• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 10 Dalej »
Lato 1972, 5 sierpnia // najczarniejsze dusze czarnego wesela

Lato 1972, 5 sierpnia // najczarniejsze dusze czarnego wesela
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#1
03.06.2024, 21:32  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.09.2025, 12:07 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Millie Moody - osiągnięcie Badacz Tajemnic

Oxfordshire, wesele Vespery i Perseusa Blacków

Dałby znów zgolić sobie łeb na zero, gdyby tylko znaczyło to, że nikomu w tej sali nie udało się go rozpoznać i nikt poza dwójką ochroniarzy nie przyuważył tego... nieprzyjemnego incydentu. Cóż go tutaj tak naprawdę przywiało? Sentyment? To, że nie potrafił zapominać o dawnych miłościach? Radość widoku kogoś, do kogo przynajmniej kiedyś żywił tak ciepłe i prawdziwe uczucie, kto miał tego dnia przypieczętować szczęście, o którym opowiadał mu z takim entuzjazmem i iskrami w oczach?

Kurwa. Jego myśli wciąż wracały do minionych dni i nic nie wydawało się być takie proste.

Wziął głęboki oddech i próbował znaleźć w sobie siłę, żeby tam wrócić, ale nie potrafił. Zaszył się w jakiejś nieuporządkowanej, nieatrakcyjnej części ogrodu, siedział na betonowych schodkach i palił drugiego już pod rząd papierosa, opierając się łokciem o metalową tacę. Ostatni drink, jaki na niej trzymał, był jego. Nie, nie powinien go pić. Pewnie ściągał na siebie tym ruchem jakieś większe nieszczęście, ale co miał robić? Oh nie miał szans wytrzymać powrotu w takim napięciu bez przynajmniej minimalnej ilości alkoholu - nie był w stanie udźwignąć tego, ile par oczu tańczących na tej sali się na niego spojrzało i zauważyły Crowa, a już tym bardziej z obitą gębą. Zarejestrowały jego obecność. Jak długo minie, zanim zaczną kojarzyć fakty i to wszystko po prostu pierdolnie. A może i dobrze, że to pierdolnie? Może świat potrzebował wyleczyć się z jego obecności, obmyć się z tego chujostwa, jakie zrzucał na innych, żeby nie oszaleć? Może dinozaury tak naprawdę nie były fajne i też zasłużyły sobie na to, żeby ich szczęście zniszczyła losowa kometa? Może Łajka nie była dobrym pieskiem i gryzła astronautów po kostkach, a cały plan wystrzelenia jej w Kosmos w tej ciasnej kapsule była karmą?

Zastukał tacą o beton.

Zaraz wróci do domu.

Już ustalił sam ze sobą, że tak naprawdę nie chciał się zabijać. Każdy taki ruch był krzykiem, był błaganiem o uwagę, ale kogo błagał teraz, skoro wszystko działo się w obrębie jego głowy? W bogów nie wierzył, w żadnych, o jakich słyszał. W opatrzność wszechświata, czy tam... ten Absolut - też nie. A jednak coś musiało nad nim wisieć, bo historia postanowiła otulić go czyjąś obecnością trochę jak skrzydłem. Nie spodziewał się jej tutaj zastać, a już w szczególności, że zechce mieć z nim cokolwiek do czynienia. Widział ją wcześniej tańczącą z jednym z wróżbitów z Praw Czasu, miejsca szeroko opisywanego w przeróżnych gazetach. Ciężko się takie rzeczy oceniało z zewnątrz, ale wyglądała na szczęśliwą. A teraz? Spojrzał na jej twarz, nie mówiąc nic, wpatrywał się w te miodowe tęczówki i próbował wyczytać z nich cokolwiek. Naprawdę... przydałaby mu się dzisiaj jakaś opowieść, ale wciąż nie potrafił o nie prosić - o tej potrzebie mówiły tylko i wyłącznie sińce pod oczami i spuchnięte, zaczerwienione powieki. No i paczka papierosów na wysuniętej ręce. Tych samych, które palił w dzień, w który porozmawiali ze sobą po raz pierwszy, chociaż znali się już od miesięcy.

- Ah... poczekaj - powiedział, ściągając z siebie marynarkę i kładąc ją na schodku - mi się już nie przyda, a ty masz śliczną sukienkę...


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#2
21.06.2024, 09:22  ✶  
Leki pomagały.

Leki miały pomagać.

Leki chuja dawały.

Leki tylko pogarszały sprawę.

Kocioł jaki się odjebał w głowie Mildred prawdziwie był gigantyczny, a serce nie tyle potrzaskane co drastycznie nieobecne w klatce piersiowej, rozcięte na tysiące małych kawałeczków wołających z głębin niekończącym pragnieniem bycia zauważoną.

Czerń niebycia, szarość majaków, biel lecznicy. To wszystko nie przygotowało ją na kolory, ekstatyczne barwy wibrującego wkoło świata, który pożerał ją i wypluwał od kilku ledwie dni. Nie, to ona sama wskakiwała do jego paszczy, wygłodniała bodźców choć przerażona nimi. Jak ćma wskakująca do ognia, niepomna na własną destrukcję. Tak jej przepowiedziano. Siedem złocistych kielichów, a każdy piękniejszy od drugiego. Atencja, miłość, dostawała to przecież na każdym kroku, bliscy trzęśli się nad nią jak nad jajkiem. Wciąż jednak było mało, wciąż za mało, wiatr wiał szarpiąc ją i ciskając po czasie i przestrzeni, nie dając chwili by mogła zastanowić się nad tym co czynią jej ręce, co mówią usta.

Miała dość. Musiała się w końcu schować gdzieś, musiała umknąć przed wiatrem, przed spojrzeniami, przed przeszłością. Przyznać przed sobą, że zapomniała o tych jebanych eliksirach przed wyjściem, przecież miała tylko rozmówić się z Rosierem i wracać. Tymczasem zafundowała sobie, ON jej zafundował emocjonalny rollercaster, kilka spotkań, kilka interakcji, które będzie z pewnością rozdrapywać w bezsenne noce, korowodem upokorzenia i szyderstw.

Kroki poniosły same, wzdłuż rezydencji, im dalej od głosów w ogrodzie tym lepiej, choć czy można było uniknąć tych w swojej głowie, które nie dawały wcale tak łatwo o sobie zapomnieć? Głosy teraz, głosy kiedyś, głosy wyśnione i umarłe, zszarzałe twarze tych, którzy odeszli.

Kiedy go zobaczyła po raz pierwszy zwątpiła. W złocistych tęczówkach odbił się strach, choć nie był podyktowany strachem przed nim, a strachem kwestionującym zastaną percepowaną rzeczywistość. Te same zmęczone oczy, ten sam głos, papierosy, to była jedna noc, ale zdarzało jej się ją śnić, zdarzało jej się wracać do dotyku po odsłoniętej czaszce, który nie bolał, nie oceniał. Który po prostu był. Podeszła więc, jak łania, która uznała, że zapach marchewki jest zbyt kuszący, by czmychać przed człowiekiem. Jej dłoń jednak nie powędrowała do papierosów, a bezpośrednio między wzburzone kosmyki włosów, których tak bardzo brakowało jej poprzednim razem. Nie było w tym geście agresji, nie było nawet zaborczości, wręcz przeciwnie, przemierzała opuszkami skalp delikatnie, czule, jak bogini, która w końcu wysłuchała modłów umęczonej duszy. Ona tego potrzebowała, uwagi. On jej potrzebował. Jak lustro, a te odbijały wzajem boleść i głód w nieskończoności polerowanego srebra skrytego za szklaną taflą.

– Mi się też już raczej nie przyda. Sukienka w sensie. – Postąpiła jeszcze jeden krok do przodu, by uprzeć jego skroń o swój brzuch, zagarnąć go w objęciu, zabrać łzy, powitać, ukorzenić się. Był ćmą, taką samą jak ona. Ćmą o przypalonych skrzydłach, która chciała tylko przez moment poczuć się motylem cieszącym w blasku słońca.

Dłońmi głaskała umęczoną głowę, otulając skołtunione, tak, jakby samej sobie chciała w ten sposób pomóc, jakby sama chciała, by ktoś głaskał ją. Dziwne, szalone, widzieli się raz, bełkocząc coś o rajdzie po amerykańskim wybrzeżu i widowiskowej śmierci. Pomógł jej zrozumieć czego pragnie, choć nie były to marzenia, które kiedykolwiek powinny otworzyć swoje przegnite usta.
– Ładnie Ci w dłuższych włosach – przyznała. – Ładnie Ci w tych ciuchach. Też marzysz o tym, żeby wyrwać się stąd, ubrać normalnie i iść do jakiejś knajpy się najebać jak człowiek, a nie jakaś pieprzona lalka tańcząca jak jej czyściuchy zagrają?
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#3
22.06.2024, 00:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.06.2024, 00:50 przez The Edge.)  
Zawsze będą spotykać się dopiero po znalezieniu się na dnie? Przynajmniej nie było z nimi tak źle jak ostatnio... Ostatnio nawet nie miał siły płakać, a teraz kilka łez stoczyło mu się po policzkach. Niby nie powinien być dumny z beczenia, ale wydawało mu się, że było jakimś tam świadectwem walki. Jakby jego duszy jeszcze na tym świecie zależało.

- Wracasz do domu? - Zapytał, zadzierając głowę do góry. Chciał napić się z kieliszka, kiedy tylko weźmie od niego papierosa, ale nie było mu to dane - bo ta tajemnicza nieznajoma (najwyraźniej coraz mniej nieznajoma - czyżby była kimś z tych kręgów?) przytuliła go do swojego brzucha.

Ten gest wywołał falę wspomnień.

- Ja też - przyznał, a później zaśmiał się cicho. - Ośmieszyłem się strasznie, przychodząc tutaj. Głównie to przed samym sobą.

Przyszedł tutaj dla Perseusa Blacka. Ostatecznie nie porozmawiał z nim wcale. Chciał do niego podejść, ale zobaczył go z Prewettem i stchórzył już ostatecznie. To nie było miejsce dla niego. Nie wiedział, dlaczego w ogóle się oszukiwał - komu on chciał sprawić przyjemność, postępując wbrew swojej naturze? Wyglądał w tej fryzurze i stroju jak skończony idiota. No i czuł się źle. Wolałby teraz leżeć na kanapie z paczką cukierków i oglądać cokolwiek co leciało w telewizji. Ewidentnie rozstanie lata temu wyszło ich dwójce na dobre. Połączenie tych światów na nowo było błędem. Zazdrość? Po takim czasie? Nie... on nie chciał do tego wracać, chciał się wreszcie wyleczyć z bycia obrzydliwym, nieznośnym sobą.

Jej dotyk wciąż był przyjemny, chociaż... nauczył się już chyba odczuwać pewne rzeczy inaczej. Ostatnie doświadczenia zmieniły to, w jaki sposób postrzegał świat i innych ludzi. Zastanawiał się, czy to mogło być permanentne? Czy potrafił ograniczyć zadawanie innym cierpienia, czy mógłby... naprawić jakoś rzeczy, które zrobił i być wreszcie szczęśliwym?

- Tak szczerze to tobie też. - Było jej lepiej w dłuższych włosach. - Ale z krótkimi też wyglądałaś ładnie. - Bo miała ładną twarz. W ogóle była ładna. Nie czuł potrzeby komplementowania jej w kółko, nie chciał jednak sprawić wrażenia, jakby ją wtedy okłamał. Mówił całkowitą prawdę i dzisiaj mógł to całkowicie szczerze powtórzyć. - Masz bardzo łatwe do spełnienia marzenia. Wystarczy złapać mnie za rękę i poprosić. - Londyn był na tyle daleko, aby mógł teleportować ich tam jednym mrugnięciem. - Ubrałaś się, jakbyś szła na czyjeś wesele - zażartował - wyglądałabyś bajecznie w jakimś The Loft, wśród tych wszystkich dziewczyn w przykrótkich sukienkach, z natapirowanymi włosami. - Ton jego głosu wskazywał na to, że całkiem nieźle bawił się tym wyobrażeniem. Ustawiał ją właśnie w wyobraźni, tańczącą tam pośród mugoli, niczym zagubioną, czarodziejską księżniczkę.

Zamilkł.

- Aż tak po mnie widać, że nienawidzę takich miejsc?

Tym razem naprawdę próbował udawać. W imię starych, dobrych czasów. No i skończył z siniakiem na gębie.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#4
22.06.2024, 01:18  ✶  
Proste pytanie. Wracasz do domu? Czym był dom? Kim był dom? Gdzie było bezpiecznie? Wyszła z więzienia 5 dni temu i potrafiła powiedzieć dwie rzeczy: obrzydliwie tęskniła za swoim bratem, źle znosiła czas który spędzali. To byłoby oczywiście bardzo niemiłe wobec Alastora, to nie była absolutnie jego wina. Był czujny. Martwił się. Miała jego uwagę, w stu pięćdziesięciu procentach. Czuła ją na swoich plecach. I to było spełnienie marzeń, a jednocześnie straszliwa klątwa. Czuła się winna. Czuła, że nie ma prawa do choćby i pięciu procent jego atencji, jego czujności. Czuła się ciężarem w jego życiu (czy to jest w ogóle uczucie?). Czuła, że ten cały kołtun, który miała w głowie, w sercu, w duszy, że Alastor na to nie zasłużył. Że podobnie jak Isaac, który ledwie wczoraj uczył ją walca, tak Alik zasługiwał na normalną siostrę. Na siostrę, która nie byłaby zmartwieniem, a pomocą w trudnym czasie.
Mamy wojnę – powtarzała Brenna. Dla Mildred wojna trwała w jej wnętrzu odkąd pamiętała.

Czy chciała wracać do domu?
– Nie wiem. – odpowiedziała mu dziwnie głucho, wciąż tarmosząc kosmyki, drapiąc za uszami, jakby był przerośniętym psiakiem znalezionym w kartonie na śmietniku. – Jeszcze nie zdecydowałam co ze sobą zrobić. – wątpiła aby siedzący obok niej, zapłakany, kruchy jak porcelana z której ktoś ją ulepił chłopak był królem mieczy. Nawet jeśli w jego dłoniach sztylet prezentował się tak dumnie.


Na pytanie o to jak bardzo widać, że nie chciał tam być, przejechała tylko kciukiem po zawilgotnionym policzku. To że ona nie beczała... Cóż, może z czasem człowiek przyzwyczaja się jednak do tego jaki jest pojebany? Może cały czas miała w głowie wytatuowane, że płakanie jest gejowe. Jakby seks z dziewczyną nie był wcale.

Z pewną niechęcią wypuściła go z dłoni i przysiadła obok a marynarce sięgając po zaproponowaną fajkę. Wystarczyło go złapać za dłoń, wystarczyło poprosić, a magia Rosiera przeminie, a ona znów będzie Kopciuszkiem, szalonym brudasem z ulic Londynu, który cudem nie skończył jako wyrzutek. Dumna pani z bogów łaski funkcjonariuszka magicznej policji. Dobre sobie. Żeby sobie nie myślał, że nie chce z nim gadać, przysunęła się bliżej, biodro do biodra.

Zaciągnęła się powoli, z rozmysłem, fala tytoniowego otumanienia uderzyła momentalnie do ciała, które trzy miesiące próbowało wyjść z nałogu. Dreszcze przeszedł przez ciało, przyjemnie obrzydliwy. Znajomy. Położyła mu głowę na ramieniu pogrążając się we własnej hańbie.
– Leciałeś kiedyś na mojego kuzyna? – zagadnęła nagle, po czym zamrugała, gdy usłużny mózg podsunął, że pytani jest nieco źle zadane. – Znaczy na swojego kuzyna. Nie kurwa czekaj, na kuzynkę. Leciałeś na swoją kuzynkę? Wiesz, niby nasi dziadkowie byli rodzeństwem, ale... W sensie nie nasi nasi, tylko moja babcia i jego dziadek, co nie...? To nie ma jeszcze końca świata, ale... – umilkła zaciągając się znów. – ...ech, skoro muszę tłumaczyć zakres pokrewieństwa, to już jest źle, co nie? – Burknęła, a oczy niebezpiecznie zaszczypały. – Zjabałam. Zawsze wszystko psuję. Nawet swoją śmierć zjebałam. Kumasz? Nawet umrzeć nie potrafię dobrze, żeby wszyscy mieli w końcu spokój.

@The Edge
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#5
22.06.2024, 02:01  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.06.2024, 02:01 przez Eutierria.)  
Kiedy odpowiedziała nie wiem, Crow spoglądał na nią jakoś pięć razy smutniej niż wcześniej. Tak, ostatnio bardzo zjechał Fantasmagorię w paskudny sposób i wyrył nożem solidną kreskę pomiędzy sobą i resztą rodziny, ale prawda była taka, że kiedy czuł się źle, to jego myśli kręciły się wokół dwóch konkretnych miejsc - wozu Alexandra i mieszkania Caina. To w nich szukał spokoju. Może to nie były jego domy, ale kiedy ktoś zapytałby go, czy chce wrócić do domu, kiedy się źle czuje, odpowiedziałby tak, a później wybrał jeden z tych dwóch. Pierwszy raz w życiu miał dokąd wrócić i... dotknęło go to, że ona nie miała. Niby dodała słowa ubierające to w jakąś taką otoczkę może-jeszcze-mam-tu-coś-do-zrobienia, ale skoro siedzieli tu razem - co ona niby miała tu jeszcze do roboty? Był ostatni na liście ciekawych przystanków w miejscu takim jak to wesele. Szczególnie że w przeciwieństwie do niego musiała być zaproszonym gościem, a nie nie kelnerem, który nawet nie mógł wpisać się do księgi gości.

Jednak się tym papierosem poczęstowała. Opuścił paczkę w dół. Nie wyciągnął sobie jednego, bo właśnie skończył palić, zamiast tego chwycił za wspomniany wcześniej kieliszek alkoholu i wypił trochę. Przywykł do tańszych alkoholi, do silnego uczucia bycia pijanym. Ten jeden kieliszek mu nie wystarczy, on potrzebował tego, co opisała Mildred - najebać się jak człowiek. W jego przypadku - jak karaluch.

Alexander miał przez niego złamane serce i winił za to siebie. Cain żył w wiecznym kłamstwie. Z Laurenta zrobił kompletnego idiotę. Powinien pewnie klęczeć na grochu i prosić wszechświat o wybaczenie, zamiast tego popijał trunek wart pewnie ze dwie jego wypłaty i wpatrywał się w gwiazdy, siedząc tuż obok kogoś ze swojej przeszłości. Kogoś bardzo blisko jego duszy, kogo obecność uspokoiła go dosyć szybko, trochę (ha) jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki, co nie?

Tym razem to on przesunął ręką do jej głowy, otaczając ją swoim dotykiem. Delikatnie przesuwał palcami po jej głowie, uważając jednak na to, jak ułożyła fryzurę. Gdyby to jednak nie był koniec jej udziału w tym przyjęciu, nie powinna wracać tam roztrzepana. Oczy tamtych ludzi oceniały.

Zmarszczył brwi, słysząc to nagłe pytanie. Skąd niby miał wiedzieć?

- Heh, minęło trochę lat, a ty nadal brzmisz jak ja - zauważył. Czyli jednak ani dla jednego, ani dla drugiego nie było żadnego ratunku. Niby dano im żyć, ale skazywano ich na porażkę. Jakby ktoś podczas pisania historii ludzkości stwierdził, że była za nudna i postanowił wpleść w nią jakieś ziarnka piasku mające zasiać chaos. Tylko te ziarnka piasku posiadały serca, uczucia...

To bolało.

Trigger warning: Mocno incestowy tekst
- Daję się posuwać swojemu bratu - przyznał, z wielkim szokiem dla siebie bez zająknięcia się, chociaż jego twarz pozostawała niewzruszona. - Niby nie rodzonemu, ale wychowaliśmy się razem. To pewnie chujowo o nas świadczy, ale jakoś mam już wyjebane. Przestałem o tym myśleć kiedy mnie rozbiera.

Odwrócił twarz w kierunku budynku.

- Chciałem powiedzieć, że dla nich to pewnie problem, ale patrząc na rodowód Blacków... - wzruszył ramionami, wypił jeszcze łyk i wrócił spojrzeniem do nieba.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#6
24.06.2024, 22:29  ✶  

On nic sobie z tego nie robił. On tak po prostu jej o tym powiedział. Jego zblazowane, zmęczone płakaniem, szarpaniem się ze światem oczy, wyrażały już tylko litość, ale jej wielkie złociste gały odbijały całą falę szoku, która przez nią się przejebała tym jednym prostym stwierdzeniem.

Ale ktokolwiek doszukiwałby się w tych ślepiach odrazy, to mógłby się srogo pomylić. Millie była przerażona tym jak bardzo niedowierzanie ściera się z fascynacją, jak usta formułują proste pytanie:
Jak kurwa do tego doszło, ucz mnie! – bo kuzyn kuzynem, ale Moody doskonale wiedziała, gdzie złożone było jej serce, przed czym próbowała uciec wciąż i wciąż wrzucając się w cudze ramiona, w cudze pocałunki. Może tylko przez chwilę, myślała że jest bezpieczna, przez chwilę mogła ukryć się w jego antytezie, pod białym kruczym skrzydłem, białymi opuszkami pocałunków lekkich jak śnieg, ale to były mrzonki, to był sen zdradzony ślubnymi dzwonami. A on, jej nie porzucił. Nigdy, nie mógłby, przywiązany do niej czymś silniejszym niż przysięgi przed ołtarzem, przywiązany zobowiązaniem, na które skazali ich rodzice.

To było ostro pojebane i nienawidziła siebie za to z całego serca. Gdy spotkali się Edgem poprzednim razem była w bardzo złym miejscu i równie złym czasie, w ciągu, który miał ją wyciągnąć z tego, a tylko dopierdalał bólem, którego nie potrafiła znieść. Alkohol, seks, narkotyki, to przytępiało tylko na chwilę, na krótki moment przynosiło ulgę, a potem budziła się w tym samym przepoconym łóżku, zasłuchana w te same nierównomierne kroki. Ukochane kroki. Jedyne, przy których czuła się bezpieczna. Kroki skazańca. Kroki kogoś, kto nie miał wyboru - musiał ją znosić. Każdego przejebanego dnia. Każdej bezsennej nocy.

Bezpieczna, ale czy aby na pewno? Dusza sabotowała komfort tej czystej miłości, kaziła ją zakazanym pragnieniem, słodką trucizną wgryzającą się w oczy i nozdrza, odbierającą dech zazdrością, przyspieszającą puls, toczącą pianę fantazją.

Przez ciało przeszedł pierwszy dreszcz, a potem drugi. Niekontrolowany odruch ciała, powłoki, która gwałtownym skurczem chciała pobudzić się do życia. Zespół niespokojnych nóg, tak na to mówili, a ona przecież nie spała, nie śniło jej się to dziwne spotkanie, nie wymyśliłaby sobie twarzy dawnego kochanka okraszonej przydługimi kędziorami. Kolejny dreszcz, jakby spadała, jakby zapadała się w sobie, łzy napłynęły jej do oczu. To była zła droga i ona wiedziała, że to jest zła droga i nigdy, przenigdy nie powinna nią iść. To przecież wybory ukazują, kim naprawdę jesteśmy - o wiele bardziej, niż zdolności. Jej zdolności były chujowe, była słaba, była spragniona bliskości, dotyku, uwagi. Tak bardzo chciała, żeby ktoś ją kochał. Żeby on ją kochał. I zawsze, zawsze to był wybór, jej wybór, że nic z tym nie zrobi, że nie przekroczy granicy, nie dotknie bardziej, nie będzie szukać okazji. Ale z każdym dniem, z każdym miesiącem, a teraz zwłaszcza, po trzech miesiącach w Lecznicy Dusz... te wybory były coraz trudniejsze do zagłuszenia.

Pętla zaciskała się coraz bardziej, zapomniała o lekach, a koszmary wyciągały po nią zachłanne ręce. Słyszała ich lepkie opuszki sunące po kamiennych ścieżkach, pojedyncze odciski czarnych dłoni pragnących wydrzeć jej istnienie znów w niebyt. Obiecała mu, że tego nie zrobi, ale czy nie byłoby wtedy wszystkim łatwiej? Dłońmi zakryła twarz, jej kręgosłup zawinął się jak pozostawiona na słońcu łupina pomarańczy. Jasna potterowska powłoka odsłoniętych pleców fałszywie zasłaniała rozległy piorun, który powinien dopełniać kreacji, dumnie wyeksponowany. Jej maska topiła się, jak skropiona kwasem, odsłaniając cała brzydotę i rozkład, którego jeszcze nikt nie dostrzegał, ale może jutro, może za dwa dni, może wtedy każdy się pozna na tym z jakiego szlamu została ulepiona, kaleka na ciele i umyśle. Może wtedy dadzą jej znowu zasnąć.

Głęboki szloch wyparł wszelkie słowa, jakby mężczyźnie znów udało się otworzyć w niej komnatę, która powinna być zamknięta. Zwinięta w rulon na męskiej marynarce, zatkała sobie uszy kołysząc się lekko w przód i w tył, nie mogąc znieść plaśnięć idących po nią dłoni. Kaszel zalewającej gardło flegmy nieregularnie przecinał charkotem powietrze.

@The Edge
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#7
29.06.2024, 00:12  ✶  
Flynn nieszczególnie mocno przeżywał to, że to, co powiedział niezależnie od rzuconego na to światła, musiało uchodzić za obrzydliwe. Było takim - zdawał sobie z tego sprawę, ujął te uczucia w tak nieodpowiednie słowa jak tylko on potrafił. Kocham go. Mamy wspaniałą, piękną, silną więź. Istniało tyle słów lepszych od tego co z siebie wydusił, ale niczego już nie był pewny. Kochał go, ale to nie było wystarczające. Mieli tę więź, ale ona rozpadała się teraz albo przekształcała w coś, na co nie chciał patrzeć, bo bał się tego niemożebnie, ale... Problemem nie było przecież bycie braćmi, oh nie, to pewnie ostatnie spoiwo ich relacji zakazujące Alexandrowi wyrzucenia go z Fantasmagorii, chociaż już teraz nakazał mu spanie poza swoim wozem. Po prostu mendą był. Tak po prostu, Alexander szuję sobie wybrał, Flynn zdawał sobie sprawę z własnych niedoskonałości i dowalał sobie takimi przemyśleniami, nie potrzeba mu do tego było żadnego wsparcia. Był cholerną mendą zdradzającą go z innymi facetami, a jednego z nich kochał ponad swoje życie. Ha! Powiedział jej „brzmisz jak ja”, zupełnie jakby byli do siebie niesamowicie podobni, ale to chyba jednak nie była ta sytuacja, ona tu przecież opłakiwała brak możliwości związania się z żadnym facetem, jaki jej się podobał, on... nie potrafił wybrać. Chciał mieć ich obu, był gotów na wiele, aby tylko uczynić ich życie szczęśliwszym, zrobiłby dla nich cokolwiek, na co wpadłby rozumny człowiek, oprócz porzucenia tego drugiego. Nie było kurwa mowy.

Widział, co to zdanie z nią zrobiło. Odetchnął. Nie mógł dać jej tego co kiedyś, nie sądził też, aby miała tego oczekiwać. Pod pewnymi względami zdawała się mieć nieco bardziej rozchwianą i nieprzyjemną energię niż wtedy, kiedy się ze sobą pieprzyli, ale... dostrzegał w tych miodowych oczach coś nowego, jakąś siłę i zdecydowanie, jakby nabierała rozpędu. I dobrze.

Płakała - co z tego? On też płakał, kiedy nazbierało się w nim zbyt wiele. Płakał, krzyczał, szarpał, gryzł, skakał, śpiewał, tańczył, wyzywał - te uczucia trzeba było wypalić, zużyć, wyczerpać. Nie można było ich w sobie dusić, jeśli się nie chciało zginąć marnie pod ciężarem własnych myśli. Miał już od prób zignorowania tej mądrości szereg siwych włosów. Wyrywanie ich przestawało pomagać. Więc niech płacze, niech się wykrzyczy w taki czy inny sposób - ale może nie tu? Na oczach potencjalnych gapiów, w miejscu, gdzie ktoś mógł przyjść i zobaczyć ją w gorszym momencie.

Flynn objął ją ramieniem, przycisnął do siebie w bardzo ciepły i czuły sposób, a później - pyk. Na schodkach pozostały tylko taca i pusty kieliszek, ktoś znajdzie je rano, kiedy będą sprzątali ogród. Nikt go o to nie zapyta. Zresztą, nie miał zamiaru się do tego przyznawać. Marynarka spadła na ziemię, a on przytrzymał Millie, sadzając ją na masce swojego samochodu. Delikatna jak wcześniej, niziutka kruszynka. Jednocześnie posiadała w sobie jakąś furię, huragan - gdyby ją musiał ująć matematyką, byłaby jakimś ekstremum na siłę wciśniętym w coś, w czym nie powinno się zmieścić. Bogowie wykonali tutaj złe obliczenia.

Schylił się w dół, podnosząc to ubranie, musiał je niby zwrócić, jednak zrobił to teraz tylko po to, żeby wyciągnąć tę chustkę wystającą z kieszonki i podać ją płaczącej dziewczynie.

- Chcesz się przejechać? - Tak, pił. Ale tylko jeden kieliszek.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#8
01.07.2024, 21:57  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 01.07.2024, 22:04 przez Millie Moody.)  

Powiedział jej „brzmisz jak ja”, zupełnie jakby byli do siebie niesamowicie podobni, i było to kurewsko adekwatne zdanie, była to ta sytuacja, bo ona... nie potrafiła wybrać. I nawet nie chodziło o to kto się z kim pieprzył i dlaczego. Seks był w głowie Mildred głównie sposobem rozładowania napięcia, zabawą, odreagowaniem, odkuciem się, rzuceniem na kolana omamionego typa i zgaszenie go jak peta. Ale emocjonalnie Moody była roztrzaskana na milion kawałeczków, jakby jej miłość była stłuczoną filiżanką, która rozpaczliwie próbuje skleić i nabrać wody, która powinna dać jej uleczenie. Z oczywistych względów bycie posuwaną przez brata nie wchodziło w grę. Jak mocno by go nie kochała, kiedy Matka ich formowała w swoim wielkim księżycowym tyglu on zagrał wszystko - wzrost, mięśnie, rozum, urodę, szlachetność i przede wszystkim jebany normalny mózg. A normalni ludzie nie lecieli na swoje rodzeństwo i w tym miejscu należałoby postawić kropkę.

Peregrinus z kolei cierpiał uwiązany do chorej matki i toksycznego pracodawcy. Miles sama zaczęła go unikać nie mogąc patrzeć na to jak jego rodzicielka się męczy, ale w głowie rzeczywistość się odkształcała, w jej głowie to on unikał jej, bo nie mogł znieść na dłuższą metę tego, jaka jest pojebana. Mildred było za dużo. Zawsze i na zawsze. Nawet gdy się spotykali, widziała to zmęczenie pod koniec spotkań, uciekające oczy, słyszała jego milczenie, czuła sztywność gestów. Kochała go, ale miłość to za mało. On miał jej dość. Ostatecznie, jeśli nie udawała normalnej, wszyscy mieli jej dość.

Poza chudym kelnerem, któremu ładnie było w długich włosach, ale umówmy się, byli dla siebie zupełnie obcy, nawet jeśli overshering wjechał na pełnej kurwie.

Odetchnęła głęboko, otwartymi dłońmi głaszcząc maskę samochodu, nie dbając o to czy ubrudzi sobie skórę, czy ubrudzi sukienkę. Nie dbając o to, że on ją właśnie porwał. Po krótkiej chwili położyła się na masce patrząc w niebo, rozpuszczając przy tym włosy, pozwalając im otoczyć się czarną aureolą kruczych piór. Zmierzchało, a chmury ułożyły się...

Rzut Symbol 1d258 - 142
Muszla (dobra nowina)


... niemal słyszała poszum morza. Czy to wybrzeże o którym wspominał poprzednim razem? Czy pojadą na klif?

– Moneta odwróci się, a Ty, może ja.. nie wiem, któreś z nas w końcu dostanie dobre wieści. – przymknęła spulchnione płaczem powieki. Makijaż trzymał się zajebiście, w końcu był magiczny. Chociaż tyle dobrego. – Fajnie, że się ruchasz z bratem. Jak się jeszcze kochacie, to się nie zastanawiaj. Taka więź jest jedna na całe życie – powiedziała, nie mając pojęcia o detalach tego miłosnego trójkąta w którym kuzyn (jej kuzyn) odgrywał tak istotna rolę. – Jak chcesz mogę kiedyś postawić Ci związkowego tarota. Karty to dziwki, ale otwierają oczy czasem... na różne sprawy. Ze mnie się śmieją, ale to wiesz, to ja, mszczą się, że nie okadzam ich pierdami jednorożców między tasowaniami. – Nawet się uśmiechnęła, gdy znów uchyliła złociste oko i łypnęła nim na swojego towarzysza. Podciągnęła nogę, ale tylko po to by przez rozcięcie sukienki sięgnąć do różdżki umiejscowionej na udzie. – Jeden call i możemy ruszać.– powiedziała Bezimiennemu i skupiła się na splocie, tkając zaklęcie niewielkiego motyla, który miał przekazać Christopherowi, że cóż została porwana i odezwie się na dniach.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#9
06.07.2024, 22:36  ✶  
Crow nie nalegał na to, żeby Moody od razu mu odpowiedziała. W gruncie rzeczy nie musiała mówić mu nic. On, lekko podpity, ale nie na tyle, żeby było to po nim jakkolwiek widać, udał się do wejścia od fotela kierowcy i wrzucił tam swoją marynarkę, po czym odpalił radio. W środku znajdowała się kaseta, jedna z wielu składanek, które sobie nagrał. Muzyka była bardzo, ale to bardzo ważną częścią jego życia i miał do niej specyficzny gust. Nie w takim sensie, że nie podobała mu się żadna inna, właściwie to potrafił bawić się do każdej, po prostu... niektóra uderzała prosto w jego serce. Wokół nich rozległa się więc melodia Behind blue eyes, rozpoczynającej serię jego ulubionych piosenek The Who.

Naprawdę byli do siebie podobni. Kiedy sięgając do radia, przejrzał się w lusterku, od razu roztrzepał te paskudne, ulizane włosy, które od samego początku mu się nie podobały. W tym stroju i fryzurze czuł się jak kompletny, skończony pajac. I był nim! Oh kurwa, ale on był durniem! Miał ochotę zapaść się z tym wszystkim pod ziemię. Ściągnął te obrzydliwe, błyszczące buciki i razem z marynarką wywalił je na siedzenie z tyłu. Nienawidził swojego życia. Laurent Prewett kompletnie go znienawidzi. Fantasmagoria mogła mieć kłopoty. Jego związek z Alexandrem był ruiną. Cain... błagam, niech przynajmniej on jeden dalej go kocha.

- To będziesz ty - powiedział do niej, wynurzając się na zewnątrz i wlepiając oczy w to niebo. - Kocham go, ale nic z tego nie będzie i tak. - Przyznał, odrobinę zmieszany, że w ogóle to powiedział. - Kocham też kogoś innego, o wiele dłużej niż jego, a takie rzeczy nigdy się nie udają. - A przynajmniej nie słyszał, żeby komukolwiek się udawały. - Ale totalnie czaję to, że więzy rodzinne wcale nie wyłączają ci magicznym guzikiem chęci rozłożenia przed kimś nóg.

Sposób, w jaki wpatrywał się w te gwiazdy i chmury sugerował, że widział w nich... coś więcej. W jakiś sposób musiał doceniać ich piękno. Zawiesił na nich spojrzenie na naprawdę długo, ale nie skomentował tego w żaden sposób.

- Na początku pomyślałem, że kompletnie to do ciebie nie pasuje - rzucił nagle, przerywając ciszę ze swojej strony. - Tarot. - Doprecyzował, odpalając kolejnego papierosa, którym zaciągnął się od razu. - Ale teraz widzę cię przy takim zastawionym alkoholem stoliku, próbującą odczytać z nich kiedy ten świat pierdolnie, jednoczesne polewając sobie bourbonu.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#10
10.07.2024, 12:21  ✶  
Leżała rozwalona na masce samochodu jak najprawdziwsza w świecie blachara (nawet jeśli miała na sobie sukienkę za miliony a jej buciki absolutnie nie były białymi kozaczkami). Leżała i patrzyła w niebo, myśląc o tym, że to nie może być wróżba dla niej, a dla niego, bo ona chyba za bardzo miała nasrane w głowie, żeby jakkolwiek moneta mogła się odwrócić.

Prawdziwie byli po jednych pieniądzach. Takie oszukiwane monety z samym rewersem, gdzie zawsze, kurwa zawsze przegrywasz.

– Mój brat jest zajebisty, jego po prostu nie da się nie lubić. Jest wszystkim tym co jest mi potrzebne do szczęścia, pomijając fakt, że ciągle go nie ma. Znaczy teraz niby trochę był, jak mnie rozjebało i leżałam w wariatkowie, ale hmm... stanęłam na nogi, więc... – Chciała bardzo uważać się za lepszą, za taką co rozumie i przyjmuje bezkrytycznie miłość do pracy Alastora. Chciała bardzo i punktowała zawsze dupy, które robiły mu z tego tytułu wyrzuty. Patrz Alik, ja nie robię Ci wyrzutów, wszystko jest super, jesteś super, one nie rozumieją, ja rozumiem. Pierdolenie. Była tak samo zazdrosna o jego czas, uwagę, o godziny spędzone nad cudzymi raportami zamiast nad nią. – I jest super przystojny. Mega wysoki, ma taki błysk w oku, że miękną kolana. Potrafi bez problemu przerzucić mnie przez ramię i łazić ze mną po mieszkaniu obijając moją głowę o ściany. Jest... hmm...– przychodziło jej na myśl wiele słów, ale nieosiągalny lśniło najjaśniej z nich. Mrzonka. Chory sen chorego umysłu.

– Mam też kuzyna, on jest bardzo inny niż mój brat. Spokojniejszy. Milczy nie wiem... Grzeczniejszy dla innych. Ciężko z nim się szarpać, to raczej typ intelektualisty. Przy nim też się uspokajam, wspiera mnie w jakiś takich sprawach wiesz w malowaniu. Ale jego matka jest bardzo chora, a przez to że widziałam śmierć swojej... W sensie rozumiesz co nie? Będąc przy nim czuje zapach przedłużanego bezsensownie życia. Tą chorobę, która nie toczy tylko tej osoby, ale wszystkich bliskich, a z tego co wiem to tylko on jej został i to jest... trudne... Z resztą ha znów, on mnie nie kocha to pewne. Nie chce ze mną być. – Przełknęła ślinę boleśnie, oczy jej się zeszklilły jak cebula podsmażana na maśle goryczy na własne życie. Peregrinus nie pobiegł za nią po tańcu. Wszystko tylko psuła.

– No i jest moja była. Mój najdłuższy kurwa związek w życiu. Widziałam ją tutaj wiesz? Dzisiaj, w sensie no nie tutaj, tylko tam w tym przeklętym domu. Bogata laska. Z mężem. Także pozdrawiam siebie serdecznie, przecież to... – westchnęła ciężko, dźwigając się z samochodu. Dłonią sięgnęła włosów i uwolniła je z ciasnego spięcia. – Masz jakiś podkoszulek czy coś? Nie chce jechać w tej sukience, to nie jest... to nie jest moja skóra. – Nie chciała bo jej się ta suknia przestała podobać, czy może dlatego, że Eden jej powiedziała, że do niej nie pasuje? Pierdolony kryzys tożsamości. Czy nie powinna na tym etapie wiedzieć już kim kurwa jest? – Bla bla bla miłość miłość, czy my w ogóle wiemy o co chodzi w tym całym jebanym kochaniu, skoro nakurwiamy miłością na prawo i lewo? Nie wyglądasz jak szczyt szczęścia, ja też w sumie pewnie nie. – Makijaż nie był rozmazany, dzięki potterowej sztuce, ale no, twarz Miles wykrzywiała gorycz doprawiona złością na samą siebie. – Daj mi chociaż fajki cokolwiek, nic nie piłam na tym pieprzonym weselu, to w ogóle... dałam się wypacykować jak lalka i to nawet nie była kwestia przegranego zakładu – mówiła, rozczesując włosy palcami.

– Też masz tak, że jak ktoś jest dla Ciebie miły, to wietrzysz podstęp i stwierdzasz, że na pewno chce Cie wyruchać i porzucić? Koleś co mnie zaprosił na tą imprezę jest serio... miły. Jest dupkiem, to pewne, ale nie daje mi odczuć tego, uszył dla mnie to i zapłacił za wszystkie wiesz... – wskazała na siebie znacząco – Nie wiem... masz tak? – dopytywała, jakby testując. To było ich drugie (no dobra, nie drugie, ale przez pierwsze kilka razy nie rozmawiali wcale, ok?) spotkanie, a czuła, że może w końcu dostała szanse z kimś porozmawiać otwarcie o swoim zjebaniu, bez lęku o to, że potem będzie na nią dziwnie patrzył, albo zamknie ją na stałe w Lecznicy. Był zdecydowanie lepszym psychiatrom niż ten cały Black.

– Jeśli chodzi o karty, to zapomniałeś o fajkach. O dymie co się unosi w całym pokoju. Moja kuzynka mnie nienawidzi jak przeszkadzam jej w seansach. Wchodzę i ona tam jakieś szmery bajery, mistyczne pierdololo, a ja mówię tym jej klientom "ej kurwa przestań ruchać sąsiadkę, to Ci się w małżeństwie poprawi" i wychodzę. Te pieprzone kartoniki... one kurwa wiedzą jak być dobrym człowiekiem i punktują Cię bezlitośnie. – Westchnęła ciężko, pamiętając swoje super układy na to jak poradzić sobie z tym emocjonalnym kotłem. Układ to jedno, jeszcze potem, żeby się go słuchać. – Ale nie jestem wróżbitką, nie tak na stałe. W sumie to nie wiem kim jestem. Śmietnikiem. Teraz takim wyslimowanym, ekskluzywnym. Ale wiesz... w śmietniku jest może i śmierdząco, ale i kolorowo. Czego potrzebujesz to se możesz z niego wygrzebać. – Uśmiechnęła się niewesoło. – Myślisz, że moglibyśmy jechać gdzieś się po prostu najebać i powyć do księżyca? Myślisz, że bardzo źle zareagują eliksiry, które biorę na głowę? Co myślisz?

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: The Edge (4259), Millie Moody (4683)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa