• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 9 Dalej »
[późny wieczór, 12/07/1972] Stara znajomość nie rdzewieje | Jessie & Menodora

[późny wieczór, 12/07/1972] Stara znajomość nie rdzewieje | Jessie & Menodora
Czarodziej
Less colours but still colorful
Średniego wzrostu (174 cm), lekko umięśniony. Włosy ma w kolorze ciemnego brązu, zazwyczaj schludnie ułożone, z opadającymi na oczy w barwie orzecha laskowego kosmykami. Nos ma lekko zadarty, na słońcu wychodzi mu te kilka piegów, zdobiących jego policzki.

Jessie Kelly
#1
24.06.2024, 12:21  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.07.2024, 22:25 przez Jessie Kelly.)  
Zadanie Miesiąca Równości 5/5

Dobrze było pielęgnować niektóre znajomości.

W czasach szkolnych, gdy największym problemem człowieka były niskie oceny, złośliwy nauczyciel, brak chłopaka lub dziewczyny, albo W co mam się dziś ubrać, żeby mnie nie wyśmiali?, nawiązywały się pierwsze poważne znajomości, czasami przyjaźnie, o których młodzi ludzie myśleli, że przetrwają koniec edukacji, wejście w dorosłe życie, rozłąkę i nagłą lawinę problemów i rozterek, które spadają na człowieka w momencie, gdy przekroczy próg magicznego świata, zwanego dorosłością.

Wtedy właśnie do młodego dorosłego docierało, jak nietrwałe były relacje rówieśnikami. Jak krótkotrwałe były te wielkie przyjaźnie, że pierwsze wielkie miłości były zaledwie zauroczeniem i chociaż na peronie w Londynie wylewało się morza łez, żegnając się ze szkolnymi znajomymi i obiecując im, że będziemy w kontakcie, kochana i że przyjaźń nigdy nie zniknie, to właśnie to przejście w dorosłość weryfikowało, które znajomości należało pielęgnować, a o których powinno się jak najszybciej zapomnieć.

To było naprawdę ciekawe, jak bardzo zmieniało się spojrzenie człowieka na wiele spraw, gdy musiał przestać myśleć, jak dziecko, a zacząć zachowywać się, jak dorosły.

W kawiarence, w której umówił się z Menodorą, było już niewielu klientów i na sali został już tylko jeden kelner, będący młodym chłopakiem. Może dorabiał sobie w czasie wakacji? A może dopiero skończył naukę w Hogwarcie i dopiero zaczynał swoją przygodę zawodową? W każdym razie chłopak dawał sobie radę już sam i nie musiał pędzić od stolika do stolika, potem do baru i z powrotem na salę, niosąc po kilka napoi na tacy i omal nie przewracając się o własne sznurówki. Późną porą atmosfera trochę się rozluźniła.

-Na brodę Merlina, a wyobraź sobie, jak wyglądałyby mecze Quidditcha, gdyby zamiast tłuczka, goniła cię zaczarowana Chińska Kąsająca Kapusta - powiedział, upijając łyk swojej kawy.

Rozmawiali na wiele tematów, ale oczywiście pojawił się również temat roślin. Nie było w tym nic dziwnego - oboje pałali sympatią do tej dziedziny, chociaż Menodora z całą pewnością większą.

Jako były pałkarz domowej drużyny Ravenclaw z pewnością chętnie posłałby takie "tłuczki" w stronę kilku osób.

Pamięć mogła Jaspera zwodzić, ale chyba nawet w ten sposób zaczęła się ich znajomość - poza oczywistym kojarzeniem swoich nazwisk, bo przecież uczyli się na tym samym roku - ale Menodora mogła nawet pomagać Jessiemu podczas zajęć. A może tylko mu się zdawało?

Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#2
26.06.2024, 03:27  ✶  
Była jedną z tych dziewczyn, które obiecywały swoim koleżankom na peronie, że będą w kontakcie. I trzeba było jej przyznać, że należała nawet do tych całkiem słownych, które początkowo starały się pisać listy w miarę regularnie. Ale nawet ją zweryfikowało życie. Brutalna rzeczywistość, która kładła się na jej życie długim cieniem w postaci Borginów. Ostatnią kroplą były chyba zeszłe wakacje, kiedy na korytarzami Munga spotkała się ze Stanleyem. Było coś takiego w całej jego osobie tamtego dnia, co prześladowało ją do tego dnia. Ale tak samo jak Dora potrafiła być przejęta rodziną swojej matki, tak samo była w stanie był absolutnie naiwna i beztroska.

Może dlatego właśnie siedziała dzisiaj w tej kawiarni z Jessiem, nie powiedziawszy wcześniej o tym Brennie i nie prosząc jej, by poprawiła jej twarz. Bo jak to tak, spotykać się ze znajomymi i patrzyć na nich obcymi oczami? Nie wypadało.

Właśnie próbowała dopić swoją herbatę, kiedy dotarła do niej tak kąsająca kapusta i prawie się zatchnęła. Prychnęła prosto w filiżankę, kaszlnęła i odchrząknęła na tyle dyskretnie, na ile tylko potrafiła.
- To byłoby okropne - westchnęła, wyraźnie tą wizją przejęta. Nigdy nie była przesadną fanką Quidditcha, głównie dlatego jak brutalna potrafiła to być gra. Niby jak każdy inny sport i były te całe zasady fair-play ale w końcu tłuczkami celowało się specjalnie w innych graczy a upadek z miotły nigdy nie należał do najprzyjemniejszych. - Wszyscy nie dość, że poobijani, to jeszcze byliby cali pogryzieni. Latająca kąsająca kapusta, na Matkę - pokręciła głową. - Już z turlającą się jest okropny problem. Wiesz, w sumie zabawne że o niej wspominasz, bo jakiś czas temu posadziłam w ogródku własną i rośnie sobie całkiem ładnie. Nie mogę się doczekać aż już dojrzeje... Chociaż jak tak teraz to mówię to nie wiem czy nie wypadałoby nałożyć lepsze zaklęcia na płot. Jeszcze by się z psami pogryzła.


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Czarodziej
Less colours but still colorful
Średniego wzrostu (174 cm), lekko umięśniony. Włosy ma w kolorze ciemnego brązu, zazwyczaj schludnie ułożone, z opadającymi na oczy w barwie orzecha laskowego kosmykami. Nos ma lekko zadarty, na słońcu wychodzi mu te kilka piegów, zdobiących jego policzki.

Jessie Kelly
#3
26.06.2024, 10:51  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 26.06.2024, 14:50 przez Jessie Kelly.)  

Dla niego wizja grania w drużynie Quidditcha, kiedy trzeba by posyłać w innych graczy, albo uciekać nie przed zaczarowaną, wściekłą kulą, której jedynym sensem istnienia i "życiową" misją było połamanie jak największej ilości kości, a przed zaczarowanymi główkami gryzącej kapusty, była całkiem zabawna. Dodałoby to koloru całej rozgrywce, a może i niektórzy nauczyliby się lepiej celować, a inni zwracać większą uwagę na to, co działo się wokół nich? Mogłoby to polepszyć percepcję, więc czy byłby to aż tak zły pomysł?

Z drugiej strony, Menodora miała tutaj słuszność. Co innego złamana kość, a co innego wściekły gryzak, który zrzuci cię z miotły i nadal będzie się na ciebie rzucał. No cóż, każdy pomysł miał swoje mocne i słabe strony. Oczywiście, nikt nie planował rewolucji Quidditcha i następne drużyny, które wejdą na boisko podczas Międzynarodowych Rozgrywek, wciąż będą uciekały przed tłuczkami, nie główkami kapusty. Była to jedynie przelotna myśl Jessiego, a ta spotkała się z trochę inną reakcją, niż się spodziewał. Spodziewał się raczej, że Menodora uzna to za żart, albo zgani go za głupie pomysły i równie dyskretnie, co ona kaszlnęła, on podsunął jej chusteczkę, gdyby jej potrzebowała.

-Z pewnością trzeba by tę reformę mocno przemyśleć i zapewne ulepszyć ochraniacze dla graczy, ale nie sądzisz, że w sumie mogłoby to wyjść komuś na dobre? Ile osób miało złamane kości od uderzenia tłuczka? - ile takich tłuczków on sam w kogoś posłał? -Z pewnością trzeba by mieć oczy dookoła głowy podczas meczu. Niektórym polepszyłaby się percepcja... Oczywiście, to tylko żart.

Zaśmiał się cicho na wieść, że ta właśnie roślina, które była zbyt brutalna do Quidditcha, zasiana została właśnie w ogródku Menodory.

-Z pewnością będziesz mogła czuć się dzięki niej bezpieczniej - cóż, czasy nie były kolorowe. -Chociaż, czy taka kapustka wiedziałaby, którego z gości gryźć, a któremu pozwolić wejść? Sam chętnie posadziłbym kilka główek przed drzwiami domu, ale nie chciałbym, żeby pogryzła moją mamę, Ritę albo wujków. To byłoby całkiem ciekawe, gdyby można było wytresować taką kapustkę, nie uważasz?

Ostatnia para poza nimi, która zajmowała stolik na sali, właśnie zabrała swoje rzeczy, uregulowała swój rachunek i opuściła kawiarnię, sugerując po minie młodego kelnera, zostawiając za sobą napiwek, może całkiem spory. Menodora i Jessie byli ostatnimi klientami, a według stojącego pod jedną ze ścian zegar, minuty dzieliły ich od godziny, w której kawiarnia miała zostać zamknięta.

-Wygląda na to, że powinniśmy się już zbierać - nie musieli jeszcze się rozdzielać, ale z kawiarnię musieli, niestety, opuścić. -Za chwilkę wrócę.

Młody kelner przywołał na twarzy uśmiech, widząc, że ostatni klient zbliża się do niego. Szybko uregulowali rachunek, pojawił się nawet napiwek i Jessie wrócił do Menodory.

-Jeżeli czas cię nie nagli, proponuję spacer. Pokątna nie jest tą samą ulicą, kiedy jest pusta - powiedział, nakładając swój płaszcz i pomagając Monodorze nałożyć jej okrycie.

Wyszli z kawiarni, życząc jeszcze pracującej obsłudze miłej nocy, i jeżeli Monodora zgodziła się na spacer, mogli przejść się wzdłuż jednej z uliczek, tak cichych i spokojnych, jak nigdy nie mogła być za dnia.

-A skoro wspomniałaś już o psach, to właściwie chciałbym poprosić cię o poradę. Bo nie mo- - pytanie urwał w połowie słowa, bo w oczy rzuciło mu się coś, co w oczy rzucić się nie powinno.

Niedaleko nich, w jednej z mniejszych uliczek, coś się poruszało. W słabym świetle ciężko było od razu stwierdzić, co to było, ale to coś się poruszało. I trochę za bardzo przypominało kształtem ludzi.

-Poczekaj tu - powiedział do Menodory. -Sprawdzę, co tam się dzieje.

Oby to nie było nic poważnego, pomyślał, zbliżając się do niepokojącego kształtu, różdżkę trzymając w gotowości.

Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#4
05.07.2024, 00:07  ✶  
Uśmiechnęła się do niego dobrotliwie, przyjmując podaną chusteczkę. Była prostą dziewczyną, czasem aż zanadto i żarty o robieniu komuś krzywdy rzadko kiedy się pod jej adresem sprawdzały. Rozumiała koncept tego, co jej podsuwał Jessie, oczywiście, ale w pierwszym odruchu zwyczajnie pobiegła myślami nie w te stronę w którą powinna.
- Oh... przepraszam - rzuciła, troszeczkę może zawstydzona, kiedy jednocześnie przecierała chusteczką usta, a potem i filiżankę. Szybko jednak na jej twarzy na nowo zagościł delikatny, typowy dla niej uśmiech. - Jestem przekonana, że przy odrobinie dobrej woli dałoby się ją odpowiednio oswoić. W sumie skoro Greengrasowie są w stanie porozumiewać się z Knieją, to może istnieje jakaś furtka do komunikacji z magiczną florą w ogólnym tego słowa znaczeniu - ta odrobina dobrej woli sprawiła, że już parę razy została pogryziona, posiniaczona, całkowicie spętana przez hodowane rośliny i wiele, wiele innych. Ewidentnie stała po coś innego w kolejce u Matki, kiedy rozdawali instynkt samozachowawczy.

Dopiła ostatni łyk, kiedy Kelly przeprosił ją na chwilę i oddalił się od stolika, gotowy uregulować rachunek. Sama zebrała swoje rzeczy, przerzuciła torebkę przez ramię i już była zwarta i gotowa do wyjścia.
- Spacer? Czytasz mi w myślach - uśmiechnęła się do niego wesoło. Lipiec był gorącym miesiącem, więc nie miała ze sobą niczego oprócz lekkiego, cieniutkiego sweterka, który wzięła chyba tylko dla spokoju ducha i teraz siedział gdzieś w odmętach magicznie powiększonego wnętrza torebki. - Wieczór jest taki ładny, że grzechem byłoby nie skorzystać. Chodźmy - i wyszli, udając się wzdłuż jednej z pobliskich uliczek.

- Wiesz, słyszałam takie opowieści, że jeśli ktoś znajdzie się na Pokątnej o trzeciej nad ranem to istnieje szansa, że nawiedzi go tajemnicza postać... - zniżyła odrobinę głos, rozglądając się po wzniesionych dookoła kamienicach. W nocy i blasku latarni wydawały się o wiele wyższe, a ich dachy zwyczajnie stapiały się z ciemnym niebem. - Nie bywam w Londynie na tyle, by samej to testować, a teraz jest zwyczajnie za wcześnie, ale... podobno to jak spotkać sen na jawie. Jeden z tych nieprzyjemnych - mówiła, ale raczej bez większego celu, niekoniecznie chcąc znaleźć w zaczepienie, co opowiedzieć mu jakąś tam historie o której przypomniał jej otaczający ich krajobraz. Kiedy Londyn był tak skąpany w mroku, nie dziwiła się jak niestworzone legendy krążyły po jego uliczkach.

- Hmm? - mruknęła, z zainteresowaniem przenosząc spojrzenie na niego, kiedy zaczął mówić o psach, ale urwał nagle. Przez moment patrzyła na niego, aż wreszcie podążyła za jego wzrokiem, natrafiając wreszcie na ruch w bocznej uliczce. Zatrzymała się w miejscu, bo przecież jeszcze przez chwilą plotła jakieś głupotki o tym Latarniku co o nim ktoś tam szeptał, a ktoś inny mówił, że mu się to tylko wydawało. Która w ogóle była godzina? Ale szybko uświadomiła sobie, że którakolwiek by nie była, najpewniej była to jej paranoja. - Uważaj... - rzuciła za Jessiem, trochę za późno, bo ten był już parę metrów dalej. - Na siebie. - dodała cicho, przestępując z nogi na nogę. Wreszcie jednak ruszyła do przodu. Trochę wolniej niż on, trochę z ociąganiem, pewna że to na pewno było nic i zaraz ruszą dalej.

Cokolwiek czaiło się w zacienionym zaułku i zwróciło uwagę młodego mężczyzny, z każdym kolejnym krokiem zyskiwało na znajomych kształtach, okazując się wreszcie splecioną w uścisku parą. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Drugi pozwolił oszacować, że coś było chyba nie tak, bo tak jak jedna z osób stała pewnie na nogach, tak druga zdawała się wręcz słaniać na nogach, w całości wspierając na swoim towarzyszu.


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Czarodziej
Less colours but still colorful
Średniego wzrostu (174 cm), lekko umięśniony. Włosy ma w kolorze ciemnego brązu, zazwyczaj schludnie ułożone, z opadającymi na oczy w barwie orzecha laskowego kosmykami. Nos ma lekko zadarty, na słońcu wychodzi mu te kilka piegów, zdobiących jego policzki.

Jessie Kelly
#5
05.07.2024, 21:47  ✶  

Zaśmiał się cicho i pokręcił lekko głową, bo przeprosiny nie były tu potrzebne. To raczej on powinien przeprosić, bo przecież gdyby nie ciągnął tego tematu, chusteczka nie byłaby teraz potrzebna. No ale nic wielkiego się przecież nie stało, prawda?

-To mógłby być przełom w zielarstwie, taka tresowana kapustka. Myślę, czy nie zapytać o to któregoś Sprouta - oni z pewnością mogliby odpowiedzieć na to pytanie, a jeśli nie, to z pewnością by ich to zaintrygowało i może nawet pomogliby przy eksperymencie. A w następnym wydaniu Proroka Codziennego przeczytaliby artykuł, jak to wytresowana kapustka uchroniła kogoś tam ważnego przed atakiem jakiegoś wroga, kąsając jedynie tych, którzy ważniakowi źle życzyli.

Spacer zawsze był dobrym pomysłem, gdy wszystkie inne nie miały szansy powodzenia, a nie chciało się rozstawać z osobą, którą zaprosiło się na spotkanie. Wieczór okazał się o wiele cieplejszy, niż Jessie się spodziewał i w sumie niepotrzebnie brał płaszcz. Na szczęście był on dość lekki, więc temperatura wyższa, niż ta spodziewana, nie była aż tak wielkim problemem.

-Naprawdę? Hm, chyba będę musiał wybrać się tu któregoś razu o trzeciej nad ranem, bo brzmi to naprawdę intrygująco. Nie masz się jednak o co martwić, bo z całą pewnością nie ma jeszcze trzeciej nad ranem.

Sam taki spacer, o tej specyficznej porze, wzdłuż pustych uliczek Pokątnej, a zwłaszcza w pobliżu Nokturnu, podczas którego istniała szansa spotkania tajemniczej postaci, mógł wydawać się intrygujący, może trochę niepokojąco, ale z pewnością wywołujący dreszczyk emocji, ale z pewnością nie byłby to dobry pomysł na spędzenie z dobrymi znajomymi ze szkoły. Kto wie, co mogłoby się wtedy stać?

I właśnie w tamtym momencie, gdy Jessie chciał poprosić Menodorę o radę, jak oduczyć psa podgryzania roślinek (może to był taki okres buntu Benjiego?), jego uwagę zwróciło coś, co dziać się mogło tylko nocą, w zaciszu bocznych uliczek.

Zdecydowanie wolałby, by Menodora za nim nie szła, w razie, gdyby tym kształtem, czającym się w cieniu, była jakaś niebezpieczna istota, ale może dobrym posunięciem z jej strony było, że jednak nie oddalała się od niego? W końcu kto wie, czy coś innego nie czai się po drugiej stronie i tylko czeka, aż młoda dziewczyna zostanie sama...

Z wyciągniętą różdżką zbliżał się powoli do poruszającego się dziwnie kształtu i kiedy z końca jego różdżki zalśniło piękne Lumos, Jessie niemal poczuł, jak z jego twarzy spłynęła cała krew.

Tym kształtem, który zaniepokoił chłopaka, była para. Mężczyzna i kobieta, spleceni w uścisku, który stawał się tym bardziej niepokojący, im dłużej się tej parze przyglądało. Kobieta, niby stojąca na własnych nogach, na wysokich szpilkach, niemal wyślizgiwała się z ramion młodzieńca, który ją obejmował. Jej ramiona zwisały bezwładnie wzdłuż ciała, długie włosy w kolorze intensywnej czerni poruszały się lekko na wietrze, proste i lśniące.

Jej partner wtulał twarz w zagłębienie jej szyi i może nawet wyglądałoby to na tragiczną scenę kochanków, gdyby nie obrzydliwe dźwięki siorbania, które wydobywały się właśnie z okolic szyi kobiety. I kiedy magiczne światło rozwiało częściowo ciemność, młodzieniec oderwał się od szyi kobiety.


Wampir.


Blady, jasnowłosy, z jarzącymi się czerwienią oczami i pokrytymi gorącą jeszcze krwią kłami, i ustami. Ciemnoczerwona stróżka potoczyła się powoli z kącika jego ust.

Był młody. Gdyby był człowiekiem, mógłby być zaledwie kilka lat starszy od Jaspera i Menodory.

-J-ja.. Ja to wszystko wyjaśnię - odezwał się powoli, ochryple. -To... To nie to... Na co wygląda...

-Ty... Ty właśnie... - Jessie poczuł, jak jego żołądek wywrócił się na prawą stronę, gotowy przy tym wyrzucić z siebie całą swoją zawartość.

Ten wampir przed chwilą ssał jakąś kobietę. Tego nie da się odzobaczyć.

-Odsuń się od niej - powiedział oschle Jessie, celując różdżką w wampira.

Wampir powoli posadził kobietę pod ścianą, ledwo przytomną, i równie powoli podniósł się, unosząc ręce.

-Proszę - mówił dalej, tym razem patrząc na Menodorę. -Byłem... Tak strasznie głodny... Ta kobieta... Ona się zgodziła... Przysięgam...

Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#6
18.07.2024, 04:30  ✶  
Dora nigdy nie miała zbyt wielu okazji, żeby spacerować sobie wieczorną porą po Londynie, a co dopiero w nocy, ale tak jak dostrzegała pewien charakterystyczny urok w oświetlonych światłem latarni uliczkach, tak jakaś jej część z nadzwyczajną wręcz łatwością była w stanie stwierdzić, że wolała Dolinę. Dolina była bezpieczna, zawsze uważana przez nią za niezdolną do naruszenia przystań. Jednak to, co faktycznie do Crawley przemawiało, to była bliskość natury. Tę o wiele łatwiej było wyczuć w niewielkiej mieścinie, gdzie pełno było sadów, a całość otaczała szczelnym wieńcem Knieja.

Spoglądając przez ramię Jessiego, nieco nieśmiało i niepewnie, w pierwszej chwili pomyślała, że niechcący zdarzyło im się najść parę kochanków i czym prędzej powinni przeprosić i ruszyć w swoją stronę. Zdążyła nawet poczuć, jak policzki pieką ją z zażenowania, bo kto niby chciał wciskać się ludziom na trzeciego do tego typu czynności?

Ale potem Dora zmrużyła oczy, kiedy drobne elementy całej scenki pobudziły jej czujność. Bezwładność kobiety, niepokojące dźwięki, a w końcu i zbolała mina wampira. Wampira? Dziewczyna zrobiła pół kroku w tył, wyraźnie skonsternowana tym odkryciem, przez moment zastanawiając się czy dobrze widzi. Ale wzrok jej nie mylił, kiedy dopatrzyła się czerwonawej stróżki na szyi omdlewającej kobiety.

To było dziwne uczucie, kiedy strach zaciskał się jej na gardle, a niepewność przytwierdziła jej stopy do ziemi. Przecież nie takie rzeczy już w życiu widziała. Ba, miała już za sobą spotkania z chociażby inferiusami, ale wampir? Ktoś, kto sumiennie nastawał na życie innych, robiąc im krzywdę w taki czy inny sposób, zawsze zdawał się wywierać na niej większe wrażenie niż stworzenia, które swojej natury pozostawały nieświadome.

Drgnęła, kiedy mężczyzna postanowił spojrzeć na nią. W jego wcześniejszych gestach, kiedy sadowił swoją partnerkę pod ścianą, była nawet pewna delikatność, ale nawet ta nie wybaczała tego, czego właśnie się dopuszczał. Crawley przesunęła się wreszcie, wychodząc zza Jaspera i ostrożnie kucając obok nieprzytomnej. Ostrożnie, jakby nie chcąc spłoszyć wampira i w pierwszym odruchu łapiąc dziewczynę za nadgarstek, chcąc sprawdzić jej puls. Ten dało się wyczuć, chociaż był słaby.
- Hej, słyszysz mnie? - zapytała miękko, delikatnie klepiąc ją po policzku, ale ta tylko wymruczała jakieś pół słowa, ledwo słyszalnie i odwróciła twarz. - Zgodziła czy nie, nawet nie może ustać na nogach sama - rzuciła wreszcie, dziwnie szorstko i nienaturalnie dla niej, świdrując wampira spojrzeniem. Tak samo jak bywała naiwna, tak w tym momencie coś buntowało się w niej na myśl o tym, że mogłaby mu tak zwyczajnie uwierzyć.

- Proszę, nie... nie mówcie nikomu... Nie ma potrzeby nikomu tego zgłaszać... - rzucił mężczyzna, wręcz rozpaczliwie, wciąż stojąc z uniesionymi rękoma i spoglądając to na Dorę, to na Jessiego. - Rano.. rano obudzi się i nic jej nie będzie. Przysięgam... - próbował dalej przekonać ich do swojego, a z każdym jego słowem Crawley próbowała lepiej zapamiętać jego twarz, żeby jak najlepiej móc opisać go następnego dnia Brennie.

- Jest słaba, powinna jak najszybciej trafić do szpitala... - powiedziała wreszcie, przenosząc spojrzenie na Kelly'ego, nagle mówiąc już o wiele łagodniej. Może też zwyczajnie sugestywnie, bo chciała mieć jak najmniej wspólnego z wampirem. W sumie jak szybko ktoś zareagowałby na zamieszanie o tej porze i wezwał kogoś z brygady uderzeniowej?


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Czarodziej
Less colours but still colorful
Średniego wzrostu (174 cm), lekko umięśniony. Włosy ma w kolorze ciemnego brązu, zazwyczaj schludnie ułożone, z opadającymi na oczy w barwie orzecha laskowego kosmykami. Nos ma lekko zadarty, na słońcu wychodzi mu te kilka piegów, zdobiących jego policzki.

Jessie Kelly
#7
18.07.2024, 18:13  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.07.2024, 18:18 przez Jessie Kelly.)  

Gdyby faktycznie była to para kochanków, która nie potrafiła oprzeć się swoim uczuciom, póki nie znajdą się w bezpiecznej ostoi swojej sypialni, z całą pewnością pewne dźwięki, charakterystyczne dla miłosnych aktywności, zatrzymałyby Jessiego, zanim jego obecność zepsułaby cały romantyzm, a on zobaczyłby coś, czego, może, zobaczyć nie chciał. I zanim Menodora zobaczyłaby coś, czego zobaczyć z pewnością by nie chciała, bo Jessie mógłby szybko do niej wrócić i zabrać jak najdalej od zakochanej pary, patrząc przy tym w zupełnie innym kierunku.

Nie była to jednak para kochanków. Jasne światło Lumosa, wydobywające się z końca cyprysowej różdżki Jaspera, rozświetliło uliczkę, odsłaniając przed światem drapieżnika i jego ofiarę, wampira i człowieka. Jessie na chwilę zerknął tylko na kobietę, pozbawioną zbyt dużej ilości krwi, by była w stanie się ruszyć, a nawet zachować przytomność, na Menodorę, w jednej chwili niepodobnie do siebie chłodnej, a w następnej znów zmartwionej i delikatnej, i znowu na wampira, błagającego o zrozumienie, o wyrozumiałość i współpracę.

-A ja myślę, że jednak jest taka potrzeba - powiedział Jessie, wciąż celując w młodego wampira różdżką. -Czy wszystko będzie z nią w porządku, to już powiedzą magomedycy w Mungu. A ciebie zabieramy do Ministerstwa.

Łatwiej było jednak powiedzieć, niż zrobić. Czarnowłosa dziewczyna potrzebowała jak najszybciej znaleźć się pod opieką lekarzy, jak powiedziała Dora, samej Jessie wolałby jej nie puszczać, a nie mógł przecież wydać wampirowi komendy "Zostań.", przenieść się z Dorą i drugą dziewczyną do Munga, oddać ją pod opiekę lekarzy i wrócić na Pokątną, by zabrać wampira do Ministerstwa. Już by go tam nie zobaczył. Nie mógł też sam się przenieść z wampirem do Ministerstwa, a potem wrócić do Menodory. Mogło to źle wpłynąć na dziewczynę. A nie mogli przecież tak po prostu puścić tego wampira wolno. Kto wie, czy nie będzie chciał się zemścić, albo czy nie zaatakuje kogoś innego?

Wampir jednak nie dał mu wielu opcji. Jessie znowu się odwrócił, dosłownie na moment, by powiedzieć coś Menodorze, i wampir wykorzystał chwilę. W mgnieniu oka pojawił się tuż przed Jasperem, błyszcząc ostrymi kłami.

-O kur... - wyrwało się Jessiemu, zanim jego pięść w niemal bezwarunkowym odruchu ruszyła do jego szczęki..


Rzut Z 1d100 - 28
Akcja nieudana


Wampir zdołał uniknąć ciosu w szczękę. Chwycił nadgarstek Jessiego, zacisnął na nim mocno swoje palce i przyciągnął do siebie chłopaka.

-Mówiłem, że nie trzeba nikogo wzywać - warknął, nim wbił kły w bark Jaspera.

Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#8
19.07.2024, 06:34  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.07.2024, 06:43 przez Dora Crawford.)  
Pewnie gdyby Dora nie była Dorą, właśnie myślałaby o tym, jak Jessie był odważny. Jak bardzo zadowolona była, że ktoś stawał przy niej w obronie innych. Ale tego rodzaju zrywy widziała na co dzień i w pewien sposób zdążyła już do nich nawyknąć. Przyzwyczaić się, że ludzie w jej otoczeniu chcą walczyć i stawać w opozycji do tego, co niewłaściwe. Ona zresztą robiła podobnie; może nie z taką pewnością jak inni, ani nie z taką fizyczną siłą, ale starała się nieustannie.

Teraz, wciąż kucając przy omdlałej dziewczynie, dłońmi asekurując ją tak, żeby na pewno się nie przewróciła, spoglądała to na wampira, to na przyjaciela, próbując wyczuć chyba, jakie mieli prawdopodobieństwo zrealizowania tego, co właśnie zadeklarował Kelly. Jej zdaniem? Marne i było to przeświadczenie osoby, która w swojej naiwność tak chętnie deklarowała kiedy tylko mogła, że wszystko będzie dobrze.

- Jess.. - uważaj? Ale zanim nawet zdążyła cokolwiek powiedzieć dalej, wampir już był przed nim, a Kelly próbował automatycznie się chyba odwinąć, uciekając zwyczajnie do użycia pięści.

Dziewczyna drgnęła, wyraźnie poruszona, ale jakby przypomniała sobie, że znajdująca się obok niej kobieta, ledwo siedzi prosto. Zamiast więc podnieść się na nogi, Dora uniosła dłonie, w rozpaczliwej próbie zareagowania jak najszybciej na to, co miało miejsce na jej oczach.

Jak w ogóle odrywało się od kogoś wampira, który wbił w niego zęby? A co ważniejsze, jak w ogóle zarażało się wampiryzmem? Crawley robiła w tym momencie praktycznie dwie rzeczy na raz, bo jednocześnie splatała zaklęcie i próbowała na szybko przekartkować w głowie wszystkie przeczytane do tej pory książki, próbując przypomnieć sobie czego trzeba, by przemienić kogoś w wampira. Plan był prosty - stworzyć pnącza, które obezwładnią napastnika, a potem zmuszą go do puszczenia swojej nowej ofiary.

Rzut Z 1d100 - 88
Sukces!

Rzut Z 1d100 - 42
Slaby sukces...


Pnącza wystrzeliły spod ziemi, z zajadliwością oplatając się dookoła ciała mężczyzny, metodycznie ograniczając jego ruchy. Crawley wkładała w ten czar w tym momencie całe swoje doświadczenie z diabelskimi pnączami, którego jakimś dziwnym trafem miała nawet trochę. Wyczarowana przez nią roślina zacieśniała się powoli, aż w końcu doszło do momentu kiedy wampir zwyczajnie musiał puścić. Dora odetchnęła głęboko, z całą ulga jaką w tym momencie poczuła, bo przecież nie byłaby zdolna docisnąć go jeszcze bardziej. Nie dlatego że nie umiała, a dlatego że zwyczajnie sama sobie by na to nie pozwoliła.
- Jess, Jessie... bardzo cię ugryzł? - wyciągnęła do niego rękę, absolutnie przejęta i spoglądając na niego z troską. Zapraszała go do siebie tym gestem, jakby bojąc się że pozornie nie tak groźne ugryzienie mogło okazać się o wiele poważniejsze, a ona źle oceniała całą sytuację.


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Czarodziej
Less colours but still colorful
Średniego wzrostu (174 cm), lekko umięśniony. Włosy ma w kolorze ciemnego brązu, zazwyczaj schludnie ułożone, z opadającymi na oczy w barwie orzecha laskowego kosmykami. Nos ma lekko zadarty, na słońcu wychodzi mu te kilka piegów, zdobiących jego policzki.

Jessie Kelly
#9
20.07.2024, 22:20  ✶  

Ugryzienie nie miało pozbawić nowej ofiary krwi, osuszyć jej żył, pozbawić życia i "odrodzić", jako nieumarłego. Wampir nie wysysał jego krwi, a jedynie trzymał jego bark w mocnym uścisku szczęk, bardziej, żeby go unieruchomić i może tę dwójkę żywych wystraszyć, niż faktycznie stworzyć sobie potomka. Jessie próbował się wyswobodzić z uścisku krwiopijcy, krzywiąc się z bólu w barku. Powinien był użyć magii, fakt, ale gdy napastnik w mgnieniu oka znalazł się tuż przed jego twarzą, ciało zareagowało szybciej, niż rozum, nakazując bronić się fizyczną siłą. Gdyby użył magii, z całą pewnością obecna sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej.

Plan Menodory na szczęście się powiódł. Wyczarowane przez nią pnącza oplotły wampira, przycisnęły go i zmusiły do rozluźnienia uścisku szczęk i puszczenia, oplatając również jego ręce, gdy Jessie zdołał się odsunąć.

Krew brudziła mu bark, koszula miała dziury po przebijających materiał kłach, ale ból rany został częściowo przyćmiony przez dwie myśli i emocje.

Wstyd, że tak łatwo dał się złapać. Że zamiast skorzystać z magii, skoro już celował różdżką, uciekł się do użycia pięści, co kompletnie mu nie wyszło, na korzyść wampira.

I podziw, gdy Menodora wyczarowała te wszystkie pnącza i jak macki ośmiornicy oplatały się wokół ciała wampira, uniemożliwiając mu ruch.

-To nic takiego - zapewnił, cofając się bliżej Menodory, ale nie spuszczając wzroku z wampira. -Nic mi nie będzie.

Słysząc to, wampir zaśmiał się paskudnie, bardziej rechocząc, niż faktycznie się śmiejąc. Czerwone oczy świdrowały dwójkę młodych czarodziei. Przełknął resztę krwi, która została na jego kłach i jego twarz drgnęła w grymasie, sugerującym obrzydzenie.

Czyżby mu smakowała mu czysta krew, zmieszana z krwią mugolaka?

-Jeszcze nie - powiedział ochryple i napiął wszystkie swoje mięśnie.

Jessie stanął przed Menodorą i kobietą, osłaniając je. Wampir napinał mięśnie i miotał się i rośliny, jedna po drugiej, zaczęły powoli rozrywać się i puszczać, uwalniając go. Wampir podniósł się z ziemi i otrzepał ubranie.

-Ale to jeszcze nie koniec, dzieciaczki - powiedział. -Wrócę po was.

W jednej chwili był, w drugiej już go nie było. Dosłownie, jakby rozpłynął się w powietrzu.

Jessie powinien był za nim ruszyć. Oczywiście, że powinien. W końcu kto wie, czy ten wampir nie zaatakowałby kogoś jeszcze tej nocy? Może wpakowałby się przez to w naprawdę spore kłopoty i może wyszedłby z tego bardziej ranny, niż był, ale może jednak udałoby mu się powstrzymać wampira i w ten sposób uratować kilka istnień? Oczywiście, że powinien zareagować, ale były pewne priorytety. W tym momencie nie była to pogoń za wampirem.

Nawet jeśli był głodny, a krew była jedynym jego pożywieniem, nigdy nie powinien doprowadzać żyjącego człowieka do takiego stanu, do jakiego doprowadzić tę biedną kobietę.

-Powinniśmy to zgłosić, ale najpierw - schował różdżkę i ostrożnie wziął nieprzytomną kobietę na ręce -zabierzmy ją do Munga. Tobie nic nie jest, Dora? Przepraszam za to. Nigdy bym nie pomyślał, że coś takiego się wydarzy.

Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#10
21.07.2024, 00:52  ✶  
Jej zdaniem Jessie nie miał jakichkolwiek powodów co do tego, żeby czuć wstyd. Zareagował tak, jak podpowiadał mu instynkt, a biorąc pod uwagę to jak szybki był wampir to w ogóle był cud, że zareagował jakkolwiek.

Uśmiechnęła się do chłopaka lekko, w nieco ugodowy sposób. To nie wyglądało, jakby to było nic. Ktoś musiał go opatrzeć, więc dobrze że musieli i tak udać się do Munga, bo wtedy niezbędna pomoc będzie pod ręką. Nie zamierzała się jednak teraz z nim sprzeczać, bo nawet jeśli ich przeciwnik był unieruchomiony, to nie wiedziała jak długo ten stan się zachowa.

Cóż, jak się zaraz przekonali - niezbyt długo. Mężczyzna szarpnął się, raz za razem, z łatwością radząc sobie w ten sposób z roślinami, które do tej pory ograniczały jego poczynania. Z jego starannie rzuconego zaklęcia pozostało zaledwie wspomnienie, a dziewczyna gwałtownie wciągnęła powietrze przez usta, gotowa znowu zareagować, a przynajmniej spróbować to zrobić, gdyby wampir podjął kolejną próbę ataku.

Ale ten tylko im pogroził.

Crawley zmarszczyła brwi, w jakimś niezrozumieniu. W jej życiu groziło jej wiele osób i w jakimś cudem stojąca przed nimi istota nie wydawała się najgroźniejszą z nich wszystkich. Borginowie, przez zaszczepione w niej jeszcze w dzieciństwie lęki, wydawali się na przykład o wiele bardziej bezlitosnymi przeciwnikami. Ale może właśnie o to chodziło; wampir zaledwie osuszyłby ją z krwi, może skazując na nowe życie, ale Borginowie? Borginowie zanim by ją zabili, dobitnie próbowaliby jej uświadomić, że największą jej zbrodnią było się urodzić.

Rozpłynął się w powietrzu, zostawiając ich samych z dziewczyną, wciąż omdlałą pod ścianą.
- Tak, do Munga - kiwnęła głową. - Nie, nic mi nie jest. I nie masz za co przepraszać, to przecież nie twoja wina. Nie mogliśmy się spodziewać że zastaniemy coś takiego. Daj rękę, możemy się już teleportować - najpierw uśmiechnęła się do niego łagodnie, zapewniając że nie ma do niego jakichkolwiek pretensji, a kiedy podał jej dłoń, teleportowała ich do szpitala.

Trochę nie chciała tego robić, bo ostatni raz kiedy była w Mungu był rok temu, kiedy napadł na nią Stanley. Wspomnienia, kiedy znalazła się pośród znajomych korytarzy, zdawały się odżyć i wyglądała przez większość czasu na niego spłoszoną. Przekazała razem z Kellym lekarzom znalezioną w zaułku kobietę, opisując pokrótce okoliczności, a potem zmusiła przyjaciela by sam skorzystał z pomocy medycznej. A raczej - napuściła na niego magomedyków. Zapewniła go też, że sama zgłosi całe zajście i powinien wracać do domu, kiedy już z nim skończą. A potem sama teleportowała się do Doliny.

Zamierzała zgłosić incydent, ale nie w Ministerstwie, bo przecież wystarczyło porozmawiać z Brenną.

Koniec sesji


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Dora Crawford (2247), Jessie Kelly (2444)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa