Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic
Nie miał pojęcia, że poranek, którzy przyszło mu spędzić w swoim własnym mieszkaniu był ciszą przed burzą, która miała wstrząsnąć jego życiem. Nic nie wskazywało no to, że ledwo co ujdzie dziś z życiem. A jednak.
Jego wysłużony gramofon dzielnie odtwarzał jeden z jego ulubionych albumów, sam zaś zalewał właśnie kawę, ktora miała pomóc mu zacząć dzień. Na tależu stoliku leżała przygotowana przed chwilą jajecznica, a także poczta i najnowsze wydanie proroka, które miał przejrzec podczas śniadania. Jego lokum było całkiem skromne, a jednak całkiem przytulne - może czasem bardziej mugolskie, niż wypadało czarodziejowi, nigdy jednak do końca nie przywykł do wszytskich aspektów życia w magicznym społeczeństwie. Wiedział, że inni to wyczuwali. A jednak sporej grupce osób po prostu to nie przeszkadzało.
Inni, cóż. Thomas nie poświęcał im uwagi. Nie czuł by byli jej warci. A szkoda, bo może dzień wyglądałby torchę inaczej.
W końcu wiedział, że w ostatnim czasie w magicznym Londynie działy się niepokojące rzeczy, był przecież brygadzistą, słyszał ostrzeżenia. Ba, nawet dorzucił jakieś zabezpieczenie do swojego mieszkania, zobił to jednak od niechenia. Nie wpadło mu do głowy, że ktoś by mógł go obrać za cel.
Pomylił się.
Muzyka zagłuszyła kroki przed jego drzwiami. Sam zresztą nigdy nie przewidziałby wydarzeń, które nastąpiły w ciągu nastepnych paru minut. Zalarmowało go dopiero narruszenie swojego miernie założonego zabezpieczenia. Ale wtedy było juz za późno.
W ciągu kilku sekund w jego mieszkaniu pojawiły się dwie zamaskowane postacie, celujące w jego stonę z rózdżek. W odruchu, który wyrobił sobie pracując w brygadzie uderzeniowej, chwycił swoją, oni jednak byli szybsi. Jedno z zaklęć trafiło w kubek, który jeszcze przed chwilą Thomas miał niemal w ręku, roztrzaskując go na kilkadziesiąt kawałków, raniac jego dłoń, drugie świstęło mu nad głową, trafiajac w ścianę, gdy przewracał stół, tworząc tym samym prowizoryczną zasłonę, która miała chronić go przed szybką śmiercią. Ręce zaczęły mu się trząść, krew z licznych rozcięć prawej ręki spływała po różdźce, którą ściskał próbując pozbierać myśli. Nie było to jednak łatwe. Wychylił sie zza zasłony, próbując trafić przeciwników, mieli jednak przewagę liczebną i choć udało mu się utrzymac ich dzieki temu z dala od swojej prowizorycznej ochrony, tak wiedział, że zaraz może byc po nim.
Erik.
Wielokrotnie polegał na swoim partnerze, dlatego może własnie to on pojawił się w jego głowie w tej chwili.
Znów się wychylił, próbując rozbroić chociaż jednego przeciwnika, śwstające nad głową klątwy nie pomagały jednak w celowaniu. Zaklą, szybko jednak zadecydował, że sam sobie nie poradzi. A wolał nie mysleć, co to oznacza.
Zamknął na chwilę oczy, próbując przywołać wspomnienia związane z treningami qudditcha z czasów szkolnych, choć walące ze strachu serce mu w tym nie pomagało. Po chwili jednak wraz ze stanowczym Expecto Patronum z jego róźdzki wyłoniła się srebrzysta mgła, która przybrała postać owczarka. Zaraz jednak zniknęła za oknem, niosąc wiadomość, ktora, jak mał Thomas nadzieje, sprawi, że nie skończy sześć stóp pod ziemią.
Co zapewne miało zaraz nastapić, bo jego zasłona została odrzucona na bok, pozostawiając go niemalże bezbronnego.
- Protego! - krzyknął, wiedząc, że jego sznase z każdą chwilą są coraz niklejsze.