• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[20.08.72, wieczór] Why are you so cold?

[20.08.72, wieczór] Why are you so cold?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
22.08.2024, 00:03  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.01.2025, 23:56 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic VI
Rozliczono - Atreus Bulstrode - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

Afryka, w której miastach było za głośno, aż nazbyt kolorowo i tak duszno, że nie dało się oddychać, a miło uśmiechnięci nekromanci kryli trupy w podziemiach budynków, była wspomnieniem. Podobnie jak Szkocja, ze swoją zmienną pogodą, szarym niebem, porannymi mgłami i błyskiem zaklętego lustra.
Prawie czuła, jak czas przeciekał jej między palcami niby woda. Jak umykał im wszystkim. Gdy zamykała oczy, widziała złocisty piasek przysypujący się w klepsydrze, drobnej pamiątce, przywiezionej z Egiptu.
Nil i pustynia, woda i piasek.
Coraz mniej czasu do Samhain.
Wciąż nie wiedzieli, co i czy powinni zrobić podczas sabatu, ale można było mówić o pewnego rodzaju przełomie. Brenna nie była pewna, na ile to dobrze, chociaż jeszcze niedawno sądziła, że każde informacje będą lepsze niż niewiedza.
Brenna gdzieś pomiędzy pędem do Szkocji, a pracą, zdążyła napisać list do Mavelle, a potem jeszcze jeden list, tak na wypadek, gdyby ten pierwszy zaginął gdzieś po drodze do Ameryki. Nie chciała przekazywać takich wieści listownie, ale nie miała wyjścia – i tylko jeszcze boleśniej odczuwała nieobecność i Mav, i Danielle, obu na dwóch przeciwnych końcach mapy świata. Zrelacjonowała to, czego się dowiedziały Patrickowi, gdy tylko się spotkali. Ale należało wspomnieć o tych wszystkich rewelacjach jeszcze jednej osobie, odnośnie tego, dlaczego jest Zimny i z czym to się może wiązać, i tu też wolała nie robić tego jednak w listach, a jednak miała większe możliwości niż w przypadku Bones. Tkwiąc w pracy była rozkojarzona, nietypowo dla siebie, i ciężko było się jej skupić na nadrabianiu stosu roboty papierkowej, a kiedy tylko nadeszła godzina końca pracy, nietypowo dla siebie wystrzeliła z Biura Brygady idealnie o czasie. Tyle że nie do aportacyjnego punktu, a prosto do Biura Aurorów. Nic niezwykłego, kiedyś jeden ze znajomych żartował nawet, że drzwi to się tu za nią prawie nie zamykają, na tyle często pakowała się do Patricka, albo do Victorii, albo do Derwina i Lucy (oba nieaktualne…), albo do Caina, albo do Alastora, i tak dalej, i tak dalej… ale tym razem skierowała się prosto do biurka Atreusa, z pewną ulgą, że teraz udało się go złapać. Gdy zaglądała tutaj ostatnio, był albo w innym departamencie, albo w terenie.
– Cześć, masz chwilę na przerwę? – spytała nie bawiąc się w żadne wstępy, podpierając się o biurko. – Tak żeby pogadać? Nie tutaj, nie w kafeterii. Afryka – rzuciła krótkie hasło. O pewnych rzeczach nie rozmawiało się w biurze pełnym ludzi, którzy mają ścigać czarnoksiężników. W kafeterii Ministerstwa Magii też niekoniecznie. Na przykład o nekromancji, ożywianiu za jej pomocą zwierzątek, targach z jebniętymi wiedźmami, i o tym, że ktoś mógł być żyłą energii, potencjalnie atrakcyjną dla zwolenników Voldemorta.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#2
22.08.2024, 00:38  ✶  
Czasu było coraz mniej i pewnie jakiś czas temu, jeszcze w maju, czułby się tym faktem przynajmniej nieco zestresowany, ale teraz nie myślał o tym aż tak dużo. Do Samhain mieli jeszcze ponad dwa miesiące i co chwila dowiadywali się czegoś nowego, a to z kolei dawało pewnego rodzaju nadzieję. Inną kwestią był fakt, że Atreus mniej więcej od samego początku podejrzewał, że będą musieli się napracować, jeśli będą chcieli się tego cholerstwa pozbyć. Może nawet wyjdzie im to bokiem w jakiś sposób, ale nie popadał w pewną rezygnację, która miał wrażenie że wyczuł chociażby u Stewarda. Rozmowa z nim podczas pobytu w Windermere była ciekawa, ale gdzieś w tym wszystkim krył się niepokój tym, że będą to musieli przypłacić życiem. I tak jak Patrick godził się z tym stanem, osiągając jakiś wewnętrzny spokój, tak Bulstrode coraz żywiej zaczynał obracać ten temat w głowie.

Atreus poniósł spojrzenie znad kartki papieru, na której właśnie rozrysowywał dla Oriona wskazówki w formie obrazkowej co do tego co powinien zawrzeć w ich wspólnym raporcie. Rysunki były nieco koślawe, no bo przecież nie był wybitnym artystą, ale liczyła się inwencja twórcza. Ludzik oznaczony jako podejrzany uśmiechnął się do Brenny smutno, zanim kartka została zagięta, a dłonie powoli zaczęły pracować nad tym, by złożyć ją w samolocik.
- Zawsze - zapewnił ją, uśmiechając się do niej wesoło, bo mimo wszystko jakoś tak ucieszył się na jej widok. Co prawda podejrzewał, że był tylko jakimś przystankiem w jej wędrówce do Victorii, Caina lub Alastora, ale... ale jak widać, najwyraźniej się mylił. - Do Afryki? Chcesz teraz skakać do Afryki? Czy ty właśnie z niej nie wróciłaś? - zapytał niemal podejrzliwie, mrużąc przy tym oczy i przyglądając się jej, jakby troszkę zwariowała i próbował ocenić czy nie było to poważniejsze niż się wydawało. Jednocześnie też, skończył składać samolocik i uderzył w niego różdżką, a ten poderwał się i poleciał do adresata. - Znaczy no... mogę, ale do tego potrzeba pozwolenia...
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
22.08.2024, 00:52  ✶  
– Nie wiem, czy bardziej się dziwić, że uważasz, że bym tak chciała z chwili na chwilę skakać do Afryki, czy że jesteś gotowy się zgodzić – powiedziała Brenna, a odrobina szczerego rozbawienia wkradła się w jej ton, chociaż przecież wcale nie była wesoła, gdy tu wchodziła. Wieści z Czarnego Lądu nie były złe, ale nie były też dobre, i w połączeniu ze wszystkim innym, co działo się w ostatnich tygodniach, zaprzątały jej głowę, wprowadzając do niej pewien zamęt. Zwłaszcza ta myśl, bardzo nachalna, której Brenna wciąż nie potrafiła się pozbyć.
Nie powinna zostawiać tamtej kobiety przy życiu.
Jeśli nawet nie zagrozi Zimnym, weźmie tę upragnioną energię od innych.
Czasem ciężko było jej przestać analizować takie rzeczy – i może dlatego stała się widmowidzem właśnie – a ta konkretna sprawa ją gryzła, bo przecież mogła mocno wpłynąć na teraźniejszość oraz przyszłość.
– W sumie to spytałam Viki, czy chce jechać do Afryki dość nagle, ale gdybym wymyśliła wycieczkę na już, pewnie celowałabym o Europę. Łatwiej o świstoklik – dodała, z pewnym zamyśleniem. W przypadku takich wypraw ja ta, albo ta z Mavelle, Brenna miała tendencje do planowania, ale i prawdą było, że kiedyś, w czasach przed wojną, które teraz wydawały się jak sen, pewnego dnia po prostu wpadła do urzędu świstoklików, zdołała załatwić odpowiednie zgody, a potem zgarnęła kuzynkę na spontaniczny wypad do Włoch. Ale Afryka faktycznie byłaby trochę wariacka przy tym, że świstoklikiem tak daleko dotrzeć się nie dało, nawet jak się załatwiało to legalnie... – Wróciłyśmy i dowiedziałyśmy się paru rzeczy. Dlaczego jesteście zimni. To nie do obgadywania tutaj – wyjaśniła, pochylając się bardziej i zniżając głos, jakby spodziewała się, że pół biura może ich podsłuchiwać. Chociaż w istocie raczej nikt nie interesował się tą rozmową, bo przecież zdarzało się jej gadać z aurorami, a Stanleya Borgina, który zapewne gdyby dalej pracował, stałby już w progu, nadstawiał uszu i analizował, czy powinien bronić przyjaciela, czy złożyć go na ołtarzu wyższej sprawy pt. „byleby trzymała się z daleka od Anthony’ego”, przecież już od ładnych paru tygodni tutaj nie było. – Coś na Pokątnej albo gdzieś się teleportować.
A jak na Pokątnej, to też nie w tak zatłoczonym miejscu jak teraz w Norze Norzy.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#4
22.08.2024, 01:12  ✶  
- Nie robię aktualnie nic na tyle ważnego, żeby sobie nie strzelić małej wycieczki. Ale pomijając to, już myślałem że jakimś cudem udało ci się tak po prostu zorganizować coś takiego. Byłem o tyle - podniósł rękę i zbliżył do siebie palce, tak że niemal się stykały. - Żeby wyznać podziw - rozłożył ręce i wzruszył ramionami, wyrażając tym samym żal na temat braku tego typu atrakcji. Odłożył pióro na biurko, zamknął jakąś teczkę, a potem przerzucił ją na biurko Oriona, na którym też wylądował złożony przez niego przed chwilą samolocik, a potem podniósł się ze swojego miejsca.

- Skoro tak uważasz, to niech będzie wycieczka na Pokątną. Chodź - mruknął, ruszając w jej stronę w kierunku punktu teleportacyjnego. - Znam idealne miejsce. Schowane trochę w bocznej alejce, mało uczęszczane, ale całkiem przyjemne. To taka kawiarenka, akurat żeby napić się kawy która nie jest z tego okropnego ekspresu w kafeterii - wymruczał jeszcze po drodze, bo dzień bez narzekania na ministerialną kawę był dniem straconym. A kiedy już dotarli do punktu, ujął ją pod ramię i teleportował pod wspomniane miejsce.

Lokal był faktycznie niewielki, ulokowany z jednej z bocznych alejek przeczepionych do samej Pokątnej. Uliczka była wąska, a ściany budynków pięły się ciasno ku górze i wystarczyło przejść parę metrów od głównej ulicy by stanąć przed drzwiami gdzie ktoś obok ustawił szyld z jakimś chwytliwym powiedzonkiem o kawie i paroma doniczkami z kwiatami postawionymi na parapecie dużego, ciągnącego się na całą długość budynku okna. W środku były przytulnie, nawet jeśli wystrój wydawał się stawiać na niezdecydowanie, bo krzesła i fotele nie pasowały do siebie, każde różne, jakby właściciele udali się na targ staroci i tam wybrali meble.

Wpuścił Brennę przodem, a kiedy znaleźli się w środku rozejrzał się, szybko wynajdując wolne miejsce gdzieś w kącie, na które zaraz wskazał dłonią.
- Tam będzie chyba dobrze - rzucił jeszcze i ruszył w kierunku okrągłego stolika z dostawionymi dwoma fotelami. Sam zajął ten ustawiony tyłem do sali, trochę egoistycznie obawiając się chyba, że ktoś mógłby zwrócić na niego uwagę, a przecież chciała na spokojnie sobie porozmawiać.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
22.08.2024, 09:56  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.08.2024, 10:20 przez Brenna Longbottom.)  
– Przykro mi, że rozczarowałam, porwanie do Afryki dziś jednak nie nastąpi – stwierdziła, dochodząc do wniosku, że chyba gdyby był ktoś w tym Biurze, kto zgodziłby się na taką nagłą wycieczkę, to prawdopodobnie właśnie on. Victoria wprawdzie też się zgodziła, ale jej jednak Brenna zaproponowała to trzy tygodnie wcześniej. (Chociaż zorganizowanie wszystkiego w trzy tygodnie i tak mogły uznać na sukces, zważywszy na to, że szukała też specjalisty, i cóż, do tej pory nie była pewna, czy trafiła dobrze, czy źle.) Zawsze, obracała przez chwilę to słowo w głowie. Zawsze gotów do przerwy w pracy? – Za to mam dla ciebie fascynujące historie o magicznych jaszczurkach i czarnoksiężnikach – rzuciła, ruszając już za nim do wyjścia, i słowo czarnoksiężnicy to wypowiadając już zupełnie szeptem, bo aurorzy reagowali na nie często jak psy na widok smakowitej kości z dużą ilością surowego mięsa. Niektórzy z autentycznego powołania, inni na myśl o możliwych do osiągnięcia wyników.

Wystrój kawiarni Brennie się podobał, ale pod takimi względami jej upodobania były szerokie – lubiła i te eleganckie restauracje ociekające blichtrem, gdzie żaden szczegół nie był przypadkowy, i te małe, urocze i przytulne, i takie jak to, gdzie powstała pewnego rodzaju graciarnia, za to komfortowa. Odruchowo powiodła wzrokiem nie tylko po meblach i ozdobach, ale też szukając innych przejść, zerkając, czy nie rozpozna któregoś z klientów, upewniając, że żaden nie siedzi w zasięgu słuchu, i dopiero potem zajęła miejsce naprzeciwko niego. Wolała fotel przodem do wejścia, bo tak jak on chciał uniknąć rozpoznania i przyciągnięcia uwagi, tak ona wolała obserwować salę, by móc zamilknąć, gdyby dostrzegła, że ktoś się zbliża czy im przypatruje albo że w ich stronę ruszyła kelnerka. Wysunęła nawet z kieszeni różdżkę i machnęła nią dyskretnie, chcąc rzucić drobne zaklęcie, zagęszczające nieco powietrze wokół stolika. Tak żeby gorzej niosły się przez nie dźwięki.
Może i nie zrobili absolutnie niczego nielegalnego, szukając tych informacji i się nimi dzieląc, ale już nielegalne rzeczy prędzej czy później się staną.
A ta wiedza była niebezpieczna. Niebezpieczna, gdy zyskiwali ją inni. I niebezpieczna nawet, gdy dostawali ją sami Zimni. Brenna wciąż myślała z niepokojem o tym, co zrobi z tym Victoria. I niepokoiła się, co zrobi Atreus. Ale nie pomyślała nawet, aby te wyniki ich małego śledztwa przed nim taić. Musiał wiedzieć, sprawa dotyczyła go w końcu bezpośrednio i mógł znaleźć się w niebezpieczeństwie.
– Jeśli dobrze to wszystko rozumiem, a nie znam się na tym specjalnie i hm, miałyśmy tam trochę zamętu, to energia tego, co żywe, gdy to umiera, zasila limbo. Wraca do kręgu, o jakimkolwiek kręgu mowa. W waszym przypadku proces został odwrócony. Tam, w Limbo, odwrócili ten proces, nie tylko nie oddali energii, która powinna tam się udać, ale wzięli tę ze środka. Zdaniem specjalisty z Durmstrangu byliście martwi i energia Limbo przywróciła was do życia, a teraz staliście się… typem nieumarłych. Nowym. Zdaniem tej kobiety jest wręcz przeciwnie, jesteście bardziej żywi niż cokolwiek innego, bo ta dodatkowa energia w was krąży.. Kiedy… próbowaliście różnych metod sprawdzenia, co wam dolega… problem polegał na tym, że zakładaliście, że przez ten chłód brakuje wam energii. A was nie trzeba zasilać. To wy jesteście źródłem – powiedziała. Niezbyt głośno i jeszcze przysłaniając nieco usta ręką, tak na wszelki wypadek. Cynthia i Laurent przekazujący im własną energię nie mogli niczego zmienić, bo to Zimni mieli tej energii więcej. Nie trzeba było zasilać żadnej "dziury", nie istniały braki. To ich energii należało użyć. – A przynajmniej jest nimi pozostała trójka. Nie jestem pewna, jak działa to w twoim przypadku, skoro ciebie tamto miejsce jednak pochłaniało, a proces odwróciła w ostatniej chwili Isobell. I to dopiero początek rewelacji.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#6
22.08.2024, 16:46  ✶  
- Zawsze chciałem, żeby mnie ktoś porwał - rzucił jeszcze z trochę głupią miną, jakby w sumie wciąż żartował, ale chyba nie do końca. - Magiczne jaszczurki i czarnoksiężnicy. No proszę. Zanosi się na ciekawą rozmowę - chociaż nie był pewien, czemu akurat te magiczne jaszczurki miały być aż takie ważne. Odpowiedział jej też w podobnym tonie, ściszając nieco głos bo do tego miała rację - słowo 'czarnoksiężnik' działało na aurorów tak samo jak 'spacer' na pieski.

Bulstrode zdążył jeszcze zamówić dwie kawy, kiedy zakręciła się przy nich kelnerka, chcąc przyjąć zamówienie. Bądź co bądź nie żartował, jeśli chodziło o kawę i miał zamiar napić się jakiejś porządnej, skoro już tutaj byli. Potem jednak, kiedy dziewczyna oddaliła się od ich stolika, pochylił się nieco do przodu, upierając rękoma o blat dzielącego ich stolika.
- Źródłem, tak? - mruknął wreszcie, trawiąc słowa które właśnie wypowiedziała. Do tej pory zwyczajnie się jej przyglądał, zawieszony gdzieś w tym strumieniu informacji i zastanawiając się nad nim. - Myślę, że nigdy nie byliśmy martwi. Że nie mogliśmy być. Tak jakby ciało podtrzymywało duszę. Bo kiedy weszliśmy do limbo, cały czas czułem jak umykają siły, które jeszcze miałem... - zasępił się na chwilę, zastanawiając co właściwie chce powiedzieć. - Istota, którą spotkałem w limbo powiedziała mi, że muszę się śpieszyć żeby ostatnia z prób nie uniemożliwiła mi powrotu. Kiedy byłem nieprzytomny, czasem wracałem do limbo. Czasem widziałem tam znajome twarze, ale czasem był ten sam krzew, który był tam na samym początku, jeszcze przy Mavelle, Patricku i Victorii. I w jego płomieniach widziałem czyjąś sylwetkę, która wyciągała do mnie rękę. Po tym co mówiła reszta, zakładam że to była moja próba - słowa w jego ustach smakowały dziwnie, bo kiedy się tak nad tym zastanawiał, chyba nie wspominał o tym nikomu z detalami. Nie mówił o ciałach przyjaciół, które na jego oczach rozsypywały się na proch. Nie wspominał też o tajemniczej postaci, która czekała na niego kiedy znowu widział limbo, zamiast tonąc w otaczającej go czerni. - Podstawą religii czarodziejskiej jest cykl, prawda? - zapytał rysując palcem na blacie stolika kółko. - Cokolwiek wychodzi z cyklu do niego wraca. Cokolwiek się rodzi, umiera. Źródło to początek, ale też i koniec. Może... może nie tyle chodzi o to że zaczerpnęliśmy tej energii, ale że zrobiliśmy to pod prąd - nakreślił to samo kółko, ale w drugą stronę. - Wiesz, mam wrażenie, że nie tyle chodzi o to że jesteśmy źródłem co dostaliśmy dostęp do źródła. Reszta poprzez poprawne przejście próby. Ja przez Isobell - wzruszył ramionami, ale była w tym pewna sztywność, spowodowana daleko idącym gdybaniem. Zdawał sobie sprawę, że częściowo powtarzał po niej teraz to, co właśnie powiedziała, ale jednocześnie dzięki temu próbował sobie to jakoś poukładać w głowie, nawet jeśli szło mu to opornie. - Ale czy skoro mamy jej za dużo, to nie wystarczy przepchnąć jej z powrotem do limbo, kiedy nadarzy się ku temu okazja w Samhain?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
22.08.2024, 17:54  ✶  
Brenna nie była pewna, czy byli martwi, czy nie – wolała nie myśleć o tym za wiele i skupiać się na tym, że teraz oddychali, ich serca biły, i tylko chłód pozostał po przygodzie w Limbo. Myśl o nieumarłych zawsze napawała ją pewnym niepokojem, a tutaj dochodziła ta najważniejsza obawa: jeśli faktycznie utracili własną energię, a napędzała ich ta z Limbo, to mogli umrzeć, gdy ta się wyczerpią.
Chociaż upiorny uśmiech nekromantki nawiedził ją tej nocy w koszmarze, a obawa przed tym, co będzie dalej, w świetle wypowiedzianych przez tę słów, Brennę dręczyła, to czerpała z tego spotkania pewne pocieszenie. Jeżeli to nie tak, że wymienili energię, a zabrali jej za dużo, nie powinni umrzeć.
Zwróciła na niego uważne spojrzenie, skupiona przez moment tylko na jego słowach. Znała już tę opowieść z ust Patricka i Mavelle, ale były historie tak przedziwne, że nigdy nie stawały się nudne, a on mógł zapamiętać coś, co tamci przegapili.
Poza tym mówił o czymś, co nie mogło nim n i e wstrząsnąć do głębi, nieważne, jak bardzo byłby beztroski albo jak mocno by na takiego pozował. Wszedł do przedsionka krainy umarłych. Omal nie umarł. Widział jeśli nie boginię, to kogoś, kto był strażnikiem tamtego miejsca.
– Jeśli miałabym zgadywać, ta sylwetka to był ktoś, kto cię kochał, a kto nie żył. Próbą był wybór, czy odejść z nim, pozwolić, by Limbo zabrało energię, czy odwrócić proces – powiedziała w końcu cicho, gdy skończył, niepewna, czy Mavelle, Victoria i Patrick wspomnieli mu, kto czekał na nich. Wujek, babka, ojciec… Jej wzrok znów na kilka sekund odbił od jego twarzy, prześlizgnął się po wnętrzu. Brenna zamilkła na chwilę, widząc zbliżającą się kelnerkę, i odezwała się dopiero gdy ta odeszła, pozostawiając na blacie dwie filiżanki z kawą. – Oni to odwrócili i zabrali energię oraz wspomnienia swoich bliskich. Ty nie dostałeś szansy, a Isobell jakoś… zrobiła to za ciebie? W każdym razie… dlatego trzeba się liczyć, że twój przypadek może być trochę inny.
Na przykład niekoniecznie będzie mógł ożywiać martwe jaszczurki, bez uszczerbku na zdrowiu.
Uśmiechnęła się mimowolnie na jego wniosek. Zastanowiła się właśnie, jak często ludziom pod wpływem niektórych jego wybryków i stylu bycia zdarzało się zapomnieć, że nawet w BUM na stażu odpadała masa osób, a do aurorów faktycznie musiałeś mieć jakieś wyniki. Atreus potrafił być szalenie bystry.
– Powiedziała to samo. Pozbycie się energii i Zimna zarazem może nastąpić przez oddanie jej w Samhain. Pewnym zaklęciem… co do którego chyba oboje wiemy, o jakie chodzi. – Ale tak wolała nie wypowiadać jego nazwy na głos, nawet przyciszonym głosem. – Pewnie gdzieś, gdzie zasłona będzie cienka. Jeśli rację miałby pierwszy specjalista, moglibyście się wyczerpać. Jeśli ta kobieta, a wiedziała… zdecydowanie więcej, to nie jest opcja. Przynajmniej… nie u reszty.
W jego przypadku miała obawy, bo… ile tej własnej energii stracił? Czy ta dana mu przez Isobell utrzymała go przy życiu w krytycznym momencie, jak resztę, czy musiała zastąpić to, co mu odebrano…?
– Mav wspomniała, że Voldemort odmłodniał, kiedy zaczerpnął tej energii – powiedziała, dość powoli, bo nie była teraz pewna nie tego, czym się z nim podzielić, a od czego zacząć. Anomalie? Ożywianie jaszczurek? Sezon polowań na Zimnych? Co najpierw? – Anomalie w Anglii mogą być wywołane przez to albo częściowo, że energia Limbo jest w nim… i w was. To dziwne drzewo. Szalejące rośliny. Wyrwy w Dolinie. Nawet to, że… Heather i Cameron pewnego dnia wpadli do mnie, że widzieli cię tam nieprzytomnego w błękitnym ogniu, ale przecież wiedziałam, że nic ci nie jest. To może jakoś wpływać na limbo i na nasz świat.
Odetchnęła i uniosła do ust filiżankę, bo nagle poczuła, że naprawdę, naprawdę potrzebuje tej kawy.
– Sporo tego, nie? A nie doszłam jeszcze do martwych jaszczurek.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#8
26.09.2024, 05:48  ✶  
Zmarszczył lekko brwi, kiedy rozwinęła jego własną myśl, wspominając o próbie i kim była osoba, którą widział w płomieniach. Momentalnie znowu intensywniej pomyślał o tym momencie w limbo, kiedy byli tam we czwórkę, już bez Voldemorta i jego popleczników, kiedy wreszcie spojrzał w płomienie. Kiedy teraz na nią patrzył, mimowolnie zastanawiał się, czy ktokolwiek z jej przyjaciół powiedział jej, że trzeba było go powstrzymać przed pójściem do płomienia. Był wtedy tak wyczerpany i zmęczony, a błękitny ogień obiecywał absolutne spełnienie i ulgę, a Atreus boleśnie sobie wręcz zdawał sprawę z tego, że gdyby nie Victoria, to w ogóle by tego dnia nie siedział z Brenną. I na moment opuścił spojrzenie na blat stolika przy którym siedzieli, niby to w jakiejś naturalnej próbie podchwycenia myśli do dalszych słów, ale wiedział że w tym geście było nieco wstydu.

Jeśli chciał jakoś na to odpowiedzieć, przyznać się może do tej chwili słabości, to nie zrobił tego chociażby dlatego, że pojawiła się wreszcie przy nich kelnerka, podając ich zamówienie, obdarzając grzecznym uśmiechem i zaraz wracając do swoich spraw. Pokiwał tylko głową na jej dalszą wypowiedź, dosuwając do siebie swoją filiżankę.

Szkoda też, że nie mógł wyczytać tego, co chodziło jej właśnie po głowie na jego temat, bo z miejsca zapomniałby o tym okropnym limbo i temu, jak prawie się w nim poddał. Nie potrzeba było wiele, żeby podbudować jego ego, ale efekty tego były podwajane, kiedy przy okazji wspominało się jego przynależność do aurorów. Ciąg myślowy Brenny był więc niemal idealny, ale nawet jeśli nie był w stanie go wysłuchać, to i tak uśmiechnął się mimowolnie w odpowiedzi na jej uśmiech.
- Abracadabra? - zapytał, a kąciki ust drgnęły w cwaniackim wyrazie. - Czyli pewnie jakaś Polana Ognisk albo inne Stonehenge? - zastanowił się nad miejscem. - Jeśli chcielibyśmy to mieć jakkolwiek pod kontrolą to wypadałoby znaleźć warunki jak najbardziej zbliżone do oryginalnego miejsca, biorąc pod uwagę że nie wiadomo kiedy właściwie Departament Tajemnic sobie stamtąd zniknie - zastanowił się, ale zaraz uśmiechnął do niej wręcz pogodnie. - Nie martw się, nic mi nie będzie. A nawet jeśli... przynajmniej więź mamy za sobą - mrugnął do niej, upijając parę łyków z filiżanki.

Nie potrafił sobie wyobrazić co by się działo z więzią, gdyby któreś z nich było na granicy śmierci. Nawet na statku byli od niej daleko, bo przecież byli praktycznie cali i zdrowi. Oprócz tego że zmęczeni, mieli wszystkie ręce, nogi i głowy na swoich miejscach. Co prawda też, Atreus nie miał w planach kiedykolwiek umierać, albo raczej w najbliższej przyszłości, ale ponury żart wydawał się pasować tutaj wręcz idealnie. Tym bardziej, że nawet jeśli miał jakieś plany, to widmo tego że ta przygoda skończy się dla niego, dla nich, śmiercią zawsze gdzieś nad nimi wisiało.

- A tak. Słyszałem, że można mnie oglądać w momencie kiedy limbo próbowało mnie zamordować - rzucił beztroskim tonem, bo to już nie był pierwszy raz, na szczęście, kiedy ktoś o tym wspominał. Szkoda tylko, że ta ruda gówniara musiała go oglądać w takim stanie. - Sporo. Ale co mają do tego martwe jaszczurki?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
26.09.2024, 07:12  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 26.09.2024, 07:21 przez Brenna Longbottom.)  
– Tak bym obstawiała. Zwłaszcza że Stonehange ewidentnie użyto kiedyś do odprawienia podobnego rytuału… tyle że tam nie wyszedł – stwierdziła, a potem zmrużyła lekko oczy, spoglądając na niego, kiedy wspomniał o tym, jak to mają więź za sobą. – Wspominałam, że czasem mam ogromną ochotę czymś w ciebie rzucić? Najlepiej czymś ciężkim. Uwaga, teraz pod ręką jest gorąca kawa – ostrzegła. – Jakby to cholera miało coś do rzeczy w obliczu życia i śmierci.
Więź nie więź, nie chciała, żeby którekolwiek z nich się „wyczerpało”, próbując pozbyć się tkwiącego w nich zimna. Za bardzo jej na nich wszystkich zależało. Nawet gdyby za nim nie przepadała, nie życzyłaby mu takiej śmierci, a przecież go lubiła, nawet trochę za bardzo – i nie próbowała się oszukiwać, że to przez zerwaną miesiąc temu magiczną nitkę, nawet jeśli to ta pociągnęła Brennę w tę stronę. I wciąż bardzo nie podobała się jej ta opcja, a w przypadku Atreusa sytuacja okazywała się najbardziej wątpliwa, bo stracił tej energii w Limbo ewidentnie najwięcej. Więź nie więź, o siebie akurat martwiłaby się tutaj w ostatniej kolejności.
Wyraz jej twarzy złagodniał trochę, kiedy wspomniał o tym mordowaniu przez Limbo, patrzyła na niego przez chwilę znad tej filiżanki, której zawartości wylaniem właśnie groziła, ale nie pociągnęła tematu, trochę uznając, że chyba to nie jest dobre na to miejsce, trochę bo zapytał o te martwe jaszczurki.
– Nasza specjalistka w pewnym momencie wyciągnęła z akwarium jaszczurkę i trzasnęła ją avadą – mruknęła, pochylając się nieco nad stołem, by mieć pewność, że na pewno kelnerka albo jeden z gości – choć celowo dobrała dalsze stoliki i zerkała, czy nie siedzi tu jakiś Skeeter albo coś, i jeszcze rzucała to zaklęcie, zgęstniające trochę powietrze – nie usłyszy za wiele. – Tak na naszych oczach, chociaż raczej wiedziała, gdzie pracujemy. I oświadczyła Tori… że ma ją ożywić. Oddać jej energię. Oboje wiemy, że to tak nie działa…
Aby coś ożywić, potrzebowałeś więcej energii niż byłeś w stanie oddać bez szkody. By ożywić jedną jaszczurkę, musiałeś zabić jakąś inną, a może dwie inne, czy coś takiego – Brenna nie znała się na nekromancji aż tak dobrze.
Stuknęła lekko palcem w dłoń Atreusa.
– To zimno w was to jej zdaniem ten nadmiar życiowej energii, oddanej światu umarłych. Nazwała Victorię idealną żyłą, z której można czerpać i czerpać. Jesteście… źródłem energii. Jej zdaniem to z jednej strony mogłoby pozwolić wam używać tych zaklęć bez szkody… – A przynajmniej innym i dlatego od tego zaczynała, tak na wypadek, gdyby Atreus chciał biec ożywiać martwe jaszczurki i się przy okazji miał zabić, oddając zbyt dużo. - …a z drugiej może sprawić, że wszyscy czarnoksiężnicy świata będą chcieli was dorwać. W Anglii ich trochę mamy, a Voldemort jeśli nie wie, to się wkrótce dowie, jak to wygląda. A sam pobrał chyba nie tyle, ile chciał.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#10
27.09.2024, 01:01  ✶  
- No to musimy znaleźć takie gdzie nie zaatakują nas ani widma, ani znowu duchy. O ile musimy czegoś szukać - wzruszył ramionami. Ale jakaś jego część spodziewała się, że nawet jakby próbowali zrobić wszystko na spokojnie, to nigdy nie dostaną takiej opcji. Cokolwiek Voldemort chciał zrobić w Beltane, nie udało mu się to w pełni. Dochodziła do tego też kwestia wizji, które przyszły do jasnowidzów podczas pierwszego sierpnia i jakoś Bulstrode był absolutnie przekonany, że nie tyle dotyczyły one całej jesieni, co koncentrowały się wokół zamiarów Czarnego Pana i samego Samhain. - Nie jest ciężka - zauważył z cwaniackim uśmiechem przyczepionym do ust. - Ale miło wiedzieć, że się aż tak o mnie martwić. Coś na zasadzie jak umrzesz to cię zamorduję?

Żartowanie na ten temat przychodziło mu nad wyraz łatwo może dlatego, że nie był w stanie aż tak myśleć nad tym, co dopiero miało nadejść. Oczywiście, ogólna wizja jesieni była martwiąca, ale nie w ten ciążący sposób, który przygniatał barki do ziemi. Nie dla niego. Ale rozumiał jej troskę, szczególnie tę która roztaczała się na pozostałą trójkę zimnych. Ba, rozumiał wątpliwości i zmartwienia każdej osoby, która bała się o ich życie. Po prostu aktywnie wybierał nie pokazywać, że mógłby się tym przejmować, bo to zawsze dodawało zmartwień.

- O, no proszę - uniósł delikatnie brwi, bo tego się w sumie nie spodziewał, mimowolnie również pochylając się ku niej. - Nie? Myślałem, ze w sumie właśnie o to chodzi. Że nie wiemy jak to działa - Atreus niewiele wiedział o nekromancji, a jeszcze mniej o tym, jak działała energia która się w nich znajdowała. Niewątpliwie jednak był to ciekawy pomysł, by kazać komuś ot tak ożywić zwierzątko.

- O proszę, idealna żyła. Pielęgniarki od zawsze mi powtarzają że mam jedne z najlepszych jakie w życiu widziały więc wszystko się zgadza - parsknął, nie mogąc się zwyczajnie powstrzymać. I tak jak zwykle kiedy dotykała go nawet przypadkiem, próbował przedłużyć ten moment, tak teraz bez mrugnięcia okiem cofnął dłoń, łapiąc nią za filiżankę. - No dobra, działamy jak żyły magii w ziemi; myślisz że jak ktoś rzuci w nas avadą to przeżyjemy? Jeśli mamy nieskończoną ilość energii to czemu nie - powinna się sama odnowić. A tak na serio, zastanawia mnie czy Voldemort faktycznie by po nas przyszedł z tego powodu czy może zadowolił się swoimi popychadłami, które też do limbo wpadły.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (4448), Atreus Bulstrode (3555)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa