15.09.2024, 17:01 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.09.2024, 15:17 przez Mirabella Plunkett.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Życie to przygody lub pustka
Charakterystyczne bramy, mnóstwo lampionów, zapach kurczaka i makaronów z pobliskich restauracji, tłum ludzi – po równo turystów i miejscowych Azjatów – to wszystko było dla Brenny swego rodzaju znakiem rozpoznawczym Chinatown. Nie znała tej dzielnicy dobrze: zapuściła się tu raz czy dwa jako młoda dziewczyna z ciekawości, kiedyś mieli tu wyjątkowo paskudną sprawę, dotyczącą rodziny azjatyckich imigrantów, ale nie miała powodów bywać tutaj często.
Chociaż gdy zajrzała przez szybę do jednej z restauracji, pomyślała, że może czasem warto.
– Musimy później wziąć coś do jedzenia na wynos – powiedziała, szarpiąc lekko Thomasa za ramię. Była rozproszona. Kolorowy tłum, nadmiar bodźców, zapachy i słowa w obcych językach, to wszystko nie ułatwiało skupienia, a przecież już myślała o wielu rzeczach na raz. O rejestrze zgonów, który dziś przeglądała pod kątem tajemniczych śmierci nocą, we własnych łóżkach, po tym jak napadnięto na Laurenta. O zachodzie słońca w ruinach w Dolinie Godryka, o wrzosowisku, i o tym, że wolałaby być tutaj z kimś innym, i o irytacji, jaka towarzyszyła tej myśli, bo przecież to pragnienie nie było wcale jej własne. Powinna woleć być tutaj z Thomasem. O zagadce zostawionej na miejscu zbrodni.
O częściach do zegara, który Thomas miał zbudować, i które podobno mógł sprzedać pewien chiński imigrant, który w swoim sklepie w Chinatown miał różny asortyment dla mugoli, i dla czarodziejów.
I o jednym z mieszkań w tutejszych budynkach, które zdawały się niewielkie i przepełnione, do którego powinna zajrzeć, i sprawdzić, dlaczego do cholery informator nie odpisywał na żadną wiadomość przez ostatni miesiąc.
A teraz przez moment myślała o tym, że ma ochotę na makaron z kurczakiem i sprawdzenie, czy ten chiński albo wietnamski, co tu serwowali, będzie smakował inaczej niż ten, którzy przyrządzała sama.
– Ciekawi mnie czasem, czy to wygląda w ten sposób, bo tęsknią za ojczyzną i chcą podkreślić swoją kulturę, czy to dla turystów – dodała, rozglądając się po ulicy i zerkając na kartkę z adresem. – W porządku, tam widzę chyba pralnię, za pralnią miało być studio tatuażu… strasznie tu ich dużo, myślisz, ze Azjaci lubią tatuaże? To coś kulturowego? – rzuciła, zerkając na niego, bo Thomas podróżował trochę więcej niż ona. – W każdym razie, przez to studio tatuażu da się przejść do tego sklepu z mechanizmami… Dlaczego nie może go prowadzić na Horyzontalnej, jak normalny… no jeden z nas… chociaż dobra, chyba wiem. Pewnie tam byłoby dużo drożej – westchnęła, wsuwając karteczkę z powrotem do kieszeni.
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.