• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 10 Dalej »
[wieczór 10.08.1972] Exhale Inhale | Astaroth & Laurent

[wieczór 10.08.1972] Exhale Inhale | Astaroth & Laurent
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#1
23.07.2024, 15:09  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.11.2024, 17:40 przez Mirabella Plunkett.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono osiągnięcie - Piszę więc jestem - Astaroth Yaxley
We are stood and somehow calm
Within the madness of the storm
With no solution for the scared
Tasting pollution in the air

Mógł wracać do domu. Jak każdy w tym miejscu onegdaj przeklętym - mógł wrócić do domu. Zostawić makabryczne obrazy za sobą, udawać, że to tylko sen. Trzymać się czegoś bardziej kurczowo. Rozmówić się z Perseusem, Victorią, Esme - potrzebował tego wszystkiego. Potrzebował..? Czy może oni potrzebowali, więc po prostu grał do jednej linii? Perseus zasługiwał na wyjaśnienia, na... tylko co tu wyjaśniać? Jak wyjaśniać to, czego sam nie rozumiesz?

Pochodził między czarodziejami i mugolami, pracownikami Ministerstwa i osobami w ogóle nie związanymi bezpośrednio ze sprawą. Posłuchał. I to przypadek - bo przecież był tu po to, żeby odprowadzić Cirila, który potrzebował pomocy medyka. Potrzebował jej już wcześniej. Plątały się kroki i dzień jakoś wcale nie sprzyjał. Dziwne - woda wcale nie zmieniła swojego koloru, nie ważne, ile na nią spoglądał. Nie stała się szkarłatna. Nie zmieniła swoich odcieni. Nie wyniosła na brzeg flaków i głów.

Zapomnieć? Niektórych obrazów nie dało się zapomnieć.

W końcu wsunął foczą skórę na ramiona i znalazł tego, który swobodnie chodzić nie mógł. Przebywał pod wodą, nie chcąc się teleportować - albo nie mogąc. Nie mając ba tyle bezpiecznego schronienia, żeby mieć pewność, że słońce nie odciśnie na nim płomiennych ust. Spodziewał się go znaleźć? Właściwie nie bardzo. Chyba popłynął tylko dlatego do tych ciemnych kątów jeziora, że widział wyraźnie - wampir nie znikał pomimo tego, że powinien, kiedy wszyscy się rozchodzili w swoje strony. Jedynie uciekał przed smakiem krwi. Tej samej, którą prawie ciągle czuł na swoich kłach i robiło mu się od tego niedobrze.

Biała, smukła foka otarła się miękkim, śliskim od wody futrem o ramię mężczyzny i ułożyła się przy nim, zamykając czarne ślepia.

Noc nadeszła szybko. Noc, wieczór - latem to wszystko potrafiło zlepiać się w jedno, nawet jeśli to lato brnęło wielkimi krokami do końca. Kiedy już upewnił się, wysuwając wąsaty nos nad taflę, że ostatnie promienie słońca zniknęły, wrócił po Astarotha, żeby popłynąć z nim do brzegu. Nie było niczego eleganckiego w tym, kiedy o zmierzchu potrzepał swoją głową, a jego zawsze idealnie fryzura była teraz mokrym lepem platynowych kosmyków. Ruchem dłoni ściągnął je do tyłu, w drugiej trzymając swoją skórę selkie. On pod wodą czuł się dobrze. A Astaroth? Skóra człowieka nie znosiła na dłuższy dystans dobrze takich posiedzeń podwodnych. Obserwował go błękitnymi oczami przez moment, ale w tym mroku oświetlonym tylko przez latarenki i tak niewiele było widać. Chyba nic mu nie było - Astarothowi, się znaczy. I kiedy tak na niego patrzył... to nawet nie miał nic do powiedzenia. Na Astarotha patrzyły oczy bez blasku, życia, polotu. Nijaka twarz, nic nie wyrażająca. Dopiero po chwili Laurent odruchowo się wyprostował, bo przez moment nawet stał przygarbiony.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#2
23.07.2024, 21:13  ✶  
Pomagałem przy wydostaniu stąd mugoli, przynajmniej do tego poziomu wody, który dawał mi osłonę przed promieniami słońca. Nie chciałem się wystawiać na ich działanie, więc robiłem wszystko, czego tylko potrzebowali, żeby czas minął mi szybciej, ale również weryfikując, czy nie było tu gdzieś Daisy. Wciąż miałem przed oczami wyraz jej twarzy, kiedy rzucała się na mnie w ramach usilnego, namiętnego pocałunku. Możliwe, że to była jakaś iluzja, ale wolałem to sprawdzić, żeby nie zostawić jej pod wodą...
...a potem już tylko dryfowałem, wpatrując się w nicość. Czas diametralnie mi zwolnił. Nie byłem pewien, która może być godzina, więc nie wiedziałem, ile trafi mi tu jeszcze siedzieć. Nie byłem również pewien, czy ktokolwiek o mnie pamięta, bo w jednym momencie zrobiło się tu pusto. Nie wiedziałem, co się działo z Geraldine, czy czuła się dobrze. Nie wiedziałem, czy Daisy wciąż jest w Ośrodku, czy może z niego wyjechała, czy może coś jej się stało. Nie mogłem tego wszystkiego zweryfikować.
Dryfowałem... Albo po prostu byłem. Czy nie dryfowało się na wodzie...? Otumaniony otaczającą mnie wodą, jeszcze raz wertowałem swoje wspomnienia z ostatnich chwil. Mord mnie nie przerażał, ale chęć zrobienia krzywdy bliskim - już tak. Wiedziałem, że byłem bliski dorwania niczego świadomej Geraldine, ale jednocześnie pocieszałem się faktem, że miałem w sobie siłę woli, że nie pozwoliłem sobie jej ugryźć ani dotknąć. Mały sukces? Ostatnio z tą wolą było u mnie krucho, więc to dodawało mi względnej nadziei, szczególnie że pokonaliśmy Adrię. Co prawda, to Geraldine wszystkich rozwalała wokół, ale bez mojej pomocy byłaby w lesie. Następnym razem zamierzałem się odegrać i być bardziej z przodu... żeby nie obrosła w piórka.
W pewnym momencie również otuchy dodawała mi obecność foki o białym umaszczeniu. Domyślałem się, że to mógł być Laurent, aczkolwiek wcześniej nawet nie myślałem o tym, że może potrafić podobne rzeczy. Bywało to jednak typowe dla selkie, więc trzymałem się tej myśli. Czasami dopadało mnie zwątpienie, ale foka nie trzymałaby się tak blisko mnie bez powodu, poza tym byłem wampirem... Raczej miały jakiś instynkt przetrwania, w przeciwieństwie do Laurenta Prewetta, czyż nie?
Nigdy nie przebywałem tak długo pod wodą, więc kiedy w końcu wyplułem to wszystko, co mi zalegało w ustach... trochę się nakaszlałem, zanim wyrzuciłem naprawdę wszystko. Dopiero wtedy mogłem wziąć cholerny głęboki wdech i odetchnąć. Względnie, bo ten wdech był pełny jeziora. Cały nim przesiąknąłem, podobnie jak wszystko wokół. Zwróciłem swoją uwagę również na pomarszczoną skórę, która tym razem nie była sinoblada, ale to pewnie ze względu na światło, które na mnie padało. Miało taką ciepłą barwę, taką ciepłą barwę.
Podniosłem spojrzenie na Laurenta i zamarłem. Zmarłem po raz drugi może...? Laurent wpatrywał się we mnie, ale taki nieobecny, taki wyzuty ze wszystkiego, co dodawałoby mu poweru, energii, życia. Bez wyrazu, pusty. Dokładnie tak jak ja, kiedy... coś, ktoś... pozbawił mnie życia i godności.
Wyprostowałem się, stanąłem, bo klęczałem na brzegu, żeby wykrztusić te wszystkie mikroorganizmy z siebie. Teraz wiedziałem, co czuły ryby, a przynajmniej to sobie tak wyobrażałem. Ale to nieistotne. Matko, to takie nieistotne w obliczu tego jak czuł się ten chłopak. Żaden głupi żart nie był w stanie zmazać tego, co czuł... A przynajmniej tego, co myślałem, że czuł. A żartów z tej okazji miałem pełno, ale też jakoś... Nie zamierzały przy przejść przez gardło.
Zbliżyłem się do niego powoli, niby niepewnie - mogło to tak wyglądać, ale bardziej ważyłem każdy ruch, żeby go nie przestraszyć. Miał czego się bać, biorąc pod uwagę nasze spotkania. Miałem z tego powodu niemałe wyrzuty sumienia, ale zakopywałem je głęboko, mając nadzieję, że kiedyś odkupię wszystkie swoje winy. Może to miał być pierwszy z kroków ku temu, bo właśnie otworzyłem swoje ramiona, żeby przytulić go do siebie. Mokre i zimne ramiona, ale to zawsze coś, prawda?
- Nie musisz się prostować... Nikogo tu nie ma, oprócz nas - szepnąłem do niego, dając tym samym znać, że było okej, że mógł sobie pozwolić na odrobinę słabości...?
Rozejrzałem się dyskretnie wokół i nasłuchiwałem, ale nikt nie rzucał mi się w oczy. Wcześniej również nie.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#3
23.07.2024, 21:45  ✶  

Był zmęczony, a Astaroth? Ciągnęło go w dół, obciążały mięśnie? Położyłby się, ułożył do snu - na pewno by pomogło. Było ciemno, było późno, a ciągle pracowało tutaj Ministerstwo, żeby wszystko uprzątnąć. Nie chciał nawet spoglądać w kierunku samego miasteczka. Wzdrygnął się od zimnego powietrza, które dotknęło ich ramionami wiatru. Żołądek go ściskał, ale nie miał już czego z siebie wypluwać - wszystko, co mógł, już wyrzygał, kiedy wyszedł na brzeg i zobaczył tylko więcej trupów. Chyba to lepiej, szczególnie, kiedy chcesz pozbyć się trującej krwi Blacków ze swojego krwiobiegu.

Astaroth wydawał się zmęczony permanentnie. Przez jego karnację, przez sińce pod oczami, fioletowe żyły. Był martwy. Czy trupy mogą być martwe? Położyłeś dłoń na wysokości swojego żołądka i nieco znowu zgiąłeś. Tak na moment. W tym odruchu, że zaraz znowu ciałem zaczną wstrząsać spazmy. Jesteś w tej ciemności, w Windermere - mieście trupów - z tym trupem, co stał i miał się zadziwiająco dobrze. Miękkie i słabe nogi już nie pozwoliłyby donikąd uciec, a wątłe ramiona nawet nie próbowałyby sięgać po różdżkę. Nie miało to sensu. Drapieżnik zawsze był szybszy. Teraz się nad tym zastanawiał? Mógł wcześniej. Zanim przylgnął do niego pod wodą, żeby nie musiał spędzić tam samotnie całego dnia, niechętny do ruszenia się z powodu tobie nieznanego. Powinien teraz bić na alarm strach. Ale po co? Uciec? Donikąd. Nie powinno się lekceważyć wampira, który za każdym razem pokazywał, że nie radził sobie sam ze sobą, a który nasmakował się słodkiej krwi między falami. W tej upiornej walce, jaka miała tam miejsce.

Astaroth poruszył się w przód, a Laurent drgnął. Napiął się i naprostował jak struna - to odruch bezwarunkowy. Nie chciał tego robić, to było silniejsze. Zacisnął mocniej ramię na śnieżnej skórze. Kto tu teraz był bestią, skoro zareagował prawie jak spłoszone zwierzę? Kiedy w ruchach ciemnowłosego tliło się tyle uwagi, ostrożności. Nie skrzywdzę cię - mówiło całe ciało Astarotha. Więc? Ufasz takiemu ciału? Potrafisz zaufać wampirowi, Laurencie?

Było zimno. Nie odwzajemnił tego uścisku, bo przyciskał przedramiona do swojej piersi, a do tej piersi tulił tę skórę. Nie odwzajemnił go, kiedy ramiona Astarotha zamknęły się za nim, ale przylgnął do niego. I chociaż powinno być cieplej - było jeszcze bardziej zimno. Jego ciało nie oddawało ciepło - woda wręcz chłodniała przy jego zimnym ciele. Wampir. Trup. Osoba, która może jest w stanie poczuć czyjeś ciepło, ale nie odda tego samego. Nie nadeszło ugryzienie, którego się spodziewał, więc jego mięśnie się rozluźniły. Może fałszywie. Ale... czy to już nie było w zasadzie wszystko obojętne? Astaroth mógł poczuć, jak coraz większa część ciężaru ciała Laurenta jest oddawana jemu samemu, jakby zaraz miały też ugiąć się pod nim kolana.

- Wiem... - Tylko czy potrafił się w ogóle do tego ustosunkować? Tego nie wiedział. Wiedział za to, że jego mięśnie naprawdę odpuszczały. Tak jak i coraz bardziej drżał od tego zimna.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#4
24.07.2024, 21:14  ✶  
To nie było takie proste, jak to mi się wydawało. Chciałem dobrze, ale działałem zbyt szybko, za szybko, zbyt pochopnie, naiwnie, niewiele myśląc o konsekwencjach swojego potencjalnie dobrego czynu. I teraz może dawałem oparcie Laurentowi, ale jednocześnie zabierałem mu ostatki ciepła... Dla mnie może przyjemne, ale dla niego niekoniecznie, szczególnie że cały drżał i potrzebował tego ciepła do normalnego funkcjonowania. Mnie nic nie ruszało, było mi obojętne nawet to, czy jestem mokry, choć wysłuszyłbym się jak najbardziej chociażby dla własnego komfortu, przyzwyczajenia, a szczególnie zmył z siebie to jezioro. Jego zapach wciąż drżanił mi nos.
Nie umknęło mojej uwadze jego spięcie na mój dotyk, ale nie zamierzałem tego komentować. W pełni sobie na to zasługiwałem. Każdy się przy mnie bał i właściwie sam do tego zachęcałem, do tej czujności. Może teraz nie miałem obłędu w głowie, ale nikt mi w niej też nie siedział, żeby o tym wiedzieć.
Nie mogłem go jednak puścić, bo mógł paść na ziemię, nogi mogły się pod nim ugiąć. Czułem, jak coraz większą częścią ciała szukał we mnie oparcia, więc... nie mogliśmy tu zostać. Podniosłem spojrzenie na okolicę. Rozważałem kolejny włam do jednego z domków, ale najbliższy był w lekkim oddaleniu. Ktoś wtedy mógł zwrócić na nas uwagę, a myślę, że to było ostatnie, czego potrzebował Laurent.
- Mogę się włamać do jednego z domków ośrodku... Czy wolisz, żeby cię teleportować do Raju? - zapytałem, nie chcąc podejmować decyzji za niego. Już sam spierdoliłem ładnie. Byłem zimny. Nie mogłem mu pomóc. Nie bezpośrednio, ale miałem umiejętności, które mogły nam pomóc zdobyć ciepło i względne poczucie bezpieczeństwa. - Ze mną zaraz zamarzniesz - zauważyłem niepocieszony, gdyby się zastanawiał, skąd te pytania, skąd ta moja błyskotliwa dedukcja.
- Trzymaj się mnie, nie panikuj - szepnąłem delikatnie, ostrzegając przed swoimi zamiarami. Nie chciałem nas po tych akcjach pod wodą jeszcze rozszczepić.
Chwyciłem go nawet mocniej, objąłem właściwie bardziej, żeby się teleportować zaraz po jego preferencji. Nie zamierzałem czekać aż mi tu zejdzie, poza tym ten stan już groził smarkaniem przez najbliższe tygodnie. Mi nie, może mi dawnemu. Wspominałem sobie o Laurencie. Wyobrażałem sobie, jak musiało być mu zimno, skoro cały się trząsł. Niejednokrotnie w Snowdonii zdarzało mi się marznąć, podczas długotrwałych polowań... Plus bycia wampirem był taki, że już nie marzłem. Sam stałem się zimnem.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#5
24.07.2024, 21:55  ✶  

Szaleństwo. Głupota. W wielu miejscach i przy wielu ludziach było bezpiecznie - na pewno nie przy Astarothcie. Zabij mnie. Jaka to byłaby śmierć - w ramionach wampira? Co by się działo? Jakby wyglądała? Pozwól mi zasnąć. Był zmęczony, ale nie był śpiący. Nie tak, jak powinien. Myślał o cieniach nocy i gwiazdach, które kochał, jak o wybawicielach. Wybawiły jego ale zaznały za wiele śmierci. Myślał o cieniach nocy i gwiazdach, które były bezduszne. O pustych skorupach ciał i krwi. O tym, że istnieją grzechy, których nie zmaże żadne mydło. Będziesz mył pięćdziesiąt razy swoje usta, ale nie zapomnisz smaku krwi. Możesz pięćdziesiąt razy umyć dłonie, a one ciągle będą się lepiły. Było też pięćdziesiąt razy więcej miejsc i osób, u których można szukać schronienia. Ale on, zamiast tego, został z Astarothem, żeby w tej przeklętej wodzie nie został sam. I teraz właśnie był sam - lania wydana wilkowi. Jestem zmęczony. Już wystarczy. Myślał o tym, że taka śmierć nie byłaby najgorsza. O tym, że chyba dotarł na jakiś kres, w którym już nie było rzeczy ważnych i istotnych. W tych cieniach nocy i pod tymi gwiazdkami, co tak słodko nam mrugają - wszystko skończyło się w tych zimnych ramionach. Pewnie odetną mu powietrze. Pewnie zamkną go w żelaznym uścisku, pogruchoczą kości. Mógłby? Na pewno byłby w stanie. W zamian mnie potrzymaj. Chyba tyle mógł ten wielki wampir zrobić? Tylko potrzymać. Tylko na chwilę. Tylko na moment...

- Zabierz mnie do domu. - Nie chciał tu zostawać. W tym przeklętym miejscu, gdzie wszystko było brudne od czerni, o której opowiadał Perseus. A dom? Dom był chociaż trochę lepszy. Trochę spokojniejszy. Nawet jeśli tyle koszmarów nauczyło się wyzierać z jego kątów. Ciekawe, czy Astaroth też ich tyle dostrzegał we własnych czterech kątach? - Trudno. - Wcale tak nie myślał. Nie chciał zamarzać. Nie chciał czuć zimna, nie lubił zimna. Nie chciał umierać i nie chciał się dusić. Pewnie to dlatego jego klatka piersiowa unosiła się w coraz głębszych oddechach - chciała go utrzymać przy życiu wbrew wszystkiemu. Jakby wiedziała. Jakby się spodziewała. Jakby podświadomość już czuła bestię, w której ramionach skończył. - A tobie... Nie jest zimno?

Zacisnął powieki, a kiedy je otworzył - było już cieplej. Ciemność jego domu przywitała ich wraz ze szczenięciem Dumy.

- M-migotku... - Nie chciał, żeby jego głos zabrzmiał tak żałośnie. Nie powinien tak brzmieć. Powinien być godny. Dostojny. Wychodzić naprzeciw oczekiwaniom. Skrzat się pojawił od razu, wystraszony i zmieszany, ale zanim zdołał coś powiedzieć, to Laurent skierował na niego spojrzenie.- Zabierz Dumę. - Skrzat skłonił się i zabrał jarczuka. A Laurent nie odsunął się od Astarotha nawet o milimetr, jeśli on sam tego nie zrobił.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#6
25.07.2024, 21:31  ✶  
- Kopnął cię ktoś kiedyś porządnie w tyłek? - zapytałem delikatnie Laurenta, kiedy wylądowaliśmy u niego w sypialni. Los tak chciał, że pokierował mnie zapewne w najbezpieczniejsze miejsce na ziemi, jeśli chodziło o Laurenta, i tak, właśnie w tej chwili mu groziłem, ale to tak ciepło, lekko, z lekkim uśmiechem, z nieskrywaną troską. Nie chciałem by było mu obojętne, że zamarznie. Nie chciałem żeby zamarzał. Czy to przeze mnie, czy przez siarczysty mróz w jakichś Himalajach.
- Nie jest mi zimno, ale cuchnę jeziorem - przyznałem zakłopotany, podobnie jak faktem, że wciąż ściekało z nas obu i Migotek będzie miał niebawem powódź jeszcze do ogarnięcia. Skrzat, nie skrzat. Nie przepadałem robić komuś dodatkowej roboty. - Powinienem się stąd ewakuować. Moczę ci podłogę... Ale dobrze się czujesz? Trochę się działo - przyznałem, nieco zelżywszy uścisk, ale też nie jakoś bardzo. Obawiałem się, że jak puszczę Laurenta, to ten się serio posypie, rozleje albo walnie o twardą podłogę. Żadnego z tych scenariuszy nie brałem pod uwagę... Ale próbowałem się jakoś pocieszać głupimi żartami, luźnym podejściem, prawda była jednak taka, że martwiłem się o niego i jego psychikę. Te obrazy spod wody najwyraźniej były dla niego traumatyczne. Wiedziałem coś o traumatycznych przeżyciach... Aż zanadto.
- Czy dasz radę ustać, jeśli cię puszczę...? - zapytałem powoli i uważnie, obserwując jego twarz, a przynajmniej próbowałem się przypatrywać, bo wcześniej patrzył na skrzata, a teraz chyba uciekał gdzieś spojrzeniem...?
- Hej, nie musisz się krępować swojego stanu... Niżej niż ja nie upadniesz - pocieszyłem z lekkim optymizmem. Próbowałem być dla niego oparciem bardziej psychicznym niż fizycznym, bo te fizyczne chłodziło jego serce, zamiast ogrzewać... Ale też nie znałem go za bardzo. Nie wiedziałem, co może poprawić mu humor. Dziś zapewne już nic. Mogłem jedynie uczynić, by się czuł swobodnie w moim towarzystwie, a może po prostu się stąd ulotnić i już nie wadzić...?
- Potrzebujesz czegoś? Mogę ci jakoś pomóc...? - zapytałem go zatroskany. Może najłatwiej było zapytać. Mogłem nawet siedzieć tu całą noc, jeśli dostanę kawałek suchej szmaty. - Powinieneś zdjąć z siebie to mokre ubranie i otulić się kocem... Migotek...?! - poradziłem i zapytałem niepewnie ścian. Zapewne skrzat nie zamierzał być na moje usługi, trudno. Ale przydałoby się nawet kilka milusich, puchatych koców. Z tym musiałby się ze mną zgodzić w trosce o swojego pana.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#7
26.07.2024, 19:19  ✶  

- Słucham..? - Niemrawe pytanie połączone było z niezrozumieniem tego, co Astaroth do niego powiedział. Ze spojrzeniem, które mu posłał - teraz mógł. Kiedy Astaroth trochę rozluźnił ramiona, kiedy Laurent przytrzymywał się o jego ramiona. Przestrzeń między nimi nie mogła sprawić, że zrobi się cieplej, ale nie robiło się też zimniej. Zimno fizyczne nie doganiało zimna psychicznego. Ta bliskość miała komfort bardziej wartościowy. Sięgało uczuć wyższych, puchem osiadało na głowie. - Nie. Ale chcieli. - Załapał z opóźnieniem, dopiero kiedy skupił się na jego tonie i zobaczył jego minę. To był jak flashback - poprzednie spotkanie, jakże słodziutkie, pełne żartu i lekkości, które potem bardzo szybko przeobraziło się w coś... coś bardzo nieprzyjemnego. Dla obu stron. Jak wszystko wokół Astarotha, prawda? Jak wszystko wokół Laurenta. Z tą myślą spróbował odpowiedzieć na żart, by nie zrobiło się dziwnie, nawet spróbował się uśmiechnąć. Było do kogo - przecież Astaroth miał twarz księcia z bajek, w których szepczą o upadłym królestwie rządzonym przez upadłego władcę. Wkraczasz więc do jego świata, żeby się przekonać, że to człowiek jak każdy inny - przeklęty, ale bardzie nawet zagubiony niż ci, którzy go porzucili.

- Goście w mojej sypialni zazwyczaj są mokrzy. - Ostrożnie odsunął się od mężczyzny, zrywając z nim kontakt wzrokowy, spoglądając na tę podłogę. Tak, śmierdział jeziorem. Obaj nim śmierdzieli, obaj syfili tę podłogę. To, co powiedział, też miało być niby żartem, ale brakowało temu odpowiedniego tonu, jakiegokolwiek uśmiechu przy tej martwicy emocji. Wewnętrznego wstrząśnięcia rzeczami widzianymi. I tak, to, co powiedział, było żartem świńskim, krytycznym z jego strony, krytycznym i szyderczym wobec siebie samego, swoich przyzwyczajeń. Stać go teraz na to było. Może tylko na to. - Nie. - Nie czuł się dobrze i nie zamierzał teraz ściemniać, że było inaczej. Serce nieprzyjemnie mocno mu uderzało o żebra. Za to pokiwał twierdząco głową, że da radę ustać. I rzeczywiście puścił Astarotha, a sam w końcu oderwał od siebie ręce i ostrożnie przewiesił białą skórę o poręcz łóżka. Miał nogi jak z waty, ale stać mógł. Stać i moczyć dalej podłogę. Podłogę, z której Astaroth powinien zniknąć, a on mógł przecież udać się do domu, poszukać siostry, odwiedzić kuzynów Bulstrode - tak wiele drzwi do zapukania. Każdy o niego zmartwiony! A zamiast tego on... - Chcesz się wykąpać? - Zadał to pytanie. Nie chciał do nikogo iść. I nie chciał do końca zostawać teraz sam. Szczególnie, że Astaroth już tu był, niby jak mówił zimno mu nie było, ale... tak, śmierdział. Jeziorem.

- Czyżby? - Brzydki uśmiech pojawił się na jego twarzy. Przynajmniej nawiązał kontakt wzrokowy z Yaxleyem. Brzydki, bo szyderczy, kpiący, kiedy zadał to pytanie na stwierdzenie, że "niżej niż ja nie upadniesz". - Skąd ty możesz wiedzieć, jak nisko mogę upaść. - Ludzie oceniali pryzmat pozorów - i to było dobre. Laurent przecież chciał ten pozór tworzyć, być tak odbierany..! Chciał. Chyba chciał. Chciał kiedyś. - Chodź... - Złapał go za dłoń i wyprowadził z sypialni. I poprowadził go do łazienki. Bajecznej, wyłożonej marmurem, z piękną, dużą wanną, w której dwie osoby miały dla siebie aż nadto przestrzeni. Puścił go po drodze po to, żeby zacząć rozpinać swoją koszulę. A Migotek rzeczywiście się pojawił na wezwanie. - Przygotuj gorącą kąpiel i podaj nam herbatę. Z sokiem z jeżyn. Przygotuj dla pana Yaxleya jakieś świeże ubranie. - Polecił skrzatowi nawet nie czekając na to, o co Astaroth chciał go poprosić. Skrzat się skłonił.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#8
26.07.2024, 23:42  ✶  
Kiedy już myślałem, że go nieco wyluzowałem, to jednak mrok ponownie się o niego upomniał. Tak, jak i o mnie wciąż się upominał. Taki najwyraźniej był nasz los, że pomimo walki o lepsze jutro, wciąż mieliśmy się staczać i cierpieć. Może byliśmy w tym zbyt emocjonalni, a może po prostu przeciążeni zanadto, a może doskwierało nam jedno i drugie? Czy mieliśmy kiedykolwiek osiągnąć równowagę? Może, niewykluczone. Pytanie tylko, ile miał trwać ten powrót, odzyskanie tego naszego Graala? I czy damy radę przetrwać ten trudny dla nas okres...?
Kiedyś było jakoś lżej... Nie przejmowałem się niczym. Parłem do przodu, może za bardzo egoistycznie, bo ileż to serc zdążyłem złamać czy zawieść w ciągu tak krótkiego życia...? Ile zdążyłem przeżyć? Przepić? Przećpać? Przeimprezować? Przekochać? I przecież też miałem niejednokrotnie ranione serce, że odechciewało się wszystkiego. Może bycie wampirem nie było tak źle, tylko niepotrzebnie tak to demonizowałem, zamiast przejść z tym do porządku... nocnego? Nocą również odbywało się życie. Miasto żyło. Trwało sobie w najlepsze.
W obliczu bolących serc, propozycja Laurenta mnie zaskoczyła. Tego się nie spodziewałem, ale postanowiłem w to brnąć, mając nadzieję, że tym razem to nie on się na mnie rzuci...? Nie byłem pewien, czy jest świadomy tego, że byłem martwy, dosadnie martwy i pewnych rzeczy nie dało się u trupa poruszyć, niezależnie od chęci i zaangażowania... I też trochę się obawiałem, że takie jałowe kuszenie mogłoby mnie zachęcić do innej, prawdziwej dla mnie przyjemności, ale... Umysł miałem pełny dzisiejszych przeżyć, więc... Czy mogłem być pod tym kątem grzeczny? Raczej tak, chociaż przy Laurencie to się z reguły inaczej kończyło. Więc co? Panie Migotku, niech mnie ma pan na oku? Albo przyprowadzi jednak Dumę, który będzie wiedział, w którą stronę mnie pociągnąć, żeby wypieprzyć z tego domu? Tak raz i porządnie?
- Dostrzegam, że możemy się przebijać w byciu degeneratami - stwierdziłem rozbawiony, chcąc dodać do tych czarno-zabawnych spostrzeżeń faktycznego humoru, ale to chyba dalej był osmolony żart. Cóż, mogliśmy nawet iść w tą stronę, jeśli wyznamy tym samym parę grzeszków, które odciążą nam duszę...? Czy coś w tym stylu. Specjalistą od ludzkiej psychiki nie byłem, ale od ubijania potworów. Zawsze mogłem spróbować zapolować na te zmory w naszych umysłach. Spore wyzwanie, ale czego się nie robiło dla... przyjaciół? Czyżbym miał nowego przyjaciela? Szczególnie bliskiego, skoro właśnie ciągnął mnie do wspólnej kąpieli...?
Cóż, jedno było pewne. Lubiłem dotyk tej ciepłej dłoni. Był przyjemny. Niewiele czułem, ale to czułem. Plus, ta bajeczna łazienka przypomniała mi o jednej istotnej kwestii.
- Księżniczki nie powinny mieć czystej, wypucowanej na błysk duszy, panie degeneracie? Nieskazitelne ideały, wysokie szpilki żeby łydkami cieszyły oko, a na domiar ciągłe dziewictwo w życiorysie? - zaśmiałem się, bo trochę stoczyliśmy tę bajkę. Książę był potworem, księżniczka upadła nisko, więc chyba najbardziej prawą postacią w tej bajce był Migotek. Ciekawe, czy by mu się spodobała taka rola? - Nie miej mi za złe tej krytyki, bo jako książę też daję wiele do życzenia... Ale na naszą obronę dodam, że istnieją ponoć mugolskie bajki, gdzie jest znacznie bardziej krwawo niż w naszej historii. Z tego punktu widzenia można by uznać mugoli za psycholi, ale tworzą zbyt świetną muzykę, żeby mogli być źle do szpiku kości - wyparowałem w ramach własnych, głośnych przemyśleń.
- Na dodatek... Wybacz moją gadatliwość, ale chciałbym mianować Migotka na najbardziej prawą postać w naszej bajce, jeśli przyniesie mi suche ubranie - stwierdziłem z uśmiechem, takim niegrzecznym uśmiechem, bo zamiast się zajmować własnymi ubraniami, to zbliżyłem się do niego i ująłem jego podbródek. Zadziora czasami byłem, ale to jak mnie ktoś kusił i prowokował, a wizja gorącej kąpieli i oglądania nagiego tyłka Laurenta do tego należała.
- Sprawiasz, że mam ochotę na powrót zatracić się w pożądaniu... Ale jest w tym jedno potężne ALE - wyszeptałem do jego warg. Za bardzo nie musiałem się pochylać, żeby mieć je blisko swoich... Wygodne. Liznąłem je językiem, musnąłem delikatnie, wspominając te wszystkie przebojowe rzeczy, ociekanie potem, imprezy do rana. Również miałem fleshbacki, ale ja o dawnym Astarothcie, błyskotliwym prefekcie, silnym pałkarzu, niezłomnym podróżniku i namiętnym kochanku.
Pocałowałem Laurenta. Na początek delikatnie, sprawdzając, smakując, czy nie będą go odrażały chłodne pocałunki. Przegnałem jego palce z koszuli i sam postanowiłem zająć się jego koszulą. Księżniczki miały gorsety... A ta nosiła męskie koszule.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#9
27.07.2024, 10:57  ✶  

Potrzeba było o wiele więcej niż jeden czy dwa żarty, niż chwila łagodnego tonu, żeby poodpadała skorupa paskudztw nazbieranych na skórze, przesiąkniętych ubraniami. Wbitych jak gwoździe w deski, a to tylko obrazy. Tylko, prawda? Tylko śmierć, tylko rozpacz, tylko plany topienia ludzi, by w końcu poczuć wyzwolenie. Myśleliśmy, że świat można wyłagodzić samymi chęciami, ale tak nie było. Fałszywe obietnice "będzie lepiej" były tym, co mogliśmy zaoferować innym - oferowaliśmy je w końcu samym sobie.

Żyło miasto nocą, tak jak żyło jezioro. Nie potrzebnie demonizujesz - wbijasz sobie w głowie taki fakt, a z tego faktu lęgnie się potem wrażenie, że przecież i tak ci źle. Ta myśl atakuje. Wbija się - aha, widzisz? Gwoździe. Dobijają. Mówisz sobie jedno, a uczucia dryfują w drugą stronę. Na co ci więc łajba, której nie możesz kontrolować? Możesz żyć razem z tym nocnym miastem, a jednak fakt to był przekoloryzowany - ludzie stworzeni byli do życia za dnia. To tam działy się główne atrakcje, tak, pod słońcem, albo zachmurzonym niebem Manchesteru, śpiewały kobiety, tam wznosili toasty mężczyźni, powiewało letnie sukienki i rozkładano koce, żeby nacieszyć się piknikami. To było tam - nie tutaj, w cieniach, w których dzieci ostrzega się przed potworami, a damy w tych sukienkach przed gwałcicielami, mężczyzn zaś przed degeneractwem gejów.

- Co takiego dostrzega pańskie oko, panie Yaxley? - To nie tak, że nie chciał mu oddać humoru, ale nie potrafił, nie tak do końca. Czy z nim jest coś nie tak? Widział tyle samo, widział to samo. Victoria też to wszystko widziała - reagowali jednak inaczej. To z nim było coś nie tak. Że nie mógł zdzierżyć okrucieństwa, że ta lejąca się krew była taka drastyczna, że nie potrafił nad tym normalnie przejść do codziennych spraw. Teraz się starał. Wyprzeć to zło, co wiecznie dobra pragnąć, wiecznie zło czyni. Moglibyśmy zaprosić tutaj diabła, czy odpowiedziałby na nasze pragnienia i życzenia? Może chociaż ulżyłby w cierpieniu.

Obrócił się przodem do Astarotha, kiedy woda zaczęła płynąć. Jej szum był kojący. Z wody do wody - pewnie wampir miał już do niej jakąś awersję, ale ciepła woda wanny była zupełnie inna od wody jeziora. Pachniała już różanym olejkiem i wzbijała się miękka pianka.

- Sugerujesz, że takiej nie mam? Czy nie wyglądam jak anioł? Anioły nie mogą mieć brudnej duszy. - Brakowało ciągle emocji w błękitnych, znużonych oczach, które zaglądały w te bajecznie zielony. Ta śliczna, trupia twarz skazana na samotność nocy, w której oszukiwał się, że można normalnie żyć. - Oczywiście. Dziewictwo jest wpisane w każdy pierwszy raz, jaki oferuje. - Nawet lekko drgnął mu kącik ust ku górze w kolejnym krytycznym uśmiechu, leniwym z pozoru. Wstyd? Nie było wstydu. Degenerat. Ładne słowo. Przynajmniej tej nocy pasowało lepiej niż tysiące komplementów. Krwawo... Nie miał za złe krytyki, bo sam takową wysnuwał, a usłyszenie jej na głos było otrzeźwiające. - Taka krytyka na twoich wargach to... żadna krytyka. - Prawie wyszeptał słabo, próbując zebrać myśli do słodkiego komplementu, ale ten rozpadał się w myślach jak wazon uderzający o posadzkę. - Zasługuje na to. - Przyznał i tym razem ten uśmiech, choć diabelnie zmęczony, był przynajmniej sympatyczny. Łagodny - jak te wszystkie uśmiechy, które pasowały mu najlepiej. Słowotok Astarotha, choć nie wiedział, czym jest powodowany, rozbrajał jego myśli, a myśli były bombą gotową do wybuchu. Nie miał szans skupić się na jednym aspekcie, a pełna romantyzmu dusza gładko podążała w stronę bajki, która była lepsza od rzeczywistości, w jakiej się znaleźli.

Właściwie nie do końca się tego spodziewał. Pochlebiało mu to, ale czy wampiry w ogóle były w stanie odczuwać pożądanie? Były martwe. Umysł pracował, ale organy - nie. Nuta zdziwienia szybko została zasnuta rozpłynięciem się w początku symfonii. Przymknął powieki, rozchylił wargi, uciekł tymi rękoma, bo zarzucił je na barki Astarotha. Zimno. Czy tak było dobrze? Nie było dobrze? Zimno, ale woda szumiała, dom był ciepły, a on po prostu nie chciał zostawać sam? Było w tym coś odrażającego. W tym zimnie. Tak samo musiały zimne być te ciała, w których zgasło już życie.

- Ale ty nie odczuwasz pożądania, prawda? - Wyszeptał, kiedy oderwał swoje usta od jego miękkich warg, by teraz samemu zacząć odpinać guziki jego koszuli.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#10
27.07.2024, 12:28  ✶  
- Tylko bez krytycyzmu, proszę, bo może nie wygląda, ale czasami potrafię mieć naprawdę bujną wyobraźnię - ostrzegłem Laurenta, bo tak na dobrą sprawę nie wiedziałem jak daleko sięgało jego degeneradztwo, a on właściwie nie wiedział również o moich przygodach, więc mogłem go zaskoczyć, mogłem wcale nie. Mogłem się równie dobrze okazać płotką wśród degeneratów i wtedy będę zmuszony oddać Laurentowi koronę... Ale do rzeczy, bo się nigdy nie dowiem. - Jak też zdążyłem co nieco napomknąć, wyobrażałem sobie ciebie w roli tej księżniczki. W sukience, falbanami, koronkami z gorsetami, obcasami i może brakiem tchu w tym gorsecie...? Za bardzo nie znam się na damskiej garderobie, jednakże wiem jak się jej pozbywać - zareklamowałem z niegrzecznym uśmiechem. Takim uśmiechem, co mi nie towarzyszył już od bardzo dawna. Skorym do bycia niegrzecznym chłopcem. Tym chłopcem, co dostawał miotłą po głowie.
Tym chłopcem, co miał słabość do delikatnych całusów i gwałtownych pocałunków, a miałem wrażenie, że wargi Laurenta właśnie do tego zostały stworzone. Miałem ochotę zrobić to już wtedy, kiedy siedział w mieszkaniu Geraldine jak gdyby nigdy nic. Wtedy jeszcze za nim nie przepadałem, ale te wargi najwyraźniej topiły moje uprzedzenia. I też wampiryzm i bycie większym potworem, ale o tym akurat teraz nie myślałem. Wolałem zatapiać się w tych pięknych, naiwnych wizjach, gdzie wszystko mogło być bajką, którą sobie namalujemy słowami.
Odetchnąłem z ulgą, chociaż był to tylko pocałunek. Nieco wydłużony i przyjęty z uwielbieniem, ale wciąż tylko pocałunek. I aż pocałunek. Wziąłbym i ściągnął w mig z niego ubranie, ale były granice, których nie mogłem przekroczyć. Przynajmniej nie bez pozwolenia.
- Tak... I nie... Możliwe, że to co czuję w sobie, te silne emocje, to pożądanie, ale... to jest inne, bo nie mogę już uprawiać seksu, nie mogę dojść, więc kieruję je w innym kierunku, w jedyne miejsce, gdzie mogę poczuć ulgę - wyznałem nieco rozedrgany, bo nie byłem pewien, w jaki sposób przyjmie to Laurent, a ja nie chciałem przerywać, pragnąłem dać mu przyjemności, ale zaznać samemu ukojenia... Ale też nie wiedziałem, w jaki sposób się to skończy. Ta bajka od samego początku miała wątpliwe zakończenie.
Położyłem dłoń na jego piersi. Nagiej piersi. Zdążyłem odpiąć te guziki i teraz trwałem, czekając na skazanie, ale to nie oznaczało, że nie mogłem sobie podotykać, pobadać, pomacać. Przede wszystkim poszukać kolejnych niedoskonałości w tym na pozór idealnym ciele. Skazy na duszy się odkryły same, mrok przeszłości, mrok teraźniejszości... i co dalej? Skrzydeł nie było, anioła nie było.
Nie byłem pewien, czy wiedział, co mam na myśli. Miałem ukazać mu parę kłów, żeby się rozświetliło w jego umęczonej głowie, ale się wstrzymałem, bo moja dłoń zawędrowała na jego plecy. Delikatne łopatki. Tak delikatne, że można by je skruszyć w palcach.
- Nie jesteś aniołem, ale anioły są przereklamowane. Zdecydowanie bardziej podoba mi się nasza bajka... Możemy w tej wizji dodać ci koszulę z piór i złotą koronę jako aureolę, ale nie licz na nic więcej - szepnąłem nieco posmutniały, ale to dobrze. Emocje wywołane bliskością Laurenta i tym pocałunkiem zdążyły mi opaść ze względu na obawy, więc... miałem to pod kontrolą? Nie rzucę się na niego, nie uczynię tu krwawej łaźni. Mimo wszystko jednak czułem się w obowiązku go ostrzec.
- Mam takie założenie, że jeśli będziemy blisko siebie, tak erotycznie blisko siebie, to cię ugryzę, bo jedyne, co mnie mrowi w ciele, to zęby... Nie sprawdzałem tego, ale zaczynają mi dokuczać, kiedy myślę o bliskości z tobą... Nawet kiedy nie jestem głodny - przyznałem zakłopotany, zatrzymując wędrówkę swojej dłoni. Zamarła, cały zamarłem. Mogliśmy iść w jednym lub w drugim kierunku, ale to nie ja podejmowałem decyzję. - Mogę z tobą posiedzieć, spróbować posiedzieć, kiedy będziemy grzeczni, panie degeneracie - dodałem, żeby wiedział, że istnieje taka ewentualność, że możemy ją przetestować. Choć też kusiło mnie picie jego krwi, więc zsunąłem koszulę z jego ramion i prawą dłonią zjechałem do nadgarstka. Tam, gdzie z reguły gryzłem Kimi. Delikatnie palcem nacisnąłem żyły. Były tam pełne słodkiej krwi.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: The Edge (1328), Laurent Prewett (12540), Astaroth Yaxley (11603)


Strony (5): 1 2 3 4 5 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa