• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 … 4 5 6 7 8 … 10 Dalej »
[01.08.72] Matczyna troska

[01.08.72] Matczyna troska
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#11
05.07.2024, 03:17  ✶  
- A co, różdżki nie masz? - odpowiedział Laurentowi, przez moment zwyczajnie spoglądając w jego kierunku skonsternowany, no bo naprawdę? Jeszcze mu zaraz może spróbuje wmówić, że odpowiednie machnięcie różdżką było super męskie? Pewnie kiedy indziej złapałby za ten karton i go wytargał w rękach, ale tym razem właśnie machnął różdżką, przywołując go do pokoju i ustawiając na środku. Może i często udawał, że nic mu nie było i nie trzeba się nim przejmować, ale mimo wszystko kiedy już coś mu dolegało, starał się chociaż nieco oszczędzać. A teraz? Noga ciągnęła lekko, przypominając o sobie co i rusz.

- Z nikim się nie pobiłem - prychnął, wyraźnie rozczarowany tymi oskarżeniami, ale zaraz zwrócił swoją uwagę na Florence. - Nie. Ale w idealnych warunkach odbyłaby się beze mnie - rzucił z przekąsem, wracając do swojego stroika, który aktualnie składał się z koszyczka i paru owoców w środku.

- Poniosło mnie? - oburzył się, odwracając do nich, po tym jak dołożył do kompozycji coś co wyglądało na jabłko. - Gdyby mnie poniosło, to Nott zwyczajnie nie poznałby się w lustrze już tego dnia, a tak? Nos mu co najwyżej wykrzywiło i tylko dlatego, że te świeczki okazały się dziwnie zabójcze - wzruszył ramionami, wciąż jednak marszcząc brwi nieco nadąsany. Ciężko jednak było powiedzieć, że faktycznie się złościł - zwyczajnie wolał się nie tłumaczyć z tego, co się na Lammas wydarzyło.

- Zasłużył sobie w pełni. Za wszystko co zrobił. Widziałaś co ten idiota zrobił? Widziałaś. Ale ty nie widziałeś - zwrócił się już teraz bezpośrednio do kuzyna, zamiast dzielić uwagę na dwoje. - Ten kretyn, zaraz po tym jak dostał w nos, poszedł złożyć na mnie skargę do pierwszego funkcjonariusza jakiego zobaczył. Ale wiesz co jest w tym najśmieszniejsze? Podszedł do tego, z którym właśnie rozdzielałem inną bójkę, gdzie typ dostał w mordę tak, że nie był w stanie powiedzieć w ludzkim języku. Na stoisku Mulciberów jednocześnie ktoś właśnie miał zawał, a jego córka tak pieprznęła zaklęciem, że ją samą wywróciło. Kto poważny robi coś takiego w takiej sytuacji? - uniósł ręce ku górze, jakby się poddając, no bo jeśli ktoś mu zaraz powie że Nott nie zasłuży to on się poddaje, bo nie wie co Philip musiałby jeszcze zrobić, żeby dopełnić swojego obrazka.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#12
06.07.2024, 09:11  ✶  

Zajmowanie się wszystkim było o wiele lepszym wyborem od zajmowaniem się niczym i przetrawianie w kółko i w kółko tych samych scenariuszy wydarzeń, siedzenie i wpatrywanie się w przestrzeń czy zabijanie smutku opium. Opium, od którego powinien się trzymać z wielkiej odległości biorąc pod uwagę swoją historię. Czasami ból nie potrafił znaleźć ukojenia w trywialności codziennych doświadczeń. Używki były dla ludzi, żeby wcisnąć przycisk restartu samego siebie, tylko jakimi znakami ostrożności należało je opatrzeć? Wzruszył lekko ramionami na pytanie Atreusa. Manualne zajmowanie się rzeczami pozwalało osiągać właśnie to - zajmowanie się wszystkim. A on niekoniecznie zawsze ufał swoim zaklęciom, w których nie był wybitny. Na pewno nie ufał sobie teraz, w tym rozkojarzeniu.

- Dziękuję. - Powędrował za pudełkiem.

Przekładanie trudnych rozmów przenosiło tylko to, że przedłużany był stres. Szczególnie, kiedy już wielkie słowa "musimy porozmawiać" padły, a atmosfera wcale nie sugerowała, że to będą szczęśliwe nowiny. Może jednak ślub, może jednak Florence była przy nadziei, albo dostała w końcu to, czego pragnęła - stanowisko ordynatora? Nie, to nie takich opowieści się tutaj spodziewał, teraz wpatrując dokładnie w to, co robił, żeby... nie przesadzić. Fakt, matka jego kuzynostwa była specyficzną kobietą i spodziewał się, że taki strach na wróble nawet mógłby ją ująć za serce. Słowo "oryginalny" dobrze do tego pasowało. Szokujący wręcz, bo kto się spodziewał stracha w domu? Co on niby miał odganiać? Bo na pewno nie wyżerające uprawy wroniska. Więc tak, wolał to usłyszeć teraz. A ten dzień naprawdę mógł być gorszy, może nawet o wiele. Nikt go nie próbował dzisiaj zabić, nikt go nie okradł, a to zaczynał być wyznacznik "dobrych dni". Przynajmniej myśląc o tym w ironiczny sposób.

Laurentowi plecionka wypadła z dłoni, kiedy usłyszał, co musieli mu powiedzieć. Zamarł w bezruchu, a jego oddech automatycznie stał się głębszy. Bez słowa, bez komentarza, bez drgnięcia czy podniesienia na nich spojrzenia - po prostu tak zamarł. Przeraziło go to. Nie wiedział, czy Florence powiedziała Atreusowi... bo domyślał się, że już wiedziała. Powiedziała to, co chciał powiedzieć, a co nie mogło mu przejść przez gardło w tamtej chwili. Ale Atreus chyba tego nie potrzebował. Czy to nie znaczyło, że doprowadził do czegoś strasznego? Co jeśli Philip się dowie... ale skąd miałby się dowiedzieć? Tryliardy myśli przeleciały przez jego głowę, nim Atreus się lekko oburzył na słowa Florence i uniósł dumą. Dopiero wtedy powoli, baaardzo powoooli podniósł swoje spojrzenie na niego. Czy on się właśnie bronił? Usprawiedliwiał przed nim? Niby słuchał tych wyjaśnień, ale do niego nie docierały. Za to na jego twarzy zaczął pojawiać się z wolna rosnący bardzo dziiiwny uśmiech. Dziwny, bo jego wzrok wydawał się ledwo obecny i rozumiejący, co się do niego mówi, gdy patrzył na kuzyna. A w końcu zakrył dłonią usta, bo... parsknął. I się zaśmiał. Zaczął się śmiać, zapadając się w kanapie, przytrzymując w końcu swój brzuch, bo od tego wyrazu radości aż go zaczął boleć przez brak powietrza, a w kącikach oczu zaczęły się zbierać łzy. Gdyby miał powiedzieć, co go tak rozbawiło to nawet by nie potrafił. Przecież to nie było śmieszne. W ogóle nie było. Uderzony Nott, co mogło być skandalem w gazetach, kolejna skarga na Atreusa... a jednak się śmiał. W końcu się uspokoił. Odetchnął głęboko, otarł oczy, rozłożony na tej kanapie jakby dotarł do limitu sił do wykorzystania. Obrócił znów głowę do kuzyna.

- Dziękuję. - Ulga nasączyła każdą literę tego słowa.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#13
07.07.2024, 09:38  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.07.2024, 19:43 przez Florence Bulstrode.)  
- Tak, poniosło - potwierdziła Florence bez mrugnięcia okiem. - Gdyby cię nie poniosło, pobiłbyś go gdzieś, gdzie nie byłoby świadków.
Nie że by to pochwalała. Agresywność młodszego brata, zahaczająca niekiedy o brutalność, była powodem jej zmartwień, podwójnych odkąd usłyszała, że uderzył i Laurenta. Wybaczyła mu to, bo był jej bratem i bo wybaczył i Laurent, ale nie zapomniała i był to jeden z powodów, dla których obserwowała brata uważniej niż kiedykolwiek i częściej zaglądała w jego przyszłość.
Tym razem jednak poniosło w pewnym sensie i ją, bo gniew za to, do jakiego stanu doprowadzano ich kuzyna, przysłonił racjonalną ocenę sytuacji.
- Doskonale widziałam, co zrobił: dał się poznać jako ktoś z mentalnością sześciolatka - przytaknęła spokojnie. - Rozumiem, że chce to zgłosić, pewnie zależy mu na podtrzymaniu sławy, a wszyscy będą mówić wtedy... o tych świeczkach. - Skrzywiła się nieco przy tych słowach. Florence nie należała do osób, które mogłyby docenić ten nietypowy kształt, i chociaż Atreus i Philip mogli być dumni, że po wepchnięciu sprawy do Ministerstwa wszyscy będą kojarzyć ich już na zawsze z kutasoświeczkami, i mówić o tym całymi miesiącami, to ją takie skojarzenie przy rodzinnym nazwisku po prostu bolało. Co nie oznaczało, że nie zamierzała robić wszystkiego, aby odwdzięczyć się wtedy pięknym za nadobne. Dla rodziny Florence była gotowa na wiele.
– Ale tylko dziecko nie umie zaczekać w takiej chwili na moment, gdy ludzie wokół przestaną próbować się mordować.
Z trudem powstrzymała westchnienie na samo wspomnienie tej sceny: nieprzytomna dziewczyna, którą rzucało w powietrzu, Mulciber z podejrzeniem zawału, Atreus trzymający wyrywającego się Hadesa, chcącego zabić Alexandra, Alastor podtrzymujący słaniającego się, bełkocącego mężczyznę. Trzech medyków, każdy oglądający jedną osobę i w tym wszystkim Nott uważający, że ktoś natychmiast powinien się tym zająć. Nie dość, że Laurent wolał mężczyzn, to jeszcze zupełnie nie miał gustu. Nie powiedziała tego jednak. Nie mogłaby. Prztyczek wobec brata, gdy ten żartował na temat Oriona, był czymś zupełnie innym.
Nie powiedziała też Atreusowi, jakie słowa rozbrzmiały w jej głowie. Gdyby Bulstrode wiedział wszystko, na tym jarmarku doszłoby do znacznie gorszych scen.
Obserwowała Laurenta, bardzo uważnie. Spodziewała się różnych reakcji: ale chyba nie śmiechu. I po pierwszym zdziwieniu, sama też uśmiechnęła się, niezbyt szeroko, trochę mimowolnie, a potem zaczęła po prostu przygotowywać świece i zioła do rytuału – nagle czując, jakby opadł z niej ciężar.
Może będą z tego jeszcze problemy, na razie jednak... po prostu o tym nie myślała.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#14
16.07.2024, 02:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.07.2024, 18:58 przez Atreus Bulstrode.)  
Wywrócił oczami na jej słowa, odrobinę tylko może zniecierpliwiony, ale szybko doszedł do wniosku że jednak daruje sobie dalszą dyskusję na ten temat. Bo cokolwiek by nie powiedział, wcale dobrze by przy tym nie wypadł. Stwierdzenie, że dokładnie wiedział co robi, było wręcz uwłaczające, bo to znaczyłoby że świadomie szargał dobre imię swojej rodziny. A na ty Florence zależało bardzo. Jemu też, ale czasem odnosił mylne wrażenie, że podejmowane przez niego akcje nie zaszkodzą aż tak bardzo.

Teraz też nie był pewien, jak daleko idące może to wszystko mieć konsekwencje. Trochę optymistycznie zakładał, że Philip zrobi gówno. Może i zgłosi do go Departamentu, ale jedyne co dostanie od Harper za karę, to marne pouczenie, szczególnie biorąc pod uwagę fakt że chwilę potem musiał zająć się Hadesem. No i że nie był na służbie.

Nie wiedział też, jak właściwie Laurent zareaguje na te rewelacje. Jakaś jego część oczekiwała łez, albo innego równie emocjonalnego wybuchu. Ale śmiech? Atreus zerknął z ukosa na Florence, odrobinkę skonfundowany, a potem uśmiechnął się niemrawo. Cóż, ważne że humor dopisywał.
- Nie ma za co? - rzucił, ale wcale nie był pewien, czy było mu za co dziękować. Czuł się nie na miejscu, bo powiedzmy sobie szczerze - mało kto kiedykolwiek dziękował mu za jego wybuchy. Zazwyczaj patrzono wtedy na niego krzywo, albo karcono niedługo po tym, zwracając uwagę na to że takie zachowanie nie przystoi.

Teraz, odwrócił się znowu do swojego stroika, chcąc jemu poświęcić na nowo nieco więcej uwagi i oderwać w ten sposób myśli. Doczarował do niego parę kolejnych warzyw, dopełniając nimi kompozycję, chociaż ta przez to wcale nie stała się bardziej harmonijna. Ale postanowił już bardziej jej nie męczyć, zamiast tego dając sobie spokój, by wyciągnąć wcześniej zakupione przez Florence świece. Machnięcie różdżki przywołał także bochenek chleba, wcześniej przygotowany przez Jokera zgodnie z porannymi poleceniami. Ustawił jedno i drugie na niskim stoliku znajdującym się między kanapą i fotelami, świeczki wciskając jeszcze w świeczniki - trzy, po jednej dla każdego. Następnie jedną z nich, tę środkową, zapalił, myślami oddalając się do znajdującego w Little Hangleton domku, odziedziczonego po niedawno zmarłej ciotce. Niech matka ma je w swojej opiece, czy coś.
- Tak zwyczajnie zapalamy i już? - cofnął się, przez moment jeszcze wpatrując w łagodnie podrygujący płomień rozpalonej świecy, ale w końcu spoglądając to na Florence, to na Laurenta. On się nie znał, ale oni? Może lepiej zaznajomili się z instrukcjami, jeśli w ogóle jakieś były.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#15
18.07.2024, 16:15  ✶  

Bardzo ładnie ujęte - poniosło go, bo pobił go wśród świadków, a nie w ciemnej alejce. Ładnie, tak. UPIORNIE. Ale Laurent był tak emocjonalnie wydrylowany, że słuchał tego z uśmiechem. Teraz już spokojniejszym, kiedy przeszła mu ta wesołość i znów pochylił się nad stolikiem, nad tymi ozdobami. Nie, nie chciał, żeby obrażali Philipa i nie chciał, żeby Philipowi działa się jakaś krzywda. Odetchnął. Mentalność sześciolatka, co..? To do niego pasowało. Był takim dzieciakiem... dużym dzieciakiem, które powoli budziło się do życia. Poznawało świat. Łuski opadały mu z oczu i zaczynał widzieć, że to wszystko nie było udekorowane tylko porcelaną i złotem jego świata, a człowiek nie był zabawką w rękach.

- To do niego nawet podobne... reputacja jest dla niego najważniejsza. - Sława. Jego kariera. Zawsze była. I ich ostatnia kłótnia zakończyła się właśnie na tym - Philip chciałby mieć wszystko, ale nie potrafił zrezygnować z kariery, a Laurent nie był osobą, która mogłaby żyć w czyimś cieniu. Nie. On się wtedy dusił. Musiał błyszczeć. Lśnić. Jeśli nie podawano mu dłoni, żeby wszedł na piedestał to chciał sam na niego wejść. Kiedy nie mógł - zaczynał zatracać samego siebie. - Mam nadzieję, że nie będziesz miał z tego problemów. - Podniósł wzrok na Atreusa. - Ale dobrze wiem, że nawet jeśli będziesz miał to i tak nic o tym nie usłyszę. - Wstał z miejsca, obracając wzrok od Bulstroda. Nie zamierzał go już nigdy więcej naciskać tak jak w tamtej kuchni. Zrobił mu wtedy dużą krzywdę, której czynić nie chciał. Ponieważ zaś nie wiedział, jak otworzyć Atreusa pozostawało mu pobożne życzenie, że są osoby, które robią to lepiej. Bliższe jemu samemu. Może Florence, a może jedna z kobiet, za którymi się oglądał. Po prostu to nie mógł być on - i nie winił za to mężczyzny ani nie miał do niego żadnych pretensji... och, na pewno? W końcu się martwił. Ale chyba... chyba w ostatnim czasie było trochę lepiej..? Przynajmniej wyglądał, jakby było lepiej chociaż odrobinkę.

A kiedy już wszystko było gotowe to usiadł z powrotem spoglądając na te świeczki. I o czym miał pomyśleć? O New Forest? Było tyle miejsc, w których chciał, żeby wszyscy byli bezpieczni... ale w końcu pomyślał o New Forest, które było domem nie tylko dla niego, ale dla wielu osób - szczególnie, kiedy akurat tam pracowali. Niech matka ma New Forest w swojej opiece. Zapalił świece, której ciepły płomień odbił się uśmiechem na jego ustach.

- Mało w tym fajerwerków, prawda? - Niczego ekscentrycznego. - W przeciwieństwie do ekstrawagancji bicia kogoś przyrodzeniem. - Oczywiście, że pokazywał się bliskim ze strony pruderyjnej, cenił sobie przecież romantyzm, dobre wychowanie. Ale pracował w burdelu. Bardzo specyficznym burdelu. Wulgarność zwyczajnie nie powinna być przeznaczona dla wszystkich uszu, a i on sam nie lubił jej nadmiaru.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#16
18.07.2024, 17:45  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.07.2024, 17:47 przez Florence Bulstrode.)  
Florence nie pochwalała przemocy, czajenia się w uliczkach i ogólnie atakowania kogokolwiek. To nie tak, że zachęcała Atreusa do podobnego postępowania – jego agresja i porywczość martwiły się nie od dzisiaj, a po Beltane to zmartwienie tylko narastało. Ale też znając „styl” swojego brata, spodziewała się raczej, że na oczach tłumu i innych funkcjonariuszy atakować będzie, gdy faktycznie poniesie go gniew.
– Jeśli nadejdą problemy, poradzimy sobie z nimi – powiedziała po prostu. – Modlitwa, Atri. Ona jest kluczowa – dodała. Nie należała nigdy do najbardziej pobożnych jednostek, bo Florence pochłaniała proza życia, nie duchowe i religijne uniesienia: nie oznaczało to jednak, że jest niewierząca. Pewien sceptycyzmy, wynikający z natury, tkwił w niej zawsze, podobnie jak skłonność do uznawania niewielu autorytetów, ale nigdy jakoś nie negowała istnienia Matki Księżyca. Żyjąc w świecie czarów, znając duchy, niemal spodziewałeś się, że tuż obok ciebie może istnieć bogini. I zdarzało się jej szeptać do niej modlitwy, nawet jeśli czyniła to dość rzadko.
Może to wpływ święta, ale zdawało się Florence, że tego dnia naprawdę chce się pomodlić: jakby odczuła nagły… przypływ wiary, któremu towarzyszyła potrzeba odprawienia rytuału.
W przeciwieństwie do dwóch mężczyzn, ona nie wahała się długo. Owszem, było sporo miejsc, które mogłaby zawierzyć opiece Matki, ale w pierwszej kolejności myślała o tym, w którym teraz przebywała. W którym mieszkali jej rodzice, jeśli akurat nie podróżowali po świecie, które stanowiło dziedzictwo ich rodu i schedę dla braci. Gdzie zasypiali ona i oni, gdzie schronienia czasem szukał Laurent. Chciała, pragnęła z całej duszy, aby to miejsce, w którym dorastała i w którym mieszkali pozostawało bezpieczne w tych niespokojnych czasach.
To miejsce, i tych, którzy szukali w nim azylu.
Kamienica Bulstrodów.
W myślach odmówiła słowa modlitwy, nim pochyliła się nad świecą i ziołami, aby zdmuchnąć płomień.
Czarodziejska legenda
Wilderness is not a luxury but a necessity of the human spirit.
Czarodzieje dążą do zatarcia granicy pomiędzy jaźnią i resztą natury, wchodząc tym samym na wyższe poziomy świadomości. Część z nich korzysta do tego z grzybów, a część przeżywa głębokie poczucie spokoju i połączenia podczas religijnych obrzędów i rytuałów. Ostatecznie jednak ciężko opisać najgłębsze wewnętrzne doświadczenia i uznaje się, że każdy z czarodziejów odczuwa je na swój sposób. Zjawisko to nazywane jest eutierrią.

Eutierria
#17
16.08.2024, 23:45  ✶  
Dmuchnęłaś w płomień, świeca zgasła i wtedy usłyszałaś kobiecy głos...

Ludzie mają takie powiedzenie, prawda, Florence?

...ale obok was nie było nikogo nowego. Tylko wy troje, rytualne świece i...

Że tylko w dwa dni w roku nic nie może być dokonane. Ostatnio mam wrażenie, że zapomnieliśmy o jego treści.

Szept, szept wprost do twojego ucha, w jednym z najlepiej strzeżonych miejsc Wielkiej Brytanii. Kamienica, do której nie może dostać się nikt, kto nie zna odpowiedniego szyfru. Byłaś tutaj bezpieczna. Musiałaś być tutaj bezpieczna.

Nie nie, nie chodzi o Samhain i Beltane, chodzi o wczoraj i jutro. Dzisiaj to zawsze dobry dzień na to, żeby coś zrobić, ale ty powinnaś zasnąć Florence, inaczej nie mogę ci tego pokazać.

Mogłaś z tym walczyć, mogłaś próbować wstać i przejść parę kroków, ale to nie zmieniło nic - twoje ręce zaczęły płonąć, twoim pierwszym skojarzeniem były rozżarzone węgle, ale później, kiedy zaczęły się topić, dotarło do ciebie, że... były jak lawa! Twój rozdzierający krzyk poniósł się po pomieszczeniu, a jego echo odbijało się od ścian i serc twojego brata i waszego kuzyna - w przerażeniu obserwowali, jak osuwasz się na ziemię i tracisz przytomność, panicznie pokazując na swoje dłonie.

Z ich perspektywy wszystko było z nimi w porządku.


Widzenie II: Ogień Przecinający Cień


Biegniesz przez ciemną, opustoszałą ulicę, po której jeszcze przed chwilą biegali przerażeni ludzie. Powinnaś uciekać, ale nie możesz uciec, musisz jej pomóc, pomóc jej, zanim zgaśnie jedyny płomień, który zgasnąć nie powinien - płomień życia. Zignorowałaś mroczną postać w ciemnym płaszczu i białej masce - przebiegłaś obok, a ona zdawała się w ogóle nie zauważyć twojej obecności... Co to było za miejsce? Londyn? Nie poznawałaś tych ulic, wyglądały bardziej na wytwór wyobraźni niż faktycznie istniejąca w rzeczywistym świecie lokacja, ale byłaś tak pewna, że znasz ten dom, znasz te dzieci, które krzyczały wniebogłosy, kiedy otworzyłaś drzwi.

Weszłaś do środka, a wraz z tobą do środka weszły te cienie - te wszystkie mroczne istoty - wtargnęły do czyjegoś domu cichocząc, bawiąc się cudzym strachem i cierpieniem, tańcząc w niekontrolowany sposób. Pełne złośliwej radości ciskały w stojącą na środku pomieszczenia kobietę kulami ognia, a ona płonęła, darła się, wyła z bólu i osuwała się na podłogę w agonii, zdzierając z siebie zwęgloną skórę i wyklinając cię za to, że nie potrafisz jej pomóc. Nie mogłaś jej pomóc. Bałaś się tego ognia, tak samo, jak bałaś się tych cieni wchodzących w ściany, sprawiających, że mury pulsowały jasnym, pomarańczowym światłem. Za chwilę wszystko stanie w ogniu, a ty nic nie mogłaś z tym zrobić, nic! A te dzieci wciąż się darły, darły się na ciebie za to, że nie potrafisz ruszyć się z miejsca.

Wszystko się spopieli. Nawet ty.


Kiedy się ocknęłaś, wszystko wydawało się być jedynie garścią omamów i złym snem. Czyżby proroczym?


there is mystery unfolding
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#18
17.08.2024, 22:54  ✶  
Florence zamarła, gdy głos rozbrzmiał tuż przy jej uchu. Rozejrzała się odruchowo, ale nikogo nie zobaczyła. I chociaż zesztywniała, to nie uznała tego nawet ze szczególnie dziwne. Była córką rodu, który wiódł swój rodowód od Ravenclaw: i w którym nie raz, nie dwa partnerów dla dzieci dobierano bardziej z myślą o przetrwaniu talentu płynącego w ich krwi niż o wpływach czy bogactwach, jeszcze pokolenie czy dwa temu często wśród czystokrwistych decydujących. Głosy szepcące do ucha nie były najdziwniejszym, co mogłoby się zdarzyć. I nie zamierzała nawet walczyć z tym poleceniem, z nadpływającą wizją. Florence Bulstrode nigdy nie uważała się za tchórza i była gotowa spojrzeć na to, co miała zobaczyć.
Ale potem jej dłonie zapłonęły.
Z ust uzdrowicielki wyrwał się zdławiony okrzyk, gdy na nie spojrzała – a chwilę później osunęła się na krześle i przed jej oczyma rozlały się ciemność i ogień.
*
Nienawidziła czuć się bezbronna.
Znała to uczucie. Nawet władającą magią nie wyleczysz każdej choroby, nie poskładasz każdego umysłu, nie przełamiesz każdej klątwy. Obserwowała nie raz, jak życie pacjentów gasło, patrzyła na rozpacz ich najbliższych i chociaż nauczyła się oblekać serce chłodem, a na twarz zakładać maskę obojętności, bo w tej pracy uczyłeś się pewnego dystansu albo szalałeś, to własna bezradność zawsze ją gniewała. A teraz była bezradna, w swojej wizji, gdy mogła tylko patrzeć, jak kobieta umiera, i co gorsza także po przebudzeniu. I chociaż gdzieś na dnie jasnych oczu czaiło się echa przerażenia, to jej twarz zaraz zastygła, bardzo chłodna, a szczęki zacisnęły się z wściekłości, kiedy starała się usiąść na krześle, i schwycić oddech.
Dzisiaj to zawsze dobry dzień, żeby coś zrobić? Dobre sobie! Niby co miała zrobić z tak niejasną wizją? Była równie bezużyteczna jak ta przed Beltane – jej znaczenie stanie się jasne dopiero, gdy przepowiednia się już wypełni. Powstrzymać to? Gdy nie wiedziała co, jak, gdzie, dlaczego? Przygotować się na niego? Znaleźć sposób na ochronienie… kogo? Czego? Bardzo chętnie podjęłaby to działanie dzisiaj, ale nie potrafiła wyobrazić sobie żadnego, które mogłoby przynieść efekt.
Mroczne istoty.
Cienie.
Ogień.
Śmierciożerca w masce.
Czy mogła zrobić coś więcej ponad to, co już zrobiła, odrzucając swoją neutralność?
– Jeśli chcesz, żebym coś zrobiła, mogłabyś nie mówić takimi zagadkami – powiedziała Florence, spoglądając z gniewem na wygaszoną świecę, zanim uniosła wzrok na kuzyna i brata. Teraz jej oczy stały się zimne jak lód. – Sądzę, że śmierciożercy szykują kolejny, większy atak. Jesienią. I nie zaszkodzi, jeśli obaj zaopatrzycie się w eliksiry odporności na ogień. Jesienią nadejdą płomienie. A teraz przepraszam, potrzebuję chwili dla siebie – stwierdziła, podnosząc się, powoli, bo nie chciała, by nogi ją zawiodły. Powiedziałaby im więcej, gdyby więcej rozumiała, ale wszystko ze snu, miasto, kobieta, dzieci, choć znajome w wizji, nie kojarzyły się jej teraz z żadnym realnym miejscem, z żadnymi osobami, które by znała.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#19
21.08.2024, 20:30  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.08.2024, 20:44 przez Laurent Prewett.)  

Wymieniali z Atreusem jakieś słowa między sobą, jakieś drobnostki pozwalające się uśmiechnąć, a bo jakby to było modlić się do matki przy świeczkach takich jak ta, co została złamana, a pewnie nie ma na to paragrafu - nic szczególnego. Modlitwa została dokonana, świeczka zdmuchnięta, Laurent chciał podziękować za gościnę, za spędzony czas - musiał wracać do domu. To jest: nie musiał, ale nie zamierzał tutaj zostawać z kotem. Nie było dla niego gotowego miejsca, przestrzeni, gubił straszliwie sierść... Musiał z nią wrócić i wyprowadzić Dumę ze swojej sypialni, żeby mieć pewność, że te dwa zwierzaki nie doznają szoku poznawczego przy spotkaniu ze sobą. To były te trywialne rzeczy i myśli, za które chciało się łapać i ich dokonywać na tle całkiem strasznego wieczoru, który nie przyniósł ze sobą tylko rozkoszy. Raczej skręcił w stronę goryczy. Nie miał też wiele lepiej się zakończyć.

- Florence! - To irracjonalne, ale ludzie tak często krzyczą czyjeś imię, kiedy dzieje się coś złego. Niektórzy zamierają w bezruchu, ale Laurent zaliczał się do tej grupy, która miała w zwyczaju działać. Na pewno nie był szybszy od kuzyna. Atreus miał wręcz naturalny odruch - łapania kuzynki, żeby się nie osunęła. Można było do tego przywyknąć - straszne, prawda? Kiedy masz w rodzinie jasnowidza i jeszcze jedno Trzecie Oko rozumiesz, że pewnych rzeczy musisz się wręcz nauczyć w reakcji, żeby nie zawieść najbliższej osoby w godzinie kryzysu. Tutaj było tak samo. Krzyk, płonące ręce - tylko że oni żadnych płomieni nie widzieli. - Nie pozwól jej upaść. - Tak jakby Atreus potrzebował jego instrukcji, doprawdy... Blondyn za żadnego lidera się nie uważał, ale jakoś tak instynktownie gadał, kiedy coś się działo. I potrzebował opanowywać sytuację, żeby nie wkradł się chaos.

Przypatrywał się czujnie i uważnie kobiecie. Gotów był powiedzieć kuzynowi, żeby ten położył ja na kanapie, albo wręcz zaniósł do sypialni, ale nie było takiej potrzeby. Kobieta ocknęła się bardzo szybko, z bardzo enigmatycznym zdaniem na ustach, przez które Laurent zmarszczył na moment brwi. Czy rozumiał? Jasne, że nie. W dobie tego, że Florence mogła się teraz źle czuć nie było to jednak aż tak istotne, żeby o to dopytywał. Miała wizję - to było jasne. O to pytać nie musiał, a jednak była to najlepsza opcja zaczęcia rozmowy, która od samych podstaw mogła być dziwna. "Tak, miałam wizje" - czasami nie ma nic bardziej denerwującego, szczególnie w stresowych sytuacjach, niż człowiek pytający o oczywistości. Więc nie pytał. Chciał za to zapytać o coś innego... chciał.

Aż nim wstrząsnęło, zadrżał, kiedy usłyszał słowa, jakie padły z jej ust. Śmierciożercy. Ogień. Gorąco uderzyło w jego ciało. W tym szoku nawet się zapomniał, żeby Florence złapać, żeby jej powiedzieć, że ją chociaż odprowadzi - ale przecież od czego był tutaj Atreus? Ktoś, kim aż tak mocno nie wstrząsały takie rewelacje. Odprowadził ich spojrzeniem. To był chyba najwyższy czas, żeby zebrać się już do siebie. Znowu przyśpieszał mu oddech do niespokojnego rytmu. Hop hop hop na szklankę piwa? Oj nie. Raczej na szklankę wódki, żeby pogodzić się z nowo nastałą, przepowiedzianą nam rzeczywistością.


Koniec sesji


○ • ○
his voice could calm the oceans.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (459), Atreus Bulstrode (1646), Florence Bulstrode (2768), Laurent Prewett (3059)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa