• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[06.06.72, wieczór] Pewnego razu w Chinatown

[06.06.72, wieczór] Pewnego razu w Chinatown
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
15.09.2024, 17:01  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.09.2024, 15:17 przez Mirabella Plunkett.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Życie to przygody lub pustka

Charakterystyczne bramy, mnóstwo lampionów, zapach kurczaka i makaronów z pobliskich restauracji, tłum ludzi – po równo turystów i miejscowych Azjatów – to wszystko było dla Brenny swego rodzaju znakiem rozpoznawczym Chinatown. Nie znała tej dzielnicy dobrze: zapuściła się tu raz czy dwa jako młoda dziewczyna z ciekawości, kiedyś mieli tu wyjątkowo paskudną sprawę, dotyczącą rodziny azjatyckich imigrantów, ale nie miała powodów bywać tutaj często.
Chociaż gdy zajrzała przez szybę do jednej z restauracji, pomyślała, że może czasem warto.
– Musimy później wziąć coś do jedzenia na wynos – powiedziała, szarpiąc lekko Thomasa za ramię. Była rozproszona. Kolorowy tłum, nadmiar bodźców, zapachy i słowa w obcych językach, to wszystko nie ułatwiało skupienia, a przecież już myślała o wielu rzeczach na raz. O rejestrze zgonów, który dziś przeglądała pod kątem tajemniczych śmierci nocą, we własnych łóżkach, po tym jak napadnięto na Laurenta. O zachodzie słońca w ruinach w Dolinie Godryka, o wrzosowisku, i o tym, że wolałaby być tutaj z kimś innym, i o irytacji, jaka towarzyszyła tej myśli, bo przecież to pragnienie nie było wcale jej własne. Powinna woleć być tutaj z Thomasem. O zagadce zostawionej na miejscu zbrodni.
O częściach do zegara, który Thomas miał zbudować, i które podobno mógł sprzedać pewien chiński imigrant, który w swoim sklepie w Chinatown miał różny asortyment dla mugoli, i dla czarodziejów.
I o jednym z mieszkań w tutejszych budynkach, które zdawały się niewielkie i przepełnione, do którego powinna zajrzeć, i sprawdzić, dlaczego do cholery informator nie odpisywał na żadną wiadomość przez ostatni miesiąc.
A teraz przez moment myślała o tym, że ma ochotę na makaron z kurczakiem i sprawdzenie, czy ten chiński albo wietnamski, co tu serwowali, będzie smakował inaczej niż ten, którzy przyrządzała sama.
– Ciekawi mnie czasem, czy to wygląda w ten sposób, bo tęsknią za ojczyzną i chcą podkreślić swoją kulturę, czy to dla turystów – dodała, rozglądając się po ulicy i zerkając na kartkę z adresem. – W porządku, tam widzę chyba pralnię, za pralnią miało być studio tatuażu… strasznie tu ich dużo, myślisz, ze Azjaci lubią tatuaże? To coś kulturowego? – rzuciła, zerkając na niego, bo Thomas podróżował trochę więcej niż ona. – W każdym razie, przez to studio tatuażu da się przejść do tego sklepu z mechanizmami… Dlaczego nie może go prowadzić na Horyzontalnej, jak normalny… no jeden z nas… chociaż dobra, chyba wiem. Pewnie tam byłoby dużo drożej – westchnęła, wsuwając karteczkę z powrotem do kieszeni.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#2
16.09.2024, 01:19  ✶  
Kiedy weszli do Chinatwon miał wrażenie, jakby przenieśli się do faktycznych Chin. To wyglądało tak realistycznie, nawet zapach był ten sam! Nie mógł wyjść z podziwu, nie był tu pierwszy raz, jednak pierwszy raz od czasu, kiedy opuścił Anglię. Wszystko tu przywoływało wspomnienia z tego jak przemierzał uliczki jednego z Chińskich miast, którego nazwy nie próbowałby nawet wymówić, nawet gdyby ją pamiętał. Kilkukrotnie połamał sobie język próbując to zrobić, ale teraz nawet się nie łudził, już zdążył zapomnieć. Powęszył chwilę i pokręcił głową.
- Zdecydowanie, zgłodniałem od samych zapachów jedzenia tutaj - zgodził się, bo wiedział, że azjatyckie jedzenie potrafi być naprawdę smaczne. Sam nabrał ochotę na kurczaka w sosie pomarańczowym, zupełnie nie wiedział czemu, ale miał ochotę go zjeść to chyba przez te zapachy w powietrzu.
Westchnął patrząc po ulicach. Tak wiele się mówiło, że wszyscy są sobie równi, a jednak było t tylko wierutne kłamstwo. Na Pokątnej nie widać tego było aż tak bardzo, bo mugolaki nie odróżniały się aż tak bardzo w czarodziejskim świecie. Tutaj jednak podział był bardziej widoczny jeżeli chodzi o niemagiczny świat. Biedni i bogaci wyróżniali się jeszcze bardziej, co było widać niemal gołym okiem, ci "silniejsi" w grupie nie okazywali słabym takiego szacunku jak samym sobie.
- Świat byłby o wiele weselszym miejsce, gdyby ludzie ponad gromadzone bogactwo i władze, bardziej cenili dobre jedzenie i radość - mruknął widząc, jak grupa wyrostków przegania starsze osoby sprzed jednego ze stoisk. Dlaczego niektórzy uważali się za lepszych od innych, przecież dzielili to samo powietrze, słońce padało na wszystkich jednakowo, deszcz to samo. Nie potrafił pojąć czemu niektóre jednostki wyzbywały się normalnych odruchów bardziej szanowały władzę i siłę ponad zwykła ludzką życzliwość - wiedział, że poczucie siły jest kuszące.  Ktokolwiek kto uważnie przyjrzy się ulicom dowie się, że równość jest kłamstwem i zawsze znajdzie się ktoś kto patrzy na innych z góry. Odwrócił wzrok, nie byli tutaj żeby naprawiać świat, poza tym nie powinni się mieszać w mugolski sprawy, mieli własne rzeczy do załatwienia tutaj.
Zegar, który miał zbudować był niezwykle ciekawym mechanizmem, dlatego też z miejsca zgodził się na pracę nad nim - nie żeby zamierzał odmawiać Brennie pomocy, ale tutaj wiało go jeszcze szczere zainteresowanie tematem. Nigdy bowiem nie słyszał o takim rozwiązaniu, a w perspektywie obecnych wydarzeń i tego czym się zajmują to wykonanie takiego przedmiotu mogło być kluczowe dla nich. Informacja była niezwykle potężną bronią, a gdyby wiedzieli czy żaden z nich nie jest zagrożony w danym momencie.
- Obie. Tak mi się wydaje, że obie te rzeczy, znaczy wiesz. Na początku to chyba po prostu była to w ich przypadku tęsknota za domem, chcieli się poczuć jak tam, ale z czasem zauważyli, że przynosi to zyski, więc kontynuowali to zamiast zasymilować się z resztą miasta - wysnuwał swe wnioski co prawda nie na obserwacjach czy poznaniu ich historii, ale tym jak długo Chinatown mieściło się w Londynie, ale biorąc pod uwagę ja wielu tu było "turystów" to jednak zarobkowe kwestie na pewno miały w tym swój udział. Kolejne pytanie jednak sprawiło, że aż mu się oczy zaświeciły, od pewnego już czasu kusiło go zrobić sobie tatuaż, podczas pobytu w Azji niemal został przekonany do tego, ale akurat wtedy nie miał na to czasu.
- Jeszcze jak kulturowego. W dużej części Azji, wierzono, ze odpowiednie tatuaże chronią przed nieszczęściami czy potrafią przyciągać szczęście - robiono je w celu przegonienia złych duchów, przyciągnięcia pomyślności. Robiono je naprawdę z wielu powodów, ale głównym i najważniejszym była ochrona danej osoby. W sumie to kiedyś wpadłem na trop chińskiego czarodzieja, który trudnił się robieniem takich tatuaży, ale nie zdążyłem go odwiedzić, żeby dowiedzieć się czy faktycznie to prawda - nie był zadowolony z tego faktu, że dobrnął do dna tej historii, ale może kiedyś mu się uda jeszcze dojść do sedna tej historii i dowiedzieć się czy takie magiczne tatuaże faktycznie istniały. Może to były formy pieczęci? Nie to byłoby bez sensu, nie dał się wykonać pieczęci na ciele człowieka. - Tak jak mówisz, cena lokum, jest tak ukryte, że chyba płaci za nie marne grosze w porównaniu z Horyzontalną. No i może zbierać utarg z dwóch światów. Mam wchodzić pierwszy? - pytał przezornie bo też i nie wiedział czego spodziewać się w takich miejscach, zawsze w nowych miejscach stosował zasadę ograniczonego zaufania względem przebywających tam ludzi.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
16.09.2024, 11:29  ✶  
– Cieszę się, że jesteśmy zgodni, bo inaczej ciągnęłabym cię ze sobą przemocą. Podoba mi się ten makaron. Przypomina ten ze spagethi, a jednak wygląda jakoś inaczej… – powiedziała Brenna, wskazując jeszcze na zawartość jednego z talerzy azjatyckiej pary, która siedziała przy jednym ze stolików. Zapatrzona na tę scenkę nie zwróciła nawet uwagi na to, co przyciągnęło spojrzenie Thomasa. Może i dobrze, jeszcze poczułaby się zobowiązana interweniować, a jeżeli doszłaby do wniosku, że robić tego nie powinna, potem miałaby wyrzuty sumienia. Chiński makaron zaprawiany takimi wyrzutami na pewno smakowałby znacznie gorzej.
– Hm? Pewnie masz rację, ale tak jakby jak masz pieniądze, to jednak łatwiej kupić sobie dobre jedzenie i rzeczy, które cieszą – rzuciła, odrywając wzrok od restauracji i kierując się ku pralni. Nie, pieniądze nie były najważniejsze, a ona tych swoich nigdy nie wydawała bez opamiętania. Drogie ubrania kupowała na specjalne okazje, większość kosmetyków w szafce pochodziła od matki, nie miała czasu na długie, zagraniczne podróże i rzadko odwiedzała ekskluzywne restauracje.
Ale jej życie było wygodniejsze, kiedy mogła informatorowi włożyć galeona w rękę, opłacić części na mechanizmy dla Zakonu, kupić chrześnicy piękny prezent bez zaciskania pasa, przynieść sto pączków do biura czy nie zastanawiać się, z czego zrezygnować w danym miejscu, bo piesek potrzebował zabawek, karmy i kocyków.
Albo że było ją stać na wyłożenie takich pieniędzy, które być może przekonają Letę Crouch do zajęcia się magiczną więzią. Thomas prawdopodobnie też dałby sobie z tą radę, ale Brenna naprawdę, ale to naprawdę nie chciała wciągać w temat nikogo bliskiego.
– Czyli… wymalowywał runy na skórze? To znaczy, tak mi to wygląda, jeśli miałyby to być czarodziejskie tatuaże. Ale to brzmi jak coś potencjalnie niebezpiecznego, bo co jak taki tatuaż się uszkodzi? – spytała. Mówiła teraz nieco ciszej, chociaż i nie obawiała się specjalnie, że ktoś ich podsłucha: w takim tłumie? Poza tym pewnie uznaliby, że rozmawiają o chińskim folklorze. – Mama chyba zamordowałaby mnie, gdybym postanowiła zrobić tatuaż – dodała, uśmiechając się lekko na samą myśl. Miała dwadzieścia siedem lat, owszem, ale wciąż była córką swojej matki. Na szczęście dla nich obu, była nią na tyle mocno, że do tatuaży w ogóle jej nie ciągnęło, zwłaszcza że cóż… żyli w takich czasach, że te Brenna, pracując w BUM, kojarzyła na razie jednak głównie z marynarzami oraz z przestępcami.
– Myślę, że nie czeka tam na mnie banda zabójców z… zaraz, cholera, jak nazywała się ta chińska mafia… Jakuzi? A nie, Yakuza. Z Yakuzy, znaczy się – zapewniła Thomasa z uśmiechem.
Oczywiście, gdyby podejrzewała, że za drzwiami czeka banda zabójców z Yakuzy, nigdy w życiu nie pozwoliłaby mu wejść pierwszemu. Prawdopodobnie w ogóle nie pozwoliłaby mu wejść pierwszemu. Pchnęła drzwi i weszła do studia tatuażu.
– Spóźniła się pani – rzucił Azjata, bardzo szczupły i niski, odziany w kamizelkę, odsłaniającą ramiona.
– Hm, nie, jestem pewna, że byłam umówiona za dziesięć minut…
– Dziesięć minut temu. Proszę siadać.
– O, nie, nie – zaprotestowała Brenna, unosząc ręce obronnym gestem. – Ja to jestem umówiona tam – oświadczyła, wskazując drzwi do zakładu naprzeciwko, a tatuażysta skrzywił się lekko.
– U tego dziwaka, Zegarmistrza? – westchnął. – A może jednak skorzystacie? Wydaje się, że mam wolny termin. Jestem dobry w robocie.
– Dzięki, ale nie wypada pozwalać Zegarmistrzowi czekać – odparła Brenna gładko. Mimo wszystko wychowywała się w środowisku, gdzie takie tatuaże, zwłaszcza mugolskie, a więc pewnie zawierające sztuczne barwniki, nie wydawały się jej czymś, co robiło się pod wpływem chwili. Nie mieli czasu. Nie wiedziała, czy był dobry w tym tatuowaniu. A i nie chciała czegoś, co ułatwiałoby rozpoznawanie jej, kiedy zmieniała sobie twarz. – Idziemy? – spytała Thomasa, zanim skierowała się do drzwi zakładu.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#4
17.09.2024, 01:45  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.09.2024, 01:52 przez Thomas Figg.)  
- Moja droga znasz mnie, ja zawsze coś zjem, nie trzeba mnie specjalnie namawiać. Ten makaron to chyba jakoś inaczej robią, szczególnie ten taki biały, ale to prawda smakuje też jakoś tak inaczej, jakby bardziej pasował do ich potraw. - w sumie to nigdy nie zastanawiał się jak powstaje i z czego makaron do potraw azjatyckich, zazwyczaj po prostu akceptował to jakim on był.
- Wiesz, nie chodzi mi o to, żeby porzucać chęć zapewnienia sobie dolnego bytu, bardziej chodziło mi o fakt, chorobliwego podążania za złotem, wręcz obsesji... Niczym Smaug! Zatopienie się w chciwym pragnieniu zagarnieniu dla siebie jak największego bogactwa zamiast docenienia przyjemności płynących z naturalnych rzeczy. - porzucenie tego wszystkiego i odcięcie się od świata. Pieniądze pozwalały kupić i tym samym ułatwić wiele rzeczy, ale czasami w pogoni za nimi ludzie zatracali to co faktycznie miało znaczenie. Sam dobrze wiedział, że trudno by było nagle przerzucić się na całkowicie samodzielnego, bez korzystania z pieniędzy i pomocy społeczeństwa tylko wszystko robić samemu - kusząca perspektywa, uciec od wszelkich trosk, zaszyć się gdzieś na rozległych stepach Azji, a może na bezkresnych równinach Ameryki, północne leśne ostępy tundry Kanadyjskiej też były niczego sobie. Potrząsnął głową wiedząc, że dopóki trwa wojna, dopóty nie odważy się na taki ruch.
- Nie jestem w stanie ci powiedzieć co to było, czy faktycznie działało i co jak się uszkodzi. Widziałem to tylko na zdjęciach, ale nie wyglądało to na runy, a na pewno nie na czyste runy, jakby dodawał coś od siebie, dlatego chciałem odbyć z nim rozmowę w cztery oczy. Nie udało się, ale liczę że kiedyś jeszcze uda mi się spotkać kogoś kto takie wykonuje. Ale podejrzewam, że jeżeli faktycznie zawierały w sobie magię to podczas uszkodzenia po prostu ich efekt zanikał - wzruszył ramionami, zdawał sobie sprawę, że życie jest zbyt krótkie, żeby znaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania jakie zrodzą się podczas każdej z przygód, jednak zamierzał rozwikłać tak dużo zagadek jak tylko zdoła. Już dla siebie zachował fakt, że od tamtego czasu kusiło go zrobić sobie tatuaż właśnie, ale nigdy nie było okazji, zresztą chciał właśnie zrobić to pod ręką jednego z magów chińskich, co nie było proste. Dzisiaj jeszcze nie wiedział, że za półtorej miesiąca podczas zwykłych zakupów z Norą wpadną do podobnego studia tatuażu i zrobią sobie po niewielkim wizerunku kota na ciele, ale to historia na inny dzień.
- Triada, yakuza jest z Japonii - poprawił ją machinalnie i uśmiechnął się przepraszająco, znowu jego przywiązanie do szczegółów wzięło nad nim górę nim zdołał powstrzymać się. Wiedza ta zapewne nie była nijak potrzebna Brennie, no ale nie chciał, żeby miała mylne pojęcie o tych dwóch organizacjach.
Z drugiej strony, gdyby Thomas wiedział, że za drzwiami czeka banda albo nawet jeden z bandytów z którejś z azjatyckich mafii to wpadłby do środka pierwszy i nawet nie pytał o zdanie Brenny - tym razem jednak nie zachował się jak neandertalczyk. Tylko przepuścił ją przodem, nie mogli przecież poruszać się wszędzie jak paranoicy? A przynajmniej jeszcze nie.
Rozejrzał się po wnętrzu studia i ze zmarszczonymi brwiami przyglądał się wymianie zdań miedzy tatuażystą a Brenną. Dobrze, że to do niej zostało skierowane zaproszenie, bo jeszcze by był gotów zgodzić się i oddać się w ręce tego jegomościa - jedyne co go powstrzymywało to fakt, że nie przyszedł tutaj w tym celu i miał załatwić części do zegara - najpierw obowiązki potem przyjemności. - A już myślałem przez chwilę, że to co mówiłaś wcześniej to były żarty i zaraz będziesz sobie robić tatuaż na całe plecy, niczym wysoko postawiony szef yakuzy - zażartował szeptem tak, żeby tylko Brenna mogła go usłyszeć, na niektóre tematy lepiej nie żartować nie mając pewności jaki efekt wywrze to na nieznajomych. - Panie przodem - skinął głową i bez dalszego zwlekania ruszył za nią do zegarmistrza.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
17.09.2024, 15:49  ✶  
– Na pewno nie jesteś moim zaginionym bratem? – zażartowała Brenna, bo cóż, ona jedzenia… dobra, odmawiała, ale tylko kiedy nie do końca ufała tym, którzy je podają. A akurat wątpiła, aby w mugolskiej, chińskiej restauracji dosypywano do napojów albo makaronu veritaserum czy wywaru żywej śmierci. – Czytałeś Hobbita? – spytała, zamierając na moment i spoglądając na niego z zaskoczeniem. Nie spodziewała się tego, bo mugolska literatura nie była szczególnie popularna wśród czarodziejów, ani tych czystej krwi, ani półkrwi. Sama Brenna zakochała się w niej z powodu Thomasa Hardwicka, któremu podebrała Władcę Pierści, a jej miłość do książek mogła w dużej mierze być powiązana z tym, w jaki sposób działało widmowidzenie… czy właśnie to umiłowanie opowieści skierowało jej postrzeganie ku przeszłości. – Jakim cudem do tej pory tego nie odkryłam? – spytała, a kąciki jej ust uniosły się w uśmiechu. – Znasz też Władcę Pierścieni? Ach… Triada. Okay. To teraz chyba powinnam zapytać, po czym rozpoznać Chińczyka, a po czym Japończyka, żebym wiedziała, na którą mafię natrafiłam?
Przy tych ostatnich słowach pochyliła się lekko ku niemu, i zniżyła głos, bo mimo wszystko mogło to nie zabrzmieć w uszach niektórych Azjatów zbyt miło. Ale problem polegał na tym, że Brenna nie była nigdy ani w Chinach, ani w Japonii, a jej kontakt z tymi pierwszymi ograniczał się do luźnej znajomości z Morganem i kojarzenia paru panien Chang, tych drugich zaś nie znała wcale. Chociaż zaiste, gdyby czekali tam w zakładzie członkowie Triady albo Yakuzy, to by się nigdy nie doczekali, bo Thomas chciałby wejść pierwszy, a Brenna nie chciałaby, żeby wchodził tam wcale, i skończyłoby się na tym, że pobiliby się przed drzwiami.
Nie skomentowała już tematu magicznych tatuaży, ponieważ znaleźli się w obecności mugola, zachęcającego do tych absolutnie niemagicznych. I o ile Brenna taki magiczny, mający te specjalne efekty mogłaby ewentualnie rozważyć, chociaż jakoś szczególnie jej nie ciągnęło, o teraz tylko po rozmowie uśmiechnęła się przepraszająco do wyraźnie rozczarowanego Azjaty.
– A jakie tatuaże miewają na plecach szefowie Yakuzy? – odszepnęła do Figga za to, gdy otwierała drzwi do sąsiedniego zakładu. – Myślę, że jednak sobie podaruję, zwłaszcza, że nie wiem, co miałabym wytatuować. Feniksa? Wilka?
Wzruszyła lekko ramionami. Nic innego poza tym – symbolem Zakonu i jej własnym avatarem, totem, zwierzęciem przewodniczym – nie przychodziło Brennie do głowy. Ale i nie czuła potrzeby, przynajmniej na razie, aby umieszczać te znaki na skórze, może dlatego, że dotąd nigdy o tym nie myślała. Po co jej wilczyca na dłoni, skoro nosiła ją już w duszy, i ta zawsze tkwiła pod skórą Brenny, gotowa do pojawienia się?
Zakład, na pierwszy rzut oka wyglądał… mugolsko. Roiło się tu od zegarów i jakichś tajemniczych mechanizmów, które być może rozpoznałby ktoś, kto lepiej znał się na nich albo na świecie mugolskim niż Brenna. Zadzwonił dzwonek i zza drzwi wyłonił się mężczyzna, Azjata, znacznie od tatuażysty starszy, posiwiały.
– Dzień dobry. Byliśmy umówieni na zakup części. Do eeee… takiego nietypowego mechanizmu – powiedziała Brenna, niepewna, czy na pewno ma do czynienia z właściwą osobą i nie wpadli na mugola. Mężczyzna zmierzył ją spojrzeniem, bardzo uważnym, a potem machnął bez słowa ręką, wskazując, by ruszyli z nim na zaplecze. – Hm – mruknęła Brenna. Nie, nie dlatego, że uznała, że tam będzie Triada, czekająca, by na nich napaść, a po prostu: że chyba nie dziwiła się tatuażyście, że uznał mężczyznę za trochę dziwnego. Najwyraźniej nie chodziło tylko o bycie czarodziejem. – Ty to wszystko oglądasz, ja się zupełnie nie znam – zastrzegła, zerkając na Thomasa, zanim ruszyła za właścicielem zakładu.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#6
18.09.2024, 03:40  ✶  
- Czasami sam się zastanawiam - odpowiedział ze śmiechem na te insynuację, ale jakby na to nie spojrzeć to wieży krwi ich nie łączyły, chyba że gdzieś tam zdarzył się im mieć wspólną prapraprababkę, ale nie wiadomo nawet ile tych pokoleń wstecz trzeba by było zajrzeć i czy faktycznie ktoś by się znalazł.
Drgnął na pytanie o Hobbita - no tak, rzucił porównaniem, a przecież nie wiedział, że Brenna czytała dzieła Tolkiena, czasami naprawdę rzucał takimi skrótami myślowymi, jakby ktoś z kim rozmawia posiadał taką samą wiedzę jak on. Na szczęście trafił na kogoś kto też czytał te prozę, aż zaskoczony otworzył szeroko oczy. Zamiłowanie panny Longbottom do czytania powieści nie było dla niego tajemnicą, ale to, że sięgała też i po mogolską literaturę już owszem- a skoro rozpoznała imię "Smaug" to nie mogło być tak ,że nie czytała tych książek. - Czy czytałem? Udało mi się dostać nawet pierwsze wydanie! - aż mu się oczy zaświeciły na sam fakt, że będzie miał z kim porozmawiać o tym kiedyś. Książki wpadły mu w ręce całkiem przypadkiem, w jednym z wynajmowanych lokum podczas swoich podróży znalazł dzieła Tolkiena i tak zaczął je czytać nie mając nic ciekawszego do roboty i dał się ponieść. Był pod wrażeniem świata stworzonego przez tego mogolskiego pisarza - zupełnie wziął i stworzył nowy świat od podstaw z dużą dbałością o szczegóły. - Wiesz, pominęliśmy kilka spotkań naszego Klubu Książki, więc mamy nieco do nadrobienia. - zażartował i pokiwał entuzjastycznie głową. - Oczywiście, że czytałem, to moje jedne z ulubionych książek! Tak mnie wciągnęło, że przeczytałem wszystko w tydzień! - ale cóż ,to nie był czas na ekscytowanie się książkami, o tym będę mogli porozmawiać kiedy indziej, może po skończeniu zakupów, a może po prostu innego dnia. Teraz jedna wiedział, że maja kolejną rzecz, którą dzielą i mogą o niej porozmawiać. Nie żeby było coś o czym nie mógł porozmawiać z Brenną dobrze wiedział, że mógł przyjść do niej z dowolnym tematem, tak samo zresztą jak by przecież i on jej wysłuchał na każdy temat, nawet jeśli nie miałby o nim bladego pojęcia - ale to podczas samego opowiadania by co nieco się dowiedział. - Niestety, nie jestem w stanie ci powiedzieć, nie znam się aż tak. Słyszałem tylko, że triada jest bardziej brutalna, a yakuza posiada coś w stylu kodeksu honorowego, wiesz tacy przestępcy ale honorowi jak samuraje - choć liznął nieco wiedzy, to posiadał braki, szczególnie, że nie mógł zgłębiać każdego możliwego zagadnienia, choćby chciał poznać każdą kulturę i jej sekrety to jednak nadal był tylko człowiekiem, jego umysł co prawda chłonął informację, ale nie był jak gąbka.
- Chyba najbardziej popularne są smoki, przynajmniej według tego co wiem. Wiesz, kojarzone z siłą i potęgą, ale też bycie strażnikiem. Każdy z tatuaży jest unikatowy dla danej osoby bo ma obrazować życiową drogę i zawierać talizman na szczęście w dalszym życiu - chciałby móc z całą pewnością opowiedzieć o tatuażach yakuzy i ogólnie ich znaczeniu w japońskiej kulturze, ale niestety sam nie wiedział o nich zbyt wiele, dlatego mógł opowiedzieć tylko tyle, a może i aż tyle? Bądź co bądź, odkrył nieco tajemnicy przed kobietą. Zastanowi się co takiego mógłby sam sobie przenieść na skórę - w pierwszym odruchu pomyślał o kotach (jak na Figga przystało), ale zdał sobie sprawę, że gdyby miał się decydować na coś co będzie nosił do końca życia na swojej skórze to chciałby coś co będzie miało dla niego znaczenie - czyli po jednym symbolu związanym z najbliższymi mu ludźmi. - Albo smoka, pasowałby do ciebie jako obrończyni ludzkości - nie żartował w tym momencie, choć też nie przekonywał jej, to musiałaby być jeje decyzja o zrobieniu sobie tego na ciele.
Rozejrzał się po wnętrzu zakłada i aż się przeraził, co jak te zegary nagle zaczną w jednej chwili wybijać pełną godzinę? To musiało być szalone połączenie dźwięków i nie był pewien czy chciałby go doświadczyć. Już samo tykanie zegarów po dłuższej chwili mogłoby być irytujące, tak dużo ich tu było. Popatrzył na Brennę z rozbawieniem. - Ty płacisz, ja mówię? - rzucił rozbawionym tonem parafrazując słynne powiedzenie, kiedy szło się do pokoju nauczycielskiego w Hogwarcie z kimś jeszcze "ja pukam, ty mówisz". - Dobrze, możesz na mnie liczyć - nie zamierał się spierać, od początku przecież było wiadomo, że idzie tutaj aby nie zostałą oszukana i dostała te właściwą część do przygotowywanego zegara. Tworzyli zgrana parę, ona miała kontakty i potrzebne pieniądze, a Thomas wiedzę jakie części im będą niezbędne. Miał tylko nadzieję, że faktycznie dostana tutaj potrzebną przekładnię i sprężynę do naciągu, w życiu nie podejrzewałby, że takie rzeczy będą trudne do zdobycia - ale też nie robili byle jakiego zegara, potrzebowali niestandardowych elementów.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
18.09.2024, 19:08  ✶  
– Mam trzy wydania, w tym pierwsze, chociaż ono leży głęboko schowane, żeby ktoś przypadkiem go sobie nie pożyczył.
W tej chwili jeszcze szło dostać to pierwsze wydanie, bo cóż, mistrz Tolkien jeszcze żył, i nawet niektórzy mieli nieśmiałe nadzieje, że może coś kiedyś opublikuje. Chociaż dołączyć do swojej Luthien miał już wkrótce… Nie ciągnęła jednak tematu, bo gdyby już zaczęła mówić o Władcy Pierścieni, to pewnie szybko by nie skończyła, a byli tutaj jednak w dość konkretnym celu.
Którym absolutnie nie było robienie sobie tatuażu.
– Lubię smoki, ale tylko w książkach. Na pewno z żadnym się nie utożsamiam, a siła i potęga to takie trochę nie moje – stwierdziła, wzruszając lekko ramionami. – Te w książkach są… ciekawsze, wiesz, bo mówią, a te nasze nie – zdążyła rzucić jeszcze, zanim weszli do siedziby Zegarmistrza. Można by prawie pomyśleć, że ich mała działalność faktycznie była klubem książki, podczas którego dyskutowali o co ciekawszych powieściach. – Proszę cię, to brzmi jakbym była bohaterką jakiejś marnej książki – roześmiała się Brenna. – Role pierwszoplanowe nie są dla mnie.
Jak na taką miała za normalne dzieciństwo, za mało dramatów miłosnych w życiu – no dobrze, ten jeden, który się trafił, był nad wyraz spektakularny, ale Brenna miała wrażenie, że po Beltane dużo osób borykało się z zawirowaniami w życiu miłosnym – i była za bardzo… za bardzo Brenną. Właściwie to i ona, i Thomas, jakby tak się zastanowiła, nadawaliby się bardziej na drugoplanowane postacie, a bohaterką byłaby zapewne taka Millie czy ktoś… bardziej fascynujący z punktu widzenia narracji fabularnej?
Nie żeby jej to przeszkadzało.
Bohaterowie pierwszoplanowi zazwyczaj mieli trudne życie.
– Mogę i płacić, i mówić, ale nagadam wtedy takich bzdur, że ja się obawiam, że nie dostaniesz żadnych potrzebnych części, i potem będziesz siedział i płakał, próbując zmontować ten cudowny zegar z… w sumie sama nie wiem czego, na pewno wzięłabym coś bardzo dziwnego.
*
Zegarmistrz przekręcił klucz w zamku na zaplecze. Coś kliknęło i Brenna zastanawiała się, czy może bez tego klucza zostaliby poprowadzeni do zupełnie innego pomieszczenia niż do, do którego faktycznie trafili. Tu też było mnóstwo obcych dla niej rzeczy i komponentów, ale było… na swój sposób bardziej swojsko: jakieś dziwne, mechaniczne, latające pod sufitem ptaki, przedziwne klepsydry, w których piasek sypał się nie tak, jak powinien, stół, na którym leżało mnóstwo części, model jakiegoś zamku, wokół którego poruszały się zaczarowane figurki…
Korciło ją, żeby czegoś dotknąć, ale domyślała się, że to byłby z ł y pomysł, więc splotła tylko ręce za plecami.
– Przygotowałem elementy do zegara, także bazę tarczy – poinformował mężczyzna, podchodząc do jednego z regałów i wyciągając pudełeczko. [i] – Będziesz musiał odpowiednio nasycić magią wskazówki. Skoro mają symbolizować konkretne osoby, sugeruję użycie włosa lub kropli krwi każdej z osób. Jak zaprogramować sam mechanizm i użyć pieczęci zapewne wiesz sam[/b] – powiedział oschłym tonem, nawet na nich nie patrząc. Najwyraźniej nie był najmilszym człowiekiem pod słońcem, ale Brenna miała wrażenie, że geniuszom w swoim fachu to się całkiem często zdarzało.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#8
19.09.2024, 01:54  ✶  
W sumie to o tym nie myślał wcześniej, ale gdyby tak z okazji przebywania już w Anglii odwiedzić pisarza? Będzie musiał podsunąć ten pomysł jej kiedyś w przyszłości, bo wydawało mu się, ze Tolkien wykładał na jakimś uniwersytecie, a może to już przeszłość. Będzie musiał się dowiedzieć nieco więcej na ten temat i wtedy wróci z pomysłem do niej.
- Ale jesteś obrończynią ludzkości, temu nie zaprzeczysz - czy tego by chciała czy nie, jako jedna z głównych postaci w Zakonie
- To, że nie mówią to czasami ich błogosławieństwo, bo wiesz spójrz na takiego Kapitana, czasami by było lepiej żeby nie mógł mówić - był tego świadom, że jego kot wdał się za bardzo w niego, pyskaty, wyszczekany (nie to, że zna język psi), a do tego skory do żartów niezależnie od sytuacji. No ale kochał tego futrzaka i nie oddałby go za żadnego innego. - Tak mówisz a całkiem dobrze sobie radzisz z pierwszoplanową rolą, skupiłaś wokół siebie całkiem osobliwą zgraję ludzi - powiedział nieco rozbawiony stwierdzeniem Brenny, ale poniekąd ją rozumiał, też wolał spokojniejsze życie kogoś kto nie był tak wystawiony na widok publiczny. Zdecydowanie bardziej odpowiadało mu bycie czyimś pomocnikiem niż postacią wokół której krążyła opowieść. Chociaż z drugiej strony życie każdego z nich było opowieścią, w której oni grali pierwsze skrzypce, czy tego chcieli czy nie. Pokręcił głową, to nie był czas i miejsce na filozoficzne mrzonki.
- No właśnie, dlatego ja będę mówił, przecież chcemy aby ten zegar działał bez zarzutów, a nie mieć z tego radio czy ekspres do kawy - mrugnął do niej i chichocząc delikatnie.

Słysząc kliknięcie w drzwiach wiedział, że nie był to taki normalny zamek. Czyżby drzwi zegarmistrza były zaklęte i w zależności od użytego klucza prowadziły w inne miejsca? To dopiero był ciekawy efekt na zagospodarowanie swojej pracowni. Poczuł dreszczyk ekscytacji niemal zapytał mężczyznę o te jego drzwi, ale nie chciał być wścibski - domyślał się, że byłoby to połączenie zaklęć translokacyjnych z pieczęciami i runami. Będzie musiał siąść do książek i sprawdzić to - bo mogliby to wykorzystać do zabezpieczenia swojej pracowni, aby przypadkiem Mabel nie wpadła na jakieś jego rzeczy związane z klątwami.
- Widzę, że jest tutaj chyba faktycznie wszystko, pozwolisz że zerknę - nie oczekują w sumie na odpowiedź zerknął do pudełeczka podanego przez właściciela tego przybytku. Przez chwilę przyglądał się częścią ułożonym w środku, wszystko wyglądało na to, że nie brakowało tutaj niczego, najważniejsze elementy, czyli wspomniana baza i przekładnie tutaj były, jeżeli będzie potrzebował czegoś jeszcze to już będą to bardziej dostępne elementy, które być może nawet już będzie miał u siebie na stanie. - Tak, już o tym myślałem, krew jest o wiele lepszym nośnikiem, zwłaszcza z dominującej ręki - odrobił zadanie domowe, choć wiedział, że wielu czarodziejów może mieć opory przed oddaniem swojej krwi do takiej rzeczy, bo używanie krwi kojarzyć się mogło z czarną magią. No ale on potrzebował od nich dwie do trzech kropel, a nie szklanek ich krwi.
- Będziemy potrzebować jeszcze dwóch sprężyn, takiej wielkości - pokazał odległość palcami, brakowało ich w pudełeczku, a dobrze wiedział, że te do zegara powinny być wykonane w specjalny sposób, aby nie trzeba było ich szybko wymieniać. Kiedy to zegarmistrz dorzucił im to co potrzebowało skinął głową i popatrzył na Brennę.
- Mamy wszystko co potrzeba - dodał zamykając pudełeczko i chowając je do kieszeni, mógł co prawda spróbować przenieść je zaklęciem do swojego pokoju w domu Nory, ale wolał ograniczyć używanie magii na tych elementach. Odczekał teraz tylko aż Brenna uregeluje należność i będą mogli udać się z tego miejsca w swoją stronę.
***
- Dobra, ale jedzenie jest na mój koszt, bo pewnie i tak nie masz mugolskiej waluty - powiedział idąc powoli w stronę stoisk z jedzeniem, wiedziony oczywiście nosem, tego nauczył się podczas podróży, że zawsze najlepiej kierować się nosem jeżeli chodzi o kupowanie jadła na ulicznych straganach. Często te najlepsze miejsca wyglądały całkiem obskurnie, jednak wrażenia po spożyciu posiłków były nie do opisania.
I dopiero kiedy każde z nich kupiło to danie, na które miało ochotę opuścili Chinatown.
***
Później Thomas, kiedy już wrócił do siebie zabrał się za robienie zegara, wiedział, że będzie to trwało nieco dłużej niż samo złożenie mechanizmu i wykonanie wskazówek odpowiadających każdemu z członków Zakonu. Musiał odpowiednio nasączyć mechanizm magią, a do tego jeszcze nakładać pieczęcie w odpowiedniej kolejności, aby nie było problemów z działaniem zegara. Dobrze, że wcześniej zaopatrzył się w  obudowę, zwykły wiszący zegar, żadnych wymyślnych zdobień, nie miał rzucać się w oczy, miał odpowiednio działać, a nie zwracać na siebie uwagę. Od siebie zamierzał jeszcze dodać, aby w przypadku, gdy wskazówka przesunie się na "Zagrożenie życia" wydawał z siebie ostrzegawczy dźwięk, przecież nikt nie będzie się bezustannie wpatrywać w zegar, lepiej w jakiś sposób zwrócić na niego uwagę w kryzysowych sytuacjach. Nie spieszył się z tym co robił, nie dlatego, że uważał, że ma dużo czasu, ale tutaj liczył się precyzja ponad szybkość - za dzień lub dwa będzie mógł przedstawić Brennie efekt swojej pracy.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2125), Thomas Figg (2880)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa