22.08.2024, 00:03 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.01.2025, 23:56 przez Król Likaon.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic VI
Rozliczono - Atreus Bulstrode - osiągnięcie Badacz Tajemnic I
Rozliczono - Atreus Bulstrode - osiągnięcie Badacz Tajemnic I
Afryka, w której miastach było za głośno, aż nazbyt kolorowo i tak duszno, że nie dało się oddychać, a miło uśmiechnięci nekromanci kryli trupy w podziemiach budynków, była wspomnieniem. Podobnie jak Szkocja, ze swoją zmienną pogodą, szarym niebem, porannymi mgłami i błyskiem zaklętego lustra.
Prawie czuła, jak czas przeciekał jej między palcami niby woda. Jak umykał im wszystkim. Gdy zamykała oczy, widziała złocisty piasek przysypujący się w klepsydrze, drobnej pamiątce, przywiezionej z Egiptu.
Nil i pustynia, woda i piasek.
Coraz mniej czasu do Samhain.
Wciąż nie wiedzieli, co i czy powinni zrobić podczas sabatu, ale można było mówić o pewnego rodzaju przełomie. Brenna nie była pewna, na ile to dobrze, chociaż jeszcze niedawno sądziła, że każde informacje będą lepsze niż niewiedza.
Brenna gdzieś pomiędzy pędem do Szkocji, a pracą, zdążyła napisać list do Mavelle, a potem jeszcze jeden list, tak na wypadek, gdyby ten pierwszy zaginął gdzieś po drodze do Ameryki. Nie chciała przekazywać takich wieści listownie, ale nie miała wyjścia – i tylko jeszcze boleśniej odczuwała nieobecność i Mav, i Danielle, obu na dwóch przeciwnych końcach mapy świata. Zrelacjonowała to, czego się dowiedziały Patrickowi, gdy tylko się spotkali. Ale należało wspomnieć o tych wszystkich rewelacjach jeszcze jednej osobie, odnośnie tego, dlaczego jest Zimny i z czym to się może wiązać, i tu też wolała nie robić tego jednak w listach, a jednak miała większe możliwości niż w przypadku Bones. Tkwiąc w pracy była rozkojarzona, nietypowo dla siebie, i ciężko było się jej skupić na nadrabianiu stosu roboty papierkowej, a kiedy tylko nadeszła godzina końca pracy, nietypowo dla siebie wystrzeliła z Biura Brygady idealnie o czasie. Tyle że nie do aportacyjnego punktu, a prosto do Biura Aurorów. Nic niezwykłego, kiedyś jeden ze znajomych żartował nawet, że drzwi to się tu za nią prawie nie zamykają, na tyle często pakowała się do Patricka, albo do Victorii, albo do Derwina i Lucy (oba nieaktualne…), albo do Caina, albo do Alastora, i tak dalej, i tak dalej… ale tym razem skierowała się prosto do biurka Atreusa, z pewną ulgą, że teraz udało się go złapać. Gdy zaglądała tutaj ostatnio, był albo w innym departamencie, albo w terenie.
– Cześć, masz chwilę na przerwę? – spytała nie bawiąc się w żadne wstępy, podpierając się o biurko. – Tak żeby pogadać? Nie tutaj, nie w kafeterii. Afryka – rzuciła krótkie hasło. O pewnych rzeczach nie rozmawiało się w biurze pełnym ludzi, którzy mają ścigać czarnoksiężników. W kafeterii Ministerstwa Magii też niekoniecznie. Na przykład o nekromancji, ożywianiu za jej pomocą zwierzątek, targach z jebniętymi wiedźmami, i o tym, że ktoś mógł być żyłą energii, potencjalnie atrakcyjną dla zwolenników Voldemorta.
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.