co chce przekazać. - Ja miałem...

Łzy popłynęły same. To nie był dobry dzień! Może rzeczywiście powinien udać się do Lecznicy Dusz?
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#5
01.07.2024, 16:26  ✶  
Jej towarzystwo właśnie stało się rozpłaszczonym, rozciapcianym naleśniczkiem i to nie z tego powodu, który najwidoczniej sobie zamierzyło. Emocjonalne dno, Mildred na pamięć i od tyłu potrafiła przywołać wszystkie niezbędne elementy tego żałosnego stanu, samej przechodząc go zbyt często.

– Ojojoj, bo Ty chciałeś się zabić? – jak zdziczała dziewczynka wychowana przez wilki podsunęła się do Charlesa przyglądając się jego pięknej, młodej twarzy, obecnie zaczerwienionej i zasmarkanej. Samotnej. Nieszczęśliwej. Na swój sposób tak cudnie prawdziwej, prawdziwszej niż wszystkie przyklejone uśmiechy na wczorajszym czyściuchowym weselisku. Była w nim nęcąca prawda odczuć. Ani przez moment nie przyszło jej do głowy, że te odczucia nie były prawdziwe, że były tylko pokłosiem rośliny, która za mocno odbiła się na czakrach nieszczęśnia.

Poczuł, że jest blisko. Słodki zapach lukru pączków, które jadła na śniadanie, świeżość wiatru i unoszący się wiatr wysycony ozonem szarpiący czarne włosy. On był szalony tylko dziś. Ona? Całe życie.
– A nie myślałeś o wannie? – zapytała cichutko, delikatnie głaszcząc drobną dłonią ubrudzoną grafitem jego policzek, rozcierając czerń i łzy, znacząc go. – W Lecznicy nie ma wanny, ale gdzieś jakąś znajdziesz na pewno. Tylko pamiętaj woda musi być ciepła, wtedy to będzie tak jakbyś zasypiał. – druga dłoń opadła mu na nadgarstek gdy przysunęła się doń blisko, zdecydowanie za blisko jak na relację dwójki nieznajomych. – W poprzek dla kokieterii, a wzdłuż... – Palce ześlizgnęły się znacząc linię nadgarstka zgodnie ze słowami, a potem ostry paznokieć przejechał od śródręcza wzdłuż do przedramienia tak dalece jak pozwalała jej na to koszula. Pod koniec już niemal szeptała mu instrukcję wprost do ucha. – dla efektywności. – Ciepły oddech łaskotał ucho, a potem gwałtownie Millie podniosła się i strzepnęła niewidzialny bród z ud.

– Ok, chcesz się zajebać, no to robimy dogryweczkę. Złap mnie za rękę – uśmiechnęła się szeroko wyciągając do niego dłoń. Klif czekał, a ona była wołaniem pustki, jej heroldem niosącym ciemność i zapomnienie.
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#6
01.07.2024, 17:51  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 01.07.2024, 18:02 przez Charles Mulciber.)  
Charlie był zasmarkanym, czerwonym na twarzy, rozmemłanym naleśnikiem, który nie potrafił zabić się nawet skacząc z klifu. Kolejnego dnia z pewnością będzie mu wstyd, nie tylko przez swój stan, ale też przez brak skuteczności w tak prostym zadaniu. Chociaż jego rozpacz nie była natrualna, to była dla jego jak najbardziej prawdziwa.

Kiedy dziewczyna zbliżyła się, przechylił się ku niej, by móc wytrzeć łzy w jej ubranie. Stała się jego ostoją, jedynym pewnym elementem jego istnienia, pochłoniętego przez samotność. Nigdy nie sądził, że jego śmierć będzie pachnieć pączkami.

- Nie mam wanny! - Jęknął, zaciskając dłonie na materiale jej ubrania. Lgnął do dłoni Millie, nie mając pojęcia o węglu rosmazywanym na policzku. Nie miał on żadnego znaczenia. - Chcę... Chcę zasnąć. - Zakrztusił się łzami. - Nikt nie będzie za mną tęsknił. Jestem sam.

Nie opierał się, gdy dziewczyna zgarnęła jego rękę, by pokazać odpowiedni sposób. Pokiwał głową. Zapamięta, choć przecież i tak zamierzał zaraz umrzeć! Nie odsuwał się i nie unikał bliskości, wręcz przeciwnie, sam jej szukał. Sam chciał być jak najbliżej, by wypełnić pustkę w sercu. Zachęcony, wstał, dając się prowadzić ku swojej śmierci. Jej radość na myśl o skoku z klifu kazała mu zatrzymać się na moment.

- Kim jesteś? Nie musisz... Nie musisz ze mną skakać. Na pewno kogoś masz. Ktoś będzie tęsknił. - Zmartwił się o koleżankę. Stojąc ramię w ramię, na krawędzi, nie mógł myśleć tylko o siebie. Fale u dołu klifu miały być jego wybawieniem. Skupił się na Millie, otarł twarz przedramieniem. - Mogę... Mogę poszukać wanny. Wzdłuż, dla efektywności. - Załkał, udowadniając, że zapamiętał lekcję.- Dlaczego chcesz umrzeć?
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#7
03.07.2024, 15:54  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.07.2024, 15:56 przez Millie Moody.)  
Był rozkosznie mazgajowaty, kiedy tak tulił się do jej ręki jak skopany przez przechodniów szczeniaczek. Nie żeby był w jej typie (jeśli można było mówić o jej typie), bo patrząc na statystyki jej "randek" lubiła spotykać się z bucowatymi czyściuchami traktującymi ją jak ściera z powodu urodzenia i zawodu, głównie po to, by nimi jak ścierą szorować - ku obopólnemu zadowoleniu - podłogę.

– Lubię skakać, to zajebiste uczucie, jak nie możesz oddychać przez moment – wzruszyła ramionami. To pierwszy raz? Bynajmniej.

Ale teraz sama była we wrażliwości, w końcu uwolniona, w końcu czująca wiatr w skrzydłach. Przesunęła rękę głębiej, na głowę między gęste kosmyki brązowych włosów, głównie po to by ściągnąć ów głowę w dół, na swoje uda. Jej to pomagało. Ona lubiła, gdy palce masowały skalp, gdy mogła skupić się tylko na dotyku.

– Brat mi zabronił umierać. – Powiedziała absolutnie szczerze, a ramiona zadrżały na wspomnienie tego momentu gdy urodziła się dla świata po raz trzeci. Pierwszy z łona matki, drugi po piorunie, trzeci teraz... po wizycie w czerni i szarości. Wzdrygnęła się, ale chwile potem znów rozluźniła i skupiła na cichej pieszczocie małego pieska. Ciekawe czy adoptowali by go w Warowni? Lubili tam psy.

– Nie jesteś sam debilu. Siedzisz tu ze mną przecież – dodała po chwili zastanowienia, prychając pogodnie, choć chronologia jego stwierdzeń i jej ripost została zaburzona. Millie myślała o tym co mu powiedzieć, no bo przecież nie chciała licytować się na to, kto ma gorzej. Dzisiaj nie miała ochotę na mierzenie się penisami. – Wiesz mogłabym zapytać karty. To straszne kurwie, punktujące to jak masz w życiu przejebane, ale też czasem potrafią być miłe, potrafią wskazać drogę. Bo wiesz panie piękny nieznajomy, jak już sięgnąłeś dna, to łatwiej się zaprzeć i od niego odbić. – palce zjechały na kark, drapiąc go delikatnie.
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#8
03.07.2024, 20:56  ✶  
Charlie nie pokazywał się ostanio kobietom od najlepszej strony. Brenna ratowała go z morza i wyglądał niewiele lepiej, niż teraz, Olivia oskarżała go o napaść i uciekła z jego objęć, gdy próbował ją ratować, zaś Millie... Millie widziała go teraz w totalnej nienaturalnej rozsypce. Gdyby poznała go w innych okolicznościach, może w ogóle nie zwróciłaby na niego uwagi. A może mogliby wpaść sobie w ramiona w początku wielkiej, szalonej miłości?

- Skakać... Z klifu? - Dopytał, gdy problemy dziewczyny zaczęły przysłaniać jego własne. - Ty czasem po prostu skaczesz? Jak teraz?

Nie opierał się, gdy Millie zmusiła go do opuszczenia głowy na swoje uda. Wciąż rozrywany był żalem, smutkiem i samotnością, ale w takiej pozycji zrobiło mu się odrobinę lepiej. Objął dziewczynę i wcisnął twarz w jej brzuch, łzawiąc w jej bluzkę.

- Mojego taty to nie obchodzi, czy żyję, czy nie. - Zamarudził, a jego słowa były stłumione przez materiał. - Tak samo wuja. I brata, i siostrę. Jestem problemem! - Żalił się, chociaż pieszczoty Millie pomagały na zszargane nerwy. - Nawet ciocia nie mrugnie okiem, gdy dowie się o mojej śmierci... Karty powiedzą ci to samo! To przez te przeklęte świeczki! Słyszałaś już o tym, prawda? Nie jestem na dnie, jestem pod nim! Wszyscy wstydzą się mnie i tego, co zrobiłem... Powinienem umrzeć. Hej! Chcesz widzieć testrale? Teraz jest twoja szansa! - Zawołał głośno.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#9
07.07.2024, 23:27  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.07.2024, 23:30 przez Millie Moody.)  
– No kurwa jasne, że skaczę to świetna zabawa. Ale z miotłą fajniej, bo tak z samym skakaniem to jednak ostatecznie ryzyko, że Ci zaklęcie nie odpali. A jak masz miotłę to nawet możesz posmyrać witkami wodę, a jak fala Ci potem jebnie w twarz... Zobaczysz przy drugim razie, ale może... mm... może za chwile. – Entuzjazm zgasł wraz z łagodnością, jej dłoń nieprzerwanie przemierzała kosmyki włosów, palce delikatnie drapały skalp rozczesując smutne myśli.

Gdy opowiadał to jak #nikogo, jeśli chodzi o to czy jego życie jest ważne czy nie, kiwała głową ze zrozumieniem. No może Alastor by zauważył jakby umarła, ale z drugiej strony może właśnie lepiej jakby umarła, bo wtedy, nie musiałby mieć jej już na głowie. Śpiączka była straszna, podobnie jak jej niedyspozycja przez którą nie chcieli wypuścić jej z wariatkowa. Alastor gasł. Był coraz bardziej spięty, nieobecny myślami. Był czujny, czujniejszy, wietrzył spiski, niemal czekał aż Voldipoldi wskoczy przez okno i jebnie jej z avady w plecy. Tak sobie czasem myślała, gdy patrzyła w jego chmurne oblicze wodzące za nią wzrokiem. Nie chciała być ciężarem ale była.

– Luzuj pałkę, widze testrale, moja matka zdechła mi na rękach jak miałam osiem lat. – Zostawiła ją. A potem brat ją zostawił, gdy poszedł do tej jebanej szkoły. Zostawił ją w domu samą z nim. Wzdrygnęła się. Ten kutaz Black mówił, że ma jakąś nieprzepracowaną traumę z dziecinstwa, ale chuj mu do tego, podobnie z resztą jak łkającemu na jej rękach nieznajomemu. Zacisnęła usta i zabrała ręce gwałtownie.

– Dobra chuj, robimy to. Obiecałam innemu, że z nim się zajebie, jesteś kompletnie niepodobny do tamtego dupka, ale kurwa jebać to. – Wiatr szarpał notatnik, szkic dwóch kruków, jedynego wspomnienia, jedynej relacji, która zdawała jej się być udana. Zacisnęła zęby mocniej. Eden miała ją w dupie odkąd powiedziała tak temu dupkowi Lestrangowi, a może zawsze miała ją w dupie, tylko Moody była zbyt tępa, żeby przyjąć to do wiadomości. Może to wszystko było zemstą za to, że ściągnęła ją pewnego wieczoru ze szczytu wieży astronomicznej. Może.

Wściekle warknęła.

– No nie mogę kurwa z Tobą skoczyć, bo bratu obiecałam. – rzuciła z siebie gniewnie kopiąc trawę. – Pierdolone kurwa obietnice. Ja pieprze no. – westchnęła ciężko unosząc głowę w niebo, szukając jakiegoś pierdolonego omenu. Wróżenie z chmur było najlepsze. Zwłaszcza jak potem okazywało się, że tylko ona widziała niektóre kształty, które formowała rzeczywistość, jej rzeczywistość pieprzone pojebaństwo, upośledzone jasnowidzenie, którego nigdy nie miała doświadczyć.

Rzut Symbol 1d258 - 65
Insekt (drobne problemy do rozwiązania)


Zmrużyła oczy. Chmura chmurą, a jakby taka była jebana pełzająca ta meteorologiczna anomalia. Robale? Chwilowe problemy? To co on jej tu z jakimiś wielkimi arkanmi życiowymi wyskakiwał, pieprzony laluś. Złociste oczy opadły na niego nieoczekiwanie jak grom, pełne oskarżenia.

– Pierdolisz mi tu jakieś farmazony, Twoje życie nie jest aż tak chujowe. Czemu mi ściemniasz chujku? – warknęła ostrzegawczo, przechodząc z jednej emocji do drugiej jak jarmarczny kalejdoskopik z trzema szkiełkami na krzyż. Czerwone czerwone i czerwone. Jak gniew, jak krew, jak jej aura gorejąca mimo otumaniających ją eliksirów. Z resztą... czy pamiętała je dzisiaj rano zażyć?
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#10
10.07.2024, 18:21  ✶  
Charlie nie do końca rozumiał podejście Millie, ale hej! ona nie musiała rozumieć jego. Wszyscy byli na swój sposób ułomni, więc takie czy inne dziwactwo nie odchodziło od normy.

- Nie lubię mioteł. - Mruknął, pamiętając, że nigdy do końca nie udało mu się opanować tego środka transportu. Kiedy koledzy grali w quidditcha, on cieszył się, gdy miotła nie robiła niczego dziwnego w powietrzu. Nie każdy mógł być tak dobry, by grać w Kaniach z Karasjok. Latanie nad samą powierzchnią wody wydawało się jeszcze gorszym pomysłem, niż samo latanie! - N-nie, wolę bez miotły.

Informacja o testralach nieco go zaskoczyła. Czasem zapominał, że nie jest jedyną półsierotą na świecie i że inni czarodzieje i czarodziejki również tracili bliskich w różnych splotach wydarzeń. Ścisnął Millie mocniej, chcąc dodać otuchy tak jej, jak i sobie.

- Też nie mam mamy... - Jęknął ze szczerością małej sierotki. I pewnie jęczałby dalej, ale pieszczoty się skończyły. Czas było na akcję! Ale tak szybko, jak nadeszła propozycja, tak szybko została wycofana i Charles mógł tylko westchnąć. - Brat martwi się o ciebie. - Przypomniał jej. - Chciałbym, żeby mój brat tak się o mnie martwił...

Nie miał pojęcia o drobnych wróżbach dziewczyny, więc i oskarżenie nadeszło niespodziewanie.

- Nie jest? - Pozwolił sobie podważyć jej słowa, unosząc się lekko na ramieniu. Skoro przestała go głaskać, to mógł ją już puścić i iść do klifu. Nie podniósł się jednak jeszcze. - Jest! Wszystko ci powiedziałem! Na brodę Merlina... jeśli skoczę, to narobię im kolejnych problemów? Mogą mnie szukać? Millie, daj mi kartkę. Muszę napisać list.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Millie Moody (3567), Charles Mulciber (2590)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa