• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 10 11 12 13 14 Dalej »
15.04.1971 | Pierwsze ataki śmieciożerców | Thomas, Erik & Brenna

15.04.1971 | Pierwsze ataki śmieciożerców | Thomas, Erik & Brenna
Pies policyjny
Live fast,
pet dogs
Tomasz przede wszystkim jest wysoki, nawet bardzo. Ma 192 centymetry wzrostu więc nietrudno go zauważyć w tłumie. Nie mówiąc już o tym, że prawie zawsze oślepia uśmiechem. Jego włosy przyjmują barwę bardzo ciemnego blondu, jego oczy są niebieskie, na twarzy często widnieje zarost - uważa, że tak wygląda przystojniej. Jest dość dobrze zbudowany. Zwykle ubiera się w stonowane kolory, jeansom często towarzyszy sweter lub koszulka z kołnierzykiem, rzadko sięga po koszule, które według niego są strasznie niewygodne. Podczas słonecznych dni towarzyszą mu jego ulubione okulary przeciwsłoneczne, w te chłodniejsze ukochana skórzana kurtka z brązowej skóry. Można czasem wyczuć od niego dym papierosowy, znacznie częściej jednak przesiąka zapachem kawy oraz swojej wody kolońskiej o nucie lawendy i cedru.

Thomas Hardwick
#1
08.01.2023, 14:09  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.12.2023, 20:20 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic

Nie miał pojęcia, że poranek, którzy przyszło mu spędzić w swoim własnym mieszkaniu był ciszą przed burzą, która miała wstrząsnąć jego życiem. Nic nie wskazywało no to, że ledwo co ujdzie dziś z życiem. A jednak.
Jego wysłużony gramofon dzielnie odtwarzał jeden z jego ulubionych albumów, sam zaś zalewał właśnie kawę, ktora miała pomóc mu zacząć dzień. Na tależu stoliku leżała przygotowana przed chwilą jajecznica, a także poczta i najnowsze wydanie proroka, które miał przejrzec podczas śniadania. Jego lokum było całkiem skromne, a jednak całkiem przytulne - może czasem bardziej mugolskie, niż wypadało czarodziejowi, nigdy jednak do końca nie przywykł do wszytskich aspektów życia w magicznym społeczeństwie. Wiedział, że inni to wyczuwali. A jednak sporej grupce osób po prostu to nie przeszkadzało.
Inni, cóż. Thomas nie poświęcał im uwagi. Nie czuł by byli jej warci. A szkoda, bo może dzień wyglądałby torchę inaczej.
W końcu wiedział, że w ostatnim czasie w magicznym Londynie działy się niepokojące rzeczy, był przecież brygadzistą, słyszał ostrzeżenia. Ba, nawet dorzucił jakieś zabezpieczenie do swojego mieszkania, zobił to jednak od niechenia. Nie wpadło mu do głowy, że ktoś by mógł go obrać za cel.
Pomylił się.
Muzyka zagłuszyła kroki przed jego drzwiami. Sam zresztą nigdy nie przewidziałby wydarzeń, które nastąpiły w ciągu nastepnych paru minut. Zalarmowało go dopiero narruszenie swojego miernie założonego zabezpieczenia. Ale wtedy było juz za późno.
W ciągu kilku sekund w jego mieszkaniu pojawiły się dwie zamaskowane postacie, celujące w jego stonę z rózdżek. W odruchu, który wyrobił sobie pracując w brygadzie uderzeniowej, chwycił swoją, oni jednak byli szybsi. Jedno z zaklęć trafiło w kubek, który jeszcze przed chwilą Thomas miał niemal w ręku, roztrzaskując go na kilkadziesiąt kawałków, raniac jego dłoń, drugie świstęło mu nad głową, trafiajac w ścianę, gdy przewracał stół, tworząc tym samym prowizoryczną zasłonę, która miała chronić go przed szybką śmiercią. Ręce zaczęły mu się trząść, krew z licznych rozcięć prawej ręki spływała po różdźce, którą ściskał próbując pozbierać myśli. Nie było to jednak łatwe. Wychylił sie zza zasłony, próbując trafić przeciwników, mieli jednak przewagę liczebną i choć udało mu się utrzymac ich dzieki temu z dala od swojej prowizorycznej ochrony, tak wiedział, że zaraz może byc po nim.
Erik.
Wielokrotnie polegał na swoim partnerze, dlatego może własnie to on pojawił się w jego głowie w tej chwili.
Znów się wychylił, próbując rozbroić chociaż jednego przeciwnika, śwstające nad głową klątwy nie pomagały jednak w celowaniu. Zaklą, szybko jednak zadecydował, że sam sobie nie poradzi. A wolał nie mysleć, co to oznacza.
Zamknął na chwilę oczy, próbując przywołać wspomnienia związane z treningami qudditcha z czasów szkolnych, choć walące ze strachu serce mu w tym nie pomagało. Po chwili jednak wraz ze stanowczym Expecto Patronum z jego róźdzki wyłoniła się srebrzysta mgła, która przybrała postać owczarka. Zaraz jednak zniknęła za oknem, niosąc wiadomość, ktora, jak mał Thomas nadzieje, sprawi, że nie skończy sześć stóp pod ziemią.
Co zapewne miało zaraz nastapić, bo jego zasłona została odrzucona na bok, pozostawiając go niemalże bezbronnego.
- Protego! - krzyknął, wiedząc, że jego sznase z każdą chwilą są coraz niklejsze.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#2
08.01.2023, 21:55  ✶  

Widok patronusów znoszących do posiadłości pilne wiadomości mógł się wydawać dosyć pospolitym widokiem. Bądź co bądź, całkiem spora liczba mieszkańców rezydencji miała konotacje z Ministerstwem Magii oraz innymi mniej lub bardziej jawnymi organizacjami. A tym raz nie dwa zdarzało się wzywać swoich ludzi na nagłe zgromadzenia. Mimo to widmowy owczarek beligjski wskakujący przez kuchenne okno i lądujący tuż nad stołem ze śniadaniem nie był czymś, czego spodziewał się Erik, czy nawet jego siostra Brenna.

Z początku sądzili, że było to tylko rutynowe wezwanie do pracy w terenie. Może wszczęto jakieś nagłe poszukiwania jakiegoś zbiega i potrzebne były dodatkowe pary rąk do pomocy? Szybko wyszło na jaw, że wcale tak nie było, a chodziło o coś dużo bardziej poważnego. Wystarczyło krótkie spojrzenie, a rodzeństwo było już gotowe do wyruszenia w drogę. O ile można tak nazwać teleportacje w dwóch różnych butach, pomyślał z przekąsem Erik, wbiegając po kolejnych stopniach kamienicy.

Wypadli z domu, jakby się paliło, nie informując nawet reszty domowników obecnych przy śniadaniu, co właściwie zamierzali zrobić. To był instynkt. Ktoś potrzebował pomocy, więc naturalne było, że Longbottomowie zrywali się z krzeseł, działając jak dobrze naoliwiona maszyna. Nie wiedzieli, co czeka ich w lokalu Thomasa, ale we trójkę na pewno uda im się to załatwić. Nie było innego wyjścia. Erik nie dopuszczał do siebie takiej myśli.

Na widok rozwalonych drzwi, dosłownie wbiegł do środka, ściskając w dłoni różdżkę. Iii... praktycznie wpakował się pod zaklęcie napastnika. Erik w ostatniej chwili odchylił głowę w tył, a czerwona wstęga minęła go o dwa lub trzy centymetry. Twarz od razu zrobiła mu się czerwona i machinalnie rzucił pierwsze zaklęcie, które przyszło mu do głowy.

— Rictusempra! — krzyknął, kreśląc w powietrzu odpowiedni ruch z zamiarem oszołomienia przeciwnika. Ten próbował się ratować zaklęciem tarczy, jednak czar ofensywny brygadzisty okazał się zbyt silny, przebijając się przez ledwo co przywołaną osłonę. Oponent poleciał w stronę małego salonu. Pytanie, na ile tam pozostanie i czy był to jedyny wróg, którego mogli zastać w tym mieszkaniu. — Thomas?!



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
08.01.2023, 22:11  ✶  
Gdy patronus pojawił się nad stołem, wygłaszając krótką wiadomość do Erika, Brenna nie gadała, nie zastanawiała się nad tym, co robić, ba, mogłoby się wydawać, że na chwilę wręcz się rozmyła, bo w jednym momencie siedziała za stołem, jedząc tosta i myślami błądząc gdzieś wokół nowego komiksu ze Spider Manem, który czytała do późnej nocy, w drugim omal nie zderzała się w drzwiach z bratem. Zostawiając za sobą przewróconą filiżankę, z której kawa rozlała się na blat, potłuczony talerz i wywalone z hukiem krzesło. W przeciwieństwie do brata, nie rozważała, czy we trójkę zdołają załatwić to, co się w tej chwili działo. W tej chwili myślała wyłącznie o wybiegnięciu do miejsca, z którego może się aportować.
Teleportacja w dwóch różnych butach i tak była czymś lepszym niż to, co zrobiła Brenna. Ona teleportowało się boso. Dalej w stroju, który służył jej za piżamę: ciemnych spodniach i spranej, czerwonej, trochę za dużej bluzie. Z różdżką w jednym ręku, a tostem w drugim, bo z jakiegoś powodu po prostu nie wpadła na to, żeby go chociaż wypuścić. Znikła w tym samym momencie co Erik i pojawiła się pod mieszkaniem Thomasa zaledwie ułamki sekundy za nim.
Widok, jaki zastała, mógłby ją przerazić, gdyby teraz miała czas na strach. Adrenalina odsuwała jednak go na bok, a Brenną kierował bardziej instynkt niż świadome myśli. W głowie jej szumiało, za to obrazy zdały się jakby bardziej kolorowe, wyraźniejsze. Jedno zaklęcie, drugie, huk. Na pewno zwrócili na siebie uwagę, zarówno napastników jak – o czym teraz nie myślała – sąsiadów.
Bo jak się okazało, śmierciożerców faktycznie było dwóch. Czemu mieliby ryzykować, posyłając przeciwko Brygadziście tylko jednego?
Longbottom rzuciła się do przodu, kiedy mężczyzna, którego czar ledwo chwilę temu zapewne odbił Thomas, wystrzelił zaklęcie prosto w nich.
- PROTEGO! – krzyknęła, podobnie jak Hardwick w chwili stresu nie decydując się na magię niewerbalną. Czar został odbity przez tarczę ochronną, chociaż był na tyle silny, że osłona została natychmiast unicestwiona.
Jeden przeciwnik więc chwilowo obalony, mogący jednak zaraz zaatakować. Drugi, niestety, wciąż na nogach. A Brenna i Erik nie mogli być pewni, czy nie ma tu jeszcze kogoś.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Pies policyjny
Live fast,
pet dogs
Tomasz przede wszystkim jest wysoki, nawet bardzo. Ma 192 centymetry wzrostu więc nietrudno go zauważyć w tłumie. Nie mówiąc już o tym, że prawie zawsze oślepia uśmiechem. Jego włosy przyjmują barwę bardzo ciemnego blondu, jego oczy są niebieskie, na twarzy często widnieje zarost - uważa, że tak wygląda przystojniej. Jest dość dobrze zbudowany. Zwykle ubiera się w stonowane kolory, jeansom często towarzyszy sweter lub koszulka z kołnierzykiem, rzadko sięga po koszule, które według niego są strasznie niewygodne. Podczas słonecznych dni towarzyszą mu jego ulubione okulary przeciwsłoneczne, w te chłodniejsze ukochana skórzana kurtka z brązowej skóry. Można czasem wyczuć od niego dym papierosowy, znacznie częściej jednak przesiąka zapachem kawy oraz swojej wody kolońskiej o nucie lawendy i cedru.

Thomas Hardwick
#4
10.01.2023, 20:17  ✶  
W głębi ducha liczył, że pomoc nadejdzie szybko. Z drugiej strony umysł podpowiadał mu, że Patronus mógł zastać Erika w sytuacji, w której nie będzie mógł przyjść z pomocą. Bardzo, bardzo głęboko, zakiełkował zaś strach, że jego wołanie o pomoc zostanie zignorowane. Starał się go zdusić, bo wiedział, że na Longbottomów zawsze można liczyć w takich sytuacjach, przelatujące mu przed oczami życie, niczym kolejne kolorowe snopy zaklęć, trochę jednak w tym przeszkadzało.
Pozbawiony zasłony, mógł tylko się bronić, bezradnie zbliżając się pod ścianę. Odbijał zaklęcia, choć jedno musnęło jego lewy bark, tworząc na nim paskudne rozcięcie. Zalała go kolejna fala adrenaliny, przyciągnął przed siebie stojący po lewej kredens, przewracając go i tworząc tym samym kolejną zasłonę. Schował się za nim, przytrzymując nową ranę, dając sobie chwilę oddechu. Jego zawartość w postaci książek i jakichś bibelotów, rozsypała się po podłodze z głośnym hukiem, wszystko, co szklane posypało się na kawałki.
Gramofon nadal grał jedne z jego ulubionych piosenek.
Właśnie wtedy do pomieszczenia wpadła dwójka kolejnych osób. Tym razem przynajmniej byli to sprzymierzeńcy.
Wzrok Thomasa zamglił się od powoli zbierających się łez ulgi, gdy wyjrzał zza drewnianego mebla i zobaczył, jak jeden z przeciwników ląduje ogłuszony. Wrogowie zostali zaskoczeni, nadarzała się okazja, której nie należało zmarnować. Usłyszał, jak Brenna rzuca zaklęcie ochronne, całkowicie skupiając na siebie uwagę śmierciożercy, dając mu pole do działania. Oderwał dłoń, w której nadal trzymał różdżkę od barku i wychylił się bardziej, dając sobie możliwość wycelowania.
- Expulso! - wykrzyknął, rzucając zbierającego się do użycia zaklęcia przeciw rodzeństwu Longbottomów wroga na ścianę, z siłą, która tamtego przymroczyła. Widać mocno uderzył głową cegłę.
Czując się trochę pewniej z dwójką przyjaciół przy boku, Thomas wyszedł zza kredensu, mierząc z różdżki w powalonych na tę chwilę ludzi. Po dłoni i ściekała krew, jego koszulka też zaczęła barwic się od posoki, na razie jednak się tym nie potrafił przejmować. Ważniejsi byli obcy, którzy wtargnęli do jego domu i próbowali zrobić z nim coś więcej, niż tylko pokiereszować. A także to, że stracili przewagę.
- Nigdy nie cieszyłem się tak na wasz widok - stwierdził, tylko na chwilę kierując wzrok na Erika i Brennę, by zaraz wrócić wzrokiem do jednego z powalonych, który powoli zaczął odzyskiwać rezon. Co prawda może nie było tego po Thomasie widać, w duchu jednak niemal płakał ze szczęścia. Łzy nie pociekły tylko dlatego, że jego ciało nadal nastawiało się do walki.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#5
12.01.2023, 00:44  ✶  

Ubranie robocze Brenny na ten wypad może i wzbudzało wiele wątpliwości, jednak jej umiejętności oraz zaradność zdecydowanie sprawiały, że ubiór aż tak się nie liczył. Nie, gdy ze stanowczością lwicy wkroczyła do mieszkania i od razu włączyła się w pojedynek. Wyrobiła się, pomyślał bezwiednie Erik, gdy kolejna fala zaklęć poszła w ruch. Nie były to idealne warunki do pojedynku, jednak w tej chwili liczyło się przede wszystkim zapewnienie Thomasowi bezpieczeństwa i nieustępowanie pola.

Nagle do głowy mężczyzny wbiła się myśl, że ktoś może się teleportować bezpośrednio za jego partnera i wziąć go na zakładnika, toteż od razu powiódł wzrokiem w jego stronę. Odetchnął z ulgą, gdy ten znalazł się u jego boku, chociaż jego uwadze nie uszła plama krwi na koszuli. Zagryzł wargę, czując rosnącą w nim frustrację. Jak to możliwe, że zdołali go zaskoczyć? Kim byli Ci ludzie? Jak przedarli się przez zaklęcia obronne?

— Trzeba Cię opatrzyć, Tommy — poinformował, zerkając na niego kątem oka, aby potem wrócić do lustrowania ich upadłych przeciwników. Wystarczył drobny ruch ze strony jednego z nich, aby Erik zareagował automatycznie. Jego różdżka poderwała się w górę, a formułka zaklęcia, bez chwili zastanowienia, opuściła jego usta: — Incarcerous!

Być może powinien zastosować łagodniejszy środek zapobiegawczy z uwagi na to, że zaklęcie nie tylko miało za zadanie spętać ofiarę magicznymi linami, ale też w razie czego podduszać takową. Nie miał zamiaru jednak za to przepraszać, gdyż w tej chwili liczyło się zabezpieczenie terenu. Jak trochę pocierpi to nic im się nie stanie. Zwłaszcza po tym, jak dosłownie chwilę wcześniej zaatakowali nie tylko jego przyjaciela, ale też funkcjonariusza prawa.

— Bren, zablokuj tamtego — rzucił, posługując się swoistym skrótem myślowym. Zablokuj = unieruchom, spętaj, zaobrączkuj, odbierz różdżkę. Takie „interwencje” nie sprzyjały raczej kwiecistej mowie, gdy w okamgnieniu sytuacja mogła ulec drastycznej zmianie. — Trzeba wezwać Aurorów.

Lub ich przesłuchać, póki nie mamy świadków, rozległ się w jego głowie cichy głosik. Przestąpił z nogi na nogę, gotów w każdej chwili wznieść tarcze, jeśli wymiana ognia zostałaby wznowiona. Omiótł szybkim spojrzeniem mieszkanie, korzystając z krótkiej chwili spokoju, o ile drugi napastnik nie postanowił się na nich od razu rzucić. Żeby doprowadzić to miejsce do stanu używalności, zdecydowanie przyda się coś więcej, niż tylko kilka prostych zaklęć naprawiających.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#6
12.01.2023, 00:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.01.2023, 01:02 przez Brenna Longbottom.)  
Brenna też cieszyła się na widok Thomasa. Szalenie. Bo chociaż nie miała czasu się nad tym zastanawiać, gdy wparowywali do mieszkania, gdzieś na krawędzi świadomości obijała się myśl, że zastaną tutaj tylko jego trupa. Nie powiedziała jednak tego, bo kiedy tylko Brygadzista walnął śmierciożercą o ścianę, w tym samym momencie, w którym brat poprosił o zablokowanie, wyciągnęła różdżkę i rzuciła zaklęcie pertyfikujące. A potem, dla pewności, magią odrzuciła jego różdżkę na drugi koniec pokoju.
- To pewnie jakieś płotki - mruknęła, bo przez jej głowę przemknęła najpierw ta sama myśl, którą miał brat, ale zaraz za nią poszła inna.
Za łatwo im poszło.
Istniała wręcz spora szansa, że ludzie tutaj nie byli nawet pełnoprawnymi śmierciożercami, a zaledwie kandydatami na takich. Albo nawet na jakichś pomagierów, na pewno nie członków wewnętrznego kręgu. Może tu znów wchodziło jej czarnowidztwo, ale przeczuwała, że okaże się, że rozkaz wydał nie wiadomo kto, nie wiadomo dlaczego, oni zrobili to, bo grożono ich rodzinom (oczywiście, to będzie oficjalne wyjaśnienie), nie planowali zabić, tylko nastraszyć, i właściwie to nie byli na żadnym spotkaniu...
Nawet jeżeli spróbują coś z nich wydusić, pewnie niczego się nie dowiedzą. Bo ci raczej wiele nie wiedzieli...
Obróciła się ku Thomasowi, lustrując go spojrzeniem, przyglądając się ranom, starając się ocenić, jak pilnie wymaga pomocy uzdrowiciela. Nie chwiał się na nogach, chyba nie planował mdleć, ale krew plamiąca ubranie była niepokojąca. Adrenalina powoli opadała, a w duszy Brenny walczyły ze sobą ulga, że zdążyli, i obawa, co będzie dalej. Nie sądziła, że śmierciożercy zrezygnują łatwo z raz wyznaczonego celu.
- Aurorzy, Mungo - przyznała rację bratu, rozglądając się po zdewastowanym mieszkaniu. Piosenka, która grała, gdy wpadli do pomieszczenia, wwiercała się w uszy, w pamięć i Brenna była pewna, że zapamięta tę melodię już na zawsze, i zawsze będzie kojarzyła ją z tym jednym momentem. Odsunęła jednak od siebie tę myśl na rzecz innej. Zawahała się, zastanawiając, jak ułożyć myśli w słowa, by zabrzmiały jak najbardziej dyplomatycznie, a propozycja miała największe szanse na akceptację.
- Thomas, byłabym znacznie spokojniejsza, gdybyś poza tym zabrał trochę rzeczy i zatrzymał się na parę dni u nas, póki nie zadbasz o lepsze zabezpieczenia mieszkania. Zrób to dla mnie, proszę.
Najchętniej powiedziałaby coś w stylu: słuchaj, stary, pakuj się i zostań u nas na zawsze. Rodzice i dziadek nawet by się nie zdziwi, że "dzieci" nagle przyprowadzają kolegę na stałe. Dziadek zresztą wcale nie był lepszy, przyprowadził tak kiedyś całą rodzinę. Brenna miała jednak jakieś resztki wyczucia i wiedziała, że Thomas był Brygadzistą, nie zagubionym chłopcem, wymagającym obrony. Był też dorosłym mężczyzną, który przywykł do swojej przestrzeni i osobą wychowaną wśród mugoli, więc nagłe trafienie na stałe do domu, w którym mieszkał tłum czarodziei, raczej nie byłoby dla niego komfortowe.
Parę dni wydawało się jej rozsądnym kompromisem. Zdąży albo załatwić zabezpieczenie mieszkania przez specjalistę albo pomyśleć nad zmianą adresu, którego nikt niepowołany nie będzie znać. A jeżeli ktoś będzie go szukać w tym czasie, to w ich domu znalezienie go będzie problemem.
Może odłożą eliminację Hardwicka na później. Bo że całkowicie z niej zrezygnują, Brenna nawet się nie łudziła.
Odetchnęła i dopiero teraz dostrzegła, że wciąż trzyma w ręku tosta. Uniosła go i spojrzała na porcję chleba z szynką i serem - nie zdążył nawet wystygnąć - z pewnym zdziwieniem, jakby sama nie była pewna, skąd się tu wziął.
- Tosta? - spytała Thomasa. Brzmiało to absurdalnie, było absurdalne, i stanowiło chyba bardziej efekt stresu i targających nią nerwów niż prawdziwą propozycję zjedzenia śniadania.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Pies policyjny
Live fast,
pet dogs
Tomasz przede wszystkim jest wysoki, nawet bardzo. Ma 192 centymetry wzrostu więc nietrudno go zauważyć w tłumie. Nie mówiąc już o tym, że prawie zawsze oślepia uśmiechem. Jego włosy przyjmują barwę bardzo ciemnego blondu, jego oczy są niebieskie, na twarzy często widnieje zarost - uważa, że tak wygląda przystojniej. Jest dość dobrze zbudowany. Zwykle ubiera się w stonowane kolory, jeansom często towarzyszy sweter lub koszulka z kołnierzykiem, rzadko sięga po koszule, które według niego są strasznie niewygodne. Podczas słonecznych dni towarzyszą mu jego ulubione okulary przeciwsłoneczne, w te chłodniejsze ukochana skórzana kurtka z brązowej skóry. Można czasem wyczuć od niego dym papierosowy, znacznie częściej jednak przesiąka zapachem kawy oraz swojej wody kolońskiej o nucie lawendy i cedru.

Thomas Hardwick
#7
12.01.2023, 21:00  ✶  
Wpatrywał się w obezwładnionych, zamaskowanych nieznajomych, czując, jak jego serce łomocze w piersi. Umysł jeszcze nie potrafił pojąć, że na razie to koniec, nie upuszczał ręki, czekając na sam nie wiedział co. Tak naprawdę nie wiedział, co mówią do niego Erik i Brenna. Na jedną wypowiedź automatycznie skinął głową, na drugą mruknął jakieś potwierdzenie w odpowiedzi, widząc tylko dwie zamaskowane sylwetki, próbując przyswoić, że przeżył i że na razie jest już dobrze. Był jeszcze w szoku, który dopiero powoli zaczynał puszczać go ze swoich pazurów, normując jego tętno, oddech i przywracając zdolność myślenia. Dopiero teraz tak naprawdę zdał sobie sprawę, że jego przyjaciele coś do niego mówili. Spojrzał na nich półprzytomnie, po czym pokręcił głową.
- Dajcie mi chwilę - wydusił z siebie i poczuł, jak jego nogi nagle tracą całą swoją siłę, która do tej pory trzymała go w pionie. Usiadł ciężko na pośladkach, opierając się o przewrócony wcześniej mebel. Odetchnął głęboko, chcąc przywrócić jasność myślenia, opuścił na chwilę różdżkę, licząc, że w razie czego Longbottomowie sobie poradzą. Spojrzał w dół, zmuszając się do miarowego oddechu. Dopiero po parę sekundach w końcu rozejrzał się po pomieszczeniu, jeszcze raz upewniając się co do sytuacji. Poczuł w końcu ból, który powodował, że zacisnął szczękę. Niczym pies potrząsnął głowę, chcąc trzymać się klarowności umysłu, która w końcu na niego spłynęła.
Słowa Brenny o jego chwilowej przeprowadzce zaczęły docierać do jego świadomości.
Normalnie zapierałby się nogami i rekami, zaręczając, że nie będzie się narzucał i że poradzi sobie sam bez niczyjej pomocy. Normalnie jednak nie uchodzi się ledwo z życiem, sytuacja była więc trochę wyjątkowa. Bał się jednak, że wciągnie przyjaciół w niebezpieczeństwo, z drugiej jednak strony, może, gdy będą razem, nikt nie poważy się na atak w wielkiej rodowej posiadłości?
W końcu, jeśli tu zostanie, ktoś może spróbować dokończyć zaczęte dzieło, więc póki nie zapewni swojemu mieszkaniu lepszych zabezpieczeń, może lepiej było na chwilę się zatrzymać u kogoś, kto będzie w stanie pilnować jego pleców?  Przynajmniej dopóki nie posprząta swojego mieszkania i nie zapewni jakiegoś większego bezpieczeństwa, co kompletnie jak widać, zaniedbał. Jaki był cholernie głupi.
- To może ja się jednak spakuję? - bardziej stwierdził, niż zapytał, unosząc wzrok na jego niedoszłych morderców. Jakkolwiek źle to brzmiało.
Uśmiechnął się blado, w końcu dostrzegając smutny kawałek pieczywa w ręce Bren. Pewnie by się zaśmiał, gdyby nie to, że coś ściskało o trochę w gardle. Wskazał różdżką na nieapetyczną breję rozwaloną na podłodze, która była jego poranną jajecznicą, teraz już całkowicie niejadalną.
- Moje śniadanie skończyło tak, więc gdyby nie to, że chce mi się trochę rzygać po tym wszystkim, to przyjąłbym propozycję - rzucił całkowicie otwarcie. Wziął kolejny głęboki wdech i wstał z podłogi, kierując się do schwytanych przez nich wrogów, cały czas gotowy rzucić kolejne zaklęcia. Podszedł do nich, czując gotującą się w nim wściekłość, która zaczęła się w nim kiełkować, gdy opuścił go ten największy strach. Chciał wiedzieć, kto miał odebrać mu zycie. Kim były osoby, które z powodu jego pochodzenia, chciały zakończyć jego byt.
Zerwał maskę najpierw jednej, potem drugiej osoby. Spetryfikowana została kobieta w średnim wieku o ostrych rysach i wyzywającym spojrzeniu. Ta twarz jednak nie zrobiła na nim takiego wrażenia jak ta druga, trzymana w zaklęciu Erika. Należała bowiem do młodego chłopaka, na oko ledwo co po skończeniu Hogwartu. W jego oczach tlił się strach, ale i upór. Thomasa sparaliżowało, ręka trzymająca maskę śmierciożercy zastygła w bezruchu.
Bo przecież mieli do czynienia z dzieciakiem.
Spojrzał szybko na Brennę i Erika, w ich oczach szukając tego, co sam teraz czuł. Cholerni radykaliści.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#8
14.01.2023, 20:55  ✶  

— Jeśli masz tu jakieś ważne dokumenty, to też o nich pamiętaj. Nie wiadomo, czego tu szukali, oprócz cóż... Ciebie — dodał trzeźwo na sugestie siostry.

Wątpił, aby Śmierciożercy byli wyjątkowo chętni do współpracy, skoro nawet się zbytnio nie kryli z tym, że planowali kogoś, kolokwialnie mówiąc, zdjąć. Z jakiegoś powodu wzięli na celownik Thomasa, ale czemu? Na pewno nie zależało im na publiczności, bo w takim wypadku być może zdecydowali się na atak w innym miejscu, gdzie mieliby sporą widownię do zastraszenia swoimi działaniami. Zmełł w ustach przekleństwo.

— Nie wierzę, że zdążyłaś go jeszcze zabrać ze stołu — skomentował, wbijając skonfundowane spojrzenie w tosty. Ich miejsce raczej nie było w tym mieszkaniu, a w kuchni Longbottomów. Nawet nie przyszło mu do głowy, że Brenna mogła po prostu się nim zajadać, gdy dostali wiadomość.

Nie powstrzymał Thomasa, gdy ten postanowił zbliżyć się do swoich oprawców. Dalej trzymał jednak różdżkę w gotowości, zdecydowany wkroczyć, jeśli nagle wyniknie jakiś niespodziewany incydent. Wierzył jednak, że jego partner okiełzna złość, a przede wszystkim adrenalinę, która krążyła w jego żyłach i będzie w stanie utrzymać nerwy na wodzy. Zasznurował usta, zdając sobie sprawę, że być może prosi o zbyt wiele.

Gdyby ktoś wtargnął tak do rodzinnej posiadłości Longbottomów, ciężko byłoby przewidzieć, w jakim stanie taka banda delikwentów by ją opuściła i czy wszyscy domownicy zachowaliby się zgodnie z protokołem. Powłóczył wzrokiem po odsłoniętej twarzy rozbrojonej kobiety, ale w pierwszej chwili nie rozpoznał jej twarzy. Może to i lepiej. Spotkanie kogoś bliskiego w takiej sytuacji byłoby wręcz dewastujące.

— Ja pierdole — wyszeptał z niedowierzaniem, kiedy Hardwick odsłonił facjatę towarzysza kobiety. Zerknął kątem oka na Brennę. Ten chłopak mógł mieć nawet mniej niż dwadzieścia lat. Prawie że dziecko, które ledwo co opuściły szkolne mury. Ledwo co osiągnął pełnoletność, a już był na drodze do przekreślenia sobie najbliższych lat życia. — Chociaż nie mówcie, że to syn i matka.

Przejechał wolną dłonią po czole, mając nadzieję, że ten domysł nie okaże się prawdziwy. Nie mieściło mu się w głowie, że radykaliści powzięliby takie kroki. Jeszcze rozumiałby rodzeństwo lub męża i żonę, ale rodzica z dzieckiem? Brak odpowiedzialności, logicznego myślenia, czy przewidywania konsekwencji... Radykalizacja gdzieś wykiełkowała, pomyślał ze zgrozą.

— Wezmę służby. Pilnuj ich — powiedział do siostry, obrzucając pokonanych przeciwników pełnym zawodu spojrzeniem, zanim wycofał się do tego, co zostało z kuchni.

Jak bardzo musieli wierzyć w idee głoszone przez Czarnego Pana i Śmierciożerców? Jeśli ta dwójka faktycznie była ze sobą spokrewniona, to naprawdę nie rozumiał, co mogło ich przekonać do tego, aby powziąć tak drastyczne działania. Co ta kobieta mogła mieć w głowie, jeśli to było jej dziecko? Erik pokręcił głową. Dobrze, że Thomas uszedł z tej potyczki z życiem. To się w tej chwili liczyło najbardziej.

Longbottom wziął głęboki oddech i przymknął oczy, chcąc odsunąć na bok wszelkie negatywne myśli, które mu w tej chwili towarzyszyły. Zamiast tego wyciągnął z szufladek wspomnienia z młodości. Liczne spotkania z rodziną, szkolne przyjaźnie, długie popołudnia spędzone na błoniach z Brenną i Norą, chrzciny i następujące po sobie co roku kolejne urodziny Mabel.

— Expecto Patronum! — wyszeptał, wykonując wysoki obrót różdżką, a po chwili srebrno-niebieska mgiełka wystrzeliła z jej czubka, aby niedługo później uformować patronusa w formie psa.

Pierwszą wiadomość Erik wystosował do biur Brygady Uderzeniowej, podając miejsce zdarzenia, informując o obecności brygadzistów w cywilu oraz powołując się na kilka znajomych nazwisk, licząc, ze zgłoszenie nie trafi do jakichś żółtodziobów, którzy byli akurat na dyżurze, a kogoś o dłuższym stażu pracy. Druga zaś powędrowała do Szpitala św. Munga z prośbą o wysłanie medyków. Wprawdzie opatrzenie ran Thomasa nie mogło być zbyt trudne, jednak lepiej było się zdać na pomoc ekspertów.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
14.01.2023, 22:22  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.01.2023, 22:24 przez Brenna Longbottom.)  
- Znasz mnie. Zawsze jest pora na przekąskę – odparła Brenna bez mrugnięcia okiem, ani myśląc tłumaczyć, że trzymała go po prostu w ręku i jakoś zamiast go wypuścić, odruchowo zacisnęła palce. I przypomniała sobie o nim dopiero teraz. Chociaż słowa same w sobie były żartobliwe, Brenna nie uśmiechała się i głos też nie brzmiał wesoło. To nie była pora na żarty. Thomas omal nie zginął, a tutaj mieli dwójkę ludzi, która chciała eksmitować Hardwicka na tamten świat. Nie potwierdziła, by się pakował, bo słowa Erika o dokumentach były najlepszym znakiem, że rodzeństwo przyjmowało tu zgrany front i Thomas powinien spędzić małe wakacje w Dolinie Godryka.
Nie myślała o tym, że mogłoby im grozić niebezpieczeństwo, bo zabiorą do siebie Hardwicka. Po pierwsze, nie mieli przecież zamiaru rozgłaszać tego na prawo i lewo. Dla bezpieczeństwa Thomasa było najlepiej, aby na chwilę chociaż znikł z radaru sług Voldemorta. Po drugie, właściwie każdy w ich posiadłości potrafił się bronić, a ona sama była obłożona tak potężnymi czarami, że komuś z zewnątrz ciężko byłoby się do niej wedrzeć. Brenna w całym swoim pesymizmie i czarnowidztwie przewidywała, że pewnego dnia sama padnie ofiarą ataku, ale mając jednak przekonanie, że wśród śmierciożerców muszą być jednostki myślące, spodziewała się, że raczej nie dojdzie do tego w domu. Posiadłość Longbottomów była jednym z tych bastionów, których zdobycie rozsądny człowiek zostawiłby sobie raczej na koniec wojny, nie początek.
Mina jej złagodniała, gdy Thomas poprosił, aby dać mu chwilę. Milczała, gdy się zbierał i potem, kiedy zdzierał maski śmierciożercom… czy raczej kandydatom na naśladowców. Widok młodej twarzy nie wstrząsnął nią w żaden sposób, nie poruszył, raczej jedynie utwierdził w przekonaniu, że trafiły się im gołowąsy, drobnica, a nie ktoś, kto mógłby przekazać faktycznie przydatne informacje.
Brenna chciała wierzyć w ludzi. A jednocześnie gdzieś w głębi serca wiedziała, jaka ciemność kryje się w wielu z nich. Ba, wiedziała nawet, że ona sama mogłaby zdobyć się na wiele strasznych rzeczy. Choćby gdyby miała podstawy podejrzewać, że ta dwójka wie więcej, niekoniecznie wzywałaby Brygadę. Raczej postarałaby się, aby najpierw zaczęli mówi, a potem przypadkiem rzuciła drobne oblivate.
- Dobrze, nie powiem – skwitowała, niedojedzony tost odkładając w końcu w pierwsze lepsze miejsce, bo we wnętrzu i tak zapanował bałagan. Ktoś ich poznaje?
Ona nie kojarzyła twarzy. To samo w sobie wiele mówiło. Nie pochodzili raczej z żadnej głównej linii rodów czystej krwi. Brenna większość z nich znała przynajmniej z widzenia, a jeżeli nie ona, to powinien kojarzyć ich Erik.
Obróciła się na moment do drzwi. Chyba tylko cudem nikt tutaj nie przyszedł zwabiony zamieszaniem. Sąsiedzi albo zdążyli wyjść do pracy, albo po prostu się bali. Wycelowała w nie, szepcąc zaklęcie, by wróciły na swoje miejsce. Nie były zamocowane zbyt dobrze, i było to rozwiązanie tymczasowe, ale po pierwsze, Brenna nie chciała, by zajrzeli tu mugole i ujrzeli pobojowisko oraz dziwnych ludzi z patykami, po drugie – Thomas nie mógł przecież ot tak zostawić mieszkania otwartego dla każdego, kto chciałby stąd coś wynieść.
A potem znów zwróciła się przodem do pokoju i po prostu stała tak, by mieć na oku oboje napastników. Byli niby spętani czarami, ale kto wie, jakie miała możliwości czarna magia? Przy okazji dopiero teraz uświadomiła sobie, jak wspaniale zaprezentuje się aurorom wysłanym na miejsce zdarzenia oraz uzdrowicielom z Munga. Na całe szczęście opinia, jaką się cieszyła, nigdy nie zaprzątała Brenny zbyt mocno, więc szybko wyrzuciła tę myśl z głowy.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Pies policyjny
Live fast,
pet dogs
Tomasz przede wszystkim jest wysoki, nawet bardzo. Ma 192 centymetry wzrostu więc nietrudno go zauważyć w tłumie. Nie mówiąc już o tym, że prawie zawsze oślepia uśmiechem. Jego włosy przyjmują barwę bardzo ciemnego blondu, jego oczy są niebieskie, na twarzy często widnieje zarost - uważa, że tak wygląda przystojniej. Jest dość dobrze zbudowany. Zwykle ubiera się w stonowane kolory, jeansom często towarzyszy sweter lub koszulka z kołnierzykiem, rzadko sięga po koszule, które według niego są strasznie niewygodne. Podczas słonecznych dni towarzyszą mu jego ulubione okulary przeciwsłoneczne, w te chłodniejsze ukochana skórzana kurtka z brązowej skóry. Można czasem wyczuć od niego dym papierosowy, znacznie częściej jednak przesiąka zapachem kawy oraz swojej wody kolońskiej o nucie lawendy i cedru.

Thomas Hardwick
#10
16.01.2023, 22:18  ✶  
Swojska, podbarwiona humorem rozmowa rodzeństwa szczerze mówiąc, jakoś podbudowywała Thomasa na duchu. Wolał to od powracającej myśli o tym, że niemal nie skończył, wąchając kwiatki od spodu. I tak, był na to gotowy podczas każdej pracy w terenie w szeregach BUM, nigdy jednak nie był tak blisko śmierci, jak dziś. Nadal czuł jej oddech na karku, jego żołądek ledwo się trzymał, nie chciał jednak tego roztrząsać, wiedząc, że to nie czas na przetrawienie emocji, które w nim się rodziły i kotłowały. Wiedział, że potem pęknie. Jeszcze nie wiedział kiedy, nie mógł tego zrobić jednak teraz. Nie przy ludziach, którzy jeszcze chwilę temu rzucali w niego zaklęciami, które zdecydowanie miały wyrządzić mu krzywdę. Nie teraz, kiedy należało wezwać aurorów, jak trzeźwo stwierdził Erik. Uzdrowiciel był raczej zbędny, przynajmniej na razie, tak twierdził Tomasz, nadal nie do końca zdając sobie sprawy z tego, w jakim był konkretnie stanie. Nie protestował jednak. Trochę nie miał na to sił, a miał jeszcze coś do załatwienia, przynajmniej do czasu, gdy byli sami, a w nim buzowały jeszcze resztki emocji, które napędzały go do działania. Wiedział, że niedługo i jego czeka przesłuchanie. Będzie musiał odpowiedzieć na wiele pytań, na które pewnie nie będzie nawet znał odpowiedzi. Chciał więc pojąć chociaż podstawy.
Zawahał się jednak, nadal spoglądając na młodą twarz. Nie znał ani kobiety, ani chłopaka. Pokręcił więc głową w odpowiedzi na pytanie Longbottom. Byli dla niego obcy, a wiedzieli, gdzie mieszkał, znali zapewne jego tożsamość. Wiedzieli, gdzie pracuje, więc pewnie stąd wyciągnęli większość informacji. Może go śledzili i on głupi nawet tego nie zauważy?. A może mają jakiegoś szczura w Departamencie? Wątpił, by byli szczerzy w swoich zeznaniach, przynajmniej jeśli nie zastosuje się jakiegoś przymusu.
- Bren, daj któremuś z nich mówić, muszę z nimi pogadać - powiedział, ze zmarszczonymi brwiami i pożałowaniem nadal patrząc na twarz chłopaka. Tłukło mu się w głowie jedno, najważniejsze pytanie, które nie pozwalało mu myśleć o praktycznie niczym innym. Poczekał więc, aż Brenna się zgodzi i da któremuś z nich możliwość komunikowana się z nimi. Dopiero wtedy wziął głęboki oddech i spojrzał kobiecie i dzieciakowi prosto w oczy.
- Dlaczego? Dlaczego ja? - wyrzucił, czując, jak jego serce na chwilę zatrzymało się w napięciu, podczas oczekiwania na odpowiedź. Ta nadeszła wbrew pozorom szybko.
- Dla przykładu. Dla pokazania, że żadna szlama nie jest bezpieczna - usłyszał, a jego żołądek znów zwinął się w supeł. Przymknął oczy, czując, jak jad z odpowiedzi powoli wnika w jego ciało, powodując, że zrobiło mu się jednocześnie zimno, jak i gorąco. Miał być przykładem. Niemal roześmiał się, z jego gardła wydostało się tylko prychnięcie, podsycone nutą płaczliwej wilgoci.
- Przykładu - powtórzył, nie dowierzając. Odwrócił się od dwójki więźniów, po czym przywalił w ścianę z pięści, dopiero wtedy przypominając sobie, że jego prawa dłoń jest poraniona. Zaklął głośno, kopnął jakąś Merlinowi winną ducha książkę, po czym wyrzucił ręce w powietrze. Był sfrustrowany, nie wiedział, co ze sobą zrobić. Rodziła się w nim wściekłość, której nie potrafił rozładować. - Cholernego przykładu, do kurwy - spojrzał na rodzeństwo, czując, że nie może zrozumieć. Nie zawinił tym ludziom niczym. Nie zrobił im kompletnie nic, a oni ot tak, chcieli mu odebrać życie, bo ktoś chciał z niego uczynić swoistą groźbę. Oparł się czołem o ścianę, z której przed chwila próbował zrobić worek treningowy, w geście zrezygnowania. Nie rozumiał, czemu tak nim to wstrząsnęło, a jednak jego umysł nie mógł tego przetrawić.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (1955), Erik Longbottom (2257), Thomas Hardwick (2665)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa